***
- O co chodzi? - Chrisa i Shanię zatrzymał przy wejściu do namiotu adiutant Pułkownika Bella.
- W zastępstwie rannego sierżanta Morrisa przychodzimy złożyć raport. - odparła September.
- Poczekajcie - pokiwał głową na znak że rozumie sytuację i odgarniając płachtę drugiego pomieszczenia zniknął z oczu na kilkanaście sekund po czym wrócił. - Możecie wejść - powiedział przytrzymując materiał i robiąc wejście.
- Spocznijcie - pułkownik dał znać, że oddaje im inicjatywę.
- Misja wykonana panie pułkowniku - powiedziała September salutując. - Wszyscy zostali ranni z czego 2 poważnie. Obóz Bauhauzu przejęła grupa heretyków. Część obsady wybiła, a część wcieliła za pomocą jakiś rytuałów w swoje szeregi. Podczas ataku wybiliśmy wszystkich, włącznie z razydą. Wróg próbował odbić obóz, nieskutecznie wszyscy atakujący zginęli, włącznie z dowodzącym nimi magiem. Obóz zaminowaliśmy i wysadziliśmy. - Zdjęła plecak i położywszy na biurku otworzyła - tu mam wszystkie znalezione nośniki danych. W obozie spotkaliśmy też paru jeńców Mishimy, ale nie ustaliliśmy czy złapał ich Bauhaus czy heretycy.
- Prawdopodobnie to nie jedyne siły heretyków na tamtej wyspie.
- Wszyscy wrogowie: Mishimce, Bauhausowcy i Heretycy zostali zlikwidowani - uzupełnił raport Christopher i sięgnął do plecaka po mapę. - Podczas rekonesansu w lesie, pół godziny drogi pieszo, natrafiłem na coś co się kojarzy z ołtarzem heretyckim. W tym miejscu - wskazał na mapie.
Bell przeskakiwał spojrzeniem pomiędzy twarzami Marines i mapą. Starał się zachować kamienną twarz, ale informacje jakie właśnie usłyszał wywarły na nim widoczne wrażenie. Odchrząknął.
- Jaka była liczebność i typ wroga? Skąd pewność, że to heretycy? - zapytał w końcu.
- Byliśmy świadkami ich heretyckich działań, o których wspomniała już September - odpowiedział na to McBride. - Kontrola umysłu, kontrola nad nieumarłymi, stworzenia magicznego przejścia przez litą ścianę - wymienił rzeczowo. - Był ponad tuzin heretyków przebranych za Bauhauzowców w bazie i jej okolicy, wspomniana wcześniej jedna razyda oraz garstka jeńców w klatce w mundurach Mishimy i Bauhausu. Sama baza Bauhausu była w pełni przejęta przez Heretyków jeszcze zanim do niej dotarliśmy, główna brama nosiła ślady wyważenia od zewnątrz.
Wyraz twarzy pułkownika sugerował, że nie zamierza dyskutować z argumentami Marines.
- Być może Morris będzie w stanie dodać coś do waszych rewelacji. Chociaż nie spodziewam, się, że usłyszę coś bardziej abstrakcyjnego niż to. Czy w szeregach wroga był ktoś starszy stopniem? Komuś udało się ujść z życiem? - zapytał po chwili.
- Staraliśmy się by nikogo takiego nie było - powiedziała September - ale gwarancji nie ma. Mogli zostawić obserwatora z tyłu, który wycofał się widząc pogrom własnych sił.
- Wszyscy w bazie pożegnali się z życiem, ale nie wykluczone, że na polanie z ołtarzem ktoś został - pokiwał głową Chris, zgadzając się z Shanią. - Ale raczej ktoś niższy w szeregach, bo tych którzy wyglądali na wyżej postawionych mają odstrzelone głowy.
- Dane przekażcie O’Reyillyemu - wskazał na plecak. - Powiedzcie mu żeby zajął się nimi priorytetowo. Jeśli to wszystko to możecie odmaszerować.
- Tak jest - zasalutował niedbale blondyn. Wziął do ręki plecach, by odciążyć Shanię, która była bardziej ranna niż on i razem wyszli.
***
- Priorytetowo mówicie? - powtórzył O’reilly i zabrał wręczony mu plecak. - No dobra - ton głosu mówił, że pogodził się z dodatkowym zadaniem i nie ma żadnych wątpliwości, że pochodzi od samego Bell’a.
Christopher położył mu plecak z dyskami a po tym sięgnął za pazuchę i wyciągnął to co znalazł na zwłokach jednego z zabitych przez siebie Huzarów, dokładając na stertę.
- Tyle mamy z misji - oznajmił.
Podporucznik zerknął na dokumenty, podniósł je do oczu i kilkukrotnie obejrzał z obu stron.
- Aide de camp? Wyglądają na autentyk. Otto Werner - powiedział wolno sylabizując jakby mu coś świtało. - Sprawdzę to.
- Ciekawe czy typ, z którego to zdjąłem to przywłaszczył czyjeś papiery czy po prostu są fałszywe - skomentował Chris.
- Tego akurat się nie dowiemy, ale może dowiemy się kim był ten Werner - O'reilly pokiwał głową.
- No to życzę dobrej zabawy - powiedział blondyn, skinął głową i wyszedł.
***
Młodszy z braci McBride po zostawieniu rzeczy u O’reilly, postanowił wziąć prysznic. Zostawił w namiocie broń i plecak z akcji, wziął świeże ubrania i ręcznik. Polowy prysznic zapewniał minimum prywatności, ale przynajmniej woda była zimna. Bo podgrzewania nie było. Kiedy obmył się z brudu poczuł pieczenie w nodze, przypominając sobie o zranieniu. Wyszorował się dokładnie i po wyjściu pachnący lodową bryzą (bo męskie kosmetyki miały tylko epickie nazwy zapachów, żadnych kwiecistych nazw) ubrał się w luźną koszulę hawajkę i szorty do kolan. Na nos założył przyciemniane okulary. Stan ich drużyny zapowiadał, że nieprędko wrócą do akcji, więc nie śpieszył się z niczym.
Wrócił na chwilę do namiotu zostawić brudy i ruszył pokręcić się po obozie. Najpierw zajrzał do lazaretu. Gabe był wciąż opatrywany i nie mógł się z nim zobaczyć. Ale przynajmniej jeden sanitariusz zdezynfekował mu ranę na łydce i założył opatrunek. Następnie udał się do typa, któremu opchnął zegarek brata. Ten oczywiście wymienił go na coś innego i tak Chris poznał pół obozu szukając końcowego właściciela zegarka. Udało się po dłuższym czasie. Chwila targowania, która w wykonaniu blondyna wyglądała bardziej jak próba zastraszenia obecnego właściciela zegarka, zakończona została sukcesem. Ewidentnie sława Chrisa w tym jak mocny jest w pięściach nieco mu pomogła.
Z zegarkiem Gabe'a na nadgarstku, z dłońmi schowanymi w kieszeniach szortów, snajper snuł się po bazie. Na chwilę zatrzymał się na lądowisku, przyglądając się jak mechanicy kręcą się wokół uszkodzonego śmigłowca, złorzecząc na wszystko: wroga, że śmiał użyć broni na ich maszynie, pilota że dał się ostrzelać, i załogę śmigłowca z pasażerami, że nie osłonili go przed pociskami własną piersią. Każdy czasem lubił sobie ponarzekać na pracę.
Wrócił i zajrzał do lazaretu, ale wciąż nie mógł zobaczyć się ze starszym bratem.