Bertrand nie odpowiedział. Starając się utrzymać hardy wyraz twarzy, w milczeniu zabrał wizytówkę ze stołu.
- Prędzej czy później dorwę chuja. Dla ciebie lepiej, żebyś dał mi powód do wykluczenia cię z odpowiedzialności za współudział w porwaniach. A znajomości mam wystarczające, żeby posłać cię bez wyroku sądowego, za sam mój kaprys, na pierwszy rządek w kopalni kolonii karnej. To że jesteś Freelancerem tylko mi to ułatwia - wycedziła patrząc na niego z góry. - Zrozumiałeś?
Mężczyzna po raz kolejny nie odpowiedział. Widać było, że zacisnął szczęki. Patrzył z uwagą w oczy inspektor. Corday widziała w jego spojrzeniu obawę. Miała jednak wrażenie, że to nie jej się boi. Raczej konsekwencji tego co właśnie na nim wymusiła.
- Możemy się zbierać - powiedziała blondynka do przełożonego. Nie miała już nic więcej do dodania.
Sinclair podniósł się z loży i ruszył w kierunku wyjścia. Robił to na tyle wolno, aby umożliwić Corday, zrównanie się z nim.
- Za bardzo zagadujesz coś co można załatwić o wiele prościej - skomentował jej przesłuchanie. - Ja bym mu jednak na twoim miejscu znowu przywalił - uzupełnił kilka sekund później.
Corday uśmiechnęła się lekko.
- Możemy się jeszcze wrócić - zaproponowała.
- Nieeee. Myślę, że osiągnęłaś swój cel - zaprzeczył. - Tylko jak to chcesz teraz wykorzystać?
Z odpowiedzią Corday poczekała aż wyjdą z klubu.
- Rozproszenie uwagi - wyjaśniła kiedy zatrzymali się przed samochodem Komendanta. - Niech Yamada skupi się na tym, że uwzięła się na niego zwykła policja, niech przyjdzie do mnie, to może nie będzie się spodziewał jak go dojadą z innej strony.
- Mam złe przeczucia.- Komendant, opierając się plecami o samochód, rzucił w kierunku budynku. - Yamada to parszywiec, a Bertrand właśnie miał zrobione pranie mózgu.
Corday stojąca naprzeciw niego, spojrzała przez ramię w tym samym kierunku co i on.
- Teraz możemy tylko liczyć, że Specjalni nie pokpią tematu, bo dla nas to jest zdecydowanie za ciężki temat - skrzywiła się, kalkulując jak niskie są jej szanse powodzenia w starciu z Heretykiem. - Bo na pewno nie można tego odpuścić. Od roku chuje załatwiają mu panienki i gdyby nie sprawa Fox to nikt by się o tym nie dowiedział.
- Chuj. Teraz już tylko chuj - poprawił Sinclair i zapalił papierosa. - Tyle, że dalej nie wiemy co się z nimi stało.
- Akurat tu wierzę Wolfowi, że nie wiedział co z nimi robił Yamada. Ja stawiam, że raczej wszystkie są martwe... Jeśli jest Heretykiem to lepiej dla nich, żeby były martwe - powiedziała ponurym tonem, ale odnosząc się do tego, że skośnooki jest wyznawcą mrocznej harmonii, miała w głosie pewność.
- Zbieram się - nagle zakomunikował komendant i wsiadł do swojego samochodu. - Nie zamarudźcie tutaj zbyt długo - rzucił jeszcze przez opuszczoną szybę zaraz po odpaleniu silnika.
- Jakąś godzinkę tu posterczymy. Bertrand wyglądał jakby na coś czekał - wyjaśniła i odsunęła się od auta, które zaraz potem odjechało.
Corday powiodła spojrzeniem za samochodem i kiedy zniknęło jej z oczu ruszyła do swojego. Tam czekał na nią Cooper, który pewnie by się oparł o jej wóz gdyby nie obawa, że podrapie jej lakier. Gdy wsiedli do środka Inspektor wyjaśniła podwładnemu jakie mają plany. I czekali.
***
Nie minęło pół godziny gdy pod klub zajechał samochód, z którego wysiadł Yamada. Zerkanie Bertranda na zegarek mogło być związane z jego planowaną wizytą.
Corday wyciągnęła telefon i wysłała krótką wiadomość do Sinclaira.
Cytat:
Napisał do Szefu Przyjechał Yamada |
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
Cytat:
Napisał od Szefu Nie rób nic głupiego |
Przemknęło jej przez myśl pytanie co Sinclair kwalifikował jako głupią rzecz.
- Albo albo oni przewidywalni albo kurewsko bezczelni - zezłościła się Irya i odłożyła telefon. Mieli dość dobry widok na wejście do klubu i nie musieli się obawiać, że Yamada rozpozna auto, które dodatkowo swoim ciemnym kolorem nie rzucało się w oczy aż tak bardzo. - Zastrzelę chuja jeśli tylko wyjdzie stamtąd z jakąś dziewczyną - mówiąc to sięgnęła do kabury pod bluzką i zwolniła zatrzask trzymający broń by w razie czego mieć szybszy dostęp.
Azjata zniknął we wnętrzu budynku na kilkadziesiąt minut.
Corday oparła głowę na kierownicy i nie spuszczała wzroku z wejścia do klubu. Czekali z Cooperem w milczeniu na rozwój wydarzeń. Gdy Yamada pojawił się ponownie w ich polu widzenia, poprawił marynarkę, rozglądnął się na boki i skierował do swojego samochodu. Przez szybę widać było jak przyłożył do ucha przedmiot kształtem i wielkością przypominający telefon. Po kilkunastu sekundach go odłożył, zapalił silnik i ruszył z miejsca.
Widząc go samego, Irya przestała być spięta, teraz dopiero poczuła że z tego zdenerwowania napięła mięśnie karku tak, że aż ją zaczęło boleć. Opadła plecami na oparcie fotela.
- Idziemy sprawdzić czy Bertrand jeszcze oddycha? - zapytała podwładnego o zdanie i zastukała palcami o kierownicę, zastanawiając się co zrobić. Spojrzała na telefon.
- Jasne - pokiwał głową.
Irya już miała sięgnąć do klamki ale się zatrzymała. Powietrze jakby z niej uszło i straciła zapał. Rozsądek wyszedł na wierzch.
- W sumie to jeśli zatłukł Bertranda… To nic nam to nie da jak się już teraz o tym dowiemy... - straciła zapał. - A jeśli nie zabił… To jak go teraz najdziemy to jeszcze z okna wyskoczy od nadmiaru uprzejmości naszej i Yamady - gdy to powiedziała sięgnęła po pas bezpieczeństwa i go zapięła. Włączyła silnik i ruszyła z miejsca.
Cooper, delikatnie rzecz ujmując, wyglądał na skonsternowanego nagłą zmianą planów i nawet jeśli miał na ten temat swoją opinię to nie uznał za słuszne się nią dzielić.
***