Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2018, 14:45   #642
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Krew znów trysnęła na ziemię, a sekundę później boga już tam nie było. Mimo iż reprezentował panteon orków Yurtrus nie był głupcem. Byt pojawił się tuż obok Gritty, która choć nie wyrządziła mu żadnej krzywdy zdała mu się najłatwiejszym kąskiem do ugryzienia. Cztery potężne razy wystarczyły, by w kilka sekund powalić jasnoskórą elfkę na ziemię bez oddechu. Kilkanaście głębokich bruzd oszpeciło Harfiarkę, lecz kobieta nawet nie miała okazji rozpaczać nad tym faktem. Jej pokiereszowane ciało bezwładnie osunęło się na ziemię, a Yurtrus posłał Venorze paskudne spojrzenie.
- Nie! - Zimny szpikulec żalu wbił się boleśnie w serce rycerki, widząc jak zabija jej przyjaciółkę. - Przeklęty tchórzu! - warknęła i ruszyła na boga z żądzą zemsty bijącą z jej oblicza. - Helmie pobłogosław mnie i wszystkich mych sojuszników, wiernie stojących u mego boku! - wykrzyczała krótką modlitwę do swojego patrona, gdy biegła szarżą na wroga.
Szarża Venory była dobrym pomysłem. Pozwoliło to rycerce w kontrolowany sposób przelać gniew i agresję na przeciwnika. Potężny cios lodowego ostrza spadł na tors a właściwie brzuch zielonoskórego boga zarazy. Krew trysnęła obficie na ziemię w postaci skrystalizowanych bryłek lodu, dźwięcząc przy tym wesoło.

Yurtrus zawył jak po każdej wymianie ciosów z Venorą. Całe jego ciało napięło się, a on sam skulił się w pół kłębek. Rycerka krótką chwilę przyglądała się z niepokojem temu co wyprawia jej oponent. Wszystko stało się jasne kiedy niespodziewanie ogromny wrzód na jego brzuchu pękł a w powietrzu uniosła się gęsta, żółta chmura toksycznego gazu.
-Ty odporna… Ale twoje sługi nie… Ty wybierze, czy pozdychają od zarazy, czy wyjdą poza jej zasięg i staną do walki z moimi sługami… Ha ha ha!- zaczął się głośno śmiać kompletnie nie zważając na przeciwniczkę.
- Wynoście się natychmiast! Wszyscy! - krzyknęła Venora do swoich kompanów, ile miała sił w płucach. Z zarazą nie mogli się mierzyć, ale z nieumarłymi mieli już szansę. Głos paladynki odbił się echem po jaskini. Sama paladynka nie odpuszczała bóstwu śmierci i ponownie włożyła w swoje ciosy cały gotujący się w niej gniew.
Szpon Zimy świsnął w powietrzu rozcinając tkankę na udzie Yurtrusa, po czym pchnięty w przód przebił twardą skórę i ranił bok bożka.

Na jego twarzy pojawił się ten paskudny uśmieszek, który Venora zdążyła poznać. Yurtrus zawył i natarł na rycerkę, a w jego oczach płonął prawdziwy gniew. Pazury zielonoskórego wielkoluda uderzały raz po raz drobną paladynkę miotając nią z wielką siłą. Venora czuła ból doskwierający jej w całym ciele. W końcu zabrakło jej sił w nogach i ramionach. Pierwszy raz od dawna wypuściła swój miecz z ręki, który z brzękiem spadł na ziemię. Yurtrus złapał ją za szyję i z łatwością podniósł w górę, zaglądając głęboko w jej oczy. Venorze przypomniały się wspomnienia walki z Żelaznym. Yurtrus cisnął Venorą z niezwykłą siłą w kamienną kolumnę i ta straciła przytomność.

