Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2022, 15:36   #37
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Chris szybkim tempem przedzierał się przez dżunglę w drodze powrotnej do bazy. Szkolenie w orientacji w terenie jakie przeszedł sprawiło, że nie było możliwości zgubienia się. Odwracał się kilka razy i był pewien, że nikt za nim nie podążał. Po kilkunastu minutach dostrzegł znajome umocnienia.
Na terenie obozu nie zobaczył nikogo poza więźniami, których stan liczbowy się nie zmienił. Miał nadzieję, że mimo spóźnienia nie został porzucony.
Blondyn ruszył przed siebie, a mijając klatkę z więźniami uraczył więźniów krótkim spojrzeniem.
Poszedł prosto do budynku z radiostacją.

Snajper zobaczył sierżanta na balkonie nad zbrojownią. Mężczyzna obserwował okolicę prawdopodobnie wypatrując potencjalnych posiłków wroga. Widząc podkomendnego skinął mu głową. Aby dostać się do niego, McBride musiał użyć schodów wewnątrz budynku. Będąc w środku zobaczył swojego brata, przeniesionego do sekcji medycznej.

Chris zatrzymał się i krótką chwilę przyglądał się rannemu bratu. Chciał do niego pójść, ale najpierw musiał się zająć palącym tematem tego co może im się zaraz zwalić na głowę. Ruszył dalej.
Wbiegł po schodach na wyższe piętro i wszedł tam gdzie widział dowódcę.
- W lesie Heretycy mają ołtarz - zameldował McBride naprędce. - Uciekinier dotarł do grupy akolitów w czarno-czerwonych wdziankach. Mają skrzynie ze sprzętem z oznaczeniami Bauhausu. Trzeba to zameldować dowództwu, bo pewnie do nas wrócą.

Morris zacisnął szczęki i wbił wzrok w dal. Stał tak kilka sekund.
- Nie. Zameldujemy o tym po powrocie. Transport jest w drodze, zadanie wykonaliśmy i mamy rannego. Teraz taki meldunek już nic nie zmieni.

- Mogli by wrzucić na pakę paru Braciszków - wzruszył od niechcenia ramionami Blondyn. - Jakie rozkazy z dowództwa? - zapytał.

- Dyski zebrane - September poklepała się po plecaku. - Co dalej? Minujemy bazę?

Morris skinął głową w kierunku September na znak, że przyjął raport do wiadomości.
- Wrzucenie ich na naszą pakę mogłoby opóźnić naszą ekstrakcję o co najmniej kilkadziesiąt minut. Macie świadomość z czym to by się wiązało dla nas? - zwrócił się do snajpera.

- Że będziemy się strzelać z tymi z lasu trochę dłużej? - Christopher przekrzywił głowę. - Jak nam zestrzelą podwózkę to wolę żeby na pokładzie było paru gości, którzy wiedzą co robić z Heretykami, bo ja mam przeszkolenie jedynie do zabijania Mishimców i typów z Bauhausu. Heretycy są upierdliwi i chuj wie jakie czary odprawiają.

Ariel po krótkim meldunku udała się do kompana. Najlepiej było by skołować nosze. Powinni je mieć. Trzeba przygotować pacjenta do ekstrakcji pomyślała.

- Pójdę sprawdzić jak się ma Gabriel i postaram się go przygotować do opuszczenia tej bazy.
- Co robimy z jeńcami? - zapytał młodszy z braci McBride.

Morris spojrzał po twarzach swojego oddziału.
- Zajmę się nimi gdy przyleci transport - oznajmił celowo nie wdając się w szczegóły. Ewidentnie miał jakiś plan, którym najwidoczniej nie chciał się dzielić.

***

September zaczęła minować najważniejsze miejsca, przede wszystkim łączność, zbrojownię, ambulatorium. Podążyła też ładunek przy bramie, żeby wysadzić piętrowa stróżówkę.

Christopher choć znał się na rzeczy to nie wtrącał się Shani w jej pracę przy minowaniu bazy. Wiedział, że niektóre kobiety obrażały się, gdy facet im pomagał albo coś tłumaczył. A że czas nie szczególnie ich gonił to jedna osoba spokojnie mogła to obskoczyć. McBride w tym czasie czujnie rozglądał się, szczególnie często zerkając w stronę z której spodziewał się nadejścia Heretyków

Morris z pewnej odległości bacznie obserwował pracę swoich żołnierzy sporadycznie zerkając w stronę więźniów. Ktoś mógłby pomyśleć, że szacuje układ ładunków względem ich umiejscowienia.

Snajper zawiesił spojrzenie na dowódcy, zastanawiając się co też ten planuje zrobić względem rezydentów klatki. W końcu poczynił jakieś założenia co do jego planów i w końcu podszedł do Morrisa.
- To że wszyscy zginą w wybuchu jest mało prawdopodobne. Heretycy mogą takiego przejąć - zagaił Chris. - Lepiej i mniej boleśnie będzie ich odstrzelić. Mogę wziąć broń Bauhausu i będzie wyglądało, że zginęli zanim się tu pojawiliśmy - zasugerował ściszonym głosem.

Morris zerknął na snajpera z ukosa. Jego spojrzenie początkowo było zimne i oskarżycielskie jednak po chwili złagodniało. Sierżant odwrócił wzrok z powrotem w kierunku więźniów.
- Do tej pory planowałem ich wypuścić, ale eliminacja jest zgodna z oczekiwaniami dowództwa i faktycznie będzie najlepsza dla Capitolu. Chodźmy do zbrojowni po Panzerknackery. Nie będę zwalał na ciebie całej odpowiedzialności.
- Nie mam problemu z przejmowaniem całej winy na siebie - odparł obojętnym tonem Chris.
- Doceniam, ale nie mogę na to pozwolić. Taka rola dowódcy - Morris skinął głową.

Sierżant i snajper podchodzący do cel wzbudzili zainteresowanie jeńców, szczególnie tych należących do Bauhausu. Marines odbezpieczający broń, której lufy zaczęły się kierować w ich stronę spowodowali mieszane reakcje. Żołnierze Bauhausu niższej rangi padli na kolana i błagalnym tonem zaczęli prosić o litość. Oficer z którym wcześniej rozmawiali stał nieco z tyłu w towarzystwie innego żołnierza i wpatrywał się w nich hardym wzrokiem.
- Pieprzeni zwyrodnialcy, tchórze, zwierzęta. Wiedziałem, że tak to się skończy. Niczego innego nie można się było po was spodziewać - wycedził przez zęby, a głos przepełniony był jadem.

Zachowanie żołnierzy Mishimy było nieco inne. Zwykli Ashigaru również uklękli, ale nie odzywali się do oprawców. Mamrotali coś w zamkniętymi oczami lub po prostu milczeli. Dwóch w klatce obok stało godnie i czekali ze spokojem na to co miało się stać.

Strzelec wyborowy uniósł Panzerknackera w gotowości do strzału.
- Tak to już wygląda życie na froncie - odpowiedział Christopher na złorzeczenie gościa z Bauhausu. - Sam liczę, że na waszym miejscu zostanę tak samo potraktowany - dodał. Jego ton głosu był spokojny.
I po tych słowach, bez czekania na rozkaz sierżanta, McBride otworzył ogień w jeńców, a karabin Morrisa mu zawtórował.

Ariel słysząc odgłos wystrzału, natychmiast poderwała broń i wypadła na zewnątrz. Zobaczyła Chrisa i sierżanta celujących z panzerknakerów do bezbronnych jeńców. Zatchnęła się na moment. Dotarło do niej, że nie mieli innego wyjścia. Zostawiać ich na pastwę legionu lub by zdechli z pragnienia w tych klatkach było, by jeszcze większym bestialstwem. Mimo to widok ten ją z jakiegoś powodu zaniepokoił. Wycofała się, by nie patrzyć na tą scenę. Wracając do pomieszczenia z Gabrielem, wyciągnęła papierosa i zapaliła… Ręka jej zadrżała z zapalniczką… Zatrzymała się w korytarzu i zaciągnęła się mocno… Pamiętała pierwszy dzień w prosektorium… Wtedy zaczęła palić… Zaciągnęła się jeszcze raz… Dłoń już niemal nie drżała… Gdy dotarła do pomieszczenia, z rannym była już opanowana, a odgłosy strzałów ucichły.

September na odgłos wystrzałów nie rzuciła wszystkiego nie pobiegła. Zaklęła mało nie opuściwszy detonatora. Odożyła go na ziemię i z karabinem w reku ruszyła na zewenątrz. Zdążyła na końcówkę. Widząc to zacisnęła zęby. Liczyła, że sierżant da jeńcom szanse przeżycia. Nawet bez broni, mieli szansę przedrzeć się lasem do swoich pozycji…
Nic nie mówiąc wróciła do roboty.

Jedynym pozytywnym aspektem jatki w wykonaniu McBride’a i Morrisa było to, że byli dobrymi strzelcami. Jeńcy zginęli szybko więc można było zakładać, że nie cierpieli. Mimo to mocno zaciśnięta szczęka sierżanta mówiła, że nie przeszedł obok tego obojętnie.
- Zobaczmy co u reszty - odwrócił się na pięcie i udał w kierunku jednego z budynków.

W przeciwieństwie do swojego przełożonego, Chrisowi nawet nie drgnęła powieka, gdy likwidował jeńców. Po wszystkim odłożył broń wroga i sięgnął na powrót po swoją, a kiedy został sam, skupił się na patrolowaniu przestrzeni, by nie dać się zaskoczyć Heretykom.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline