Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-02-2008, 13:12   #151
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Witaj mistrzuAntoine znał wylewność prastarego wampira. Giuliano, mistrz Giuliano, mający swoje lata, ot koło dwóch tysięcy. Także teraz wyglądał na starszego, lecz pozostającego w pełni sił pana. Elegancko odziany, jak zawsze, doskonale wyglądał w każdym rodzaju stroju. Uśmiechnięty, gustownie ubrany, noszący okulary, które jak Lasalle wiedział, w ogóle nie były mu potrzebne. Wyglądał na bogatego biznesmena, który korzysta z uroków nocnego życia islandzkiej stolicy. Mając nienaganne maniery oraz niekwestionowany gust stanowił kwintesencję toreadorskości.



Lasalle nie wiedział, jakie stosunki łączyły go z jego wampirzą matką. Kiedyś myślał, ze jest jej ojcem, ale potem raczej sądził, ze ktoś tak potężny, jak on musi być znacznie niższego pokolenia. Czasem nawet się dziwił, że egzekutor przyjął go pod swoja opiekę. Teraz wprawdzie nie pełnił już tej roli, jednak stanowił istotny element działalności całej Camarilli. Przynajmniej takie chodziły plotki, bo sam Giuliano się z nim nie komunikował od dawien dawna A teraz zupełnym przypadkiem spotkali się w owej zimnej stolicy.

- To ty... Więc dotarłeś Antoine. Jakże me serce się raduje... – usłyszał wzruszony głos – Zostaw tego mistrza, mów mi dziadku, tak jak kiedyś.

Dla Antoine Giuliano był kimś niezwykłym: osobą niezwykle godną szacunku, do której żywił uczucia wręcz synowskie. Egzekutor nigdy go nie zawiódł i to praktycznie on wprowadził go na wyżyny wampirzego świata. Cieszył się więc oddają uściski staremu wampirowi, niczym witając ojca po powrocie z dalekiej podróży. Owo serdeczne dzień dobry było także świadectwem, że Giuliano traktował Antoine wyjątkowo. Niezwykle rzadko ten dystyngowany osobnik przestrzegający rygorystycznie etykiety oraz znawca norm kulturowych pozwalał sobie na takie otwarte okazywanie sympatii. Tym bardziej więc Lasalle cieszył się, że jest dla niego jeszcze miejsce w sercu starego wampira.

- Odnalazłeś moją ozdobę - rzekł tamten, widząc wisiorek w dłoni ucznia - jakież to miłe... Naprawdę się za tobą stęskniłem Antoine. Powiedz mi proszę czy ktoś cię, aby nie śledził? Czy nikt o mnie nie pytał w ostatnim czasie?

Usiedli. Antoine chciał odpowiedzieć, ale starszy pan uniósł rękę:
- Poczekaj moment. Dawno się nie widzieliśmy, więc nie wiem, czy masz dawne przyzwyczajenia, ale z dawnych lat pamiętam, że kiedyś lubiłeś dobrą herbatę. Czy dalej nic się nie mieniło?
- Masz dobrą pamięć, dziadku. Rzeczywiście i lubiłem i lubię.
- No to mam dla ciebie niespodziankę. Ale musimy kwadrans poczekać. Teraz zaś mów.
- Ciekawe, że spotkaliśmy się tutaj, bo wydaje mi się, ze nagle zainteresowanie Twoją osobą wzrosło. Co do śledzenia, nie wykluczam, lecz wątpię. Tak się złożyło, że jadąc tutaj nie kierowałem się bezpośrednio do klubu lecz nieco krążyłem po mieście. Wiesz, nie chciałem twojego znajomego
– uśmiechnął się – zbyt wczesnej dręczyć pytaniami o ta błyskotkę. Notabene, ciekawy osobnik ów taksówkarz. Gaduła trochę, lecz spełnił dobrze swoje posłanie.

Lasalle przerwał na chwilę, wszakże Postini nie odpowiadał. Antoine kontynuował więc opowieść:
- Przypuszczam, ze gdyby ktoś śledził nasz samochód jadący tak okrężną trasą raczej byśmy go zauważyli, chyba, ze jest to wyjątkowo doświadczona osoba. Natomiast co do pytania o ciebie, to zupełnie inna sprawa. Bick de Gou wyjątkowo interesował się tobą. Ofiarowywał mi całkiem sporo za informację, co robisz oraz w ogóle donos, ze cię widziałem.
- A, piesek Etriusa?
- Ten sam. Wydawał się niezwykle zdenerwowany nie mając pojęcia, co robisz, a będąc przeświadczonym, ze uczestniczysz w jakiejś grze.
- I cóż mu odpowiedziałeś?
- To co zwykle zalecałeś w takich sprawach: wszystko i nic. Dałem mu do zrozumienia, że wiem wszystko, ale nie chcę nic powiedzieć, a przynajmniej nie za cenę, która oferuje.
- Tak, a ile dawał?
- Sporo: władzę, wpływy, pieniądze.
- Miło –
zarechotał stary wampir wydymając wargi – wiedzieć, że jest się coś niecoś wartym. Nawet dla ciekawskiego Bicka. Zastanowimy się chłopcze, co mu powiedzieć. Może będzie dawał tyle, ze sam się na to nawet skuszę.
- Dobry pomysł. Przypuszczam jednak, ze nawet gdybyś powiedział mu najczystszą prawdę, wzbudziłbyś tylko jego przekonanie, ze jest to jakaś przebiegła sztuczka.
- Tak, chłopcze, czasem warto mieć renomę, ale ja nie o tym chciałem. Zaraz przyniosą nam herbatę, ale chciałbym, żebyś kogoś poznał i zaopiekował się nim przez jakiś czas.
- O kim mówisz? Rzecz jasna, dziadku, jeżeli ty chcesz, nie ma sprawy, ale ciekawy jestem. Właśnie kupiłem dom, Trochę czasu zajmie remont, ale planuję tu zostać. Jeżeli ty kogoś polecasz, to oczywiście chętnie się zajmę ta osobą.
- Sympatyczny chłopak. Uczeń High School. Mieszka w szkolnym internacie na Adalstraeti 17. Nie chodzi o to, że trzeba mu opłacać naukę. Wszystko jest załatwione, ale sam wiesz, 17-olatek potrzebuje czasem ręki, która by nim pokierowała.
- Dziadku, nie ma najmniejszych problemów. Wprawdzie mam wrażenie, ze Reykjavik nie jest najlepszym miejscem dla kogoś naszego rodzaju, ale, jeżeli ty prosisz to uważaj to za załatwione. Chodzi mi o to, że od przyjazdu miejsce miał chociażby zamach na nas. Nie chciałbym, żeby coś owemu podopiecznemu się stało. Oczywiście zakładam, ze skoro mi go polecasz wiedząc, że nie jestem doświadczona niańką, to masz swoje powody.
- Zawsze je mam, chłopcze. Po prostu opiekuj się nim, czasem odwiedź szkołę, porozmawiaj z nauczycielką. Do tej pory zajmowałem się nim po trosze ja oraz jego siostra, bowiem jego rodzice ... cóż mieliśmy kiedyś pewne kontakty, ale nic, co mogłoby wpłynąć na obecną sytuację. Potem zaopiekowała się nim jego siostra oraz ja.
- Siostra? O czym ty mówisz? Skoro się nim opiekowała, znaczy starsza.
- Tak, ma 20 lat. Studiuje eksternistycznie architekturę i dorabia sobie gdzie niegdzie. Znasz ją zresztą.
- Znam? O kogo chodzi?
- Kojarzysz czerwone włosy oraz taniec na rurce
? – Istnie słoneczny uśmiech rozjaśnił twarz starego wampira.
- Nie mówisz poważnieAntoine niemal otworzył usta ze zdziwienia. – Panienka lekkich obyczajów?
- Prostytutka? Nie. Jeżeli się orientuję, to nie sypia z klientami. Nawet nie wiem, czy ma swojego faceta, ale tańczy nadzwyczaj, ehm, prowokacyjnie oraz wielką gracją. Prawda?
- No, jeżeli chodzi o taniec, to rzeczywiście robił wrażenie. Szczodrze obdarzona dziewczyna. Wie jednocześnie, jak to eksponować. Ale, ale, kim ona jest dla ciebie, dziadku?
- Tajemnica, chłopcze
– uśmiechnął się Postini. – Przynajmniej na razie. Ale z pewnością sam ją niedługo odkryjesz. Ponadto to sympatyczna dziewczyna. Bardzo inteligentna. Zna kilka języków.
- Pytam dlatego, ze miałem wrażenie, że widziałem w ustach ...
- Cii
– przerwał Postinii, tymczasem za ścianka boksu rozległy się kroki i damski pytający głos:
- Panie Postini, możemy?
- Tak, wejdźcie
.


Dziewczyna była ta sama, a jednocześnie kompletnie inna.



Bez scenicznego makijażu w normalnej prostej sukni ze zwyczajną fryzurą. Rzecz jasna, także czerwoną, ale kiedy dostrzegła, ze Lasalle odruchowo wpatruje się w jej włosy, podała mu rękę z uśmiechem mówiąc:
- Dzień dobry, signor Postini wspominał o panu. Jestem Elena Virkolen.
- Miło mi, Lasalle, Antoine Lasalle. Wygląda pani zupełnie inaczej niż na scenie. I ta fryzura.
- Peruka, monsieur Lasalle
– jej głos w naturalny sposób łączył ze sobą klasyczną miękkość z siłą i spokojem, a o które nikt by jej nie podejrzewał, gdy tańczyła na scenie. Tam zmysłowość tłumiła wszystko inne, tutaj stała przed nim normalna młoda kobieta. Nie znaczy to, mniej atrakcyjna, czy urodziwa, ale jakże inna. - Czerwień dobrze wygląda na scenie. Znacznie lepiej niż normalne, ciemne włosy. Peruki jednak mają to do siebie, że czasem spod nich wymykają się prawdziwe pasemka, jeżeli pokaz jest dość ruchliwy. Stąd musiałam sobie włosy naturalne również zafarbować na czerwono. Pozwoli pan, że przedstawię brata: Olson Virkolen – wskazała młodego człowieka obok. Elegancko ubrany, miał w ręku trąbkę.



- Dzień dobry. Pan Postini jest niezwykłym człowiekiem. Cieszę się, ze mogłem poznać jego wnuka.
- Olson
– dodał Postini czasem występuje tutaj grając na trąbce. Ale teraz dzieci, już idźcie, mam z wnukiem sporo do pogadania, a ponieważ nie widzieliśmy się dawno, zostawcie mnie staremu trochę radości poprzebywania z rodziną.
- Jasne, panie Postini
– powiedziała się dziewczyna. – Zresztą obydwoje mamy występy, do których musimy się przygotować. Miło było pana poznać, panie Lasalle. To mój numer – podała mu wizytówkę, a on odwdzięczył się swoją. – Proszę zadzwonić kiedyś. Islandia jest ciekawa i może pokażę panu parę interesujących miejsc – lekko skłoniła głowę. Dekolt jej sukni nieco odchylił się ukazując zapowiedź naprawdę interesujących miejsc, dokładanie tak jak wspominała przed chwilą.
- Niewątpliwie, madame – ucałował ją w rękę na do widzenia. Nie cofnęła dłoni, choć była trochę zaskoczona. Jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wstrzymała się i leciutko oblizała wargi. Lasalle’owi stanęła nagle przed oczyma scena, gdy widział na jej ustach krew. Jego dziadek miał swoje tajemnice.
- Do widzenia – rzucił młody człowiek kłaniając się na odchodnym.
Akurat wychodząc minęli się z obsługą, która wniosła herbatę w orientalnych naczyniach:
- To świetna Kyoto Matcha. Spróbuj, a potem porozmawiamy o kilku sprawach.

 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 29-02-2008 o 13:20.
Kelly jest offline  
Stary 01-03-2008, 18:03   #152
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Na widok znajomej wampirzycy kompozytor zdziwiony zamrugał i przetarł oczy utwierdzając się tym samym w przekonaniu, że to nie są chwilowe omamy. – „Cóż za nieoczekiwane spotkanie.”

Wszystkie elementy układanki powolutku zaczęły się zazębiać w głowie Lipińskiego, który niespodziewanie rozszyfrował, choć część paplaniny Czarnego Jezusa. Kimkolwiek była w istocie ta kobieta, znała Gustawa i była zamieszana w jego śmierć. Karol musiał być wyjątkowo czujny.

Wampirzyca ostrożnie uchyliła drzwi do pomieszczenia, z którego jeszcze przed chwilą dobiegł głos tłukącego się talerza. Leżał teraz na środku pokoju roztrzaskany w drobny mak razem z resztkami ciasteczek, które pałaszował….szczur - to on musiał być za to odpowiedzialny.

Sporej wielkości gryzoń zdawał się nie zwracać najmniejszej uwagi na strażniczkę. Dopiero, gdy spałaszował ostatnie ciasteczko, odwrócił zaciekawiony łebek w kierunku wampirzycy lustrując ja bezczelnie od stóp do czubka głowy. Zapiszczał i nieśpiesznie, totalnie olewając kobietę poczłapał w kąt pomieszczenia „ciągnąc” za sobą wzrok stróża.

Kobieta podskoczyła totalnie zaskoczona, wyszarpując jednocześnie w mgnieniu oka dziwny przedmiot z kieszeni. Ni to kamień ni kawałek szkła zalśnił nagle na niebiesko w wyciągniętej dłoni.

W rogu dostrzegła jedynie zarys sylwetki Lipińskiego, który bacznie obserwował jej każdy ruch. Powoli zaczął zbliżać się do strażniczki a jego sylwetka z każdym krokiem stawała się coraz wyraźniejsza aż wreszcie mogła w nim rozpoznać jednego z członków rady. Nosferatu zbliżył się bardzo blisko, był na wyciągnięcie ręki i wampirzyca mogła poczuć zapach mocnych perfum, jaki roztaczał wokół siebie kainita.


Oczy zaskoczonej powędrowały na dziwną rzecz, jaką ściskała w dłoni. Wyraźnie święcący na niebiesko obiekt musiał ją uspokoić, bowiem Karol bez problemu dostrzegł na jej twarzy wyraz ulgi. – „Intrygujące”

- Dobry wieczór, Karol Lipiński członek Rady Miasta do usług. – kulturalnie zdjął kapelusz i skłonił się lekko przed damą. – Jestem mile zaskoczony mogąc tu spotkać właśnie panią, pani… M?


- Mów mi Marry. – odrzekła po chwili namysłu wampirzyca robiąc mały krok w tył starając się tym samym uciec od drażniącej woni. - Tak myślałam, że w końcu, któreś z was do mnie trafi. Znów Nosferatu... Ciekawski z Was naród, co?

Marry, choć ciągle wydawała się być lekko zmieszana musiała najwidoczniej dojść do wniosku, że nic jej nie grozi ze strony przybysza. – „Doskonale, najważniejsze to zdobyć jej zaufanie." – radował się w myślach muzyk.

- Pani Mar… Marry przepraszam za tak nagłe najście, lecz nie spodziewałem się takiego niezwykłego spotkania. – głos Karola stał się bardzo ciepły i spokojny a jego uwagi w całości skupiła się na rozmówczyni, od której nie odrywał wzroku. Nie zauważył nawet jak jego pupil wdrapał mu się na ramię, tworząc tym samym z nich iście komiczny duet.

- Zapewniam, że to spotkanie jest kompletnie przypadkowe, niemniej jednak nie ukrywam jestem szczęśliwy z tego powodu. – starał się wybadać, na ile może sobie pozwolić. – W końcu tutaj na końcu świata widok tak pięknej kobiety jest rzadkością.

Lipiński mógłby przysiąść, że dostrzegł lekki uśmiech na twarzy rozmówczyni, ale ta nie chcąc dać nic po sobie poznać machnęła ręką i sprytnie zmieniła temat.

- Dobra, starczy pieprzenia od rzeczy. Wyrocznią nie jestem, ale trochę już znam to miasto, żeby wiedzieć, jaki syf tu pływa kanałami. Jak się domyślam masz pytania... kto ich nie ma? - westchnęła - Chodź do gabinetu, tam pogadamy.

Kompozytor skłonił się ponownie o mały włos nie zrzucając Beethovena, który rozpaczliwie chwycił się pazurkami płaszcza swojego pana.

Chwile później byli już na miejscu, całą drogę przez korytarze oboje nie odezwali się ani słowem. Skrzypek jak zauroczony jedynie obserwował swoją tajemniczą przewodniczkę, podziwiając, z jaką gracją wykonywała każdy ruch a ta zerkała co jakiś czas na „zamaskowanego”.

Gabinet robił wrażenie, choć jego jedyna ozdobą była cała kolekcja kamieni znajdujących się za oszklonymi pulkami. Kainita z ciekawości zerknął na kilka pierwszych z brzegu, ale dla niego były tyle samo warte co kamyczki w piaskownicy.

Marry tymczasem rozwaliła się na fotelu za biurkiem wpatrując się pytająco w Karola. – Co chciałbyś wiedzieć?

Wampir potarł jedynie czoło i zaczął spacerować w kółko sprawiając wrażenie zamyślonego. Widząc zniecierpliwienie na twarzy damy zatrzymał się tuż przed burkiem i podał jej karteczkę, na której to widniało zaproszenie dla Gustawa.

- Dzięki temu trafiłem tutaj. – jego głos zmienił się, muzyk obdarł go z wszelkich uczuć przemawiając w typowym dla urzędnika tonie. – Gustaw, Nosferatu można by rzec mój poprzednik…został zabity stosunkowo niedawno i jedyny ślad prowadzi do Ciebie droga Marry. Chciałbym się dowiedzieć wszystkiego co wiesz o tej sprawie i o tym co łączyło Cię z Gustawem.

-Ponadto martwi mnie, mnie pewna szlachetnie urodzona osoba. – Lipiński powoli rozwinął swój szal jak i pozbył się reszty „maskowania”, czym musiał wprawić w obrzydzenie siedzącą przed nim wampirzyce. – Niejaka hrabina Munk, wiesz coś o niej?

Lekki dryg, jaki zaobserwował na twarzyczce kobiety świadczył, że wiedziała, jednakże na ile będzie skora do współpracy i udzielenia mu informacji to się dopiero okaże. Dla swojego dobra nie powinna kłamać jak z nut… na tych Lipiński znał się doskonale a fałszującego muzyka nikt nie chciałby mieć w swoim zespole.
 
mataichi jest offline  
Stary 02-03-2008, 01:14   #153
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Gangrel zerknął na Vengadora. Zapaśnik zmarszczył brwi, zaciskając szczękę i pięści. Nic jednak nie było w stanie zmącić ufności Giorgiego. Stał dwa kroki przed nimi, uśmiechając się przymilnie i podzwaniając pękiem kluczy.

Brian westchnął, przewracając oczami. Postanowił zadziałaś, nim jego towarzysz zrobi coś głupiego. Nie chciał zostawiać mu tej przyjemności.

Nim młodzieniec w różowej koszulce zdołał zarejestrować co się dzieje, Gangrel wykręcił się, spuszczając cios sierpowy na prawą stronę jego szczęki. Giorgio stęknął, zataczając się, jednak nim upadł, wampir znów był przy nim. Jedną dłonią chwycił go za koszulkę i fikuśny krawat, unosząc lekko. Spojrzał w jego twarz. Jego wzrok sprawiał wrażenie, jakby oczy na kilka chwil uniezależniły się od siebie, a szczęka zaczęła już puchnąć na sporym obszarze. Gdy jednak po chwili chłopakowi udało się zogniskować spojrzenie na twarzy napastnika, Brian zaobserwował, iż grdyka poruszyła mu się w rytm nerwowo przełykanej śliny. Gangrel uśmiechnął się nieprzyjemnie i zaczął, spokojnym i nieprzyjemnie uprzejmym głosem:

- Zabawne... Jak taka męta jak ty, może mieć jakiekolwiek sprawy honorowe, co Giorgie? A widzisz... Nam wcale nie śpieszy się, by pomagać ci w czymkolwiek, a nie nawet do tego, by wyobracać laskę, która była na tyle - Brian starał się, aby to słowo ociekało sarkazmem - nieuprzejma by zostawić cię dla jakiegoś innego ogiera. Jedyne, co moglibyśmy teraz zrobić, to zmienić ci konsystencje twarzy... A tego byś chyba nie chciał, co Giorgio?

Gangrel uśmiechnął się jeszcze szerzej i jeszcze nieprzyjemniej, z satysfakcją rejestrując drżenie Giorgie'go. W duchu pogratulował sobie dramy i długich godzin spędzonych nad amerykańskim kinem noir.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 02-03-2008, 12:41   #154
 
Phantomas's Avatar
 
Reputacja: 1 Phantomas nie jest za bardzo znany
-Kretynie! Przestań go okładać! Nosferatu jak ryknął, jak huknął! Georgie od razu skierował na niego swój pełen strachu, sarni wzrok.
Dzikusie, chłopak chciał jedynie przysługi, bo jest zwykłą ciotą, a ty sam wyglądający jak gej go okładasz! W tym momencie podszedł o dwa kroki do Gangrela i śmiertelnika, po czym z nadnaturalną szybkością [Akceleracja] i użyciem zaskoczenia powalił łokciem Briana na ziemię.

-Słuchaj, może wyglądam jak wielki potwór, spragniony krwi, ale to co mnie odróżnia od reszty spokrewnionych spoza Camarilli to fakt, że nie leje ludzi bez konkretnych powodów, zwłaszcza takich słabeuszy. W tym momencie chwycił przestraszonego człowieka za ramię duzą dłonią i szarpnął.

-Wybrałeś złe osoby do przysługi. Bez zbędnych ceregieli zaprowadzisz nas tam, gdzie chcieliśmy, JUŻ! Oczy wielkoluda zapłonęły wrogo.
-Dd-dd-dobrze, s-ss-po-po-ko. Ja tylko chcia-chiałem... Ah... T-t-tędy. Jąkając się uniósł rękę i palcem wskazał kierunek.
-Idziemy. Jak zrobiłeś nas w chuja, to się policzymy. Jeszcze raz go szarpnął wciąż go trzymając po czym zaczął z nim iść we wskazany kierunek.
 
__________________
"Oh, she gives me kisses,
My knife never misses."
Phantomas jest offline  
Stary 03-03-2008, 17:43   #155
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Brian poczuł ból, jednak trwał on tylko chwilę. O wiele szybciej zastąpiło go coś innego: poczucie upokorzenia i potężna, rozpalona do białości wściekłość.

- Gej... Pierdol się, chuju
- ledwie słyszalnie wyszeptał Gangrel. Był już zmęczony tym wszystkim, mimo iż w Reykjaviku byli może półtorej doby. Nie przywykł do konieczności znajdowania się w tylu sytuacjach na raz. Na dodatek znów poczuł, że balansuje na krawędzi szału. Chciał wstać, rzucić się na tego zapaśnika, ciąć, gryźć... Aż do ostatniej krwi.

Miast tego jednak zmusił się, by pozostać na chłodnym asfalcie. Półleżąc, podparty jedną dłonią, zamknął oczy i próbował nie zrobić niczego, czego miałby potem żałować.

-Idziemy. - Dotarł do niego gdzieś z tyłu głos Vengadora. Obaj z Giorgiem odwrócili się w kierunku jakiegoś bocznego zaułka, zamierzając udać się w drogę.
- To idźcie. - Powiedział Brian, nadal nie otwierając oczu. Poczuł, jak olbrzym za jego plecami zatrzymuje się w pół kroku. - Ja nadal nigdzie się nie wybieram. Powodzenia, zapaśniku.

Gdy Vengador z Giorgiem oddalili się, Brian podniósł się lekko i zaczerpnął głębiej powietrza. Nie dlatego, by z jakichś dziwnych powodów naprawdę potrzebował tlenu. Było to raczej przyzwyczajenie, którego jakoś nigdy się nie pozbył. A które pomagało mu wrócić do siebie.

Stanął na chodniku i oparł się o ścianę stojącej przy ulicy, starej kamienicy, stawiając jedną stopę na tynku. Uspokoił się i skupił na tych delikatnych bodźcach otoczenia, których pełno było wokół [Nadwrażliwość]. Może znajdzie w pobliżu podążającego za nimi księcia bądź Lipińskiego, albo wyczyta z delikatnych drgań powietrza, co teraz dzieje się z Vengadorem.

Nie miał zamiaru ruszać się z miejsca tak długo, dopóki nie przyjdzie mu na to ochota, lub, ewentualnie, okaże się to warte wysiłku.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 08-03-2008 o 15:58.
Hael jest offline  
Stary 04-03-2008, 14:08   #156
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Brian, Vengador

- Dobra, dobra nie bij mnie już! Proszę, nie bij! – krzyczał piskliwie Gorgie, zasłaniając się rękami, przed kolejnymi ciosami.

Krew z jego ust kapała na ziemię.


Naprawdę nie spodziewał się, że to ten „mniejszy” okaże się agresywny, spodziewał się tego po wielkim zapaśniku, a ten zamiast wyrównać mu z drugiej strony, stanął w obronie chłopaka. To nie mieściło się w głowie... Gorgie zachlipał... że też mu taki debilny pomysł wpadł do głowy. Chciał tylko zemścić się na tej dziwce, a ci tutaj byli nowi. Myślał, że to świetny plan, lecz jego życiowy pech nawet to mu spieprzył – bo przecież nie on sam był winien, prawda?

- Wszystko powiem, wszystko... tylko nie bijcie! – smęcił – Jesteście nowi i dziwnie wyglądacie, dlatego ja... zrobiłem was trochę w ciula...

Widząc zaciskającą się pięść Vengadora, chłopak przełknął ślinę i pospieszył z wyjaśnieniem.

- Ale tak tylko trochę, no! Ja bym wam pokazał, gdzie George'a można znaleźć i ekipę, tylko, że.... tylko...

- Tylko, co?!

- Tylko, że to jest pod tamtym klubem co się spotkaliśmy...


Krew w Nosferatu zawrzała. Gdyby nie wyszkolenie zapaśnika, który bądź co bądź musiał umieć panować nad swym gniewem, zgniótłby teraz chłopaka w krawaciku na miazgę. Skończyło się jednak na tym, że zaciśnięta pięść zadrżała.

- Zaprowadzisz mnie do niego w tej chwili. – rzekł nadzwyczaj spokojnie VengadorNie puszczę cię dopóki nie znajdziemy tego gościa, jarzysz amigo? A jeśli nie znajdziemy go przed wschodem słońca...

- Znajdziemy! On tam jest, na pewno! A jak gdzieś poszedł, to moja siostra będzie wiedziała gdzie. Pracuje przy monitorach!

- Dobra, chodźmy...


Georgie wysupłał z kieszeni chusteczkę, by przyłożyć ją do krwawiących ust. Wampir był mu za to wdzięczny, ten widok... bardzo go niepokoił. Doskonale więc rozumiał Briana. Gangrel wściekł się na niego, może nawet chciał ubić i teraz potrzebował spokoju. Musiał opanować w sobie łaknienie vitae. Wobec tego Nosferatu postanowił go zostawić samemu sobie i ruszył za chłopakiem z powrotem.


Robert

- Ej ty! Patrz! – kobieta na skórzanym fotelu uniosła się i wskazała jeden z ekranów Robertowi.

Ten oderwał niechętnie wzrok od jakichś gości, którzy najwyraźniej przeprowadzali transakcję finansową przy barze i spojrzał na monitor ukazujący parking przed klubem.

„Przecież to...Vengador!”

- Ten mały w krawacie to właśnie Georgie, mój brachol. – wyjaśniła RittaTen duży... to jakiś nowy. O ja pierdolę! Znów ktoś Georgiemu obił mordę... Może to ten duży? Niech ja go...

„Oby nie, oby nie...”

- Nie, chyba nie... ten duży chyba wyratował Georgiego, bo młody strasznie mu dupę liże.
– marudziła kobieta – Tylko gdzie oni lezą? Zamiast wejść do klubu, idą do tylnych drzwi. Pewnie znów Georgie coś wyknuł, zaraz zobaczymy... A chyba nie, schodzą w dół. Ale tam przecież są wampiry, co on, zgłupiał?!

- Wampiry?
Aligarii zapytał, zaciskając nerwowo dłoń na lasce.

„Czyżby ta dziewczyna...?”

- Widać, że nie jesteś stąd
. – odparła RittaWampiry to tutejsza grupa motocyklistów. Mało ich, ale są zajebiści... Ho, ho Georgie wybiera się do George'a, chyba za słabo w papę dostał...

- Do George'a?
– gdyby serce Ventrue biło, to pewnie by nie wytrzymało.

Więc siedział tu spokojnie cały ten czas, a poszukiwany Brujah przypuszczalnie znajdował się piętro pod nim?! To mogło się zdarzyć tylko w tym mieście szaleńców.

- Nie Dżordża, tylko Żorża* – mówi się tak, jak po francusku, nie po angielsku. George jest na to strasznie uczulony i potrafi dać za to w pysk komuś. No, ale więcej sobie nie zobaczymy. W kanciapie Wampirów już nie ma kamer, bo to ich teren. Ciekawe co Georgie tam zgubił...

* (Celowo tak pisane, żeby było widać różnice w wymowie.)


Vengador

Chłopak zaprowadził Kainitę na dół, gdzie stanęli przed grubymi, prawie pancernymi drzwiami, przywodzącymi na myśl chłodnię. Georgie zastukał trzy razy.

- Kto tam? – odezwał się zza drzwi męski, gruby głos.

- To ja, Georgie!

- Spierdalaj, Georgie.

- Ale ja mam pilną sprawę do szefa...

- Szef jest zajęty.


Chłopak popatrzył pytająco na Vengadora, który tylko zacisnął pięść przed jego nosem.

- Ale to jest kurewsko pilna sprawa! Przyprowadziłem gościa do George'a, zapaśnika jakiego Islandia nie widziała. Facet ma sprawę, no wpuść nas!

- To niech jutro przylezie. Spieprzaj Georgie, nie chcesz wpienić szefa.

- Nie chcę, ale to naprawdę ważne Braun... Przecież wiesz, że nie trułbym ci dupy bez potrzeby. Tak jak wtedy, gdy się Kruki na was zaczaiły...


Zapadła cisza. Po chwili jednak coś zgrzytnęło raz, drugi, trzeci i drzwi otworzyły się.

- Obyś tego nie żałował Georgie. – rzekł facet, który ich wpuścił.

Było tak ciemno, że nawet Nosferatu nie bardzo potrafił dostrzec jego oblicza.
Kiedy jednak wchodzili do środka, był pewny, że mężczyzna mu się przygląda. Czuł na sobie jego wzrok i czekał na reakcję, ale tamten nic nie powiedział, tylko wskazał drogę.

- Lewym korytarzem do końca. George na was czeka. Nie ma humoru, więc się streszczajcie.

Georgie tylko skinął głową i pospieszył we wskazanym kierunku. Vengador zauważył, że strasznie się pocił, czuł też zapach ludzkiego strachu. Po chwili stanęli przed kolejnymi drzwiami. Chłopak zapukał.

- Wlazł! – usłyszeli głos ze środka.

Przekroczywszy próg, chłopak w krawacie zaczął trząść się jeszcze bardziej. Tymczasem Nosferatu rozejrzał się z właściwą dla swego klanu ciekawością.
Pomieszczenie było przydymione, ale już nie tak ciemne dzięki kilku lampkom plazmatycznym. Właściwie pomieszczenie wyglądało jak typowy magazyn, gdyby nie jego... wystój. Wszędzie, na każdej ścianie wisiały krzyże. Małe i duże. Był też nieduży ołtarzyk z lewej strony. Meble pochodziły prawdopodobnie z różnych źródeł, przedstawiały różne style, miały inne barwy i fakturę...

- No czego? – ponaglił ich mężczyzna w kącie sali.


Vengador spojrzał na niego. Typowy metal... choć czy typowy?

- To jest mój znajomy, chciał z panem porozmawiać. – tłumaczył nerwowo Georgie – Ja już pójdę, taka była umowa, że przyprowadzę, więc...

- Idź.
– burknął Nosferatu, a chłopak bardziej niż chętnie spełnił to polecenie.

Mężczyzna na kanapie przekrzywił głowę, przyglądając się ciekawie gościowi.

- Intrygująca maska... choć chyba bardziej powinno mnie intrygować to, co ona kryje, co kolego? – zapytał George uśmiechając się drapieżnie.


Brian

Chłód nocy koił nerwy, ale... nie zaspokajał pragnienia. Gangrel wczuł się w atmosferę okolicy. Czuł miejskie szczury i myszy, czuł kota, który na nie polował, czuł w końcu ludzi, którzy pozamykali się w swych domach, licząc na to, że koszmary nocy nie wedrą się do środka. Naiwni.

Po chwili aura Vengadora zniknęła, w pobliżu nie było już żadnych istot nocy.

Głód walki... Kainita musiał opanować głód polowania.

Ktoś się zbliżał.
Brian podniósł rękę z ziemi, by odgarnąć włosy.

Głód krwi!

Tak, na jego dłoni była krew! Krew człowieka, którego zaatakował... słodka krew... jeszcze niezastygła.

- Hej, nic ci nie jest?

Poderwawszy głowę, Gangrel zobaczy stojąca niedaleko kobietę.


Wyszła z budynku za plecami. To ją musiał usłyszeć.

- Ja...

Dudnienie w piersi sprawiło, że wampir zgiął się w pół od straszliwego bólu. Bestia przebudziła się i chciała wyrwać się ze swego więzienia... Polować, zabijać, szarpać mięso... ludzkie mięso!


Antoine

Czas płynął leniwie. Herbata zaiście była wyśmienita, a samo spotkanie obudziło wiele przyjemnych wspomnień. To tak, jakby w mieście pełnym nowych, obcych budynków, odnaleźć starą szkołę. Trzeba było jednak pamiętać, że ten wycinek przeszłości nie znalazł się tam przez przypadek.

- A więc...?Archont zawiesił głos.

Odezwał się po to, by oderwać swego mistrza od myśli. Ten bowiem miał wyjątkową skłonność do „odpływania”.

- A więc... powierzono mi zadanie, którego za żadne skarby nie powinienem nikomu zdradzać. Każdy, kto je pozna, winien zginąć z mojej ręki. Niestety, to nie takie proste, jak początkowo myśleli, musze nagiąć zasady. Widzisz Antoine, moją misją było zgłębienie jednej legendy... jednej ze ścieżek, prowadzących nas wprost do końca świata.

Wampir podniósł oczy na swego ucznia. Jego twarz była pozbawiona uśmiechu, tak poważna jak... jak wtedy, gdy umarł Lord – drugi z jego uczniów.

- Powiedziano mi, gdzie znaleźć trop. Szperając w starych księgach miałem znaleźć cztery kamienie szlachetne, którym przypisano żywioły: Woda, Ogień, Powietrze, Ziemia. Kamienie te były właśnie kluczowe w pewnej przepowiedni, dotyczącej Gehenny. Nikt mi jednak nie powiedział, nikt chyba tez nie wiedział, że te kryształy dają moc kontroli nad daną sferą... spójrz.

Giuliano zamknął na chwilę oczy, jakby dodając sobie odwagi, po chwili z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął kamień wielkości dużego jajka. Nie do końca jednak kształtem przypominający wzorzec.


Przedmiot miał swoiste wypustki, które ułatwiały trzymanie go w ręce oraz jakiś znak runiczny na wierzchu – utworzony przez ciemniejszy odcień kamienia. Bynajmniej nie mógł być namalowany od zewnątrz!

- To szafir, symbol wody.

Wyjaśnił były egzekutor, po czym skierował kamień w stronę czajniczka z wodą.
Nagle ciecz trysnęła ku górze niczym gejzer. To jednak nie był bezmyślny strumień. Ani jednak kropelka nie skapnęła na odzienie Archonta. Woda zatoczyła koła w powietrzu niczym serpentyny. Kiedy zaś miała dotknąć sufitu, zatrzymała się przed snim i falującą kaskadą opadła z powrotem do naczynia.

- Ten szafir daje kontrolę nad każdą woda w promieniu metra. – wyjaśnił Giuliano oniemiałemu uczniowi.

- Cudowny przedmiot...cudowny i przez to pożądany przez wielu, ja zaś musze ich przechytrzyć i dostać wszystkie cztery. Rzecz nietrudna, biorąc pod uwagę, że, od kiedy jestem w posiadaniu szafiru, czasem mam sny... sny, w których widzę „oczami” pozostałych kamieni. Poza żywiołem wody nigdy jednak nie odnalazłem innego kryształu, mimo że niekiedy byłem pewien, że jestem na tropie...

Toreador podrzucił skarb, jakby to był zwykły kamień, po czym ponownie schował do kieszeni, ku lekkiemu rozczarowaniu Lasalle’a.

- Teraz wszystko się wyjaśniło. Odkryłem zapiski, według których wynika, że jedna osoba nie może posiadać więcej niż jednego kamienia. Każdy bowiem właściciel, staje się strażnikiem kryształu... Jeśli mam znaleźć pozostałe kamienie, nie mogę być więc strażnikiem. Ostatnio szafir zesłał na mnie bardzo znaczący sen. Zobaczyłem wszak, że jeden z żywiołów jest w posiadaniu Alabastra z sabatu. Obraz był przyćmiony, ale tego sukinsyna rozpoznam wszędzie... Ach, wybacz mój język. Tak czy inaczej mój drogi Antoine potrzeba mi osoby silnej, której mogę zaufać, że nie zrobi głupstwa dzięki mocy kryształu. Chciałbym ci go powierzyć i... prosić cię być, jeśli nie zmusi cię sytuacja, nie korzystał z jego mocy. Czy podejmiesz się tego zadania? Zastanów się dobrze... zrozumiem, jeżeli odmówisz.

Ich oczy się spotkały – poważne oczy.


Karol

- Więc Gustav nie żyje... Tak, spodziewałam się tego. – o dziwo wampirzyca jakby posmutniała.

Zdjęła nogi z biurka i pochyliła się, szukając czegoś w szufladach. Po chwili wyciągnęła na blat zapalniczkę i paczkę papierosów. Nosferatu skrzywił się z niesmakiem, choć przy jego upiornej fizjonomii, trudno było to zauważyć. Kobieta zapaliła papierosa i rozpostarła się na fotelu ponownie.


- Więc mówisz chłopcze... bo na dziewczynkę mimo wszystko nie wyglądasz przystojniaczku.Krwawa Marry prychnęła, wydymając czerwone wargi jak kocica – Mówisz, że hrabina już wam zaczęła deptać po odciskach... Żwawa staruszka. Znając życie, to ona albo któryś z jej przydupasów załatwił Gustava. Twój współklanowiec wybrał się w podróż w głąb wyspy. Szukał dla mnie pewnego kamienia, stąd nasze powiązanie. Tydzień temu dostałam od niego list, przyniesiony przez gołębia, że już wraca do miasta i odwiedzi mnie, jak tylko coś sprawdzi. Jak się domyślasz brzydalku, już się nie pojawił... Hrabina poluje na mnie już od dłuższego czasu, więc i jemu się oberwało pewnie.

- Dlaczego na ciebie poluje?
Lipiński postanowił kuć żelazo póki gorące.

Marry milczała, rozkoszując się papierosem. Smętnie przyglądała się dymowi, który leniwie wzlatywał do góry.

- Babska zawiść. – odparła w końcu – Mam coś, na czym starej prukwie bardzo by zależało, żeby to zdobyć.

- A kim ona...?

- To czarownica. Nie rozumiem jej mocy, ale na pewno jest człowiekiem, choć zdaje się mieć już dobra stówkę na karku. Żyje w pałacu obwarowanym niczym średniowieczny zamek. Córki są jej strażą, synowie pokojowcami – typowy matriarchat.

- Hm?

- No wiesz... tylko dziewuchy odziedziczyły nadprzyrodzone talenta Munk. Babulinka jest wszak nie tylko wredna zołzą, ale też potrafi przewidywać przyszłość, co jest naszym największym problemem w sumie. Nie zaskoczysz staruchy...


Kiedy wampirzyca ponownie się zamyśliła, Karol mógł spokojnie przyjrzeć się jej profilowi. Była naprawdę ładną kobietą, przemienioną gdzieś w wieku 23-26 lat. Ile jednak mogła naprawdę liczyć wiosen? To wiedziała tylko ona sama...

- Ehhh, czyli i do was się Munk przyczepiła. Coś wam zrobiła, czegoś chciała? – zapytała wreszcie Marry, przybliżając się nad biurkiem do Nosferatu.

Widać już przywykła do obcowania z tym klanem na tyle, że nie odstraszała jej zewnętrzna brzydota.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 04-03-2008 o 15:49. Powód: kosmetyka
Mira jest offline  
Stary 06-03-2008, 18:30   #157
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Woda tańczyła po pomieszczeniu, potem zaś odbyła jeszcze małego break-dance nad szklanką opadając powoli kaskadą. Postini całkowicie panował nad cieczą wyraźnie bawiąc się nią i z całym kunsztem Toreadora nadawał mu artystyczne kształty.



Nawet jeżeli starał się nie okazywać tego po sobie, był w szoku. Ale praktycznie niepotrzebnie ukrywał cokolwiek. Wampir mający takie doświadczenie jak dawniejszy egzekutor bez problemu wyczuwał niuanse wszelkie zachowania, szczególnie w przypadku Antoine’a, którego znał dobrze.

- Dziadku, znasz mnie dobrze. Rodzinie się nie odmawia, ty zaś jesteś moją jedyną rodziną. Wiesz o tym. Twoje słowo, czy twoja prośba to dla mnie coś bardzo ważnego. Możesz się nie obawiać. Wezmę to i postaram się nie używać, chyba, ze będzie taka konieczność. Bowiem domyślam się, ze skoro ty miewasz takie sny na temat innych kamieni, to ich właściciele podobnie. Nie mam ochoty ruszać tego kamienia, gdyż przypuszczam, że wtedy inni mogliby mnie znaleźć.
- Dokładnie chłopcze
– stwierdził poważnie stary wampir. – Musisz uważać. Kwestia twojego bezpieczeństwa. Wiesz, posiadacze innych kamieni zapewne są niezwykle silni, więc sam rozumiesz.
- Ten Alabaster z sabatu to co za gość
?

Byłemu egzekutorowi przeszkodziły w odpowiedzi bardzo głośne brawa, których dźwięk przedarł się bez problemu na piętro do boksu, w którym rozmawiali.
- Przerwiemy na chwilę.
- Dlaczego
? – Antoine był zdziwiony.
- Słyszysz?
- Owszem. Trudno nie usłyszeć.
- To właśnie ona. Chodźmy popatrzeć.
- Dziadku, w twoim wieku
– uśmiechnął się żartując Lasalle.
- Chłopcze, nie wymawiaj mi lat, bo sam także mógłbyś być dla wszystkich tutaj prapradziadkiem. A Elena jest naprawdę świetną dziewczyną, zdolną rozruszać nawet tak spróchniałe drewno, jak ja. Wprawdzie może jestem stary, ale ładną dziewczynę jeszcze potrafię odróżnić, przyjemności oglądania zaś nikt mi nie odbierze. Chodź teraz, chyba że chcesz przegapić.

Wyszli razem schodząc na parkiet głównej sali, gdzie przed wybiegiem zgromadził się spory tłumek. Na górze zaś była ona. Piękna, wspaniała, egzotyczna, znowu powalająca seksownością, która odczuwały nawet wampiry. Ciemność! Nagle zgasło światło. Kilka okrzyków na parkiecie, jakiś odgłos pocałunku, policzek i ... kilka snopów skierowało się na dziewczynę. Reflektory filtrowały światło nadając tancerce i scenie nienaturalny, lekko ceglany kolor.

To było dziwne. Niby ta sama osoba, co przed chwilą, a jednak nie ta sama. Antoine poczuł, że zaczyna go to fascynować. Czy chodziło o dziewczynę i jej zmienność? Czy może o samo przedstawienie, pełne znowu szalonej zmysłowości. Tym razem jednak nie miało już tak obłędnego tempa. W porównaniu z poprzednim, było powolne, a ruchy niczym drapieżnej, pięknej pantery, leniwe, jednocześnie zaś pełne niezwykłej gracji.
- Popatrz na nią. Czyż nie jest piękna? – Szepnął Postini. – Wierz mi, Antoine, tego ciała mogłyby jej pozazdrościć nawet Lucretia Borgia czy Gioconda. Każdy jej włos , każdy najmniejszy fragment skóry są żywe i emanują tą kobiecą energię, wobec której my, mężczyźni, nie mamy szans. Tak, nawet tacy mężczyźni, jak my. Dynamizm, popatrz Antoine, ten dynamizm oraz wiotkość trzciny upajają. Czyż artysta, czyż malarz mógłby sobie wyobrazić piękniejsze ciało, by je uwiecznić? Widzisz ich – wskazał ręką na wiwatujący tłum. – Oni też to czują, też dostrzegają, tak jak ja ...
- Tak, niewątpliwie piękna i fascynująca niewiasta
– ocenił Lasalle, żeby coś powiedzieć.
- Tylko tyle – zdumiał się Postini. – Chłopcze drogi, coś z twoją edukacją chyba nie tak, skoro ona cię nie pociąga. Przecież to istota z innej bajki, która zupełnym przypadkiem nawiedziła nasz świat.
- Ależ dziadku, nie mówię, ze ona mi się nie podoba, czy, że mnie nie pociąga. Rzeczywiście, coś w niej jest specjalnego. Ale ty wydajesz się dostrzegać w niej coś, czego ja nie mogę. Piękno ciała? To prawda, ale wiele kobiet jest równie ślicznych. Ty także o tym wiesz, a mimo to masz do niej taki afekt.
- Jak ojca do córki
– wtrącił Postini. – Tylko tyle, ale nawet rodzice czasem dostrzegają, jak urodziwe są ich dzieci. Jak wspomniałem ci, ona traciła swoich, kiedy pracowali dla mnie. Och, drobne sprawy, ale jak wiesz, ja przysług nie zapominam oraz nie zapominam swoich przyjaciół. Dlatego chciałem im pomóc. Możesz mi wierzyć, że chociaż obydwoje są silni i zaradni, dłoń niosąca wsparcie oraz dobre słowo bardzo im się przyda.
- Gdzie mieszkają?
- On w internacie, a ona u koleżanki w centrum miasta. Ale nie rozmawiajmy. Poobserwujmy jeszcze chwilę
.



Rzeczywiście, występ jeszcze trwał. Elena dalej kołysała się w takt muzyki. Nie rozbierała się. Tańczyła. To, że miała na sobie wprawdzie dość skąpe, ale zawsze, odzienie, wcale nie ujmował jej zmysłowości. Wręcz przeciwnie. Czuło się, że za tymi skromnymi szatkami kryją się skarby, po które sięgała rozpalona męska wyobraźnia. Lasalle zamyślił się. Elena rzeczywiście była piękna, ale miał wrażenie, ze najpiękniej wyglądała nie tam, na scenie, ale właśnie wtedy, gdy odwiedziła ich boks. W prostej, klasycznej sukience oraz zwykłej fryzurze. Tam wydała mu się naprawdę godna owych pochwał, którymi obsypywał ją Postini, ale właśnie tam, a nie na wybiegu.

Elena wreszcie wśród chóru męskich głosów poszła za kulisy, dwójka zaś wampirów powróciła do herbaty:
- No, kontynuujmy szybko, bo dzieciaki mają jeszcze przyjść do nas. Obiecałem, że je odwieziesz. To ich ostatnie numery tej nocy.
- Dlatego dziadku, wybacz, ale krótko, szybko i na temat: co powiedzieć Bickowi, jak będziemy się kontaktować, jeżeli w ogóle, co robić, gdybym musiał nagle opuścić Islandię, jak sterować tym ... wiesz czym, gdybym rzeczywiście był zmuszony to robić, jak widzisz sytuację w Reykiaviku, czy znasz jakieś rzeczy, które mogłyby mi być pomocne, czy znasz dziewczynę o imieniu Rossa oraz ojca Munka, znasz może miejscowych, których warto znać, którym mógłbyś mnie polecić
...

Pytania, pytania, pytania, teraz czekał na odpowiedź.
 
Kelly jest offline  
Stary 08-03-2008, 20:05   #158
 
Phantomas's Avatar
 
Reputacja: 1 Phantomas nie jest za bardzo znany
Ciekawski Brujah z niego, ciekawski jak na klan, którego wiele nie interesuje.


-Jestem ciekaw jak musisz się czuć w tych skórzanych, wrzynających się w jaja spodniach siedząc tak rozkraczony. Nic Ci do tego. Nosferatu zaczął rozmowę ostro. Wiedział, że klan buntowników nie jest towarzystwem miłych uprzejmych panów pod krawatami, do których trzeba gadać kulturą wyższej klasy. Poza tym - George zaczął rozmowę dosyć niegrzecznie.


-Darujmy sobie już uprzejme słówka. El Negro Vengador uśmiechnął się lekko.
-Jestem Wielki El Negro Vengador z klanu Nosferatu! Dwukrotny mistrz Lucha Libre jeszcze za życia. Najlepszy zapaśnik Mexyku, pogromca sabatników, rzucający ciężarówkami, łamacz gnatów, jeden z najlepszych powietrznych akrobatów! Przybywam do Ciebie George, wodzu klanu Brujah, by podjąć próbę połączenia się, Ciebie i Twoich twardzieli, pewnie najlepszych wojowników tego kraju, oraz Nas - Księcia Aligariego, oraz Rady Camarilli, która objęła rządy nad połową miasta. Staramy się zjednoczyć wampiry pod jedną chorągwią, chorągwią Camarilli! Aby wspólnie stawiać czoła przeciwnikom!



Zapaśnik uniósł pięść w górę zaciskając ją mocno. Spojrzał w oczy Brujaha czekając na odpowiedź w napięciu.
 
__________________
"Oh, she gives me kisses,
My knife never misses."
Phantomas jest offline  
Stary 09-03-2008, 18:44   #159
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński


Arogancki ton, w jakim Krwawa Marry zwracała się do Karola wyraźnie go drażnił, jednocześnie wywołując w nim coraz to większą ciekawość osobą wampirzycy. Najwyraźniej pozwalała sobie na wiele przy Gustawie skoro przy nim nie miała większych zahamować, Lipiński przeczuwał, że tych dwoje łączyło coś więcej niż tylko zwykła współpraca. Przynajmniej na razie kompozytor postanowił ignorować zaczepki strażniczki.

- Hrabina Munk- powtórzył na głos nazwisko czarownicy, zastanawiając się jednocześnie, jakie informacji mógłby przekazać rozmówczyni a jakie powinien zachować dla siebie. – Jej „posłaniec” złożył nam wizytę, jednocześnie demonstrując swoje zdolności.

Lipiński również pochylił się nad biurkiem zbliżając się do wampirzycy, testując tym samym jej odczucia estetyczne.

- Był nim niejaki Lalkarz, jeżeli ci to coś mówi. – nieruchomy świdrujący wzrok Nosferatu wbity był w dwoje pięknych oczu Marry. – Przejął jednego z wampirów a nasz Książe po prostu go wypuścił.

Karol uśmiechnął się od ucha do ucha i odstąpił od biurka. – A co hrabiny, to ma wobec nas zupełnie nierealne i niemożliwe do zaakceptowania roszczenia terytorialne. Ale jeżeli jest tak jak mówisz i staruszka potrafi przewidywać przyszłość a w swoim pałacu ma małą armijkę to należy się nią odpowiednio zaopiekować…- zrobił kolejną krótką przerwę na zebranie myśli, lecz widząc zniecierpliwienie na twarzy kobiety zadał jeszcze jedno pytanie. – A nie wiesz jak daleko w przyszłość potrafi zaglądnąć hrabina?

Chociaż było tyle rzeczy, o jakie chciał zapytać wampirzyce, musiał pamiętać jednak o priorytetach a Munk była na samym szczycie listy problemów do rozwiązania.
 
mataichi jest offline  
Stary 09-03-2008, 23:13   #160
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Ledwie Brian uchwycił spojrzeniem postać kobiety, do reszty stracił nad sobą panowanie. Syknął, jak przerośnięty kocur, odsłaniając przy tym niewielkie kły. Oczy zapłonęły czerwienią. Rzucił się do przodu, nim dziewczyna zdołała uczynić jakikolwiek ruch. Brutalnie chwycił ją jedną dłonią za kark, wgryzając się w tętnice szyjną.

Rozległ się krótki, urwany krzyk. Po chwili dziewczyna westchnęła cicho, poddając się pocałunkowi.

W końcu poczuł rozkoszny smak Vitae, czuł jak rozgrzewa jego ciało, jak rozchodzi się po wszystkich członkach. Oddał się ekstazie, tym większej, że przychodzącej po tak dokuczliwym głodzie.

Dziewczyna tymczasem poczęła oddychać coraz wolniej. Jej napięte mięśnie rozluźniły się i po chwili całe jej ciało opadło w żelaznym uścisku wampira.

A Brian pił, pił, pił... Dopiero po wielu długich sekundach, otrzeźwiał. Oderwał się od dziewczyny. Nadal jeszcze ciepłe ciało opadło, jak podcięte, na ziemię.

Gangrel nadal jeszcze oddychał przyspieszonym oddechem, powoli przychodząc do siebie. Spoglądał w dół, no tą skorupę, która jeszcze przed paroma minutami była kobietą, która tylko chciała mu pomóc...

Zabiłem ją. - Brian postanowił pozostawić tej myśli kilka chwil na to, by mogła swobodnie zagnieździć się w jego umyśle. Lekko oblizał wargi, mimowolnie wspominając przyjemnie uczucie, które zaczęło się i skończyło jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Trzeba jakoś zatrzeć ślady...
Gangrel oderwał wzrok od ciała i omiótł spojrzeniem okolicę. Drzwi budynku za jego plecami nadal były lekko uchylone, tak jak pozostawiła je wychodząca dziewczyna, jednak nikt nie wydawał się być zaniepokojony nagłą ciszą, która zapanowała na ulicy. Na razie.

Bruk, samochody, światła lamp, odległy dźwięk syreny policyjnej... Muzyka nocnego miasta, tak zwyczajna, tak nieważna...

Rozglądnął się – o ile tylko mógł przypuszczać, nikt go nie obserwował. Znajdował się w szarej strefie miasta – jednym z tych miejsc, które znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie centrum, a i tak lwia część miejscowych nawet nie wie o ich istnieniu.
Zwiedziwszy w kilku szybkich krokach swe najbliższe otoczenie, dostrzegł jakiś ciemny zaułek pomiędzy kamienicami. W jego głębi majaczyły szare kontenery i bezkształtne masy porozsypywanych śmieci.

Brian powrócił do leżącego na chodniku ciała, uniósł je i płynnym ruchem przerzucił sobie przez ramię. Raz jeszcze rozglądnął się dookoła. Jakiś czarny kot siedział po drugiej ulicy i wpatrywał się weń, mrużąc szmaragdowozielone oczy.

Po chwili bezwładne ciało opadło na stertę śmieci. Gangrel popatrzył na nieruchomą dziewczynę. Leżała w nienaturalnej pozie, z oczami wywróconymi białkami na wierzch. Była blada... Trupio blada. Jakby ktoś wyssał z niej całą krew. Na białej jak kość słoniowa szyi widniały dwie, niewielkie, czerwone ranki.

Brian potrząsnął głową, zmuszając myśli do uszeregowanego biegu. Delikatnie, jakby chcąc zadośćuczynić swemu dotychczasowemu brakowi nabożeństwa, uniósł ciało dziewczyny, pochylił się i zalizał rany na jej szyi. Spojrzał w jej twarz. Musiała być czarująca, gdy żyła, a teraz... Teraz była po prostu piękna. A chłód bijący od jej bladej skóry, szkliste oczy i wargi rozchylone w przedśmiertnej agonii tylko to piękno intensyfikowały. Szkoda, wielka szkoda, że spotkali się tu i teraz, że tak to się skończyło.

Ciągle wpatrując się w swoją ofiarę, sięgnął do kieszeni płaszcza, wyjmując spory, czarny nóż sprężynowy. Otworzył go ruchem kciuka. Czasem, choć tylko czasem, taka broń sprawdzała się lepiej niż asortyment, który wampir zyskiwał wraz z Przemianą.

Oddalił się od martwej dziewczyny i szybkim, dokładnym ruchem ręki, rozpłatał jej szyję. Tylko lekko zagryzł przy tym dolną wargę. Wokół rany rozlała się krew, ta resztka która jeszcze została w jej ciele. Wampir rozluźnił uścisk i dziewczyna ponownie opadła na śmiecie. Wykrzywiona, oszpecona i przeraźliwie nieruchoma.

Wampir szybko odwrócił wzrok i odszedł. Dopiero po chwili przypomniał sobie o tym, by złożyć nóż.

Gdy napotkał anemiczną fontannę, tryskającą pośrodku placu osłoniętego krzewiastymi iglakami, obmył w niej twarz, dłonie i zakrwawione ostrze. Policja? Ślady? DNA? Nic mu nie udowodnią, nie znajdą go nigdzie - czym miałby się martwić?
Jedynie żal było mu pięknej dziewczyny. Nie lubił zabijać, nie uważał, by posiadał coś, co dawałoby mu możliwość szafowania życiem innych. Jednak i takie rzeczy mogą się przecież zdarzać... Nie było sensu martwić się tym zbyt długo. Noc, Reykiavik czeka...

Szybkim krokiem ruszył z powrotem w kierunku klubu „Drows&Souls”. Stracił sporo czasu, no ale, reasumując – teraz czuł się już o wiele lepiej. Ciekawe, co też porabia Vengador z Georgiem i czy Książe pojawił się już na horyzoncie?
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172