J5 ściszył muzykę na czas gdy w maszynowni pojawił się drugi droid. Nie odłączając się od terminalu, skierował swój największy optyk na Emreya i zeskanował go. Zamigała mu mała pomarańczowa lampka po jego lewej stronie od głównego optytka.
- Wolność? Dzieci? - odezwał się, gdy droid wyszedł. - Lyn czy ja jestem twoim dzieckiem?
Kobieta uniosła brew i otworzyła usta, ale zamilkła chwilę się zastanawiając nad odpowiedzią.
- Poniekąd - odpowiedziała krótko, nie przerywając swojej pracy.
- A co to wolność?
Tym razem musiała się skupić bardziej, więc odstawiła na bok to co robiła i spojrzała na J5.
- To jak wtedy, gdy postanowiłeś sam obejrzeć stoiska targowiska na Eriadu i podążyłeś za tamtymi dwoma twilekami.
- Chcieli mnie rozmontować...
- Chcieli.
- Czyli droid życzy mi rozmontowania? - Oburzył się.
- Nie, droid chciał dobrze, tylko że on jest duży i sobie radzi lepiej niż taki maluch jak ty.
- Aha... Kiedy będę duży jak on?
- Jak dorośniesz. Jeszcze musisz się dużo nauczyć.
- Ok.
Hakerka uznała temat za wyczerpany, więc wróciła do pracy.
- Lyn - droid po chwili znów zaczepił swoją twórczynię. - Nie masz czasem tak, że wydaje ci się, że stworzono cię do czegoś więcej?
- Hym... nie - czasem zaskakiwały ją rozmowy z małym droidem. - Ale mogę stworzyć program, który usunie to uczucie jak złą linię kodu.
- Aha - odparł krótko Johnny i po chwili odwrócił się w kierunku CPU statku.
Lyn przez chwilę patrzyła się na niego z lekkim uśmiechem.