Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-06-2019, 11:48   #141
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2 dzień piątego miesiąca roku

Upierdliwy dzwonek znienawidzonego budzika obudził Iryę i zaspana sięgnęła ręką w kierunku szafki nocnej, żeby go wyłączyć. Tak bardzo nie chciało jej się wstawać z łóżka. Musiała zmierzyć się z wielką ochotą pozostania w nim, szczególnie, że tą potrzebę potęgowało przyjemne uczucie jakie dawały obejmujące ją ramiona Charlesa. Żałowała, że poprzedniego dnia zadzwoniła do Mitchella, bo gdyby tego nie zrobiła, to teraz mogłaby lenić się w tej skotłowanej pościeli ile by tylko chciała.

Bezgłośnie westchnęła i zaczęła się ostrożnie wyplątywać z objęć śpiącego kochanka. Nie chciała go budzić, bo nie było potrzeby eksmitowania go przed wyjściem do pracy. W końcu wstała i omijając rozrzucone ubrania oraz ręczniki poszła do łazienki szykować się do wyjścia.

Wychodząc z łazienki zobaczyła, że zawinięty w ręcznik, Morgan stoi przy oknie. Mężczyzna odwrócił się powoli i obdarzył Iryę swoim czarującym uśmiechem.
- No i sytuacja się odwróciła - rzucił tajemniczym tonem.
- Czyli teraz ja mam tobie przynieść torbę z ubraniami? - zapytała ze śmiechem Irya i podeszła do szafki. Wyciągnęła szelki do uprzęży i założyła na podkoszulek, a następnie wzięła do ręki pistolet i po sprawdzeniu czy jest zabezpieczony, schowała go do kabury.
Morgan otworzył usta, żeby coś na to odpowiedzieć, ale rozmyślił się. Potrząsnął głową
z lekkim uśmiechem, po czym pozbierał swoje ubrania i ruszył w kierunku łazienki.
- Jak rozumiem mam dać ci znać jak przeżyję poranne spotkanie ze Stevem? - zapytał trzymając dłoń na klamce.
Blondynka podeszła do niego i pocałowała go w policzek.

- Najważniejsze to nie zgubić karty, bo Steve jest strasznym służbistą - pouczyła go żartobliwym tonem, zapinając w tym czasie guziki koszuli. - Niestety ja już muszę wychodzić, bo szef wewnętrznych mi głowę odgryzie jak się spóźnię - dodała. - W lodówce na pewno znajdziesz coś do jedzenia.
- Jestem dużym chłopcem. Dam sobie radę - zapewnił Charles starając się zachować powagę. - A ty dopilnuj, żeby wrócić w jednym kawałku.
- Zrobię co w mojej mocy - odparła Irya z uśmiechem i podeszła do łóżka. Podnosząc kolejno poduszki i kołdrę w końcu znalazła kajdanki. Podniosła je i zaśmiała się jak wspomniało jej się jak ich użyli. Zdecydowanie każdy kto umawiał się z policjantem miał w którymś momencie fantazję z tym związaną.

- Do zobaczenia wieczorem - powiedziała i wyszła z sypialni. Schodząc po schodach usłyszała jeszcze strumień wody prysznica, a potem wyszła z mieszkania.

***

Do Pinnacle jechała jak na złamanie karku. Zaparkowała jak zwykle na miejscu dla uprzywilejowanych i wyciągnęła kopertę spod siedzenia. Wkrótce znalazła się w windzie jadącej dziesiątki pięter w górę, a czas oczekiwania na dotarcie na to właściwe, umilała sobie rozpamiętywaniem tego wszystkiego co robili z Charlesem przed snem.

Mitchell siedział w swoim przeszkolonym gabinecie. Sekretarka nie była przygotowana przez szefa na przybycie inspektor więc Corday musiała przebrnąć przez całą procedurę udzielania informacji. Mimo wszystko brunetka sprawnie ogarnęła sytuację i po chwili drzwi do gabinetu szefa wewnętrznych stanęły otworem.
Skoro miała zgodę to Corday bez ociągania weszła do środka.
- Witam - przywitała się od wejścia.
- Pani inspektor. Dobrze panią widzieć - powiedział powściągliwie Mitchell. Corday nie wyczytała w jego słowach nieszczerości.
Blondynka nieśpiesznie podeszła do jego biurka i sięgnęła za pazuchę. Wyciągnęła kopertę, a z niej zdjęcie, które położyła przed nim na blacie.
- No i pięknie - powiedział Mitchell z zadowoleniem. - Teraz jedynie musimy go znaleźć - dodał z lekkim przekąsem.
- Nie rozpoznaje go pan? - zapytała dla potwierdzenia.

Mężczyzna zmierzył spojrzeniem swoją rozmówczynię.
- Tak, to nasz agent, który zniknął tego samego dnia - powiedział po chwili zastanowienia. - Teraz mamy pewność, że ta sprawa miała z nim jakiś związek, ale nadal nie wiemy co się z nim stało. Jak już mówiłem, równie dobrze mógł współpracować z martwym agentem lub zostać wyeliminowany przez niego lub osoby trzecie.
- No to ma pan aż cztery punkty zaczepienia - stwierdziła Inspektor mając na myśli poza facetami ze zdjęcia, jeszcze dwóch agentów zastrzelonych przez Andersona. - Życzę powodzenia z dochodzeniem - dodała szczerze. - Coś jeszcze pan ode mnie chce?
- Nie. To by było na tyle - powiedział spoglądając na zdjęcie.
Irya skinęła głową, schowała ręce do kieszeni płaszcza i odwróciła się, kierując do wyjścia.
- Pani pomoc jest nieoceniona - jeszcze rzucił bardziej kurtuazyjnie niż szczerze w plecy oddalającej się inspektor.
"I będzie zupełną stratą mojego czasu jeśli znowu nic się w tym temacie nie wydarzy" pomyślała wychodząc z jego gabinetu. Niespiesznie udała się w kierunku windy.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 14-06-2019, 13:21   #142
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Po ponad godzinie dojechała wreszcie na posterunek. Zaparkowała auto w podziemnym garażu i już miała wysiadać, gdy usłyszała sygnał telefonu. Wyświetlacz informował, że dzwoni Morgan.
- Miałem napisać, że przeżyłem spotkanie ze Stevem, ale musiałem zadzwonić.
- Jak uroczo, już się za mną stęskniłeś? - zapytała z przerysowanym rozczuleniem.
- Taaak, miałem też ochotę usłyszeć twój głos - potwierdził chwytając żart. - Jakie macie plany co do Andersona? Z tego co się dowiedziałem to nadal pracuje u Collinsa. NIe podejmujecie żadnych kroków? - zapytał nie kryjąc zaskoczenia w głosie.
- Cóż ci mogę na to powiedzieć... - westchnęła zastanawiając się ile może mu wyjawić. - Nie każda sprawa prowadzona przez policję kończy się zglebowaniem podejrzanego i pałowaniem go - sarknęła. - Czasem pojawiają się wątki ciekawsze niż czysta przemoc.
- Nie został zatrzymany po przesłuchaniu w sprawie zabójstwa agentów? Puściliście go? - dopytywał Morgan podświadomie przyjmując służbowy ton.

- A skąd u ciebie takie zainteresowanie jego osobą? - zbyła jego pytanie i zadała własne.
- Niezmiennie osobiste, więc tym bardziej interesuje mnie odpowiedź - prawnik nie dawał za wygraną.
- Obyło się bez konieczności zatrzymywania go by uzyskać od niego zeznania - przyznała. - I dobrze, bo komuś mogłaby się stać krzywda tak przy okazji.
- Nawet nie został zatrzymany? - w głosie prawnika było wyraźne niedowierzanie. - Kto prowadzi to śledztwo?!
Irya pokręciła głową.
- To nie jest rozmowa na telefon - stwierdziła. - Chcesz mnie ciągnąć za język to na wieczór przywieź coś dobrego na kolację, to może coś więcej ci powiem.
- No dobra - zmiarkował się Charles. - Ale co do kolacji to chyba mieliśmy gdzieś wyjść - przypomniał.
- Już dziś? Myślałam, że poczekamy aż będę miała dzień wolny w robocie.
- A nie masz wolnego dnia wtedy kiedy chcesz? - zapytał zaskoczony.
- Jestem już w biurze, więc za późno na ucieczkę - zaśmiała się. - Załatwiłeś auto?
- Jeszcze nie, ale załatwię. Masz jakieś preferencje co do koloru? - zażartował.
- Czarny z zaciemnionymi szybami - odparła.
- Da się zrobić - obiecał prawnik.
- To do zobaczenia później. Paa - po rozłączeniu się wysiadła i poszła do biura.

***

Nieodmiennie na biurku czekała na nią sterta teczek i bukiet, którego kwiaty wciąż nie traciły na swojej świeżości. Irya witając się z Amy nie mogła się nie uśmiechać widząc jej zmarnowaną minę i duży kubek z mocną czarną kawą.
- Trzeba było zadzwonić to bym ci podpisała wolne na dziś - Corday szepnęła do Lewis, gdy przechodziła obok niej idąc do pokoju socjalnego po kawę.
- Nie, nie ma takiej konieczności - pokręciła głową, ale widać było po niej, że propozycja była kusząca.

Po sprawdzeniu grafiku, co chyba robiła pierwszy raz od czasu przeniesienia do tej dzielnicy, zabrała się w końcu do pracy. A to nie szło jej najlepiej. Corday była rozkojarzona i co chwilę odpływała myślami, przez co musiała czytać akta na nowo. To sprawiało, że jeszcze mniej chciało jej się tego dnia pracować. Teraz w myślach miała tylko rozmyślanie o polowaniu na heretyka, które było równie niebezpieczne co ekscytujące.

***

Zdawało się, że minęła wieczność nim skończyła pracę. Akt niewiele przez ten dzień ubyło jej z blatu, ale one miały nie być jej problemem przynajmniej jeszcze kolejny dzień, kiedy to miała przepisowy dzień wolny w tygodniu. Dobrze się składało i na pewno ta informacja ucieszy Charlesa. Po drodze zatrzymała się w kilku sklepach by zakupić to co jej było potrzebne.
Zatrzymując się przed budynkiem na szczycie którego mieściło się jej mieszkanie, Irya zauważyła na parkingu czarnego sedana z przyciemnianymi szybami, o jakim wspominała prawnikowi. Znaczyło to tyle, że wywiązał się dobrze ze swojego zadania. I czekał na nią na górze.

Charles siedział przy stole w kuchni i pił herbatę.
- Steve chyba mnie polubił - powiedział odwracając się i rozkładając ręce, aby pokazać brak śladu po kulach.
- Cieszy mnie że się dogadujecie - odparła z uśmiechem i po zamknięciu za sobą drzwi podeszła do kanapy gdzie położyła torby z zakupami jakie poczyniła.


- Bo tęskniłabym za tobą - dodała wyciągając butelki alkoholu z jednego z wielu pakunków jakie przyniosła ze sobą. - Mam jutro wolne - oznajmiła.
- Ale to zabrzmiało w połączeniu z tym co masz w rękach - parsknął Morgan. - Jak jesteś głodna to zaglądnij tam - powiedział wykonując ruch głową w kierunku kuchni, gdzie na blacie leżały pudełeczka charakterystyczne dla jedzenia na wynos Mishimy.
- Ooo, czyli jednak chcesz wyciągać ode mnie poufne informacje - skomentowała, chowając alkohol do lodówki. - Fakt jestem bardzo głodna - przyznała i podeszła do jedzenia, oglądając co przywiózł. Wybrała sobie jedno pudełko i otworzyła. Z przyjemnością powąchała aromat jedzenia i spojrzała na mężczyznę. - Zjesz ze mną?
- A czy wyglądam jak puszka z Cybertroniku? - zażartował wstając od stołu i ruszając za nią. - Gdyby nie ta herbata to umarłbym z głodu.

Morgan podszedł do stołu i zaglądając do środka pudełek zdecydował się na trzecie z kolei. Jako sztućce zdecydował się na pałeczki.
- Gdybyś o tym sama nie wspomniała to pewnie zapomniałabym o Andersonie. Opowiadaj - powiedział po przegryzieniu i połknięciu większej zwitki makaronu.
Wrócili do stołu i rozsiedli się przy nim z jedzeniem.
- Mam nadzieję, że nie przyłożyłeś ręki do jego ucieczki - mówiąc to spojrzała mu prosto w oczy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 18-06-2019, 10:17   #143
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Miałbym pomóc mu uciekać?! - zapytał, a jego twarz wyrażała zaskoczenie i oburzenie.
- Przykładowo, żeby wewnętrzni go nie przesłuchali - zasugerowała i wbiła widelec w kawałek mięsa, po czym je skosztowała.
- Znacznie gorzej mu życzę, a gdybym podjął jakieś kroki to na pewno dopiął bym swego -
wyjaśnił.
Uwierzyła mu, ale zanim kontynuowała temat wpierw podjadła trochę swojego makaronu z warzywami i mięsem.
- No to komuś innemu zależało, żeby go sprzątnąć zanim dotrze do centrali - wyjaśniła. - Jako że jego zeznania pokrywały się ze śladami pozostawionymi w dokach to pojawiły się okoliczności łagodzące. Mianowicie przychylono się to tego, że działał w samoobronie.

- Jakimi śladami? - zainteresował się. - Były jakieś mocne dowody na to?
- Tak. Plus znaleźli się świadkowie potwierdzający konkretną wersję wydarzeń - dodała po przełknięciu kolejnego kęsa.
- Świadkowie? W tamtej okolicy? - zakpił Morgan. - Wygląda na to, że komuś bardzo zależało na tym, żeby Anderson został na wolności. Ciekawe czy White kogoś przekupił.
- To nie koniec - wtrąciła się w jego domysły. - Tych świadków zaczęto mordować.
- O! W końcu zaczyna mi się ta historia podobać - widocznie się ożywił.
- Nie ciesz się tak - ucięła jego entuzjazm. - Jak dostałam cynk że coś się dzieje u drugiego świadka to natrafiłam na dwóch heretyków. Podszywali się pod wewnętrznych, a później próbowali pod świadka.
- Skąd wiadomo, że byli heretykami? - zaciekawił się.
- Wyczułam ich - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- No tak… - przyznał Morgan. - A coś więcej zauważyłaś? Jakich konkretnie mocy używali?
- Zmiana wyglądu i to coś co miał Hill, że oberwał a i tak stał - wymieniła.

- To coś, że oberwał i stał to akurat jest dosyć popularne, ale zmiana wyglądu już nie. Musiałbym to skonsultować z Pandoriną - zasępił się Morgan.
- Jeden z tamtych zginął na miejscu, ale drugi jest wciąż poszukiwany - dodała. - Jak za dużo zaczniesz jej zadawać pytań to zrobi się za bardzo zainteresowana. A to i tak nie jest moja sprawa - wzruszyła na koniec ramionami.
- Czyli zaangażowanie Pandoriny ci i tak bardzo nie zaszkodzi. Mam pewne podejrzenia, które i tak chcę sprawdzić.
- Co to za podejrzenia? - spytała skupiona na wygrzebywaniu makarony z dna kartoniku.
- Masz świadomość, że im więcej wiesz tym dłużej i skuteczniej Bractwo będzie z ciebie wyciągać informacje? - zapytał z rozbawieniem.
- To jest takie słodkie jak okazujesz troskę o mnie - uśmiechnęła się do niego uroczo. - Moja ciekawość jest większa niż groza jaką roztacza Bractwo, więc mów wszystko.
- Moja troska o ciebie jest bardzo powiązana z troską o samego siebie - powiedział pół żartem. - Wygląda na to, że w tą sprawę zamieszane są siły Illian, a moja ciekawość wcale nie ustępuje twojej.

- Ha ha, cóż za altruizm z twojej strony - zaśmiała się, bo faktem było, że dla każdego z nich osobna byłoby dużo łatwiej gdyby zamiast być ze sobą, zdecydowali się zlikwidować tą drugą osobę. - Może ktoś z Crimeshield jest heretykiem i wykorzystuje swoje siły do pozbycia się Andersona. On przecież może znać jakieś niewygodne fakty na temat firmy - zasugerowała.
- Nie - zaprzeczył. - Nie ma nikogo poza mną. Ludzie Parkera mogliby próbować się go pozbyć, ale innymi sposobami. Stawiałbym raczej, że ktoś robi mi niedźwiedzią przysługę.
- To może Szefowa po tym jak bardzo nie udało ci się mnie zabić, zdecydowała się dla ciebie sprzątnąć Andersona? - zasugerowała. - Ale cynk o świadkach musiała dostać od strony wewnętrznych. Za nich też podszywali się heretycy i zabili co najmniej czterech ludzi Mitchella.
- Czterech? - zaciekawił się Morgan.
- Szef wewnętrznych jest dobrej myśli, że to nie jego ludzie byli heretykami tylko zostali przez nich zamordowani i podstawili się na ich miejsce - powiedziała głosem mocno ociekającym sarkazmem. - Ale burzy tą wizje fakt że ci którzy wzięli z posterunku Andersona nie mieli w sobie mrocznej harmonii.

- Tego nie możesz być pewna - powiedział Charles. - Z tego co mówiłaś, byłem pierwszym heretykiem jakiego świadomie wyczułaś. Nie znaczy to, że nigdy z nimi nie miałaś do czynienia. Twoja zdolność przecież nie obudziła się ot tak - pstryknął przy tym palcami. - Swoją drogą obie hipotezy są realne. Albo agenci zostali wyeliminowani i zastąpieni heretykami w czasie akcji jakiej byłaś świadkiem, albo byli nimi od początku. - Przerwał na chwilę. - Pamiętaj też, że Wewnętrzni będą chcieli zadbać o swój wizerunek. Niezależnie od prawdy wygodniej im twierdzić, że nie ma wśród nich heretyków.
Irya pokręciła lekko głową.
- Nie mówiłam, że byłeś pierwszym jakiego wyczułam tylko byłeś pierwszym, który zainteresował mnie co tak naprawdę wyczuwam - poprawiła go. - Od czasu jak ciebie poznałam to zrobiłam się przeczulona na tym punkcie i prawie odruchowo każdego ze swojego otoczenia sprawdzam, więc gdyby agenci byli heretykami to bym zauważyła - wyjaśniła. - Wiem jak to działa w wydziałach, że każdy woli udawać, że problemu nie ma niż przyznać się, że cokolwiek jest źle - westchnęła. - Chyba powinnam powiedzieć ojcu o tym, że jestem Cleanerem - dodała i wstała kierując się do kuchni. - Podać ci coś jeszcze do jedzenia? - zapytała po drodze
- Nie, dzięki - odparł odkładając pudełko po makaronie, po czym kontynuował temat. - Heretyków jednak wyczuwasz na różnym poziomie. Nawet mnie w różnych sytuacjach inaczej odczuwałaś. To, że nie wyczułaś nic od agentów nie znaczy, że nimi wtedy nie byli. Mimo wszystko Pandorina będzie w stanie rozwiać najwięcej wątpliwości.

- Ty się z tym nie kryłeś przy naszym pierwszym spotkaniu choć było to na posterunku to czemu oni mieliby się kryć? - powiedziała próbując zdecydować się co jeszcze chciałaby zjeść. Małe słonowodne robaczki wydawały się w tej chwili najciekawszą opcją więc wzięła pudełko wraz z sosem. Wyciągnęła jeszcze z lodówki butelkę piwa i wróciła do stołu.
- Jak dla mnie pierwszych dwóch po prostu wzięło w łapę, a kolejni dwaj to już heretycy i jedynie pytaniem jest czy podmienili się na miejsce agentów czy byli nimi w ramach infiltrowania wydziału wewnętrznego. To znowu budzi pytanie komu tak bardzo zależało na tym, żeby sprzątnąć świadków niewinności Andersona, że był gotów poświęcić dwie swoje wtyki - zakończyła wypowiedź siadając na powrót do stołu.
- Poświęcenie swoich wtyk chyba nie było ich planem. Gdyby nie działania twoje i wewnętrznych to by im się udało. Co do twojego pytania to postaram się znaleźć na nie odpowiedź. W końcu mamy swego rodzaju sojusz - dodał z nikczemnym uśmiechem.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 22-06-2019, 21:52   #144
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Fajnie, przydasz się do czegoś więcej niż tylko seksu - odparła z rozbawieniem i zaczęła jeść druga porcję. - O ile ten co zbiegł nie miał szans, żeby mnie wtedy widzieć, to jest jeszcze opcja, że ten kto dał cynk o świadkach również przekaże, że współpracowałam z wydziałem wewnętrznym. Wtedy może obwinią mnie za to niepowodzenie, a co za tym idzie, znajdą się jak będą chcieli się mnie pozbyć - zaśmiała się i otworzyła piwo.
- To potraktuj ich jak Hilla - zawtórował jej Charles. - Jeśli to prawda to rozmowa z Pandoriną robi się coraz pilniejsza - dodał już poważniej.
- I o czym niby będziecie rozmawiać? - uniosła brew. - Jeśli ona jest w to zamieszana to sama przyjdzie do ciebie z opierdolem, że jeszcze mnie nie zabiłeś - wzruszyła ramionami po czym wypiła łyk.
- Czybyś nie wierzyła w moje zdolności? - zrobił obrażoną minę. - Myślisz, że tak łatwo pozbędę się kogoś kto daje mi tyle frajdy? - Zachichotał.
Uśmiechnęła się.
- Przecież nie zabronię ci zrobić jak sam będziesz chciał - stwierdziła. - O ile zakładam, że masz doświadczenie jak żyć z heretykami to już mogę mieć obawy jeśli chodzi o trzeźwość osądu jeśli temat odnosi się do mojej osoby - mrugnęła do niego.
- Jeszcze mi się nie znudziłaś, więc możesz być spokojna - zadeklarował z poważną miną, ale iskierkami rozbawienia w oczach.

Poza cichym śmiechem Corday nie skomentowała tego w żaden sposób.
- Gotowy na łowy? - zapytała zmieniając temat.
- Tylko się przebiorę.
- To nie ma co zwlekać - Irya dopiła piwo i wstała. Poszła w kierunku kanapy gdzie zostawiła torby z zakupami i wzięła je w ręce. Ponaglająco spoglądając na Charlesa, skierowała się na schody. Mężczyzna ruszył zaraz za nią. Na górze okazało się, że torba z jego rzeczami leży na podłodze koło łóżka.
- Będę miała okazję zobaczyć ciebie w dresie? - zapytała i położyła torby na łóżku. Wzięła jedną z nich i podała Charlesowi. - To rekompensata za tamtą koszulę - powiedziała tonem, który nie wykazywał nawet odrobiny skruchy za zniszczenie mu ubrania.

Morgan po zajrzeniu do środka zobaczył koszulę, jednak nie była ona podobna do tej, która straciła guziki. Nie była jednorodnego koloru. Miała ciemny odcień granatu jako tło, a na nim drobny wzór kwiatowy w kolorze niebieskim, szarym oraz akcentami w wyraziście czerwonej barwie.


- I gdzie mam ją zakładać? Wyobrażasz sobie mnie tak ubranego w sali sądowej? - zapytał niby zaskoczony, ale zaraz parsknął śmiechem. - No chyba, że to ma być twoja kolejna ofiara. - Podszedł i złożył na jej ustach mięsisty pocałunek.
Objęła go za szyję.
- Nie marudź, jest śliczna. I będziesz w niej wyglądał tak niewinnie. Idealnie jak będę musiała ciebie przedstawić rodzicom - zaśmiała się.
- Ciekawe w jaki sposób będziesz mnie chciała im zaanonsować? - Ku zaskoczeniu Iryi żart nie tyczył samego faktu spotkania z nimi.

- Znając życie David już o tobie wie - stwierdziła z westchnięciem. - Teraz kwestia czasu kiedy do mnie zadzwoni z pytaniem czy przyjdziemy do nich na obiad.
- Nie powinien o mnie znaleźć nic więcej niż ty - powiedział spokojnym tonem. - W takim razie poczekam na zaproszenie - dodał i mrugnął porozumiewawczo.
Blondynkę choć tego po sobie nie dała poznać, to jednak zaskoczyło, że Charles nie speszył się na wspomnienie o spotkaniu z jej rodziną i w żaden sposób nie oponował temu.
- Bądź wtedy czarujący jak zawsze to ci się upiecze - poradziła udając powagę i odsunęła się od niego. - Jeszcze chwilę tak postoimy, a nici z wyjścia tylko zalegniemy w łóżku - powiedziała i zabierając ze sobą największą torbę, poszła do garderoby, żeby się przebrać.

Założyła czarne spodnie, które choć nie były skórzane tak jak wymarzył to sobie jej towarzysz, to były przynajmniej obcisłe i dobrze podkreślały jej kształty. Bluzkę zostawiła tą którą wcześniej miała na sobie, a następnie sięgnęła po nowy płaszcz. Był długi, czarny i wykonany z bardzo wytrzymałej skóry, która powinna zatrzymać cios nożem. Pod nim spokojnie mogła skryć pistolet tak by nie rzucał się w oczy.



***

Sedanowi, który skombinował Morgan bardzo daleko było do wozów jakimi na co dzień się wozili i to zarówno pod względem wygody jak i osiągów. Ale był idealnie nijaki i zupełnie nie zwracał na siebie uwagi, gdy jechali.
- To zaczynamy od parkingu przed tamtą knajpą? - zapytała Irya dla upewnienia się i spojrzała prawnika, który siedział za kierownicą.
- Musimy zatrzymać się gdzieś w okolicy, bo tam nas nie wpuszczą.
Corday pokiwała głową.
- Jaki masz plan jak znajdziemy to dziecko albo kogoś innego od kogo wyczuję mroczną harmonię? - pytała dalej.
- Sprawdzić czy do kogos nas na osoba doprowadzi. Jak nie, to wyciągnąć z niej jakoś informacje.
- A jaka jest procedura jak użyją swoich sztuczek na nas?
- Najpierw do tego nie dopuścić, a jak się nie uda to improwizować - odpowiedział próbując zachowywać powagę.
- Pytanie odnosi się głównie tego kiedy mam strzelać - mrugnęła do niego.
- Biorąc pod uwagę okolicę, kiedy masz ochotę i jak dużo masz amunicji - zażartował, ale z prawnego punktu widzenia nie odbiegało to mocno od realiów.
- Założę tłumik w takim razie, żeby nie zwracać na nas uwagi - stwierdziła sarkastycznie.
- Ja go nie mam więc nie masz się co trudzić - pocieszył ją Morgan.
- To strzelanie zostaw profesjonalistom - zaśmiała się.

***

Diaoyutai raziło w oczy w porównaniu do pozostałej części dzielnicy. Wystarczyło kilkaset metrów aby zobaczyć drastyczną różnicę. Morgan skręcił z głównej ulicy i zatrzymał się przy krawężniku. Było brudniej, bardziej pusto i bardziej niebezpiecznie.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-06-2019, 15:21   #145
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Trudno. Albo tutaj, albo czeka nas dłuższa droga na piechotę w tych uroczych okolicach - powiedział zanim jeszcze zgasił silnik.
- Bywało się w gorszych miejscach - skomentowała Irya i obmacała się dla pewności czy na pewno ma ze sobą broń.
- W porządku - podsumował Charles, zgasił silnik, po czym otworzył drzwi i wysiadł.


- Jakieś pomysły? - zapytał. - Poza szukaniem tej dziewczynki nie mam innych propozycji.
- Po prostu się przejdźmy. Może ją wyczuję z daleka - odparła Irya poprawiajac sobie czarne skórzane rękawiczki na dłoniach. - A przy okazji może napotkamy jakiegoś bezdomnego. Oni najlepiej wiedzą co się w okolicy dzieje - na koniec schowała ręce w obszerne kieszenie swojego płaszcza.
Morgan skinął głową i ruszyli chodnikiem. Gdy doszli do głównej ulicy z zamiarem skręcenia w kierunku parkingu Diaoyutai, Irya odwróciłą głowę w prawo. Uderzyło ją coś w rodzaju Deja Vu. W odległości kilkunastu metrów, przed drzwiami budynku, stał mężczyzna przypominający Andersona ze zdjęcia w aktach, które dostała od Sinclaira do swojej pierwszej sprawy. Nie był to Eric, ale ktoś podobnie ubrany i z podobną torbą w ręce.
Drzwi otworzył człowiek, który według Corday należał do Mishimy.

Mężczyzna z torbą rozejrzał się na boki z zamiarem wejścia do środka i jego spojrzenie padło na Iryę i jej towarzysza. Zamarł na chwile i jego oczy otworzyły się w zaskoczeniu.
Corday spięła się, gotując się na atak ze strony mężczyzny, jednocześnie skupiła się na wyczuciu mrocznej harmonii, jednak bezskutecznie.
Ku jej zaskoczeniu, mężczyzna ostrożnie skinął im głową, jakby na powitanie. Ten drugi wychylił się przez próg i również skupił na nich wzrok, ale nie zauważając nic interesującego zaraz się schował. Jedynym szczegółem jaki Irya zdążyła wyłapać to czarny kwiat wytatuowany na boku szyi, przypominający czarny mak. Mężczyzna z torbą chwilę potem zniknął wewnątrz budynku.
- Poznajesz tego typa? - zapytała Charlesa.
- Którego? - odpowiedział pytaniem grając na czas. - Nie wiem jak się nazywa - dodał po chwili widząc natarczywe spojrzenie Iryi.
- Ale to gość z Crimeshield - stwierdziła blondynka, tak naprawdę nie potrzebując jego potwierdzenia. Przynajmniej miała okazję zobaczyć na własne oczy, że powiązania o jakich mówił jej Nakano są prawdziwe. Nie miała jednak podstaw, żeby jakkolwiek zareagować. Niby miała możliwość wylegitymowania capitholczyka, ale niczego by tym nie osiągnęła. - Nie ociągajmy się - dodała, dla pospieszenia prawnika.

***

Mieli szczęście. Znajomo wyglądająca dziewczynka kręciła w rejonie parkingu Diaoyutai. Jeśli jej zadaniem było wyciąganie pieniędzy od bogato wyglądających ludzi to zapewne był to jej rewir.
- No i proszę, znalazłam ci ją - zażartowała sobie Irya. - Jak zamierzasz wyciągać od niej informacje? - zapytała ze szczerym zainteresowaniem.
- Ja?! - zapytał Charles z udawanym zaskoczeniem. - A kto tu jest gliną i do tego kobietą? Na start masz większe szanse niż ja. Zresztą, biorąc pod uwagę twoje plany w stosunku do mnie, możesz teraz udowodnić, że masz dobre podejście do dzieci - wbił spojrzenie w Iryę próbując nie parsknąć śmiechem.
- Oj grabisz sobie - Corday przewróciła oczami. - Uważaj, bo następnym razem mogę zgubić kluczyk od kajdanek - zagroziła mu z rozbawieniem w głosie. - Idź. Zaproponuj jej, że ją adoptujesz - dodała siląc się na poważny ton.
- Przecież jej nie uwiodę ani nie zbajeruję - żachnął się Morgan. - Wyglądasz dużo młodziej i sympatyczniej niż ja. Przed tobą może od razu nie ucieknie z krzykiem.
- No niech będzie... - westchnęła z niezadowoleniem, bo niestety miał rację. - Przynajmniej dziś nie wyciągnie ode mnie żadnej kasy, bo nie brałam portfela - dodała i ruszyła przodem. Liczyła, że dzieciak jej nie pozna, bo poprzednim razem wyglądała zupełnie inaczej.

Podeszli do dziewczynki, ale Morgan zatrzymał się kilka kroków w tyle starając się nie wpływać na przebieg rozmowy. Irya z miejsca ją zagadnęła.
- Cześć mała, co tu robisz sama? Gdzie są twoi rodzice? - zapytała przyjaznym tonem i z miłym uśmiechem.
Dziewczynka wyglądała na spłoszoną. Najwidoczniej nie nawykła do tego, że to ktoś ją zaczepiał. Była na granicy ucieczki, ale mimo wszystko nie ruszyła się z miejsca.
- Mieszkam niedaleko - odpowiedziała z lekkim zająknieniem. - Zaraz muszę wracać - dodała zaraz potem, ale zabrzmiało to jak wyuczona formułka.
- Jak masz na imię? - zapytała Corday powoli obchodząc małą, żeby utrudnić jej ucieczkę. - Rodzice wiedzą, że sama tak chodzisz po ulicy? Nie mówili, że to niebezpieczne?
- Mówili - potwierdziła dziewczynka. - Mówili mi też, żeby uważać na obcych zadających dużo pytań - dodała nie mogąc powstrzymać zaczepnego tonu.

Blondynka pozostała niewzruszona, choć nastawienie dzieciaka nawet jej się spodobało.
- Czyli jesteś tu mimo, że mówili, żebyś tak nie robiła - Irya wykorzystała przeciw niej jej własne słowa i pokręciła głową z przerysowaną dezaprobatą. - Co więc tutaj robisz?
- Nie powiedzieli żebym tak nie robiła tylko żebym uważała - doprecyzowała. - Zbieram to co mi rzucą te sknerusy - dodała wodząc wzrokiem za parą wychodzącą z Diaoyutai.
- Zaprowadź mnie do osoby, do której później zanosisz to co uzbierasz - powiedziała Corday.
- A jak się on nazywa? - zapytała dziewczynka jakby Irya zaczęła jakąś grę.
- Tak, bardzo zabawne - sarknęła Irya. - Masz dwa wyjścia mała. Albo zaprowadzisz mnie do gościa, który każe ci żebrać albo ja wykażę się dobrocią serca i zawiozę cię na policję skąd, jeśli nie znajdą się twoi rodzice, zostaniesz skierowana do sierocińca Bractwa - na spokojnie wyjaśniła reguły tej "zabawy".
Dziewczynka wyraźnie przestraszyła się na słowa Corday jednak nie na tyle na ile powinna. Strach musiał być spowodowany wspomnieniem o sierocińcu, bo zdawała się nie być świadoma ryzyka śmierci z rąk Bractwa.
- Powiedział, że można do niego przyprowadzić tylko kogoś kto zna jego imię - zmarszczyła nos próbując sobie poradzić z nowym problemem. - Będzie na mnie bardzo zły.

- Nie będzie zły - zapewniła ją blondynka z dużym przekonaniem. - Na pewno ucieszy się jak już porozmawiamy, a ciebie za to pochwali.
- No dobra - stwierdziła nieco podniesiona na duchu. Irya zastanawiała się czy dziewczynka w to wierzy czy raczej chce wierzyć. - Chodź za mną - poleciła i ruszyła chodnikiem.
Corday bez zawahania ruszyła za dziewczynka, trzymając się na tyle blisko niej, żeby w razie gdyby próbowała rzucić się do ucieczki to zdąży ją złapać.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 30-06-2019, 16:09   #146
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dziewczynka jednak nie uciekła. Prowadziła ich między niszczejącymi budynkami aż dotarli do siatki ogrodzeniowej za którą znajdowało się wejście do nieczynnej stacji metra. Mała odchyliła dolny róg jednego z segmentów i przeszła na drugą stronę ogrodzenia. Wykonała ponaglający ruch ręką.
Irya z Charlesem zauważyli ruch w polu widzenia. Początkowo wydawało się im, że to jakiś gang, ale szybko okazało się, że to oddział Bractwa postanowił w tym czasie patrolować ten teren. Na domiar złego towarzyszył im Inkwizytor, który na szczęście zajęty był wpatrywaniem się w coś co trzymał w ręce.
Corday normalnie nie przejęłaby się obecnością Braci, ale tym razem towarzyszyły dwie zimne heretyckie aury, co motywowało do sprawnego oddalenia się od Inkwizytora. Co prawda świtały jej w głowie słowa Kobayashiego, który wspomniał, że pomniejszych Heretyków zdecydowanie lepiej wykrywają Cleanerzy niż członkowie Bractwa, ale Inspektor wolała nie sprawdzać tego założenia w praktyce, więc bez zwlekania przeszła przez ogrodzenie, które Morgan zdążył pokonać jako pierwszy i przytrzymywał je dla niej. Po chwili skryli się w cieniu budynku.

Ta nitka metra z jakiegoś powodu była nieczynna. Nieczynna nie znaczy opuszczona. Wiele osób o najniższym statusie społecznym znalazło tutaj swój dom.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=beEHPbU0kjY&list=LLuP4Jv5pnHwoUk6UEHJ8m3A[/media]

Dla Corday był to lekki szok. Tego typu obrazy już dawno wyparła ze świadomości, a dodatkowo charakterystyczny zapach tego miejsca przywołał wspomnienia z dzieciństwa.

Dziewczynka prowadziła ich dalej. Zeszli na torowisko i nim podążali w głąb tunelu.


Celem ich wędrówki okazała się kolejna stacja, na której również widać było oznaki życia.
Dotarli do niej dobrych kilkanaście minut później.


Początkowo nie widać było różnicy między mieszkańcami tej i poprzedniej stacji. Jednak przypatrując się bliżej w wielu z napotkanych ludzi widać było pewne zmiany. Nie wynikały one ze złego stanu zdrowia, a raczej mutacji. Inna faktura skóry, kończyny zginające się nie w tą stronę co powinny, dodatkowe stawy w miejscach w jakich nie powinny one być, zachwiane proporcje ciała lub twarzy. Ludzie ci mieszkali razem z tymi, którzy wyglądali zupełnie zdrowo i nie wydawało się by jedni traktowali tych drugich z specyficzny sposób. Fakt jednak był taki, że żadnych “mutantów” na ulicy Irya nigdy nie widziała.
W milczeniu pokonywali kolejne metry w podziemiach. Corday miała obojętny wyraz twarzy, choć obecność w tym miejscu przyprawiała ją o mdłości. Czujnie, ale nie nachalnie rozglądała się by w razie potrzeby znać drogę powrotną, ale też żeby nie dać się zaskoczyć jakiemuś ćpunowi, któremu mogłaby przyjść ochota na obrabowanie ich. Przy okazji próbowała wyczuć nowe skupiska mrocznej harmonii, ale też kątem oka spoglądała na Morgana by odgadnąć co jemu siedzi w głowie.
Prawnik był wyraźnie mało zadowolony z sytuacji w jakiej się znalazł. Na jego twarzy malowało się obrzydzenie i niejednokrotnie zakrywał usta rękawem, gdy zapach miejsca jakie akurat mijali stawał się bardziej intensywny.


Aura, którą Irya wyczuwała, była obecna w większości osób jakie mijali. Jednak była ona na granicy wyczuwalności. Nie była tak silna jak ta bijąca z Morgana i dziewczynki. Zaczęła zastanawiać się czy istnieje i czy jest jakaś różnica między spaczeniem duszy, a spaczeniem fizycznym. To spostrzeżenie napawało ją niepokojem, ale też fascynacją na to, że sama potrafiła to wyczuć. Poza tym, za każdym razem, gdy patrzyła na Charlesa i jego kwaśną minę to bawiła ją świadomość, że prawnik nie może narzekać, bo przecież to był jego pomysł, żeby się wpakować w ten śmietnik.

Ludzie z zainteresowaniem patrzyli na nowoprzybyłych, ale widząc, że są prowadzeni przez znana im osobę nie reagowali i szybko tracili zainteresowanie. W końcu dotarli do końca torowiska. Po obu jego stronach znajdowały się perony z prostymi budowlami wykonanymi z drewna i blachy falistej. Miały one wiele dziur, więc nawet z pewnej odległości było widać co dzieje się wewnątrz. Skupienie mieszkańców było największe w tym miejscu. Ludzie gromadzili się wokół oświetlenia jakie znajdowały się w ich domostwach lub płonących beczkach oraz czegoś na obraz kuchni.


Największe "budowle" znajdowały się pod końcową ścianą. Prawa wyglądała na salę zebrań, a lewa na budynek mieszkalny najlepszej jakości. W jego okolicy Irya wyczuła około 10 dorosłych heretyków i mniej więcej taką samą ilość dzieci podobnych do prowadzącej ich dziewczynki, które bawiły się w okolicy.
Inspektor zaczęła sobie w głowie przeliczać czy ma dość amunicji, żeby się nimi zająć. Czułaby się zdecydowanie bardziej komfortowo, gdyby miała jeden magazynek więcej, bo tak będzie musiała każdy strzał dobrze wycelować w głowę. Ale skrzywiła się na samą myśl, że miałaby zastrzelić dziecko. Nie, tego nie byłaby w stanie zrobić. Grymas niezadowolenia w końcu pojawił się na jej twarzy. Niestety nie mogła podzielić się swoimi uwagami z Morganem i jedynie kiedy dziecko nie patrzyło na nią, Irya skierowała wzrok na Charlesa. Lekko pokręciła głową i nieznacznym skinieniem głowy wskazała na najbliżej stojących heretyków. Może się domyśli.

- Daleko jeszcze? - zapytała blondynka dziewczynkę, choć podejrzewała, że są już bardzo blisko.
- Tutaj - Dziewczynka pokazała duży budynek po lewej.

Przed wejściem stało dwóch heretyków. Nie pełnili oni roli bramkarzy jak przed klubem Collinsa. Raczej sprawiali wrażenia kartki “nie przeszkadzać” wiszącej na klamce.
Blondynka pokiwała głową. Było już zdecydowanie za późno na odwrót, więc nawet odrobiny wahania nie było w jej zachowaniu. Idąc w kierunku tego baraku wyjęła ręce z kieszeni płaszcza, żeby choć trochę zmniejszyć podejrzliwość mieszkańców tej nory.
Teraz najbardziej ciekawiło ją jak Charles zamierza to rozegrać.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 04-07-2019, 12:09   #147
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Spojrzenie, jakim Irya obdarzyła Charlesa, mężczyzna już dobrze znał. Było to przekazanie inicjatywy. Prawnik przewrócił oczami.

- Mała - powiedział Morgan do dziewczynki. Podszedł do niej i przykucnął aby jego twarz była na tym samym poziomie co jej. - Jak on się nazywa?

Dziewczynka była lekko przestraszona gdyż oswoiła się już z osobą inspektor, ale nie trzymającym się na uboczu prawnikiem.

- Billy - usłyszał w odpowiedzi.
- Billy jaki? - drążył dalej.
- Po prostu Billy - wzruszyła ramionami.
- Dobra zmykaj - powiedział wyciągając monetę z kieszeni. Oczy dziewczynki otworzyły się w zachwycie widząc nominał. Porwała ją i uciekła w kierunku jednego z peronów. Corday popatrzyła na prawnika, a jej uśmiech wykrzywił się w przerysowanym rozczuleniu.

Morgan wstał i ruszył w kierunku mężczyzn, a Irya w milczeniu podążyła za nim.
- Chce się zobaczyć z Billym - skierował słowa do obu z nich. Reakcją było zmieszanie.
- W jakiej sprawie? - zapytał ten po lewej tonem jakby nikt z własnej inicjatywy się z nim nie chciał spotykać. Kiedy uwaga "ochrony" skupiona była na Morganie, Inspektor mogła swobodniej rozejrzeć się. W tym, że inicjatywę zostawiła Charlesowi wygodne było przede wszystkim to, że łatwiej będzie jej wyłapać kiedy zacznie iść źle i będzie trzeba pociągnąć za spust.

Ludzie zachowywali się raczej normalnie. Jeśli oczywiście brać pod uwagę, że byli bezdomnymi wyrzutkami społeczeństwa Luny. Irya zakładała, że ci o normalnym wyglądzie zajmowali się żebraniem lub zbieractwem, a pozostali raczej nie wychodzili na powierzchnię. Po chwili odkryła, że atmosfera tego miejsca wcale nie jest tak przygnębiająca jak wcześniej zakładała. Dla tych ludzi była to zwykła codzienność.

- Możecie wejść. - Zdanie wypowiedziane przez jednego z ochroniarzy wyrwało Iryę z rozmyślań.

Pomieszczenie zaraz za drzwiami było czymś w rodzaju salonu wyposażonego zgodnie z tutejszymi standardami. Regały zawierające wszelkie przydatne przedmioty były pozbijane przez kogoś kto na pewno nie był stolarzem. Konstrukcja siedzisk bazowała na drewnianych paletach przykrytych kocami lub płatami skóry. Pod ścianami ustawione były kufry i skrzynie.
W ścianie po lewej znajdowało się przejście do pomieszczenia obok, które było sypialnią, a właściwie barłogiem. Stamtąd Iryi mignęło przejście do równie obskurnej łazienki.

Pod ścianą na wprost, rozparty na jednym z siedzisk siedział rudobrody mężczyzna.


- Kim jesteście i czego chcecie? - powiedział bez cienia sympatii w głosie.

Corday uderzyło jedno spostrzeżenie. Mężczyzna siedzący przed nią był również heretykiem, ale całkiem innej kategorii. Sama intensywność mroku jaką od niego czuła nie była duża, ale był on o wiele bardziej fizyczny.
Nie odrywając spojrzenia od mężczyzny, Inspektor lekko pochyliła się w kierunku Charlesa.
- To jest ich szef - mruknęła cicho tą oczywistość, która dla prawnika miała być potwierdzeniem, że ma przed sobą kogoś pokroju Pandoriny.
Morgan skinął głową na znak, że rozumie, ale nie odrywał oczu od gospodarza.
- To czego chcemy zależy od twojej przynależności - zaczął prawnik.
- Mam w dupie Capitol tak samo jak on ma mnie - odpowiedział rudobrody.
- Nie chodzi mi o tą przynależność. - Morgan nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. - Jakiego Apostoła wyznajesz? - ponowił pytanie.
- Jakiego co? - Billy pochylił się jakby nie usłyszał pytania.
- Służysz Ilian? - Morgan zaczął pokazywać oznaki irytacji i zadał pytanie, które nie mogło być już precyzyjniejsze.
- Nie znam żadnej Ilian - odpowiedział tamten.
- Algerotha? - Morgan napiął wszystkie mięśnie zadając ostrożnie pytanie.
- Też nie znam kolesia, a ty koleś zaczynasz mnie wkurwiać - odparł Billy ze złością. Irya poczuła, że jego aura zaczęła gęstnieć.

Przysłuchując się tej wymianie zdań blondynka nie mogła się nie zaśmiać pod nosem. W jej opinii brzmiało to tak jakby Charles robił jej prezent i nie chciał się dogadać z tym drugim heretykiem. Ale może brzmiało to tak tylko dlatego, że zwyczajnie prawnik był spięty, bo był znacznie bardziej świadom powagi sytuacji w jakiej byli niż Irya mogłaby się domyślać. A może zwyczajnie Morgan nie potrafił rozmawiać z ludźmi pokroju Billa. Co ciekawe teraz wiele mogło zależeć od niej, bo wyjścia były dwa: wtrącić się w rozmowę i spróbować ją ustawić we właściwy tor albo wyciągnąć broń. Ocenę ich sytuacji po wybraniu drugiej opcji, Irya już przeprowadziła kilkukrotnie zanim weszli do "biura" Billa. Corday wiedziała, że w obecnej sytuacji guru bezdomnych heretyków był tak nieufny, że jeden jej ruch jej dłoni pod płaszcz i zarzuci ich swoimi czary mary...

- Mój przyjaciel ma na myśli, że nie pchaliśmy się w ten ściek, żeby rzucać się sobie do gardeł - odezwała się tonem uprzejmym i pewnym siebie. - Jesteśmy wyznawcami Ilian i chcemy się z tobą, szefem tutejszego kręgu, dogadać - dodała tonem wyjaśnienia, co miało ugłaskać Billa po pytaniach prawnika, które dla bezdomnego mogły zabrzmieć jak wymuszona ostatnia spowiedź przed inkwizytorem. Miała zamiar tak długo gadać i ściemniać aż heretyk nieco opuści gardę z tym mrokiem wokół siebie.
- Wyznawajcie sobie kogo chcecie. To tutaj każdego własna sprawa - odparł Billy, a jego irytacja nieco opadła zwracając się do nowego rozmówcy. - Można powiedzieć, że ja jestem tutaj szefem, ale żadna sekta mnie nie interesuje.

- Interesującą komunę tu masz, a ty wyglądasz na konkretnego gościa - stwierdziła Irya. Gdyby była heretykiem, jak jeszcze chwilę temu to zapewniła, to ten osobnik byłby naprawdę ciekawym zasobem skoro potrafił utrzymać w ryzach tak wielu parających się mroczną harmonią. Ale Corday, której nie uśmiechało się to całe heretyczne motto "zabić całą ludzkość", wolała kiedy heretycy mieli między sobą chaos i wzajemne dźganie po plecach, jakie przedstawił jej Morgan przed wypadem w ten kanał.

- Więc będziemy się streszczać - ciągnęła dalej. - Chcemy to co zawsze jest w cenie. Informacji. Ty nam dostarczasz ciekawostek z miasta, z ulicy, a my skapniemy hojnie forsą - Irya wypowiadając te słowa zerknęła na Morgana pokazując, że jest to ich wspólna inicjatywa, ale to co zobaczyła mocno ją zaskoczyło. Prawnik miał zmarszczone brwi i wpatrywał się w Billego jak w coś co było na granicy jego pojmowania. Być może nawet poza nią. Czując na sobie spojrzenie odwzajemnił je i skinął potakująco głową grając w grę policjantki.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 06-07-2019, 01:16   #148
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- To nieco zmienia postać rzeczy - odparł Billy jakby w końcu ktoś zaczął mówić zrozumiałym dla niego językiem. - Daję wam ostatnią szansę. Nie spieprzcie jej.
- Cieszy mnie, że się zrozumieliśmy - powiedziała Irya ucieszonym tonem. Głównie przez to, że skutecznie udało jej się odwrócić jego uwagę od próby sięgnięcia po mroczne sztuczki... - Twoi podwładni są niewidoczni dla tych, żyjących wyżej, bo oni nie chcą ich widzieć i jest ich tak wielu. To czyni ich doskonałym materiałem do prowadzenia obserwacji, które chcielibyśmy, żeby dla nas wykonywali. Będziemy bezpośrednio do ciebie zgłaszać nasze zapotrzebowanie i rejon... - jak również zgrabnie rozkojarzyć udawaną okazją na zarobek, a przy tym znudzić przydługim monologiem przez co urobiła sobie idealną okazję. - Zatem dla wykazania naszej dobrej woli chcielibyśmy dać w prezencie... - Corday powoli sięgnęła dłonią za pazuchę i reszta zadziała się już szybko. W mgnieniu oka wyciągnęła pistolet i w błyskawicznym tempie oddała trzy strzały.


Trzy świsty zamiast huku stłumionego w tłumiku i choć na to wyjście Inspektor nie zabrała ze sobą pistoletu, który zawsze nosiła na służbie, to dobrze znała każdą sztukę broni jaką miała w posiadaniu. W tak ciasnym pomieszczeniu wystarczyło jej ułożenie dłoni względem ręki by wiedzieć w co celuje. Pierwsza kula w korpus, druga wyżej i ostatnia w głowę.

… i trafiła w pustkę. Billy, który właśnie siedział przed nią nagle zniknął. Irya była niemal przekonana, że na ułamek sekundy przed pierwszym strzałem zobaczyła u niego triumfalny uśmieszek. Mogłaby powiedzieć, że kolejne rzeczy wydarzyły się w ułamku sekundy, ale dla niej odbyło się to jakby w zwolnionym tempie.
Struga krwi buchnęła z szyi Morgana, a ona wyczuła ciemność materializują się za jej plecami. Zanim zdążyła poruszyć jakimkolwiek mięśniem znalazła się w twardym uścisku silnych ramion i poczuła zimną stal na gardle. Morgan z otwartymi w zaskoczeniu oczami, złapał się za szyję próbując zatamować krwawienie i upadł pod ścianę.

- Prawie mnie zabiłaś - Billy szepnął Iryi do ucha. - Trzeba było lepiej wycelować w głowę.
- Skąd znasz odwrócenie mrocznej fortuny Ilian? - wycharczał Charles nie mogąc powstrzymać swojej głupiej ciekawości, ale Billy zignorował jego pytanie, bo jego uwaga skupiona była na blondynce.
- Zaintrygowałaś mnie. Daj mi powód, żeby cię nie zabijać - poprosił dziewczynę napastnik.

Corday w tej całej beznadziei sytuacji w jakiej się znalazła zauważyła jedną rzecz. Heretycy z jakimi miała do czynienia w miarę używania swoich mocy byli bardziej przez nią wyczuwalni. Jednak aura Billego była taka sama jak przed chwilą. Blondynka zaklęła w myślach i gorączkowo szukała sposobu na przeżycie. Na szyi miała nóż i a przed sobą widziała Charlesa, którego stan był zły, a nawet kurewsko do dupy. Nie trzeba było jej opinii medyka, żeby wiedzieć, że z takimi obrażeniami, bez natychmiastowej pomocy, miał żadne szanse na przeżycie. Więc nawet, gdyby jakoś udało jej się zastrzelić tego pieprzonego heretyka to jeszcze była cholernie daleka droga na powierzchnię. Niezależnie od tego co się wydarzy… dla Charlesa był już koniec. W myślach Inspektor odmawiała litanię złożoną ze wszystkich przekleństw jakie tylko znała. Nie rozumiała tylko dlaczego w tej chwili bardziej martwiła się losem prawnika niż faktem, że zaraz do niego dołączy, a to tylko pogłębiało jej rozgoryczenie.

- Ładnie, jesteś apostatą - odezwała się w końcu, starając się nie brzmieć na tak spanikowaną jak była naprawdę. - Uciekłeś z Bractwa, bo nie odpowiadał ci celibat? - zapytała przez zaciśnięte zęby, a następnie sięgnęła lewą dłonią do noża, od strony szyki, tak żeby odpychać ostrze, a nie próbować ciągnąć od siebie. Miała na rękach wzmocnione rękawiczki tak samo jak płaszcz więc na cięcia były odporne. W pierwszej chwili próbowała tylko uniemożliwić Billemu zranienie jej. Niestety był znacznie silniejszy od niej i nie była pewna czy byłaby wstanie go przed tym powstrzymać tylko jedną ręką.
- Nienawidzę Bractwa - wycedził Iryi do ucha gdy ta najwyraźniej uderzyła w czuły punkt. - Nigdy nie miałem i nigdy nie będę miał z nimi nic wspólnego. Każdego zatłukł bym nawet gołymi rękami. Wiesz ilu z nas regularnie zabijają? Przychodzą z miotaczami płomieni i oczyszczają miasto z tych, których uważają za nieczystych - powiedział mając zapewne na myśli zmutowanych mieszkańców.

Na te słowa Irya przypomniała sobie obraz poprzedniego peronu jaki mijali po drodze do tego miejsca. Były na nim ślady pozostałości budowli takich jak tutaj i osmalone ściany. W tej konkretnej chwili nie obraziłaby się, gdyby akurat teraz Inkwizytorzy zrobili nalot na tą pieprzoną dziurę. Sama chętnie by wykorzystała swoje ostatnie chwile, by zapewnić, że Billy im nie ucieknie.
- To w takim razie Luna jest bardzo chujowym wyborem miejsca zamieszkania - stwierdziła Irya nie tracąc zacięcia nawet w obliczu śmierci. - Nikt ci nie mówił, że całość należy do Bractwa i reszta tylko dzierżawi teren? - po tych słowach opuściła rękę trzymająca pistolet wzdłuż ciała co mogło zostać wzięte za kapitulację. I tak miała zginąć, więc przynajmniej mocniej go pokąsa. Wtedy wystrzeliła, próbując trafić heretyka w nogę.

Billy zasyczał z bólu co wywołało na twarzy Inspektor uśmiech pełen satysfakcji, że tym razem trafiła.
- Suka! - wycedził przez zęby i pchnął Corday do przodu jednocześnie przeciągając jej ostrzem po szyi. Irya poczuła pieczenie rany i ciepło krwi. Na szczęście ostra krawędź przejechała głównie po jej dłoni, którą tak bardzo starała się odsunąć nóż, więc rana nie była głęboka.

Chłód Morgana się wzmógł, a on podniósł się z ziemi zbyt sprawnie niż wskazywałby to jego stan. Irya, która upadła na ziemie, zamrugała w zdumieniu. Paradoksalnie spłynęła na nią ulga czując natężenie mrocznej harmonii bijącej od niego.
- Odsuń się! - powiedział Charles zdecydowanym głosem w kierunku napastnika, a ten o dziwo posłuchał. Morgan na chwilę zawahał się, jakby coś analizował, po czym ciemność w nim niemal eksplodowała. Naładowana adrenaliną i nową nadzieją Irya nie czekała na efekt tego co robił i odwróciła się na pięcie i lewą dłonią trzymając się za szyję, uniosła prawą rękę by oddać strzały w Billa.
W tym czasie za nią w powietrzu pojawił się czarny obrys prostokąta, który wypełnił się czernią jak próżnia kosmosu. Morgan złapał Irye za przedramię i pociągnął za sobą wpadając w portal. Irya w ostatniej chwili jeszcze była w stanie zobaczyć, że przynajmniej jedna z kul dosięgła Billego, który rzucił się w uniku na podłogę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 06-07-2019 o 02:08.
Mag jest offline  
Stary 08-07-2019, 14:54   #149
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Mrugnięcie oka później przewrócili się obficie zakrwawiając czyjś dywan. Ciemnowłosa kobieta siedząca przy biurku nieopodal nich podniosła brew w zaskoczeniu i z zaciekawieniem przyglądała się scenie. Morgan w tym momencie stracił przytomność nie przestając się wykrwawiać. Corday czuła się jakby wpadła do lodowatej wody i chwilę w niej musiała spędzić. Ręce jej się trzęsły, ale kurczowo trzymała w dłoni pistolet. Wolną dłonią już nie trzymała się za szyję tylko podpierała na dywanie, by utrzymać się w pozycji siedzącej. Potrzebowała dwa oddechy, żeby zorientować się gdzie są. Gabinet Pandoriny.
" Kurwa " przeszło Iryi przez myśl i zacisnęła zęby, gdy jej wzrok spoczął na wpatrującej się w nią właścicielce burdelu, w którą odruchowo Irya celowała, jako że była ona jedynym ruchomym elementem tego pomieszczenia. Z deszczu pod rynnę, choć wiedziała, że była to jedyna opcja, by Charles wyszedł z tego z życiem.
Opuściła prawą rękę i położyła pistolet na podłodze. Prędko zrzuciła rękawiczki i przyłożyła gołą dłoń Morganowi do szyi by zmniejszyć krwotok. Nie było to proste bo użycie za dużego ucisku mogło skutkować uduszeniem go.

- Ma podcięte gardło, stracił dużo krwi - odezwała się Corday siląc się na uprzejmy ton, w którym na pewno wyraźna była obawa o życie mężczyzny.
- Widzę - odparła Pandorina spokojnym głosem. - Nie wiem tylko czy jest powód, żeby ratować życie tego nieudacznika - powiedziała wpatrując się z zaintrygowaniem w Iryę.
- Nie miał szans z tamtym - rzuciła przez ramię blondynka dokładając drugą dłoń do szyi Charlesa. - Daj mu chociaż szansę, żeby sam się wytłumaczył - syknęła zerkając na kobietę kątem oka. - Bo udusić go zawsze będziesz miała jeszcze czas.
Pandorina westchnęła i przewróciła oczami.
- Kończą mu się rzeczy jakie mi może zaoferować w zamian za moje przysługi - powiedziała wstając od biurka. - Zostaw nas - poleciła podchodząc do mężczyzny.

Corday ugryzła się w język, żeby nic nie powiedzieć, ale puściła szyję prawnika i wstała. Wzięła swój pistolet, chowając go pod płaszcz i chwiejnym krokiem odsunęła się od niego, dając miejsce Pandorinie, jednak nie miała zamiaru kierować się do drzwi. Ociekając krwią swoją i Charlesa, stała nieruchomo, ciężko oddychając, ale nie odrywała spojrzenia od zakrwawionego dywanu.
- Chyba nie myślisz, że zdradzę przed tobą swoje tajemnice - żachnęła się Pandorina. - Wystarczy, że ten kretyn to zrobił.
- Daruj sobie. Wiem, że jesteś Heretykiem. Wyczułam to od razu - odparła Irya z chłodem jakiego nie powstydziłby się wyznawca Ciemności. - A on jest jedynym powodem, dla którego jeszcze nie zabawiają się z tobą Inkwizytorzy - o dziwo zabrzmiała jak osoba, która nie ma nic do stracenia.
Pandorina na te słowa odchyliła głowę do tyłu i wybuchła śmiechem jakby Corday opowiedziała jej coś bardzo zabawnego.
- To, że ja wiem, że jesteś inspektorem nie upoważnia mnie do tego żebyś ty opowiadała mi swoje sekrety. Pospiesz się, bo zaraz nic już nie dam rady zrobić - powiedziała z uroczym uśmiechem kompletnie nie pasującym do sytuacji.

- I co? - warknęłą Irya mrużąc gniewnie oczy. - Mam ci taka zakrwawiona wyjść na korytarz i przespacerować się przez główne wejście - zapytała ironicznie, rozkładając ręce, a kropelki krwi poleciały na podłogę. - Gdzie masz łazienkę? - zapytała nieco schodząc z tonu.
- Może i masz rację - zreflektowała się kobieta. - Lepiej zostań tu gdzie jesteś. Nie napaskudzicie bardziej niż to konieczne... - Pandorina skupiła wzrok na ciele Morgana, a Corday wyczuła delikatny powiew chłodu od kobiety. W miejscu rany pojawiło się czarne światło, które w kilka sekund zasklepiło ranę bez śladu, a następnie znikło. Prawnik otworzył oczy i podniósł się z ziemi jakby nic się nie wydarzyło.

- Za kilka minut znowu stracisz przytomność - powiedziała kobieta do Morgana. - Więc muszę się was stąd jak najszybciej pozbyć. Mam z tobą do pogadania jak wydobrzejesz. I to nie z powodu tego, że prawie poświęciłeś swoją duszę, żeby ją ratować - dodała tonem krytyki.
Słysząc to Irya otworzyła już usta, ale nie była w stanie nic powiedzieć i zmarszczyła tylko brwi zdumiona słowami Pandoriny. Po minie na twarzy wyraźnie było widać, że Inspektor miała w sobie bogatą mieszankę złości, zdenerwowania, pretensji jak również troski i ulgi. A to wszystko skupiało się w tej chwili na Morganie.
- Dla Cleanerów świecisz teraz jak świeca w piwnicy - przestrzegła go heretyczka. - A przez to co musiałam ci zrobić musisz przez kilka dni unikać Bractwa. Jedyne co mogę zrobić to otworzyć wam przejście do twojego mieszkania - powiedziała szefowa tego przybytku do prawnika.

Nie słysząc sprzeciwu Pandorina na środku gabinetu otworzyła identyczny portal jak ten, który niedawno stworzył Charles.
- Znikajcie - ponagliła.

Corday wyraźnie zawahała się przed wejściem w portal, mając już co do niego wyrobioną niechęć, ale Charles chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą. Blondynka nie opierała się i tylko zamknęła oczy nim weszła w tą zimną czerń.

***

Było tak samo nieprzyjemnie jak i za pierwszym razem. Na szczęście mimo początkowych wątpliwości druga strona portalu wyprowadziła ich w samym środku salonu Morgana. Prawnik puścił jej rękę i niemal od razu zaczął się rozbierać, ruszając w kierunku kuchni.
Corday stała tam gdzie ją zostawił i tylko patrzyła się na Charlesa. Nie wiedziała czy jest bardziej mu wdzięczna za wyciągnięcie ich z tamtego syfiastego podziemia, czy raczej była bardziej wściekła na niego za to, że pójście tam było jego pomysłem. Ale niezależnie od tego co czuła to pewne było to, że wszystko mocno się pojebało.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 17-07-2019, 09:04   #150
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przynajmniej w tym miejscu w końcu pojawiło się poczucie bezpieczeństwa. Adrenalina zaczęła się ulatniać i niestety wtedy Irya zaczęła czuć tępy ból głowy. Blodynka już otworzyła usta, żeby przypomnieć prawnikowi, że w każdej chwili może on znów stracić przytomność, ale milczała. To nawet byłoby na swój sposób zabawne, gdyby po tym wszystkim co dziś się stało, zmarł we własnym domu po tym jak zasłabł i uderzył się głową w jakiś kant blatu. Jednak przestało być jej do śmiechu, gdy spojrzała na swoje dłonie i wspomniało jej się, że dosłownie cała zlana była jego krwią. Nawet jej broń.
- Charles, idź się połóż, bo zaraz znów urwie ci się film - powiedziała i poszła w ślad za Morganem, zdejmując płaszcz, który wylądował na podłodze razem z ubraniami mężczyzny. - Powinieneś mieć zrobione przetoczenie krwi - dodała, krzywiąc się z bólu w rozciętej szyi.

Wchodząc do kuchni zobaczyła bladego Morgana, próbującego utrzymać się blatu, na którym stała częściowo opróżniona butelka z wodą. Mężczyzna popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem, otworzył usta i zaczął lecieć na posadzkę. Inspektor wiedziona odruchami skoczyła ku niemu by go złapać. Zdążyła na tyle, by nie uderzył głową o nic twardego.
- Po prostu cudnie... - fuknęła Irya siedząc w klęczki na zimnej podłodze, z nieprzytomnym Charlesem, który teraz leżał przytulony policzkiem do jej ud. Przyłożyła mu palce do szyi, żeby sprawdzić czy ma chociaż wyczuwalny puls. Żył, ale był osłabiony. Jeśli zdolności Pandoriny go uleczyły to tylko zasklepiając jego rany. Ten i poprzedni dar, który on sam użył na sobie, pozwalał zapewne ignorować ból i utrzymać pełną sprawność, ale w przypadku dużych obrażeń bardzo obciążał organizm. Podstawowa wiedza medyczna Corday podpowiadała, że jednak w tym przypadku odpoczynek i uzupełnanie płynów powinno być wystarczające. Chwilę zapatrzyła się na miejsce gdzie miał rozcięcie, na którego same wspomnienie skręcał jej się żołądek i przejechała mu palcami po skórze, gdzie nie było nawet śladu po bliźnie. Gdyby nie zasychająca krew to można by pomyśleć, że wszystko jej się przewidziało.
- No przecież nie mogłeś mnie posłuchać i po prostu pójść do łóżka... - skomentowała z ironią w głosie. Nagłe zerwanie się, by złapać go nim upadnie sprawiło, że teraz jeszcze bardziej bolała ją szyja. Przyłożyła dłoń do własnej rany, która okazała się wciąż krwawić. Irya zmarszczyła gniewnie brwi.

- Poczekasz sobie - rzuciła do nieprzytomniego i powoli zsunęła go sobie z kolan, układając go w tak zwanej pozycji bocznej ustalonej i z trudem podniosła się z podłogi. Podeszła do zlewu i używając płynu do naczyń dokładnie umyła ręce. Następnie wzięła świeżą ścierkę i po przyłożeniu jej sobie do skaleczenia, zaczęła przeszukiwać szafki.
- Mam nadzieję, że masz tu jakąś apteczkę... - mruknęła z niezadowoleniem, bo jak pamiętała z pierwszej wizyty w tym domu to w łazience nie uświadczyła jej. Szczęśliwie znalazła się w szafce najbliżej drzwi. Po pobieżnym przejrzeniu zastanawiające było, że zawierała więcej elementów służących do opatrywania uszkodzeń ciała niż ta w posiadaniu przeciętnego obywatela. Corday nie była pewna czy Morgan często miał okazję ich używać czy to tylko zapasy profilaktyczne ze względu na jego specyfikę “pracy”.
Na tą chwilę jednak nie zamierzała tego roztrząsać i wyciągnęła wszystko. Przechodząc przez kuchnię w kierunku korytarza, przystanęła przy gospodarzu sprawdzając jeszcze raz czy ma puls. Nadal żył, więc cofnęła się do lodówki i wyciągnęła z niej sok, stawiając go na podłodze przed Charlesem i dopiero po tym poszła dalej.

Od salonu przez korytarz aż do kuchni ciągnęły się drobne ślady po podeszwach zabrudzonych krwią. Jeszcze chwilę temu zdawały się być szkarłatne, ale teraz były po prostu brunatne. Irya starała się na nie nie zwracać uwagi. Przynajmniej dopóki nie doprowadzi siebie do porządku.
Weszła do łazienki i aż wzdrygnęła się widząc własne odbicie w lustrze. Wyglądała jak upiór, który wrócił z krwistej biesiady. Takie widoki zwykła oglądać na zdjęciach z miejsc zbrodni, a nie w lustrze. Jeszcze nigdy nie była w tak okropnym stanie.
"Jeszcze nigdy nie szlajałam się z Heretykiem po podziemiach" pomyślała z ironią. Odsunęła szmatę od szyi i przyjrzała się ranie w lustrzanym odbiciu. Wyglądało brzydko i na pewno będzie blizna, ale w apteczce znalazła przylepne szwy, więc jeśli tylko uda jej się rozgryźć instrukcję ich użycia to nie będzie musiała jechać z tym do lekarza. Dobrze, bo po tych wydarzeniach miała tak pusto w głowie, że nie byłaby w stanie wymyślić historyjki na to co jej się przydarzyło.

Klęła pod nosem i syczała oczyszczając sobie ranę z brudu i krzepnącej krwi, a że ręce wciąż jej się trzęsły nie szło jej to zbyt sprawnie.
Nie miała pojęcia ile czasu minęło gdy zacisnęła ostatni przylepny szew na ranie i na całość przykleiła opatrunek. Miała wrażenie, że trwało to całe wieki. Ale te wyżyny skupienia, na które musiała się wspiąć w międzyczasie sprawiły, że całkiem dobrze zapanowała nad nerwami. Miała już ochotę pójść się położyć, ale cała kleiła się od krwi i nieznośnie śmierdziała tamtymi tunelami. Powoli rozebrała się, rzucając brudne ubranie do wanny gdzie mogło sobie leżeć bez obawy że znowu coś się przez nie ubrudzi. Naga weszła pod prysznic i po włączeniu natrysku poczuła ulgę od przyjemnie ciepłej wody.



***

Charles się obudził. Grymas i przymrużone oczy świadczyły o bólu głowy. Chwilę czasu potrzebował by zogniskować wzrok. Wyglądał jakby go coś przeżuło, wypluło i na koniec wdeptało w ziemię. Rozglądał się po pomieszczeniu jakby zastanawiał się dlaczego nie znajduje się w kuchni, gdzie kojarzył, że stracił przytomność, a zamiast tego leżał na łóżku w gościnnej sypialni i był przebrany. Irya obserwowała go od strony uchylonych drzwi drzwi, ale on zdawał się nie być świadomy jej obecności. Na nocnej półce stała, zostawiona przez dziewczynę, butelka z sokiem, po którą od razu sięgnął by się napić. Podniósł się za szybko co sprawiło, że musiał się podeprzeć, aby zachować pion.

- Tylko nie waż się wstawać - usłyszał głos od strony drzwi. Irya weszła do pokoju trzymając w ręku kieliszek z czerwonym winem, a na twarzy malowała jej się troska i ulga. Miała na sobie świeże ubrania, ale uwagę przykuwał biały opatrunek na jej szyi. Usiadła na brzegu łóżka.
- W samą porę się obudziłeś, bo już poważnie zastanawiałam się nad wezwaniem lekarza - powiedziała i upiła łyk z kieliszka. - Będziesz żył? - zapytała uważnie mu się przyglądając.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172