Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2020, 07:05   #6
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Odnalezienie dwóch z trzech mułów nie sprawiło wam wiele trudności, zwierzętom zresztą nic się nie stało, jedynie trzeci przez przypadek wbiegł w gęstą sieć uwitą pionowo pomiędzy dwoma dębami. Próbował się z niej oswobodzić, rżąc przy tym głośno.

Medyk sięgnął po łuk i nałożył strzałę na cięciwę. Rozglądał się na boki i ku górze. Szczególnie starał się śledzić nici pajęcze... po nich pajączek będzie szedł w stronę zwierzaka w końcu. Ośmionogie poza, czy z dala od sieci? Rzadkość! - Paskudztwo gdzieś tu jest... wypatrujcie i dajcie mi znać. Może przystrzele gnoja nim się do nas, lub muła zbliży. - Zerknął na chłopa, co miał pecha w loterii darów natury tego sezonu. - Osłaniaj mnie, moje tyły.

Rudobrody przedstawiciel starszej rasy podszedł powoli w stronę zwierzęcia. Gestem ręki zachęcał towarzyszy by poczynili to samo.

- Na razie zamilcz durniu. Później opowiesz mi wszystko, co wiesz o łotrze w ołowianej masce. Bardzo dokładnie… - Alieena nie zamierzała zdradzać mężczyźnie, co planuje zrobić z nim potem. W danej chwili skupiła się na osłanianiu tyłów krasnoluda, w czym wspierała się swoim spetum. - Pilnuję twojej rzyci, ty spróbuj mu pomóc. W końcu mocarz z ciebie. - Powiedziała mając na myśli wyciągnięcie muła z pułapki.

Przegapiliście go. Czaił się za kilkoma blisko rosnącymi, oblepionymi siecią drzewami. Kiedy zwęszył okazję do ataku, zaszarżował jak odyniec na ośmiu grubych, włochatych nogach prosto na Alieenę. Mimo wieloletniego treningu w świątyni kapłanka Ianny nie uniknęła kłapiących szczęk sprytnego i szybkiego potwora. Padła w poszycie nieprzytomna, a może martwa...

Żądny zemsty za los Alieeny Grim rzucił się do walki i zaczął rąbać toporkami poczwarnego drapieżnika. Ciął strasznie, aż ostrze odrąbało jedną z włochatych nóg. Czarny potwór łypnął złowieszczo czworgiem płonących ślepi na krasnoluda.

Armis widząc sytuację niemalże rozkazał niedawno uratowanemu. - Osłaniasz mnie! - I po tych slowach rzucił się w kierunku Alieeny, kładąc broń obok i sięgając po torbę medyczną. Wpierw, zatomawać upływ krwi. Potem diagnoza czy ją zatruło...

Życie Alieeny zależało od najbliższych dwudziestu czterech godzin. Nie wyglądała, jakby jej ciało trawił od wewnątrz jad pająka. Jednakże... Kilka kropel trucizny kapnęło na jej oko, paląc je jak krople płynnego ognia i powodując trwałe uszkodzenie.

Zostawiony z tyłu mężczyzna nie mógł nie wykorzystać nadarzającej się okazji. Rzucił się biegiem do ucieczki. Zabierając ze sobą sztylet Armisa.

Krasnolud wiedział, co oznacza złowieszcze spojrzenie czarnej wdowy. W ślepiach zranionego pająka czaiła się straszliwa inteligencja. Przeturlałeś się w bok, kiedy czarny potwór natarł, kłapiąc sucho powietrze szczękami pokrytymi pianą.

Frank doskoczył do pająka jednym susem wymierzając potężny cios znad głowy. Spiął mięśnie prowadząc cios szeroko i spuścił miecz na bok pająka rozcinając dziurę od chitynowego pancerza na gorze, po nieco miększe podbrzusze. Olbrzymi pajęczak zatańczył przedśmiertnie, jucha wypłynęła przez bok, ale Frank nie skończył. Z mieczem nisko przy ziemi ciał brudno, od dołu w bok odcinając cztery odnóża. Pozbawiony równowagi pająk przewrócił się rozpadając na dwie części.

Frank nie czekał aż kurz opadnie. Dopadł leżącej Alieen. - Przeżyje?

Widząc co się święci, Grim czym prędzej zabrał się za uwalnianie muła.

Armis uśmiechnął się lekko i krzywo. - Nic jeszcze nie jest pewne. Teraz potrzebuje odpocząć. Oswobodźcie muła i zabierzcie ją w okolice dziury. Tam zobaczę co da się więcej zrobić. - Zerknął na zmasakrowane truchło gigantycznej czarnej wdowy. - Oj, mało z tej ślicznotki zostało… - Medyk spojrzał na Franka. "Jutro dla pewności rozejrzę się za ziołami, teraz zbiorę co się da z tego pajęczaka, potem opieka nad dziewojką i drugi pajęczak, a wy skoczycie sprawdzić tunele?" Uśmiechnął się cwano. - Coś musiały paskudy przygarnąć z fantów nieszczęśników. Kły dzika? Poroże jelenia? Błyskotki? Broń? Wiecie co mam na myśli…

Frank skinął głową i zabrał się za palenie pajęczyn. Nienawidził ośmonogich skurwysynów, nawet jak byli normalnego rozmiaru. - W takim razie musimy znaleźć miejsce na obóz i zrobić dla niej nosze.

Armis spojrzał na blondyna. - Daj spokój tym pajęczynom. One nam na rękę. Co w nie wpadnie to darmowe żarło dla nas. - Po tych słowach wrócił do swoich zajęć.

Grim podrapał się po głowie. - Gdzie ten chudzielec? I co z nią? Chyba musimy wracać.

Wystające z torby u pasa żuwaczki i części odnóg pająka stukały o siebie, gdy Aris wstawał znad operowanej Alieeny. - Jej stan nie pozwala na podróż. Jutro wszystko pokaże, ale muszę ją najpierw postawić na nogi. Popołudniu... tak, raczej wtedy będzie już dobrze. Proponuje jutro wracać z młodą do Grzęd. Tam upłynnimy łupy. Te części pajęczaków są warte dobrą setkę złociszy... pod warunkiem, że się nie spierdolą, bo nie są właściwie przechowywane. - Uśmiechnął się zawadiacko. - No, i wiecie, wracamy jako bohatery co rozgromiły śmiertelne zagrożenie dla wioskowych, nie? Dziewczyna stanie na nogi to ruszymy szukać tej driady. W końcu to jej bogini dała jej znaki, nie nam.

- Zostanę tu z młodą. Sprawdzicie te tunele?

- Jakie znowu? Nie słyszałeś o Dzieciokradzie? Wracamy i w dupie z tą wiedźmą. Jedne szczyny elfa nam starczą. Duży! Chcesz sprawdzać te dziury?! - Widząc obrzydzenie malujące się na twarzy Franka na samo wspomnienie o legowisku pająków wystarczyło, by Grim domyślił się odpowiedzi. Wzruszył ramionami, chłopak umiał walczyć, ale brakło mu jaj. - Dobra, sam sprawdzę, czy to ostatni. - Krasnolud rozpalił pochodnię i sam zszedł do dziury. Grimowi eksploracja legowiska nie zajęła wiele czasu, chyba nawet nie godzinę? Po tym czasie wspiął się po linie i do was wrócił, potwierdzając brak zagrożenia. - Rozbijmy tu obóz, jakoś mniej komarów lata.

Kolejnego dnia wyruszyliście we dwójkę nazbierać żywokostu, aby przynieść ulgę rannej Alieenie. Pogoda dopisywała, a dzień upływał spokojnie, przynajmniej do pewnego dziwnego momentu. Natknęliście się na niewielkie wzgórze porośnięte lasem. Nie zwróciłoby waszej uwagi, gdyby nie wołanie o pomoc dochodzące z ciemnej jamy. - Hej, jest tam kto? Bogowie, pomocy! Nazywam się Laeliusz i jestem z rodu Egnatuleiuszów z Cyfaraun. Zostałem tu uwięziony przez podłą wiedźmę zwaną Kalyke! Szczodrze wynagrodzę wasze trudy!

- Jak uwięziony? Co Ci ta baba zrobiła?

- Uwięziła mnie w zaklętej płycie z zielonego szkła! Zrobiła to, kiedy wzgardziłem jej zalotami. Zamierza mnie tu trzymać, aż "nie zmądrzeję"! - Syknął wściekle.

- Co zrobiła z tym zielonym, że to takie zaczarowane jest?

- Skąd mam wiedzieć...!? Wymówiła kilka słów, zrobiła kilka gestów i zanim się obejrzałem, byłem wewnątrz zielonkawej bryły.

Armis rozglądał się po okolicy kiedy jego towarzysz prowadził rozmowę z nieszczęśnikiem. Miał pewne przeczucia i podejrzenia... - Grim… - Powiedział ściszonym głosem. - Powiedz, że były jakieś błyskotki, nie wiem, klejnoty, coś ładnego w tym leżu pająków... Kalyke to kobieta. Mam plan jak uwolnić chłopa i zyskać recepturę, ale muszę jej dać podarek... albo i kilka, bo Laeliusz ją wzgardził... nie chcesz znać gniewu wzgardzonej kobiety. - Uśmiechnął się czarująco. - Wierz mi, zwróci się w cholerę. Daj mi tylko mówić. Przede wszystkim schowaj broń, nic nam z jej strony nie grozi jeśli będziemy się zachowywać. Myślę... to kobieta, nie?

- A gdzie jest ta latawica?

- Nigdzie blisko całe szczęście.

Armis szepnął cicho do Krasnoluda. - Grim... jeśli chcesz go uratować i zyskać recepturę, która da bogactwo, musisz mi pomóc. To nie miejsce na morderstwo.

- Wiem, gdzie rośnie jej dąb. - Kontynuował uwięziony w szkle patrycjusz. - Jego ścięcie oznaczałoby dla niej śmierć!

Grim zignorował słowa towarzysza. Podszedł w stronę magicznego więzienia, co by się lepiej przyjrzeć. Armis spojrzał z pogardą na odchodzącego Grima i ruszył za nim.

Krasnolud rozpalił pochodnię i wszedł do płytkiej jaskini. Zauważyłeś zieloną bryłę szkła. Nie była idealnie przejrzysta. Z racji nieprzejrzystości i załamywania się we wielu nieoczekiwanych miejscach, mężczyzna wyglądał bardziej jak duch niż istota z krwi i kości.

A na oko Armisa miał złamany kark, choć to też mógł być efekt załamania nieregularnej bryły w akurat tym miejscu.



Medyk przyjrzał się uważnie uwięzionemu mężczyźnie. - Nie będzie żadnego tchórzliwego, pozbawionego honoru morderstwa. Mamy do niej też inną sprawę. Lepiej opowiedz coś więcej o sobie. Nie znam Twojego rodu... wybacz.

- Słuchaj, podejdź bliżej, dobra? Ledwo co Ciebie widzę.

- Ty, kiedy to się stało? No i jak żeś z nią w łóżku wylądował skoro taka brzydka.

- Nie wiem, czy jest to najlepszy moment na długie rozmowy. Driada Kalyke może nas w każdej chwili podejrzeć jak przez szklaną kulę!

Patrycjusz podszedł bliżej. Oparł się wręcz dłońmi o zielone szkło. Jednak wciąż był niewyraźny.

- Ej... ja chyba skądś... masz może kuzyna, lub kogoś w Harifhal? Znam takiego młodszego kupca, Ilasa. Robi u starego Decilusa? Rodzina? Nie widzę dokładnie, ale widzę podobieństwo...

Wzruszył ramionami jakby Armis mówił o czymś oczywistym. - Dokładnie! Jest tak jak mówicie! Jaki ten świat mały!

Armis uśmiechnął się szeroko. - Grim. To swój gość, ale nie możemy uszkodzić tej tafli. Kalyke musi być potężną czarnoksiężniczką skoro z taką łatwością barierę postawiła. Poza tym, lepiej jej nie alarmować. Kto wie jakie magiczne pułapki tu się kryją. Musimy ściąć jej dąb. Jej moc pryśnie, a krewny moje dobrego kumpla będzie wolny. Dostaniemy dość złota, podwójnie! Ha! - Spojrzał radośnie na Laeliusza. - Dobra, to gdzie ten dąb?

- Sami tam nie traficie! Musi wam towarzyszyć ktoś, kto zna drogę, kto już został zaproszony przez Kalyke do jej gaju. Zbijcie to szkło i się nią wspólnie zajmiemy!

- Nie! Nie będę ryzykować śmierci od magiczniej pułapki. Zabijemy driadę i wrócimy po Ciebie, nawet teraz może nas obserwować! Nie przedłużaj! Powiedz kierunek! Nie narażaj nas wszystkich!

- Powtarzam, nie dojdziecie tam sami. A jedyna pułapka to ta, w której się znajduję... Zniszcz ją krasnoludzie!

- A skąd to możesz wiedzieć? Magiem jesteś? Może sam się uwolnisz? - Armis stanął między Menirczykiem a taflą szkła i spoglądając na niego powiedział. - Nic tu po nas. Nie ma co ryzykować dla kogoś kto stawia tylko żądania. - Po czym dodał w języku brodacza szeptem. - To jebany pozbawiony honoru oszust i morderca. Do tego martwy, ma złamany kark. Lepiej stąd iść i skazać go na zapomnienie. Kto wie co to za zniewolony diabeł i jaką mocą dysponuje.

- To gdzie to drzewo? - Krasnolud zadziwiony znajomością starszej mowy, odezwał się również w tym dialekcie do medyka. - Jak to? To co on jest duchem? Skąd to wiesz?

Armis uśmiechnął się delikatnie i odpowiedział nie zmieniając mowy. - Jestem medykiem, odpowiem w szczególne na zewnątrz?

Grim podrapał się po głowie, nie wiedział co z tego wszystkiego miał wywnioskować. - No dobra, prowadź.

Uzdrowiciel skinął głową i wyprowadził ich na zewnątrz i ciągle idąc mówił cicho w języku Synów Kamienia i Żelaza. - Potrafię rozpoznać śmiertelną ranę. Dlatego kazałem mu podejść bliżej. Rana nadal była gdzie była pomimo zmiany zagięć szkła. Ten znajomy o którym mówiłem nie istnieje. Podobnie jego pracodawca, a przytakiwał, że ich zna i to rzecz oczywista. Co więcej, usilnie chce się wydostać i zabić driadę tylko za to, że został zamknięty za szkłem? Serio? To jakiś zły byt Grim. Pełen nienawiści do życia. Ja bym się trzymał od tego z daleka… - Prychnął rozbawiony. - Dobra, wróciłbym ubić gnoja za jakiś dłuższy czas i z posiłkami, oraz odpowiednim sprzętem, oraz wsparciem magicznym. Takie zło lepiej zdławić, a kto wie? Składniki alchemiczne z tego czegoś mogłyby nieźle stać na rynku... ale do tego dobry alchemik potrzebny by był. Wiesz, Grim... im silniejsze emocje, tym czystsza energia. Im czystsza energia, tym więcej złota się dostanie. Ja nie jestem alchemikiem. - Stanął trochę od jaskini i spojrzał na niego. - Poszukajmy tych ziół, Alieena raczej bez nich nie przeżyje, a czas się kurczy. Swoją drogą, coś ciekawego było w tym leżu pająków? Widać, że jesteś Menirczyk wielkiego Honoru. Wiem, że byś sprawiedliwie okazał co wszystkim z nas należne. W końcu razem w tym siedzimy i wszyscy skóry narażamy i umiejętnościami wzajemnie służymy. Towarzysze Broni... można powiedzieć.

- Dobra, zajmijmy się zielskiem. I tak, znalazłem kilka kamyków, ale to obgadamy po powrocie. Wolę kłócić się o podział łupów w karczmie z piwem, niż w lesie jakiejś zjawy.

- Nie nazwałbym tego kłótnią. Po prostu usiądziemy i wycenimy. Proponuję zachować je jako dary dla Kalyke. Wiesz, jeśli mój zmysł biznesowy dobrze mówi... na formule tego eliksiru zarobimy grube tysiące, jak nie dziesiątki tysięcy... kuszące, nie? Poza tym, do podziału mamy te części z pajączków. Tylko modlić się do wszystkich bogów by się nie spierniczyły do tego czasu... Zresztą, mam już zalążek planu biznesowego. Tak jak mówiłeś, w karczmie przy piwie!

- Tak, tak, w karczmie pogadamy. Z czarownicą też, o ile na nią trafimy. Trzeba nam wracać czym prędzej do wioski.

Armis pokiwał głową ciągle rozglądając się za ziołami. - Pierwej zioła dla Alieeny.

Kiedy się oddalaliście w stronę obozu, jeszcze długo słyszeliście zdesperowane krzyki Laeliusza. - Nie! Nie możecie mnie tu tak zostawić! Nie odnajdziecie sami tej wiedźmy! Ani nie wyjdziecie z tego lasu! Nigdy! Będziecie po nim błądzić, błądzić po kres swoich dni! - Wybuchł maniakalnym śmiechem. - Zajrzyjcie do jamy pod dębem Kalyke, a przekonacie się o losie waszych poprzedników! Głupcy!


Upłynęło pół dnia od momentu, w którym krasnolud i lekarz ruszyli po zioła dla rannej kapłanki. Wrócili z nietęgimi minami. Nie dlatego, że nie znaleźli żywokostu, bo mieli tyle, ile Alieena potrzebowała, ale natknęli się chyba na coś jeszcze...

Tancerka Ostrza po zaaplikowaniu ziół odzyskała w końcu przytomność. Rozpogodziło się.

Armis uśmiechał się pogodnie przyglądając przebudzającej się Alieenie. - Witamy piękną w krainie żywych…

Alieena skrzywiła się. Nie trafiła do raju, nie widziała bowiem pięknych i drapieżnych hurys uzbrojonych w ostre jak brzytwa miecze. Ani samej Ianny. Spośród rozrzedzającej się mgły wyłoniła się wyłącznie twarz Armisa. Skrzywiła się z niesmakiem. Ostatnie co pamiętała, to szarżującą na nią włochatą kulę z długimi chelicerami. Potem ciemność… - Co z Frankiem? I resztą? Jeniec ci nie zbiegł?

- Wszyscy żyją. Zbieg spierdolił, ale spoko, dorwiemy skurwiela. Teraz musisz odpocząć, więc wycofamy się do Grząd.

- Do diabła z odpoczynkiem! Beze mnie nie traficie do driady, a dzieci z Grząd będą ginąć. A poza tym, to odpoczynek byłby stratą czasu. Chcę mieć jaja tego drania na talerzu. I ty mi je dostarczysz! Jaki diabeł kazał ci wręczyć mu broń? - Kobieta uniosła się tak wielce, że niemal zemdlała, gdy odezwała się jej rana.

Armis położył dłonie na jaj ramionach i delikatnie docisnął do podłoża. - Cóż, wystraszył się pajączka. Też mi zbój... w sumie co takiego zrobił? - Spojrzał na nią łagodnie. - Zalecałbym jednak odpoczynek. Najbliższy tydzień jesteś jak jajeczko i zapomnij o czymś więcej niż snuciu się. W walce byłabyś niemal jak dziecko.

- Wracamy do wiochy, jeszcze brakuje żebyś skończyła jak Karl. Mamy miksturę, więcej nam nie trzeba. Kto wie, ile już dzieci nakradł ten krowi placek.

Carnius zerknął na Grima. - Cóż, możemy spróbować z jedną fiolką, ale to ryzykowne. Lepiej jakbyśmy mieli co najmniej dwie, dla dwóch osób. Tak czy inaczej, zdobyć recepturę trzeba. To czysty zysk. No i przydałoby się, by eliksir był pod ręką na wszelki wypadek, gdyby Dzieciokrad powrócił. Uzdrowiciel spojrzał na Tancerkę. - Co nie?

- Nie jestem jakąś delikatną dziewką z seraju. Pewnie dam radę iść. To wystarczy, by was poprowadzić do tej drzewnej wiedźmy. Nie na darmo żeśmy wyruszyli, by teraz nazad wracać z pustymi rekoma. Nie zamierzam też popuścić temu uciekającemu, psiemu synowi. Jak dostaniemy likwor od Kalyke, to wtedy wrócimy. Przy okazji zabierając głowę tamtego głupca... Zatem nie traćmy czasu. - Kobieta postanowiła powoli się podnieść.

Uzdrowiciel mruknął przeciągle w zadumie. Zmienił ułożenie ciała tak że praktycznie siedział obok niej, a jego dłonie co spoczywały na jej ramionach tak się poprzesuwały, że asekurował ją w próbie usiądnięcia. Praktycznie ni to ją obejmując ramieniem, ni przytrzymując. - Hmmm... no tak. Tylko minął niecały dzień, więc wiele nie straciliśmy, a możemy stracić jakieś sto sztuk złota jeśli się nie pośpieszymy z powrotem do Grząd... wiesz, nie mamy metamphor by przechowywać specjalne składniki magiczne. Takie to potrafią bardzo szybko się spierdolić jeśli są luzem. Jutro mogą być już bezużyteczne. Wrócimy, zdamy części pajączków, kupimy słoki i ruszymy szukać Kalyke? Ze słoikami mamy pewność, że nam złoto nie ucieknie. Ten bandyta z kolei to nie uciekał do lasu, lecz w kierunku wioski. No i najważniesze, kapłanki dadzą ocenę stanu Twojego zdrowia?

- Zrozum babo, że nie będę Cię niańczył na tym zadupiu! Od tego są zakonnice.

- Jak daleko jest ta driada?

- Zawsze mogło trafić na ciebie, stałeś w końcu obok mnie. I ja bym ci wtedy oszczędziła takich słów. - Powiedziała z wyrzutem. - Nie wiem jak daleko, ale wiem doskonale w którym kierunku. Jesteś pewien, że uciekał w kierunku wioski?

Frank spochmurnial. Nie podobała mu się ta sprzeczka. - Grim, odpuść sobie kozaczenie. Nie masz tu nikogo na kim zrobiłoby to wrażenie. Pomyślmy nad tym jak rozwiązać problem.

Armis uśmiechnął się łagodnie i zapytał. - Gdzie indziej się uda? Bez grosza przy duszy? Zaledwie z sztyletem? Chyba nie w czeluście ciemnego lasu? Pozwólmy mu na odrobinę rozumu. - Przyglądał się jej oczom będąc dość blisko niej, a przez chwilę w jego oczach malowało się zwątpienie, lub troska. - Jak się czujesz?

- Nasze siły bojowe są uszczuplone do dwóch wojowników i dwoje, których musimy ochraniać. To oznacza, że albo będziemy bardzo ostrożni i podejmiemy walkę tylko jeśli będziemy mieli przewagę. Drugą opcją jest powrót do Grzęd i próba powstrzymania Dzieciokrada dopóki Karl i Alieena nie wydobrzeją. - Frank spojrzał na Alieenę. - Jak się czujesz? Nieźle cię łupnął.

- Dość dobrze, żeby coś zrobić, chociażby wskazać wam drogę. Ale nie dość, żeby przygrzmocić Armisowi za umożliwienie ucieczki mojemu jeńcowi. - Uśmiechnęła się słabo.

- Masz dwóch zdrowych wojów, wystarczy poprosić.

Uzdrowiciel sięgnął po bukłak i otworzył go zębami. Podał go kobiecie. - Przygrzmocisz jak się ogarniesz? Proponuje wrócić do Grząd sprzedać pająkowate, kupić metamphory, sprawdzić co tam, normalnie zjeść, uzupełnić zapasy i ruszyć szukać Kalyke. Albo iść spróbować pokonać Dzieciokrada jednym eliksirem... ale to nie najlepszy pomysł. Bo nie wiemy, czy jego przykurcze też nie są odporne na broń.

- Przydupasy da się zabić.

- Prawda li to. Grim rzekł, że powalił dwójkę. A krasnoludy są z reguły honorowe, więc w takich kwestiach nie łgają.

- Zatem... propozycja moja taka. Wróćmy na wieś, a potem zobaczymy. Może kapłanki będą miały jakieś swoje sposoby by przywrócić Alieenę Tańcu szybciej. Jakby nie było. Jeśli się uda, to to działka dla każdego z nas za sprzedaż tych pajęczych cząstek to miesiąć życia w zdrowiu. Chyba się opłaca choćby po to, nie?

Grim dziwił się ludziom i ich archaicznemu myśleniu. Już wiedział dlaczego z nimi nie obcował przed wypadkiem, w którym ucierpiała jego głowa. Uznał, że nie będzie przeszkadzać samcom w zalotach, skoro i tak poparli jego decyzję. - Aye, zabiłem dwóch. Dwa razy. Krasnolud przeliczył dla pewności na palcach - Czyli cztery, razy. Chodźmy póki widno, nie traćmy czasu.

- Ech... dobra, wróćmy do tej wioski, bo prędzej zejdę od słuchania utyskiwań Armisa, niż od ran. Uratowałeś mi rzyć, więc jesteśmy kwita za tego zbiega. Ale już więcej nie zachowuj się jak głupiec.


Było już po południu następnego dnia. Na widok wioski Grzęd Mityary wyłaniającej się spośród drzew odetchnęliście z ulgą, mimo że przez ciężką ulewę zdążyliście przemoknąć do suchej nitki.

- Idę do "Czerwonego Uśmiechu". Odstawię muły i nadrobię zaległości w pi... pogłoskach. Tak. Potem przyjdę do sukiennic i idziemy po dzieci.

Alieena bint Malikr poprosiła towarzyszy, by odstawili ją do klasztoru Mityarianek. A dalej co dalej zrobią, to już ich wola. Póki są w wiosce wolała się odkurować.

Armis Carnius, wędrujący medyk zaoferował Alieenie swoje pomocne w przemieszczanu się ramię. Sam miał interes do duchownych kobiet... i modlił się cicho w duszy by poszło gładko...

Krasnolud nie czekał na odpowiedź towarzyszy. Wiedział gdzie będą się znajdować. Jak powiedział, tak zrobił. Poszedł prowadząc muły.

Przekazaliście Alieenę pod opiekę troskliwych Mityarianek. Siostrzysko Celena widziało już niejedno, dlatego na widok ran Tancerki Ostrza zachowała stoicki spokój i pocieszyła dającym nadzieję słowem. Zakonnice zasmuciły się jednak słysząc o daremności waszej wyprawy do lasu Viaspen.

Armis od ręki sprzedał szczęki tylko jednego z pokonanych wielkich pająków, ale akurat podróżujący przez Grzędy awanturnik - czarnowłosy Niceańczyk o imieniu Kalikalides i bystrym spojrzeniu - powiedział, że wróci po resztę w przeciągu tygodnia, kiedy będzie jechał ze Siadanos z powrotem do Cyfaraun. Musiał mieć ciekawe znajomości... Na lepszą ofertę tutaj nie mogłeś liczyć, a sprawę pogarszała dostępność metamfor. Odkupić od kapłanek dzisiaj można było tylko jedną, druga zwolni się dopiero jutro.

W “Czerwonym Uśmiechu” z powodu ulewy zebrało się wielu Grzędzian. Wszyscy byli ciekawi waszych przygód. Przy darmowej kolejce lokalnej wiśniówki dowiedzieliście się przede wszystkim, że Dzieciokrad nie zdążył porwać kolejnego dziecka. Niestety nikt w okolicy nie widział bandyty, który wam zbiegł podczas leśnej wyprawy. Może obrał inny kierunek, może zabłądził w lesie, a może zginął? Na wspomnienie o herszcie ukrywającym się pod ołowianą maską chtonicznego demona pokazano list gończy, jaki miał ze sobą imperialny posłaniec. List wystawiony przez legata fortu Turos Tem zawierał podobiznę groteskowej maski. Za wszystkie zniewagi wobec cesarstwa, jakich Maska się dopuścił, a te były liczne - morderstwa, porwania, napady na karawany, podpalenia - wyceniono obojętnie żywego czy martwego na siedemset pięćdziesiąt aureliusów. Nagroda była do odebrania u kwatermistrza fortu.

Krasnolud Grim udał się do Mityarianek. Rozmówił się z samą przeoryszą. Miał ze sobą argumenty, które przekonały opiekunkę klasztoru do odprawienia ceremonii w sprawie okaleczonego kompana. Jeszcze tego samego dnia dręczony koszmarami Karl wyszedł ze szpitala. Na jego zaciętej twarzy nie było widać śladu po paskudnej ranie, a i w gębie miał język. Mówił tak sprawnie jak dawniej.

Na uczczenie targu Armis postanowił postawić kolejkę, czy kilka swojemu nowemu partnerowi w biznesie... Ponieważ miał świadomość, że nie pomieści jednych odnóg w metamforę którą miał nabyć, a czekać na drugą to szaleństwo i ryzyko miał propozycję dla Kalikalidesa. On da mu jedne z odnóg jako zaliczkę, a on za ich sprzedaż przywiezie mu dwie, większe metamfory na cenniejsze zdobycze. Koszty te same, a przy okazji okazywał zaufanie. Jakże rzadkie na trakcie. W ten sposób, Uzdrowiciel szacował po cichu, że będzie miał dość 'podstawowej przestrzeni magazynowej'. Oczywiście, dodatkowym złotem co utargował nie miał zamiaru się dzielić... interesy zawsze prowadził po cichu, a swoją 'opłatę manipulacyjno-administracyjną' pobrać wypadało. Taka forma 'ukrytej prowizji'. Oczywiście, zaciągnął informacje u swojego nowego 'przyjaciela' o jego zainteresowania towarem i w czym mógłby mu pomóc na swej drodze awanturniczej. Standardowe rozmowy o miłostkach, rynku, plotach i tym podobnych pierdołach. Pierdołach dla każdego, ale nie dla kupca. Zapytał też czy coś słyszał o rodzie Egnatuleiuszów z Cyfaraun. Tak z czystej ciekawości.

Grim uradowany z powrotu towarzysza do zdrowia wypił na raz butelkę wiśniówki, którą wyniósł z karczmy. Poklepał Karla po ramieniu, streścił co się działo przez ostatnie dni. Jednak radość po chwili ustąpiła miejsca strachowi i obrzydzeniu. Grim wiedział co musiał zrobić, czuł to w kiszkach od powrotu z lasu. Poprosił zakonnice by przyniosły elfią miksturę.

Stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Zapijający elfią miksturę lokalną wiśniówkę Grim zwany Kamieniem, nieustraszona krasnoludzka furia, zaczął gwałtownie... kurczyć się w oczach. Zatrzymał się dopiero na wzroście dziecka, dziesięcioletniego Menirczyka. Nie zmienił się tylko metraż, ale również i metryka, co widać było po gęstszym irokezie, mniej bujnej brodzie, młodszej skórze, braku zmarszczek i wyższym głosie, jeszcze sprzed mutacji. Biorąc do ręki topory nie czułeś się tak silny jak przedtem, ale kurwa - taki szybki to ty nigdy nie byłeś.

- Skurwysyny! Wiedziałem, że to się źle skończy! Zamieniły mnie w pokurcza! I jak mam walczyć z tym trollimsynem? - krasnolud zakrzyknął barytonem, który w porównaniu do wcześniejszego dudnienia basem, brzmiał jak pisk dziecka.

Armis... patrzał w osłupieniu na przemianę... oj tak, mając recepturę tego dekoktu... w pewnych kręgach zarobiłoby się dobre, zdrowe złoto sprzedając odpowiednim osobom, organizacjom, czy przybytkom... Uzdrowiciel był pewnien, że dobrowolnie nie miałby najmniejszej ochoty rozstawać się z recepturą. - Cóż, w tym szaleństwie musi być metoda. Nic tylko pójść i sprawdzić, nie? - Nachylił się do Alieeny i szepnął cicho. - Myślisz, że tak mu zostanie?

- Jeśli to pomoże nam rozgromić Dzieciokrada to bogowie muszą być szaleni. Ale za to widok skarlonego krasnoluda – bezcenny. Spójrz na to z dobrej strony. Teraz pewnie upijesz się szklanicą półtoraka, jakaż to oszczędność! Z pewnością ta mikstura może zwieść monstrum, skoro zmieniła brodacza praktycznie w pacholę. Ale czy przydała jakichś mocy, które pozwoliłyby go powalić? Miejmy nadzieję, że Dzieciokrad porywa młode ze względu na wiek, nie urodę. Bo wtedy krasnolud przepada w przedbiegach.

Karl też wpienił: - Miejmy nadzieję, że ta cała driada powiedziała Liraselowi, że o to chodzi i że trzeba załatwić Dzieciokrada ogniem... a nie, że była to jakaś pierdolona zasadzka!

- Leśne duchy bywają kapryśne.

- Albo to my nie wiemy co robimy i działamy po omacku... No cóż! Idziemy przypieniczyć Dzieciokradowi, ale lepiej by każdy w drugiej ręce miał pochodnię.

- Gdyby nie ten podstępny, włochaty ośmionóg, do tej pory wydarlibyśmy odpowiedzi z tej drzewolubki. Ale zawsze możemy zaryzykować.

- Mogę nieść nawet pochodnie w obu rękach... ale powiedzcie jak uniknąć tego koszmarnego ryku.

- Możemy zasadzić się na monstrum w pobliżu jego leża. Krasnolud udając dziecię będzie idealną przynętą. Jeśli eliksir nie okaże się pomocny, to wycofamy się z powrotem.

- Jeśli Grim ma robić za przynętę to musimy go umieścić w domostwie, w którym będzie mógł udawać dzieciaka gospodarzy.

Widać było, że Armisem bije się z myślami zachodząc o coś w głowę. - Ta i jaka szansa, że akurat Dzieciokrad pójdzie po niego? Niech lezie do dziury. Kto wie, może to śmiech dziecka może pokonać Dzieciokrada? - Uzdrowiciel prychnął ni to w rozbawieniu, ni w irytacji. Podszed do 'Cute, zawanego Otoczkiem', uklęknął przed nim, spojrzał na niego nieprzychylnie i powiedział coś cicho.

Zdenerwowany krasnolud obdarował groźnym spojrzeniem Tancerkę Ostrzy. Zwiedziony wyglądem Grima zielarz popełnił błąd traktując go jak dziecko. Po chwili tego żałował, gdy dostał czołem w twarz. - Jeszcze kilka słów, a będziecie zbierać zęby!

Uderzony Armis upadł z kolan na plecy. Cios Grima był całe szczęście markowany. Mimo drastycznego odmłodzenia w wyniku wypicia elfiej mikstury krasnolud gdyby chciał, mógłby wybić kilka zębów albo wyrządzić nawet większą krzywdę. W wyniku tej zamieszki zostaliście wyrzuceni z klasztoru przez ciętą na agresywnych samców siostrę Istrię.

- Idę do jamy. Kto chce niech dołączy.

Frank przyjrzał rzuconym niczym psu ochłapy trzem złotym monetom. Wynagrodzeniu za narażanie życia w walce z pająkami. - Czemu tylko tyle? Tak krzyczałeś, żeby zbierać te resztki i tylko tyle z tego mamy? - Całe zajście z krasnoludem zignorował. Miał już dosyć obchodzenia się jak z jajkiem i znoszenia humorów pokurcza. Dopóki jednak ich charaktery się nie ścierały postanowił nie ingerować.

Karl zawsze wiedział, że Grim miał niewyparzoną japę, ale tym razem przegiął pałę: - Świetnie! Teraz mamy w klasztorze przesrane! No dobra... tak czy siak trzeba wykombinować, gdzie będziesz najlepiej robił za przynętę. Może Fullo będzie wiedział?

- Zbierzmy dzieciaki w klasztorze na noc i Grimciontko zwane Kamyczkiem w dowolnym z domów. Może się nabierze?

- Pytałeś się przeoryszy co myśli o takim pomyśle? Jak nie to może być teraz problem...

- Nie, jeszcze chwilę temu nie wiedzieliśmy jak działa ten eliksir. Siostrom leży na sercu dobro dzieci. Myślę, że nie będą miały żadnych problemów z przenocowaniem dzieci. Bardziej martwiłbym się tym, jak długo ten eliksir będzie działać?

- Frank masz nawet dobry pomysł. Da się go przeprowadzić przez radę wioski, a zatem powiedzmy o tym Fullo... on już powinien wiedzieć co robić.

- Czas ucieka panowie, chodźmy lepiej do tej jamy póki dekoktu starcza.

Doprowadzony do frustracji krasnolud poszedł bez słowa w stronę jamy potwora.

- Nie myśl, że wymigasz się od rozliczeń.

- Mistrz zasadzek w akcji! - Wściekle mruknął Karl, a następnie pognał za Grimem i zagrodził mu drogę: - Zaraz, zaraz! Co ty wyprawiasz?

Armis spojrzał na Franka znudzonym spojrzeniem. - Sprzedałem jedno bo tylko na to był kupiec, jedno się zepsuło, kupiłem metamfory by reszta się nie zepsuła. Zaaranżowałem dostawę metamfor, by więcej się nie zepsuło na przyszłość. Te co mamy i mieć będziemy to i tak na są na drobnicę, bo im cenniejsze tym solidniejsze muszą być pojemniki do przechowywania. Jak źle przechowujesz magiczne składniki, to tracą mocy i stają się bezużyteczne. Jeśli uważasz, że metamfory są bezużyteczną inwestycją spoko, dostaniesz kasę, ale każda przyszłościowa forsa za specjalny składnik z ubitego stwora Ciebie mija przyjacielu skoro nie dokładasz się do jego właściwego przechowywania. Zainwestowałem w pojemniki, by nam kasa nie uciekała z dodatkowego zysku który i tak spotkamy po drodze. Tak, żeby nie było, potrzebujemy więcej, solidniejszych na cenniejsze części potworków albo złoto przelatuje nam przez palce. Czysty zysk. Grzech śmiertelny nie skorzystać na darmowym dochodzie po porównywalnie drobnej inwestycji, prawda?

Frank skrzywił się słysząc tłumaczenie Armisa. - Wolałbym, żebyś uzgadniał takie zakupy przed ich dokonaniem. Potrzebujemy się dozbroić do walki z Dzieciokradem, a za nagrodę za niego planować kolejne zakupy. Nadal nie mamy wystarczająco oleju by zabić dziada, a za trzy monety kupię ledwie fiolkę.

- Rozumiem, przyjacielu. Niestety, rozumiesz, że niewiele mogłem zrobić. Staram się ocalić jak najwięcej ile się da. Mogę dołożyć się na jedną fiolkę, choć naszym zadaniem raczej wybić przydupasy. Niech Grim zajmie się Dzieciokradem. - To powiedziawszy spojrzał z niechęcią na Grima, którego aktualnie w myślach nazwywał Cutem, zwanym Otoczkiem. - Prawda jest taka, że w sumie nic o Dzieciokradzie nie wiemy. W sumie... to działamy na ślepo i coś czuję, że czeka nas przymusowa wizyta u Kalyke. Nieszczęśliwie, wygląda na to, że atut pozwalającym nam wkraść się w jej łaski został już wydany.

Frank schował pieniądze bez słowa i wyszedł. Widać było, że nie podobało mu się to co się stało, ani wytłumaczenie. Zabrał swój sprzęt i ruszył w kierunku wsi. Musiał dobrze zainwestować te resztki pieniędzy jakie mu zostały, a było to zdecydowanie poniżej tego co oczekiwał.

- Mam dosyć tego człowieczego pierdolenia. Idę ubić gada, a kto chce się kłócić o pieniądze niech lepiej zejdzie mi zdrogi, bo zabije!

- Rozumiem cię i nie zamierzam się wykłócać o pieniądze... zresztą nie moje. Ale tak się składam, że to co zamierzasz to czyste samobójstwo, a bez ciebie sobie z tym Dzieciokradem nie poradzę. Nie mam nawet po co tam wchodzić, bo przy lada okazji padnę trupem... przecież wiesz jak tam jest.

Wciąż lało. Przemoczeni do suchej nitki, w minorowych nastrojach, stanęliście przed powalonym dębem, który skrywał ciemną dziurę - wejście do legowiska złego ducha zwanego Dzieciokradem.

- Chłopaki! Zanim tam znowu wejdę muszę wiedzieć jak zamierzacie załatwić tego Dzieciokrada?

- Mamy nadzieję, że nasze dziecko będzie w stanie go zranić. Jak nie, to możemy go spalić. Z historii wiemy, że jest podatny na ogień.

- Tego i sam się domyśliłem... ale jak chcecie go spalić i przy okazji uniknąć jego wrzasku? Nie widzę przecież, żebyście mieli nie wiadomo ile paliwa...

- Ano nie mieliśmy kasy na zapas oleju.

- Zajmiecie się jego bachorami, a ja go ukatrupię.

- Co to za krzyk Dzieciokrada?

- Jak ostatnio spotkałem Dzieciokrada to on się wydarł czy co... i to zabiło prawie całą naszą poprzednią paczkę. Przeżyliśmy tylko ja i Grim.

- Mając wosk i trochę materiału moglibyśmy zatkać sobie uszy. - Wytłumaczył Frank.

- Hmmm... Dobry pomysł. Ale trzeba założyć te zatyczki w ostatniej chwili, abyśmy nie dali się zaskoczyć. Grim! Wiem, że jesteś twardzielem, ale teraz mógłbyś jednak tej rady posłuchać.

- Aye, jak byłem sam to też piszczał. Jak masz wosk, to ja mam ucho do zatkania. Jak nie to chodźmy. Głodny się robię...

W podziemiach towarzyszyła wam tylko cisza. Doszliście znanym Karlowi i Grimowi krętym tunelem do rozwidlenia, gdzie krasnolud stoczył ponurą walkę z Dzieciokradem i jego karłowatymi sługusami... czy też dziećmi. Formacje skalne były poznaczone toporem Grima. Leżała tu rozbita butelka po nafcie, dwie wypalone pochodnie i złamana strzała świętej pamięci Lucjusza... Ze zwłok pokonanych potworów zostały jedynie dwie kałuże zastygłej, czarnej mazi, jakby po śmierci kreatury rozpuściły się w substancję z nieznanych pierwiastków. Woda skapywała z waszych ubrań na skały, a przemoczone buty wydawały charakterystyczny dźwięk przypominający ściskanie mokrej gąbki.

- Grim wskazał toporem środkowy korytarz. - Tam jest jego leże, ale nie wiem co jest w tej odnodze. Możemy ją sprawdzić.

Widząc, że Frank zatkał swoje uszy Karl poszedł jego tropem i dał znak Grimowi, aby prowadził.

Frank rozejrzał się na rozwidleniu. Drużyna weszła w jeden tunel. Frank zatrzymał się rozglądając. Szedł ostatni, więc na nim spoczywał obowiązek pilnowania pleców. Zajrzał do pozostałych dwóch odnóg sprawdzając czy jest tam bezpiecznie zanim ruszył za drużyną. Na pierwszy rzut oka w pozostałych tunelach nie było widać żadnego zagrożenia.

Zanim zdążyliście skierować się w miejsce wskazane przez Grima, wybiegł stamtąd tłusty szczur, który przebiegł wam między nogami, szukając drogi ucieczki. Przez zatyczki nie słyszeliście jego pisku, ale musiał być przerażony. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale gryzoń nie miał ogona i z tego powodu zostawiał za sobą krwawy ślad. Coś musiało ten ogon odgryźć, ale cudem zwierzę wymknęło się z ciemnej jaskini żywe...

Gdy Karl zorientował się, że szczur ma odgryziony ogon mocniej ścisnął dłonie na włóczni i wzmógł czujność. Frank przyjrzał się szczurowi, a potem skierował pochodnię w kierunku, z którego poleciał szczur.

Korytarz rozszerzał się w najeżoną naciekami jaskinię, która poza pierwszymi kilkoma stopami niknęła w ciemności. Krasnolud Grim i Jutlandczyk Karl pamiętali, że karły Dzieciokrada idealnie stapiały się z terenem przez wrodzoną zdolność kamuflażu. Ciężko było je odróżnić od stalagmitu czy stalaktytu. Wchodzenie tam mogło być niewiele mniej ryzykowne od wejścia do paszczy lwa. Zresztą pewnie już zauważyły światło waszych pochodni. Nikt czy nic nie zamierzało gonić uciekającego szczura, kiedy szło tu tak świeże mięso…

- Chodźmy w tamtą stronę. - Grim wskazał niezbadaną część jaskini - jeżeli to poczwarki poraniły tego szczura, to będziemy na nie gotowi.

Frank wzruszył ramionami. Był tu dla złota i dzieci ze wsi, nie dla krasnoluda i jego mądrości.

Dlaczego Armis miał bardzo złe przeczucie wchodząc w to miejsce? Bardzo złe, tak czy inaczej potrójnie upewnił się, że woskowe zatyczki były solidnie osadzone w uszach. Głupio by było umrzeć od krzyku czy coś, nie? Jedna ręka ściskała pochodnię, druga miecz.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 04-12-2020 o 14:44.
Lord Cluttermonkey jest offline