Mierzyli się wzrokiem. Michele jednak nieustępliwa. - W dawnych czasach nie pozwolono by mi żyć, ale nie tylko mi tato… – rzekła Michel Dziadek odwrócił wzrok. - Chyba lepiej, jeśli z nią pójdziesz Jill. |
- Niech będzie, bo w końcu to Dziadka psi obowiązek żeby wyjaśnić ten bałagan. Zwłaszcza kim jest Michelle... - skwitowała Jillian- George, daję 2 dychy jeśli to nagrasz... - szepnęła do kumpla. - Dzwońcie na policję jeśli nie wrócę za 2 godziny |
- Ja bym dała pięć dych jak mi zrobi kopie… Chyba, że to jedna z tych spraw…? – zapytała Kora. Dziadek westchnął, a Michele wyszła razem z korą. Obie wsiadły do starego Jeepa. - Lubisz grać z życiem swoich przyjaciół? Wiesz, że jeszcze sto lat temu mogliby zginąć za samo to, że pyskowałaś? Jesteś w jebanym wojsku na jebanej wojnie, a nie w paczce superbohaterów, więc bądź posłuszna! – ruszyła z piskiem opon. |
- George, załatw mi tez kopię! Pal sześć- te pięć dych jest tego warte! zawołała Jillian wychodząc. W odpowiedzi jej zasalutował. W samochodzie - Ta, a sto lat temu kobiety nie miały prawa głosu, a zwłaszcza bękarty. A dwieście lat temu palono jeszcze na stosach za posiadanie charakteru i cycków. - burknęła zapinając pasy - Coś jeszcze? Że jesteś suką już i tak wiem... |
W domu, George i Loyd zasalutowali Jill W samochodzie. - Palono za to, że były czarownicami. Ale to sprawy ludzkich czarowników. Ważne, że nadal prowadzimy wojnę nie do wygrania, a większość ludzi to słudzy nieprzyjaciela… |
- Po prostu jedźmy tam, chyba że masz informacje jak to wygrać. Brzmisz jakby dla ciebie wszyscy byli wrogami. - skwitowała Jillian. |
- Nie wszyscy, tylko większość. Kiedyś mordowali indian, czarnych i też nas garou. I dalej by to robili. - rzekła zgryźliwie. Gdy Michele mówiła swoje, do samochodu podjechały dwa motocykle. Kierowcy byli ubrani w skórzane kombinezony, nosili zakryte zaciemnione kaski. Nagle jeden z nich wyciągnął strzelbę i przestrzelił koło, Michele udało się zachować kontrolę nad samochodem. Wyskoczyły z samochodu. Jill przybrała Formę wilkoczłowieka, ale Michele jak metysce zajęło to mniej czasu. Napastnicy zdjęli kaski. Wyglądali prawie jak normalni ludzie, ale potem ich szczęki rozwarły się do nieprawdopodobnych rozmiarów i zwisały z nich grube obłe jęzory. Nie reagowali na przemianę. Metyska doskoczyła do jednego i wbiła mu szpony w klatkę piersiową i wyrwała mu żebra. Drugi strzelił do Michele, ale choć strzał wyrwał kawałek ciała, nawet tego nie poczuła. |
Jillian rzuciła się w plecy drugiego póki był zajęty strrzelaniem. Bardziej żeby nie zostać pożartą czy zestrzeloną niż, żeby pomóc Michelle. Sucz tylko bruzdziła wszystkim dookoła nie siląc się żeby pomóc, słabo ją znała i w ogóle... Nie zamierzała po niej płakać. Co innego za swoim życiem. |
Jill chwyciła stwora bez problemu, problemu, a wtedy Micheale uderzyła łapami z obu stron jego głowę, która zniknęła w rozbryzgu krwi i mózgu. Micheale powoli wróciła do ludzkiej postaci. - Nigdy nikogo nie zabiłaś, co? Kto u was sprząta zwłoki? - zapytała. |
- A takie "dziękuje" to poszło do lasu i zdechło? A wątpię, żeby chodziło ci o grabarza, więc pewnie szeryf - oświadczyła dziewczyna próbując wrócić do ludzkiej postaci. Jakkolwiek urwanie łba Michelle brzmiało zachęcająco. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:41. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0