Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2019, 22:22   #115
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Arnika i Horst Grolschowie

W piątkowe przedpołudnie państwo Grolschowie wybrali się wspólnie odwiedzić Czeremchę. Dzieci zostały w domu, zajęte swoimi obowiązkami. Arnika niosła uwieszony na jej przedramieniu koszyk, przykryty czerwoną ściereczką, pod którą kryły się przysmaki takie jak świeży chleb, nalewka na reumatyzm, pęto suszonej kiełbasy i stygnąca potrawka. Jej mąż szedł przy niej. Chwilę milczeli, zwlekając, aż oddalą się dość od domostwa.

Taka trasa była idealną okazją by omówić sprawy rodzinne, wymagające ustalenia w jakim kierunku powinni dążyć. W takich momentach małżeństwo pozwalało sobie na odmienność zdań, ale przed dziećmi i sąsiadami musieli już być jednomyślni.

- Matz wspominał, że Luther nocą wymknął się gdzieś... - zaczęła temat Arnika.

Horst westchnął ciężko. Luther… jakim cudem nosił nazwisko Grolsch było dla mężczyzny zapytaniem. Pewnie dlatego, że był jego synem i tylko to, choć z każdym mijającym dniem coraz mniej, chroniło go od wydziedziczenia.
- Ten chłopak nie ma rozumu. - powiedział gorzko i z wyraźnym zawodem - Będą z tego tylko kłopoty. Wiemy coś więcej?

Kobieta westchnęła i pokręciła głową. Zdecydowanie było tak lepiej, że młodszy brat Luthera nie wpadł na pomysł, żeby śledzić brata, bo to było niebezpieczne, żeby kręcił się po nocy poza domem.
- Niestety wygląda na to, że wtedy gdy spadł na głowe to... W głowie mu się poprzestawiało - stwierdziła ze zbolałą miną. - A takie dobre dziecko z niego było... Takie bystre... - kręciła głową i chyba nawet łzy pojawiły się w jej oczach.

Stary Grolsch położył dłoń na drugim ramieniu Arniki tuląc ją do siebie w kroku.
- Wiem. - powiedział czule z nieukrywanym bólem - To tak, jakby stał się całkowicie inną osobą. Kimś obcym.
Westchnął ciężko.
- Nie zdziwi mnie jeśli nasz dziecic uzna go za mordercę.

Na te słowa Arnika wzdrygnęła się i zamarła w bezruchu, zatrzymując się. Chwilę patrzyła mężowi prosto w oczy, a jedna łza spłynęła jej po policzku, ale mąż starł ją palcem delikatnie. Nie musiała odpowiedzieć, żeby wiedział co o tym myśli. Wtedy, tamtego dnia gdy Luther przybiegł z Nawoją... Mówił nieskładnie, ledwo była w stanie przymusić go by robił tak jak go instruowała... Później bełkotał coś bez sensu, że nawet Horst nie był w stanie logicznie tego przekazać swojej żonie... Zupełnie jakby Luther bał się powiedzieć co tam zaszło.

- Od upadku na głowę zachowuje się inaczej... Zmienił się - powiedziała cicho. - Myślisz, że Światko też... Tak jak Nawojka skończył? - zapytała z przestrachem w oczach.

Horst pokręcił głową na boki.
- Nie wiem najdroższa. - powiedział i przytulił ją mówiąc ciszej - Cokolwiek tam się wydarzyło… jeno Dobrzy Sąsiedzi wiedzą. Miejmy nadzieję, że Światko się znajdzie… choć wiesz jak to wygląda. Tym bardziej, że i Otton się tam wybiera i wraca jak nigdy nic.

- Wiem jak to wygląda - jęknęła Arnika bezsilnie. - A Otton może znalazł Światka... - wzdrygnęła się ponownie.

- Dowiemy się jutro. - odpowiedział spokojnie mąż choć słychać było nuty żalu - Cokolwiek postanowi Otton… nie będzie jak argumentować. Luther… choć stał się zaprzeczeniem naszych ideałów… nadal jest moim synem.

- Może to nasza wina... Miasto go zmieniło... - matka za wszelką cenę próbowała znaleźć wyjaśnienie czemu jej dziecko miałoby zrobić coś czego się nigdy by po nim nie spodziewała.

- Wrócił jakiś czas temu. Miasto… jeszcze niedawno był Grolschem z krwi i kości. - odpowiedział cicho - Nie nasza wina najdroższa. Jeno sprawka to może być Starego Ludu, ale czym im zawiniliśmy, że go dotknęła ich Łaska? Wszystko od tego upadku… nie wcześniej.

Kobieta pokiwała tylko bezradnie głową. Nie było sensu dłużej się umartwiać, bo wszystko już i tak było w rękach pana na włościach. Ruszyli dalej, powoli stawiając kroki.

Milczeli aż drogę zastąpiła im Psotka. Wtedy Arnika włożyła dłoń pod ściereczkę okrywającą koszyk i wyciągnęła przysmak. Czarna kotka przyjęła podarek i z zadowoleniem poprowadziła ich do domu Czeremchy.

Po przekroczeniu progu chaty starowinki, jej przybrana córka po przywitaniu się z nią zaczęła rozstawiać zawartość kosza na stoliku. Horst zabrał się za rozpalanie ognia pod piecem.

- Byłam zobaczyć jak trzyma się syn Gawaina... - wspomniała Arnika. - Albert.. Biedny chłopak, jest roztrzęsiony - skomentowała krótko stan chłopaka.

- Gawain był dobrym chłopem. - powiedział Horst, a ogień się zaprószył i pierwsze płomienie zaczęły pochłaniać chrust i drobne drwa paląc się od góry
- Zawsze dbał o syna… Może go przyjmiemy do siebie? Jak myślisz?

Arnika odwróciła się i popatrzyła na męża ze zdziwioną miną na tą propozycję.
- To... Poważna decyzja... - mruknęła przelewając potrawkę do małego kociołka. - Ale sam chłopak sobie nie poradzi, szczególnie z tą nogą... - zamyśliła się.

- Jak nie my, to kto? - zapytał cicho spoglądając na żonę. - Poprzez pamięć Gawaina… prawda, będzie z nim trochę pracy, ale możemy dać mu szansę na wyjście na prostą. Noga się zagoi…- uśmiechnął się delikatnie - ...szczególnie pod Twoją opieką.

- Racja... Chyba tak będzie dobrze... - zastanowiła się. - Nasze dzieci już samodzielne... Możemy pomówić z Albertem jak skończymy tu - zaproponowała.

- Zawsze mogę na Ciebie liczyć piękna. - odpowiedział Horst - Przyszło nam żyć w szalonych czasach… czasami zastanawiam się co by zrobił mój dziad. Ojciec był beznadziejnym przypadkiem, ale… to wiesz.

Arnika uśmiechnęła się lekko. Dawniej sama myśl o tym człowieku ją drażniła, ale teraz było to już tylko wspomnienie, niczym anegdota o wioskowych błaźnie.
- Mieliśmy bardzo dużo szczęścia w życiu, a bogowie przychylnie na nas patrzyli - stwierdziła. - Zawsze okazywaliśmy im szacunek i wierzę, że choć bywa ciężko to los nadal będzie nam przychylny.

- “...i wszelaka zła przygoda. Będą temu kto by starą, ojców swoich wzgardził wiarą…” - wypowiedział, ni to zanucił, słowa starej pieśni Dawnej Wiary z uśmiechem - Cokolwiek się dzieje, zawsze jest to po to, by było lepiej. Zawsze, prawda?

- Tak chcę wierzyć - odparła i podeszła do męża. Uwiesiła kociołek nad ogniem i przytuliła się do Horsta.

- Tak jest. - odpowiedział i przytulił szczelnie żonę - Zawsze byliśmy wierni i wierni pozostaniemy. Grolschowie tu byli, są i będą. Przetrwamy każdą burzę. Każdą, bo mamy siebie nawzajem. Ponieważ jesteśmy tu i teraz niczym trawa na wietrze..

- Dla ciebie wszystko najdroższy - mruknęła Arnika i pocałowała go.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline