[media]http://www.youtube.com/watch?v=2JxujsJ5reU[/media]
Trzy Wywerny otoczyły Venorę, próbując na wszelkie możliwe sposoby ranić służkę Helma. Walka jednak nie przypominała osaczenia, a wręcz przeciwnie. Panna Oakenfold dosłownie tańczyła między potworami odsuwając się od zasięgu zamaszystych ciosów ogonami.
Bastionem Rycerza parowała ciosy kolczastych skrzydeł oraz zwinnie uskakiwała przed gryzącymi paszczami bestii. Z boku wyglądało to na dramatyczną defensywę w wykonaniu rycerki, lecz tak naprawdę tylko jeden z ataków zdołał dosięgnąć policzka paladynki, pozostawiając na nim niewielką, krwawiącą ranę.
Venora posłała gniewne spojrzenie bestii, której udało się ją zranić i to właśnie na tym gadzie skupiła swoją uwagę. Pierwszy cios
Szponu Zimy przeciął powietrze poziomo, pozostawiając na paszczy potwora głęboką bruzdę, z której trysnęła ciemno czerwona posoka. Rycerka odpłaciła się potworowi tym samym, lecz to nie był koniec jej zemsty. Kolejny cios lodowego miecza spadł z góry łamiąc z łatwością kość utrzymującą skrzydło potwora. Gad zawył z bólu kompletnie tracąc kontrolę nad walką, a Venora dokończyła dzieła wbijając z niewyobrażalną siłą miecz w głowę wywerna dokańczając jego żywota.
Dundein radził sobie całkiem nieźle ze swoimi dwoma przeciwnikami. Jego młot był znacznie cięższy i wolniejszy od miecza Venory, ale kapłan wcale się tym nie przejmował i sprawnie wykorzystywał to w walce. Żelazna głowica jego młota dwukrotnie gruchnęła gada w korpus, sprawiając mu wiele cierpienia. Drugi z potworów wykorzystał ten moment i zajadle zaatakował skoncentrowanego krasnoluda. Trujące żądło przebiło płyty napierśnika i dźgnęło Dundeina w bark. Krasnolud odwrócił się w kierunku poczwary, a ta nadal nie ustępowała próbując go ugryźć i podrapać kolcem na skrzydle. Na szczęście brodaczowi udało się uniknąć większości tych ataków i wywern tylko raz trafił go kolczastym skrzydłem.
Wtem do akcji wkroczył raniony przez brodacza stwór. Ból w korpusie utrudniał ruchy bestii, lecz mimo wszystko i jej udało się dźgnąć Moradinitę w plecy swoim trującym żądłem. Na szczęście krasnoludy były wysoce odporne na toksyny i po Dundeinie nie było widać śladu osłabienia.
-
Moradinieeee!- krzyknął na całe gardło, biorąc kolejny wymach swoim młotem.
Kolejne dwa stwory osaczyły Segrid. Krasnoludka atakowała zaciekle, lecz jej buzdygan niewiele był w stanie zdziałać, gdy uderzał o twarde łuski bestii. Na szczęście mithrilowa zbroja przewodniczki była równie skuteczna przeciwko atakom gadów, co łuski tychże potworów.
Arlo również nie patyczkował się z gadem, który wybrał go sobie za cel. Młody mag zaczął inkantować zaklęcie, zanim stwór do niego się zbliżył, a kiedy już był blisko czarodziej unikając szczęk wywerna zbliżył się na niebezpieczną odległość i wiele ryzykując dotknął poczwary. Gad zawył głośno i jego ciało nagle, w mgnieniu oka zmieniło się w jaszczurkę wielkości ludzkiej dłoni. Mag uśmiechnął się pod nosem i rozdeptał zwierzę bez krzty litości.
Farafir miał najmniej szczęścia ze wszystkich. Dwa rozjuszone stwory otoczyły go, odbierając mu największy atut - możliwość strzelania z łuku. Żądło jednego z oponentów raniło łucznika w udo, lecz ten dzielnie starał się ignorować ból i raz po raz atakował długim mieczem. Agness niewiele wnosiła do walki. Jej buzdygan co prawda trafiał w kąsającego gada, ale stwór nie wyglądał jakby ciosy exkultystki robiły na nim wrażenie. Na szczęście jego ataki również nie potrafiły przebić się przez zbroję wojowczniki.
Dwie wywerny z zaciekłością gryzły, drapały i okładały ogonami paladynkę, ale nie udało im się ani razu przebić przez jej obronę. Venora wyczekała je i gdy jeden z jej oponentów chciał sięgnąć paszczą jej twarzy, ona odbiła jej łeb tarczą i zamaszystym ruchem głęboko przerysowała jej bok lodowym ostrzem. Z podłużnej rany polała się kaskada krwi. Bestia zaskrzeczała, ale jej ryk nagle się urwał, gdy kolejny cios paladynki zakończył żywot wyverny, pozbawiając ją łba. Panna Oakenfold uśmiechnęła się z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
-
I leż tam! - warknęła paladynka.
Kolejne, dwie gadziny nie odstępowały na krok kapłana Moradina. Jednej z nich udało się porządnie go poranić, podczas gdy krasnolud skupił się na drugim. Na szczęście od niego oberwał tylko ogonem. Dundein grzmotnął swym młotem trafiając wyvernę w udo. Niestety nadal nie wystarczyło to by powalić przeciwnika.
Segrid podobnie jak rycerka zgrabnie unikała ataku gadów, których pazury co najwyżej zgrzytały po jej pancerzu. Problemem natomiast dla krasnoludki było trafienie, w któregoś z jej przeciwników. W końcu udało się jej i łupnęła buzdyganem wyvernę w kark. Cios, choć Segrid włożyła w niego sporo siły, nie zrobił wielkiego wrażenia na gadzie.
W tym samym czasie czarodziej nie zrażony chaosem walki, wypowiadał kolejne zaklęcie. W tej chwili było widać wyraźnie, że wojenni magowie nerwy mieli ze stali, bo choć w koło kotłowały się potwory, Arlo skupiony był na rzucaniu czaru. A gdy wypowiedział ostatnie słowo i wskazał palcem jedną z wywern, ta odwróciła się i rzuciła zaciekle na swojego pobratymca, stając tym samym w obronie Farafira.
Dudniące odgłosy rozchodziły się po korytarzu za każdym razem, gdy golemy okładały się pięściami zaciekle, niczym dwóch pijanych dokerów w taniej karczmie i nie wyglądało by któryś miał ustąpić. Najmniej szczęścia spośród towarzyszy panny Oakenfold, miała tym razem Agness. Wszystkie jej ciosy chybiły. Czy to przez zmęczenie, czy nieuwagę, wyverny wykorzystały jej słabość i jeden z gadów trafił ją żądłem w bok. Exkultystka pobladła po tym i zachwiała się, co sprawiło, że prawie bezbronnie przyjęła na siebie ciosy pazurzastych skrzydeł przeciwnika.
-
Do mnie parszywce! - krzyknęła panna Oakenfold by odciągnąć w ten sposób wyverny od swoich kompanów, którzy gorzej radzili sobie z nimi niż ona.
Venorze udało się skupić na sobie uwagę dwóch potworów. Jeden zostawił Agness na pożarcie swojemu pobratymcowi, a drugi odpuścił Segrid. Nim bestie zbliżyły się do rycerki Arlo zdołał wesprzeć ją jednym ze swoich zaklęć, które jeszcze bardziej wzmocniły jej zdolności bojowe.
Segrid w tym czasie potarła dłonią jedną z run na swojej zbroi a ta zalśniła i lecząc wszystkich towarzyszy w pobliżu. Walka trwała w najlepsze. Wywerny kąsały i obrywały na zmianę. Jedne mniej, drugie bardziej. Bez dwóch zdań, to Venora przodowała w zadawaniu ran potworom, samej obrywając najmniej ze wszystkich awanturników. Krew tryskała na około, a kolejne potwory padały martwe na ziemi, ze zmrożonymi ranami. Wywerny widząc coraz gorszą sytuację na polu walki w pełni zwróciły uwagę na służce Helma, która nieprzerwanie cięła i dźgała żądlące jaszczury. Kompani wspierali ją atakując od tyłu, ale to ona tutaj grała pierwszoplanową rolę. Kiedy ostatni z jaszczurów padł martwy u stóp rycerki, ta czuła jak całe jej ciało zalane jest potem.