Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2018, 22:23   #281
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Na tej imprezie Laurie nie wyglądała na Jedi. Ubrana w długą granatową suknię i srebrne buty na wysokim obcasie, z bransoletami z platyny na nadgarstkach. Zdecydowanie preferowała modne i gustowne, dobrze skrojone stroje ponad powłóczyste biało-beżowe szaty, z którymi byli tak bardzo kojarzeniu użytkownicy Mocy. Ale ten zabieg miał swoje dodatkowe plusy. Hayes już jakiś czas temu zauważyła, że atrybuty Jedi takie jak właśnie toga sprawiały, że tworzyła się ta niewidzialna bariera w relacjach. Kiedy była ubrana "normalniej" osoby w otoczeniu lepiej akceptowały i chętniej wchodziły w rozmowę. Dziś miała skłonić do mówienia emerytowanego admirała. Szukała sposobu na to i okazji, a ta nadarzyła się, gdy Rayes Forfanson odłączył się od grupy osób, z którymi do tej pory rozmawiał, by najwyraźniej odpocząć od tematu, nad którym tamci się rozwodzili. Skupiła się więc na mocy, by nie zwracając na siebie uwagi innych, zbliżyć się do zapatrzonego w eksponat siwego mężczyzny.

-Panie admirale Forfanson - odezwała się przyjemnym dla ucha głosem, zrzucając ze swojej sylwetki zasłonę Mocy. - Czy zechciałby pan wyrazić swoją opinię o eksponatach w muzeum? Szczerze przyznam, że moim osobiście ulubionym jest replika pancerza Mandalora, z wojen mandaloriańskich
Mężczyzna aż zamrugał z zaskoczenia, jakby niedowierzając swoim oczom. Chwilę wpatrywał się w nią, jakby próbując sobie przypomnieć kim jest, ale głęboko zakorzeniona w nim etykieta przeważyła i odpowiedział:
- Ciekawa, choć mogli darować sobie ten ślad po mieczu świetlnym. Przecież nie ostał się żaden świadek tamtej walki… - zrobił kwaśną minę. - Przepraszam bardzo, ale nie mogę sobie Pani godności przypomnieć, mój stary umysł płata mi już figle - podał standardową wymówkę.

- Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać - odpowiedziała mu tonem, jakby nie chciała by się obwiniał za nie kojarzenie jej osoby. - Nazywam się Laurienn Hayes - przedstawiła się.
- Pani jest… - mężczyzna zmarszczył brwi, jakby szukając jej imienia w swojej pamięci. - Hmmm… - sapnął. - Pani jest… - powtórzył się - żoną… tego Jedi? Pani też jest Jedi! - żachnął się i zrobił krok w tył.
Pomimo jego zachowania blondynka nie straciła ciepłego uśmiechu.
- Zgadza się, mój mąż pełni funkcję Wielkiego Mistrza w Akademii Jedi - powiedziała spokojnym tonem. - I tak, ja również jestem wrażliwa na Moc - dodała. - Proszę się nie obawiać. Ja nie gryzę - stwierdziła na koniec.
Stary admirał oddychał ciężko, jakby był po długim biegu. W końcu jednak się opanował.
- Po prostu… zaskoczyła mnie pani. Czego Jedi tutaj szukają? Swojej dawnej wojennej chwały? - spojrzał jeszcze raz na replikę pancerza Mandalora, ale tym razem zupełnie inaczej niż wcześniej.

Choć reakcja weteran wielu bitew bardzo rozbawiła Laurienn to nie dawała tego po sobie poznać. Ten czas spędzony pośród Czerwonych sprawił, że do perfekcji opanowała okazywanie tylko tego co chciała.
- Każde z nas służy Republice w taki sposób w jaki najlepiej potrafi wykorzystać swoje talenty - odparła nie okazując najmniejszych oznak by jego słowa ją uraziły. - Ze wszystkich sił Republiki, chcąc czy też nie, Jedi przeszli najdalej idące... restrukturyzacje - dodała, a jej osoba zdawała się być żywym przykładem na to.

- Nie da się ukryć - przytaknął. - Wcześniej małżeństwa Jedi były nie do pomyślenia. Czyli teraz pozwalacie sobie na znacznie więcej?
- Zdecydowanie - skinęła głową, a na jej twarzy pojawiło się zadowolenie. Zaczęła wpływać na Moc, by osłona otoczyła ją i jej rozmówcę, żeby nikt im nie przeszkadzał. - Błędy można popełniać, to żadna ujma. Lecz nie uczenie się na błędach jest już karygodne. Dlatego też obecne pokolenie Jedi jest już inne. Powiem panu szczerze, że gdyby nadal obowiązywały zasady jakie panowały w zakonie to nigdy bym nie chciała do niego dołączyć - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
Na jego twarzy pojawiło się zdumienie.
- Ale… Czy teraz przez to nie macie dostatecznej kontroli… To znaczy… - przez chwilę brakowało mu słów. - Uważam, że poprzednia Rada Jedi była zbyt miękka, zbyt łatwo odpuścili tym młodym, którzy zignorowali ich polecenia. Gdyby trzymali ich krótko, to nie doszłoby do drugiej wojny, zaraz po pierwszej.

- Poprzednia rada wykazywała się sporą dozą ignorancji - odparła na jego słowa, ale nie było w jej wypowiedzi złości, jedynie chłodna ocena. - Czy próbował pan kiedyś zmuszać swoich żołnierzy do całkowitego zaprzestania okazywania emocji? - zadała retoryczne pytanie. Bo od razu kontynuowała swoją wypowiedź. - Nad emocjami należy uczyć się panować, a Zakon zwyczajnie ignorował ich istnienie. Chyba nie muszę wspominać co się dzieje w głowach dorastających osób, którym wmawia się, że nie mają prawa czuć tego co czują - westchnęła ciężko. - Dodajmy do tego zaawansowane szkolenie bojowe i mamy mieszankę bardzo niestabilną i wybuchową.
- Dokładnie tak! Zupełnie nad tym nie panowali, a wmawiali coś zupełnie innego - aż poczerwieniał z emocji, ale spojrzał na Laurienn odrobinę łaskawszym okiem. - Trzeba było nam tą walkę zostawić, a byśmy sobie poradzili w końcu.

- To była banda nastolatków, którą ich opiekunowi ignorowali - powiedziała. - Nie mi się o tym wypowiadać znam jedynie zapisy z archiwów. Pochodzę z Korelli, a na niej nie odczuwało się wojen. Może poza tym, że więcej rąk do pracy przy budowie i obsłudze statków potrzebowano... - wzruszyła ramionami. Hayes zdecydowanie nie kryła swojego charakterystycznego akcentu. - Rozumiem jednak, że pana tamta wojna dotknęła osobiście. Przykro mi z powodu pana syna.
- Dawne dzieje, ale dobrze, że rozumiesz co oni uczynili - pokiwał głową. - Jak tam wam teraz idzie? Z tego co wiem, to niedużo was zostało - zdecydowanie admirał nie był przeciwnikiem Jedi, w jego głosie była teraz troska.

- Jest dobrze. Dziękuję za troskę. Stopniowo zmiększamy nabór na padawanów - odpowiedziała. - Nie śpieszymy się, bo wiadomo, że to w niczym nie pomaga. Działamy w granicy naszej wydolności operacyjnej. Z cienia zdecydowanie łatwiej nam się pracuje. Mocno działamy w temacie Czerwonego Krayta. Czy wiedział pan, że rozpracowanie jego założycieli należy do jednych z naszych osiągnięć?
- Nie wiedziałem, ale gratuluję. To ta banda piratów z Zewnętrznych Rubieży?
- Dokładnie ci sami - skinęła głową. - Kilku z nich straciło już głowy. Ale rozumie pan, że z nimi jak z gizkami, jeśli się nie wybije do ostatniej sztuki to się znów rozpanoszą.
- Tak, zawsze jakieś szumowiny w tych dzikich regionach będą obecne. A ci to chyba ostatnio za bardzo urośli.
- Też tak uważam - zgodziła się z nim. - Doszliśmy do punktu, w którym tylko flota republiki może osiągnąć sukces. Ale należy działać prędko.
- Umm… Chyba tak… - zawahał się, ale trudno mu teraz było zmienić tor, na który prowadziła ta rozmowa.

Uśmiech Laurie nieznacznie się powiększył. Była zadowolona z siebie, że przez te kilka miesięcy jakie ukrywała się w Akademii nie straciła swojego drygu do prowadzenia negocjacji. Teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jej tych wyzwań brakowało. Zdecydowanie polityka była tematem, w którym czuła się jak ryba w wodzie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline