***
Oddział zbliżył się do obszaru anomalii. To znaczy zrobił to tylko i wyłącznie według własnej oceny, bo ich zmysły, poza słuchem, nie zarejestrowały żadnej różnicy. Mgiełka unosząca się w powietrzu najprawdopodobniej była malutkimi zarodnikami jakiejś rośliny i była widoczna tylko na tle snopów światła słonecznego. Roślinność w żaden sposób nie odbiega tutaj wyglądem od otoczenia. Jedyna różnica jaką dało się zauważyć to brak odgłosu ptactwa czy płazów. Jakby zwierzęta omijały ten obszar.
- Nie znam się może na biologii, ale nie wygląda to bezpiecznie - skomentował McBride obraz wyjęty prosto z horroru, a konkretnie sceny gdzie zaraz coś wyskoczy na głównych bohaterów. - Niewykluczone, że coś takiego zatrzymało nasze zguby. Pamiętacie jak zadziałały lotosy? Cholera wie jak to może wpływać na nas - zasugerował.
- Też tak uważam - zaczęła Ariel - jak nie macie lepszych pomysłów obejdźmy to łukiem, ale ostrożnie i z większym dystansem, bo ta mgiełka widoczna jest tylko w ostrym słońcu. - Ariel sięgnęła po chustę.
- Mogę zrobić zwiad, żeby znaleźć inną drogę - zaproponował Christopher.
- Za dużo tracimy czasu, ruszamy - powiedziała September, rozglądając się uważnie.
- Normalnie to zielsko samo w sobie jest równie groźne co zeżarcie surowego ziemniaka - Layla przekręciła głowę aby lepiej widzieć tańczące w smudze światła drobinki zarodników - Najwyżej gorączki się dostanie, albo posra. Chyba że zacznie mutować jak to tutaj. Zabierzmy w drodze powrotnej próbkę - przeniosła wzrok na Doe - Może się przydać nam, albo doktorkowi majorkowi. Wezmę ten syf z drugiej strony do Chrisa. Szybciej ogarniemy.
Na słowa Payton każdy w oddziale zaczął łączyć fakty i doświadczenia ze służby w poprzednich oddziałach. Wspomniana gorączka i sranie były tylko pierwszymi symptomami. Potem było znacznie gorzej. Najlepiej wiedziała o tym Ariel. Wszyscy w oddziale uzmysłowili sobie, że cała wyspa jest obszarem ryzyka, a takie strefy ciszy były ich szczególną koncentracją, którą za wszelką cenę należałoby unikać. I było ich na pewno dużo więcej na terenie wyspy. Czy Fulcrum wiedziało coś na ten temat, że wysłano tutaj piechotę? Czy piechota dostała informację jakiej oni sami nie otrzymali?
- Nie będziemy zbierać próbek. To nie misja badawcza, tylko ratunkowa. Jak białe kitle chcą próbek, to niech sobie przylecą i nawet się w tym gównie wykąpią… Jeśli masz rację i to gówno wywołuje wenusjańska gorączkę to nie skończy się na sraczce… Nie mamy tutaj chemii, nawet nie wiem czy w naszym obozie mają możliwości leczenia chorych w zaawansowanym stanie. A to cholerstwo może rozłożyć błyskawicznie. Widziałem faceta, który zżółkł jak Mishimowiec, lało mu się z wszystkich otworów ciała. Błyskawicznie się odwodnił i osłabł tak, że na respiratorze go trzymali dwa tygodnie. Ale z nerek i wątroby i tak nie było co zbierać…Byłam przy sekcji… Organy w środku miał przeżarte jakby w grobie leżał te dwa tygodnie… Mam wrażenie, że prędzej tu napalmem walną nim przyślą kogoś, by to badał…. - Dodała bardziej w zakresie pobożnych życzeń… - Dobra dzielimy się. - powiedziała to niechętnie - Chris z September idziecie po lewej, ja z Python idziemy prawą stroną. Trzymacie od tego gówna dystans! Kontakt przez radio jak znajdziecie coś lub kogoś! Nie wdawajcie się w kontakt z wrogiem i nie robimy sobie jaj! - spojrzała krytycznie na Chrisa. - Szukajcie śladów, nasze mięso armatnie porusza się jak buldożer po dżungli. Powinni zostawić wyraźne ślady. Jak ktoś się gorzej poczuje melduje i nie zgrywa twardziela. - Ariel przetoczyła wzrokiem po wszystkich zebranych - ZROZUMIANO !? - głos przybrał ton prawdziwego sierżanta. Nie nadawała się na dowódcę, już by ich stąd zabrała i nie pchała się dalej… Wolałaby oddani pod jej opiekę ludzie nie ryzykowali dla hołoty, jaka tutaj przemaszerowała przed nimi.
- Robi się - skinął głową McBride na rozkazy Doe. Spojrzał na Shanię i ruszył przodem.
- Python? Gdzie? - Payton udała zdziwienie, rozglądając się gdzieś po krzakach ale szybko ją to znudziło.
- Dobra, dobra. Nie uruchamiaj się i bardziej nie zachęcaj. Gnijące bebechy i wylewy z każdej dziury to coś co sprawia że człowiek od razu robi się głodny - dodała i parsknęła - Trzymaj się za mną, będzie łatwiej. Ariel wzruszyła ramionami i ruszyła za koleżanką.
Marines sprawnie wyminęli niebezpieczny obszar i ponownie ruszyli w kierunku ruin. Po drodze odnaleźli trop piechoty, która przeszła praktycznie przez środek terenu “ciszy”. Gdy na ich drodze pojawiła się kolejna strefa, ją również minęli bokiem. W połowie manewru ich uwagę zwrócił ruch na wysokości koron drzew. Postacie wielkości połowy człowieka. Człekokształtne. O chwytnych stopach i ogonach. W miarę wędrówki oddziału coraz śmielsze i bardziej nimi zainteresowane. Uwagę zwracały dwie rzeczy. Małpy swobodnie poruszały się po strefie ciszy i nie próbowały jej omijać, a ich umaszczenie było szare, a nie brązowe jak w przypadku małp najczęściej spotykanych na Wenus. “Łupieżcy” byli upierdliwi i mieli lepkie łapki. Ich szarzy kuzyni “wandale” byli o wiele bardziej agresywni.
- Proponuje strzelić im pod łapy, żeby spłoszyć - Christopher wodził lufą po niechcianej widowni.
- Jeśli już strzelać to między oczy. Zastanawiam się tylko czy dobrze jest narobić hałasu i dać ewentualnym wrogom znać, że jesteśmy w pobliżu - odpowiedziała Doe.
- Peyton już załatwiła nam, że cała okolica wie o naszej obecności, więc jeden chuj - odparł Chris, przymierzając się do strzału w pierwszy cel.
-Czują pozera na mile, więc było się umyć a nie ból cipki teraz odstawić, Chris - Payton parskneła wesoło.
- Albo twoje wrzaski uznały za okrzyki godowe i przybyły na twe wezwanie - szepnął konspiracyjnie blondyn. - Jakby nie było umaszczeniem do nich pasujesz - nie odrywał spojrzenia od celu, próbując określić która z małp może być przywódcą tej bandy.
- W takim razie próbuję ustrzelić przewodnika stada - oznajmił McBride dowodzącej. Z palcem gotowym do pociągnięcia za spust podjął decyzję o wykonaniu ostrzału w celu zabicia małpy, która wydawała mu się być tym zwierzęciem, którego szuka.