Pośpiech, tak jak wiele innych stanów człowieka, zawsze ma swoje dobre i złe strony. Dobre były takie, że Emma sprawiła się szybko i że bez zbędnego zastanawiania się wzięła tylko najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy. Złe zaś takie, że nie mogła porządnie przeszukać kampera w poszukiwaniu tego co by się przydało, ani porządnie zastanowić się nad tym co jeszcze warto zabrać ze sobą.
Skrycie miała nadzieję, że gdy sytuacja się ustabilizuje i odpowiednie służby oczyszczą już miasto z umarlaków, to własności prywatne takie jak samochód wrócą do właścicieli wraz z zawartością. Czyli, że to co zostawiła nie przepadnie na zawsze. Emma zdawała sobie sprawę, że zapewne liczy na zbyt wiele, ale w końcu nadzieja to zupełnie co innego niż oczekiwania.
Wypite piwo pomogło podnieść się na duchu - nawet jeśli nie było ono schłodzone.
Gdy wraz z Malvolią wróciły na miejsce spotkania, zegarek jasno wskazywał, że sprawiły się bardzo szybko. Wystarczyło im niewiele ponad połowę ustalonej wstępnie godziny.
- A gdzie... koleś z teczką? - spytała wtedy, sama przyłapując się na tym, że nie poznała nawet jego imienia.
Zdziwiła się słysząc, że poszedł na siku. W końcu było tam tyle śmieci że mógł załatwić sprawę na miejscu, zwłaszcza że na parkingu widzieli wcześniej zombie.
Emma dała Valerie i Jackowi po piwie, a gdy zdawali sobie wzajemnie relację, rozmowa szła im lepiej i umówiona godzina minęła zanim się obejrzeli. Andre jednak nie wrócił na czas i Emma nie była pewna, czy nie wypadało na niego poczekać jeszcze trochę. Niestety musieli iść.
Gdy wyszli przez bramę, Emma rozglądała się zarówno za zombie, jak i za Andre. Oczywiście jak to w życiu bywa, zobaczyła nie tego którego chciała, ale przynajmniej zombie ten ich nie dostrzegł. Z każdą sekundą szansa na spotkanie kolegi z teczką malała i kobieta nie była już niczego pewna - poza tym, że do kibla to on raczej nie poszedł... Tylko gdzieś przepadł.
Rów w ziemi, w środku miasta, prawie zawsze był jakimś remontem, czy to kanalizacji czy czegoś innego tam na dole. Początkowo tak też Emma pomyślała, ale szybko zmieniła zdanie. Wszak nie było tam żadnych konstrukcji i sprzętu budowlanego, ani nawet ostrzegającej taśmy w żółte i czarne paski. Cokolwiek się tu stało, musiało to być częścią panującego w mieście chaosu. Jakaś bomba, czy co?!
Emma oczywiście była gotowa podsadzić dziewczynę na murek, co było znakomitym pomysłem na rozeznanie się w terenie i wyminięcie dołu. Szeryf był jednak równie chętny do pomocy, a przy tym szybszy. Nic dziwnego, skoro mógł przy okazji złapać laskę za tyłek. Facet to jednak facet, nawet mundurowy i nie wypadało go za to wrzucać do dołu. Val, jak zejdzie to sama da mu plaskacza. Najpierw niech lepiej powie co tam widzi i czy przejście po murku jest bezpieczne.
Emma tymczasem osłaniała tyły, rozglądając się i nasłuchując uważnie. Ostrożności nigdy za wiele - jak podczas nocnej roboty. |