Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2018, 22:06   #95
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
W poszukiwaniu przewodnika i wizyta Sybill w świątyni Wszechstwórcy

Walkiria szybko opuściła karczmę "Ognisko" zostawiając Nedii pieczę nad wszystkim. Sama skierowała swoje kroki tam gdzie Kadle wspominał, że spotka przewodniczkę. Nie chcąc zostać poznaną, cały czas miała na głowę zaciągnięty kaptur. W chwili takiej jak ta tęskniła za czasami, kiedy nikt nie zwracał na nią uwagi i mało kto potrafił nazwać z imienia. Dłuższą chwilę zajęło Sybill znalezienie miejsce pobytu, a kiedy tam się znalazła, poddała się i zaczepiła postronną osobę.
- Gdzie znajdę Sesrea Arrol? -zapytała Arunsun, nie zrzucając kaptura z twarzy.
- Poszła sprawdzić nową karczmę. Podobno jakaś tam wybranka bogów coś tam otworzyła, ale nie ma to jak sikacze pod Zgniłą Cytryną - Mężczyzna czkając złapał za kolejny kufel przed sobą.
- Oh... - Sybill była zaskoczona. Najwyraźniej musiała się z przewodniczką minąć po drodze. - Dziękuję - rzuciła niedbale i odeszła, nim mężczyzna mógłby się zechcieć lepiej jej przyjrzeć. Arunsun ruszyła przed siebie zastanawiając się czy wracać. Już miała skierować kroki do swojej karczmy, kiedy przypomniała sobie, że w tym zamieszaniu zapomniała odwiedzić świątynię. Może i Axim jej nie towarzyszył, ale mogła spróbować znaleźć kogoś kto byłby w stanie jej poradzić jak sprawdzić czy jej ukochany nie został skażony złem, wtedy gdy stracił panowanie nad sobą.

Dlatego Walkiria przyśpieszyła i poszła wprost do miejsca kultu jej boga.
Jeden z kapłanów rozmawiał przed wrotami świątyni z zebraną grupą ludzi, pocieszając ich i doradzając. Następnych pewnie można spotkać w środku przy ołtarzu lub w dalszych kwaterach.
Sybill wciąż kryjąc się pod szerokim płaszczem i jego rozłożystym kapturze, minęła kapłana, nie chcąc mu przeszkadzać w posłudze. Weszła za plecami wiernych do świątyni. Przestąpiła kilka kroków aż znalazła się na środku wielkiej sali modlitewnej. Dopiero wtedy zrzuciła kaptur z głowy i potrząsnęła głową, by włosy jej się swobodnie ułożyły. Spojrzała na sufit, gdzie znajdowało się malowidło przedstawiające ogień oczyszczenia. Nie tak dawno temu była tu przyjmowana niczym wróg, uzurpujący sobie miano wybrańca. Teraz, po próbach, zapracowała sobie na szacunek nawet najwyższych kapłanów.
Pewnym krokiem, Arunsun skierowała się do ołtarz przy którym modliło się kilku kapłanów i kapłanek. Był to akurat czas kiedy wierni nie przebywali we wnętrzu świątyni, przez co w spokoju słudzy Wszechstwórcy mogli oddawać mu cześć. Sybill zatrzymała się za ich plecami, ale jej rozchodzący się echem stukot obcasów, sprawił, że kapłani wiedzieli, że do nich ktoś zmierza.
- Chciałam się poradzić was bracia i siostry w sprawie opętań - powiedziała od razu o celu swej wizyty.
- Zadaj swe pytania Pani - starszy kapłan pokłonił się kobiecie i podszedł parę kroków.
Sybill skinęła mu głową z szacunkiem.
- Jeden z moich towarzyszy został ugryziony przez pomiot przyzwany przez kultystkę Lamashtu. Stracił wtedy on kontrolę nad sobą i zaatakował swoich towarzyszy - przedstawiła sprawę dość ogólnikowo. - Po fakcie, gdy odzyskał świadomość, mówił, że odpłynął całkiem myślami do swej przeszłości i nie miał zupełnie świadomości co dzieje się z jego ciałem. Martwię się, że to opętanie mogło zostawić jakiegoś rodzaju piętno na moim towarzyszu.
Kapłan zamyślił się przez chwilę podpierając rękę o podbródek.
- Z opisu wygląda na to, że został zaatakowany przez pomiot szału. W zależności od natury pomiotu po ugryzieniu wywołują w swoich ofiarach na powierzchnię jeden z grzechów ukrytych w głębi serca. W tym przypadku był to ślepy, nieokiełznany szał bitewny. - Kapłan ponownie się zamyślił.
- Pojedyncze ugryzienie nie powinno stanowić problemu, ale niech unika następnych, bo może postradać zmysły lub samemu przemienić się w ohydny pomiot, bez szans na odwrócenie skutków. Magia Lamashtu nie bez powodu jest określana potworną.

Nagle boczne drzwi trzasnęły z wielką siłą skupiając uwagę wszystkich zebranych. W ciemnym korytarzu pojawiła się sylwetka kobiety o płonących oczach z wyciągniętym olbrzymim mieczem.
- Ha! Więc faktycznie istniejesz! - Mocno umięśniona blondynka o długich włosach wkroczyła do pomieszczenia. Zamachnęła się potężnym mieczem zdmuchująć drewniane klęczniki odgradzające ją od ołtarza. Powoli zbliżała się ku Sybill przypatrując się jej z uwagą. Wojowniczka była imponującej postury, równać mógł się z nią jedynie Grzmot lub Balkazar.
- Twoje oczy płoną, ale jaki artefakt podtrzymuje ich energię, co? - Kobieta zmrużyła oczy przypatrując się pospolitym szatom Sybill.
Arunsun musiała zadrzeć głowę do góry by spojrzeć w twarz nieznajomej, której nic a nic nie kojarzyła. Przyszło jej na myśl, że wojowniczka przybyła wraz z wojskami księżniczki i była nowa w mieście, dlatego nigdy wcześniej mogła jej nie widzieć.
- Owszem istnieję - zaczęła Sybill mrużąc nieco oczy. Nie miała pojęcia czego się spodziewać po nieznajomej, a jej pytanie nawet zbiło ją z tropu. "Czyżby miała na myśli tarczę?" pomyślała. - Moja moc pochodzi wprost od samego Wszechstwórcy - odparła w końcu z przekonaniem w głosie.
- Hmh, czyli kleryczka - parsknęła i stwierdziła kobieta. Odwróciła się stronę kapłana.
- Nie była wam na rękę wojownicza walkiria, więc sobie zrobiliście nową pasującą bardziej do waszych dogmatów? Wywodzącą się z kleru? To wiele ułatwia prawda? - Kobieta wręcz kpiła sobie ze starszego kapłana.
- Do ciebie mała nic nie mam, jesteś mi nawet na rękę. Ja odbiję miasto, a ty dalej przejmuj na siebie spojrzenia tłumów. - Kobieta przewiesiła miecz na plecy i puściła rękojeść. Płomienie w oczach zgasły i pojawiły się niebieskie źrenice. Jej masywna sylwetka powoli zmalała i zrównała się rozmiarom Sybill. Kilka szybkich ruchów palcami poprawiło dosyć skromny za duży strój. Zrównała się ramię w ramię z Sybill.
- Skoro twoja moc pochodzi od samego Wszechstwórcy to powiedz mi, jak wyglądał, gdy go spotkałaś? Co ci powiedział? - Wojowniczka ruszyła przed siebie i wyszła zostawiając Arunsun z pytaniami.

Walkiria czuła się rozbita tym nagłym niczym huragan spotkaniem z kobietą, która zdawała się nie mieć do nikogo szacunku. Jej słowa ubodły Sybill i wywołały w niej nieprzyjemne wątpliwości. I te płonące oczy... "Kim ona jest?!". Arunsun nie zamierzała tego tak zostawić. Ruszyła biegiem za nieznajomą.
- Za kogo się masz, że tak bezczelnie zakłócasz spokój świątyni? - rzuciła zezłoszczona Sybill do jej pleców, a echo jej słów poniosło się wysoko pod sklepieniem dachu budowli.
- Jestem Sagila Maakrin, przywódczyni Złotych Lwów, a przede wszystkim Walkirią Wszechstwórcy! Jestem jego siłą, gniewem i furią domagającą się sprawiedliwości za wszystkich wymordowanych mieszkańców i ich rodziny. Przeszłam przez wszystkie jego próby, jako jedyna wykazałam się spośród wszystkich kandydatek. - Kobieta gniewnie spojrzała na Sybill. - Kim jesteś ty?
-Ja... - zaskoczyło ją to nagłe zainteresowanie skierowane ku niej równie bardzo jak przedstawienie się nieznajomej jako Walkiria. - Byłam kapłanką Wszechstwórcy, łatającą rannych żołnierzy na froncie. Do czasu, aż nie poległam w walce. Wtedy zostałam wskrzeszona przez samego boga i wyniesiona do roli jego Walkirii - odpowiedziała nie spuszczając swojego płomiennego spojrzenia z kobiety.
- Tak po prostu nie zostaje się Walkirią, nie ma drogi na skróty. Nie masz nawet przy sobie niebiańskiego artefaktu. Oczy nie powinny płonąć tak długo, niebiański płomień konsumuje życiową energię, przyspiesza spalanie się organizmu w zamian za moce Wszechstwórcy, Powinnaś dawno się przewrócić i być niezdolna do ruchu. Albo jesteś nieudolną podróbką stworzoną przez kapłanów, albo jakąś anomalią.
- Kapłani nie mają nic do tego, a choć byli do mnie negatywnie nastawieni to przeszłam każdą próbę jaką mi postawili i to na oczach wiernych - odparła z przekonaniem Sybill. - Moje oczy płoną odkąd tylko powróciłam do życia i nie zapowiada się by to miało się zmienić. I nie, nie wypala się przez to moje życie. Powiem więcej, nigdy w życiu nie czułam się tak dobrze jak teraz - Arunsun mówiąc to miała nieustępliwy wyraz na twarzy. - Zostałam stworzona przez samego Wszechstwórcę - dodała z przekonaniem.

- Heh, zadufani kapłani nigdy nie rozczarowują, oh próby kapłanów nie mają znaczenia, to zabawa pod publiczkę. Prawdziwe próby zsyłają niebianie Wszechstwórcy. Pewnego poranka zjawia się taki świetlisty przezroczysty jegomość z wolą bożą. Odnajdź niebiańską tarczę w pradawnych katakumbach na dnie jeziora i zostaw na arenie jako nagrodę w igrzyskach. Odnajdź niebiański miecz tkwiący od wieków w brzuchu czarnego smoka. Masz pojęcie jak trudno jest odnaleźć konkretnego smoka? Ile lat zajmują podróże, badania i tropienie? Ehhh… - kobieta pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
Sybill odetchnęła przeciągle. Była zdumiona słysząc skąd jej tarcza znalazła się na arenie, ale nie chciała uwierzyć, że ten przedmiot był jedynym powodem, że zmartwychwstała. To był tylko przedmiot bo prawdziwą bronią bożą była przecież ona sama.
- Jedyna świetlista istota jaką spotkałam to ta, która objawiła się mi kiedy oczyszczałam z plugastwa studnię, skażoną przez moce Lamashtu - stwierdziła. - Nie chcę się licytować kto jest lepszą Walkirią... Choć do tej pory myślałam, że jestem jedyną żyjącą. Mamy wspólny cel. Nie traćmy sił na kłótnie - wyciągnęła ku niej rękę. - Jestem Sybill Arunsun - przedstawiła się jej.
Sagila uśmiechnęła się, w taki sposób jak drapieżnik chwilę przed rozszarpaniem ofiary. Wyciągnęła rękę i zacisnęła dłoń Sybill. Ręka została prawie zgnieciona w mocarnym uścisku, tak że nie dało się jej wyciągnąć. Po dwóch podjętych próbach uwolnienia się, Arunsun znieruchomiała i w napięciu czekała nie wiedząc co Sagila planuje jej zrobić. Maakrin w drugą rękę ujęła miecz, a jej oczy zabłysły płomieniami. Jej wargi poruszyły się wypowiadając niezrozumiałe słowa, a zaciśnięte dłonie kobiet zaświeciły słabym błękitnym światłem. Słowa wciąż były wypowiadane, a światło zmieniało barwy co kilka chwil.
- Interesujące, mówisz prawdę lub mówisz to co uważasz za prawdę. Jednak jedno jest pewne, twoje oczy są prawdziwe i mają swój własny koszt, który zbiera już żniwo. - Kobieta poluźniła uścisk na swojej broni, a jej oczy wróciły do normy, poluźniła również chwyt na dłoni Sybill i chwyciła ją jak należy potrząsając nią lekko. Jej drapieżny uśmiech zmienił się w łagodny wyraz, prawie smutny. - Cóż może te miasto nie jest tak małe, jak mi się wydaje i pomieści dwie Walkirie. Zabawiłam tu już i tak za długo, muszę iść. Bywaj. - Ruszyła do wyjścia zamaszystym krokiem znikając za wrotami.
Arunsun dopiero po jej wyjściu zdała sobie sprawę, że wstrzymywała oddech obawiając się co też druga Walkiria chciała jej zrobić, a po jej minie należało zakładać, że nie było to nic dobrego. Odetchnęła, ale nie poczuła ulgi. Martwiła się co tamta miała na myśli mówiąc, że jej moc również ma swój koszt.

Sybill wciąż nieco wstrząśnięta tym spotkaniem, rozcierając obolałą dłoń, odwróciła się w końcu ku kapłanom.
- Mam nadzieję, że nie będzie ona już wam ubliżać - powiedziała do nich i po lekkim skinieniu głowy ruszyła do wyjścia, ale jej krok był powolny, nie chcąc przypadkiem ponownie napotkać tamtej Walkirii.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline