Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2021, 23:31   #10
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Rozmówiwszy się z Pansą, przed odpoczynkiem w “Czarnym Smoku” ruszyliście na targowisko, aby dokonać niezbędnych sprawunków. W niegdyś elfim miasteczku było więcej skorych do handlu niż w Grzędach Mityary, dzięki czemu udało wam się sprzedać nadwyżkę rynsztunku i ekwipunku oraz porcelanową lalkę znalezioną w legowisku Dzieciokrada. Po podziale złotych aureliusów Andreas nabył od trenera psów dwa duże, silnie umięśnione, aurańskie molosy o ciężkiej, zwartej budowie. Oba wyszkolone do zabijania, z najeżonymi kolcami obrożami i w kubrakach z utwardzonej skóry.

- Kolejny magiczny pierścień, naprawdę? - Andreas zatrzymał się, kiedy usłyszał chyba skierowane do niego pytanie. Odruchowo złapałeś za rękojeść miecza, bo nie mogłeś w pierwszej chwili zlokalizować znudzonego, ospałego głosu rozmówcy. - Czemu to zawsze pierścienie miałyby być zaklęte? Jesteście zupełnie bez wyobraźni, ale nie bierzcie tego do siebie. Typowy błąd nowicjuszy.

Psy zaczęły warczeć.

- Może prawdziwa magia tkwi w tej lalce, którą sprzedaliście za, muszę przyznać, niezłą sumkę? Córeczka palatyna pokocha nową zabawkę. Albo w lusterku, w którym przegląda się ta młoda dama? Może dzięki znalezionej szczotce nigdy nie trafisz na siwy włos, a i fryzura będzie bujniejsza. Ponieważ jesteś tego warta. A gdyby w tej figurce, którą usiłowaliście wcisnąć tamtemu chciwemu Shebateańczykowi, tkwił prawdziwy smok, a gobeliny po wymówieniu tajemnego hasła prowadziły do krain, gdzie ucztują elfi bogowie?


Ziewnął, jakby widział już i takie dziwy. Spojrzeliście do góry. Na krawędzi dachu jednego z już zamkniętych kramów leżał szary, futrzasty kocur, poznaczony bliznami, z obgryzionym uchem i z brutalnie ukróconym ogonem. Mrugnęliście oczami ze zdziwienia. Nie pomogło. Tak, miał skrzydła.

[media][/media]
Saremes

- Akurat znam kogoś, kto może wam pomóc z identyfikacją tego i owego. - Oznajmił, jakby w Siadanos znał wszystkich. - Oczywiście, nie za darmo. Przysługa za przysługę...

Arimnestos miał oczy jak spodki. Po chwili jednak otrząsnął się. - Witaj, mości kocie. Jestem Arimnestos, to moi towarzysze, Andreas i Lauga, wyśmienici tropiciele, Iwo... badacz podziemi i templariuszka Oktawia. Jak Cię zwą? I czy naprawdę jesteś kotem? I jakiej przysługi oczekiwałbyś w zamian za pomoc?

- Za kota powinienem się obrazić. Czy wyglądam jakbym ganiał za myszami? Możecie nazywać mnie Saremes. - Psy zawarczały, kiedy wyprostował się i usiadł na tylnich łapach. Saremes tylko ziewnął. - Jak nie koty to psy... Wiedzący mówią na takie jak ja tressymy, ale co oni tam wiedzą. Nie wszystkich da się sklasyfikować i opisać w księgach i zwojach jak jakieś gatunki ssaków. Do rzeczy. Chodzą słuchy, że przybyliście z Grzęd Mityary. Tylko nie zanudzajcie mnie szczegółami. Co mnie tam obchodzi jakaś wioska ludzi czy przygody kogoś, kto przez wygórowane ambicje może być martwy nim minie kolejny tydzień, a mógł spokojnie siedzieć w domu. - Zrobił krótką pauzę. - Niedaleko tamtego miejsca, w lesie Viaspen, znajdują się ruiny elfiej akademii. A w niej mumia Argollańczyka, której moi znajomi chcieliby się przyjrzeć. To właśnie przysługa, której oczekuję. - Andreas wiedział, o którym miejscu mówił Saremes. Już raz tam był, z wyjątkowo pechową wyprawą.

- Pomyliłeś nas z hienami cmentarnymi. Nie zakłócamy spoczynku umarłych, a na pewno nie kradniemy ciał z grobowców. Może rozważysz inną przysługę?

- Nie to nie. - Obrócił się, zadarł to, co zostało mu z ogona i ruszył wzdłuż dachu.

Andreas widząc odchodzącego kota wzruszył ramionami i ruszył dalej w kierunku karczmy.

- Musicie jednak wiedzieć, że nieskremowane ciała mogą powstać ze zmarłych samoistnie. Taki już urok tego świata. - Zanim się oddaliliście, doścignął was głos Saremesa. - Dlatego wasi kapłani palą wszystkich zmarłych. Argollańczycy z tamtych wieków mieli inne tradycje, eufemistycznie rzecz ujmując. Cała Argolla to jeden wielki cmentarz elfów, pełen grobowców, kurhanów i dołów, w których spoczywają bezimienni wojownicy. A wam jeszcze wczoraj chyba zależało na spokojnym śnie Mityarianek i ich owieczek. To kwestia czasu, kiedy zostanie zakłócony… - Rozłożył skrzydła, gotowy do lotu. - Przemyślcie przy kubku wina moją propozycję. Może się jeszcze spotkamy. - Saremes wzbił się w powietrze i zniknął między dachami imperialnych budowli i kapeluszami wielkich grzybów.

Zbrojna Oktawia zamrugała oczami jakby przebudziła się z dziwnego, nielogicznego snu. - Czymkolwiek to coś było, miało niestety rację. Nieskremowane zwłoki spoczywają w spokoju jedynie jeśli pochowano je blisko ołtarza Matki Żałoby. Kiedy pobierałam nauki u Templariuszy, uczył nas o tym inkwizytor Audaryk, niegdyś znany na Pograniczach łowca nieumarłych. Choć mnie też nie uśmiecha się przemycać elfie mumie przez bramy miasteczka. Czarodzieje i ich pomysły... Chodźmy się lepiej napić i porządnie zjeść.

Wszystko, co gwardzista powiedział o "Czarnym Smoku" było prawdą. Sześciopiętrowa, sześciokątna wieża z czarnego granitu odstawała wysokością od pobliskich budowli i śmierdziała kwaśnymi, alchemicznymi wywarami, choć ze starymi smrodami po poprzednim właścicielu czy właścicielach walczył miły aromat pieczonego jedzenia. Salę oświetlały jedynie kosze pełne owadów, jakby os, emitujących ciepłe, pomarańczowe światło. Najbliższy stół zajmował tylko jeden klient, i to sądząc po rozmiarach barów i karku, nie byle jaki. Dalej było kilka surowych twarzy, też paru obcokrajowców - zbyt pewnych siebie lub zbyt głupich, by obawiać się, co ich może spotkać w przybytku takim jak ten, oraz otulony w płaszcz podróżnik pałaszujący polewkę, aż mu się uszy trzęsły. Za okrągłym szynkwasem z lakierowanego na czerwono jesionu stał odziany w czarne szaty, blady elf o głęboko osadzonych, czarnych oczach i grymasie niezadowolenia wymalowanym na trójkątnej, wąskiej twarzy…

[media][/media]
Elfi karczmarz z "Czarnego Smoka"

Gospodarz "Czarnego Smoka" nie należał do najgościnniejszych i aż zatęskniliście za zawsze uśmiechniętym karczmarzem Fullo, ale koniec końców na wikt i opierunek nie mogliście narzekać. Ranek przywitał was ciężką ulewą. A elf, tak jak wczoraj, niezadowoloną miną.

Zabraliście ze stajni psy i zwierzęta juczne. Zmoknięty, ale zdeterminowany chłop Pansa już na was czekał od rana, mając nadzieję, że oto nadchodził długo wyczekiwany ratunek dla krowy Truskawki. Przeszliście przez kręty most - wiekowy korzeń któregoś z przedstawicieli megaflory elfiego Siadanos - na zachodnią stronę Mirmen i ruszyliście w górę rzeki, na południowy zachód, ku górom Meniri. Ślizgając się w błocie mijaliście po drodze coraz rzadziej rozlokowane chałupki, z których ścian bezlitosny deszcz zmywał niby ochronne znaki wymalowane węglem przez bogobojne chłopstwo. Mimo ciężkiej ulewy na samym środku jednego z pól stał brodaty mężczyzna w szatach, błogosławiąc ziemię i głosząc kazanie, którego słuchała garstka zmieszanych, zziębniętych wieśniaków. Zauważyliście na horyzoncie samotną skałę sterczącą pośród równin. Wkrótce minęliście ostatni strach na wróble. Tutaj już nikt nie uprawiał ziemi, mimo że było co. Mniej więcej w połowie wysokości skalicy widoczna była ciemna jama, która musiała prowadzić w podziemia, nie wiadomo jak rozległe i głębokie. Jedyną drogą do tego wejścia dla kogoś niezdolnego zaryzykować wspinaczki była wąska i teraz pewnie śliska półka skalna. Na płaskim szczycie wzniesienia już z daleka widoczna była prymitywna zagroda z kilkunastoma różnymi zwierzętami hodowlanymi, między innymi krowami.

- Widzę ją! Widzę! - Syknął przemoczony, ale podekscytowany Pansa, wychylając się z wysokich traw. - Jeszcze nie zżarły mojej Truskawki! - Pokazał palcem prawie zupełnie białą krowę.

Łowca wyszedł nieco przed grupę przyglądając się okolicy.

Mimo godzin zacinającego deszczu biegły w tropieniu Andreas mógł zauważyć wiele śladów goblinów. Wroga trzeba było liczyć w dziesiątkach. Przynajmniej cztery tuziny tych kreatur kryły się w podziemiach pod skalicą. Mieszkańcy okolicznych ziem mogli być nieświadomi skali zagrożenia, które było w dodatku wyjątkowo blisko. A na goblinach ponure wieści się nie kończyły. Mniej liczne, podwójne ślady świńskich racic zwiastowały bandę orków. A najgłębsze i najdłuższe odciski zostawione w błocie - trolla lub kreaturę podobnych rozmiarów i wagi… Kiedy tak przyglądałeś się pozostawionym tropom, zauważyłeś wystający z błota fragment imperialnej tarczy.

- Uwolnijmy krowy, a potem zwiedzimy jaskinię. Co o tym sądzicie?

- Ja sugerowałbym inaczej. Zbadać czy koło krów nie ma jakiegoś strażnika i ewentualnie go usunąć. Krowy zostawić na miejscu. Jeśli nam się uda oczyścić dziurę to krowy odzyskamy. Jeśli nam się nie uda to może nie będą się mścić na wieśniakach, jeśli krowy będą dalej na miejscu. Poza tym uwolnione krowy mogą zaalarmować gobliny - dodał wojownik zakładając na ramię tarczę.

- Mogę przyprowadzić tu inną krowę na miejsce Truskawki. Chyba nie zauważą różnicy, a dla naszej wioski będzie ogromna! - Zasugerował Pansa.

- Na moje oko mamy do czynienia z kilkoma tuzinami goblinów, tuzinem orków i czymś wielkości trolla na dokładkę. Cokolwiek uczynimy, musimy to zrobić mądrze.

- Tak, bo i Valerian cielę, kiedy wrogów wiele. - Powiedziała po chwili wymownego milczenia zachmurzona zbrojna Oktawia, podając za przykład króla-wojownika Valeriana Bellësareusa, który pokonał Zaharańczyków i został pierwszym tarkaunem (cesarzem) imperium aurańskiego.

- Arimnestos aż przystanął na słowa łowcy. - Jeśli jest ich tak wielu to czemu nie zaatakowali wioski? To poważna sprawa, czy rozważamy sprowadzenie wojska? Sami musielibyśmy eliminować ich po kolei, z zasadzek, kilku tu, kilku tam. Ale w końcu zorientują się i będziemy musieli walczyć z nimi otwarcie - głośno myślał wojownik.

- Nie wiemy, ile mogą mieć takich wejść. Musielibyśmy przeszukać okolicę i zablokować je, żeby nas nie zalały ze wszystkich stron.

Andreas odszedł kawałek dalej, po czym się pochylił i zaczął grzebać w ziemi. Andreas wyciągnął z błota zauważony fragment naprawdę starej tarczy - imperialnego scutum jeszcze z czasów tarkauna Gajusza Tavusa, dzięki którego geniuszowi cesarstwo pozbierało się z wojny domowej, jaka targała Aurą ponad sto lat temu. Całe Pogranicza były jednym wielkim polem bitwy, na którym przez wieki przelano hektolitry krwi najróżniejszych istot i najróżniejszych kultur… Po kilku chwilach przyglądania się antykowi wypuścił go z rąk i wrócił do reszty drużyny otrzepując ręce z błota.

Obchodząc skalisty płaskowyż dookoła, nie zauważyliście z oddali żadnego innego wejścia do podziemi.

- Osłaniajcie mnie strzałami, to wdrapię się tam i wrócę tu z Truskawką! - Zaproponował Pansa, któremu na widok ulubionej krowy udzielała się głupota heroiczna.

- Stój. To nie są żarty. W tej jaskini jest dość samych goblinów żeby w jedną noc zrównać twoją osadę z ziemią. Jeśli chcesz możemy spróbować podmienić krowę, ale musiałbyś przeprowadzić drugą, podobną. - Wojownik spoglądał na wzgórze starając się wypatrzyć ewentualnych strażników.

Gobliny i inne stworzenia ciemności nienawidziły słońca, nawet jego najskąpszego blasku w tak pochmurny i deszczowy dzień jak ten. Dlatego pewnie Arimnestos nie dostrzegł ani jednej wrogiej sylwetki, choć nie mógł być pewien, czy w ciemnej jamie nie błyszczały ślepia jakiego wartownika.

- Pewnie, że chcę! Tak! Zróbmy to! - Odpowiedział chłop z ogniem szaleństwa w oczach.


- No dobra. To pora zobaczyć goblina. Powiedz Pansa najpierw - znasz tą skałę? Albo macie tu kogoś, jakiegoś leśnika, albo kogoś kto przeżył spotkanie z goblinami? Albo uciekł im stamtąd? Zawsze tam mieszkały? - Iwo był skłonny się rozejrzeć, ale preferował nie iść całkiem w ciemno, nawet jeśli było jeszcze jasno.

Pansa ściągnął brwi i zastanowił się szczerze nad pytaniami Iwo. Wyjaśnił przede wszystkim, że w nadrzecznej wiosce zwanej Czarną Wodą, z której pochodził, nie było leśnika. Las leżał albo zbyt daleko, albo po drugiej stronie Mirmen, a ludzie żyli raczej z darów rzeki i uprawianej ziemi. Puszcze Lusaun czy Viaspen uchodziły zresztą wśród bogobojnego chłopstwa za miejsca magiczne i niebezpieczne, wręcz zakazane.

Z dziurawej zagrody zębnej biednego, zdesperowanego chłopa wyleciało jednak kilka ciekawych faktów, o których, wcześniej niepytany, dotąd nie wspominał. Jeszcze kilka lat temu, zanim legiony opuściły Pogranicza na wezwanie imperatora, by stanąć do walki z hordami Skysostańczyków, nie grasowały tu gobliny. Nawet co jakiś czas wędrowni mędrcy przybywali do Czarnej Wody i prosili o nocleg przed planowaną ekspedycją w podziemia skały. Szukali tam rzadkich odmian grzybów i minerałów. Jeden z nich, zniedołężniały Mummiusz, nazywał wzniesienie Smoczą Skalicą, gdyż według dawnych legend, miejsce to zamieszkane było przez czerwonołuskiego przedstawiciela smoczego gatunku. Legendy legendami, ale smoka nikt nigdy nie widział. Nawet pojedynczej, czerwonej łuski, którą mógłby zostawić. Teraz okoliczne ziemie i szlaki nie były już tak bezpieczne jak kiedyś, o co posądzano krasnoludów spędzających potwory z gór, ale z goblinami dało się jako tako żyć. Żarte to były bestie i kradły dużo jedzenia, ale rodzinie i bliskim Pansy żadne okrucieństwo się nie przydarzyło. Póki co. - Pasa zacisnąć trzeba, po zmroku z izby nie wychodzić, a tak to po staremu się żyje. Tylko Truskawki żal.

- A ten Mummiusz to gdzieś tu mieszka? Albo z kimś częściej lubił pogadać? U kogo te noclegi zazwyczaj bywały, jego i innych?

Chłop Pansa usiłował sobie przypomnieć szczegóły, bo było to już kilka lat temu. Mummiusza podobno jego konfraci ze stolicy Cyfaraun wysłali na ekspedycję. Nie mówił o nich za wiele, zresztą miejscowym wystarczyło, że miał czym zapłacić lub się inaczej odwzajemnić i że ciekawie wieczorami opowiadał o szerokim świecie zanim poszedł spać. Podobni Mummiuszowi zatrzymywali się zwykle u Galby, chyba że go akurat w domu nie było, ale z Galbą to akurat nieciekawa sprawa i ponura… Pewnego dnia zjawił się konny patrol imperialnych. Wywleczono go z domu. Gospodarstwo przeszukano i spalono doszczętnie. - Mówiono, że za herezję.

Iwo nie miał więcej pytań do Pansy. Niziołek ruszył w stronę skalicy z zamiarem zdobycia jej szczytu, a chłop z powrotem do wioski po krowę na podmianę z Truskawką. Pozostali tkwili w gotowości i obserwowali, poukrywani w wysokiej trawie, czy za pojedynczymi krzewami i drzewami. Kiedy niziołczy włamywacz kładł niewielkie dłonie na najniżej położonych występach skalnych, śliskich od deszczu, od wspinaczki powstrzymał go nagły hałas. Miał być świadkiem niecodziennej sceny z życia bandy goblińskich wojowników.

