Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2009, 14:59   #91
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Ładnie zalegam z terminem, aż wstyd się pokazywać
Post dziś lub jutro zależy od pewnych spraw osobistych.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 30-11-2009, 21:09   #92
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
No i post Szarleja jest.
Mój powinien jutro. Jeśli miachau zdążysz przede mną to luz, jak nie to masz pierwszą niesubordynację.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 01-12-2009, 22:34   #93
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
No i mapa się nie pojawiła. Także nie dowiedzieliście się jak zginął Brown. Ale nie chciałem już tak daleko nadganiać.

Zatem tak, miachau pierwsze ostrzeżenie.

Kolejny termin to środa 9 grudnia do godziny 24

Chciałbym żeby tym razem trzymać się tego terminu. Ale jeśli taka współpraca będzie jak była teraz to mogę z góry powiedzieć, że przedłużam o jeszcze jeden tydzień niech tylko będę miał co robić pisząc PW.

Col. Frost, nie masz za wiele innych możliwości o ile chcesz się dowiedzieć co jest za drzwiami. Kto chce może pójść za nim - oprócz Colina. Który celuje w Jacquesa. Do ciebie dojdzie za to Benz. I tutaj też bez PW nie widzę posta. Chyba, że pociągasz za spust. :P
Wiem tylko, że Nikołaj będzie tez chciał pogadać z wojskowym :P

Powodzenia i pozdrawiam
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 01-12-2009, 22:45   #94
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Czy ja jestem aż tak przewidywalny?
Post świetny, o tyle o ile wcześniejsze lekko wyrywały z stagnacji ten wyszarpnął nas z korzeniami.
Bebop, poczekaj na mnie! Poczęstuj mnie francuzem
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 06-12-2009, 13:22   #95
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Na prawdę coraz ciekawiej się robi! W dodatku sam Leblanc wpadł w moje ręce, oj niczego nie obiecuję Szarlej

Wspominałem już, że Harlow nigdy nie przepadał za Francuzami?
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 09-12-2009, 20:20   #96
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Post krótki ale jest, nie chciałem pozbawiać Colina możliwości zabawy z francuzem. Pamiętaj Bebop zostaw tylko trochę na potem
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 26-12-2009, 22:17   #97
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Co się dzieje zapytacie?
Nic :P Przyśpieszyłem trochę akcję z racji, że kolejna tura była by nudna z racji waszych postaci. Dlatego postanowiłem zmienić trochę zakończenie naszej podziemnej przygody. Oczywiście to nie koniec.
Co to, to nie.


Jak już niektórzy wiedzą a inni się może domyślają, nasza przygoda będzie się toczyć w przynajmniej jeszcze jednym miejscu, aż dojdziemy do sedna spawy.
Każdy powinien dostać odpowiednie PW z dalszymi instrukcjami.

Termin standardowo do przyszłej niedzieli czyli do 3 stycznia 2010 roku. "Standardowo", bo jak zauważyliście różnie to bywa. Ale ja nie narzekam, bo piszecie dużo PW do mnie od pewnego czasu.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 07-01-2010, 12:43   #98
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Post w dość dziwnej formie z prostej przyczyny, zgubiłem gdzieś dialog, który robiłem z Fabiano. Dlatego też zamiast rozmów macie ich streszczenie a całość jest w dość zbitej formie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 02-02-2010, 16:36   #99
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Dałem czadu z terminem, nie? Nom tak jakoś, chwilowy brak weny a potem przedsesyjna gorączka mnie dopadła.
Sprawa w poście chyba jest klarowna.

Colin może jeszcze z 2 zdania zamienić z Mikem - którego ja odgrywam z racji braku zainteresowania przez michaua LastInem.

Nikołaj ma kilka wyjść. Jak na razie sprawa otwarta się wydaje.

Michaela czeka oczywiście rozmowa z Benzem. Z racji różnic czasowych może ktoś się jeszcze załapać na rozmowę w jednym z Centrów Handlowym. Ale to od was zależy co wykombinujecie.

Jak już też napomknąłem BNowałęm Mike.
Termin jest od tej pory otwarty, bo jest nas nie za wiele. A rozumiem, że grać chcecie dalej. Więc nie ma żadnych ram czasowych. Oczywiście mile widziane jest przenie do przodu w swych postach. Ale tego wam nie muszę mówić, bo ostatnio robicie to bardzo ładnie.
A chyba każdy z was ma sytuację dość ciekawą.
Zatem miłego pisania.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 23-08-2010, 20:09   #100
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Halo! Halo! Żyje tu ktoś!
.. ktoś ktoś ktoś...

No tak echo, jak to w jaskiniach.

Udało mi się odzyskać sporą część a nawet chyba i wszystkie nasze posty. Na razie wrzucam tutaj a z czasem może znowu je wrzucimy do sesji. Co Wy na to?

Szarlej:

Nikołaj pokuśtykał do stolika i wyjął z wazonu kwiat. Oparł się o barierkę łóżka i obrócił różę w palcach.
-No przyjacielu, wstawaj.
Cisza zakłócana jedynie przez aparaturę, francuz nawet się nie ruszył. Radović pokuśtykał do niego i potrząsnął za ramię, żołnierz otworzył zamglone, wpatrzone w sufit oczy. Nic nie mówił oddychając ciężko przez maskę dostarczającą tlen. Był chyba w szoku, Nikołaj pomacha mu kwiatkiem przed twarzą
-Widzisz mnie?
Odpowiedziały mu pomruki, chociaż spojrzenie, stopniowo co raz bardziej przytomne dawały nadzieję na rozmowę. Chyba nawet na niego spojrzał.
-Rozpoznajesz mnie?
LeBlanc dziwnie pomachał głową, jeden francuz wiedział czy to było potwierdzenie czy zaprzeczenie. Żabojady wszystko robiły dziwnie, nawet nie potrafiły po ludzku potwierdzić. Coś zamamrotał, chyba maska mu przeszkadzała mówić. Nikołaj, człowiek prosty, wiele się nie zastanawiając podniósł maskę. Francuz dalej mamrotał, chyba coś po ichniemu… Serb postanowił uprzedzić nieprzyjemne, możliwe wypadki i uprzedził:
-Nie krzycz tylko, bo zginiesz.
LeBlanc nie wyglądał na kogoś kto mógłby krzyczeć. Uspokoił się jeszcze bardziej. Spojrzenie jeszcze bardziej się wyklarowało, patrzył mechanikowi prosto w oczy. Rozejrzał się, znów spojrzał na Nikołaja i zmarszczył brwi.
-Możesz mówić?
-Dureń - wymamrotał powoli i z lekkim problemem.
-Czyli możesz.
Nikołaj dokuśtykał z powrotem do poręczy i z ulgą się oparł. Nie ma co, kaleka zabrał się za przesłuchiwanie leżącego.
-Opowiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.
Nikołaj chwycił kwiat tuż przy płatkach i końcem łodygi prawie dotknął zabandażowanej ręki LeBlanca.
-To jak?
-O władzę - głos miał chwiejny ale słyszał go wyraźnie. Oddychał płytko i w przyśpieszonym tempie.
-Konkrety.
LeBlanc chwilę patrzył się na niego płytko oddychając, jak by na coś czekał.
-Powiedz konkretnie o co chodzi
-Żadnych konkretów - mówił powoli – po prostu (pauza) wszystko co do tej pory myślałeś o świecie jest nieprawdą. - dłuższa pauza, oddech zrobił się świszczący. - Wills to tylko klapek. Jak to się u was mówi? Płotka. - kilka głębszych wdechów. Klatka piersiowa coraz bardziej się unosi i opada - Maska!
Nikołaj zaklął i szybko pokuśtykał by założyć francuzowi maskę z powrotem. LeBlanc zrobił kilka głębszych oddechów. Na twarz wróciły kolory.
-Możesz mówić przez maskę?
Odpowiedział mu bełkot, chyba nie... Albo mówi coś po ichniemu.
-Czyli nie. Zrobimy tak, będę ją zdejmował i zakładał. Założę jak skiniesz głową. Gdy uznam, że nie mówisz całej prawdy nie dostaniesz tlenu. Proste, prawda? A teraz kontynuuj.
Zdjął maskę.
-Co mam kontynuować.
Werwa najwyraźniej wróciła, cóż Radović wiedział jak jej pozbawić.
-Widzisz przyjacielu to Twoje zmartwienia by mnie zabawić. Ładnie zacząłeś, kontynuuj jeśli chcesz pooddychać.
Leblanc jakby westchnął. Rozejrzał się po pokoju.
-Nie ja jestem tutaj graczem. Ja miałem was tylko odwieść od tego żebyście coś odkryli. Miałem was zwodzić. A co ja jestem pies? Dlatego jak tylko zobaczyliście te cholerne rury to na muszkę i z powrotem. - wypowiedzenie tego zdania zajęło mu długo czasu. Nie raz i nie trzy robił dłuższe pauzy. Serb nie czuł wyrzutów sumienia za doprowadzenie żołnierza do takiej stanu. Zacmokał z niezadowolenia.
-Kiepsko, tym razem dostaniesz maskę ale następnym razem bardziej bym się starał na Twoim miejscu.
Założył maskę i odczekał dłuższą chwilę nim ją zdjął.
-Co to za tajemnica i kto jest graczem? Może pytania Ci pomogą.
-Tajemnica jest dalej tajemnicą.
Po krótkiej pauzie kontynuował.
-Graczy jest wiele. Stany, Niemcy, GB. To jest gra o wielką świeczkę Gruzinie. Wy byliście tylko dla zabawy mediami. Trochę za dużo widzieliście. Rury, łańcuchy. Ale oni się wykręcą. - zakaszlał. Odczekał chwilę i zaczął dalej mówić - Nie wiem jakie to wszystko ma znaczenie. Ale znam Morsa. Ten człowiek jest teraz dla was cieniem. - Zaśmiał się.
-Jestem Serbem.
Radović skrzywił się ale dał rannemu odetchnąć.
-Ten Mors pewnie był w specsłużbach, zgadłem?
Kiwnięcie głową
-Ty też byłeś, specsłużby nie uczą kul unikać.
Chwilę milczał, dał francuzowi odetchnąć nim zadał następne pytanie.
-Czego wszyscy szukają?
Przesłuchiwany odwrócił wzrok.
-Czegoś co ma być potwierdzeniem. To jakby pierwszy etap jakiegoś planu. Nie wiem...
Coraz szybciej się męczył, nie było z nim dobrze. Sam był sobie winien. Francuz uzyskał możliwość ponownego odetchnięcia, niech się łudzi, że przeżyje.
-Potwierdzeniem czego? Związku nazistów z brytolami?
Francuz ponownie spojrzał na Ciebie i niego się bezgłośnie.
-Co to to nie. Nie wiesz co tam robili Naziści, prawda? Oni próbowali się dokopać do Londynu jełopie. W jakim celu? Nie wiem, ale to była akcja na ostatnią chwilę. A ta cała mistyfikacja z wybuchami i odkryciem jaskiń... - LeBlanc zaczął mocno kaszleć. Krztusić się. - to wszystko było po to by być pewnym.
-Od kiedy podczas podkopywania się używa się... Cholera, słowa mi zabrakło. Elementów radiacyjnych.
Francuz pokiwał tylko głową (ciekawe co to w końcu u nich znaczy?). Chyba nie miał pojęcia.
Radović po raz ostatni dał przesłuchiwanemu odetchnąć.
-I kto tu jest jełopem. To teraz pełna charakterystykę tej Twojej komando foki poproszę.
Francuz tym razem oddychał dłużej, zaczął mówić już bez cwaniaczenia.
-Jest prawą ręką Willsa. Służy w SAS. Wysoki i dobrze zbudowany, ma prawdziwego hopla na punkcie ciała i wydawania rozkazów. Bardzo sumienny i oddany. Prawdziwy żołnierz. Krótko ostrzyżony koło trzydziestki. Gdy trzeba to się odezwie.
-I widzisz... Nie bolało. Teraz sobie pooddychaj.
Założył francuzowi maskę i przeszedł do części „B”. Odłożył kwiat na miejsce i pozbierał z podłogi i łóżka płatki, położył je pod wazonem tak jak spadły. Następnie pokuśtykał do swego pokoju, z szafki wyjął multitoola, paczkę chusteczek i piersiówkę. Na szczęście nikt mu tego nie gwizdnął. Wrócił ostrożnie do LeBlanca i zabrał się do dzieła.
Za pomocą multitoola dobrał się do wnętrza pieczącej aparatury. Układy scalone, kable... Za Chiny by tego nie naprawił. Ale popsuć to co innego. Prawie odkręcił jeden z układów, tak by śruby się ledwo trzymały. Powinno być dobrze. Zakręcił maszynę i schował narzędzie. Wyjął jedną z chusteczek i ostrożnie uważając by nie rozlać namoczył ją w wódce. Przetarł nią stolik, wazon, poręcz, drugi stolik i dla pewności maskę. W oczach francuza pojawił się strach. I dobrze. Na koniec poruszył maszyną, tak jak przewidział układ scalony odpadł a maszyna siadła. Przestała pipczeć, przestała wyświetlać. Gdy Serb czyścił maszynę z odcisków palców francuz zaczął czerwień i się trząść. Cóż... Zabiegane pielęgniarki (a może i drzemiące) nie powinny zwrócić na niego uwagi. Serb wrócił się do swego pokoju, schował do szafki multitoola i piersiówkę. Pokuśtykał do łazienki, otworzył okno i wyrzucił chusteczkę namoczoną w wódce.
Bał się, nie miał doświadczenia w takich zabójstwach. Co innego zastrzelić kogoś podczas wojny a co innego zaplanować zbrodnię tak by gliny się nie przywaliły. Chociaż teraz raczej to nie gliny będą szukały zabójcy a Wils będzie wiedział do kogo przyjść. Chociaż bardzo wątpliwe by chciał zabić Serba tylko za LeBlanca.
Nikołaj położył się do łóżka i chwilę ciężko oddychał. Cała ta akcja zmęczyła go, jeszcze nie odzyskał sił.
Wyjął komórkę i napisał do Benza.
Cytat:
Śledzi Was człowiek Wilsa, były członek SAS. Wysoki, dobrze zbudowany, 30 lat. Ostrzyżony jak żołnierz. Nie ruszać! Na razie jesteśmy bezpieczni, nic nam nie zrobią. To pewne. Jutro mnie wypiszą. Spotkajmy się. Nie ruszajcie żołnierza!
Wysłał. Sen go morzył, ostatnio zbyt dużo się działo a lata w spokoju odzwyczaiły go od działań. Z ulgą zamknął oczy.

Bebop:

Harlow opowiedział swoim towarzyszom o spotkaniu z dziennikarzem, następnie pokazał im zaś kartę pamięci - prezent na pożegnanie od Turzyńskiego. Postanowili nie zwlekać ani chwili i wkrótce udało im się odnaleźć całodobowy zakład fotograficzny. Pracujący tam starszy mężczyzna aż palił się do pracy widząc, iż jego klienci nie zawahają się zapłacić każdej ceny. Ciekawość była jednak zbyt duża by tak po prostu czekać więc grupa skorzystała z komputera by czym prędzej przejrzeć zawartość karty.

Przeglądanie rozpoczęli od filmów, które stanowiły zapis z feralnej wyprawy do jaskini, bardziej interesująco zrobiło się dopiero, gdy natrafili na moment najmniej przez nich pamiętany. Mocne, oślepiające światło, być może użyto na nich granatów błyskowych, jednak co wydarzyło się później i jak zostali przetransportowani, pozostawało wciąż tajemnicą. Następny film odbiegał od poprzednich, tym razem nie ukazywał już jaskini, lecz jakiś gabinet i znajomą twarz jego właściciela, był nim nie kto inny, acz pomysłodawca wyprawy Wills. Turzyński nie był głupim człowiekiem i sprytnie postąpił próbując nagrać całą rozmowę, niestety zabrakło wykonania i towarzyszom udało się dojrzeć niewiele więcej niż buty obecnych tam osób.

Następnie zajęli się przeglądanie zdjęć, przedstawiały one głównie wyprawę, ale również nieznanego Colin'owi pochodzenia maszyny czy schematy. Wszystko to niewiele mówiło Harlow'owi, mocniej jego uwagę przykuł natomiast napis na jednej z sfotografowanych teczek Organisation Todt., może nigdy nie należał do grona wybitnych znawców historii, lecz mimo wszystko nazwa ta brzmiała dość znajomo.

- Nasz dziennikarz sporo się napracował - rzekł Colin wskazując na zdjęcia przedstawiające różne maszyny - Rozumiesz coś z tego Benz?

- Niewiele. Wiem tylko, że spoglądając na to wszystko mamy do czynienia z poważna sprawą. Myślę o dobraniu się do tych akt. - postukał w jedno ze zdjęć. - I dotarcia do oryginałów.

-Organisation Todt? - zerknął na historyka oraz na Benza - Chodzi o tą niemiecką organizację z czasów III Rzeszy?

- Nie zmam tej organizacji. A ty Michale?

- Znam ją doskonale - odpowiedział pewnie Jarecki. - Organizacja Todt zrzeszała praktycznie wszystkie firmy budownicze w nazistowskich Niemczech. Jej nazwa pochodzi od nazwiska jej pierwszego szefa Fritza Todta. Organizacja zbudowała chociażby Linię Zygfryda, Wał Atlantycki, Linię Gustawa, ośrodek badawczy w Peenemunde, wiele kwater Hitlera, lotniska, ważniejsze drogi i koleje, rozbudowała też Wał Pomorski. Jednym słowem, gdy budowano coś istotnego dla istnienia niemieckiej machiny wojennej Organizacja Todt prawie na pewno brała w tym udział. I tu rodzi się pytanie, co u licha jej członkowie robili kilkanaście metrów pod powierzchnią Londynu?

- Lepiej zróbmy kopie tych zdjęć dla każdego z nas, tak na wszelki wypadek, gdyby komuś coś się stało - Harlow wziął głębszy oddech i spytał - A co z Nikolaiem? Kontaktował się z tobą?

- Dostałem smsa, że mamy strzec się jakiegoś żołnierza. Że niby ktoś nas śledzi. Uważa, że nic nam nie grozi. Ale on nie wie, co mamy właśnie w rękach.

- I dobrze by było, gdyby się nie dowiedział. Jeżeli ktoś nas obserwuje, a my pójdziemy prosto do zakładu fotograficznego czy punktu ksero, może się domyślić, że coś mamy. Już sam fakt, że się tu spotykamy może mu się wydać podejrzany. Tak myślę... - rzucił na koniec niezbyt pewnie historyk.

- Obaj macie rację, musimy dotrzeć do oryginałów, a jeżeli Nikolai ma rację to musimy uważać na tego żołnierza, w razie czego mam pistolet, ale chyba nikt z nas nie chce rozlewu krwi - powiedział Harlow - W każdym razie podtrzymuję moją propozycję, wykonamy tutaj kopie zdjęć dla każdego z nas, wypadałoby również ukryć gdzieś kartę pamięci, aktualnie to nasz najbardziej wartościowy dowód, gdyby wpadł w ręce Willsa... Nawet nie chcę o tym myśleć, zostalibyśmy praktycznie z niczym. Co o tym sądzicie? Macie jakieś pomysły, gdzie można ją ukryć?


- Nie. Myślę, że skoro możemy być śledzeni, to bez różnicy. Ale jeśli nie jesteśmy, bo na przykład uważają, że nie stanowimy im zagrożenia, to można ukryć choćby w jakiejś skrzynce depozytowej. Załóżmy, na dworcu.


- Oprócz tego musimy się przegrupować, jak najszybciej spotkać z Nikolaiem i razem opracować jakiś plan. Postaramy się jednak najpierw jakoś zgubić ogon, zgadzacie się?


- Coś sugerujecie?


- Nie wiem czy to dobry pomysł, ale może powinniśmy się chwilowo rozdzielić? Gdyby chcieli się nas pozbyć już by nas nie było, póki co tylko nas pilnują. Moglibyśmy rozdzielić się i każdy na własną kieszeń spróbowałby zgubić ogon, potem spotkalibyśmy się z Nikolaiem.

Nie spotkawszy się z żadnym poparciem ani też dezaprobatą poprosił fotografa o wykonanie trzech kopii, wręczył je obu towarzyszom i rzuciwszy na koniec krótkie Do zobaczenia opuścił zakład. Miał zamiar za wszelką cenę zgubić pościg, a następnie skontaktować się z ekipą. Nie miał jakiegoś dokładnego planu, nie znał się za bardzo na śledzeniu, ale doświadczenie wyniesione z czasów służby w SAS mogło okazać się pomocne. Postanowił pokręcić się trochę po mieście, najpierw na pieszo, potem taksówką, może również wpadnie do jakiegoś sklepu by zmienić ubrania i bardziej wtopić się w tłum. Liczył na to, iż przynajmniej uda mu się trochę odciągnąć uwagę wojskowego od pozostałych, a i być może na to, że sam zdoła zlokalizować owego mężczyznę.

Col. Frost:


Michael rozstał się z Benzem już na samej ulicy. Zwyczajnie jeden poszedł w prawo, a drugi w lewo. Harlow zdążył oddalić się na taką odległość, że nie było go widać i ciężko było powiedzieć którą drogę wybrał. Historyk mógł mieć tylko nadzieję, że nawet jeśli idzie teraz gdzieś przed nim, prędzej czy później skręci i rozejdą się. Było to zresztą bardzo prawdopodobne. Londyn był ogromną metropolią, nie brakowało w nim ulic i alejek, w których można by zgubić ogon. Jarecki podejrzewał nawet, że Colin może chcieć kluczyć i często zmieniać kierunek swojego marszu.

Blondyn miał jednak inny pomysł. Najpierw poszukał jakiegoś przystanku autobusowego. Po jakichś 10 minutach podjechał zwyczajny autobus, do którego Michael spokojnie wsiadł. Specjalnie zajął miejsce z tyłu obok jakiegoś staruszka, aby móc widzieć całe wnętrze pojazdu. Pamiętał jak żałował, gdy z użycia wycofane tradycyjne piętrowe busy, ale teraz okazało się to całkiem praktyczne. W środku nie mógł przebywać nikt, kogo chłopak by nie dostrzegł. Uważnie obserwował osoby, które wsiadły razem z nim. Gdy większość z nich wysiadła, na następnej stacji również on opuścił ten środek lokomocji.

Następnie udał się w poszukiwaniu postoju taksówek. Nawet jeżeli ktoś wciąż podążał za nim, wzięcie taryfy powinno zmusić śledzącego do tego samego, bądź poddania się. Dopiero po dobrej godzinie Jarecki wsiadł do samochodu, który zatrzymał na ulicy. Taksiarz niezbyt uprzejmie zapytał o cel podróży, na co historyk opowiedział jakimś bardzo odległym adresem. Wiedział, że będzie to spore obciążenie dla jego portfela, ale umożliwi mu spokojną obserwację jadących za nim aut, a długa droga dodatkowo powinna wskazać ewentualny ogon. Mało bowiem prawdopodobnym było, żeby dwa samochody pojechały tą samą trasą przez całe miasto.

Gdy dojechali na miejsce chłopak z ciężkim sercem oddał kilka banknotów kierowcy, po czym udał się na kolejny przystanek. Znał tę okolicę, więc znalezienie go nie zajęło mu dużo czasu. Autobus przyjechał dość szybko, jednak Michaela czekały jeszcze trzy przesiadki, zanim mógł wreszcie udać się do szpitala, w którym leżał Nikolai...

Fabiano:

https://docs.google.com/File?id=dc8rrckc_22d98t2sgr_b

Nikołaja obudził szybki tupot nóg. Nic co szczególnego, ot ktoś biegł po korytarzu. Takich tupotów słyszał wcześniej dziesiątki. Więc co było w tym wszystkim takiego szczególnego, że Serb właśnie teraz otworzył oczy, a serce zabiło mu przynajmniej o raz szybciej? Otóż uśmiercił kilka godzin temu... a może tylko minut? Nikołaj nie wiedział dokładnie ile spał. A zegar ścienny miał akurat za głową. Zaraz kolejny tupot. A jak się skapnęli i próbują go odratować? Albo zorientują się, że to oni? Nieee, przecie cała ta farsa była wykonana wyśmienicie, żołnierzyna na pewno kipnął, pociesza się Radović. Ale nadaremnie...

Okno było otwarte. Czy ta firana zafalowała? Tam ktoś jest? Nikołaj zaczyna, bardzo powoli, spinać się by to sprawdzić, gdy nagle czuje jak czyjeś ręce zaplatają się na jego szyi. Napastnik był szybki i robił to nie raz. Założył ręce w taki sposób, by móc kontrolować krew dopływającą do mózgu. Bez problemu mógł spowodować omdlenie Serba. Ale zawahał się - Nikołaj wyczuł to chociaż nie miał pewności czy ten brak zdecydowania wynika z tego czy napastnik chce go zabić, czy po prostu nie wie gdzie to zrobić?

- Witaj Nikoś. Zostaw... - w harmiderze rozlegającym się na korytarzu (gdzie teraz rozgorzało piekło) coś spadło na podłogę i się potłukło. - zostaw ten pipcik. Dobry chłopak.

Nikołaj czuje ciepły mentolowy oddech na karku.

- Sam chciałem tak postąpić, ale wyręczyłeś mnie. Wcale nie głupio, muszę przyznać. Tylko zapomniałeś czegoś - zaśmiał się. Mentolowy oddech ponownie dotarł do Serbskiego nosa. - Coś tam zostawiłeś i dlatego Ciebie powiążą z jego śmiercią. A później się powiesisz. Świetny plan, świetny. Nawet mamy już oświadczenie dla prasy. O tym, jak zabijałeś przyjaciół w Bośni. To będzie łakomy kąsek dla tych pismaków, nie uważasz? I jaki to mogło wywrzeć wpływ na twoje późniejsze postępowanie. Pięknie, moim zdaniem. Mam nadzieję, tylko, że twój pasek wytrzyma, Serbie, bo...

Urwał, do sali z hukiem, choć całkiem jeszcze skromnym, wleciała gruba pielęgniareczka. Gdy spojrzała na was zdążyła tylko powiedzieć: Co jest do cholerci? I uciekła z krzykiem. Morse puścił Nikołaja zdzielił go po głowie i wybiegł za pielęgniarką w jasny jak słońce korytarz. Nikołaj stracił przytomność na dłuższą chwilę. Gdy się ocknął leżał pod kroplówką z zabandażowaną głową i aparatem oddechowym. Ta cholerna saturacja...

https://docs.google.com/File?id=dc8rrckc_21gx5jtsfk_b

Michael był z siebie zadowolony. Zrobił praktycznie tak jak robiono na filmach. Autobus, później pieszo i taksówka. Dodał do tego od siebie jeszcze z dwa autobusy i znalazł się przy szpitalu. Wybiła godzina zerowa. Nie był do końca pewien czy go wpuszczą na odział, ale nie miał zamiaru poprzestać na laurach.

Szpital nie był za duży, chociaż całość rozciągała się na wielu hektarach. Nie dziwota, że większa część to obszar kliniczny, gdyż nie opodal stał okazały dobytek Uniwersytetu Medycznego. Jarecki wszedł do środka i już na wejściu został potrącony przez jakiegoś kolesi wychodzącego z nadmierną szybkością. Historyk zachwiał się i zatoczył ale udało mu się nie przewrócić. Obejrzał się ze złością na pirata chodnikowego, który to też zlustrował szybko Michaela, wydawał się zaskoczony. Był już daleko i dlatego Michael nie sypnął żadnym wyzwiskiem (był poddenerwowany i to bardzo) w jego stronę, a może dlatego, że coś w spojrzeniu tamtego gościa mówiło mu, żeby tego nie robić? Wszedł dalej. W recepcji dowiedział, się gdzie leży Nikołaj Radivić. Poszło gładko gdy tylko powołał się na znajomości z sir Willsem. Jarecki podążył za wytycznymi, które udzielił mu miły pan w recepcji i gdy już był na drugim piętrze rozległy się sygnały karetek. Dużej ilości. Dopiero później historyk zdał sobie sprawę, że to były wozy policyjne. Ale puki co wszystko wskazywało, na to, że mimo późnej godziny pogada z Nikołajem.

Gdy wszedł na odział, na którym rzekomo leżał Nikołaj, zaskoczył go ruch panujący na tym oddziale i ilość ochrony szpitalnej, która tam krążyła. Gdy podszedł do pierwszej pielęgniarki, która się napatoczyła, szybko dowiedział się, że Nikołaj został przeniesiony na piętro niżej, bo dostał urazu głowy i niedotlenienia. Bo ktoś go zaatakował. I zanim Jarecki się zorientował otoczyło go trzech funkcjonariuszy ochrony szpitalnej z chęcią wylegitymowania. Wypytywali co tu robi o tej porze i skąd zna poszkodowanego. I oczywiście czy ma coś wspólnego z morderstwem. MORDERSTWEM?! zabrzęczało w głowie Jareckiego. Morderstwem Jacques'a Leblanc'a.

https://docs.google.com/File?id=dc8rrckc_23d79jgvhc_b

Colin wysiadł właśnie z taksówki. Czapeczka jaką miał na sobie kupił w jedynym chyba otwartym butiku o tej porze. Wyglądała komicznie. Ale to było najmniejsze jego zmartwienie. To, że taksówkarz patrzył na niego jak na dziwaka, bo kazał mu co drugi rond jeździć po dwa razy w kółko, też. Nie będzie przecież się tłumaczył, że obawia się ogona. Zresztą, Colin jest prawie pewny, że ten ogon ma. Na jednym z rond jakiś ford zrobił dwa kółka zanim zjechał. Harlow zwalczy w sobie pokusę by to sprawdzić i ruszył dalej zwalczać pościg.

Teraz stał na przeciwko budynku, w którym mieści się jego mieszkanie. Cień jaki go spowijał dawał złudzenie bezpieczeństwa i niewidzialności. Obserwował uważnie nielicznych przechodniów. Była zerowa, to też większość ludzi mających ochotę na nocne tułaczki siedziała w centrum. Po prawej miał hotel. Zastanawiał się, czy aby nie wziąć jakiegoś pokoju w hotelu z widokiem na tą ulicę i przyjrzeć się czy ktoś nie obserwuje mieszkania. To mógłby być dobry pomysł.

- Hej, masz szluga? - Harloł początkowo zbył te słowa jakby nie były do niego.
- Ty tam, facet, kolega zadał pytanie. - Odezwał się drugi głos. Colin spojrzał w lewo. Szło tam trzech łepków. Może z 19 lat. Chociaż w tej pewności nikt nie może być pewny. Cała trójka ręce miała w kieszeniach. Jeden palił papierosa. Wychodzi na to, że trzeba było wynająć ten pokój.
- Chyba nie dosłyszy. Może trzeba mu przetrzeć uszy? - powiedział trzeci. Zaśmiali się i ruszyli pewniej w stronę Colina. Tak, trzeba było wziąć pokój.

https://docs.google.com/File?id=dc8rrckc_24gznj9bcs_b

Benz stał w mroku. Przyglądał się siedzibie Rayala. Nie wiedział co tam na niego czeka. Ale nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu. Czy do biura. Miał zamiar wpaść do Willsa i mu nabluzgać. Wiedział, że jest wszystko zamknięte a on najwyżej trafi do celi na 24 niż się dostanie do gabinetu Sir Jozefa Willsa. Ale nie miał pomysłu co innego zrobić. To co widział było wystarczająco niepokojące, by pozostawić to samemu sobie.

Bebop:

Gubienie prawdopodobnego pościgu było zadaniem żmudnym i dość kosztownym, jednak zarazem dla Colin'a niezbędnym. Kilka razy udało mu się zauważyć coś podejrzanego, lecz nie dość by to sprawdzić. W końcu opuścił taksówkę w pobliżu swojego domu, nie miał zamiaru do niego wchodzić, ale miejsce wydawało mu się idealne by spróbować zlokalizować ogon. Ostatecznie mógł zatrzymać się w hotelu, z którego miałby dobry widok na własne mieszkanie.

Jego uwagę odwróciło nagle trzech podejrzanych typków nadchodzących z jego lewej strony, kilka pierwszych zdań, które wypowiedzieli, nie pozostawiało żadnych złudzeń, zbliżały się kłopoty. Aroganccy nastolatkowie o tej godzinie wychodzili na ulice Londynu, zapewne czuli się bezkarni i dość silni by poradzić sobie z pojedynczym celem. Harlow rozejrzał się szybko i czujnie, od hotelu dzieliło go jakieś 70 metrów, droga była wolna w razie, gdyby musiał salwować się ucieczką. Tymczasem grupka nastolatków była oddalona o jakie 4, może 5 metrów, szli spokojnie i pewnie, nie okazując żadnego respektu.

- Chyba nie dosłyszy. Może trzeba mu przetrzeć uszy?

- Nie mam fajek - rzekł cofając się o kilka kroków, powoli przygotowywał się do wyciągnięcia broni - Nie szukam kłopotów.

- Ooo jak w filmie. Nie szukam kłopotów, nie szukam kłopotów. - zaczął szydzić pierwszy.

- A ja myślę, że masz. - powiedział drugi nie zwracając uwagi na kolegę. - Chyba nie próbujesz dać dyla?

- Na prawdę nie szukam kłopotów - rzekł z większym naciskiem, jego palce tymczasem już musnęły pistolet - I mam nadzieję, że wy również ich nie szukacie.

- No zobacz go - mówi ten szydera z uśmiechem. - Grozi nam. Jak dla mnie, to on nam grozi. Widzicie jego czapkę? - wskazał na nią palcem po czym bezczelnie zaczął się śmiać.

- Zamknij się. - warknął drugi w czapeczce.

Trzeci z nich - czarny łebek w dredach albo warkoczykach, który wcześniej praktycznie się nie odzywał, prychnął z pogardą. Drugi był łysym białym facetem, szedł powoli i mierzył Colina czujnym wzrokiem. Natomiast pierwszy z nich niósł jakąś butelkę z zawartością, która mogła być tylko alkoholem. Harlow dość dobrze mu się przyjrzał, chłopak miał rozbiegany wzrok i już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, iż jest nie tylko pijanym, ale też naćpany. Kolejna wiadomość, która nie wróżyła nic dobrego.

- A co tam chowasz w kieszeniach kolo? - zapytał łysy białas - może ciekawy telefon masz? To może zastąpić fajkę. I wszystkim zaoszczędzić kłopotów. - wyszczerzył zęby.

- Uroki Londynu... - ręka zatrzymała się na pistolecie - Nie mam telefonu.

Kolejne kilka kroków do tyłu, starał się utrzymywać bezpieczny dystans. W gruncie rzeczy użycie broni w tym miejscu nie było zbyt dobrym pomysłem, szczególnie jeśli nie chciał skupiać na sobie uwagi. Jeśli dalej będą się tak zachowywać postara się wykorzystać swoją kondycję i dostać się do hotelu albo chociaż do taksówki. Broni użyje tylko w ostateczności.

- Masz masz. Każdy ma. - zawołał głośno wesołek. - A może jakiegoś iphona nawet, co?

- Poka co masz w łapce, kolo. - zarządził łysy, po czym zwrócił się do chłopka z dredami. - Mike złap go.

Mike, czarny facet z dredami, coraz szybciej zbliżał się do Colin'a, zostało mu może ze 4, 5 kroków i już znalazł by się przy nim, jego dwaj kumple zostali troszkę z tyłu, jeden z nich wciąż szyderczo się uśmiechał. Teraz pozostało już tylko podjąć szybką decyzję, Harlow nie miał zamiaru czekać aż jego adwersarz zbliży się za bardzo. Szybko ściągnął z głowy czapkę i rzucił ją w twarz mężczyzny by zyskać chwilę czasu, następnie błyskawicznie się obrócił i rozpoczął bieg w kierunku hotelu.

- Kurwa ucieka! - usłyszał jeszcze z tyłu, zaś tuż obok niego z łoskotem rozbija się butelka.

Lekko obrócił głowę, trzej goście próbowali go dogonić, lecz najwyraźniej nie tylko nie mieli dość dobrej kondycji ani szybkości, lecz również upojenie nie ułatwiało im zadania. Kilka sekund później Colin znalazł się już przy wejściu do hotelu, ale w oddali zdołał usłyszeć jeszcze - Pieprzyć sukinsyna...

Widząc, że jednak postanowili sobie odpuścić i zawrócili w drogę powrotną, podszedł do stojącej nie opodal budki telefonicznej i wykręcił numer Benz'a. Musiał przeczekać kilka sygnałów nim mężczyzna wreszcie odebrał. Okazało się, iż Benz znajdował się właśnie na przeciwko budynku Royal Society, obserwował coś, lecz nie powiedział dokładnie o co chodzi, zresztą Harlow również na to nie naciskał. Na koniec rozmowy powiedział jeszcze w którym szpitalu znajduje się Nikolai i zdradził również jego numer. Po rozłączeniu się Colin zerknął na zegarek, było już po północy, co takiego mógł obserwować Benz o tej porze?

W hotelu wynajął jeden z tańszych pokojów z widokiem na ulicę, na której znajdowało się jego mieszkanie. Przez dłuższy czas ślęczał przy oknie, lecz nie zauważył nic specjalnego. Na ulicy panował prawdziwy spokój, co jakiś czas ktoś przeszedł lub coś przejechało, nie stało się jednak nic co mogłoby na dłużej przykuć uwagę Colin'a. Postanowił nieco wypocząć, drzemka nie trwałą jednak zbyt długo, półtorej godziny później wymeldowywał się już z hotelu i łapał taksówkę.

Na wszelki wypadek znów zmieniał pojazdy i kazał swoim kierowcą kluczyć po rzadko używanych uliczkach, wszystko oczywiście dla bezpieczeństwa swojego i swoich towarzyszy. Londyn o tej porze zdawał się być szary, lecz mimo to miasto wciąż miało swój urok, którym mężczyzna delektował się powoli zmierzając do wskazanego przez Benz'a szpitala.

Kiedy wreszcie dotarł na miejscu z bólem serca wypłacił taksówkarzowi całkiem sporą należność, po czym wszedł do środka. W szpitalnej recepcji panowała atmosfera znużenia, tęga kobieta w okularach siedząca za biurkiem nie wydawała się zbyt sympatyczna, w dodatku wciąż spoglądała na Harlow'a podejrzliwym spojrzeniem.

- Nikolai Radović - rzucił do kobiety - Podobno znajduje się w waszym szpitalu.

- A co to ja jestem Matka Boska, że wiem? Może tak, może nie, to i tak nie jest godzina odwiedzin - odparła wrednie.

- To ważne, niech pani chociaż sprawdzi.

- Nauczcie się wreszcie przychodzić o normalnej porze - powiedziała poprawiając okulary - Jak nazwisko?

- Radović Nikolai, R-A-D-O-V-I-Ć.

- Moment - powoli wstukała nazwisko do komputera - Rzeczywiście mamy takiego pacjenta... ej! co pan wyprawia?! - wybuchnęła, gdy Harlow obrócił monitor by sprawdzić na którym piętrze i w której sali leży jego towarzysz - Tak nie można!

- To już nie ważne - odparł z uśmiechem po czym szybko pognał w kierunku schodów, zależało mu na szybkim spotkaniu z Radović'em.

Col. Frost:

Michael wreszcie dotarł do szpitala. Nie był to duży ośrodek, który przy sąsiednim budynku uniwersyteckim wyglądał zaledwie jak mała część całej uczelni. Historyk pchnął jedno skrzydło podwójnych drzwi wejściowych, jednak w tym samym czasie, z drugiej strony, ktoś zrobił to samo, tyle że z o wiele większą siłą. W skutek tego starcia Jarecki o mało co nie wylądował na ziemi, ale na szczęście zdołał utrzymać równowagę. Osobnik, który o mało co nie posłał go do parteru, przeszedł szybkim krokiem, oglądając się jedynie na człowieka, na którego wpadł. Michael uczynił to samo, ale powstrzymał się od wszelkich komentarzy. Wolał nie zwracać na siebie uwagi, a już sam incydent mógł to zrobić.

Chłopak wszedł do środka i nie rozglądając się niepotrzebnie, udał się wprost do recepcji, w której siedział jakiś mężczyzna, prawdopodobnie będący amatorem domowych wypieków. Spytał się o pokój Nikołaja, ale dowiedział się tylko, że pora odwiedzin dawno się skończyła i żeby przyjść jutro. Wówczas to Michael wpadł na genialny pomysł:

- Pan nie rozumie. Jestem tu z polecenia sir Willsa. Ja mogę poczekać do rana, specjalnie nie robi mi to różnicy. Jednak sir Wills oczekuje mojego telefonu w przeciągu - tu spojrzał teatralnie na zegarek na ręce - piętnastu minut. Jak pan myśli, będzie to telefon o stanie pana Radovicia, czy o recepcjoniście, przeszkadzającym w wykonywaniu bardzo ważnych obowiązków służbowych? - fortel się powiódł. Facet momentalnie podał numer pokoju i piętro, na którym leżał Serb. Jarecki podziękował i udał się do windy. Niestety ta była zepsuta, więc blondyn musiał skorzystać ze schodów.

Gdy dotarł na drugie piętro, z zewnątrz zaczęły dobiegać syreny wielu karetek. Czyżby jakiś karambol drogowy? W sumie mogło to się obrócić na dobre. Niewiele osób powinno się wówczas kręcić na oddziale. Michael pewnym krokiem ruszył przed siebie szukając pokoju z odpowiednim numerem. Wbrew przypuszczeniom historyka, po korytarzu kręciło się mnóstwo osób. Większość z nich biegała w jedną i drugą stronę. Ogólnie panował spory chaos. Jarecki dotarł wreszcie do odpowiedniego pokoju, ale ten okazał się być pusty. Zatrzymał więc jakąś pielęgniarkę i spytał o towarzysza z niedawnej wyprawy. To wszystko zaczynało mu się bardzo nie podobać. Nerwowa atmosfera wokół, wszyscy biegają w kółko, a Nikołaja nie ma w jego pokoju. Okazało się, że został przeniesiony piętro niżej z powodu urazu głowy i niedotlenienia.

Michael zdziwił się. Jak ktoś mógł uderzyć się w głowę i jednocześnie się dusić? Już miał spytać co się dokładnie stało, jednak wówczas do niego i pielęgniarki podeszła trójka mężczyzn, najwyraźniej przysłuchujących się całej rozmowie. Przedstawili się jako funkcjonariusze szpitalnej ochrony. Poprosili o dokumenty, po czym zaprowadzili zdezorientowanego historyka do jakiegoś gabinetu.

Po tabliczce na biurku, Michael dowiedział się, że siedzi w gabinecie niejakiego dr Richarda Dempseya. Został posadzony na miejscu dla odwiedzającego gabinet, a jeden z ochroniarzy zasiadł w fotelu doktora. Dwójka jego kolegów stała w pobliżu drzwi. Siedzący zaczął zadawać proste pytania w stylu imię i nazwisko, adres zamieszkania, czy zawód. Historyk spokojnie odpowiadał, dopiero przy kolejnym pytaniu nie wytrzymał:

- Co pan wie o morderstwie dokonanym na Jaquesu LeBlancu?

- Morderstwie?! Znaczy, że on nie żyje?

- Znał pan LeBlanca?

- Tak - przyznał Jarecki. Żałował swojego wybuchu, no ale stało się.

- A skąd?

- Z takiej jednej wyprawy.

- A Radovicia?

- Również.

- Domyśla się pan kto mógł chcieć śmierci LeBlanca?

- Nie. Nie znałem go zbyt dobrze. Po prostu byliśmy członkami jednej ekspedycji... Radovicia znałem lepiej - skłamał po chwili, aby funkcjonariuszom nie wydało się dziwne, że w szpitalu odwiedza tylko jednego kolegę.

- Zatem przybył pan odwiedzić kolegę, przypadkowo w noc, gdy zabito innego pana znajomego?

- Tak - odpowiedział krótko Michael, czując, że jego sytuacja nie jest najlepsza.

- A dlaczego nie przyszedł pan w dzień, o normalnej porze?

- Miałem dużo pracy.

- Hmm... Rozumiem. Pański przyjaciel leży na pierwszym piętrze. Może go pan odwiedzić.

- Dziękuję bardzo - historyk wstał, jednak nie ruszał się z miejsca. Wyciągnął rękę, w geście prośby o zwrócenie dowodu. - Mogę prosić?

- A tak, oczywiście. Niech pan tylko nie opuszcza szpitala. Policja pewnie również chciałaby zadać panu parę pytań.

Szarlej:

Otworzył oczy, powoli, niepewny co zobaczy. Czy coś zobaczy. Był już gdzie indziej, biała, duża sala z paroma pustymi łóżkami oraz bez telewizora zdecydowanie nie była prywatnym pokojem. Maska tlenowa i pipcząca aparatura z spinaczem na palec sugerowała salę wybudzeń lub coś w tym stylu. Radović niezbyt się na tym znał, za często nie leżał w szpitalu. Zwykle bandażowali go kumple i zszywali rany igłą i dratwą do butów.
Długo się nie zastanawiał. Gdzieś tu mogła być ta foka a on leżał pod aparaturą. Potrzebował stąd wyjść i załatwić sobie klamkę, dużą klamkę.
Zdjął maskę, w przeciwieństwie do LeBlanca nie dusił się, oddychał normalnie. Następnie odczepił spinacz na palcu i zabrał się za zakręcanie kroplówki. Wtedy maszyna zaczęła dziwnie pipczeć. Gdy zakręcił wenflon weszła pielęgniarka. Pochodzenia chyba indyjskiego.
-Zostawić zostawić. Nie wolno!
Spojrzał na nią dosyć nieprzychylnie. Jednym z tych spojrzeń, które wyrażało jedną prostą myśl: "odpierdol się!"
-Wypisuje się.
-Jak to!? Ma pan uraz. Po za tym...
Nie za bardzo wiedziała co zrobić. Wyglądała raczej na przestraszona. Złapała za kartę.
-Oo, uraz głowy, niska saturacja i postrzał nogi. - podniosła głowę. - Nie powinien pan nawet z łóżka wstawać. Nie można chodzić.
Rozejrzał się, kuli nigdzie nie było. Cóż... Złapał szybko za zwisającą z góry pętlę służącą do wstawania i jednym szarpnięciem postawił się do pionu. Syknął z bólu, mimo, że stanął na zdrowej nodze ranna za świdrowała tępym bólem.
-Poproszę papierki do podpisania i kule. Wychodzę.
Na twarzy pielęgniarki pojawiło się oburzenie jednak poszła sobie mrucząc coś do siebie.
Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły Nikołaj z ulgą usiadł na łóżku. Czekał na pielęgniarkę i papierki do podpisania. Zamiast tego przyszła pielęgniarka i lekarz. Ten był nowy, niski, łysy, gruby ubrany w biały fartuch na który miał założony foliowy. Pielęgniarką wskazała ręką upierdliwego pacjenta i coś powiedział. Doktor uśmiechnął się do Serba.
-Oj nie ładnie nie ładnie. Nastraszył pan Imerdin. Co się stało?
-Żądam wypisu.
Lekarz zmarszczył czoło i podniósł brwi. Zdziwiła go ta decyzja.
-Proszę pana. W pańskim stanie zalecana jest hospitalizacja. Nie powinien pan opuszczać łóżka a już z pewnością nie chodzić, po Londynie.
Mówił spokojnie, jakby miał do czynienia z upartym, małym dzieckiem.
-Przyjechałem tu z raną postrzałową a próbowano mnie udusić i pobito! Jak tak dalej pójdzie to wyjdę stąd w worku foliowym!
-Proszę pana. Przed pańskimi drzwiami stoją funkcjonariusze Ochrony Szpitala. Nie pozwolą na kolejny taki incydent. Poza tym, policja chce z panem rozmawiać. Ale powiedziałem im, że jest na razie pan niedysponowany.
Obaj milczeli przez chwilę, w końcu odezwał się lekarz.
-Czy mam zmienić te zalecenie?
-Tak. Będę wdzięczny jak pan w miedzy czasie przygotuje papiery do wypisania.
Lekarz tym razem zmarszczył czoło ze zmartwienia.
-No cóż. Nie mogę pana zatrzymywać skoro pan nalega. Zatem papiery znajdą się niebawem. I zawiadomię funkcjonariuszy. Mogę tylko pana jeszcze zbadać?
-Oczywiście.
Lekarz przyjrzał się mu. Założył pipcik. Spojrzał na ekran. Coś kliknął. Poświecił ci w prawe oko, w lewe. Zmierzył puls. Radović cały czas uważał, lekarz równie dobrze mógł być podstawiony.
-No dobrze. Tylko powierzchowne urazy. Nie może pan forsować nogi. Czym dłużej będzie pan próbował chodzić tym gorzej będzie się goiła. Przepisze panu coś na ból i antybiotyk. Antybiotyk jeszcze przez 3-4 dni. W razie komplikacji proszę przyjść na wizytę. Na szczęście nie ma pan wstrząśnienia mózgu. Ale przebywanie długo na słońcu może doprowadzić do chwilowych duszności. Zatem odradzam plażę.
-Dziękuje.
Lekarz wyszedł, Nikołaj czekał na gliniarzy.

Po paru minutach wszedł policjant w pełnym mundurze i drugi po cywilnemu. Ten drugi wyglądał jak z serialu telewizyjnego, świeżo ułożone włosy, gładka twarz i brązowa marynarka. Jeden z tych za którym kobiety piszczą. Pieprzony laluś z akademii, nie znający ciężkiego życia. To on zabrał głos.
-Dzień dobry, jestem porucznik Stone. Można zadać kilka pytań?
I nie czekając dodał:
-Wie pan o morderstwie - spojrzał w notatnik- Jacquesa LeBlanca? Znaliście się.
To nie było pytania. Nikołaj nie próbował wysilać się na kamienną twarz, nie był dobrym aktorem. Wysilił się tylko na tępy wzrok.
-Co?
Tamten spojrzał na mundurowego i z powrotem na Serba.
-Leblanc został dzisiaj zamordowany. Ktoś grzebał przy jego - spojrzał w notatnik - urządzeniowy do podtrzymywania życia.
Nie czekając na reakcje spytał bez ogródek.
-Kto pana zaatakował?
-Nie wiem. Nie widziałem twarzy.
-Podejrzewa pan kogoś?
Laluś świdrował go spojrzeniem. Wzruszył tylko ramionami.
-Wiem tylko, że było od niego czuć miętą. Jakby używał odświeżacza do ust. Nie mam żadnych pomysłów. LeBlanca znałem tylko z wyprawy.
-Czyli nie ma nikogo kto by chciał pana skrzywdzić? A może Leblanac?
Nikołaj spojrzał zaskoczony na funkcjonariusza, chyba coś źle zrozumiał. Ciągle mu się to czasem zdarzało.
-Słucham? Chyba źle pana zrozumiałem. LeBlanc miałby mnie dusić, uderzyć w głowę a potem się zabić?
-No nie, z raportów wynika, że pana zaatakowano, po tym jak stwierdzono śmierć Leblenca. A zatem nic panu nie przychodzi do głowy? Nikt kto by chciał waszej śmierci?
-Jestem mechanikiem w tym zawodzie raczej nie zdobywa się wrogów. Może ma to coś wspólnego z wyprawą. Ale to tylko przypuszczenie.
-A co miała na celu ów wyprawa, w której braliście udział. To ta o której była mowa w telewizji?
-Chyba tak. Eksploracja tuneli.
-I potrzebowano tam mechanika? W jaskiniach pod Londynem? - pokręcił lekko z niedowierzaniem głową. Po czym zaraz spoważniał - A postrzał, skąd go pan ma?
Radović postanowił najpierw odpowiedzieć na pierwsze pytanie, mimo, że było retoryczne.
-Potrzeba. Popsute radio może oznaczać śmierć dla wyprawy więc potrzebowali kogoś kto będzie potrafił je naprawić. A co do postrzału to nie pamiętam. Ostatnie co pamiętam to jak mi puszcza zatrzask. Chyba spadłem. Potem obudziłem się tutaj.
-O tym w telewizji nie mówili. - zmarszczył czoło i napisał coś w notatniku. - w ogóle o postrzale nic nie mówiono. Kto jeszcze był z wami w tych jaskiniach?
Nikołaj chwilę milczał, przypominał sobie nazwiska.
-Rodger Benz. Brown, imion nie pamiętam. Colin Harlow, Michael Jarecki< Mike Turzycki. A może Turzyński... No i oczywiście ja i LeBlanc.
Oficer zapisał wszystko w notatniku. Po czym znowu spojrzał na niego.
-Nie jest pan Anglikiem, skąd pan pochodzi? Z Bułgarii? Ciekawy akcent.
-Serbia. Czy moje pochodzenie ma coś do rzeczy?
Głos Nikołaja stał się twardy, widać było, że temat mu nie pasuje
-Nie, mam nadzieję, że nie. Ale Serbia. To jest na półwyspie Bałkańskim? Hmm daleko, daleko. No nic.
Wstał i ponownie spojrzał na Serba. Mundurowy zaś nie ruszył się. Nikołaj odwzajemnił spojrzenie.
-Słyszałem, że się pan wypisuje. Czy można wiedzieć gdzie się pan zatrzyma? Możliwe, że będziemy mieli jeszcze kilka pytań do pana.
-Może podam numer komórki? Chyba wynajmę pokój w jakimś hotelu jakby znów ktoś próbował mnie udusić.
-To też, jak można. To gdzie się pan zatrzymuje obecnie? Przecież nie mieszka pan w hotelach. Musiałby pan być naprawdę dobrym mechanikiem.
Spojrzał na Radovića z uśmieszkiem w oczach. Mechanik podał adres i numer telefonu.
-Mam oszczędności. Parę dni pomieszkam w hotelach. W końcu złapanie mordercy to dla Was tylko chwila.
-A tak, nom chwila, jak najbardziej.
Potaknął, po czym zapisał dane w notatniku.
-No dobrze, miłej nocy życzę.
-Owocnej pracy.
Gdy wychodził Serb rzucił jeszcze za nim:
-A jak ja mogę się z panem skontaktować?
-Proszę poprosić o funkcjonariusza Marc'a Stona z Departamet Zabójstw. Połączą ze mną.
-Dziękuje.
Skinął głową i wyszedł. Nikołaj poczekał aż kroki ucichną i z trudem wstał by poszukać swego ubrania i komórki. Gdy ją znalazł naskrobał smsa do Ermina:
Cytat:
Potrzebuje gdzieś zamieszkać i tego co poprzednio ale lepszego. Mogę mieć przyjaciół ze sobą. Niechcianych. Spotkajmy się może koło 11 na boisku. Weź lepiej swoich przyjaciół.
Wysłał a potem wykasował smsa.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172