Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2020, 22:24   #182
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

- Jestem gotowa - dało się słyszeć ze szczytu schodów. W niecałe dwa kwadransy Irya upięła swoje włosy w luźny kok, misternie umalowała się podkreślając oczy czarną kreską i przebrała.
Obcisła sukienka w kolorze trudnym do określenia przez mężczyznę, podkreślała jej wysportowaną sylwetkę. Głęboki dekolt prześwitywał przez koronkowy materiał. Kołnierzyk sukienki w pełni zasłaniał jej bliznę na szyi, z tyłu natomiast miała wycięcie aż do połowy pleców. Szła boso i w lewej ręce trzymała czarne buty na obcasie. Przez ramię miała przewieszony lekki płaszcz w tym samym kolorze, a w drugiej ręce niosła kaburę z pistoletem. Zmiana jej wizerunku była tak duża, że tylko to ostatnie zdradzało, że na pewno była to pani Inspektor.


- Gdzie jest Corday i co jej zrobiłaś? - zażartował Morgan. - Co zamierzasz zrobić tą bronią? - wyglądał na wybitnie zainteresowanego tym problemem.
- Haha, dokładnie o taki efekt mi chodziło - ucieszyła się na jego komentarz. - Pistolet jest dla ciebie - powiedziała idąc do niego. - Znaczy, ty go będziesz miał dla mnie, tak na wszelki wypadek - wyjaśniła, bo przecież on nie nosił broni.
- No tak - skrzywił się. - W twoim towarzystwie wszystko robi się trudniejsze. - Wbrew pozorom nie zabrzmiało to jak narzekanie, a zwykłe stwierdzenie.
- Fakt... - zastanowiła się. - Wezmę jeszcze paralizator - zdecydowała i podeszła do komody. Z szuflady wyciągnęła wspomniane urządzenie. W przeciwieństwie do pistoletu, było małe i spokojnie mieściło się do niewielkiej torebki jaką wybrała na to wyjście.
- W sumie to dobrze żebyś wiedział kogo szukam - żachnęła się. Wzięła do ręki telefon i podchodząc do Charlesa, wyszukała zdjęcie jakie dostała od panny Fox. - Tak wygląda zguba - pokazała mu zdjęcie dwóch identycznych dziewczyn.
- Bliźniaczki? - zapytał odruchowo. - Wcześniej opisywałaś je jakby nie były rodzeństwem.
- Bo nie są spokrewnione - pokręciła głową Irya. - Molly jest jej sobowtórem - wyjaśniła i schowała telefon do torebki. Usiadła obok niego i zaczęła zakładać buty.
- Czyli z tego co mówiłaś wynika, że sobowtór kryje zaginięcie córeczki majora, a ty odwalasz nieoficjalne śledztwo w międzyczasie - pokiwał głową. - Ma sens.
- Sobowtór kryje córkę, córka kryje sobowtóra... Jeden pies - wzruszyła ramionami. Ciągle siedziało jej to z tyłu głowy, że wcale nie z córką majora ma do czynienia. - Dla każdej pasowałoby takie zachowanie i chęć ucieczki czy zwykłego zaszalenia. Choć wątpię, że sobowtór robiący za ochronę, by zachował się tak nierozważnie zostawiając córkę Foxa bez telefonu i dokumentów... Niewykluczone też, że zguba magicznie się sama znajdzie o czasie, wybawiona i z potrzebą odwiedzenia kliniki aborcyjnej - zaśmiała się ironicznie.
- A jakby twoja koleżanka wyparowała na imprezie i zaliczyła gdzieś zgona to co byś zrobiła z jej torebką i dokumentami? Zresztą do teraz już powinna była wytrzeźwieć i dać znać.
- Mnie nie pytaj, bo w takim zestawieniu to ja byłabym tą zaginioną - stwierdziła z rozbawieniem. - Ale jak już mam zakładać, dlaczego się nie odzywa to są dwie możliwości albo nie chce nawiązać kontaktu, albo nie ma możliwości.
- Teraz i tak nie ma co dywagować. Jak się coś dowiesz to będziesz miała odpowiedź, a jak nie to i tak niewiele nam to pomoże.

Morgan wstał i podszedł do przedpokoju.Zatrzymał się w oczekiwaniu na Iryę, która zaraz do niego dołączyła. Kot tymczasem zainteresowany podniósł głowę, po czym wstał i zeskoczył z fotela. Zrobił kilka ostrożnych kroków i zatrzymał się kilka metrów od prawnika.
- O, zobacz, lubi ciebie - skomentowała blondynka, podając prawnikowi broń. - Przydałoby się sierściucha jakoś nazwać.
- Nie patrz na mnie - Morgan podniósł obie dłonie w geście obrony. - Ty go przygarnęłaś, to go nazywaj.
- Ale to ciebie lubi. No dawaj, wymyśl coś - zachęciła go.
- O nie! Nie! Nie! - zaprotestował Charles z pobłażliwym uśmiechem. - Już, widzę co się tutaj wyprawia. Teraz nazywamy kota, a potem mi powiesz, że przestałaś brać tabletki. Nie dam się wciągnąć we współudział.
Już miała mu się złośliwie odgryźć, wspomnieć, że odkąd ostatnim razem poruszony został ten temat to zabezpieczyła swoje pigułki przed jakąkolwiek ingerencją, ale wybrała inną taktykę.
- I czym się martwisz? Stać nas na stado opiekunek - zaśmiała się z niego.
- Mnie stać na alimenty, ale to nie znaczy, że po Lunie biega masa Morganów - odparował. Jednak Iryi wydawało się, że podając nazwę księżyca lekko się zająknął.
- Przy rozpustnym stylu życia tylko kobieta może mieć pewność co do ilości potomków - stwierdziła uszczypliwie i poklepała go w pocieszającym geście po ramieniu, udając że mu współczuje.
Morgan ku jej zaskoczeniu, obdarował ją naprawdę chłodnym spojrzeniem, ale już tego nie skomentował.
- Gotowa? - zapytał zmieniając temat.

Corday uniosła brwi w zdziwieniu, mierząc spojrzeniem prawnika. Dziś miała talent to trafiania w czułe punkty. Najpierw z komendantem w rozmowie nacięła się na najwyraźniej drażliwy temat córki. Amy wspominała jej jedynie, że był rozwodnikiem i ex wysłał poza Lunę, ani słowa o dzieciakach, a sama wyciągnęła chyba coś ponurego z przeszłości Sinclaira. A teraz Charles. Choć ten to akurat sam się w to wmanewrował.

Bez słowa mocno objęła mężczyznę za szyję i go pocałowała czule w usta.
- Teraz jestem gotowa - odpowiedziała, gdy skończyła pocałunek, który został odwzajemniony, ale jakby z wyczuwalnym śladem chowanej urazy.

Ruszyli w stronę drzwi, a kot ostrożnie podążył ich śladem.

Normalnie takie zachowanie u faceta by doprowadziło Iryę do furii. Jednak w tym przypadku miała jedynie coś na kształt zrozumienia i współczucia. Jak bardzo dziwnie by to wszystko nie brzmiało w odniesieniu do okoliczności. Zachowanie sierściucha zignorowała, uznając, że jak będzie chciał sobie pójść to nie będzie go na siłę trzymać.
- No już, nie złość się na mnie - powiedziała do Charlesa, tuż przed tym jak miała otworzyć drzwi z mieszkania. - Jak bardzo będziesz chciał dzieci to się jakoś dogadamy. Tylko poczekaj, aż złapię jakąś nudną posadę na wyższym szczeblu - ton jakim to powiedziała był trudny do określenia czy żartuje, czy może mówi poważnie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline