Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2010, 20:41   #61
 
Katze's Avatar
 
Reputacja: 1 Katze nie jest za bardzo znany
"Podpalanie autokaru, rozpalanie ogniska, kurwa... jak na jakimś jebanym biwaku"- pomyślał Michael. "Do tego pewnie mi nie wierzą w to co mówiłem. A do tego mamy tu kilku napaleńców, którzy patrzą jakby sobie skorzystać z sytuacji i umoczyć... omfg". Rozejrzał się dookoła. Na pewno nie pójdzie w stronę lasu, gdzie jest najciemniej żeby zbierać chrust. "Będę się trzymał blisko grupy to będzie wszystko ok". Czuł jednak, że grupa tak jakby dzieli się na dwa zespoły. Czekających i działających. Sam nie wiedział czy woli zostać i czekać na ratunek czy iśc dalej jak tylko się rozjaśni. "Mogłem więcej filmów oglądać" - zażartował sobie w myślach. Historia tego grubaska w ogóle nie spodobała się Michaelowi. "Za dużo pytań za mało odpowiedzi" - myślał dalej ciągle nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.

- Nie ma na co czekać. Duzi panowie do autokaru, przeszukać go, a wręcz wywrócić na lewą stronę. Reszta w większe grupy po chrust. Jak tylko rozpalimy ognisko, rozdamy też ciepłe ubrania. Co kto ma, niech daje. Nie ma co teraz skąpić bluzy czy kurtki. Co do ogniska, to może w autokarze będzie jakaś flara czy coś, może od tego się zajmie drewno. A jak nie, to będziemy próbować z ropą. Poza tym każdy ma jakieś książki czy czasopisma. Teraz nie będziemy ich czytać, a palić będą się nieźle - usłyszał głos dziewczyny i zdecydował, że najlepiej będzie pójść do autokaru. Zaczął ściągać nakrycia z foteli. Uporał się z większością i zaniósł do powstającego ogniska. Wracając minął po drodze mięśniaka z dziurą w brzuchu. Podszedł do ogniska, rzucił wszystko na stertę i sięgnął po batonika. Wyjął ze swojej torby drugą bluzę i podał dziewczynie o imieniu Jenny
- Komuś może się przydać. Torbę można rzucić do spalenia i tak tam nic nie ma prawie - powiedział Michael i usiadł odwijając batonika z papierka. Notatnik i długopis schował sobie pod bluzę.
 
Katze jest offline  
Stary 25-03-2010, 20:43   #62
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kiedy schylał się po kolejną wiązkę chrustu krew mu podeszła do głowy, w krzyżu coś strzeliło. Prawie się wywrócił, ale na szczęście zdołał oprzeć się rękoma i w tej nienaturalnej pochylonej pozycji wytrwać chwile. Oczywiście wypuścił z rąk to co zdążył do tej chwili pozbierać.
-cholera mruknął
Postękując wrócił do dalszego gromadzenia opału. Tyle, że wolniej no i w mniejszej ilości znosił gałązki. Widział jak kulejący Derek taszczył jakiś gruby konar . Zrobiło mu się trochę nieswojo, nie chciał stanowić ciężaru dla grupy. Zrzucał to co przyniósł na gromadzoną przez Dereka pokaźna już kupę chrustu, tak żeby nikt nie zauważył jak niewiele jest w stanie przydźwigać.
-Słuchajcie, chyba wygodniej będzie jak będziemy wrzucać wszystko na jedną kupę-zaproponował. Reszta bez słowa się zgodziła. otarł pot z czoła.

Większość poubierana była w kilka warstw ubrań. Rozsądnie-pomyślał.
Oddał swoje komuś bardziej potrzebującemu, zachowując tylko jeden sweter na wszelki wypadek. Pewnie i tak nikt by go nie nałożył, miał chyba ze sto lat i delikatnie mówiąc śmierdział. Sam nie potrzebował zbyt wiele. W swoim prochowcu, który był chyba starszy od swetra przechodził już nie jedną zimę. Praktycznie nigdy się z nim nie rozstawał, nawet latem. Dobrze znosił mrozy, lekarze nawet zalecali nieprzegrzewanie organizmu. W jego stanie lepiej jak było zimno niż ciepło.

Ciepło ogniska podziałało na niego kojąco. odruchowo ziewnął. Zobaczył, że i inni poczuli znużenie.Starał się nie rozpamiętywać, ale mimowolnie pojawiły mu się przed oczyma sceny z dzisiejszej nocy. Czy to ze zmęczenia czy z pogodzenia z sytuacją, obrazy jawiły mu się jakby dotyczyły kogoś innego a on był tylko obserwatorem. Tylko kiedy przypomniał sobie twarz tego zmienionego kierowcy wzdrygnął się mimowolnie.
Jeszcze nie jesteśmy straceni-pomyślał
Obawiał się, że wybuch paniki po zajściach z dzieciakiem i kierowcą osłabi i tak już nadwątlone siły ich wszystkich.
-Do tego jeszcze ten wieszczący trup czy inna cholera-pomyślał.
Kiedy Adler szukał kozła ofiarnego coś się w nim wzburzyło, musiał zareagować. Do tego jeszcze ten młodzian, Michael, miał nadzieje że nie zrobi sobie nic głupiego. Trzeba zająć czymś ludzi bo wszyscy powariujemy, taki miał cel, poza tym nie należał do osób które trzymają język za zębami. Z reszta nie raz miał już przez to kłopoty, teraz nie zastanawiał się nawet czy będzie inaczej. Towarzystwo szybko się zorganizowało i dzięki temu mogli teraz bezpiecznie siedzieć przy płonących fotelach czekając na świt. Tylko na chwile przymknął oczy, był taki zmęczony... .
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 25-03-2010, 21:06   #63
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Po propozycji związania doktora, wybuchła wśród was chaotyczna sprzeczka na temat związany z przetrwaniem. Część osób optowała, by poczekać do świtu i spróbować poszukać zasięgu, część proponowała rozpalić ogień i poczekać przy szczątkach autokaru na pomoc.
Cyrus Parker poszedł do wraku i przyniósł troszkę ... jedzenia. No – w zasadzie batoników, słodyczy i napojów gazowanych, ale głód zaspokoić mogą.
Niektórzy wykorzystali czas na odszukanie bagaży i ubrali na siebie więcej ciepłych rzeczy. Świt zbliżał się powoli. Poprzedzało go jednak zimno. Zimno i marznący deszcz. Deszcz w którym rozpalenie ognia było prawie niemożliwe. Ale...
Ale udało się!!!!
Kilka buteleczek mocniejszego alkoholu, fragmenty zniszczonych siedzeń, niepotrzebne szmaty i drewno zebrane w pobliżu strumienia. Wszystko to dawało więcej dymu niż ognia, lecz ... było ciepłe.
Ponowne przeszukanie wraku niewiele dało. Wasze zapasy powiększyły się o kilka drobiazgów, ale lepsze to niż nic.
Jako większość z was była nieźle przemarznięta, niektórzy nawet przemoczeni, stłoczyliście się wokół ogniska. Padły kolejne imiona i w zasadzie wszyscy już wiecie, kto jak się nazywa, za wyjątkiem nieprzytomnego człowieka z obitymi żebrami oraz niezbyt rozmownego – najwyraźniej szalonego „studencika”.

Mimo ognia i ciepła jaki daje, mimo smaku słodyczy w ustach wasze nastroje, delikatnie rzecz ujmując, są .. ponure. Niektórzy z was myślą zapewne o śmierci. Inni o samym umieraniu. Mało kto jednak o ocaleniu. Dyskusje nie ustaliły wspólnego planu działania. Część optuje za tym, by szukać ocalenia w marszu w którymkolwiek kierunku drogą, część uważa, że rozsądniej byłoby pozostać przy wraku i czekać na pomoc, która zapewne nadejdzie. Realnie – autobus powinien być na miejscu o 7.15. Zapewne obsługa zgłosiła opóźnienie spowodowane zejściem afro-amerykanki, zapewne ktoś tam w Colorado Springs weźmie poprawkę na złą pogodę. Powiedzmy, ze o 9.00 zaczną was wywoływać przez radio. Powiedzmy, ze o 10.00 pomyślą o ratowaniu. Pytanie ile zajmie im namierzenie wraku i odszukanie ocalonych. Za dużo pytań bez odpowiedzi. Za dużo niewiadomych w tym równaniu.
Może nowy dzień przyniesie nowe rozwiązanie

W końcu, po bolesnych momentach oczekiwania niebo z jednej strony zaczyna się przejaśniać, a ciemności, które do tej pory panowały wokół was niepodzielnie, zaczynają ustępować miejsca blademu świtowi. Coraz lepiej widzicie wrak autokaru, potok do którego wpadł tył pojazdu, porozrzucane tu i ówdzie chaotycznie szczątki – bagaż, który wypadł podczas katastrofy oraz fragmenty samego autokaru. Po drugiej stronie potoku widzicie już las mieszany – szereg ciemnych pni z pozbawionych listowia konarami drzew liściastych oraz smuklejsze pnie nadal zielonych drzew iglastych. Pomiędzy drzewami nadal jednak panuje mrok i wszyscy odnosicie nieprzyjemne wrażenie, jakby ktoś z lasu obserwował was skryty gdzieś pośród wypełniającej mrok ciemności.

O 4:58. Widzicie już upstrzoną krzakami i kamieniami skarpę, po której wspiął się drugi kierowca, nim coś przemieniło go w potwora. Jest marzec i gdyby ktoś sprawdził tablice astronomiczne to zorientował by się, ze słońce 19 marca 2010r wschodzi o godzinie 5:08. Oczywiście nie oznacza to, ze wtedy zrobi się jasno. Nim jego promienie przebiją się przez ciężkie, deszczowe chmury minie jeszcze przynajmniej 30 minut.
Jednak już teraz pojawiający się blask słońca, nawet ten pierwszy nieśmiały zwiastun dnia, zdecydowanie poprawia wasze humory.

I wtedy, kiedy już wszystko wydawało się być poukładane, wydarzyło się coś, co znów spowodowało wybuch paniki.

Niespodziewanie bowiem żona doktora przebudziła się ze snu i poderwała na nogi wrzeszcząc przeraźliwie i budząc tych z was co, zdołali mimo wszytko zasnąć. Ze zgrozą ujrzeliście, jak nagle coś szarpnęło nią w bok i zobaczyliście, jak jej ubranie rozdziera się na wysokości brzucha! Kolejne gwałtowne szarpniecie pociągnęło wrzeszczącą przeraźliwie kobietę prosto w stronę wraku. Z tak ogromnym impetem, że jej straszliwy krzyk urwał się, kiedy z łoskotem i dźwiękiem miażdżonych kości uderzyła o metal.
W tym samym czasie martwa matka Patrica ponownie usiadła.
- Primus! – zawył trup. – Sacrificum!
- Unos! Unos! Unos! Unos! – zawtórowało jednocześnie kilka głosów – jeden dobywający się z roztrzaskanej czaszki Patricka, drugi z martwych ust Duncana i dwa kolejne dobywające się z wraku – Latro! Latro! Latro! Latro! Advenio!!!!

Ze zgrozą ujrzeliście jak trupy ... zaczynają podnosić się z wolna na nogi, gramoląc sztywnie i niezgrabnie. W mdławym blasku budzącego się poranka wyraźnie widać ich czarne oczy i obrażenia, zadane podczas ostatniej walki. Mały Patrick ma zamiast głowy miał teraz jeden wielki strzęp sklejonej ze sobą krwi, włosów, piachu i odłamków kości. Jeden oczodół miał pusty, lecz to niczego nie zmieniało, ponieważ drugi i tak wypełniała ta straszliwa ciemność! Drugi kierowca gramoli się wyjątkowo niezgrabnie a wy możecie ze zgrozą podziwiać wielką dziurę, którą wyrwała kula rewolweru w jego czaszce. Z rany nadal wylewa się ciemny płyn. Ciemny w szarówce budzącego się dnia!

W czasie kiedy wy ze zgrozą obserwujecie gramolące się z ziemi trupy kolejne, brutalne uderzenie o ostre kawałki wraku, zmiażdżyło ciało żony lekarza. Wystająca część autokaru wbiła się w jej pierś tak głęboko, że okrwawiony koniec wylazł kobiecie plecami.
Krew bryznęła wokół, a ta sama siła, która przed sekundą miotała nieszczęsną kobietą, zerwała ją z okrwawionej blachy i zrzuciła na ziemię. Jeszcze padając martwa otworzyła usta, jaj oczy wypełniła piekielna pustka i swoim zawodzeniem przyłączyła się do opętańczego chóru!
- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! Diabolis ! Cantates !

Słysząc wycia wokół was „Studenciak” gwałtownie otworzył oczy i poderwał się z miejsca.
- Uciekajcie! – krzyknął zmienionym głosem dorosłego mężczyzny– Uciekajcie wszyscy! To Łowca! Latro! Łowca przybył! Ma sześćset sześćdziesiąt sześć sekund by zabić dwoje lub troje z was! Potem odejdzie! Uciekajcie stąd! Uciekajcie jak najdalej zdołacie!

I wtedy, na linii drzew zauważyliście jakiś niewyraźny zarys sylwetki. Coś jakby ... psi lub wilczy łeb.


http://api.ning.com/files/X-APctmkiw...hellhound1.jpg

- Na górę! – wrzeszczał „studenciak” przekrzykując bełkotliwe inkantacje trupów, które kiwając się stały teraz w miarę trzymając pion - Uciekajcie na drogę! Postaram się go od was odciągnąć! Nic mu się nie stanie!

Odnieśliście dziwne wrażenie, że to „mu” miało oznaczać „studenciaka”, jakby ktoś inny mówił jego ustami! Jakby był ... opętany.

I zaraz po tym usłyszeliście słowa po łacinie płynące z jego ust. Silne! Mocne! Potężne!
- In Nomine Patris ..... i dalej. Głosem pewnym, mocnym i zdecydowanym.

Bestia, której sylwetkę ujrzeliście wyszła w końcu z linii drzew. Był to pies, a raczej ogar wielkości dorównującej lwom lub dzikim wilkom. Jego ślepia zdawały się płonąć ogniem piekielnym, a wokół przerażającej sylwetki unosiło się coś, co wyglądało jak .. dym. Jakby bestia płonęła. Ogar wglądał tak, jakby nie do końca był materialny, z drugiej jednak strony emanował taką grozą, że zagrożenie z jego strony wydawało się wam aż nader realne!

John Adler pierwszy, z przeraźliwym wrzaskiem i nie oglądają się na nikogo, ruszył pędem w stronę nasypu, za nim wrzeszcząc ze zgrozy pobiegł „Roban” oraz doktorek- ten drugi jednak oglądający się co i rusz na swoją „nieumarłą” żonę.
Nawet mężczyzna z obitymi żebrami poderwał się szybko z miejsca w którym leżał. Zauważyliście jednak, że kieruje się on zupełnie w inną stronę! Biegnie w kierunku wykrzykującego „zaklęcia” „Studenciaka”. W jego ręku pojawił się, jakby znikąd sztylet



- O nie, Nathanielu! – warknął wasz do tej pory cichy współpasażer dziko zarzucając włosami. – Tym razem nie staniesz na drodze mojemu Panu! Tych ofiar nie uda ci się powstrzymać! Nie tym razem! Zdychaj!
Obite żebra najwyraźniej już mu nie przeszkadzały, kiedy kierował się z nożem w ręku w stronę zajętego modlitwą „studenciaka”. Był ledwie parę kroków od celu.. trzy, może cztery susy!

Piekielny ogar zwinnym susem zaczął przeskakiwać po kamieniach wystających z nurtu potoku. Jeszcze chwila i znajdzie się na waszym brzegu i coś wam mówi, ze jego ostre kły zaczną łamać kości i przegryzać gardła tych pechowców, którzy znajdą się na jego drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 29-03-2010 o 17:54. Powód: usunięcie P.S.
Armiel jest offline  
Stary 25-03-2010, 22:21   #64
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Od momentu kiedy wychylił puszkę 7Upa, minęło sporo czasu i ten czas wykorzystał aby się przespać. Ale coś mu nie kazało spać. Coś nadciągało. Mimo woli, czuł to. Jak wtedy w Iraku, kiedy mieli tylko zrobić rekonesans małej wioski. To był wtedy drugi rok jego służby. Dowodził niewielkim oddziałem. Trzy osoby i on. Steve, Ken i Paul. Chciał przeszukać niewielki domek na uboczu, ale nim złapał za klamkę, coś w nim wzdrygnęło. Przywołał Paula i Kenta. Kazał im otworzyć drzwi, kiedy on i Steve ruszyli do pozostałych domostw. Kiedy Paul i Kent otworzyli drzwi domku pochłonęła ich kula ognia. Dom okazał się pułapką. Oni sami przeżyli, ale poparzenia 3 stopnia wykluczyły ich ze służby. Kent stracił nawet wzrok, bowiem czarne okulary, z plastyku, jakie nosił, stopiły się zalewając mu całkowicie oczy czarną i lepką materią? Cyrus szybko wyrzucił z głowy te myśli. Miał dosyć na karku.

Jego zmysł na mylił się i tym razem. Żona doktora nagle poderwała się, a tajemnicza siła zaczęła ją szamotać i uśmiercać w męczarniach. Trupy które zastrzelił ostatnim razem, znowu zaczęły wstawać.
Kurwa! Tylko nie to... Znowu... - pomyślał z irytacją Parker. Pierwsze co zrobił to rozpiął kurtkę i wyciągnął z niej Colta. Lecz nie mierzył do trupów, ani do nikogo. Ale był gotowy strzelać, jak tylko coś się na niego rzuci.

Gdy odezwał się konający student, i to nie swoim głosem, po wypowiedzianej przez niego kwestii wiedział już że jednak nie są tu sami. Ale co lub kto im chciał pomóc, nie miał pojęcia. Mimo wszystko zewsząd w łacinie wykrzykiwały jakieś dziwaczne głosy. Był nawet wstanie stwierdzić, że był to jeden i ten sam głos. A trupy nadal wstawały. Parkerowi puściły delikatnie nerwy.
- JA WAM TEŻ POKAŻĘ MOJĄ ŁACINĘ! SPIRITUS SANCTUS KURWA! - wykrzyczał w gniewie jedyne łacińskie słowo jakie przyszło mu do głowy.
Odwrócił się i spostrzegł biegnącą w jego kierunku, a przynajmniej obok niego postać ze sztyletem.
- O nie, Nathanielu! Tym razem nie staniesz na drodze mojemu Panu! Tych ofiar nie uda ci się powstrzymać! Nie tym razem! Zdychaj! - wrzeszczała postać, ale w szumie łacińskich głosów, krzyków paniki i ogólnym gniewie Nathanielu, usłyszało się mu jako Cyrusie Parkerze. I bardzo dobrze usłyszał słowo Zdychaj!. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Cyrus uniósł w dwóch rękach rewolwer, przymierzył i wystrzelił dwa razy. Huk wystrzału ostudził jego zapęd i rozejrzał się. Teraz dotarło do niego, co tak naprawdę się działo. Chwycił torbę z żarciem leżącą pod jego nogami i ruszył biegiem pod nasyp. Kiedy biegł mijał jakiegoś staruszka trzymającego się za serce. Był to George. Chwycił go szybko jak worek kartofli i ruszył z nim pod górę.
Przynajmniej jak mnie jakieś diabelstwo dogoni, będę miał co im rzucić na pożarcie... - pomyślał całkiem poważnie.
Gdy wbiegł na nasyp ciężko dyszał, a rana nogi znowu się otworzyła. Schował rewolwer do kabury, chwycił mocniej torbę z żarciem i odstawił starszego faceta na ziemię. Ruszył sprintem za resztą uciekających.
Teraz starszy facet musiał sam se radzić.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 26-03-2010, 06:55   #65
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Zgarnął z kupki Pepsi i jakiegoś Snickersa dla siebie i trochę słodyczy dla Holy. Jeszcze wyglądała blado i nie powinna się przemęczać. Podszedł do niej i wręczył coś do jedzenia. Usiadł obok, po czym skonsumował swoją część.
"Już wolę, żeby mnie Cyrus zastrzelił, niż mam się stać czymś takim."
-O. Rozpalili ognisko - Mruknął - Holy chodź. Podejdziemy bliżej. - Powiedział i pomógł dziewczynie wstać. Prowadził ją w stronę "ognia", gdy ujrzał promienie słoneczne. Ta jasność była bolesna. Nagła zmiana oświetlenia zmusiła źrenice do gwałtownego zwężenia.
-Aj. - Jęknął Kuba mrużąc oczy. Posadził Holy obok ogniska i rozejrzał się wokół.
"Co za syf." - skwitował widok rozwalonego autobusu.
Rozdzierający krzyk sprawił, że zasłonił uszy rękoma. Szybko odszukał źródło dźwięku. Darła się żona doktora. Coś zaczęło ją uderzać, odpychać i dosłownie miażdżyć. Nagle odleciała do tyłu i została zgnieciona o bok autobusu.
"O cholera."
- Primus! - Znowu ten straszny głos. Matka Patricka wstała.
"Nie, nie ona."
– Sacrificum!
"Cholera, mogłem chodzić na łacinę."
- Unos! Unos! Unos! Unos! -
"Skąd tyle głosów? Patricka i kierowcę "rozumiem", ale kto jeszcze był w autobusie? Stewardessa? Była przecięta, ale tu się wszystko może zdarzyć. Był jeszcze czarnuch."
Nagle wszystkie trupy zaczęły wstawać. Po kolei. Duncan, Patrick, matka. Kuba cofnął się przerażony. Nie miał żadnej broni. Nic.
- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! Diabolis ! Cantates ! - Tym razem darła się żona doktora.
- Uciekajcie! - Krzyknął obcy głos. Należał do studenciaka.
"Skąd u niego taki głos? Opętanie?"
– Uciekajcie wszyscy! To Łowca! Latro! Łowca przybył! Ma sześćset sześćdziesiąt sześć sekund by zabić dwoje lub troje z was! Potem odejdzie! Uciekajcie stąd! Uciekajcie jak najdalej zdołacie!
- Krzyczał dalej. Na linii lasu coś się pojawiło.
-Co do cholery jasnej tu się dzieje?! - Wrzasnął Kuba. Przerażenie dawało o sobie znać. Ręce się trzęsły, a nogi uginały.
- In Nomine Patris - Kuba to znał. In nomine Patris Et Filii Et Spiritus Sancti.
"W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego."
-Pierdole! - Wrzasnął - Holy. Dasz radę biec? Musimy uciekać w stronę skarpy.
 
Roni jest offline  
Stary 26-03-2010, 13:08   #66
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Tylko na chwile przymknął oczy, był taki zmęczony... .

Szedł mało ruchliwą ulicą, przy której mieszkał. Sprzedawca jarzyn machał do niego uśmiechnięty, miał bezdennie czarne oczy... . Wzdrygnął się i przyspieszył kroku. Wpadł na jakąś kobietę z parasolką w ortalionowym płaszczu.
-Pppprzepraszam-i zamilkła kiedy spojrzał w wyszczerzoną paszczę zakrwawionych zębów i znów ujrzał te oczy... .
-nie, nie , nieeeeeee!-rozdarł się wniebogłosy i zaczął uciekać. Postaci zaczęło pojawiać się coraz więcej, część znał, innych w ogóle.
Potknął się i upadł sparaliżowany strachem, byli coraz bliżej... . Cyrus wyciągnął ku niemu ręce, Annie złapała go za płaszcz i zaczęła szarpać. Dom, Jack... wszyscy chcieli go rozszarpać... .
-Nieeeee!!!-zaczął się wydzierać kobiecym głosem.
Obudził się zlany potem.

-Nieeeeee
Żona doktora wrzeszczała przeraźliwie, kiedy jakaś siła cisnęła ją o wrak autobusy. Trupy powstawały z martwych wykrzykując swą opętańczą tyradę.
- Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! Diabolis ! Cantates !
George zerwał się na równe nogi, rozglądał się przerażony.
Czy to dalej ten sam sen-myśli kołatały się po głowie.
Oprzytomniał, kiedy usłyszał zgoła inne brzmienie.
- Uciekajcie!
Uciekajcie wszyscy! To Łowca! Latro! Łowca przybył! Ma sześćset sześćdziesiąt sześć sekund by zabić dwoje lub troje z was! Potem odejdzie! Uciekajcie stąd! Uciekajcie jak najdalej zdołacie!

Krzyczał studencik nie swoim głosem. Podobnie jak wcześniej o tej Rose Holingsword.
- Łowca?Jaki łowca?-I Wtedy zobaczył. Z resztą większość z nich chyba też zobaczyła to przerażające monstrum biegnące w ich stronę.

Był już kilka metrów dalej, biegł co sił w nogach w kierunku skarpy. Nie żeby postanowił uciekać, jego instynkty podjęły za niego decyzję nie przejmując się taką błahostką jak świadomość.

BUM, BUM to wyrwało go z powrotem do rzeczywistości do której nie zamierzał wcale wracać. Stał i ciężko dyszał trzymając się za serce.
-O Jezu, uch uch-próbował przywrócić spokój oddechowi.
-Zaraz wypluję płuca, muszę uffff, muszę odpocząć

Jakaś siła porwała go w górę.Zszokowany pomyślał że dopadło i jego.
-Cyrus, kurwa-wyrwało mu się
-Chcesz, żebym dostał zawału?-powiedział z przekąsem.
Kiedy postawił go na ziemię, na szczycie skarpy, tętno wróciło już do normy. Chciał podziękować Cyrusowi ale ten już biegł za tymi którzy już wysforowali się na przód.
George spojrzał w dół wzniesienia. Widział że Derek ma problemy, jego noga nie pozwala mu biec. Zastanawiał się nawet czy nie zejść i nie pomóc, ale wiedział że nie wdrapie się sam na szczyt. Zobaczył DOMa, który szedł właściwie biegł w kierunku Dereka, chyba w jego kierunku bo spojrzał też dalej i widział zbliżającą się bestię. Odwrócił się i ruszył za resztą.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!

Ostatnio edytowane przez Hesus : 26-03-2010 o 19:32.
Hesus jest offline  
Stary 26-03-2010, 18:29   #67
 
Dominik "DOM" Jarrett's Avatar
 
Reputacja: 1 Dominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znany
Słuchałem wrzasków i kłótni raz po raz wyciągając nową mini buteleczkę z alkoholem. Kiedy na wschodzie niebo zaczęło się przecierać uśmiechnąłem się sam do siebie. Z radością chciałem przywitać dzień. Ilość wypitych buteleczek whisky była wystarczająco duża by na dobre już wypędzić ze mnie strach ale nadal zbyt mała bym mógł powiedzieć że jestem pijany.
Patrzyłem po bezradnych twarzach zgromadzonych ze mną przy ognisku.
"Banda wymoczków. - myślałem.

W między czasie ponownie wyciągnąłem zdjęcie Brayana i Moniki. Palcem do tykałem ich twarzy. Gdy łza uderzyła jak grom w papier fotograficzny otrząsnąłem się jak z letargu. Przetarłem oczy i pospiesznie schowałem zdjęcie.
W popłochu rozglądałem się czy przypadkiem nikt nie dostrzegł chwili mojej słabości.

Otworzyłem kolejną butelkę. W plecaku zostało ich jeszcze z dziesięć. "W tym tempie nie starczy do czas gdy ktoś nas znajdzie - wypowiedziałem te słowa chyba nie w odpowiednim momencie.



Trupy w koło zaczęły się podnosić, a żona lekarza.... hmmmm przykre.
Nie bałem się. Albo byłem już tak zdesperowany albo pijany albo poprostu było mi wszystko jedno. Obojętność spowodowana wymarznięciem , wymoczeniem a na dodatek wstające trupy i koszmar wokoło. Wszystko działo się daleko poza granicami rozumienia. Poza świadomością. Gdy studenciak zaczął biec do wilka a wszyscy inni w przeciwnym kierunku zobaczyłem jak facet z obitymi żebrami chce mu przeszkodzić.
Miałem wrażenie że od tamtego młodzieńca zależy nasze być albo nie być. Zerwałem się na równe nogi i rozpędziłem impetem rzucając na "obite żeberko" z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Miałem nadzieję że impet i ciężar mojego ciała obali go na ziemię i unieruchomi.... Skoczyłem....
 
__________________
Who wants to live forever?
Dominik "DOM" Jarrett jest offline  
Stary 26-03-2010, 20:01   #68
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Było już cieplej. Dodatkowe koszule i poobdzierana marynarka sprawiały, że mróz już tak bardzo nie doskwierał. Ludzie skupili się wokół ogniska, jak na cholernym biwaku. Na twarzach malował się niepokój, bezradność, a przede wszystkim strach.
Jack sięgnął do kieszeni po komórkę. Słyszał, jak ktoś przedtem mówił, że nie ma zasięgu, ale chciał sam to sprawdzić. Na wyświetlaczu dużymi zielonymi literami widniał napis NO SIGNAL.
Tę błogą ciszę zakłóciły ponownie dziwnie znajome słowa:
- Primus!- a następnie - Sacrificum!
Kilka głosów zaczęło równocześnie wołać:
Unos! Unos! Unos! Unos!
Wszyscy osłupieli. Trupy zaczęły się podnosić. Matka Patricka, którą zagryzł jej synalek oraz Duncan, który otrzymał kilka kulek od Cyrusa. Jack podskoczył, kiedy zobaczył małego potwora, któremu doszczętnie rozwalił łeb. Gówniarz podnosił się, a widok jego czarnych oczu ponownie wyzwolił straszny dreszcz, który przebiegł informatykowi po plecach.

Nagle studenciak wykrzyknął:
Uciekajcie wszyscy! To Łowca! Latro! Łowca przybył! Ma sześćset sześćdziesiąt sześć sekund by zabić dwoje lub troje z was! Potem odejdzie! Uciekajcie stąd! Uciekajcie jak najdalej zdołacie!

Za drzew wyłonił się ogromy pies. Oczywiste było, że to piekielna bestia. Taka przynajmniej myśl, od razu przyszła mu do głowy. Nie było w stanie go już chyba nic zaskoczyć i tej nocy uwierzyłby we wszystko.

- Uciekajcie na drogę! Postaram się go od was odciągnąć! Nic mu się nie stanie! - wołał studenciak.

Tym razem Jack nie miał ochoty grać bohatera. "I tak to nie pomoże! Tej nocy trupy ożywają!" Poderwał się i zaczął uciekać.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"
vigo jest offline  
Stary 26-03-2010, 23:45   #69
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Większość zebrała się koło Georga, tego faceta w prochowcu, dyskutując co dalej. Odezwałem się raz proponując odejście od tego przerażającego miejsca. Kiedy nikt nie podniosł rzuconego przeze mnie tematu dałem sobie spokój. Ludzie olali mnie. W sumie to im się nie dziwie, kto by słuchał człeka, który żeby przejść 5 metrów potrzebuje na to mnóstwo czasu. Pieprzyć to.
Kiedy chłopak wyglądający na studenta, który dotychczas leżał nieprzytomny, wywrzeszczał coś na temat niejakiej Rose Holingsword serce ponownie podlazło mi pod samo gardło. Ładna kobieta, która wczesniej już sprawdzała jego stan zdrowia, ponownie podeszła do chłopaka kiedy na nowo padł bez przytomności na ziemie.
Rose Holingsword – powtarzałem w myślach to imię i nazwisko jak jakąś mantrę. Przeżyła łowy. Zatem przeżyła koszmar, przeżyła to gówno, zatem da się przeżyć – dawałem sobie złudne nadzieje Nie przeżyjesz chłopie – mowiłem sam do siebie – masz przetrąconego kulasa i jak będzie trzeba uciekac zostaniesz w tyle – nie byłem dla siebie bezlitosny, byłem po prostu kurewsko szczery.
Podszedłem do dziewczyny, ktora zajmowała się nadal nieprzytomnym chłopakiem.
- Pomoge Ci, nie znam się na opatrunkach ale pomogę Ci go przebrać. Głupio żeby tak we własnych odchodach leżał. Mam w swojej torbie – przysunałem ją bliżej – dres i bieliznę. Mozna go w to ubrać. Wezmę jakas starą koszulę by go obmyć.... Moja siostra jest zakonnicą, pracuje w hospicjum. Kiedyś jej pomagałem właśnie w takich rzeczach – dodałem widząc jej zdziwienie w oczach. Nie dodałem jednak ze po to by ukazac mi jak ważne jest zycie i nie należy go tracic przez własne widzimisie.
Pokustykałem do wody, niestety w pobliże autobusu. Zerkałem raz po raz na powykrecaną od upadku konstrukcje, która jeszcze kilka godzin temu była niezmiernie dla nas wygodna. Teraz patrzyłem z trwogą. Zamoczyłem koszulę i wróciłem do Holy i studencika. Zacząłem szybko przebierać chłopaka, ubierając go w moją bieliznę i dres. Na górę założyłem jego sweter. Starałem się robić to błyskawicznie by nie dostał zapalenia płuc. Dwa razy żołądek ostrzegl mnie podrzucając zółć, ale na szczęście nie wyrzygałem. Pewnie nie było już czym. Kiedy skończyłem rozmasowałem ponownie kolano krzywiąc się pod daszkiem czapki baseballowej z bólu.
- Dzięki za pomoc – rzuciłem na koniec do Holy. Nie sililem się na uśmiech. Nie dzisiaj, nie po tym co się wydarzyło – Pójde pozbierać troche drzewa na to ognisko o którym mowiła reszta. Załóz na siebie coś jeszcze. Mróz tak szybko nie odpuści – ruszyłem zbierać drewno. Kolano bolalo strasznie, ale przynajmniej dzięki temu wiedziałem że zyje, Jeszcze. Poza tym chciałem pomoc i sobie i pozostałej przy życiu grupie. Widzialem, ze ten starszawy w płaszczu z innej epoki po zaledwie kilku schyleniach po chrust łapie się za klatkę i dyszy niemiłosiernie.
No to jest nas dwóch. Kolejne ofiary łowcy. Pieprzeni oszukani przez wlasne cialo – pomyślałem okrutnie
George nie zebrał dużo drzewa. Nie skarżyłem się jednak. Staralem się zebrac za nas dwoch.
Kiedy usiadłem by odpocząć. Nie zasnąłem. Byłem piekielnie zmeczony, ale nie zasnalem, nie mogłem. Co zamknąłem oczy to widziałem krew, wnętrzności, przed oczyma przemykały mi sceny masakry. Czas odliczałem bólem w kolanie. Scisniecie, raz, dwa, trzy, ścisniecie, raz dwa KRZYK.
Nie mój. Spojrzalem w kierunku gdzie leżal lekarz ze swoja zona. Masakra rozpoczęła się na nowo. Nikt nie zareagował. Wszystko dzialo się tak szybko. Jakas potworna siła pociągnęła zone doktora w kierunku wraku, i tam uderzalo nia niczym szmaciana lalka w metalowa karoserie autokaru. Wokół świat zwariował. Dotychczas lezace ciała wstały na nowo, inkantując kolejne znane już nam slowa. Znane bądź nie.. wszystko zlewało się już w jedność.
Stały zawodząc. Rozejrzalem się w panice. Siegnałem do torby która zawiesilem sobie przez ramie. Zblizylem się do pozostałych. Strach stał się namacalny.
Na linii drzew pojawiło się to coś, ni to pies ni wilk. Bestia, tylko to pasowało do tego co zobaczyliśmy. Dla mnie to było już cos więcej niż ciała o czarnych oczach. Kreatura która zblizała się do nas była zła, żadna mordu, a my byliśmy jej pokarmem.
Nagle chłopak, którego obmyłem z Holy ostrzegł nas nie swoim glosem.
- Na góre…. Uciekajcie na drogę – zamiast uciekac zamarłem przez ulamek sekundy. śmierc szeptala mi już do ucha.
Jak mam uciekać? Noga – minal mnie Adler i ten gruby Roban. Ja patrzyłem jak Curus wyciga swojego gnata i strzela. Ale nie do bestii. Celuje do faceta, który dotychczas tak rzadko się rzucal w oczy. Nawet ja pomimo tego ze nie trzymałem się grupy nie zwróciłem zbytnio na niego uwagi. Pamietam ze narzekal na zebra.. i tylko to..
Katem oka zauwazylem ze Dominik zerwał się z miejsca w kierunku napastnika z nozem.
Boze. On chyba nie widzi ze Cyrus będzie strzelał
- DOM UWAZAJ!!! – wrzasnąłem sięgając do torby. Wymacałem palcami piłkę. Kiedy padły strzały trzymałem ja już w rekach. Ciało ułożyło się do ćwiczonego przez wiele meczy i treningow położenia a piłka, która jeszcze 1,5 roku temu ustanowiła rekord ligi w prędkości ciśnięcia ludzka reka poszybowala w kierunku człowieka z nozem. Liczyłem ze trafie, liczyłem ze dostanie on wczesniej niż dopadnie go Dom. Liczyłem na to że tym samym odstapi on od swego zamiaru poswiecania sie dla innych i zacznie uciekac. Odwracajac się spojrzałem na to co sie wydarzyło. Dopiero po chwili doszło do mnie ze pomimo rzutu nie leżałem na ziemi zwijając się w bolach. To strach. Strach, ktory pompowal po calym mym ciele adrenaline. Nawet teraz kiedy biegłem, chodz bardziej kiedy… poruszałem się w parodii biegu. Niewiadome było kiedy po prostu padne i w takiej pozycji zostane rozszarpane przez to co wyskoczylo z lasu.
Jak jakiś pieprzony czerwony kapturek – pomyślałem jeszcze krzywiac się z bolu.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 27-03-2010 o 14:15.
Sam_u_raju jest offline  
Stary 27-03-2010, 15:56   #70
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Okazało się że jest tak osłabiona, że nawet samo bezpieczne ułożenie nieprzytomnego chłopaka sprawiło jej sporo trudności. Przynajmniej jednak coś robiła, zajęła czymś swój umysł. Jej towarzysze podróży debatowali co dalej robić. - Nie ma na co czekać. Duzi panowie do autokaru, przeszukać go, a wręcz wywrócić na lewą stronę. Reszta w większe grupy po chrust... – dobiegał ją stanowczy głos rudowłosej kobiety, Jenny.
no to mamy przywódcę grupy” – pomyślała - „no i dobrze, może przynajmniej zaczniemy działać jak zorganizowana grupa zamiast macać po omacku i rzucać się sobie do gardła z byle powodu..” Wyciągnęła ze swojego plecaka kosmetyczkę z przyborami higienicznymi. „ Ok., to mamy mydło, chusteczki odświeżające, prowizoryczny ręcznik też się znajdzie... Przydałaby się jeszcze jakaś para męskich spodni i bielizna na przebranie pomyślała rozglądając się za bagażem chłopaka.

- Pomogę ci... – z rozmyślań wyrwał ją nagle czyjś głos. Odwróciła się zaskoczona. Nad nią stał Derek - nie znam się na opatrunkach ale pomogę Ci go przebrać. Głupio żeby tak we własnych odchodach leżał. Mam w swojej torbie dres i bieliznę. Mozna go w to ubrać. Wezmę jakas starą koszulę by go obmyć.... Moja siostra jest zakonnicą, pracuje w hospicjum. Kiedyś jej pomagałem właśnie w takich rzeczach

- Dzięki – uśmiechnęła się z wdzięcznością. Nie chciała przyznać się, lecz sama by pewnie sobie z tym nie poradziła. Gdy Derek wrócił znad strumienia zabrali się za mycie i przebieranie nieprzytomnego. Pracowali w milczeniu, sprawnie wykonując swoją robotę. . Chłopak faktycznie znał się na rzeczy, pomyślała z uznaniem. Już dawno nauczyła się nie oceniać ludzi po pozorach. Zauważyła że ma jakiś problem z kolanem, parę razy aż skrzywił się z bólu przeciążając chorą nogę. „Pięknie, jesteśmy wręcz idealnym celem dla tego co na nas poluje” – nawet nie zdziwiła się jak szybko zaakceptowała i przystosowała się do nowej, koszmarnej rzeczywistości – „Daleko nie uciekniemy w tym stanie. Jak przyjdzie po nas ten łowca, kimkolwiek jest , wystarczy że powybiera nas sobie po kolei jak z jakiejś piekielnej karty menu...” - pomyślała gorzko. Nawet nie zauważyła kiedy skończyli.
- Dzięki za pomoc – Głos Dereka sprowadził ją na ziemię.
„Nie, to ja dziękuję” – pomyślała – „Bez ciebie nie dałabym sobie z tym rady...”
....pójdę pozbierać trochę drzewa na to ognisko o którym mówiła reszta. Załóż na siebie coś jeszcze. Mróz tak szybko nie odpuści
Patrzyła za nim jak się oddala wyraźnie utykając na jedną nogę. Nie mogła mu pomóc, nie wiedziała nawet jak. Nie jest cholernym lekarzem, tym bardziej chirurgiem...

- Powinnaś coś zjeść... proszę, to dla ciecie – Kuba przysiadł koło niej wręczając jej garść batoników i puszkę coca coli

- Dzięki – uśmiechnęła się odbierając od niego słodycze – „Czekolada, tego mi właśnie trzeba...Ciekawe czy poprawi mi nastrój” – ta myśl wydała jej się tak absurdalnie głupia że omal nie parsknęła śmiechem.
Siedzieli w milczeniu opychając się słodyczami. Później, gdy rozpalono ognisko, wspólnymi siłami (no może bardziej siłami Kuby niż jej – skorygowała się w myślach) , przenieśli nieprzytomnego chłopaka bliżej ognia, sami też znajdując sobie cieplejsze miejsce.
Była zmęczona, głowa pulsowała jej tępym bólem, wiedziała że powinna teraz odpocząć, nie potrafiła jednak zasnąć. Po głowie kołatały jej się myśli, pytania na które brak odpowiedzi przyprawiał ja o bezsilną rozpacz.
Rose Holingsword , znajdźcie Rose Holingsword, ona przeżyła łowy...” – nie dawało jej to spokoju - Kim jest osoba której imię wykrzykiwał chłopak w wieszczym transie... i najważniejsze; jak mamy ją znaleźć?! Jak wyjść z tego co wdepnęliśmy?” – nie powinna wierzyć w takie rzeczy jak opętanie, przecież wszystko ma swoje racjonalne wytłumaczenie. Taa, nie powinna wierzyć w nic czego była dzisiejszego dnia świadkiem. „Tylko co robić dalej? Jak bronić się przed tym co po nas ma przyjść, cokolwiek to będzie? Jak bronić się przed atakującymi trupami, czymś czego nie zatrzymasz strzelając, bo kule nie działają na coś co nie żyje i nie odczuwa bólu?!” Zaczęła przypominać sobie fabuły horrorów, wszelkich filmów o duchach, demonach, zombie i innych potworach jakie obejrzała, w desperacji szukając w nich jakiejś podpowiedzi. „ Sól, żelazo, srebro, krzyże, wisiorki ochraniające przed złymi mocami...” – jej ręka mimowolnie powędrowała do szyi i dotknęła małego srebrnego amuleciku , prezentu od babci, który według jej słów miał ją chronić od złego. Holy nie wierzyła w te rzeczy, wisiorek miał dla niej wartość sentymentalną... choć teraz bardzo chciałaby wierzyć że naprawdę ma jakąś moc. – „ Skoro żywe trupy są realne, to może i któraś z tych rzeczy ma sens?” Przypomniała sobie jakiś film gdzie główny bohater musiał odkopać zwłoki i spalić je by pozbyć się nawiedzającego go ducha i zaczynała zastanawiać się czy tego właśnie nie powinni teraz zrobić, gdy...
- Aaaaaaaaaaa – okropny wrzask poderwał ją na nogi. Z przerażeniem patrzyła jak jakaś niewidzialna, potworna siła rzuca żoną doktora na wszystkie strony, roztrzaskując jej ciało o wrak autokaru.
Primus! Sacrificum! Unos! Unos! Unos! Unos! Latro! Latro! Latro! Latro! Advenio!!!! – Wrzaskom konającej kobiety i dźwiękom druzgotanych kości towarzyszył chór głosów... Inkantacja dobywająca się z ust trupów.
- o boże.. – jęknęła dostrzegając na linii drzew coś co przypominało kształtem piekielną bestię. Sparaliżował ją strach
Uciekajcie wszyscy! To Łowca! Latro! Łowca przybył! Ma sześćset sześćdziesiąt sześć sekund by zabić dwoje lub troje z was! Potem odejdzie! Uciekajcie stąd! Uciekajcie jak najdalej zdołacie! – to krzyczał jej podopieczny, znów w transie - Na górę! Uciekajcie na drogę! Postaram się go od was odciągnąć! Nic mu się nie stanie!

-Pierdole! – usłyszała obok siebie krzyk Kuby - Holy. Dasz radę biec? Musimy uciekać w stronę skarpy!
Kiwnęła głową niezdolna wyartykułować żadnej odpowiedzi, jej mózg darł się obłąkańczo: „uciekaaaaaaaaać!!!!!!!!”. Poderwała się do biegu.
 
Merigold jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172