GATE - 1
-
Nie. - Claude-Henri odpowiedział na pytanie Bello. -
Inny smok. Tak przynajmniej sądzę. Tylko nie wiem, czy to na pewno jest serdeczne powitanie. Nie wiem, czy tutejsze smoki są stworzeniami stadnymi, czy terytorialnymi. I jak się będą odnosić do Alex, która nie do końca jest smokiem.
Kapral Flanigan zdawał się nieporuszony kolejnym rykiem. Zamiast tego wsparł kolbę Famasa na ramieniu, którego lufę wymierzył w niebo. Rzucił okiem po otoczeniu, skupiając się najbardziej na zebranych a zwłaszcza smoczycy.
- Uwaga! - zawołał Erick, starając się zwrócić uwagę pozostałych.
- Oficjalnie oznaczam to miejsce jako miejsce potencjalnego zagrożenia. Koniec przeprowadzania badań, dopóki Legia nie zabezpieczy okolicy. Zrozumiano? - mężczyzna odezwał się głośniej, jakby pouczał niesforne dzieci. Nim jednak “podopieczni” mieli okazję mu odpowiedzieć, kontynuował.
- Czy sama Alexis, lub ktoś z was wie już, jak odmienić naszą towarzyszkę w ludzką formę? Jeśli nie, to zalecam mojemu przełożonemu natychmiastowy odwrót do bazy.
-
Chcesz ją zostawić samą? Cywila? - spytał Claude-Henri.
-
Nie wiemy. Dopiero tu przyszliśmy, potrzeba na to czasu. Czy jesteś w stanie zidentyfikować gdzieś wśród łusek naszyjnik czy medalik, który dotknęła? - zapytała Leokadia.
- Chcę uchować waszą większą część - Erick odparł bez krzty zniechęcenia mężczyźnie. Po słowach Leokadii podszedł bliżej smoka, patrząc na niego wciąż z rezerwą.
- Był bardzo delikatny. Właściwe sam kamień ledwo dotknięty oprawą. Jednak wątpię, że nie zniszczył się po takiej transformacji - odezwał się jeszcze Flanigan, zerkając na szyję smoczej Alexis.
-
Jeśli przepadł, to może ta zmiana jest jednostronna? - Claude-Henri spojrzał na smoczycę z pewnym niepokojem. -
Ale może właśnie dzięki Alex zdołamy nawiązać porozumienie z przedstawicielami tutejszej cywilizacji? - zwrócił się do Ericka.
Alexis nie wiedziała co zrobić. Nie umiała się z nimi porozumieć, a Erick najwyraźniej chciał zobaczyć jaki ma kolor krwi. I jeszcze drugi smok, który może być zagrożeniem i dla niej, i dla nich. Popatrzyła na ludzi, którzy ją otaczali. Cóż, będą mogli podziwiać, jak się drze. Skoro nie umie dogadać się z nimi, może przynajmniej umie w smoczym. Wyprostowała się i wyciągnęła głowę do góry, zamachała skrzydłami i wydarła się tak, jak umiała. “Nie jestem wrogiem!”
Claude-Henri skrzywił się odrobinę, gdy wydany przez Alex ryk rozdarł powietrze.
-
Płuca to ty masz - przyznał. -
Krzyczysz na nas, czy mówisz coś do tamtego smoka? Kiwnij głową raz, albo dwa razy.
Smoczyca dwukrotnie kiwnęła głową i przysiadła czekając na odpowiedź drugiego smoka.
-
Chociaż coś wiemy - stwierdził Claude-Henri. -
Teraz przynajmniej coś wiemy. Poczekajmy, może Alex zdoła się z nim dogadać - zaproponował.
-
Właśnie! Może to okazać się to ważne dla naszej ekspedycji! - Henrietta żywo przyklasnęła słowom Kanadyjczyka.
-
Nie, nie ma mowy! Japończycy przeciw smokom musieli używać śmigłowców z wyrzutniami rakiet, a my nie mamy środków, żeby się z czymś takim mierzyć - postawił się Dada, który wreszcie zakończył proces oceny zagrożenia. -
Wynosimy się stąd i to natychmiast. Wszyscy - mówiąc to skierował wzrok również na smoczycę, w której ewidentnie nie widział bestii tylko tą sympatyczną dziewczynę, którą znał.
Karger już coś chciał powiedzieć, ale dowódca spojrzał na niego wymownie.
-
Alex, będziesz musiała trzymać się nisko przy ziemi, żeby to coś nie wypatrzyło ciebie między drzewami - polecił Bello. -
A chorąży... Będzie musiał sobie poradzić - dodał z trudem o tym oznajmiając.
Póki co na niebie było cicho, żadna odpowiedź na słowa Sorel nie pojawiła się.
GATE - 2
Mayers parsknął pod nosem po tym jak Mikhail zaczął rozdawać rozkazy.
-
Zostańcie tu, ja pójdę na górę - stwierdził i podszedł do schodów, po których ostrożnie zaczął wspinać się na górę. Pozostali czekali.
-
Czysto - zameldował z góry Legionista. -
Są kolejne schody, i jeszcze jedne na jeszcze wyższy poziom
-
Idziemy do ciebie - odparł Young i skinął głową na Claire, która już nie mogła ustać w miejscu. Dziewczyna zwinnie niczym sarenka przeskoczyła po stopniach wchodząc na wyższy poziom. Wkrótce wszyscy znaleźli się na drugim poziomie biblioteki. Wąski korytarz przedzielał półki na lewą i prawą stronę, a po jego środku stały schody.
-
No to idziemy dalej... - powiedział Dave i ruszył przed siebie.
Oddalali się coraz bardziej od miejsca z portalem, lecz nie znajdowali niczego poza schludnie ułożonymi na półkach książkami. Mayers szedł na przodzie, sprawdzając każdą alejkę nim pozostali do niej doszli.
-
Co... - Dave, zatrzymał się, zaskoczony czymś co zobaczył. Już zrobił krok w prawą alejkę, kiedy coś rzuciło nim w przeciwną stronę. Legionista poleciał w lewą alejkę, jakby uderzony przez wielką niewidzialną rękę i upadł z jękiem na plecy.
Young zareagował natychmiast unosząc karabin.
-
Schować się i nisko! - syknął do cywili i zaczął skradać się do alejki w której było coś co zobaczył Mayers.
-
Uważajcie to nie jest przyjazne! - warknął Dave, dając przy okazji znać, że żyje.
Normand ściągnął ciężki plecak i odstawił go ostrożnie na ziemię, starając się przy tym nie narobić hałasu. Jego zaufany rewolwer leżał już wygodnie w dłoni, odbezpieczył go więc tylko i wycofał się nieco w tył, tak aby mieć baczenie na alejki równoległe do tej w której krył się przeciwnik. Nie chciał by zostali oflankowani.
Mikail zrzucił plecak na podłogę i rzucił krótko do legionistów.
-
Pamiętajcie, że jesteśmy gośćmi! - Następnie wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Otwarta prawica powędrowała w kierunku alejki w której “coś” było. Mamrotał cicho w łacinie. Ot, “komendy” dla ugruntowania podświadomości na rzeczywistości i starał się rozszerzyć swoją aurę w kierunku tego “czegoś” wypełnioną spokojem i ciekawością.
Starania Niemca przyniosły efekt. W myślach zobaczył swoje otoczenie, które gęsto utkane było energią. Magią. A tam, za półkami stała sylwetka, której aura nie przywodziła na myśl nic dobrego. Istota natychmiast spojrzała na niego.
-
O kurwa! - zostało przerwane solidnym wybuchem. To co stało za półkami musiało to wywołać. Na podłogę posypały się książki i drzazgi z półek. Oczom wszystkich ukazał się tajemniczy osobnik.
Łysa czaszka, długie szpiczaste uszy, czarne białka oczu i siny kolor skóry. Ubrany był w ciemnobrązową szatę. Wyciągnął w kierunku Mikhaila rękę i wystawił tylko dwa palce - wskazujący środkowy - zupełnie jak dzieci kiedy bawią się, że mają w dłoni wyimaginowany pistolet. Niemiec poczuł, że ma ostro przesrane i instynktownie rzucił się na podłogę.
Ale nim cokolwiek się wydarzyło, rozległ się strzał.
Czarne plamy zaczęły rosnąć na boku ciała nieznanego osobnika. On sam w pierwszej chwili nie wyglądał na przejętego, że seria z karabinu Yunga poszatkowała mu ciało. Wziął do ręki fiolkę, którą do tej pory zwisała na sznurku u jego pasa i jednym haustem wypił jej zawartość. Upuścił fiolkę, która zbiła się jak tylko dotknęła podłogi i zrobił krok w kierunku Mikhaila. Ale noga się pod nim ugięła.
Obcy miał minę jakby po raz pierwszy w życiu coś go zaskoczyło. Upadł na podłogę, zalewając ją własną krwią, która była czarna jak smoła. Przyłożył dłoń do ran i... skonał, ale na jego twarzy pozostał grymas niedowierzania.