- Nie! - Z ciemnej jamy wyleciał drzewiec włóczni. W dwóch kawałkach.

- Snigrok błaga! - Za dzidą wypadła połamana tarcza…

- Tylko nie na palące słońce! - ...oraz prymitywny szyszak, zdarty z czyjegoś łba.

- Snigrok się poprawi! Poprawi…! - Skamlał na kolanach goblin, który wyfrunął za swoim rynsztunkiem. Wznosił łapska ku ciemnej jamie w błagalnym geście.


- Wstawaj, kundlu! - Ryknął z mroku inny głos, nie znoszący sprzeciwu. - Nie leż jak szmata! Wynoś się stąd czym prędzej albo nafaszerujemy cię strzałami!

Szlochający wygnaniec rzucił się do ucieczki w dół półki skalnej, szukając po drodze jakiejś ciemnej niszy, która ochroniłaby go przed deszczem i światłem słońca. Poruszał się bardzo powoli i ostrożnie, cały czas przyklejony plecami do skały, jakby otwarta przestrzeń, w jakiej się znalazł, zupełnie go przerażała. - Snigrok nie zasłużył na tak straszny los!

[media][/media]
Goblin Snigrok

Dziewczyna obserwowała okolicę z łukiem w pogotowiu. Scena jaka się zadziała była strasznie dziwna dla niej i postanowiła zobaczyć co myślą o tym inni. - Hej, co tam się wyprawia?

Iwo przyczaił się jak mógł - ktoś mógł obserwować wygnańca z ciemności, szczególnie że grożono mu strzałami. Nie chciał mordować pokraki, ale wyskakiwanie na Snigroka z ukrycia wydawało mu się nader ryzykowne, postanowił więc ujawnić się dopiero wtedy, kiedy okaże się to konieczne - najlepiej na drodze ucieczki goblina, tak by tamten był raczej skłonny negocjować w zamian za darowanie życia. - Na twoim miejscu bym nie krzyczał, ot tego głowa odpada od karku, kuzynie Snigroku. - Tak by go przywitał, a jakby tamten próbował czegoś innego zamiast rozmowy, no to wtedy by go zarżnął, ostatecznie miał broń. Niemniej jednak jego wsparcie, tak jak Snigroka było daleko, i wolał ten moment opóźnić.

- Snigrok nie będzie krzyczeć! Wyć będą wrogowie Snigroka! - Skrzywdzony goblin łypnął na niziołka podejrzliwym spojrzeniem.

Andreas zdziwił się poważnie, widząc wymianę zdań towarzysza z goblinem. Nie odrywając od nich wzroku, ani strzały od cięciwy, odpowiedział tropicielce szeptem. - Nie mam bladego pojęcia, co tu się... dzieje.

- To by było trudno, jakby naszpikowała cię strzałami grupa poszukiwaczy przygód - tam stoją - albo twoi niedawni kamraci. Natomiast można by napuścić jednych na drugich... Byłoby to tylko o tyle trudne, że przyszli tutaj wyobraź sobie po krowę, a nie walczyć z całym goblińskim klanem, grupą orków i czymś rozmiarów, po śladach sądząc, trolla. Świat jest pełen groźnych gigantów i musimy ich jakoś oszwindlować, żeby to przeżyć. Bo widzisz bracie, jak dla nich to powinniśmy sobie tu gardła wzajemnie poderżnąć i tyle by nas widzieli. Co to w ogóle za smutna historia z tymi orkami, bo z nimi to nigdy nic dobrego, chyba że zniewoliliście kilka jakoś?

Rozbrojony gobliński wygnaniec, którego nienaturalnie bladą skórę drażnił wcześniej prawie nieznany deszcz i słońce co jakiś czas wyglądające zza ciemnych chmur, słuchał i kalkulował, łypiąc wielkimi oczami raz na Iwo, raz na bandę awanturników. - Snigrok wie, że świńskie pyski to sługusy wielkiego, złego smoka z gór! - Goblin wskazał brudnym, długim paznokciem górskie szczyty majaczące w ogromnej oddali. - "Żywy goblin kocha smoczy bat"... - Przedrzeźnił chyba któregoś z orczych okrutników. - Snigrok jeszcze pamięta, jak się skończył podobny układ z hobgoblinami, ale do trolli to Snigrok akurat nic nie ma. Były tu pierwsze. Kto napełni ich wielkie brzuchy, też tu może żyć, jeśli nie wnosi ognia czy kwasu. - Na myśl o jedzeniu, Snigrokowi zaburczało w brzuchu zsiniaczałym od otrzymanych kopniaków. Odruchowo spojrzał na Iwo jak na ciepły posiłek, ale jeszcze ruchomy. - Macie czym poczęstować Snigroka?

Arimnestos ściszonym głosem przekazał pozostałym. - Tam gdzie goblin odezwał się łamanym orkowym, powiedział: “Żywy goblin kocha smoczy bat.” Ciekawe czy to znaczy, że tu gdzieś może być smok, czy to tylko przenośnia?

Jedynym smokiem, o którym mogliście coś wcześniej usłyszeć, był Orm. Znana była tylko jedna sylaba prawdziwego imienia tej straszliwej, starożytnej kreatury. Znana była tylko jedna sylaba prawdziwego imienia tej straszliwej, starożytnej kreatury. Nie wiadomo, która była to sylaba, czy pierwsza, czy środkowa, czy ostatnia imienia niemal niemożliwego do zapamiętania, a po spisaniu trudnego do przeczytania i łatwego do przekręcenia. Orm był przykładem tego, że smoki samotnie wylegujące się w jaskiniach na stertach złupionych monet można było spotkać tylko w bajkach i legendach. Czerwony smok z menirskich gór prowadził własną politykę, władał armią zwierzoludzi, a krasnoludów z twierdzy Azen Radokh zmuszał do płacenia srogich danin w złocie. Smocza chciwość czyniła Orma ambitnym, a ambicja niezwykle niebezpiecznym dla jego sąsiadów, w tym dla prowincji imperium, po której podróżowaliście.

- Przenośniami mogą mówić poeci z wielkich miast, a przez goblinoidów przemawia tylko przemoc i strach. - Zauważyła Oktawia, ściskając opancerzoną dłonią trzonek młota bojowego. Łypnęła groźnym spojrzeniem na niziołka konwersującego z goblinem. - Coś z tego więcej rozumiecie? Nie ufałabym słowom goblina. Już sam ten język brzmi jak obraza bogów. - Zauważyła, wyraźnie obrzydzona. Niskim warczeniem psy prowadzone przez Andreasa zgodziły się z jej opinią.

- Ja nie znam języka goblinów. Ale wygląda na to że jego towarzysze to wygnali. Może Iwo czegoś się dowie. - Odparł Arimnestos. Po czym rozejrzał się dookoła aby sprawdzić ile mniej więcej czasu minęło od odejścia Pansa po krowę i kiedy może wrócić.

- Nie przy sobie, przykro mi, na potencjalne mordercze wspinaczki po których mogę być zmuszony walczyć o przeżycie z nieznanym wrogim zwykłem zabierać li tylko miecz i dobry humor. Nawet fajkę im zostawiłem. - Iwo westchnął smutno, bo pogoda była paskudna i sytuacja też, no ale mogło być gorzej, przynajmniej nikt się jeszcze nie zesrał ani nie zwymiotował. - Mamy kupę żarcia, ale wypadałoby ogarnąć co chcemy im powiedzieć, jeśli chcesz to przeżyć, bo zaraz zacznie się o złośliwych karłach złodziejach mordercach czy co tam. Tam jest taka gruba baba co by nas zjadła jak kebaba. Taką egzotyczną kanapkę, znaczy. To co, cośtam cośtam że nas poprowadzisz, zjemy coś, pomyślimy? Tam nikt chyba po naszemu nie mówi, możemy się zastanowić przy jedzeniu. Chociaż nie wiem ile mamy czasu, wrócą z tą krową to będą chcieli na gwałt zamieniać, uda się albo nie i pójdą sobie, to żadna korzyść wtedy.

Szaroskóry goblin skinął Iwo jajowatą, łysą głową, że zgoda. Łypnął podejrzliwie wielkimi oczami na pozostałych, w szczególności na zbrojną Oktawię i wielkie, warczące psy.

- Co się tak gapisz? - Czarnowłosa wojowniczka syknęła groźnie pod nosem.


- To jest, drodzy towarzysze, Snigrok, którego spotkała wielka niesprawiedliwość ze strony cięmieżących jego pobratymców orków, co to tu przyszli na rozkazach smoka. Pała chęcią zemsty i chętnie nas poprowadzi, ale na razie jest głodny i światło mu dokucza, to może zjedzmy coś i dajcie mi moje rzeczy. - Iwo bardzo się pilnował, żeby nie mieć Snigroka za plecami, na wypadek gdyby tamten zmienił zdanie. - To tego dużego to macie trolla? Też go orkowie męczą? Co w ogóle ogarniasz gdzie tu się jakoś schować, bo to słońce razi w oczy i plecy mnie swędzą jak pomyślę, że te nasze wrogi mogą strzały z ciemnicy w nas celować. Macie tu jakąś wnękę gdzieś, drugie wejście mniej pilnowane?

Snigrok trzymał dystans w obawie przed warczącymi psami i płonącym nienawiścią spojrzeniem zbrojnej Oktawii. - Snigrok wie, że z samego szczytu można się opuścić przez dziurę w dół. - Goblin spojrzał na liny, które ze sobą targaliście. - Mama troll największa… - Rozłożył wątłe ramiona, żeby zademonstrować wielki kształt. - ... ale małe trolle też duże mimo że małe. Orkowie nie męczą trolli. Nikt nie męczy trolli, chyba że życie komu zbrzydło. Trolle rządzą jaskiniami. Musimy napełniać ich brzuchy, jeśli chcemy tu spać. - Mówił Snigrok prymitywnym językiem, często zerkając w niebo i gestykulując, jakby opisywał szczyt jaki czy... wielkie jak szczyt stworzenie.

- Tak? Co te trolle jedzą? Dużo ich tam?

- Stara troll i jej trzy zielone sraluchy. Jak nie żrą krów i prosiaków, to zgredówa ćwiartuje ich kłami i pazurami na członki! Żeby ta, no, renegeracja była szybsza. - Przejęzyczył się. Snigrok nie mógł spać tak darły mordy… Snigrokowi zimno i Snigrok głodny, a od gadania wysuszony. - Spojrzał po waszych bukłakach i plecakach.

Iwo nakarmił i napoił Snigroka. - Snigrok dziękuje!

W ogromnej oddali majaczyły zawalone ruiny jakiejś wiekowej budowli, w której mogliście się schronić przed żywiołami zanim chłop Pansa wróci z krową na podmianę. Może też były inne miejsca w okolicy godne waszej uwagi. Czekanie w dokuczliwym deszczu na środku równiny mogło jeszcze trochę potrwać, bo wioska Czarnej Wody nie leżała aż tak blisko Smoczej Skalicy.

Arimnestos odezwał się do pozostałych, starając się aby nie słyszał go goblin. - Sądzę, że jeśli teraz wrócimy po pomóc najemników lub żołnierzy, ten goblin zaalarmuje swoich towarzyszy. Może dobrym wyjściem byłoby jednak zaatakować ich teraz?

- Nawet jeśli został wygnany, może w każdej chwili spróbować nas zdradzić, żeby wrócić w łaski swoich! - Syknęła zbrojna Oktawia. Szkolona przez Templariuszy do bezlitosnego zwalczania zwierzoludzi wojowniczka chyba nie byłaby w stanie strawić towarzystwa goblina przez dłuższy czas.

Sol milczał przez większość czasu, ograniczając się do zdawkowych odpowiedzi. Tak samo jak towarzysze, nie był zadowolony z dzielenia się jadłem i ogniem z goblinem. Mimo odrazy i nienawiści, którą pałał do tych stworzeń, zaufał niziołkowi na tyle, by tolerować obecność jego krewniaka. By ubezpieczyć swoje zaufanie łowca nakazał Fenrirowi, by pilnował goblina. Jednak paranoja, czy też zdrowy rozsądek, nie pozwalały Andreasowi spuszczać pary pokurczów z oczu. W końcu odezwał się cicho do towarzyszy. - Musimy zdać się na Iwo. Wygląda jak wygląda, ale nie jest w ciemię bity. Wyciągnie z niego co się da i będziemy wiedzieli na czym stoimy. A na razie stoimy na czterech trollach i bandzie orków... Jak tam - odezwał się głośniej, w stronę niziołka - podał już jakieś konkrety poza trollami? Jak głęboko sięga ich nora?

O głębokość czy wielkość legowiska Iwo jeszcze nie miał okazji zapytać. Snigrok wyjaśnił, że podziemia kryją wiele jaskiń, ale orkowie bacznie strzegą dostępu do tych głębiej położonych. - Snigrok czuje, że świńskie pyski coś ukrywają i przed trollami, i przed moimi braćmi… Macie coś jeszcze do żarcia?

Zignorował nienażartego stwora. Wskazał głową ruiny wieży. - Skryjmy się tam, oprócz goblina jeszcze tylko kataru nam potrzeba.

- Oktawia ma rację. W każdej chwili może nas zdradzić. - Szepnął wojownik.

- Hej, właściwie jak się zabija trolle? - Lauga spytała jej towarzyszy, gdyż nigdy wcześniej nie spotkała się z tym stworzeniem a opowieści o nich mieszały się z innymi bajaniami ludzi. I właściwie to dziewczyna nie wiedziała czego się spodziewać ale może jakby wiedziała to dałoby się przygotować do tego.

- Z tego co słyszałem to ich rany goją się bardzo szybko. Przestają się goić gdy poleje się je kwasem lub przypali ogniem. - Wojownik odpowiedział na pytanie łowczyni.

- Czyli powinniśmy mieć coś łatwopalnego. Heh, dobrze że zostawiliśmy sobie sporo oliwy do lamp!

Wciąż rozmawiając, ruszyliście w stronę dostrzeżonych ruin, gdzie zamierzaliście odczekać resztę czasu pozostałego do powrotu chłopa Pansy. Niegdyś musiała stać w tym miejscu strażnica, ale wiekowa budowla legła w gruzach. Ściany zawaliły się, a zarwany sufit roztrzaskał płyty posadzki. Doły między kupkami gruzu zapełniły się kałużami brudnej deszczówki.

Po dotarciu na miejsce łuczniczka mimo deszczu postanowiła zobaczyć górę opuszczonych kamieni. Zeskoczyła do przodu i zawołała wojownika. - Hej, Andreas! Chodź zobaczymy ruiny!

Usłuchał towarzyszki, ale zanim ruszył, zostawił niepotrzebny ekwipunek i nakazał psom pilnować nowego członka drużyny. - Jakby ktoś potrzebował pomocy to krzyczymy "grom". Jeżeli będzie trzeba uciekać to ulewa i kierujmy się w stronę wioski.

- ECHO! - Dziewczyna nie wołała o pomoc, ale sprawdzała akustykę resztki kamiennych ścian.

Laudze odpowiedział tylko deszcz. Przynajmniej dopóki zwiadowcy nie zapuścili się do wnętrza ruin. Niespodziewany szmer dochodzący spod jednego z gruzowisk ostrzegł ich przed niebezpieczeństwem.

- GROM! - Dziewczyna krzyknęła i dobyła łuku i strzał. Celując w stronę ruszającego się gruzowiska.

Lauga spudłowała, niepewna, z której dokładnie strony gruzowiska spodziewać się ataku. Spod sterty kamieni wypełzł błyskawicznie czarny, podłużny kształt. Nienaturalnie przerośnięta skolopendra rzuciła się na Laugę.

Awanturnica odsunęła w porę nogę, unikając jadowitego ugryzienia w kostkę. Mimo deszczu Lauga i Andreas usłyszeli kolejne szmery. Przez chwilę wydawało się, że dobiegają ze wszystkich stron. Kolejne czarne stonogi wypełzały z dziur w zrujnowanych ścianach, spod gruzowisk i z norek wykopanych w wilgotnej ziemi.

[media][/media]
Mapa spotkania

Na okrzyk Laungi, Arimnestos powiedział do goblina w języku orków: - Jeśli spróbujesz ucieczki te psy Cię dopadną. - Po czym chwyciwszy mocniej tarczę, ruszył biegiem w stronę Andreasa i otaczających go robali, w biegu wyciągając miecz.


Zwiadowczyni poczuła bolesne ugryzienie w łydkę. Zamroczyło ją i poczuła silny ból, kiedy jad skolopendry zaczął krążyć w żyłach. Śmiertelna trucizna wystarczała stonogom do polowania na szczury czy węże, ale nie była wystarczająco mocna by zabić człowieka jedną dawką. Za co pozostawało podziękować bogom.

Andreas mieczem pozbawił odnóży zakradającego się za jego plecy stwora. Arimnestos zbiegł ze wzgórza niczym szarżujący byk, z nisko opuszczoną głową i mieczem gotowym do pchnięcia. Przyszpilił skolopendę do ziemi ostrzem spathy, a drugą rozgniótł metalową krawędzią scutum. Zbrojna Oktawia zabiegła z flanki z przygotowanym do boju młotem. Potężne uderzenie z góry zwieńczył wilgotny odgłos miażdżonego wija.

Iwo widział jakieś wije, ale widział też że szybko padły, więc poszukał specjalnego kuferka i ziółek i był gotów na zaraz, jakby ktoś miał umierać - najlepiej nie on. Osłabiona jadem Lauga rzuciła się do chwiejnej ucieczki, podpierając się po drodze o zrujnowane ściany strażnicy, aby nie zemdleć. Ruszyła w stronę Iwo, mając nadzieję, że biegły w leczeniu niziołek będzie w stanie jej pomóc.

Andreas próbował rozpołowić mieczem kolejną skolopendrę, ale obrzydliwy stwór był za szybki. - Jest ich więcej! - Z ciemnych zakamarków ruin wypełzały kolejne stonogi. Najdotkliwiej pokąsały Andreasa i Arimnestosa, ale jedna dawka jadu wija była chyba niewystarczająca, by osłabić wojowników. Arimnestos opuścił spathę, siekąc kolejną skolopendrę. Oktawia nie radziła sobie tak dobrze. Zza zrujnowanej ściany dochodziły tylko postękiwania wojowniczki próbującej dopaść przerośnięte stawonogi.

Oktawia, Andreas i Arimnestos walili, siekli i cięli zawzięcie, ale skolopendr wciąż przybywało. Wypełzały z dziur i pęknięć w ścianach. Spod gruzowisk. Z przegniłych pieńków po ściętych drzewach. Walające się wszędzie rozmiażdżone i pocięte stonogi wydawały się ich nie odstraszać. Zrozumieliście dlaczego, kiedy pod jedną ze stert kamieni zauważyliście garść jasnożółtych, lśniących, okrągłych jaj. Broniły legowiska!

Celne i silne uderzenie młota Oktawii zakończyło ten bój. Wojownicy stali pośród ponad tuzina szczątek zmasakrowanych skolopendr. Nikt poza Laugą nie padł ofiarą ich jadu. Nikt nie został ranny. Zwiadowczyni trzymała się dzielnie. Trucizna dolegała jej silnym bólem w całym ciele, ale nie zanosiło się na to, żeby jej stan miał się pogorszyć. Tam, gdzie stonogi miały swoje ukryte przed słońcem legowiska, znaleźliście z pomocą psów wiele jaj pośród szczątek węży i gryzoni stanowiących pożywienie wijów. Blisko cztery tuziny jaj. Każde wielkości mniej więcej pięści, o lśniącej, bladożółtej skorupie. Nie znaliście się na wartości, ale byliście pewni, że w dużych miastach może znaleźć się ktoś o niecodziennych zainteresowaniach, kogo interesowałby zakup takich jaj. Choć nie mieliście w tym doświadczenia, mogliście sobie wyobrazić obrzydliwy proceder hodowli takich skolopendr w celu pozyskiwania ich jadu. Na widok jaj Snigrokowi aż zaczęła ciec ślina.

- Snigrok może jedno? - Goblin zapytał się nieśmiało, wskazując pazurem na zbierane jaja. Andreas zebrał zdobycz do wora. Widząc, że goblin nie uciekł uległ jego prośbie i rzucił mu od niechcenia jedno z jaj. Zawinął worek i ruszył na dalszy zwiad, choć nie spodziewał się, by wije miały tutaj lokatorów. Goblin jadł zachłannie, a jego zadowolonego mlaskania nie był w stanie zagłuszyć nawet uporczywy deszcz. - Snigrok tak dobre jadł ostatni raz w lesie elfiaków, jeszcze zanim hobgobliny przegnały stamtąd braci Snigroka… Chciały udowodnić smokowi ze świątyni, że są najlepszymi wojownikami. Żeby dostać więcej łupów zrabowanych ludkom takim jak wy. Snigrok nienawidzi hobgoblinów! - Syknął.

Andreas upewnił się, że ruiny były bezpieczne. Mogliście tutaj poczekać na Pansę.

Dziewczyna doczołgała się do niziołka, oddychając ciężko. Wskazała na stonogi i powiedziała. - Jak to jest że jak mamy coś zrobić to znikąd wyskakuje coś takiego i nas cofa w naszych planach? Oj oj oj… - Tropicielka była w bólu i nie widziala powodu by to ukrywać. Iwo przygotował okład z kokornaku, dzięki któremu Lauga poczuła się lepiej.

- Mówiłeś o smoku i świątyni. O jakiego smoka i jaką świątynie chodzi? - Arimnestos skierował pytanie do Snigroka.

Snigrok w kilku zdaniach opowiedział, że wcześniej jego klan żył w elfim lesie, który po paru pytaniach zidentyfikowaliście jako las Viaspen. Tam, w zrujnowanej świątyni znajdującej się pod ogromną kopułą z kamienia, gobliny miały swoje legowisko wraz z kilkoma innymi bandami zwierzoludzi i szajką bandytów. Przewodził nimi wszystkimi czarny smok zwany Idimmu. Na jego rozkaz napadali na karawany i wioski, nieraz ścierając się z wojskami z imperialnych fortów. Mieli za zadanie brać jak najwięcej niewolników dla smoka, a co złupili, mogli sobie zachować. Bracia Snigroka zostali zmasakrowani przez hobgoblinów, kiedy odmówili płacenia daniny w goblińskiej krwi, stanowiącej podstawę serum, w wyniku którego człowiek stawał się silnym i bystrym hobgoblinem. Snigrok uniknął śmierci i uciekł z rozbitym klanem, docierając aż tutaj, do skalicy.

- Mimo to Snigroka wciąż dręczą dziwne koszmary…

Andreas wyglądał chłopa i krowy. Z nudów przysłuchiwał się temu co Iwo tłumaczył na wspólny. - Zapytaj go, czy mieli tam posąg swego boga. Jeżeli tak, to niech go opisze razem z pomieszczeniem.

- Najpierw jajko. Snigrok jeszcze głodny. Snigrokowi też zimno od deszczu, musi w coś się odziać.

- Ale że smok był dowódcą? To to nie są po prostu wielkie jaszczury ziejące ogniem które tylko sieją zniszczenie?! Coś podobnego?! - Lauga za to słuchała z zaciekawieniem tych rewelacji o mądrych smoczych hersztach bandytów i podobnych kiedy goblin poprosił o kolejne jajko dziewczyna spojrzała na towarzyszy proszącym wzrokiem by dali pokurczowi coś do jedzenia by mógł dokończyć historie.

Arimnestos słuchał w milczeniu i podał kolejne jajo goblinowi.

Po wciągnięciu kolejnego jaja skolopendry w iście ekspresowym tempie goblin po głośnym beknięciu zechciał odpowiedzieć na pytanie Andreasa, choć wydawał się zaskoczony, czemu akurat ten a nie inny szczegół zainteresował poszukiwacza przygód. Opisał rzeźbę sześciorękiego demona o wielkich kłach. Znajdowała się w komnacie w kształcie litery P, z kamienną posadzką zupełnie sczerniałą od zaschniętej krwi. Każda pazurzasta dłoń pomnika zaciskała się na starożytnym mieczu o zakrzywionym ostrzu. - Zabranie któregoś z tych mieczy groziłoby Snigrokowi okrutną śmiercią!

- Książę Mordu… - Powiedziała spochmurniała Oktawia. Uczona przez Templariuszy w teologii wojowniczka potrafiła zidentyfikować wizerunki chtonicznych bóstw, jakim oddawano cześć w pokonanym imperium zaharańskim. Służący Zaharańczykom zwierzoludzie przejęli ich wierzenia, choć praktyki religijne uległy degradacji i zostały odpowiednio dopasowane do potrzeb prymitywnych struktur społecznych potworów.

Snigrok znowu spojrzał na worek z jajami i oblizał się chciwie.

- Niech dalej opisuje jak wyglądało to ich siedlisko, a może dostanie jeszcze jedno jajo.

Snigrok spojrzał się tylko nieufnie na Andreasa i błysnął ostrymi ząbkami. - Niech dalej daje jaja, a może dostanie jeszcze jedną ciekawostkę od Snigroka.

Sol wzruszył ramionami. Podszedł do Arimnestosa i zabrał worek. Przywołał gestem psy i dał każdemu po jajku. Gdy zaczęły jeść położył worek obok nich i zwrócił się w stronę goblina. - Lepiej opowiadaj, bo nic dla Ciebie nie zostanie. - Poczochrał głowy psom. - A jak dalej będziesz pyskować, to zostaniesz kolacją. - Wstał, odwrócił się i wrócił do wyglądania tubylca.

Arimnestos czekał, ciekawy reakcji goblina.

Goblin Snigrok może i mógł czasami oprzeć się swojemu łakomstwu, ale łakomstwu w parze z tchórzliwością już nie bardzo - trudno było określić, która z tych cech naprawdę dominowała. Dawne legowisko jego klanu - znajdujące się, jak wcześniej się wygadał, w lesie Viaspen, w zrujnowanej świątyni przykrytej ogromną kopułą z kamienia - było zaledwie kilkoma, może nawet nie dziesięcioma komnatami otoczonymi biegnącym dookoła korytarzem, który prowadził nie tylko do wyjścia z ruin, ale również do kryjówek sprzymierzonych band: wspomnianych wcześniej hobgoblinów, piramidalnej świątyni zajętej przez czarnego smoka zwanego Idimmu i służących mu koboldów, "świńskich pysków" (czyli orków), psiogłowych oraz bandytów, którymi dowodził mężczyzna w straszliwej masce. - Coś chyba jeszcze zostało dla Snigroka… - Skończywszy opowiadać o dawnych dziejach zmasakrowanego przez hobgobliny klanu, spojrzał na worek z jajami skolopendr leżący niedaleko molosów Andreasa w skórzanych kubrakach i obrożach najeżonych kolcami.

Andreas ponownie przywołał psy, głaszcząc je gdy do niego podeszły. - Jedno może wziąć - odezwał się po chwili poświęconej pieszczotom - ale więcej nie dostanie. - Wstał i ponownie wyjrzał przez dziurę w ścianie. - Gdzie ten chłop się podział?

Zniecierpliwiony goblin Snigrok zajął się kolejnym jajem z wielkim zapałem. Czekając na chłopa Pansę obliczyliście, że chłop do Czarnej Wody i z powrotem miał jakieś sześć mil drogi. Musieliście poczekać tu jeszcze niecałe dwie godziny.

- Snigrok, zdaje się że wspomniałeś coś o koszmarach, złych snach? Co Ci się śniło? I jeszcze jedno, mówiłeś że hobgobliny powstają z... ludzi? To po co porywacie kobiety z wiosek?

- Czy Snigrok wygląda na hobgoblina?! - Oburzył się goblin. Kiedy się uspokoił, powiedział coś więcej o swoich koszmarach. Śniło mu się krwawe serce pulsujące w ciemnościach. - Ten koszmar gnębił nie tylko Snigroka, ale i innych wojowników strzegących tej świątyni.

Wojownicy wymienili się spojrzeniami. Andreas myślał w ciszy, która zapadła. Odezwał się po chwili milczenia. - Wszyscy zbrojni mężczyźni miewają te sny, a nawet gobliny! To nie może być wskazówka od dobrego boga. - zwrócił się do niziołka. - Niech powie czy zrobili coś w związku z tymi koszmarami. - Po czym odezwał się do Oktawii - Czy to możliwe, by bóg krwi wzywał tymi wizjami wojowników w jakąś pułapkę?

Goblin Snigrok wzruszył bezradnie ramionami, bo co mógł zrobić. Wspomniał, że ich szaman potrafi przygotować środki nasenne, dzięki którym śpi się jak zabity, a złe sny znikają.

- Wszystko jest możliwe… - Odpowiedziała Andreasowi Oktawia. Nie podobało jej się to, co usłyszała.

Przestawało padać. Zza chmur coraz częściej wyglądało słońce, choć pogoda pozostawała szara i nijaka. Jakiś czas później zauważyliście zmierzającego w stronę skalicy samotnego mężczyznę prowadzącego krowę. Wyszliście mu na spotkanie. Chłop Pansa spojrzał na was poddenerwowany. - To co, robimy to? Jaki plan?


 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 04-01-2021 o 19:28.
Lord Cluttermonkey jest offline