lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Mroczne Wieki] Noc Kupały (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/2722-mroczne-wieki-noc-kupaly.html)

Wernachien 12-04-2007 18:06

Milla
 
Odezwała sie pierwsza spokojnym i melodyjnym głosem jaki zwykła wydawać z siebie mówiąc do służby:

-Według wskazań Księżnej powinniśmy się zatrzymać w bardzo konkretnym zajeździe, ale skoro tak odbiegliście od jej wskazówek, to nie ma najmniejszego sensu zawracać. Jestem ... odrętwiała od tego siedzenia w powozie. Przyda nam się trochę ruchu. Nieprawdaż?

Ostatnie pytanie skierowała do towarzyszy. Wiedziała, że nie będą przesadnie protestować, w końcu Księżna nakazała im się zatrzymać wcześniej.

Francois de Fou 12-04-2007 20:44

Renauld

Wyrwany ze snu chłopiec skupił swój beznamiętny wzrok na jakimś mało ważnym, aczkolwiek mogącym skupić na sobie uwagę punkcie... elemencie zdobień wnętrza karety. Wydawał się nie słuchać śmiertelnika, ani nawet wampirzycy, która odezwała się jako pierwsza. Nie wiedział, ile wie ów człowiek. Nie wiedział, czy księżna poinformowała go o tym, kto ma "przewodzić" czwórce wędrowców. Wiedział jedno. Bez względu na o co myślał o towarzyszących mu spokrewnionych, był za nich odpowiedzialny. Odpowiedzialności tej nie dyktowało mu ani sumienie, ani rozum, a jedynie szacunek do księżnej. Zdawał sobie również sprawę, że taką samą odpowiedzialnością, obarczyła go księżna wobec towarzyszących kainitom śmiertelników. Podejrzewał, że Jose też jest na skraju wyczerpania, a jego przyboczny musiał być w miarę wypoczęty, aby moc stanąć do walki w obronie de Piccarda
-Jedziemy -powiedział, mając nadzieję, że tym samym zniszczy nadzieję kapitana... chciał mieć trochę rozrywki w tej jak narazie nie udanej podróży. Widząc zrezygnowanie wojownika, oraz tę minę ukazującą zmęczenie, przerażenie, a co najważniejsze zdziwienie i bezsilność, Renauld uśmiechnął się pod nosem - Jedziemy... - powtórzył - ...do najbliższej gospody... to jedyne słuszne wyjście... myślę, że wszyscy na tym skorzystamy. Chcę tylko wcześniej wiedzieć, jak daleko od posiadłości Pana Tepesa obecnie się znajdujemy?

Ratkin 12-04-2007 22:23

Marcel

Brujah wyraźnie źle spał tego dnia, teraz budził się powoli i dopiero dochodził do siebie z wielkim trudem. Przez chwilę wsłuchiwał się w rozmowy, które docierały do jego uszu, po czym rozglądnął się dookoła rozciągając - na tyle, na ile pozwoliła mu skromną przestrzeń powozu. Słysząc dyrygującego dzieciaka skrzywił się nieco i żeby odgonić wspomnienie zachowania się de Picarda z początku podróży, otworzył szczerzej drzwiczki powozu i trzymając się framugi wyglądał przez nie na zewnątrz, zapewne nieuprzejmie wchodząc w przestrzeń między dzieckiem a jadącym konno wąsaczem. Nie mogąc nic zobaczyć z powodu jeźdźca odwrócił się i wyglądnął przez okienko, czego wyraźnie unikał, chyba z powodu swoich gabarytów. Marcel z lekkim niepokojem malującym się na twarzy przyglądał się uważnie okolicy.

denis 13-04-2007 00:28

Leonard nie zareagował w żaden spsob na słowa jak mniemał dowodcy strazy.
A gdy usłyszał wypowiedź wampirzycy - choć nie tak pewna siebie , niz przypuszczał ze nastapi - całkowicie sie rozluznił . Lubił jak inni decyduja o sprawach z nim zwiazanych ... oczywiscie pod warunkiem ze decydują po jego mysli . Wypowiedz dzieciaka całkowicie pominał ( wiadomo - rozkapryszone dzieci duza mowia , czasami zbyt duzo - ale mało kto bierze je na powaznie ) . Skrzetnie pochował wszyskie papiery i ołowek do torby i usmiechanjac sie nieznacznie czekał na dalszy rozwój wypadków ... No a skoro Rus sie obudził , zapewne wschodnim zwyczajem pogoni pachołkow jak nalezy . Usmiechnał sie do swoich mysli ; "jeszcze chwila w wyjmie z ktoregos kufra nachajke i przyuczy pochołkow kultury " . Nie raz bedąc na kresach Rzeczpospolitej widział ciezką ręke rusow ...

Mira 13-04-2007 21:53

Dowódca straży cofnął się nieznacznie, gdy potężny Brujah podszedł do niego, by zajrzeć przez otwarte drzwiczki na dwór. Nie trudno było też zauważyć lekkie rozprężenie, gdy Marcel cofnął się i skierował ku oknu. Widać mężczyzna musiał być uświadomiony co do natury podróżnych, których przyszło mu eskortować. Wyraźnie też odetchnął z ulgą, gdy usłyszał pozwolenie na postój. Aż zamaszystym ruchem podkręcił wąsa, uśmiechając się szczerze mimo zmęczenia, które bruzdami zaznaczało się na jego niemłodym już obliczu.

- Lada moment zajedziemy do wioski moi państwo, wszak widać ją już na widnokręgu i – jeśli pamięć mnie nie myli – nazywa się Szarym Polem. Leży ona na granicy ziem hrabiego Tepesa. – pospieszył mężczyzna z wyjaśnieniami. Wzrok jego kierował się na chłopca, twarz miał skupioną, nie można było dostrzec ani odrobiny ironii w stosunku do adresata komunikatu – Jeśli pogoda dalej będzie taka nieprzychylna obawiam się, że czekać nas będzie jeszcze jeden postój w jakowejś tawernie. Choć z tego, co mówił mi sir Bartoll, w tamtych okolicach trudno o zwyczajną chatę, a co dopiero gospodę. Azali jeśli jednak szczęście by się do nas uśmiechnęło i dalsza droga była już sucha i przejezdna, to wyruszając dziś rano z wioski, moglibyśmy kole godziny duchów zawitać do zamku Kronstadt. – po chwili dodał z nutką liryzmu w głosie – Niby tak blisko, a tak daleko...

Wąsaty mężczyzna zasalutował podróżnym, zamykając drzwiczki, zaś nad powozem przez odgłos kropel deszczu miarowo uderzających w dach, przebił się dziki krzyk jakiegoś drapieżnego ptaka.

Ratkin 14-04-2007 19:09

Marcel

Brujah zaniepokoił się nieco widokiem przyrody wokół niego, mimo że skrytej w ciemnościach to wyraźnie trawionej przez jakieś nieczyste siły. Dopiero teraz, gdy mógł zaobserwować to w takim nasileniu zrozumiał niepokój Mitru jaki słyszał w ostatnich skierowanych do siebie słowach opiekuna nim opuścił jego domenę. Przeklinał się teraz za swoją nieudolność w opanowaniu sztuki władania nad dzikimi zwierzętami choćby w najmniejszym zakresie. Mimo braku tych zdolności Marcel nie miał żadnych wątpliwości że w głosie jego pupilki wyraźnie brzmiała rozpacz i... chyba głód.

Czyżby nie mogła... albo nie chciała... pożywić się niczym z tej okolicy?


Marcel wystawił swoje ramię i głowę jeszcze bardziej przez okno. Gestem dłoni odzianej w grubą rękawicę rozkazał orlicy wylądować na ręce. Orlica, wyraźnie głodna entuzjastycznie przyjęła poczęstunek z krwi swojego pana który rozdarł nadgarstek by ta mogła posilić się. Niedbale wytarł lewą dłoń, której paznokciami rozdarł prawe przedramię, o płaszcz, pozostawiając na nim dwa długie na kilka cali ślady świeżej, silnej, wampirzej vitae. Poły płaszcza przesunęły się niefortunnie po młodym Piccardzie kiedy cofający się powrotem do wnętrza spory wampir odwracał się z powrotem w kierunku drzwi. Z zewnątrz dobiegło głośne rżenie pozostałych koni nie przyzwyczajonych do tego że orlica osiadła po nakarmieniu na jukach jednego z należących do Marcela, te wyraźnie były do tego przyzwyczajone. Brujah zrzucił z siebie - robiąc z trudem obrót w tak małej dla niego przestrzeni - lekko zakrwawiony lekko płaszcz i położył go koło siebie. Usiadł na swoim miejscu, nie rozsiadając się jednak wygodnie, jakby czekał na to co zrobią jego kompani lub też szukając sposobności by nie wtrącając się w pół zdania coś powiedzieć. Na jego twarzy malowało się wyraźne zaniepokojenie...


-Pani... Panie Koniecpolski... -Brujah z wyraźnym trudem wymawiał miano towarzysza oraz bezczelnie nie zwrócił uwagi na siedzącego obok wampira o aparycji dziecka. -las już bez zapuszczania się w niego dalej, na pierwszy rzut oka i krótkie wsłuchanie się w jego odgłosy... okolica w którą się zapuszczamy jest bez wątpienia zapomniana przez Boga. Oczywiście, można by śmiało założyć, że oczywiście odwrócił się On od tego starego Diabła w domenę, którego wkraczamy i tylko natura pana tych włości jest tego winą. Można by... jednak powód naszej wyprawy daje do myślenia... Coś wypija siły życiowe z tych ziem tak, jak my pijemy ze śmiertelnych. Zwierzęta opuściły tą krainę w pośpiechu czując to... Wsłuchajcie się, wiem, że może wasze uszy nie przywykły do odgłosów lasu, może wy nie słyszycie... wybaczcie mój brak doboru odpowiednich słów... czy słyszycie tą ciszę? Ja nie słyszę żadnych z licznych odgłosów puszczy o tej porze roku, żadnych. Za to przez odgłosy deszczu słyszę szelest drzew kiedy spadają na nie krople z nieba. Szelest, który słyszy się na jesieni kiedy konary wracają soki z liści by zrzucić je przed nadejściem mrozów...
Poruszajmy się możliwie najszybciej, by nie spędzać w tym przeklętym lesie więcej czasu niż będzie konieczne. Jeśli się zatrzymamy, zważajmy na konie jak je na popas zostawimy - nie zdziwiło by mnie gdyby wilcy mimo tej aury nie odeszły jak na złość i byli głodni... Ehh, w zasadzie zwykłych wilków nie powinniśmy się teraz obawiać... ale te, których się lękam nie odeszłyby na pewno tak łatwo... Potrzeba złapać jeszcze szefa straży naszej, aby mu to doradzić, choć zakładam, że to zbyteczne, bo nasi strażnicy powinni mieć na tyle oleju w głowie by zważać na takie rzeczy...

denis 15-04-2007 22:34

Rycerz usmiechnał się szeroko , nie był zaskoczony za Rus tak obeznany jest z lasem ... Wszak w miejscu , ktorej jak mniemał wywodził się ow olbrzym : procz miasta Moskwa zwanego ino lasy i , jak powiadali niektory który ow grod widzieli , niedziewdzie wielkie jak gory o futrze białym niczym brzuszek dziewicy .
Szybko jednak porzucił mysli o białej Rusi i skupił się nad sensem słow Marcela .
Lekki dreszcz przebiegł mu po plecach ... jednak nie ma tego złego , co by na dobre nie wyszło . Spojrzał na wampirzyce , by przekonac się czy słowa o nienormalnych wilkach spowodowały jakąs reakcje . Kobieta ( martwa lub nie ) lekko przestraszona zawsze jest bardziej skłonna do przytulania ... a od przytulania do łoża już niedaleka droga . Kolejny nieznaczny usmiech przebiegł po ustach Koniecpolskiego ... miał nadzieje ze nie był on tak hmmm ... smiały jak jego mysli i wampirzyca ziterpretuje jego usmiech jako uspokajajacy...

„Po prawdzie „ starał się znalesc odpowiednie słowa , zazwyczaj temat ciszy lub zbytniego hałasu w lesie zostawiałem mojemu łowczemu . Jezelije jednak waszmosc twierdzisz , ze las wydaje się być gronym miejscem należy przedsiewiac niezbędne środki ostrożności . Kto wie czy nam nie przyjedzie pilnowac naszego dobytku osobiscie , nie watpie w kompetencje naszych sług ... ale czy dadza sobie rade z nieproszonymi goscmi , których naturlane pochodzenie jest mocno watpliwe . „

Jego wzrok zza okna przeniósł się na wampirzyce ...hmm o tak , chetnie by się zajał nie tylko swoim dobytkiem , ale i przyległosciami towarzyszki . Szybko wyrzucił jedkan takie mysli z głowy . Nie raz kobiece wdzieki przesłaniały mu obraz sytuacji – co prowadziło do hmmm niezbyt sympatycznych sytuacji . przez głowe przebiegły mu obrazy sprzed kilku dni z zamku Koniecpolskiego ...

Mira 16-04-2007 23:47

W strugach deszczu powóz mozolnie toczył się przed siebie. Jego trzęsienie nie było już przyjemne i usypiające. Trudno powiedzieć czy to długa podróż miała na to wpływ, czy raczej pogarszające się warunki na drodze. Nagle kareta zatrzymała się jakby w czymś ugrzęzła...

- Heeeeej ho! Heeeeej ho!

Ludzie zeskoczywszy z koni. Rozbujali powóz, który z nieprzyjemnym hałasem i trzaskiem obwieścił tym samym, że mogą ruszać dalej. Trakt zdawał się być coraz gorszy. Liczne wyboje sprawiały, że podróżni aby nie powpadać na siebie lub nie uderzyć się w jakiś kant, musieli trzymać się mocno swych siedzeń. Do szewskiej pasji doprowadzało również ciągłe dudnienie deszczu, który jak złośliwa istota zamierał chwilami, dając nadzieję wędrowcom, by po chwili uderzyć w nich z wściekłością.

Kolejny, bardzo gwałtowny podskok powozu sprawił, że Kainici o lżejszej budowie ciała nie utrzymali się na swych siedzeniach. Mimo prób zachowania właściwej pozycji Milla zsunęła się ze swego miejsca i żeby nie upaść musiała przytrzymać się kolan jednego z towarzyszy... traf chciał, że padło na Koniecpolskiego. Tymczasem niewielkich rozmiarów chłopiec po prostu zsunął się, gwałtownie spadając na podłogę powozu.

- Dotarliśmy do wioski! – krzyknął jeden z rycerzy na koniach, zapewne ów wąsacz, który wcześniej rozmawiał z podróżnymi.

Powóz zatrzymał się między domami pokrytymi strzechą, a człowiek imieniem Jane pospiesznie zeskoczył z konia i otworzył drzwiczki. Z ukłonem czekał na swoją panią, spuszczając nieśmiało wzrok, gdy zobaczył w jakiej...bliskości jest z jednym z pasażerów.
Tymczasem mimo paskudnej pogody kilku wieśniaków wyszło ze swych obejść by przyjrzeć się nowoprzybyłym. Widząc, że są to jacyś wielcy państwo, a nie banda wojaków - gwałcąca i rabująca wszystko na swej drodze, kilka ciekawskich bab zaczęło zaglądać do środka, podczas gdy chłopi podziwiali raczej konie i rycerzy. Wtem jedna kobieta krzyknęła przeraźliwie, po chwili uderzając w szloch. Podbiegła do schodków karety i z wyciągniętymi ramionami, krzyknęła do Renaulda:

- Syneczku!!!

denis 17-04-2007 08:18

Rycerz nawet sie nie usmiechnął widząc dame w niezrecznej sytuacji . Dobrze wiedział , ze taktowne zachowanie w tak kłopotliwej chwili bedzie procentowac w przyszłosci . Gdy spostrzegł spadającą na podłoge wapmpirzyce , niemal natychmiast schylił się i chwiciwszy jej waska kibić podniósł ja do gory . Traf chciał , ze dzwi karety otworzyły sie chwile za wczesnie a sytuacja w jakiej znalazła sie Mila nie nalezała do najbardziej komfortowych . Delikatnie , z zyczliwym ( pozbawionym jakiejkolwiek ironii ) usmiechem pomogł damie wstac . *** O ile oczywiscie Mila mu na to pozwoli *** Nagrodą był dotyk miekkiego kobiecego ciała ... . "Przyjdzie czas i na wieksze przyjemniosci " przebiegło mu przez głowe .
Zajawszy sie Milą , przyjemnosc podeptania bachora zostawił Marcelowi .
Gdy w otwartych na oscierz dzwiach ukazała sie kobieta ktora niczym syrena zawołała na dzieciaka "Synku " Leonard nie mogł sie powstrzymac . Cała niechec do dzieci , dzieci -wampirow i całej aury otaczajacej tego pyszałkowatego malac ujawniła sie w pełnej krasie . Zachichotał .
Szybko wyskoczył z powozu i wyciagnał reke w kierynku wampirzycy , gotowy chwycic ja w ramiona gdzyby kazało sie ze schodki karocy sa sliskie ... Jednoczesnie zwrócił sie do kobiety
-."Dobra kobieto , pozwól ze najpierw udamy sie na krotki odpoczynek a ty w tym czasie bedziesz tulic swa zgube do piersi . "

Francois de Fou 17-04-2007 17:00

Renauld

Z początku chłopiec chciał się postawić potężnemu, pod względem budowy, brujahowi. Szybko jednak zrezygnował z sobie tylko znanych powodów. Widać jednak było po dziecku wzrastającą frustrację. Gwałtowny upadek tylko pogłębił jego złość. I wtedy, wtedy zobaczył tę kobietę. Jego mina powiedziała o szybko zmieniającej się mieszance uczuć. Z początku jego twarz wyrażała strach, a nawet przerażenie, ułamek sekundy później gniew pański i dumę, a na koniec swego rodzaju zadowolenie podkreślone delikatnym błyskiem w ślepiach dziecka...
- Mama? - zakrzyknął - mamusiu to naprawdę ty? Jak się cieszę że cię wreszcie odnalazłem!!! - po czym skoczył w objęcia kobiety... W chwili gdy się do niej przytulił na kilka sekund jego twarz spoważniała po czym uśmiechnął się do siebie i zamknął oczy. Po krótkim, ale jakże "czułym" uścisku spróbował odsunąć kobietę od siebie...




Temu wszystkiemu przyglądał się rycerz. Jego rysy wskazywały na to, że był Hiszpanem. Był to znany nam już Jose, ghul młodego Ventrue. Z początku nie wiedział jak ma zareagować. Czy powinien odejść? Czy powinien podejść? Po chwili zrozumiał o co chodziło paniczowi Renauldowi. Postanowił jednak obserwować panicza uważnie, z pewnej odległości, zanim uda się na spoczynek. To fakt, Jose był zmęczony, jednak bezpieczeństwo jego młodego pana było w tym momencie najważniejsze. Postanowił się udać spać dopiero za jakieś 3-4 kwadranse, gdy już upewni się, że młodemu panu nic nie zagraża...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:36.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172