Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2018, 11:03   #64
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- A właśnie! - przypomniało jej się. - Co z tymi typami co ich zgarnęliśmy razem z Andersonem? Dalej kisną w więzieniu, czy ktoś się po nich zgłosił? - zainteresowała się.
- Ten cały Morgan spowodował, że się wyślizgali - odparł komendant na powrót wracając do rzeczywistości i prostując się. - Ponoć całą winę za akcję zastraszenia i wymuszenia zwalił na Andersona i udowodnił, że to nie oni pierwsi oddali strzały. Ludzie Collinsa przygotowali zasadzkę. Jedyne zarzuty dla nich to wejście na teren prywatny bez pozwolenia. Jedni i drudzy mieli pozwolenie na broń długą - szef nie ukrywał uznania. - Jedyny efekt to grzywna, na którą ktoś wyłożył kasę i cofnięcie pozwoleń na broń długą.

Irya roześmiała się rozbawiona tym jak sprawa się rozwiązała. Musiała przyznać, że Morgan był wybitnie zaradny skoro udało mu się sprawę Andersona przekuć na własne cele i wyciągnąć pracowników Crimeshield z paki. Ale to wszystko miało też dodatkowe plusy. Choćby te cofnięte koncesje. Teraz mieli mocno uszczuplony wachlarz narzędzi, którymi mogli robić sobie nawzajem krzywdę.
- Jeszcze jedna taka akcja i całkiem stracą pozwolenie na broń - stwierdziła z radością. - Będą się wtedy musieli tłuc na gazrurki - wyobraziła sobie tą sytuację i jeszcze bardziej się roześmiała. Zupełnie zignorowała to jak komendant dyskretne wyraził swoje obawy o naganę z góry. Kobieta nie interesowała się ile już zdążył nagrabić sobie Sinclair i w jakiej komitywie był z postawionymi wyżej na policyjnej drabince dowodzenia.

- To co, zwołujemy pana Parkera na złożenie zeznań? - zaproponowała, kiedy w końcu zapanowała nad atakiem wesołości.
- Możemy spróbować - parsknął śmiechem Sinclair - Ale na twoim miejscu nastawiłbym się raczej na wizytę w jego siedzibie. Zorganizuję spotkanie - dodał dźwigając się z fotela.
- Jedna cholera gdzie będziemy z nim gadać. Powiedziałabym, że przynajmniej dostaniemy porządną kawę, ale ostatnio nasza się poprawiła - skomentowała z rozbawieniem.

Po powrocie do biura Sinclair skierował się do biurka Coopera.
- Zorganizuj jeden patrol, żeby stale obserwował lokal Davida Collinsa - polecił sierżantowi, a następnie zaszył się w swoim gabinecie by po kilkunastu minutach pojawić się w drzwiach.
- Parker spotka się z nami jutro rano - obwieścił przez całe biuro w kierunku inspektor.
- Świetnie, ubrać się na tą okazję na galowo czy dresy wystarczą? - odparła Irya, odkładając akta Andersona na swoje biurko, które czytała głównie z nudów, ale też z drobna nadzieją że dostanie jakiegoś nagłego olśnienia.
- Ja idę tak - odparł komendant rozkładając ręce na boki w akcie prezentacji. - Ty jak masz ochotę się odstawić to ja nie będę miał nic przeciwko, ale nawet w dresach będziesz wyglądać lepiej niż ja - dodał z kamienną twarzą.
- To nie ulega najmniejszym wątpliwościom - odparła Irya, kiwając głową z udawaną powagą.

***

Dzień pracy minął niespodziewanie szybko i Corday na koniec zmiany była przeświadczona, że Sinclair będzie miał ochotę odwieźć ją do domu, ale najwidoczniej coś mu wypadło, bo wytypowana na jego zastępstwo została Lewis. Ku zaskoczeniu inspektor Amy ogarnęło coś na kształt ataku paniki. Krew odpłynęła z jej twarzy, poderwała się z miejsca i pobiegła do gabinetu szefa. Przez szybę widać było jak zmieszana dziewczyna próbuje mu coś tłumaczyć. Chwilę później Amy wyszła z biura z opuszczoną głową, w czymś na kształt zawstydzenia łypiąc co kilka kroków na Iryę. Zaraz za nią w drzwiach pojawił się Sinclair wyznaczając finalnie Coopera do roli szofera.

Corday była daleka od tego by mieć pretensje do koleżanki, dlatego wychodząc z biura mrugnęła do niej okiem i uśmiechnęła się przyjaźnie. Cooperowi, jak to jemu, było wszystko jedno i nie wyglądał by miał zamiar narzekać na przydział. Razem z Inspektor zjechał windą na parking podziemny.
- Jak pani rana? - zapytał chyba grzecznościowo, jej podwładny.
- W klinice zadbali by nie została nawet blizna - odparła Irya tonem, jakby rozmawiali o pogodzie na Marsie. Tam zawsze było tylko wietrznie i upalnie, z okazjonalnymi burzami piaskowymi. Mężczyzna pokiwał tylko głową i zaraz znaleźli się przy jego aucie. Otworzył je i zaprosił Inspektor do środka.
- No to jedźmy, trochę drogi jest przed nami - skomentowała Irya, zapinając pasy.

***

Droga minęła dosyć szybko. Usta Coopera rzadko pozostawały zamknięte, tak jakby cisza była bardzo dla niego niezręczna. Wszystkie tematy jakie poruszał i pytania, które zadawał były mało interesujące dla Corday i kobieta odzywała się tylko przez grzeczność.

Po wjechaniu do garażu Cooper zatrzymał się między samochodami nawet nie szukając miejsca parkingowego.
- Jakby pani czegoś potrzebowała to proszę dzwonić - zaoferował Dennis.

Inspektor stojąc już na płycie parkingu i zamykając drzwi zobaczyła zaparkowanego naprzeciwko sedana, a za jego kierownicą siedział, ze skierowaną głową w jej stronę, mężczyzna w kaszkietówce. Odległość, odbicie oświetlenia na przedniej szybie i cień wnętrza powodowały jednak, że było za daleko na dokładniejszą identyfikację.

Corday powiodła wzrokiem dalej po parkingu tak, żeby wyglądało to na rutynowy odruch. Przez myśl jej przeszło, że Anderson musiałby być cholernym kretynem żeby nachodzić ją gdy była pod obserwacją wewnętrznych. To sprawiło, że zahamowała swoje zapędy by robić scenę. Ale trzeba było mieć jakoś zabezpieczone plecy. Ostrożnie odwróciła się z powrotem do drzwi auta otwierając je, jakby sprawdzała czy wszystko ze sobą zabrała.
- Cooper, zadzwoń do mnie za kwadrans. Gdybym nie odebrała to wszczynaj alarm, a teraz wyjeżdżaj - nakazała tonem nie znoszącym sprzeciwu i nie czekając na jego odpowiedź zatrzasnęła drzwi pojazdu. Schowała ręce do kieszeni płaszcza i normalnym krokiem skierowała się do wind. Czuła wzrok obserwatora na swoich plecach do tego stopnia, że aż powodował mrowienie, które minęło dopiero, gdy drzwi windy zamknęły się odcinając ją od garażu.

Jadąc windą czuła, że serce wali jej jak po porządnej przebieżce. Zastanawiała się czy jej się nie przewidziało, czy czując wzrok na sobie tamtego mężczyzny w samochodzie po prostu nie wyolbrzymiła tego do poziomu przesady. Bo może to był tylko mieszkaniec, który przypadkiem miał po prostu podobne ubranie, a w aucie siedział, bo cieszył się tą krótką chwilą spokoju, zanim wróci do domu do sfrustrowanej żony i rozwrzeszczanych dzieci.
Corday prawie podskoczyła kiedy rozległ się krótki dźwięk windy oznajmiający, że dotarła na wskazane piętro.
- Posiwieję przed trzydziestką... - mruknęła pod nosem i sięgnęła po pistolet w kaburze. Trzymając broń w rękach wyjrzała z kabiny windy, gdy jej drzwi się rozsunęły. Było czysto. Szybkim krokiem przeszła przez korytarz do drzwi swojego mieszkania. Zamki nie wyglądały by ktoś przy nich majstrował. Otworzyła prędko zamki i weszła do środka, zamykając za sobą je jak najszybciej.

Następnie obeszła ostrożnie całe mieszkanie. Znała je jak własną kieszeń, wiedząc nawet które ściany są nośne a które tylko cienkimi działowymi, za którymi nie warto było się chować w razie strzelaniny.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline