|
Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone. |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
31-10-2009, 21:58 | #1 |
Reputacja: 1 | (Eksperyment) Mafia. Nowiutki Ford V8 40 czekał na niego cierpliwie niczym wierny pies na swego zaginionego pana. Zatrzymał się na chwilę, przyjrzał w świetle latarni swoim dłoniom i pewność wynikająca z logiki konsekwencji uderzyła go jak obuchem w głowę. Nie miał wątpliwości: nigdy już nie będą czyste po tym co się wydarzyło, po tym co i czego nie zrobił. Stało się. Przekroczył granicę. Ruszył powoli, delektując się warkotem silnika, starając się nie myśleć o tym co było, lecz o tym co postawi na jego drodze los. Auto mknęło uliczkami pozostawiając na szybach efemeryczne odbicie prawdziwego życia, które dosadnie zadawało kłam utopijnej próbie ratowania społeczeństwa przed konsekwencjami krachu na giełdzie w 29 roku. Kolejny zataczający się mężczyzna, piękna Lola podpierająca latarnię. Alkoholowa abstynencja, zakaz hazardu i prostytucji doprowadzające do postępu społeczeństwa i odnowy moralnej – wyczytał to kiedyś w gazecie. Uśmiechnął się pod nosem, parkując Forda przed klubem. - Farsa – pomyślał, przygładzając nieświadomym ruchem przedziałek wybrylantowanych włosów. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=w5Cj5PEkNDs&feature=related[/MEDIA]Niosąca się zwiewną nutą przez całą salę, otulając przyjemnie mgiełką melodii, swym rytmem każąc delikatnie kołysać się to szyi to stopie, piosenka płynąca z ukrytej w półmroku sceny mieszała się z zapachem kobiecych perfum, kubańskich cygar i drogiego alkoholu. Były tam jeszcze inne zapachy, których woń wyczuć mógł tylko wprawny znawca tematu: swąd strachu, śmierci i przede wszystkim jednego – dolara. W „Comme a Paris”, jedynym takim miejscu w Spytown, można było dobrze zjeść, drogo wypić i zrobić każdy interes. Przy stoliku w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu, do którego prowadziło osobne wejście na tyłach klubu, kilku elegancko ubranych mężczyzn, w świetnie skrojonych garniturach, trzymało w swych wypielęgnowanych dłoniach po pięć kart. Toczyli luźną, przyjacielską rozgrywkę, broń boże nie na pieniądze oczywiście – dodałaby od razu, wcale niepytana, energiczna właścicielka owego luksusowego przybytku, Sara Cocci – wdowa po Vitto, który sprowadził się tu jakieś trzydzieści lat temu i na przekór skojarzeniom z pochodzeniem, z wygodnictwa raczej, niż z miłości do kuchni francuskiej, założył tę ostoję wyrafinowanych gustów i smaków. Pośród rozgrywających „towarzyskiego” pokerka twarzy, bez trudu można było rozpoznać, która należy do rdzennego mieszkańca, która ma domieszkę śródziemnomorskiej krwi, a która prosto ze słonecznej Italii się wywodzi. Nie można natomiast było usłyszeć wypowiedzianej cicho krótkiej wymiany zdań między mężczyznami, których na chwilę przysłoniła chmura cygarowego dymu. - Wszystko zgodnie z planem. - Gratuluję. Wiedziałem, że nas nie zawiedziesz. Teraz naprawdę jesteś jednym z nas. Dzięki tobie, kilku ludzi zarobi kupę forsy. Tobie też coś z niej się dostanie. - Mężczyzna wypuścił kłąb dymu i spoglądając ponad głowami grających zapytał jeszcze - A jak samochód? Podoba się? George Ellington przysiadł na swoim ulubionym taboreciku i przetarł zmęczone oczy. Bolały go nogi, a i nieoszczędzane zbyt długą pracą plecy przypomniały o sobie bólem w krzyżu. Był zmęczony i stary. - Za dużo roboty, chyba czas pomyśleć o zatrudnieniu jakiegoś sprytnego chłopaka – przemknęło mu już kolejny raz w tym miesiącu przez głowę. Teraz było go na to stać. Zyski zwiększyły się niebotycznie odkąd Spytown zaczęło przeżywać istny najazd osiedleńców przeróżnej prowiniencji. Przyjeżdżali ze stolicy stanu, wynajmowali domy, pokoje, szukali ziemi na sprzedaż lub dzierżawę, włoskie rodziny, mieszkające tu od kilkudziesięciu lat ściągały też zresztą coraz więcej swych mniej lub bardziej podejrzanie wyglądających pociotków. Pomału imigranci wtapiali się w miejscowy koloryt, lecz co jakiś czas, gdy zdarzało się coś niebywałego , choć w Spytown nie działo się prawie nic, głowy namierzały na mapach Sycylię, a na ustach tubylców gościło słowo „mafia”. Pamiętający jeszcze zeszły wiek, zazwyczaj ziejący pustkami hotelik Susy Douglas także przezywał oblężenie, mówiła mu o tym wczoraj w sklepie Jane Dorning, skarżąc się na hałasy i brak spokoju, który tak uwielbiała w swym królestwie zatęchłych tapet, nienaoliwionych zawiasów i skrzypiących podłóg. Chwilę wytchnienia umilił sobie pykaniem z drogocennej bruyerki. Patrzył przez odwrócony na wielkiej witrynie napis FRYZJER MĘSKI i nie poznawał swego sennego od zawsze miasteczka. Nie pamiętał, żeby dzwoneczek nad drzwiami kiedykolwiek rozbrzmiewał tak często. Wczoraj ze zmęczenia omal nie przyciął krzywo wąsa szeryfowi Shaversowi. Cóż się dziwić. Wieść o odkryciu rozniosła się szybciej niż odór ciągle wybijającego szamba na tyłach jego ogrodu. W mieście wrzało i coś czuł w starych, połamanych reumatyzmem kościach, że niedługo wykipi. Nie dane mu było długo oddać się relaksowi w oparach przyjemnie pachnącego śliwkowego tytoniu. W drzwiach ukazała się znajoma sylwetka i ledwie przypominając sobie o naciśnięciu klamki, wparowała z impetem do środka. - Witaj George. - Witam szanownego burmistrza. - Spieszę się jak diabli, dasz radę szybko mnie ogolić? Znowu zarosłem jak dzik. Stary nie zdążył nawet wstać, a William Wilson machał już ręką jakby odpędzając się od muchy i rozsiadł się w fotelu. Już służę! - Gderliwie rzucił Ellington, mieszając w kubeczku pędzlem. Gdzie te czasy gdy do fryzjera przychodziło się, by pogawędzić, wywiedzieć plotek i wymienić informacjami. - Co słychać w mieście? - Kiedyś to jemu zadawano to pytanie. Kiedyś był na bieżąco. Teraz nikt nie miał czasu, wszyscy spieszyli się, jakby ktoś miał im sprzątnąć tę cholerną ropę sprzed nosa. I po co nam ta ropa? Dobrze było i bez niej. - Oj źle się dzieje. Tylko tyle ci powiem George. Robimy dziś zebranie rady miejskiej. Trzeba coś w końcu postanowić z tą ziemią. - A cóż tu postanawiać? Jedna działka należy do miasta, na drugiej łapę trzyma Eddie Halvorsen. Sprzedać i już. - To nie takie proste, Halvorsen nie chce sprzedawać, jakiś siostrzeniec do niego przyjechał Kalinsky, czy jakoś tak, i podobno doradził mu, żeby w spółkę z nafciarzami iść. A oni nie chcą. Niegłupio zresztą. Klops mamy, a nie żyłę złota, mówię ci, ja przez to osiwieję. Ellington ogolił już lewy policzek, gdy drzwi otwarły się z jeszcze większym hukiem niż poprzednio. Dzwonek zaskomlał żałośnie, a fryzjer w ostatniej chwili oderwał brzytwę niebezpiecznie zmierzającą w stronę ucha burmistrza. Zaklął siarczyście pod nosem, odwracając się do intruza. - Ki diabeł? Pali się? A to pan szeryfie. O nie! Pana już przed radą nie zdążę ogolić. Henry Shavers kręcąc głową, przełknął głośno ślinę - Eddie Halvorsen nie żyje! – wykrztusił w końcu, patrząc znacząco na burmistrza. - A niech to szlag! - rzucił niedogolony Wilson, ścierając szybko resztkę kremu z twarzy. Wszyscy już na niego czekali, z napięciem śledząc od samego progu każdy powolny krok mężczyzny przesiąkniętego zapachem odpowiedzialności.. Nie spóźniał się nigdy, więc od razu domyślili się, że musiało stać się coś nieoczekiwanego. Ich przypuszczenia potwierdziło pojawienie się w ślad za przybyłym rosłej postaci szeryfa Shaversa. - Wybaczcie spóźnienie, lecz zatrzymały mnie sprawy naprawdę wysokiej wagi. Drodzy państwo, nie będę owijać w bawełnę, mamy poważny problem. Spotykamy się kolejny raz, mam nadzieję, że tym razem uwieńczony sukcesem, w sprawie podjęcia decyzji o sprzedaży ziemi, na której korporacja Standard Oil odkryła złoża ropy. Jak wiecie, ziemia ta składa się z dwóch parceli, z których właścicielem jednej jest miasto, a drugiej Eddie Halvorsen. Przepraszam, świętej pamięci Eddie Halvorsen. - Przerwał na chwilę, pozwalając po sali przetoczyć się fali szeptów, wzdychań, jęków i innych achów – ochów. - Istnieje podejrzenie, że nie była to śmierć naturalna. Co za tym idzie, podejrzane są wszystkie osoby, dla których pozbycie się Eddiego Halvorsena mogło być niezwykle pożądane. Dlatego będziemy obradować dziś, jutro, choćby tydzień, aż znajdziemy rozwiązanie tej sytuacji, a szeryf wytropi mordercę. Oczywiście nie zostaniecie uwięzieni, będziecie wracać do swych domów i pracy. Wyznaczam godziny obrad od 18 do 22. Wierzę, że znajdziemy consensus. Gra towarzyska, planszowa, karciana... jak zwał tak zwał Kto nie pamięta tego miłego klimaciku wytworzonego ad hoc, tej przyjemności konwersacji posiłkującej się wyobraźnią i... wyobraźnią i jeszcze.. wyobraźnią.. no dobra, sprytem jeszcze? Proponuję udział w eksperymencie : Mafia grana tekstowo. Już tłu(czkiem)maczę co mi się w głowie urodziło. Gra co najmniej 10 graczy. Z czego 2 to źli (mafia). Reszta jest „dobra”. Cel gry : zwycięstwo jednej ze stron. Wcielacie się w mieszkańca miasteczka (radnego) i opisujecie to co myśli, co mówi, jak się zachowuje w czasie obrad Rady Miejskiej Spytown. Oczywiście możliwe są wspomnienia, retrospekcje – lecz nieprzeważające wagą postów teraźniejszych (obrady). Zasady. I tutaj pełna samowolka – (w ramach rozsądku). Gracz kreuje świat - informacja niesprzeczna z dotychczasowymi danymi staje się faktem. Wszelkie tricki dozwolone : kłamstwo, podjudzanie, blefowanie, oczernianie, konfabulowanie, wskazywanie fałszywego tropu. To wszystko i tak się nie liczy. Jedyne co was weryfikuje to obrady i głosowanie. Po każdym zebraniu Mafia wskazuje delikwenta do odstrzału, i vice versa , praworządni unieszkodliwiają kogoś. Nikt nie wie who is who, jedynie mafia pozna się po pierwszym dniu i podawać będzie wspólny typ do odstrzelenia. Od razu zaznaczam, że podstawą rozgrywki jest niekontaktowanie się graczy poza sesją (oprócz mafii). Żadnych PW, GG czy maili. Oczywiście nie da się tego zweryfikować, ale liczę na udział osób ceniących sobie dobrą zabawę, umiejących odrzucić prywatę i kumoterstwo. Schemat gry. Jeden dzień w grze, po którym następuje narada ,to mniej więcej 72 godzin real (jedna runda). W tym czasie „obradujecie”, czyli przerzucacie się postami. Następnie, pod koniec obrad, każdy z Mafii i dobrej strony wysyła mi typ na „trupa”. Ja podliczam głosy i nazajutrz zamieniam cyferki na nekrologi Obrady są wznawiane. Czyli cykl gry wyglądałby mniej więcej tak : trzy dni postów, wieczorem wysłanie głosu na tego kto ma zginąć, rano mój tekst z wynikami i znowu trzy dni postów... Schemat może się zmienić w przypadku remisu w głosowaniu, wtedy poświęcimy dodatkowy dzień na przesłuchania podejrzanych o przynależność do mafii. Najwspanialsza, najbardziej dopracowana postać może zginąć pierwszego dnia, tylko dlatego, że inni gracze tak postanowili – wytłumaczcie to swoim urażonym ego, zanim przystąpicie do gry' Moja rola ogranicza się tylko do podliczania głosów i zamieszczenia tekstu podsumowującego. Jak widzicie, o sukcesie decyduje jedno : zbałamucenie wroga Bo tutaj odpada się przez zwykłe widzimisię. Trzeba więc czarować, blefować, urzekać i zwodzić, by nie dać się zabić. Gra ma ściśle ograniczone ramy czasowe, zakończy się najpóźniej 28 dni po jej rozpoczęciu. Zapraszam osoby zdecydowane, mogące poświęcić troszkę więcej czasu przez okres 4 tygodni. Karta postaci powinna zawierać: 1)opis mieszkańca miasteczka z informacjami takimi, jakie znać mogą inni obywatele 2) historię człowieka na rozdrożu, kogoś kto jest o krok od przejścia na złą stronę + deklarowana funkcja postaci w grze ( chcąc uniknąć zgłaszania się chętnych na samych gangsterów lub samych dobrych, pozwolę sobie osobiście zdecydować, kto gra po której stronie, oczywiście osoby zdeklarowane na konkretną li tylko stronę nie zostaną odrzucone.) Sugerowane funkcje, które wasze postaci mogą pełnić w grze ( każda może być skorumpowana) : Mafioso – osoba w dowolny sposób związana z organizacją i działająca na jej korzyść, bez dodatkowych bonusów Burmistrz – raz w ciągu gry może sprawdzić funkcję danego gracza, znany od początku gry Szeryf- raz w ciągu rundy ma możliwość sprawdzenia jednego gracza, funkcja znana od początku gry Agent – tajna wtyczka policji w strukturach mafii, może w danej turze poprosić MG o odkrycie funkcji dowolnego gracza, pozostaje anonimowym do końca gry Zwykły szary obywatel – lista zawodów według realiów czasów – bez dodatkowych bonusów Wariat - raz w ciągu rundy może ujawnić się i popełnić samobójstwo kończąc obrady Prostytutka – na początku gry poznaje funkcje wszystkich graczy – anonimowa do końca gry Prywatny detektyw - raz w ciągu gry, jeżeli zostanie wybrany w głosowaniu, może ujawnić się i uniknąć eliminacji, usuwając inną dowolnie wybraną osobę. Barman – znany od początku - raz w ciągu gry może kogoś upić – spojenie mafioza owocuje jego śmiercią, praworządni unikają w ten sposób zgładzenia. Zakładamy, że dla dobra rozgrywki Burmistrz i Szeryf nie mogą zostać zabici w ciągu pierwszych 3 dni obrad. Czas rekrutacji – do czasu aż zbiorę 10 wartościowych kart, nie dłużej jednak niż do końca listopada. Zapraszam do wspólnego eksperymentowania Karty proszę słać na ealiseid@o2.pl
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? Ostatnio edytowane przez Nimue : 31-10-2009 o 23:26. |
31-10-2009, 22:19 | #2 |
Reputacja: 1 | Zgłaszam się wstępnie. Zobaczymy co mi z KP wyjdzie, bo naprawdę nie mogę zdecydować która strona mocy wygra we mnie Pomysł naprawdę mi się podoba. Gratuluję nietuzinkowego podejścia.
__________________ Cóż lepszego może nas spotkać, niż przelanie pieśni z duszy wprost w uporządkowane nuty wielkiej symfonii opowieści? |
01-11-2009, 00:04 | #3 |
Reputacja: 1 | Hehe... Stara, dobra Mafia. W realiach forum, gdzie nikt nikogo nie przekrzykuje, to może całkiem ciekawie wyjść. Może się skuszę. Eine kleine Frage: Jak Miszcz widzi kwestię pisania postów? Ich ilość będzie dowolna? Czy realna jest sytuacja, że ktoś przez te 72 godziny naskrobie naście postów, a inny będzie milczał? Wiadomo, nie zmusimy nikogo do pisania, a show must go on, natomiast jakieś ograniczenie byłoby IMHO na miejscu.
__________________ Prawdziwy mężczyzna nie je miodu. Prawdziwy mężczyzna żuje pszczoły. |
01-11-2009, 00:20 | #4 |
Reputacja: 1 | Bez ograniczeń. Sesja jest dla "krzykaczy" i dla "milczków"- o ile odnajdą się w realiach Każdy sam sobie rzepkę skrobie PS. Pytanie ni z gruszki (kazali mi... nie jestes przypadkiem z Gliwic?
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |
01-11-2009, 00:33 | #5 |
Banned Reputacja: 1 | Wstępnie zainteresowany. To znaczy zainteresowany Jedyną przeszkodą może okazać się czas, a raczej jego brak na napisanie sensownej KP. |
01-11-2009, 07:32 | #6 |
Reputacja: 1 | Również zainteresowany. Jako zadeklarowany fan gier opartych na narracji nie mogę sobie przecież odpuscić . Wszyscy co mnie znają wiedzą też, że nie stronię od eksperymentów - przeciwnie . Karta niebawem.
__________________ MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach." Gracz: "Przeszukuję. " Ostatnio edytowane przez arm1tage : 01-11-2009 o 07:38. |
04-11-2009, 14:42 | #7 |
Reputacja: 1 | Zwlekaniu dość Dziś siadam do pisania, przepraszam, ze tak późno, ale widzę, że chyba nie ma na razie nadkompletu, co mnie dziwi, zdumiewa i zaskakuje
__________________ Cóż lepszego może nas spotkać, niż przelanie pieśni z duszy wprost w uporządkowane nuty wielkiej symfonii opowieści? |
06-11-2009, 17:28 | #8 |
Reputacja: 1 | Zgodnie z obietnicą, historia mojej postaci poszła na prywatnego maila MG. Czekam cierpliwie na odpowiedź czy przeszedłem sito rekrutacji. . Do tego czasu może jeszcze zdążę ogolić paru klientów. George Ellington, fryzjer Spytown .
__________________ MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach." Gracz: "Przeszukuję. " |
06-11-2009, 23:23 | #9 |
Reputacja: 1 | Pooooszło. Moje KP masz na mailu. Pozdrawiam.
__________________ Prawdziwy mężczyzna nie je miodu. Prawdziwy mężczyzna żuje pszczoły. |
07-11-2009, 22:11 | #10 |
Reputacja: 1 | Dostałam trzy bardzo dobre karty. Szkoda, żeby się zmarnowały...
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |