***
Po ponad godzinie dojechała wreszcie na posterunek. Zaparkowała auto w podziemnym garażu i już miała wysiadać, gdy usłyszała sygnał telefonu. Wyświetlacz informował, że dzwoni Morgan.
- Miałem napisać, że przeżyłem spotkanie ze Stevem, ale musiałem zadzwonić.
- Jak uroczo, już się za mną stęskniłeś? - zapytała z przerysowanym rozczuleniem.
- Taaak, miałem też ochotę usłyszeć twój głos - potwierdził chwytając żart. - Jakie macie plany co do Andersona? Z tego co się dowiedziałem to nadal pracuje u Collinsa. NIe podejmujecie żadnych kroków? - zapytał nie kryjąc zaskoczenia w głosie.
- Cóż ci mogę na to powiedzieć... - westchnęła zastanawiając się ile może mu wyjawić. - Nie każda sprawa prowadzona przez policję kończy się zglebowaniem podejrzanego i pałowaniem go - sarknęła. - Czasem pojawiają się wątki ciekawsze niż czysta przemoc.
- Nie został zatrzymany po przesłuchaniu w sprawie zabójstwa agentów? Puściliście go? - dopytywał Morgan podświadomie przyjmując służbowy ton.
- A skąd u ciebie takie zainteresowanie jego osobą? - zbyła jego pytanie i zadała własne.
- Niezmiennie osobiste, więc tym bardziej interesuje mnie odpowiedź - prawnik nie dawał za wygraną.
- Obyło się bez konieczności zatrzymywania go by uzyskać od niego zeznania - przyznała. - I dobrze, bo komuś mogłaby się stać krzywda tak przy okazji.
- Nawet nie został zatrzymany? - w głosie prawnika było wyraźne niedowierzanie. - Kto prowadzi to śledztwo?!
Irya pokręciła głową.
- To nie jest rozmowa na telefon - stwierdziła. - Chcesz mnie ciągnąć za język to na wieczór przywieź coś dobrego na kolację, to może coś więcej ci powiem.
- No dobra - zmiarkował się Charles. - Ale co do kolacji to chyba mieliśmy gdzieś wyjść - przypomniał.
- Już dziś? Myślałam, że poczekamy aż będę miała dzień wolny w robocie.
- A nie masz wolnego dnia wtedy kiedy chcesz? - zapytał zaskoczony.
- Jestem już w biurze, więc za późno na ucieczkę - zaśmiała się. - Załatwiłeś auto?
- Jeszcze nie, ale załatwię. Masz jakieś preferencje co do koloru? - zażartował.
- Czarny z zaciemnionymi szybami - odparła.
- Da się zrobić - obiecał prawnik.
- To do zobaczenia później. Paa - po rozłączeniu się wysiadła i poszła do biura.
***
Nieodmiennie na biurku czekała na nią sterta teczek i bukiet, którego kwiaty wciąż nie traciły na swojej świeżości. Irya witając się z Amy nie mogła się nie uśmiechać widząc jej zmarnowaną minę i duży kubek z mocną czarną kawą.
-
Trzeba było zadzwonić to bym ci podpisała wolne na dziś - Corday szepnęła do Lewis, gdy przechodziła obok niej idąc do pokoju socjalnego po kawę.
-
Nie, nie ma takiej konieczności - pokręciła głową, ale widać było po niej, że propozycja była kusząca.
Po sprawdzeniu grafiku, co chyba robiła pierwszy raz od czasu przeniesienia do tej dzielnicy, zabrała się w końcu do pracy. A to nie szło jej najlepiej. Corday była rozkojarzona i co chwilę odpływała myślami, przez co musiała czytać akta na nowo. To sprawiało, że jeszcze mniej chciało jej się tego dnia pracować. Teraz w myślach miała tylko rozmyślanie o polowaniu na heretyka, które było równie niebezpieczne co ekscytujące.
***
Zdawało się, że minęła wieczność nim skończyła pracę. Akt niewiele przez ten dzień ubyło jej z blatu, ale one miały nie być jej problemem przynajmniej jeszcze kolejny dzień, kiedy to miała przepisowy dzień wolny w tygodniu. Dobrze się składało i na pewno ta informacja ucieszy Charlesa. Po drodze zatrzymała się w kilku sklepach by zakupić to co jej było potrzebne.
Zatrzymując się przed budynkiem na szczycie którego mieściło się jej mieszkanie, Irya zauważyła na parkingu czarnego sedana z przyciemnianymi szybami, o jakim wspominała prawnikowi. Znaczyło to tyle, że wywiązał się dobrze ze swojego zadania. I czekał na nią na górze.
Charles siedział przy stole w kuchni i pił herbatę.
- Steve chyba mnie polubił - powiedział odwracając się i rozkładając ręce, aby pokazać brak śladu po kulach.
- Cieszy mnie że się dogadujecie - odparła z uśmiechem i po zamknięciu za sobą drzwi podeszła do kanapy gdzie położyła torby z zakupami jakie poczyniła.
- Bo tęskniłabym za tobą - dodała wyciągając butelki alkoholu z jednego z wielu pakunków jakie przyniosła ze sobą. - Mam jutro wolne - oznajmiła.
- Ale to zabrzmiało w połączeniu z tym co masz w rękach - parsknął Morgan. - Jak jesteś głodna to zaglądnij tam - powiedział wykonując ruch głową w kierunku kuchni, gdzie na blacie leżały pudełeczka charakterystyczne dla jedzenia na wynos Mishimy.
- Ooo, czyli jednak chcesz wyciągać ode mnie poufne informacje - skomentowała, chowając alkohol do lodówki. - Fakt jestem bardzo głodna - przyznała i podeszła do jedzenia, oglądając co przywiózł. Wybrała sobie jedno pudełko i otworzyła. Z przyjemnością powąchała aromat jedzenia i spojrzała na mężczyznę. - Zjesz ze mną?
- A czy wyglądam jak puszka z Cybertroniku? - zażartował wstając od stołu i ruszając za nią. - Gdyby nie ta herbata to umarłbym z głodu.
Morgan podszedł do stołu i zaglądając do środka pudełek zdecydował się na trzecie z kolei. Jako sztućce zdecydował się na pałeczki.
- Gdybyś o tym sama nie wspomniała to pewnie zapomniałabym o Andersonie. Opowiadaj - powiedział po przegryzieniu i połknięciu większej zwitki makaronu.
Wrócili do stołu i rozsiedli się przy nim z jedzeniem.
- Mam nadzieję, że nie przyłożyłeś ręki do jego ucieczki - mówiąc to spojrzała mu prosto w oczy.