Mieszane uczucia nie odstępowały Rivy. Przytaknęła kiwnięciem głowy, gdy
Millorn ostrzegł, że mogą iść w zasadzkę. Wyuczona ostrożność nie pozwalała jej przejść do porządku dziennego, że wynaturzenia nie rzucą im się do gardeł. Może i pomogli im z towarzyszem, ale czy zdziczały pies tak łatwo porzuca swoją naturę? Jej babka od strony ojca zawsze mawiała, że naiwny ma żywot krótki i bolesny.
Zaskoczyły ją słowa
Millorna. Chwilę patrzyła na niego, gdy zostali sami w tyle. Nie przytaknęła mu, ale też nie zganiła jego propozycji. Milcząca ruszyła dalej, mając nadzieję w duchu, że nie idą do siedliska tych wynaturzeń tylko po to by stać się daniem głównym.
***
Jednak ich nie zjedli. Tylko zaprowadzili przed zapadlisko i w pierwszej chwili Riva była zawiedziona. Rozglądając się zauważyła że nie łatwo, ale jednak da się przebyć tą przeszkodę na drodze. Problemem byli niestety ranni i ślepi.
- Może... - blondynka zmrużyła oczy w zamyśleniu. - Jeśli mamy dość długą linę, to ja mogę przejść brzegiem i dostanę się na drugą stronę. Resztą pójdzie dołem, a ja po przywiązaniu liny, spuszczę jej koniec w dół.