Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2018, 14:38   #285
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Blondynka uśmiechnęła się z rozczuleniem do Wielkiego Mistrza, gdy tylko pojawił się w sali. Jednak gdy zajął swoje miejsce, Laurienn spoważniała i czekała na pozwolenie by mówić, a gdy takowe otrzymała, skinęła głową.

- Cóż, zrobiłam tyle ile byłam w stanie - zaczęła, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Oczywiście robiła to tylko po to by wprowadzić mistrzów w stan wyczekiwania i niepewności. - Pomówiłam z admirałem i stwierdził, że nie ma innego wyjścia jak poprzeć decyzję Admirała Onasiego, a my mamy osobiście przypilnować, by wszystko się udało - gdy skończyła mówić, na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
- To dobrze, bardzo dobrze - stwierdził od razu Atton z poważną miną, a Mical mu przytaknął skinieniem głowy. - W tym momencie zaczyna się liczyć każdy dzień. Dostałem potwierdzoną informację, Mandalorianie załatwili Schuriga, jednego z dziewiątki Czerwonego Krayta.
- Nieźle - skwitowała to Brianna. - To na pewno ich zaboli.

- Będą się mścić. Ta ścieżka jest dawno przetarta i wielu nią podąża - szepnęła cicho Visas.
- I na to w tym momencie liczymy - rzekł Mical. - Schurig miał pod sobą ponad jedną trzecią sił najemników. Na pewno spora część z nich teraz odpadnie, ale sądzę, że Sladek i Zero raczej zdołają nad nimi zapanować. W każdym razie to dla nich olbrzymi cios wizerunkowy. Praktycznie ucina im wszelkie możliwości negocjacji z następnymi układami i zasiewa wątpliwości w tych z którymi już się dogadali. W końcu jeśli nie mogli zapewnić bezpieczeństwa samym sobie, to jak mają zamiar to zrobić innym? Jedynym wyjściem dla Czerwonego Krayta jest teraz szybki kontratak i pokazanie, że nie można z nimi zadzierać.
- Czyli spodziewacie się… - wtrąciła się Yuthura. - rajdu Czerwonych na Mandalorian?
- Tak - potwierdził Rand. - Taki był cel planu jaki przedstawiłem Mandalore’owi i on na to przystał. Zabójstwo Schuriga było prowokacją. Mandalorianie przyjmą na siebie atak głównych sił Czerwonego Krayta i w trakcie bitwy uderzy flota Republiki.
- Zginie mnóstwo Mandalorian - zauważyła Ban.
- Mandalore przystał na ten układ - odpowiedział Mical z kamienną twarzą.
Yuthura wydawała się mieć coś do powiedzenia, ale zachowała to dla siebie.

- Och, ładnie to sobie wymyśliliście - pokiwała głową Hayes, rozmyślając jak ta konfrontacja może wyglądać, ale po dzisiejszych politycznych potyczkach nie miała zbyt wiele pomysłów co do tego. Zauważyła jednak reakcję twileczki. Spojrzała w jej kierunku. - Mistrzyni, a ty co o tym myślisz? - zachęciła ją.
Yuthura wzięła głębszy oddech zanim odpowiedziała.
- Dwie sprawy. Pierwsza, to nie jestem za tym, żeby w pełni ufać Mandalorianom. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo lubią walkę, ale nie będą ginąć dla nas od tak. Na pewno mają w tym swój własny cel. I druga sprawa… Zrzucanie odpowiedzialności na innych, skazywanie ich na konieczne ofiary… Nie jest zbyt po drodze z… - zawahała się na sekundę - ścieżką Jedi.
Visas siedziała z pochyloną głową, a słuchająca uważnie Brianna przeniosła pytające spojrzenie na Micala i Attona.
Obaj byli jednak pewni swoich racji, nawet nie zerknęli na siebie porozumiewawczo, kiedy Mical odpowiedział:
- Mandalorianie są naszymi sojusznikami, choć może się to wydawać nieprawdopodne. Sam Mandalore był naszym towarzyszem podczas podróży z naszą Mistrzynią. Mamy wspólny cel i do niego dążymy, a tym jest silna i zjednoczona Republika. Obopólne zaufanie zostało przez nas wypracowane na wielu polach bitew. Jeśli chodzi o poświęcenie się Mandalorian… To jest po prostu taktyka bitewna i najbardziej optymalne rozwiązanie. Nic więcej.
- Bitwę przy Malachor V nazwałbyś tak samo? - dopytała cicho Yuthura.

Mical zamarł z na wpół otwartymi ustami. Atton też zamilkł na ten moment.

Laurienn przysłuchiwała się temu, ale jak raz nie wiedziała co powiedzieć. Po prawdzie to nie była pewna, czy jakkolwiek miała prawo się wypowiadać na te trudne dla wszystkich tematy. Znała je jedynie z zapisów w archiwach, bo Mical nie był chętny opowiadać o tym z własnej perspektywy.
- Teraz już i tak za późno na zmianę planów, bo za daleko to poszło - odezwała się w końcu Hayes. -[i] Mistrzyni Ban ma jednak słuszny pogląd na to, który powinien być uwzględniony przy dalszych naszych działaniach.

Ciężka cisza wisiała jeszcze przez chwilę w powietrzu. Wreszcie nielubiąca stawiać trudności na swojej drodze Brianna przejęła inicjatywę.
- Skoro mamy to już za sobą przykre wspomnienia to skupmy się na tym co teraz nas czeka. Będziemy wspierać Mandalorian w walce na powierzchni ich księżyca?
- To się okaże - odpowiedział Mical. - Chcę utworzyć drużyny uderzeniowe i posyłać je w celu pojmania bądź eliminacji punktów dowodzenia Czerwonego Krayta. W zależności gdzie się one będą znajdować, tam będziemy toczyć naszą bitwę. Planem naszego działa, zorganizowaniem drużyn uderzeniowych i koordynacją działań z Mandalorianami zajmie się Laurienn.

Po usłyszeniu swojego imienia Hayes zrobiła nieco zaskoczoną minę. Już miała zamiar zaprzeczyć, że nie jest to najlepszy pomysł, ale... Nikt tak jak ona nie znał schematów działania Czerwonych jak ona sama. Znała Sladka na tyle, że spokojnie mogła zakładać, że przez te pół roku nic nie zmienił w swoich planach, a nawet istniała szansa, że nadal postępował wedle tego co ona sama wcześniej ustaliła, gdy była Laną Derei.

- Dobrze, tak będzie - odparła w końcu, z lekkim uśmiechem.

- Kiedy wyruszamy? - dopytała białowłosa mistrzyni Jedi.

- Potwierdzenie śmierci Schuriga otrzymaliśmy dwa dni temu - poinformowal Atton. - Zebranie sił zajmie Czerwonym co najmniej dwa tygodnie, czyli w okolicach trzech do czterech tygodni można się spodziewać ich ataku. Na Dxun mamy raptem pięć dni lotu, więc musimy w ciągu maksymalnie dziesięciu dni uporać z załatwieniem formalności związanych z uruchomieniem floty admirała Onasiego.
- To będzie na mojej głowie - wtrącił się na krótko Mical.
- Dobrze byłoby spotkać się wcześniej na Dxun i przygotować plan obrony wspólnie z Mandalorem. Dasz radę zebrać swoich najemników w ciągu tygodnia? - Rand zwrócił się do Korelianki.

- Zależy gdzie ich wszystkich rozniosło - przyznała szczerze Laurienn, że na tą chwilę nie jest w stanie mu dać odpowiedzi na to pytanie.
- Zajmij się tym priorytetowo - przykazał Mical. - Powinniśmy ruszyć wszyscy na Dxun. W Akademii zostanie tylko ty Visas. Najmłodsi padawani się ciebie najbardziej słuchają.
Mistrzyni Marr skinęła tylko głową w podziękowaniu za tą decyzję. Ona miała oczywiste drugie dno. Miraluka unikała rozwiązań siłowych od momentu odtworzenia Akademii.
- Brianno wytypuj tych padawanów, których uważasz za gotowych do udziału w tym starciu - dodał Mical. - Na tą chwilę to wszystko. Bierzmy się do pracy.

- Niezwłocznie zajmę się swoim zadaniem - zapewniła grono mistrzów Hayes. Co prawda nie widziała by padawani nadawali się do tej misji, ale swoją uwagę zamierzała pozostawić na czas gdy znajdzie się sama z Wielkim Mistrzem.
Atton wstał jako pierwszy, za nim podążyła od razu Visas. Yuthura i Brianna spojrzały na siebie i wyszły razem. Od czasu jak obie się dowiedziały o tym jak wkręcił je pewien arkaniański najemnik, zostały prawie najlepszymi przyjaciółkami.

- Cieszę się, że pozwoliłeś mi wrócić do akcji - powiedziała Laurie do Micala, gdy tylko oni już zostali w sali. Skierowała się do drzwi, ale nie wyszła, tylko czekała aż mężczyzna do niej dołączy. - Wiesz, sądzę, że nie należy zabierać padawanów na tą misję. Są jeszcze na to za młodzi - zaczęła.
- Nie miałem na myśli tych którzy są jeszcze w Akademii, tylko Urdneta, Rava, oraz Mnenmena i Derie’ta. Może nawet Rica by się sprawdziła. Dla Urdneta w sumie to może być próba na Rycerza, decyzja ostatecznie należeć będzie jednak do Brianny.

- Mimo wszystko... - choć jego wypowiedź miała dużo sensu to jednak Hayes wolałaby żeby wspomniani zostali w Akademii, gdzie byli bezpieczni. Odkąd urodziła była znacznie bardziej opiekuńcza względem młodszych niż to było do tej pory. - Wracajmy do naszej kwatery, bardzo tęskni mi się za naszym skarbem - uśmiechnęła się promiennie.
- Chodźmy - odwzajemnił uśmiech, choć widać było, że teraz losy całej galaktyki mu siedziały w głowie.

***

Płacz było słychać już na korytarzu do którego para Jedi wyszła z windy. Laurienn od razu zaniepokoiła się i zapewne rzuciłaby się biegiem, ale Mical objął ją i uśmiechnął się, dając jej do zrozumienia, że niepotrzebnie się martwi. Nie mniej oboje szybkim krokiem dotarli do drzwi ich kwatery mieszkalnej. Po otwarciu drzwi płacz znacznie się nasilił, dając do zrozumienia na ile solidne ściany tłumiły dźwięk. Weszli do środka i ujrzeli padawankę, która z całych sił starała się uspokoić niemowlę trzymane na rękach.
Laurienn od razu przejęła synka od niej i rozpoczęła od dokładnej inspekcji czy jej synek jest cały i zdrowy. Zawsze to robiła gdy wracała po nieobecności do niego, nawet gdy nie było jej zaledwie kilka chwil, dlatego też wszyscy zdążyli się przez te cztery miesiące przyzwyczaić do jej zachowania, nie doszukując się w nim drugiego dnia.

- Dziękuję Zija, jesteś prawdziwym wybawieniem - powiedziała Hayes do dziewczyny.
- Zupełnie nie wiem czemu płacze, jest przebrany, nakarmiony i wyspany... - padawanka załamywała ręce.
- Po prostu zebrało mu się na marudzenie - stwierdziła Jedi, starając się pocieszyć dziewczynę, żeby się nie obwiniała za to. Nie mniej czuła zaniepokojenie, bo mogło go coś boleć, kolki dostać...
- Obudził się z płaczem i tak od tamtej pory nie przestaje - przeżywała dalej Zija.


- Spokojnie. Pamiętam, że moja siostra też była strasznie płaczliwa, więc to już takie rodzinne - zażartowała sobie Hayes, choć nie było jej wesoło, kiedy syn nie przestawał płakać. - Już się nim zajmę i zaraz powinien się uspokoić - zapewniła.
Padawan skrzyżowała ręce, spojrzała na Mistrza i znów wróciła wzrokiem na blondynkę.
- Jak będziesz potrzebować pomocy to wołaj mnie Laurie - powiedziała i w końcu wyszła z pomieszczenia.

Hayes westchnęła ciężko i usiadła na rozłożystym fotelu, przytulając do siebie dziecko. Delikatnie głaskała go po plecach, aż w końcu powoli, to jednak zaczynał się uspokajać. Macierzyństwo było ciężką pracą i Jedi czasem sobie żartowała, że dobrze do niego przygotowało ją działanie pod przykrywką w Czerwonym Kraycie i zarządzanie brutalnymi najemnikami. Dzięki temu potrafiła zachować zimną krew nawet gdy jej syn rozpoczynał terrorystyczne ataki tej swojej bliżej nie określonej histerii. Ale cóż, dzieci tak miały. Blondynka wyglądała na świeżą i wypoczętą tylko dzięki Mocy, bo ona pozwalała jej regenerować się znacznie szybciej za sprawą nawet tych krótkich medytacji. To było prawdziwym zbawieniem i Laurie tylko zachodziła w głowę jak można było wytrwać wychowywanie dzieci nie mając takich zdolności.

Plusem tej sytuacji było to, że Mical wyrwał się z swojego głębokiego zamyślenia. Usiadł na skraju fotela i pocałował Laurie w czoło. W milczeniu wpatrywał się w swoją żonę i syna. Jego twarz wyrażała teraz pełnię szczęścia.
Nawet niemowlę prawie już się uspokoiło.
- Widzisz Mical, Quill jest po prostu zazdrosny, że uwagę poświęcasz galaktyce a nie jemu - skomentowała, rozbawiona tym Laurienn.
- Tak rzeczywiście, zamiast zająć się nim, robię jakieś pierdoły - zaśmiał się i pogładził chłopca po policzku. - Mam przynajmniej nadzieję, że dzisiaj da nam pospać. Dużo pracy jutro nas czeka - westchnął.

- Gdy tylko Quill zaśnie to roześlę wiadomości do naszych najemników. Wezmę każdego kto się zgłosi, jeśli ktoś będzie za daleko by dolecieć na czas to wymyślę jakiś pośredni punkt zboru - zdecydowała.
- To dobry pomysł. Czas nas goni, a w ten sposób możesz oszczędzić kilka dni.
- Mam same dobre pomysły - mrugnęła do niego i wyciągnęła się, żeby go pocałować. Tematem poruszanym przez rodziców zdecydowanie zainteresowany nie był ich potomek. Quill znów zaczął marudzić, zwiastując kolejne chwile grozy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline