Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2008, 12:39   #131
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wszyscy poza Archontem

- Jak sobie życzysz wampirzy książę. – powiedział lalkarz ustami Carla Junga. – Wrócę tu jutro po twoją odpowiedź, jednak do tego czasu pożyczam to ciało. Sam chyba rozumiesz, nie godzi się atakować posłańca. Zniszczyliście mój poprzedni garnitur, – tu Jung wskazał trupa – więc pożyczam ten. Oczywiście, oddam w stanie – rzec by można – nienaruszonym.

Po tych słowach Alligarii skierował się do budynku, pozostawiając sprawę lalkarza swym poddanym.

„Czy tak zachowuje się książę? Czy odwraca się plecami do swego przeciwnika? Cóż za brak rozwagi... a może brawura?”Brian sam nie wiedział co myśleć o Ventrue.

Tymczasem zamiast umożliwić lalkarzowi odejście, Vengador rzucił się na niego, próbując uratować w ten sposób Tremera. Wszak jego ciało nawiedziła złowroga siła, a siłę trzeba było zwalczać siłą!

- No proszę, - głowa Junga odwróciła się nienaturalnie, niemal o 180% po to tylko, aby spojrzeć w oczy stojącego z tyłu Nosferatu.Nie słuchamy poleceń księcia? Nic dziwnego, że jesteście tacy niezorganizowani. No, ale czego się spodziewać po złaknionych krwi bestiach? I co teraz panie zapaśniku? Zbijesz mnie na kwaśne jabłko? Proszę bardzo. Pamiętaj jednak, że nie bijesz mnie, lecz swojego przyjaciela.

Lalkarz uśmiechnął się szeroko, jakby zapraszająco a jego czerwone tęczówki błyszczały w mroku.

- Och, amigo – wtrącił się Brian, zwracając do spokrewnionego - Nie sądzę, żeby to było konieczne. Pan Palladio z pewnością jest dżentelmenem i zechce już zostawić naszego przyjaciela w spokoju. Nie mylę się, sir?

Oczy Junga skierowały się ku Gangrelowi, a uśmiech na jego wargach, choć wciąż szeroki, nie był już tak prowokujący.

- Ho ho, widzę, że jednak ktoś tu myśli. Oczywiście, sir. – lalkarz zwrócił się do BrianaPrzybywam tu w charakterze posła i nie mam zamiaru korzystać z rozwiązań siłowych, choć pewnie to ciało sporo, by potrafiło... Z doświadczenia już wiem, że sam zapach krwi was pobudza, a co dopiero kąpiel w wampirzej vitae... No, ale, odłóżmy fantazje na bok. Czas na mnie jeśli panowie nie mają nic przeciwko... Pragnę spełnić wolę waszego księcia, a wy nie?


Karol

„Co tu się dzieje?”

Karol niczego nie rozumiał. Czyżby Jung oszalał? A może to tamtych ogarnął amok? Tak trudno było pojąć to, co działo się w mieście szaleńców. Tak trudno było zrozumieć...
Na dodatek pytania Nosferatu uleciały w przestrzeń, nie przynosząc z sobą żadnej odpowiedzi. Trzech Kainitów zbyt było pochłoniętych sobą.

- Ciało spokrewnionego przejął lalkarz. Widać zanim zmarła jego kukła, miał dłuższy kontakt wzrokowy z naszym towarzyszem.

Karol odwrócił się gwałtownie. Naprawdę sztuką było tak niepostrzeżenie zbliżyć się do Nosferatu! Oto kilka metrów za nim, czyli akurat na granicy strefy, którą Lipiński obejmował swą percepcją, stał odziany w czerń Dżej. Malkavian widać opuścił garaż zaraz za wampirem. Teraz natomiast stał niedaleko i spoglądając na rozgrywającą się scenę, mówił dalej beznamiętnym głosem.

- Nie ma już ratunku dla tego starca. Nawet, jeśli lalkarz porzuci jego ciało... nie wiesz czy nie pozostawi części siebie. Maleńkiego ułamka świadomości, który będzie nas szpiegował i czekał, by zdradzić i wbić ci nóż w plecy. Tak, los starca jest przesadzony. Śmierć.

Oniemiały Nosferatu patrzył to na trzech Kainitów, to na Jezusa. Co powinien zrobić? Czy mógł ufać Malkavianowi?


Robert

Roland uniósł niechętnie wzrok na swego gościa.


Widać nie był zadowolony z przerwania mu własnej partii szachów. Determinacja nowego Księcia zaciekawiła go jednak... a może rozbawiła?

Malkavian wpatrywał się intensywnie w swego gościa, a jego ciało zaczęło się powoli odchylać do przodu, to tyłu, do przodu, do tyłu... Kiedy Mistrz Szachów zdołał odnaleźć swój rytm, jego usta zaczęły szeptać niewyraźne słowa. Aligarii już miał się przysunąć, by słyszeć lepiej, ale zauważył, że głos byłego księcia przybierał na sile, a jego słowa stają się zrozumiałe.

- Dym... i lustra... dym i lustra... dym i lustra... dym i lustra, dym i lustra, dym i lustra, dym i lustra, dym i lustra! Dym i lustra! Dym i lustra!!! Dym i lustra!!! DYM I LUSTRA!!! DYM I...

- Rolandzie!!! Robert nie wytrzymał, zatykając uszy od krzyku Wariata, chciał przerwać jego szaleństwo.

Ten umilkł od razu, a jego ciało się uspokoiło, jakby ktoś wyrwał go z delirium. Tylko oczy wciąż natrętnie wpatrywały się w źrenice Ventrue.

- Rolandzie... czym są dym i lustra? Czy to ma związek z hrabiną? – spróbował ponownie, łagodnym głosem.

- Dym... i lustra... dym i lustra...

„O nie, znowu!”

- Wszystko wokół Munk jest jak dym i lustra.

- Dym i lustra? Nie rozumiem...

- Dym i lustra. Przyćmione i karykaturalne. Tak, nawet dla nas Malkavian. Ta wiedźma posiada moc formowania świata wedle własnej woli. Mówi o sobie i swoich ludziach, że są Wysłannikami Księgi. Tyle wiem... reszta to dym i lustra. Dym i lustra, dym i lustra, dym i lustra, dym i lustra...

Roland znów zdawał się pogrążyć w amoku.


Antoine

Kościół Dżejów wyglądał nadzwyczaj... normalnie. Dość skromnie – rzec by można. Poza typowymi dla świątyń chrześcijańskich witrażami oraz kilkoma krzyżami, budynek nie miał żadnych ozdób. Nic w jego zewnętrznym wyglądzie nie wskazywało na „niezwykłość” wiernych, którzy tutaj uczęszczali.

„Ciekawe co jest w środku.”

Wrażliwy na specyficzną atmosferę otaczającą święte przybytki Antoine, w milczeniu podążył za swymi „braćmi”. Zachowanie Malkavian zresztą również stało się jakby uroczystsze, ich gesty były oszczędne w wyrazie i niespieszne. Od kiedy przekroczyli bramy posesji, umilkli całkowicie.

Zewsząd otaczała ich cisza, nie zmącona nawet przez odgłosy miasta. Tylko drewniane drzwi skrzypnęły, gdy przekraczali próg świątyni. Jeden z Dżejów przytrzymał ciężkie odrzwia, zapraszając tym samym Toreadora do środka.

„A więc zobaczmy...” - pomyślał Archont, wchodząc do środka.

I zobaczył, i wzruszył się bardzo.



Wnętrze kościoła nie było ani dziwaczne, ani specjalnie zdobne. Było jednak niezwykle ciepłe. Miejsce to stanowiło prawdziwy pomnik wiary i nie trzeba tu było ani strojnego ołtarza, ani pięknych obrazów, by czuć, że jest się blisko Pana – Boga, który kocha wszystkie swoje dzieci, nawet te skalane piętnem.

W środku były dwie, nie – trzy osoby. Jakieś dwie staruszki klęczące w ławkach oraz stary ksiądz, który pieczołowicie czyścił jakiś świecznik. Kiedy ujrzał Malkavian i obcego, ruszył ku nim.

Dżejowie skłonili głowy na powitanie, a kapłan na czole każdego z nich dłonią narysował znak krzyża.

- Witajcie dzieci. – szepnął, po czym zwrócił się już tylko do Antoine. – Witaj, synu. Czekaliśmy na ciebie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 04-02-2008 o 13:16.
Mira jest offline  
Stary 04-02-2008, 21:35   #132
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Nieprzyjemne prawdy są zawsze lepsze od przyjemnych złudzeń, jak to mawiał pewien już nieżyjący prezydent. – Nosferatu powiedział do siebie pod nosem bijąc się z własnymi myślami – „Co jest prawdą, a co kłamstwem? Lepiej nie ryzykować.”

-Jesteś pewien swoich słów? – zapytał szaleńca stojącego w mroku za jego placami bezskutecznie oczekując jasnej odpowiedzi, choć tym razem jej przekaz był aż nadto zrozumiały.

- Spójrz na niego tylko, powiadam Ci jego godziny już są policzone. – odpowiedział czarny jezus rozwiewając po części wątpliwości Karola.


- Zatrzymać go!
– Zbliżywszy się do reszty wydał wręcz rozkaz do Vengadora i Briana. – Nie pozwólcie mu odejść! Ze względów bezpieczeństwa powinien zostać natychmiast odizolowany od reszty i poddany obserwacji. Nie wiem doprawdy, czym się kierował Książe wyrażając zgodę, aby jeden z członków rady stał się zakładnikiem tego lalkarza.

Lipiński zaczął powoli krążyć wokół jeszcze do niedawna nowego członka rady…teraz już wroga.

-A pan panie Andrea Palladio słynny architekcie od siedmiu boleści, niech jak najszybciej opuści ciało naszego towarzysza i nie jest to bynajmniej prośba. – łagodny i chłodny głos wampira świadczył o opanowaniu i przynajmniej chwilowym przekonaniu, że to on panuje nad wszystkim. – Niech pan nie wciska kitu, że nie może opuścić tego ciała, ponieważ jak zakładam pana prawdziwe jest daleko stąd w bezpiecznym miejscu i zapewne pańska świadomość powróci do niego jak tylko zostawi naszego brata. To jak będzie, idziemy na bezkrwawy układ czy wolimy się bawić dalej…mamy czas, dużo czasu?

Karol nie zamierzał mimo rozkazu Księcia wypuszczać posłańca, kto wie czy Palladio nie był w stanie wydobyć informacji z umysłu Junga teraz wyraźnie zdominowanego przez natręta. Poza tym, dla kogo pracował ten człowiek i czy był na pewno człowiekiem?...nie, tylko Ci piekielni magowie potrafią robić takie sztuczki.

-Moim obowiązkiem jest dbać o bezpieczeństwo i choć mamy głosy równe w radzie to apeluje o nie wypuszczanie tego maga, istnieje podejrzenie, że nasz były towarzysz nigdy nie będzie takie jak kiedyś – powiedział w sentymentalnym tonie kompozytor, tak naprawdę Jung jako taki obchodził go tyle, co zeszłoroczny śnieg, ale nie mógł pozwolić, żeby stał się źródłem informacji dla wroga.

- Tą kwestię będę musiał przedyskutować jeszcze z Księciem, ale prawdopodobnie znowu rada nie będzie w komplecie, tym razem już na dłużej...
 
mataichi jest offline  
Stary 08-02-2008, 19:38   #133
 
Phantomas's Avatar
 
Reputacja: 1 Phantomas nie jest za bardzo znany
El Negro Vengador przymróżył oczy ze złością w oczach, spoglądając w oczy ciała Tremera.
-Nie nazywaj mnie bestią, bo obrażasz nie tylko mnie, ale i wszystkich nas tu zgromadzonych. Wybrałeś sobie do swych celów złe ciało. Zostaw nam naszego przyjaciela i znajdź sobie inne, a wtedy odejdziesz w spokoju. Pasuje taki układ? Może nawet dostaniesz ciało Jezusa Chrystusa. -zażartował.

Zwrócił głowę w stronę Briana.
-Pozwolimy mu odejść z jednym z Rady? Chyba oszalałeś! Dla mnie to wykluczone. Nie wiadomo co z nim zrobi, i czy wogłóle zwróci nam go.

Ładnie, ładnie... To tak się traktuje w Europie inne wampiry...

Wtem dostrzegł idącego w ich stronę pospiesznie Karola.
- Zatrzymać go! Nie pozwólcie mu odejść! Ze względów bezpieczeństwa powinien zostać natychmiast odizolowany od reszty i poddany obserwacji. Nie wiem doprawdy, czym się kierował Książe wyrażając zgodę, aby jeden z członków rady stał się zakładnikiem tego lalkarza.

Przysłuchiwał się o czy on mówi, ale już po pierwszych dwóch słowach chwycił Junga za kołnierz swoją wielką dłonią.
-Hola, amigo.. Uśmiechnął się wrednie do uzurpatora, po czym spojrzał znów na współklanowca.
-No cóż, zaproponowałem, aby znalazł sobie inne ciało i wtedy dopiero odszedł, przecież nie możemy go puścić z członkiem Rady. Jego przysięgi mnie aby nie przekonują bynajmniej... Sugeruję, że powinien wrócić się zameldować u swojej szefowej, żebyśmy nie mieli problemów niepotrzebnych.
 
__________________
"Oh, she gives me kisses,
My knife never misses."

Ostatnio edytowane przez Phantomas : 08-02-2008 o 19:46.
Phantomas jest offline  
Stary 08-02-2008, 20:01   #134
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wiara jest czymś dziwnym z istnieniu wampira. Niewątpliwie, Antoine był wierzącym katolikiem, choć praktykowanie, siłą rzeczy, średnio mu wychodziło. Który ksiądz udzieliłby sakramentu wampirowi? Dodatkowo, nie wspominając, że byłaby to profanacja sacrum. Ponadto miał spore wątpliwości, które dotyczyły sfery duchowej. Wszak był wampirem, istotą żywiącą się krwią innych, nawet, jeżeli starał się nikogo świadomie nie krzywdzić oraz narzucać samoograniczenie tłumiące szaleństwo. Nie mniej jednak, mimo wątpliwości, zawsze pozostawała modlitwa oraz medytacja. Wrażliwy na piękno Toreador kiedy mógł wybierał się do jakiegoś starego kościoła, by kontemplując jego pradawne piękno pogrążać się w cichej, błagalnej modlitwie. Czynił to przynajmniej podczas pobytu w Europie czy Ameryce Łacińskiej, gdyż na innych kontynentach kościoły katolickie były rzadziej spotykane. Tymczasem on, pełniąc obowiązki archonta, musiał na polecenie przełożonych, zwiedzać świat. Dlatego naturalną sprawą było, że takie chwile kontemplacji nie należały do najczęstszych.

Ten kościół nie należał do obiektów starych w sensie rozumienia Toreadora. Nie widział aż tylu setek lat, żeby czuć było ducha historii, jednak coś miał takiego, że słowa same mogły przechodzić w modlitwę, modlitwa zaś w pochwalny śpiew. Zbudowany przede wszystkim z drewna nie emanował wyniosłością, ani bogactwem, lecz ciepłem, miłością, spokojem. Nawet jednak w takiej atmosferze spokojny głos witającego go księdza stanowił zaskoczenie. „Czekaliśmy”. Co to właściwie znaczy? Antoine zrobił nieco zdziwiona minę, ale nic nie powiedział. Miał nadzieję, że wszystko się wyjaśni, bowiem cierpliwość potrafiła odkrywać wiele niedostępnych tajemnic. Jednak tutaj nic takiego nie następowało. Czyżby więc tajemnicą był niezwykły klimat tego miejsca, który tak mocno działał na Lasalle’a? Czyżby więc miała ta świątynia moc zmieniania na lepsze? Bez jakichś fajerwerków? Bez tajemnic? A raczej z jedną tajemnicą, największą oraz najwspanialszą tajemnicą świata?
- Pochwalony – odezwał się odpowiadając księdzu. – Niezwykłe to spotkanie, ale dziękuję za przyjęcie oraz powitanie. Jeżeli mógłbym pomóc jakkolwiek, proszę, niech ojciec bez jakiejkolwiek krępacji wspomni. Będzie mi bardzo, bardzo miło wesprzeć każde szlachetne dzieło.

Wrażliwość Toreadora łączyła podziw dla tego miejsca wraz z poczuciem czci. Chwilę przyklęknął w tylnej ławie oraz oddał się modlitwie. Później wstał szczegółowo oglądając kościół, nie tylko jak ktoś wierzący, ale ciekawy turysta. To prawda, kościół nie był specjalnie bogaty zdobieniami, lecz nordycka sztuka zawsze charakteryzowała się interesującą ornamentyką. Szczególnie więc owe delikatne rozety, akanty ryte w drewnie starał się wyłowić wśród innych elementów wystroju. Rozmarzył się. Lasalle, jak chyba każdy Toreador, uwielbiał sztukę. Wpatrzony w dzieła zręcznych rąk artystów czy rzemieślników mógł zapomnieć niemal o wszystkim. Nie rozmawiał z Malkavianami. Głupio tak w kościele gadać o bzdetach, jeszcze głupiej zaś przeszkadzać Dżejom, którzy wydawali się naprawdę poważni oraz zajęci czymś znacznie ważniejszym niżeli zwykłe wygłupy. Zresztą on także jakoś miał bardziej ochotę skupić się na kwestiach ducha niżeli sprawach, które wydawały mu się jeszcze niewiele minut temu ważne, teraz zaś zdecydowanie mniej istotne. Ksiądz zaś, ksiądz był osobą jak najbardziej wartą do porozmawiania, tyle, ze on nie wiedziałby, o co pytać. Przynajmniej teraz. Musiał wszystko przemyśleć, całą sytuację w stolicy Islandii. Natomiast później rzeczywiście chciał zamienić kilka słów na temat choćby tego kościoła oraz ogólnej wiedzy księdza dotyczącej wampirycznej społeczności.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-02-2008, 11:59   #135
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Spojrzenie Roberta wbijało się w byłego księcia jakby chciał nim go zamordować, a przynajmniej rozłupać czaszkę i wyssać wiedzę. "Dym i lustra", o cóż może chodzić? Coś zwiewnego i odbijającego, może wykrzywiającego... Ulotne niczym ludzkie życie? Odbicia żywotów ludzkich? To by wyjaśniało przejmowanie kontroli nad ciałami, te "marionetki". "Wysłannicy Księgi", hrabina Munk "wiedźmą"- to z kolei może sugerować ich położenie w świecie nadnaturalnych- tylko jak wielu magów jest w Reykjaviku? Aligarii zastanawiał się, ignorując zawodzenia Rolanda i co chwilę notując krótkie myśli w notesie. Lata spędzone z Dominikiem nauczyły Ventrue, że najważniejsza jest dokładność- to ona pozwala dochodzić do niemal zawsze prawidłowych wniosków.

Później jednak przyjdzie czas na myślenie. Teraz mają trochę czasu, chyba pierwszy raz od przybycia na te ziemie, i muszą tę chwilę wykorzystać. Rzeczy do zrobienia jest wiele, ale jedna zdawała się Stańczykowi najważniejsza. Szczególnie gdy może zbliżać się wojna z istotami o potędze znacznie przekraczającej siły kainitów.

- Dziękuję za twą pomo...- zaczął Robert, by po chwili sceptycznie spojrzeć na Rolanda- Zresztą, po co to... Dzięki.- mruknął i opuścił pokój szachowy, dokładnie i powoli zamykając drzwi.

Szybkim krokiem, co jakiś czas uderzając o ziemię laską, pokonał korytarz na piętrze, schody i te parę metrów na parterze, po czym opuścił rezydencje i udał się ku zbiorowisku przy budynku. Z cichym westchnieniem zauważył, iż Nosferatu wciąż trzyma Junga.

- Monsieur Vengadro, proszę się nie lękać o los naszego drogiego przyjaciela, pana Junga. Pewien jestem, iż nasz rozmówca i partner w negocjacjach nie uszkodzi jego ciała w żaden znaczący sposób, ba- odda nam go przed jutrzejszymi rozmowami. Nieprawdaż, panie Palladio?- spytał Aligarii i po chwili czekania na odpowiedź znów zwrócił się do wampirów.

- Wszyscy panowie, czyli pan Lipiński, pan Borowicz i pan Vengadro, są proszeni ze mną. Udajemy się, rzec można, z misją dyplomatyczną do lokalu muzycznego, jakim z pewnością jest „Drows&Souls”. Musimy odnaleźć naszych braci, Brujahów. W związku z tym prosiłbym któregoś z panów o użycie aparatu telefonicznego i wykonanie połączenia celem zamówienia taksówki- jak zwykle, Stańczyk denerwował się delikatnie mówiąc o coraz to nowszych wynalazkach- Dla pana- spojrzał na zapaśnika- mam specjalne zadanie...

Odszedł na parę kroków od Briana i Karola, czekając aż Nino podejdzie do niego, po czym zaczął mówić, żwawo gestykulując dłonią.

- Amigo, moja prośba do ciebie jest naprawdę ogromna. Spotkamy się z Brujahami, a ja wiesz, one za takimi jak ja nie przepadają. My jednak, mam nadzieję, dogadujemy się nieźle, więc pomyślałem, że mógłbyś pomóc mi i nam wszystkim na raz- w końcu w wojnie z przebrzydłymi Sabatnikami potrzeba nam będzie wielu wojowników...- Robert zrobił przerwę, jego twarz nagle na powrót nabrała śmiertelnej powagi- Proszę cię więc o zawarcie z nimi porozumienia, w imieniu swoim i księcia, o przedstawienie im nas w jak najlepszym świetle tak, byśmy mogli w spokoju żyć z tą z pewnością szlachetną drużyną prawdziwych wojowników. Jedyne co będziesz musiał zrobić to porozmawiać z jednym z nich, wołają na niego Georgie... To co, hombre, pomożesz?
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 10-02-2008, 17:18   #136
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Vengador nadal usilnie zastawiał Lalkarzowi drogę. I do tego zarzucał Brianiowi szaleństwo... Gangrel nie zdążył skomentować tego stwierdzenia, gdy Bóg-Raczy-Wiedzieć-Skąd przybiegł Lipiński i zaczął panikować. Zapaśnik uznał to za dobrą monetę i chwycił Junga za kołnierz.
Brian przewrócił oczami i przybrał wyraz twarzy sugerujący, iż cała sytuacja właśnie zaczęła go nużyć.
- Skoro książę polecił nam puścić go wolno, myślę że to właśnie będzie najrozsądniejszym wyjściem, nie sądzicie panowie? A poza tym - lekko wzruszył ramionami, odwracając wzrok od swych towarzyszy - jakoś nie czuję się na tyle przywiązany do naszego nowego przyjaciela, by...
Dalszą wypowiedź przerwał Brianowi jednak znajomy stukot laski dochodzący od strony zrujnowanej willi. Cała grupka odwróciła się w stronę Roberta gdy ten zganił Meksykanina.
Na usta Gangrela wpełzł z lekka perfidny uśmiech pod tytułem "A nie mówiłem?".
Książę ogłosił im kolejną wycieczkę i poprosił Vengadora na stronę. Po chwili szeptał już do niego coś konsternacyjnie pochylony, żywo gestykulując wolną dłonią.
Brian zwrócił twarz do Karola, unosząc brwi w zdziwieniu.

Nasi Bracia Brujahowie... Ech, trudno. Zresztą... Może być nawet ciekawie.


Po chwili wampir jakby przypomniał sobie coś, sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej niewielki, srebrno-czarny simplement mobile, komórkę. Zmanierowanym ruchem dłoni otworzył klapkę i zerknął na wyświetlacz.



Hm... Trzeba będzie zmienić tapetę, nim ktoś z rady zwróci na nią uwagę.

Gangrel chciał już zacząć wystukiwać numer, gdy zastygł, nagle coś sobie uświadomiwszy.
Cholera... Jaki jest w Islandii numer radio-taxi?
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 12-02-2008, 18:10   #137
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wszyscy prócz Archonta


Głowa Carla Junga obróciła się o dobre 180 stopni, aby spojrzeć na tego, który ośmielił się go znów zatrzymać i obrazić. Jego czerwone oczy błysnęły, kiedy ujrzał nieforemną sylwetkę Karola.

- Thei dobiss apsentimu! Hahahaha!

Nie siląc się nawet na ripostę, lalkarz wybuchnął – jak się zdawało - szczerym śmiechem i przez dłuższą chwilę nie potrafił się uspokoić. Aż nachodziła ochota, by mu w tym pomóc...

Zanim jednak ktokolwiek zdążył zareagować, pojawił się Aligarii, decydując o rozwiązaniu sprawy. Paladio, który w wyniku tego znów był wolny, ukłonił się tylko księciu, po czym już bez słowa odmaszerował w las - tam skąd przybyła poprzednia marionetka. Jego krok był nienaturalny, przywodząc na myśl faktyczną lalkę, która do kończyn miała przywiązane sznurki po to, by ktoś "z góry" mógł nią sterować.

Robert patrzył chwilę w ślad za nim, jednak zaraz otrząsnął się. Nie chciał dawać czasu swojej Radzie na komentarze czy spekulacje dotyczące niezwykłego gościa. Czuł, że czas goni i nie ma co roztkliwiać się nad każdym przytykiem losu. Niedługo pewnie będzie trzeba podjąć jakieś działania, może nawet walkę... a wtedy warto wiedzieć, jakimi siłami się dysponuje. Książę zdawał sobie sprawę już z tego, że na pewno nie uczyni trzonu armii z Malkavian, więc należało poznać tych drugich - Brujahów. Groźnych z racji mocy, którymi dysponują, lecz również nieprzewidywalnych...

Vengador również śledził wzrokiem kukłę, lecz jego myśli błądziły raczej wokół postaci Ventrue. Jako typowy przedstawiciel swego klanu, Aligarii rządził się i rozkazywał, nie dbając nadto o konsekwencje swych postanowień. Równocześnie trudno było teraz przeciw niemu występować, gdy - jak się zdawało - wszyscy mieli nóż na gardle, ciśnięci przez Camarillę w sam środek sabatniczych praktyk. Póki co Nosferatu postanowił wykonywać rozkazy wampirzego władcy bez sprzeciwu. Póki co...

Widząc konsternację Briana, który już miał dzwonić po taksówkę, lecz wyraźnie nie znał numeru, Karol bez słowa wręczył mu małą wizytówkę - zapewne "wypadła" któremuś z wcześniejszych przewoźników. Gangrel podziękował skinieniem głowy, po czym wykonał telefon. Ku jego zdziwieniu dyspozytorka odezwała się w języku angielskim. Rozmowa była krótka: za 10 minut podjedzie po panów samochód osobowy i zawiezie ich dokądkolwiek sobie zażyczą.

Wobec tego czwórka Kainitów nie miała już po co wracać do dworu - spacerkiem ruszyli w kierunku podjazdu.

Nagle Karol zatrzymał się. Czy mu się tylko zdawało? Nie! Naprawdę usłyszał znajomy głosik.

"Bach! Bach przyszedł!"

- Zaraz wrócę. - mruknął do swych towarzyszy, po czym skierował się w pobliskie zarośla.

Tam też coś zaszeleściło, zaszurało i już po chwili mały pupil o krągłych boczkach wspiął się na ramię Lipińskiego.

"Nie bardzo schudł... widać ludność tego miasta nie jest zbyt oszczędna i sporo rzeczy wyrzuca, żywiąc w ten sposób mych szczurzych przyjaciół. No, ale lepsze to niż by malcy mieli z głodu padać..."

Pomimo tego spostrzeżenia, Karol nie mógł się powstrzymać, by nie uraczyć przyjaciela małym ciasteczkiem, które specjalnie na takie okazje nosił w kieszeni płaszcza. Bach zjadł ze smakiem podarek, po czym wspiął się jeszcze wyżej, by do ucha wampira zdać swój raport.

- Szukałem ja, ciągle szukałem.
Drogi niestety nie znałem, badałem
różne drogi, różne progi.
Wreszcie trafiłem, jak żyłem do domu.
Wielkie domisko, ale ani jedno psisko.
Patrzę, szukam, obwąchuję...
I czuję!
Sterta prochu, piasku, pyłu,
jak mój pan pachniała, jak pan.
Grzebię łapką, parskam noskiem
I... i...
jak nie grzmotnie, jak nie kopnie!
Pani stała, nawet miotły nie miała,
ale bolało, oj bolało,
Ledwo iść się dało.
Pełzałem na brzuszku, potem łapkami.
Bolało, oj bolało...


Szczur zaczął użalać się nad swoim losem, wtulając przy tym w szyję Karola. Był na tyle przestraszony, że nie przeszkadzał mu nawet brak tętna właściciela. Ot kierował się pragnieniem bliskości.

Tymczasem pozostała trójka znalazła się przed posesją. Zapadło kłopotliwe milczenie, wszyscy bowiem ciekawie zerkali w stronę Lipińskiego, zastanawiając się, jakie to informacje przyniósł jego mały posłaniec. Niestety, z tej odległości nawet Brian nie był w stanie zrozumieć słów gryzonia. Pozostało im więc tylko czekać.

Jak długo? Niedługo. Już po chwili wszyscy usłyszeli ryk silnika zbliżającego się wozu. Czyżby w Reykjaviku funkcję taksówek przejęły samochody sportowe? Na to by wskazywał hałas motoru oraz fakt, że nie minęło nawet 5 minut od wezwania transportu.

Wtem zza zakrętu wyłoniła się sylwetka żółtego samochodu - tego samego cudeńka techniki, które książę miał już dziś przyjemność oglądać.

"Sorre."


Faktycznie prawnik obiecał jeszcze dziś wysłać posłańca, który przekaże Aligariemu żądane informacje i akta, widać jednak coś sprawiło, że postanowił pojawić się osobiście.

Z piskiem opon zaparkował tuż przed trójką Kainitów. Gdy wysiadał, na jego wargach igrał znajomy uśmieszek.

- Proszę, proszę, widzę, że panowie nic nie robią, tylko obradują w najniezwyklejszych możliwych miejscach. Następnym razem pewnie spotkamy się w toalecie.

Mężczyzna z grubą, zdawałoby się wypchaną po brzegi aktówką podszedł do Roberta i lekko dygnął przed nim. Zachowanie jednak bardziej niż na oznakę szacunku, wskazywało na sarkazm.

- Drogi książę przybywam oto z materiałami, o które mnie prosiłeś oraz kilkoma... informacjami. - mówił w sposób teatralny, wyraźnie się przy tym bawiąc - Będę zatem wdzięczny, jeśli zrezygnujesz z tej kontemplacji otoczenia i udasz się ze mną do środka dworu, by sprawy omówić. Niestetyż, ludzie i martwi liczą czas trochu inaczej, więc byłbym wdzięczny za pośpiech... na miarę książęcych możliwości oczywiście.

Zęby Sorrego błysnęły niczym perły w mroku nocy, gdy znów się uśmiechnął.

Oto Aligarii stanął przed kolejnym dylematem co czynić, nie mógł przecież się rozdzielić... Czyżby więc los pertraktacji z Brujahami miał spocząć w rękach dwójki niekomunikatywnych Nosferatu i na wpół oswojonego Gangrela?


Antoine

Ksiądz uśmiechnął się ciepło do Toreadora, po czym wysunął ku niemu rękę, by ją uścisnąć.

- Tutejsi parafianie zwą mnie Ojcem Munk.

Widząc poruszenie na twarzy Kainity, duchowny uśmiechnął się jeszcze bardziej uspokajająco.

- To tylko zbieżność nazwisk synu, nie masz powodu się obawiać. Wręcz przeciwnie. Twoi bracia przywiedli cię tutaj, bo to ty potrzebujesz wsparcia, jako jeden z niewielu, którzy... którzy mają lub będą mieli siłę, by ocalić nasz świat. Proszę, chodź za mną do zakrystii. Ona wiedziała, że przyjdziesz i czeka teraz na ciebie, mój synu.

"Ona? Zakrystia?"

Archont skinął tylko głową swemu kamerdynerowi, aby ten poczekał, po czym ruszył za księdzem, przeciskając się między rzędami ławek ku niedużym drzwiczkom z boku ołtarza. Raz tylko obejrzał się na Malkavian, lecz ci wyraźnie zagłębili się w modlitwie, zupełnie zapominając o swoim bracie.

Gdy wszedł do zakrystii owiał go przyjemny zapach ziół i kwiatów. Było to o tyle dziwne, że w niedużym pomieszczeniu z dębowym biurkiem i kilkoma innymi meblami, nie było żadnych roślin. Czyżby doskonały odświeżacz powietrza?

Duchowny raz jeszcze obejrzał się na swego gościa, jednak nie przystanął. Szedł dalej, aż doszedł do kolejnych drzwi. Zapraszająco uchylił je, a zapach ziół stał się jeszcze mocniejszy, kusząc tym samym i wabiąc przybysza.

- To tutaj. – rzekł ojciec Munk Ona bardzo kocha kwiaty.

Kim była owa Ona? Już wkrótce Antoine miał się o tym przekonać.
Gdy przekroczył kolejny próg, jego oczy zostały porażone bardzo intensywnym światłym, które też wyraźnie podnosiło temperaturę wewnątrz. Moment strachu minął jednak szybko. Okazało się, że tajemniczy pokój był po prostu pełną roślin szklarnią , co też wyjaśniało specyficzny zapach.

Gdy drzwi zamknęły się za Archontem, zza jednego stojaka wyłoniła się postać kobieca, a raczej... dziewczęca. Nie wydawała się zdziwiona, raczej... wzruszona?


W oczach znawcy piękna, jakim niewątpliwie był Toreador, dziewczę to nie stanowiło żadnego zjawiska. Uroda pełna była skaz, a zbyt mało kobiece ciało miało skłonność do garbienia się, na dodatek dziewczyna miała niedobraną do twarzy fryzurę – staromodny warkocz, i nie używała makijażu. Mimo to jednak... mimo to Antoine poczuł, że gdyby jego serce biło, teraz zabiłoby szybciej.

- Jesteś... – ni to stwierdziła ni zapytała dziewczyna, po czym zmieszała się wyraźnie.

Zdjęła z rąk rękawiczki i podeszła bliżej. Jej oczy skrzyły się radośnie.

- Dobry wieczór, chciałam powiedzieć. Tak często mi się śniłeś, przez co czasem zapominam, że się naprawdę nie znamy. Ale w końcu jesteś...

Dziewczyna podeszła bardzo blisko, lecz dostrzegłszy zdziwienie w oczach Archonta, wycofała się niczym płochliwa łania do swych roślin.

- Powinnam chyba zapytać czy wierzysz w Boga, ale... właściwie to nieistotne. Jesteśmy podobni. Tak jak i ciebie, Stwórca obdarzył mnie mocą – błogosławieństwem i przekleństwem zarazem – a moc owa polega na śnieniu. Wędrując w snach widzę przyszłość i przeszłość. Widzę ludzi i tych, którzy ludźmi kiedyś byli...
– dziewczyna uporczywie wpatrywała się w jakiś kwiat, wyraźnie bojąc się spojrzeć na twarz Antoine’a... bojąc się jego dezaprobaty – Ja jestem Pieczęcią, tylko spajam boskie wizje. Nic nie tworzę, ani nic nie niszczę... Po prostu jestem, niczym drogowskaz. To nie ode mnie będzie zależała przyszłość tego świata, ale... od takich jak ty.

Zapadło milczenie, dziewczyna wyraźnie walczyła ze sobą... wreszcie podniosła oczy i spojrzała prosto w źrenice Toreadora. A może jeszcze dalej?

- Ja... wiedziałam, że się w końcu spotkamy i gdy marzyłam o tej chwili... zawsze wyobrażałam, sobie, że pytam cię o imię. Twoje własne imię, bo jego nie znam i nigdy nie poznam, jeśli ty sam mi go nie zdradzisz...
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 12-02-2008 o 18:41.
Mira jest offline  
Stary 12-02-2008, 23:59   #138
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

Przez chwilę Nosferatu jakby zapominając o reszcie kainitów, głaskał pieszczotliwie swojego gryzonia po włochatym karku aż ten w końcu się uspokoił.

-Już w porządku przyjacielu, przy mnie nic ci nie grozi. – szepnął jeszcze do szczurka i zostawiwszy go na ramieniu powrócił do towarzyszy. Ku jego niemiłemu zaskoczeniu ten pyszałek Sorre, który ośmielił się pyskować radzie powrócił najwyraźniej z jakimiś raportami.


-Oh miło znów pana widzieć – Karol odezwał się nagle za plecami człowieka, który drgnął przestraszony nieoczekiwanym pojawieniem się wampira. – Mam nadzieje, że tym razem przybył pan z czymś konkretnym a nie z samymi pustymi słowami?

Nie czekał jednak na odpowiedź człowieka, nie miał czasu w tym momencie przeglądać raportów, zresztą ewidentnie ten zaszczyt miał spaść na barki Księcia.

-Właśnie wszedłem w posiadanie dosyć ważnej informacji o można by rzec stanie wampirów w mieście taaak, ale najpierw muszę ją zweryfikować i dopiero po upewnieniu się co do jej prawdziwości przekaże ją państwu. Mogę rzec jedynie, że obecna ilość Nosferatu w mieście wynosi dwóch osobników.– powiedział oficjalnie z niechęcią spoglądając jednocześnie na prawnika.

„Na pewno nie powiem nic więcej przy tym człowieku, nie pisnął ni słowem o hrabinie a to już jest podejrzane.” – gdzieś głęboko w umyśle kainity rosło pielęgnowane z uczuciem zwątpienie co do pana Sorre Kostlleh. Lipiński będzie miał na niego oko a w zasadzie ucho.

-Jednocześnie z przykrością muszę stwierdzić, że obowiązki nie pozwalają mi dołączyć do panów o ile oczywiście moja obecność nie będzie szalenie konieczna. – tutaj spojrzał pytająco na Stańczyka- Niemniej jednak wolę zostać tu i rozwiązać pewne gryzące mnie problemy…te o, których wcześniej rozmawialiśmy i prosiłbym również o załatwienie w związku z tym sprawy z malkavianami.– ostatnie zdanie skierował wyłącznie do władcy.

Chwilę później szedł już w kierunku garażu, w którym mieszkały szczury jeszcze niedawno należące do Gustawa. Kto mógł go dopaść? Czyżby ta cała hrabina Munk maczała w tym palce?

„Często odwiedzał miejsce, gdzie pamięć trwa wiecznie, a natchniona wiatrem kobieta krew sączy ze swego imienia, przelewając w umysł Gustawa słowa i myśli nieznane.”

Zanim się zorientował był już z powrotem w środku, teraz wystarczyło jedynie przekonać szczury, aby oddały się pod jego protekcję. Żaden gryzoń jednak nie wystawił choćby łebka ażeby sprawdzić, jakiego miały gościa. Miał nadzieje, że tym razem „czarny jezus” jak nazwał go Karol nie przeszkodzi mu w niczym.

- Wiem, że tam jesteście, nie bójcie się i wyjdźcie…waszego pana już nie ma i jesteście wolne. Teraz tylko ja mogę was obronić. Podejdźcie i napijcie się mojej krwi a obiecuje wam, że nikt was nie skrzywdzi. Wybór należy do was…żyjcie w spokoju i dostatku albo umierajcie jak resztą.
 
mataichi jest offline  
Stary 15-02-2008, 18:17   #139
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Toreador lubił piękne kobiety, podziwiał, jego wampirze od setek lat serce miało zdolność do dziwnych odczuć, które ludzie nazywają miłością. Może nie było to uczucie do końca spełnione, ale i tak stanowiące coś najpiękniejszego w nocnym, mrocznym istnieniu Toreadora. Zdolny był także, jak każdy z jego klanu, do podziwu nad pięknem. Ta dziewczyna była piękna. Nie była bynajmniej ładna, ale posągowe rysy, niby z marmuru carraryjskiego, nie zawsze stanowiły to, czego poszukiwał. Była jednak urocza, miła oraz wyczuwało się w niej coś więcej niż tylko powierzchowność. Inna rzecz, że ta ostatnia także nie była zła. Toreador nie mógł nic poradzić, że odruchowo taksował ją wzrokiem łapiąc skazy i natychmiastowo znajdując sposoby im zaradzenia. Nie miała wyglądu księżniczki z bajki i ktoś jej powinien powiedzieć, iż dziewczyna nie powinna się garbić. Fryz zaś na pewno nadawał się do zmiany, sukienka także, przynajmniej według Antoine, który nie cierpiał takiego kroju. Sukienki ściągane bezpośrednio pod stanikiem powinny, według niego, zniknąć z rynku jako dziwaczny rodzaj koszmarka. Takich kilka prostych zmian na pewno by ja zmieniło. Bowiem facet jak facet, ale kobieta powinna mieć urodę! Jednakże patrząc inaczej, rysy miała regularne, nos prosty, ładne, pełne usta i czarujące oczy. Była, owszem, młodziutka. Kompleks Lolity natomiast to coś, co akurat archonta nie dotyczyło. Jednak ta dziewczyna, zapewne uczęszczająca do miejscowej High School, nie kojarzyła mu się z Dolores Haze. Może dlatego, że była starsza od bohaterki powieści Władimira Nabokowa, ale przede wszystkim w jej oczach nie było owych przepełnionych erotyką iskier, które uwodzą starszych mężczyzn, lecz jakaś dziwna powaga oraz niewinność. Natomiast samo ciało, cóż, archont zdecydowanie preferował smuklejsze niewiasty niżeli te, które swoim pędzlem wyczarowywał na płótnie Rubens.

Jej słowa zaskoczyły go. Tak dużo informacji, a jednocześnie dalej koszyk pełny zagadek. Ba, po wysłuchaniu jej i ojca Munka czuł się jeszcze głupszy niż wcześniej. „Ratowanie świata”, „Pieczęć”, „śnienie”? O co tutaj chodzi?
- Jestem Antoine Lasalle, madmoiselle – przedstawił się spełniając jej życzenie. Ujął jej prawą dłoń delikatnie całując tak, jak to czynił od wieków witając damę. – I nie wiedziałem, że zwykła wyprawa do tego uroczego kościółka pozwoli mi poznać tak niezwykłych i zagadkowych – dorzucił znacząco – ludzi. Cóż znaczą bowiem twe słowa, ojcze, dotyczące ocalenia świata? Oraz sprawy pomocy? Nic nie wiem na ten temat. Skoro zaś ty masz taką wiedzę, to czy mógłbyś się ze mną podzielić? Przybyłem tu bowiem tyleż dla kontroli obecnych władz, co na odpoczynek. Mając nadzieję, że usadowię się spokojnie w jakimś pięknym domu i wśród szumu drzew będę słuchał symfonii Vivaldiego. Tymczasem natychmiast niemal próbowano mnie wysadzić w powietrze, nie mówiąc o innych sprawach dotyczących niejakiego Lalk ... oraz pewnej osobniczki, których imion nie chcę wymawiać tutaj. Jeśli masz ojcze wiedzę jakąkolwiek, nie trzymaj mnie w niepewności.
- Pani o pięknych oczach
–zwrócił się do dziewczyny, której oczy rzeczywiście stanowiły najatrakcyjniejszą część powierzchowności. – Znasz mnie, jak widzę, ale kimże ty jesteś? Wierzę ci, gdyż jeżeli czekałaś na mnie, któż mógł ci o tym powiedzieć, skoro dwa tygodnie temu ja sam byłem jeszcze na Półwyspie Malezyjskim nie wiedząc, że przemieszczę się przez pół globu od tropików do ziemi chłodu. Lecz jeśli widzisz tak wiele, to czy mogę prosić cię o radę i pomoc? Wprawdzie teraz - zerknął na przegub ręki. –Jest jeszcze zbyt wcześnie na otwarcie kawiarń, bym mógł panią zaprosić do miejsca, gdzie moglibyśmy porozmawiać nie przeszkadzając ojcu, który przecież odpowiada za cały kościół. Niemniej, jeżeli miałabyś czas i chciała mi towarzyszyć do jakiegoś miłego lokalu, jeżeli zgodziłabyś się przyjąć zaproszenie, za kilka godzin, lub, powiedzmy, po południu, kiedy słońce skryje się, byłoby mi niezwykle miło.
Toreador rzeczywiście chciał z nią porozmawiać, a nie wiedział za bardzo, jak się zachować. Kawiarnia wydała mu się naturalnym miejscem, gdzie swobodnie mogą porozmawiać. No i może udałoby mu się ją nakłonić do zmiany tych paru nie podnoszących jej zewnętrznych walorów, drobiazgów. Jeżeliby się zgodziła planował po prostu podjechać białą Toyotą Camry, którą Stephen załatwił w wypożyczalni wozów. Reykiavik zaś ona znała i tak lepiej, więc tutaj zdałby się na jej prowadzenie. Tylko chwilowo do otwarcia najbliższych kawiarń było jeszcze kilka godzin, tymczasem odkrywane przez ojca Munka oraz dziewczynę rąbki tajemnic jeszcze bardziej pobudzały ciekawość.
- Przepraszam państwa – nagle przeszedł na inny temat, - Czy mógłbym prosić o szklankę herbaty? Przykro mi – uśmiechnął się – ale ja naprawdę lubię. Jeśli nawet nie mogę się nią odżywiać, przecież niewątpliwie mogę delektować smakiem.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-02-2008, 14:25   #140
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Organizacja wszystkich czynności związanych z zarządzaniem miastem była naprawdę niewdzięczną pracą- ciągle pojawiały się problemy, przeciwności przychodziły całymi grupami, a gdy już miało się zrobić od dawna planowaną rzecz, pojawiało się pięć innych spraw. Cóż jednak, na taki los zgodził się Robert, gdy został księciem miasta. I bynajmniej, takie zajęcie całkiem mu się podobało.

Rozejrzał się wokoło- z jednej strony widział ironiczny uśmieszek Sorre, młodego i dość aroganckiego człowieka, z którym spotkania jednak Aligarii zaliczał do tych milszych chwil. Mężczyzna mówił z sensem, umiał się dobrze i kulturalnie wysłowić (chociaż często trudno było szukać w jego słowach szacunku dla funkcji Ventrue, to czego miał oczekiwać po zwykłym adwokacie), a zarządzanie całym majątkiem w mieście bez niego zdawało się czymś niemożliwym.

Dalej natknął się na zasłoniętą twarz Karola, zdawałoby się- najsensowniejszego ze wszystkich tutejszych radnych. Jako jedyny miał naprawdę dobre propozycji, jako jedyny potrafił się czymś zająć... Zdawał się być bardzo wartościowym podwładnym, a jako sojusznik z pewnością byłby nieoceniony. Umysł Stańczyka klasyfikował go jako kogoś wartego uwagi.

Brian i Nino. Ich naczelnym atutem była sprawność. Już Dominik nauczył Roberta doceniać siłę drzemiącą w ludzkim ciele, która dzięki wampiryzmowi tylko wzrasta. Bo chociaż Aligarii od zawsze pławił się w sztuce dyplomacji to doskonale pamiętał zasadę, iż na jednego polityka powinno przypadać przynajmniej czterech wojowników- bo słowa zadziwiająco często zmieniają się w czyny naprawdę agresywne.

Z nieporuszoną miną uderzył laską o ziemię.

- Dobrze. Pan Brian i pan Vengador proszeni są o skorzystanie z zamówionej taksówki i udanie sie do tego miejsca- ze swego notesu Robert wyrwał kartkę z zapisanym wcześniej przez prawnika adresem ulubionej knajpy brujahów- i znalezienie niejakiego "Georgie", ich lidera. Tam po prostu spróbujcie znaleźć z nimi wspólny język i utrzymać rozmowę do czasu mojego przybycia. Potrzebujemy ich wśród nas, musicie więc się postarać. Sam zaś dojadę na miejsce jak najszybciej tylko będę mógł, jeżeli tylko nasz przyjaciel- spojrzał na człowieka, stukając o ziemię laską, dla rozpoczęcia nowej wypowiedzi- zgodzi się pomóc mi i zawiezie mnie na miejsce swoim pojazdem, gdy tylko skończymy naszą rozmowę. Jak mniemam, automobil pana Kostllehra jest szybszy niż taksówka, więc powinienem być na miejscu naprawdę szybko.

Zrobił krótką pauzę, zauważając nadjeżdżającą taksówkę. Gdy ta zatrzymała się obok, znacząco spojrzał na Gangrela i Nosferatu, po czym znów zaczął mówić.

- Panie Kostlleher, zapraszam do środka- proponuję tą salkę, w której poprzednio rada odbywała naradę- nie mamy jeszcze mebli, a tam przynajmniej można usiąść i skorzystać z tablicy. Proszę zająć miejsce i poczekać chwilę, niebawem do pana dołączę.- zerknął jeszcze raz na prawnika, po czym ruszył w ślad za Lipińskim.

Stanął za nim, obojętnym wzrokiem spoglądając na rozmowę wampira ze szczurami, gdy zaś ta dobiegła końca, odezwał się cichym, spokojnym głosem.

- Dlaczego musiał pan tu koniecznie zostać? Chciałbym dowiedzieć się tego, co pan już wie. Szczególnie czegoś o drugim z Nosferatu...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172