-To wygląda na placówkę naukową jakiejś zapomnianej korporacji, jeszcze sprzed Wojen Klonów.- rzuciła rzeczowo Healstrom.
-Cokolwiek to było jest teraz bazą wypadową banitów. Musimy być ostrożne. Widzisz ten stojący radar i działka przeciwlotnicze? Mogliśmy pod nie trafić… Lądujemy załogo.
Lyn aż poczuła zimne ciarki na plecach. Bycie rozstrzelanym przez takie działa nie było czymś czego chciałoby się doświadczyć i hakerka uświadomiła sobie, że ta podróż w to miejsce, bez dobrze opłaconego z góry zlecenia, było w top trzy najdurniejszych rzeczy jakie w życiu zrobiła. Z każdą kolejną chwilą jaką spędzali na tej zabitej dechami planecie, Indygo robiła się coraz bardziej ponura.
I nic w tym nie było dziwnego. Cokolwiek co można było nazwać technologią pamiętało czasy pierwszych osadników. Piraci jak to motłoch z jakiego się składał, przywykł do prowizorki i albo łatali sprzęt "byle był" albo po prostu kąpali się w kałużach.
- Prymitywy .... - fuknęła Lyn oglądając zabudowania przez iluminator. Była pewna, że jej noga, z jej własnej i nieprzymuszonej woli, nigdy nie stanie na Dathomir. Inna sprawa, że za samymi piratami Lyn też nie przepadała. Nawet nie była w stanie wyobrazić sobie jak bardzo Grace musiała niecierpieć swojego poprzedniego życia, że zdecydowała się tu stacjonować, byle być poza zasięgiem swojego ojczulka i exmęża.
-Nasz weteran dostał honoru do głowy... - słowa Lydy wyrwały hakerkę z ponurych rozmyślań.
- Jego wola - skrzywiła się Healstrom. Dla niej temat zlecenia był zamknięty. Gdy zleceniodawca z jakiegokolwiek powodu jest niewypłacalny to zlecenie było nieważne. Dobrze że mieli fart i po drodze zaroblili więcej niż było w kontrakcie. - Kto by pomyślał że podzielimy wszystko na trzy... - szkoda jej było że Tiamat straciła życie przez to zlecenie, a i nie zależało jej na działce Edge'a, ale skoro już staruszek miał życzenie śmierci, to faktycznie lepiej było, żeby forsa nie przepadła - była daleka od rzucenia się za Allcaxem w wir waleczny. Na pewno nie w tak prymitywnym świecie i na pewno nie bez celu. Może dobrze że najemnik był taki skryty i wycofany, nie było okazji się z nim zaprzyjaźnić i dzięki temu podjecie jedynej logicznej decyzji przychodziło Lyn dość łatwo.
Lyda poszła przodem. Indygo początkowo nie zamierzała żegnać się z Egdem, zostać tam gdzie siedziała na fotelu drugiego pilota, ale tak jakoś uznała, że jednak wypadało pójść na trap i chociaż mu pomachać.
Ociągając się wstała i ruszyła w kierunku śluzy.
Po drodze minęła Emreia, który jak to droid, kiedy nie było potrzeby działania stał pod ścianą i się kurzył.
- A ty nie idziesz z Allcaxem? - zapytała.
Emrei skierował na nią głowę i popatrzył z góry czerwonymi optykami.
- Organik Allcax zachowuje się nielogicznie. Szansa na powodzenie na poziomie błędu statystycznego - odpowiedział beznamiętnym tonem. - Potrzebuję ulepszeń nim przystąpię do nowego zlecenia.
- I właśnie dlatego was wolę od ... organików - zaśmiała się lekko hakerka. - Można zawsze liczyć na trzeźwość waszego osądu - dodała i ruszyła dalej.
Trafiła akurat na moment gdy Lyda rzuciła się Edge'owi na szyję i go pocałowała.
- Łał, chwilę mnie nie było i już tu jakiś romans się rozwinął? - zażartowała sobie Lyn. Stanęła u szczytu trapu, łapiąc się pod boki. - Sorry Edge, ale ja akurat jestem po stronie tej całej Szkarłatnej Wiedźmy, więc mogę ci tylko pożyczyć powodzenia. I nie wysłać ten informacji co miałam wysłać Wiedźmie o planach jej tatulka - hakerka rozłożyła bezradnie ręce. - Gdyby jednak ci się udało wyjść z tego z życiem... To odszukaj nas. Jakieś pół roku przetrzymamy twoją forsę - zaproponowała.