Popatrzyła na córkę i uśmiechnęła się do niej ciepło. Arnika dobrze wspominała ten czas gdy naście lat temu zapragnęła być z Horstem i to pomimo tego jak trudna była dla nich droga by być razem.
- Nadal jestem w nim zakochana, skarbie - odparła na pytanie Ruty i podeszła, żeby pogłaskać ją po policzku. -
Lata mijają, ale to uczucie nie słabnie. Chodź - powiedziała na koniec i wzięła koszyk do którego w międzyczasie zapakowała trochę jedzenia. Skierowała się do wyjścia, oczekując że córka za nią podąży.
Była pora by odwiedzić babkę i sprawdzić jak się miewa. Na zmianę z Jeremim Arnika odwiedzała swoją przybraną matkę Czeremchę. Wioskowa szeptucha choć sprawnością fizyczną wciąż potrafiła zaskoczyć to jednak myśli miała coraz bardziej mętne.
- Podobają ci się jacyś chłopcy? A może ktoś przy tobie kręci? - zapytała znachorka, gdy same szły z Rutą ścieżką prowadzącą do stojącej na uboczu chaty. -
Z ojcem cieszylibyśmy się gdybyśmy mogli wyprawić w tym roku wesele dla Luthera i ciebie - zapewniła. -
Pomożemy przy swatach.
Pierwszą oznaką, że zbliżyły się do domostwa staruchy był kot.
Dokładnie to kotka, czarna z niesamowicie zielonymi oczami. Była to Psotka. Młoda ale odkąd tu była to zawsze wychodziła na powitanie i towarzyszyła im aż do drzwi. Przed chatą było więcej kotów. Czeremcha uwielbiała te sierściuchy, a one uwielbiały ją tak bardzo, że wciąż przynosiły jej swoje łupy: ptaszki, żaby, traszki, gryzonie, węże i cokolwiek co tylko były w stanie unieść. Raz jeden łaciaty duży kocur Franek przytargał nawet zagryzionego bażanta.