Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2022, 18:23   #208
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Początkowo zdziwiła ją odmowa generała. Może gdyby wspomniała, że pośród swoich życiowych dokonań ma już na koncie znalezienie statku reliktu, ale on aktualnie był użytkowany przez dawnych Minutemen i zapewne wojskowy łatwo połączyłby fakty. Nie, to odpadało. Miała przecież jeszcze inne opcje. Po wyjściu ze spotkania wróciła do kokpitu Highlandera i tam na spokojnie przemyślała dalsze kroki. Ważne było dla niej wyciągnięcie swojej maszyny od wojskowych, bo wiedziała, że jeśli tego nie zrobi to oni pod jej nieobecność rozdysponują go wedle własnego uznania i słuch po nim zaginie, a ona potrzebowała go do swojej misji badawczej. Odświeżyła więc swoją listę kontaktów. Szczęśliwie dla niej, choć tyle czasu się od tego odcinała, teraz sieć kontaktów politycznych ojca, szczególnie lista osób wiszących mu przysługi, przypadły jego dzieciom w spadku.

Na drugi dzień załatwiła dla siebie i swojego mecha transport, po czym pożegnała się ze szkolonymi przez siebie pilotami. Było oczywiście zdziwienie, że odchodzi, próby zatrzymania jej. To było zrozumiałe, w końcu na ten moment była najbardziej doświadczonym MechWojownikiem w Montpelier. Próby przekonania jej do zostania (czyt. groźby i prośby) spełzły na niczym, bo kobieta która od czasu rozłamu i tak odmawiała udziału w operacjach militarnych, miała jasną wizję tego jak najlepiej przysłużyć się dla dobra Nowego Vermontu.

Rządowe układy wciąż miały swoją moc i udało jej się dostarczyć mecha do pewnego hangaru ,gdzie mógł bezpiecznie przezimować do czasu aż będzie potrzeby.

Lista rzeczy do zrobienia była długa. Dla swojego projektu potrzebowała personelu, zasobów, transportu i informacji. Pomiędzy naprędce umówionymi spotkaniami w celu pozyskania powyższych, udało jej się spotkać z bratem. Dzięki niemu udało jej się uzyskać dostęp do rządowych zasobów i pieczęć klauzuli poufności. Tak, kontakty śp Roberta Archera, ojca Ursuli, były nad wyraz pomocne. A ona pewnie czułaby się teraz jak hipokrytka, gdyby nie to, że aktualnie miała te odczucia w głębokim poważaniu.

***

Wystrój gabinet ministra rolnictwa był utrzymany w stylu jakiego można by się spodziewać po farmerze z dziada i pradziada. Było tam tylko to co najbardziej potrzebne, czyli ogromne drewniane biurko o dyskretnych rzeźbieniach przedstawiających konie pełnej krwi, okazałe bydło, kłosy zbóż oraz sylwetki sadów. Do tego barek, dobrze zaopatrzony w lokalnie destylowane trunki. No i oczywiście był wygodny i przestronny wypoczynek wykonany z pikowanej cielęcej skóry barwionej na czerwono, ze stelażem drewnianym rzeźbionym w stylu pasującym do biurka ministra.
- Ula! - Daniel Archer ucieszył się widząc swoją siostrę.
- Cześć, wybacz, że nie spotkaliśmy się wcześniej - przeprosiła go na wstępie.
- Przestań, wiem, że miałaś pożar w burdelu - minister machnął ręką.
Zdecydowanie określenie, którego użył było nader adekwatne do wydarzeń.
- Możesz się wyrwać na chwilę? - poprosiła.
- Jasne - skinął głową, ignorując najpewniej tą stertę dokumentów jaka piętrzyła się na jego biurku.

Pojechali do jego służbowego mieszkania, gdzie na spokojnie opowiedziała mu co dokładnie wydarzyło się tego dnia, gdy całe Minutemen poszło z dymem jak i baza pod Wielką Zieloną Górą. Bo do tej pory miał tylko ogólny zarys i dane wyciągnięte z komputera pokładowego jej mecha.

- Ja pierdole - pokręcił głową Daniel. Miał ochotę zapytać czy go nie wkręca, ale jej poważna mina wystarczyła mu jako odpowiedź. - Jezu, dobrze, że jesteś cała - tylko tyle to ostatecznie skomentował.
- Tak, czułam w kościach, że coś jest dziwnego w tym całym Ishidzie, on chyba też widział, że mi nie podszedł i pewnie dlatego trzymał mnie na dystans - teraz Trevor mogła sobie tylko gdybać. Ale przynajmniej teraz obiecała sobie... Nie, obiecała to sobie wtedy gdy Ishida chciał z nich zrobić drugi szwadron śmierci... Że nie będzie już działać wbrew własnemu instynktowi. Jakiś czas, więc żaliła się bratu z tego co po tym wszystkim leżało jej na sercu. Aż wreszcie przeszła do konkretów.
Opowiedziała mu o tym co chce odnaleźć.

Daniel miał zdumioną minę. Owszem dotarły już do niego informacje o celach Benefaktorowców względem Amerigo, ale brzmiało to zbyt surrealistycznie, by brać na serio.
- Pomogę jak mogę, ale… wiesz, że to szukanie wiatru w polu? - miał nietęgą minę, osoby niezdecydowanej czy jego rozmówca jest kompletnym szaleńcem czy może wręcz przeciwnie.
- No wiesz co? Jak możesz mi nie wierzyć na słowo - zaśmiała się Ursula, doskonale zdając sobie sprawę jak to wszystko wygląda z boku. - Ale może to ciebie przekona… - dodała i sięgnęła po swój tablet. Otworzyła odpowiednie zdjęcie i podsunęła urządzenie bratu prawie, że pod nos.
- Na co patrzę? - zmarszczył czoło.
- To zdjęcie maszyny terraformującej, którą parę lat temu odkryłam - wyjaśniła mu tonem jakiego używała, gdy tłumaczyła coś wybitnie nieogarniętemu studentowi.
- I dopiero teraz się tym chwalisz?! - był zaskoczony bo coś co jeszcze przed sekundą było fantastyką,teraz stało się realne i namacalne. - Gdzie to jest?
- W bezpiecznym miejscu. Mało kto wie gdzie to jest, a jeszcze mniej wie jak dotrzeć tam żywym - nie wchodziła w szczegóły, bo to było bez znaczenia, bo i tak tam brata nie zabierze.
- Muszę się napić.

Wrócili do tematu, gdy byli wstępnie zaprawieni bimbrem z ich rodzinnej farmy.
- Odbędę tu jeszcze kilka rozmów i udam się do tej maszyny. To bezpieczne miejsce, przynajmniej od tej całej wojny. Kentin tam jest z Elise. Może jemu uda się wskrzesić komputer pokładowy. Bez tego raczej nie ruszymy.
Daniel, zwykle wygadany i skory do komentarzy, tym razem tylko kiwał głową i trawił nowe fakty.
- Dobra, to ja podziałam tam gdzie trzeba, żebyś miała to co potrzebujesz.
- Będę niezmiernie wdzięczna.
- Jak to się uda to z miejsca zrobią cię prezydentem.
- Tak i wyświęcą na świętą - sarknęła. Jej ambicje polityczne niezmiernie były na zerowym poziomie. - Uważaj na wojskowych, żeby nam tu nie rozpanoszyli i nie zrobiło się to co w Nowej Rodezji Militarnej - przestrzegła go z ironią w głosie wypowiadając nazwę miasta.

***

Kontakty akademickie uznały, że jej pomysł jest szalony, niepodobny do niej. Ale właśnie przez to, że zawsze twardo stąpała po ziemi to nie miała problemu by zyskać ich pomoc. Rozpoczęła się wytężona praca nad szeroko zakrojonymi poszukiwaniami wszelkich informacji mogących odnosić się do "skarbu".

Może była to zasługa determinacji Ursuli, otwartości kontaktów, odpowiednich nacisków, a może dobrej reputacji Trevor jako badacza i poszukiwacza, ale najważniejsze, że udało się ruszyć projekt.
Owszem mógł on być wielką stratą czasu i całkowitą kompromitacją jej osoby. Ale też mógł stać się odkryciem jakiego na Amerigo, w Nowym Vermoncie jeszcze nie było.

Przez to też roboczo pomiędzy osobami zaangażowanymi cały ten projekt nazywano "Preciuous". Trevor dosłownie wychodziła z siebie, stawiając własną reputację by tylko udało jej się zorganizować te poszukiwania.

***

Szpital MSWiA w Burlington cieszył się jedną z najlepszych opinii pośród wszystkich placówek medycznych Ziaren. Skrzydła miały zróżnicowany poziom ochrony i dostanie się do tych najlepiej strzeżonych, znajdujących się na szczytowych kondygnacjach, nie było proste nawet dla osoby z odpowiednimi przepustkami i pieczątkami na papierach. Szczerze to pewnie gdyby nie znajomości śp ojca Ursula miałaby problem zobaczyć się z Clarkiem.

Akurat był obchód, gdy dotarł przed właściwe drzwi, właściwego korytarza. Poczekała więc i zapukała dopiero, gdy trójca w kitlach opuściła pokój pacjenta.
- Proszę! - rozległo się zza drzwi. Trevor uśmiechnęła się słysząc znajomy głos. Weszła.
- Cześć Młody - przywitała się od progu.
- Ursula? - Chłopak zdziwił się, ale zaraz ucieszył. Kobieta podeszła do jego łóżka, pochyliła się nad nim i objęła go mocno na przywitanie. Była w tym uścisku wyraźna troska. W końcu gdy ostatni raz go widziała miał w brzuchu dziurę, był nieprzytomny, nafaszerowany lekami pod korek, byle tylko przeżył podróż śmigłowce z Montpelier tutaj. Szczerze bała się, że chłopak tego nie przeżyje.
- Też się cieszę, że cię widzę - usiadła na fotelu obok jego łóżka, a na stoliku postawiła kartonik z drobnym prezentem w postaci słodyczy. - Co mówią lekarze? - zapytała.
Leon podparł się na łokciach i usiadł by wygodniej było mu z nią rozmawiać.
- Że wkróce mogę się wyprowadzać - odpowiedział. - Ale co ty tu robisz? Co z moim Marauderem? Co się w ogóle dzieje?
- Cieszy mnie twój zapał, ale po kolei - westchnęła zastanawiając się od czego zacząć. Opowiedziała Clarkowi co działo się kiedy on był niedysponowany. Jak wybuchła baza, jak mieli przepychanki z generałem Jacksonem, które choć nic nie wniosły to przynajmniej odwróciły jego uwagę od tych z pozostałości Minutemen, którzy nie niepokojeni wybyli do bezpiecznej miejscówki. Opowiedziała mu też o wojskowej formacji MechWojowników, o swoim udziale w szkoleniu ich i jej niedawnym odejściu z Montpelier.
- Niestety nie miałam zasobów, żeby przerzucić więcej jak jednego mecha. Jackson pewnie wkrótce sobie przywłaszczy Maraudera. Przykro mi - mówiła to szczerze, bo wiedziała, że Młody bardzo przywiązywał się do swoich maszyn. Nim jednak chłopak mógł zacząć się zadręczać bezsilnością, że nie może nic poradzić na utratę maszyny, Trevor przeszła do głównego powodu dla którego się tu pojawiła. - A przyszłam do ciebie, bo chcę cię zrekrutować do projektu, nad którym aktualnie pracuję.
- Czyli ? - Leon zmarszczył brwi, nawet nie próbując się domyślać o co chodzi.
- Zbieram ekipę. Będziemy polować na duchy - odpowiedziała i uśmiechnęła się. Wyciągnęła swój tablet i podała mu go, by sam mógł przeczytać nad czym pracuje.

Clark wziął do ręki i zaczął przeglądać.
- Ty tak na serio? - Młody był wyraźnie zdumiony. - Oni dziesiątki lat tego szukali i nie znaleźli.
- Sam przyznasz, że mam trochę doświadczenia - nie musiała mówić wprost, żeby chłopak wiedział, że chodzi jej o statek, w którym bezpieczną przystań mieli teraz Minutemen.
- To jak? Piszesz się na zostanie Ghosthunterem?
- A co miałbym robić? - bardzo gładko przeszedł z niedowierzenia, na ustalenie swojego miejsca w tym przedsięwzięciu.
- Będziesz drugim pilotem Highlandera, w sumie to też zadbasz o jego serwisowanie - z czarnej skórzanej aktówki wyciągnęła plik dokumentów i położyła mu na kołdrze. - A żeby Jackson nie pieklił się i nie miał jak robić nam na złość, że niby jesteś pod jego rozkazami, to możesz podpisać to. Dojdzie do transferu i staniesz się pracownikiem rządowym, doradcą od spraw uzbrojenia czy jakoś tak. Nie oczekuje odpowiedzi na już, bo chwilę zajmie mi dogranie wszystkiego, ale proszę przemyśl to sobie.
Clark w nagłym milczeniu patrzył na to co dała mu Ursula.
- Wiesz, oświadczyłem się Sarze - oznajmił nagle. - Zgodziła się.
- Oh, gratuluję… Rozumiem jak odmówisz - zapewniła go .
Leon chwilę wpatrywał się w twarz Ursuli. Przeciągle wypuścił powietrze.
- Przestań - powiedział w końcu i machnął ręką. - Po nocach śni mi się to co się wydarzyło wtedy w bazie - skrzywił się. - Ale budzę się tu - rozejrzał się po pokoju szpitalnym. - Wiem komu zawdzięczam życie i dużo więcej. Pójdę w ciemno w ten twój dziwny projekt. Pytanie tylko czy znajdzie się miejsce dla Sary - uśmiechnął się blado, trochę onieśmielony swoją własną nagłą bezpośredniością.
Trevor ucieszyła się. Nawet wzruszyła.
- Oczywiście - potwierdziła i w przypływie emocji wyściskała chłopaka..

***

Sprawy zostały puszczone w ruch, trybiki zaczynały się zazębiać i kręcić. Projekt nawet dostał akredytację rządową, przez co mógł skryć się pod klauzulę tajności. Pierwsze informacje o zaginionych statkach były wyłuskiwanie z archiwów wydziałów antropologicznego, historii i inżynierii środowiska uczelni w Burlington, ale wciąż były to bardziej dane poziomu mitów niż faktów. Pojawiały się jakieś wzmianki z przekazów ludowych o miejscu, gdzie mogłyby leżeć wraki, ale przestrzeń Amerigo była olbrzymia i zgadywanie mogło zająć im tyle czasu co i Benefaktorowcom.

Tak więc ostatnią nadzieją, żeby ruszyć to wszystko z miejsca, było Blackmore.

Trevor załatwiła dla sobie transport śmigłowcem, w okolice Camp Blackmore. Choć podpisanie przez pilota papierów zmuszało go do zachowania tajności celu podróży, to jednak kobieta wiedziona nabytą w ostatnim czasie paranoją wolała nie dawać bezpośredniego adresu osobie postronnej. Poza tym obawiała się, że Minutemen po tym wszystkim co przeżyli mogą teraz chcieć zestrzelić wszystko co będzie się kręciło nad ich głowami. A mieli z czego strzelać.
Pilot wylądował w bezpiecznym miejscu i miał w nie wrócić po ustalonym czasie.
Ursula pieszo, przedzierając się przez dżunglę, przebyła ostatnie kilometry dzielące ją od kryjówki.

Szczęśliwym trafem natrafiła na grupę łowców, którzy upolowali daniele na ucztę, więc po tym jak pomogła im oprawić zwierzynę, dotarcie do bazy było już pestką. Była na miejscu jeszcze przed południem.

Radość Elise zdawała się nie mieć końca, gdy rzuciła się w ramiona matki, gdy tylko dostrzegła ją. Obie po tej długiej rozłące były stęsknione siebie nawzajem.
- Nie zostawiaj nas już nigdy! - załkała dziewczynka. Ursula trzymając ją na rękach, mocno obejmowała. Powrót do bliskich sprawił, że poczuła jak kamień spadł jej z serca.
- Zaprowadzisz mnie do taty? - poprosiła córkę, gdy opadła euforia ich pierwszego spotkania.
- Jasne! - nie puszczając ręki matki, pociągnęła ją za sobą w kierunku statku. Po drodze Elise opowiedziała wszystko co się tu działo odkąd przybyli.
Wewnątrz statku było jeszcze więcej zrobione niż to widziała ostatnim razem, gdy wraz z Pandurem palili dokumenty. Warsztat do obsługi mechów był świetnie zaopatrzony, praktycznie nie odbiegał od tego co mieli pod Wielką Zieloną Górą.

Przechodząc głębiej, dotarli do części, których Ursula jeszcze nie widziała. Rozmiar statku jeszcze bardziej robił wrażenie, jak i to, że po takim czasie cokolwiek dało się uruchomić. To dawało kobiecie nadzieję.

Kentina zastała zawalonego sprzętem elektronicznym, w pajęczynie kabli i drzemiącego na fotelu, z komunikatem diagnostyki odbijającym się w szkłach jego okularów.
Ursula przyłożyła wyciągnięty palec wskazujący do ust, pokazując córce by była cicho i ostrożne sama podeszła do męża.
Obudziła go czułym pocałunkiem.
Otworzył oczy i chwilę patrzył na nią nieprzytomnym spojrzeniem. W końcu świadomość wróciła do niego.
- Ula? - Zamrugał oczami i zrobił zaskoczoną minę. Raptownie wstał i objął ją.
Odwzajemniła uścisk, a Elise dobiegła do nich i również się przytuliła do rodziców.
- Ale się za wami stęskniłam - mruknęła.

***

Kentin nie próżnował. Był człowiekiem, który jak nie miał nic do robienia, to sam znajdował sobie zajęcie. Opowiedział żonie, jak to z początku nie brał na poważnie ich wcześniejszych rozmyślań o tym co też skrywają bazy danych terraformatora. Ale w dziczy programista nie miał za bardzo w co ręce włożyć. Tak więc zaczął z nudów dłubać tu i tam przy wraku. Wspólnymi wysiłkami mieszkańców obozu udawało się zwiększać komfort mieszkania w tym wraku. Teraz mieli nawet zasilanie z reaktora statku i nie musieli polegać już na panelach słonecznych, z których zawsze było za mało elektryczności.
Odrgruzowanie wnętrza wraku dało im w końcu wejście do komputerów pokładowych. I w nich właśnie dłubał Kentin, tworząc przejściówki samoróbki, by móc zintegrować posiadany przez siebie sprzęt z pokładowym.

Czas spędzony w Camp Blackmore był dla Ursuli bardzo relaksujący. Nie odmawiała sobie uczestnictwa w polowaniach z łowczymi, którzy zresztą byli w tym miejscu za jej namową. Za to z Elise zabierała do dżungli by pokazać jej, które rośliny są jadalne, które trujące, a jakie mają właściwości lecznicze.
Najchętniej zostałaby tu. Byli w tak głębokiej dziczy, że praktycznie nikt nie mógł im zagrozić. Ale miała zobowiązania i obowiązki, które musiała wypełnić. Musieli coś znaleźć.

Przeglądanie pozyskanych danych szło sprawniej, gdy robili to wspólnie, Ursula z Kentinem. Mnóstwo informacji dotyczyło samej planety, jej stanu przed i po procesie terraformacji. Na ten moment były one mało istotne, ale ministerstwo rolnictwa na pewno się ucieszy i może nawet przekaże je dalej, zyskując nowe przysługi.

Pewnej nocy, gdy większość obsady już spała, Kentin i Ursula przeglądali ostatnie rekordy przed snem.
- To są rejestry sejsmiczne, a to… - mężczyzna zdjął okulary, przetarł je w koszulę i ponownie założył na nos. Pokazał palcem na ciąg znaków.
- Wygląda mi to na współrzędne - Ursula przyjrzała się im, usilnie próbując coś z tego wywnioskować.
- Sporo tego. Są pogrupowane. Poczekaj, spróbuję z tym holoprojektorem… - Kentin przeszedł do innej konsoli, potykając się o leżące wszędzie kable i ledwo wybronił się przed upadkiem.
Z początku wydawało się, że urządzenie, o którym mówił mężczyzna nie działa, ale po wyłączeniu oświetlenia poświata holoprojekcji stała się widoczna. Wybrakowany model przedstawiający planetę wskazywał rejony gdzie doszło do upadku obiektów o kosmicznym pochodzeniu.
W danych jakie zabrała z uniwersytetu miała informacje o tonażu statków klasy tego ich zaginionego. Porównali to z danymi z pokładu terraformatora.

- Zobacz tu - wskazała Ursula. Para popatrzyła po sobie. Mieli zgodność. Okręt bitewny kl. McKenna naprawdę tu był.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=a6FOVpb7XPs[/media]

***

O swoim odkryciu para milczała. Oficjalnie zdobyli dostęp do informacji z dysków pokładowych, ale dane miały dotyczyć kwestii agrarnych Amerigo.
Czemu Ursula nie oznajmiła w koło co tu znaleźli i nie urządziła wielkiej fety z tego okazji? Bo bała się wycieku tej informacji poza Blackmore. To było według niej kluczowe dla bezpieczeństwa Nowego Vermontu. Zabezpieczyli bazę danych, która z resztą bez wiedzy, “klucza” czego i jak szukać, nie zdradzała prawdziwych odkryć tu poczynionych.

W walkach, w których Rooikat nie brała udziału, Minutemen stracili swoje środki transportu i załogi tychże. Problemem, więc stał się transport. Do tej pory liczyła, że jednak uda jej się wtajemniczyć dwóch i wraz mechami zabrać ich ze sobą. Teraz musiała o tym zapomnieć, ograniczyć się do jednego mecha i sięgnąć po cywilne samoloty.

Ursula i jej rodzina opuścili Camp Blackmore. Wrócili do Burlington i zaczęło się szykowanie do wyprawy oraz kompletowanie informacji od zaangażowanych stron. Przy okazji przekazała bratu dane geodezyjne z terraformatora, by miał nad czym pracować i dała mu też krótki briefing na czym stał jej projekt.

Wyruszali daleko poza barierę, więc potrzebowali zabrać ze sobą jakieś siły osłonowe. Oczywiście podstawą ochrony był Highlander, ale znalazło się kilku ochotników z RG i VM oraz technicale. Ponad to mieli w ekipie lekarza, pielęgniarkę i dwóch survivalowców. Wszyscy przeszkoleni z użycia broni. Przeszłość personelu była prześwietlona na każdą możliwą stronę, przez co teraz Trevor zapewne wiedziała o nich więcej niż oni sami o sobie. Pośród nich były osoby, które miały jakieś tam doświadczenie lotnicze.
Oczywiście nie zabrakło Leona Clarka “Pandura”. Chłopak fizycznie jeszcze dochodził do siebie, ale rany już mu się zagoiły. Kentin również dołączył do ekipy, bo choć Ula wolałaby nie podejmował tego ryzyka, to jednak na tą chwilę był jedynym ekspertem Nowego Vermontu od systemów statków reliktów. Elise na czas nieobecności rodziców została pod opieką Daniela…
Miała zostać.
Nie doszło do tego, bo urządziła niemałą scenę. W sumie Ursula mając bliskich przy sobie, mogła lepiej zadbać o ich bezpieczeństwo.

***

Rejon w który się wybierali był pustynny, więc ważny było odpowiednie przygotowanie na takie warunki. Głównie z uwagi na tonaż Highlandera, musieli brać pod uwagę olbrzymi cywilny samolot transportowy, a wyładunek musiał odbyć się przez zrzut. Także powrót będzie problematyczny, przez co musieli szykować się by ekspedycja była w stanie przetrwać samodzielnie wiele dni, tygodni. Duże zasoby wody to była podstawa, odpowiedni ubiór, żywność, ogniwa słoneczne do zasilania elektroniki, namioty z powłoką termiczną. Broń. Różni dostawcy, by nie wywoływać sobą niezdrowego zainteresowania.

Nastał ten dzień. “Ghosthunters” byli gotowi i wyruszyli w drogę. Wielki samolot transportowy nabierał wysokości, a Ursula powoli odpuszczała zadręczanie się tym czy aby wszystko co konieczne zostało zapakowane. Teraz, gdy oderwali się od ziemi nie miało już znaczenia.
Dopiero teraz wszyscy członkowie wyprawy dowiedzieli się jaki jest dokładny cel ich podróży badawczej.

***



[media]http://www.youtube.com/watch?v=4d_R2zGihKU[/media]

Krajobraz pustynny był rozległy i monotonny. Długi lot dodatkowo znużył podróżników. Po prawdzie to mieli szczęście, że wrak znajdował się w tym rejonie, bo łatwiej było wypatrzeć z lotu obiekt na pustym terenie, niż w gęsto zarośniętej dżungli.

Wreszcie pilot poinformował wszystkich o zbliżaniu się do wskazanych koordynatów. Samolot obniżył pułap i załoga zaczęła rozglądać się przez iluminatory za celem ich podróży. Lot patrolowy w wykonaniu takiego kolosalnego statku powietrznego nie był prosty, z jednoczesnym utrzymaniem prędkości tak by nie dopuścić do przeciągnięcia. A o tym dowiedziała się od męża, który choć źle znosił lot, to wiedzę o zasadach latania miał wykutą z uwagi na to, że jego ojciec był pilotem.

- Jest! - dało się słyszeć od pierwszej osoby, która wypatrzyła podłużny kształt wyróżniający się na piasku. Kolejni dostrzegali to. Dla potwierdzenia samolot wykonał kolejny krąg.

- Nie, ten statek jest tam - odezwała się pielęgniarka, wskazując coś przez iluminator.
- Ale to już zbacza z naszych koordynatów - skomentowała to Ursula, parząc w mapę ze strapioną miną. Rozmiar obiektu, który wskazała Sarah był wyraźnie większy niż ten pierwszy.

To zmuszało samolot do zatoczenia dodatkowego kręgu. Musieli się upewnić.

- Tu są dwa statki - oznajmiła Trevor członkom wyprawy, gdy się upewniła, wywołując tym niemałe poruszenie.
- Ten pierwszy to wyraźnie okręt bitewny kl. McKenna - skomentował Leon. - Ten drugi… przypomina okręt klasy Stefan Amaris.
Dobrze było mieć na pokładzie entuzjastę militariów.

- Dobra, wszyscy, szykujemy się do zrzutu - zakomunikowała. - Będziemy celować w przestrzeń pomiędzy zaobserwowanymi wrakami. Priorytetem jest McKenna i po wylądowaniu robimy zbiórkę w jego okolicy.

Na rampie załadunkowej samolotu zabezpieczony Highlander stał jako pierwszy do zrzutu. Pilot transportowca miał polecenie po zrzucie udać się z powrotem do Burlington, wracając tu za siedem dni, już mniejszą maszyną, pionowego startu (bo i tak nie mieliby jak wylądować dużym samolotem).
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 27-03-2022 o 23:51.
Mag jest offline