~***~

Ciemność. Wszędzie panowała ciemność, tak głęboka i zimna, że nawet Venora nie potrafiła spojrzeć w jej głąb. Doskwierający mróz był w stanie zmrozić powietrze w płucach, lecz Venora zdała sobie sprawę z tego, że nie oddycha. Ból, który czuła chwilę wcześniej chyba ustąpił, ale echo łamanych kości wciąż dudniło jej w głowie. Powietrze było inne niż te, którym na co dzień oddychała. Venora chciała rozejrzeć się dookoła, ale nie była w stanie poruszyć głową, zupełnie jakby jej ciało było nieruchomym przedmiotem bezwładnie dryfującym w czarnej otchłani. Czy tak miał wyglądać jej koniec? Czy to droga do domeny Helma? Venora pamiętała swoją klęskę, choć nie była w stanie określić kiedy umarła.
Nagle jej jestestwo przyspieszyło w tej czeluści bez granic. Przyspieszyło tak bardzo, że stało się to nieprzyjemne, zupełnie jakby przemierzała drogę przez portal, oddalony o tysiące mil.
I wtedy nagle w oddali pojawiło się światło. Początkowo bardzo blade, ale z każdą kolejną sekundą coraz jaśniejsze i jaśniejsze, aż w końcu eksplodowało barwami i różnymi odcieniami. Duch Venory w końcu się zatrzymał, a ona nie potrafiła znaleźć słów na określenie tego, co właśnie ujrzała.


Gwiazdy. Wszędzie dookoła setki tysięcy gwiazd promieniujących różnymi barwami. Venora dryfowała bardzo wolno podziwiając ten zapierający dech w piersi widok, kompletnie zapominając o wszystkich troskach oraz zmartwieniach. W końcu w oddali ujrzała jasną mgławicę przypominającą oko. Widok był tak piękny, że nawet najznamienitszy w fachu trubadur nie byłby w stanie opisać tego doświadczenia.
~I znów się spotykamy…~ usłyszała dziwnie rozstrojony głos, jakby swoją genezę miał właśnie w jej głowie.
Panna Oakenfold sądziła, że jest sama w tym miejscu, więc była zaskoczona była zaskoczona słysząc te słowa. Ale głos był znajomy i ufała mu. Zupełnie odruchowo paladynka chciała rozejrzeć się, w poszukiwaniu osoby która się do niej odezwała.
- Ja... - zaczęła nieśmiało Venora, przypominając sobie z kim ma tutaj do czynienia. - Nie chciałam umierać... Próbowałam... - starała się tłumaczyć, ale brakowało jej słów.

Miejsce, w którym się znalazła było przepiękne, tyle razy wspanialsze od tego, w którym żyła. Mimo to pragnęła wrócić, bo tęsknota za tym co zostawiła za sobą była jeszcze bardziej nieznośna niż ból, który czuła nim się znalazła w tym miejscu.
- ...Moi przyjaciele wierzyli we mnie… - urwała ze smutkiem.
Wszechświat nagle przyspieszył, a jej bezwładnie unoszący się jak do tej pory byt wystrzelił jak z katapulty. Venora widziała jak gwiazdy wokół zlewają się w jaskrawe kreski na tle czarnego kosmosu. Jej duch w końcu się zatrzymał w ognistym blasku ogromnej gwiazdy. Venora była świadoma, że jest tutaj tylko świadomością, że pewnie to projekcja podyktowana jej podświadomie przez samego Helma.
-Bogowie w swej próżności i w nadmiarze wolnego czasu snują między sobą intrygi jakie śmiertelnikom się nie śniły. Niestety planszą dla tej gry jest ziemski padół, a pionkami śmiertelnicy.- przemówił swym dziwacznym głosem docierającym dosłownie zewsząd.
-Niektóre gry są sprawą honoru, inne nie. Przeklęte byty pokroju Smoczycy jątrzą jad i uznają każdy podstęp. Czy jesteś świadoma Venoro ile razy rozprawiałem z Jergalem sługą Kelemvora na twój temat?- spytał bezuczuciowym tonem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline