lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Ymir - [survival horror] 18+ (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/9096-ymir-survival-horror-18-a.html)

Campo Viejo 21-04-2011 06:51

Fish nie lubił pływać. Zawsze szedł na dno mimo, że ważył tyle co suchy badyl. I tym razem również opadał. Leciał, płynął niesiony prądem czerwonej wody prosto w dół. To nie woda. To krew. Zmrożona. Krwawe smoothie. Obok niego jak ławica podążały dziwaczne stworzenia. Ich nagie, guzowate, mózgowate ciała i ogonki niczym meduzy drgały skaczącymi wyładowaniami iskier. Zajebiste, pomyślał nim uświadomił sobie, że nie ogląda National Geographic. Dał się nieść w kierunku potężnych, smukłych budowli na dnie przepastnej wody. Nie czuł ani zimna ani gorąca. Nie musiał oddychać. To koniec. Już mnie nie ma. I to tak? Tak ma wyglądać życie po życiu? Zawsze myślał, że jeśli już , to po śmierci będzie biały tunel ze światłem na końcu... A tu krwawa toń zagęszczonej głębiny i nagie, pływające mózgi... No właśnie. Krew i kierunek wciąż w dół nie rokował optymistycznie. Nie było co się oszukiwać, Chuck był przekonany, że jest w drodze do piekła. Póki co nic nie boli. Właściwie nie czuł jeszcze nic, jakby był w waty. Jeszcze. Ale kształty nieziemskich budowli kłóciły się z wizją piekła, które miało być upiornie gorące jeśli zakładać, że idea potępienia miała trawić duszę, to chyba w sposób najbardziej straszny dla penitenta, a w mniemaniu Fisha katolicka wizja wyroku śmierci po życiu na ziemi była zdecydowanie sugestywna dla psyche. A tu co? Kosmiczna Atlantyda. Chodź do środka. Czuł przyzywanie.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WPLWaJeNqx8[/MEDIA]


Wirował szerokim łukiem dookoła miasta, razem ze stadem elektrycznych, o dzwonowych kształtach, meduzowatych, polipowatych istot, które dotykającsię jeden na jeden czółkami iskrzyły rozświetlając jaśniej, drgając i zmieniając kolory. Świntuchy. Im więcej patrzył tym mniej rozumiał. A strach udławił go z znienacka całkiem niedaleko zatopionej metropolii szpiczastych iglic, które jak gigantyczne sople jeżyły się na szczytach architektonicznego absurdu. Wtedy to dojrzał, że nad miastem dryfowały w objęciach wiru krwawe resztki znajomych z Ymira. Poznał ich po głowach, bo niektóre twarze wciąż przypominały ludzkie, choć większość była krwawym befsztykiem posiekanych, nadgryzionych resztek tego co zostało z ymirowskich mrówek. To ręce, to nogi, to bezgłowe kadłubki. Zaczął się bać, bo w sumie oczekiwał i że i on za chwilę zostanie rozszarpany na strzępy i dołączy do dance macabre w leju, którego centrum to był... bóg zła. I to olsnienie zostało dopbitnie podsumowane hymnem chóru piekielnego rytmicznie inkantującego ITHAQUA! ITHAQUA! ITHAQUA! Itakuła! Mało tego. Niemal w tejże chwili, poczuł jak ktoś go chwycił za nadgarstki. O’ – ooo!!! Wróciło czucie. Za ręce porwała go do tańca elektryzująca się o pieczarkowo-galaretowatym cielsku maszkara. Czuł jej żądzę. Wyssania energii życiowej, lub już teraz to raczej duszy z Fisha. Zjednoczenia na zasadzie wchłonięcia. Ale to było jak narkotycznie upojne pragnienie i im dłużej dotyk elektrycznych parzydełek cieplutko oplatał ramiona Chucka, ten oddawać się zaczął błogiemu zniewoleniu. Dopiero resztka świadomości krzyknęła w umyśle wyrażając sprzeciw. Nie! Kurwa, to sen. To musi być sen. Już mu się kiedyś zdarzyło obudzić w środku snu. Wtedy rzucając się na łóżku spadł na podłogę i złamał rękę. Teraz wystarczy wybić się do góry. Kopnąć w kaczy łeb kreaturę i wystrzelić do góry. Wynurzyć nad powierzchnię koszmaru.

I wtedy zobaczył ją. Wiki. Jak nago sunęła w objęcia wiru holowana przez trzech polipów. Chciał targnąć się w jej stronę! Zatrzymać! Uwolnić! Ocalić! Przytulić! Lecz kiedy twarz otoczona smugami unoszących się kosmyków jej falujących włosów otworzyła oczy a smukłe nagie uda rozszerzyły powoli w przyzwalającym zaproszeniu. Weź mnie. I usłyszał baraszkowy szept jej słodkiego głosu zastępujący hipnotyczny trans tantrycznej i-ta-kuły.

- Chodź do mnie. – zawachlowała rzęsami - Zjednocz się ze mną. Stańmy się jednością. Chodź i weź mnie. – a łono uśmiechało się tak samo jak lekko uchylone wargi Nicole.

I wtedy stało się. Stało się to co nie miało się stać!

Jakaś siła wyciągnęła wtyczkę i Fish otwierając oczy teleportował się wraz z zajebistym kacem na fotel pasażerski kolejki „Ghost”. Pić pomyślał. Choć kawy, herbaty lub wody. Byle mokrej. Sięgnął z nadludzkim wysiłkiem po plecak i buszując w nim ku swojemu zdziwieniu odnalazł w nim jednorazówkę pięćdziesiątki rumu. W samo raz do samo-zaparzającej się herbaty westchnął przeciągle i opadł na oparcie zamykając oczy. A więc udało się. Tylko czemu nie cieszył się tak jak powinien? Pomyślał ciągnąc łapczywie łyka gorącego napoju z zimnej puszki. Po drugiej stronie przejścia Leo wychylił się z siedzenia przy szybie zza śpiącej Zoe w nieśmiałym uśmiechu ukazując brak mlecznej jedynki. Chuck machnął otwartą dłonią na pozdrowienie. Odpalił wyłączonego od czasu spotkania Zeemermana w Gnieździe Artu i puścił go w kierunku malca, który ze stresem co prawda zdawał się lepiej sobie radzić niż niejeden dorosły. Nie mógł jednak zapomnieć o dzieciństwie które Yimir mu wyrywał pełnymi garściami. Niech się pobawi z pajęczakiem na zdrowie.
Nie widział Roya i kobiety operatora robota górniczego. Spoczywajcie w pokoju wiecznym...


* * *



Dopiero kiedy się rozejrzał i zobaczył u Dhiraja pojemnik z pierdolonym kryształkiem już wiedział dlaczego intuicja nie pozwalała świętować. Przez długi czas nie odzywał się oglądając przez szybę biały krajobraz. Śnieg, śnieg i lód. Coraz mniej rozumiał im więcej wiedział. I coraz bardziej chciał odpuścić. Olać wszystko i wszystkich. Wypiąć się na cały świat, Ymir i Boga. Tak jak jego pantomimicznie żałosne życie w niemym gescie pokazało mu swoją gołą dupę. Teraz jechał przed siebie zostawiając Ymir i wszystko daleko za plecami. Niech tak zostanie. Niech przytłaczająca biel pogrzebie w nim przeszłość i zasypie szczelnie koszmarne wspomnienia. Jednak się nie da. Wiedział, że to nie koniec. Wszystko zacznie się od nowa. Gdziekolwiek się nie uda. Wcześniej czy później koszmar powróci jak fala.

Więc im powiedział, co o tym myśli. I choć był zmęczony to wstał by go lepiej było słyszeć i gadał. A że Ipor miał w temacie przyszłości kryształka przeciwne zdanie, żeby zbadać logiką tę tajemnicę, i gdy praktycznie stwierdził, że Chuck panikuje jak głupia siuśka, której spóźnia się okres, by w końcu próbować zmienić temat na Zeemarmana, to Fish mówił dalej czując jak wkurwienie zaczyna go ogarniać coraz bardziej.

- Lepiej powiedz, co to był za gość, że się tak rzuciłeś gwałtownie na niego. Co on ci zrobił, co? - Węgier pytał na koniec.

- Ipor, logicznie tego nie da się wytłumaczyć, bo to chyba nie jest nauka, a przynajmniej nie taka, którą nasza cywilizacja jest w stanie zrozumieć czy zmierzyć i sklasyfikować. Zresztą to my mamy tę tajemnicę odkryć? To jest jak puszka pandory i tyle. Już jedni chcieli to zbadać, wybitni naukowcy Vitella, najlepsi z najlepszych... I zobacz jak się skończyło. Tylko my ocaleliśmy z całej bazy. Ty będziesz to badał? Czy może doktor Machariszi? Człowieku ledwo z życiem uszliśmy a teraz mamy rękach brzemię cholernej odpowiedzialności. Dlaczego mamy zmniejszać nasze szanse na przeżycie i narażać tych, którzy czekają na nas po drugiej stronie i tam na Ziemi? Mówię wam, że ten potwor szedł za tym kryształem, istota, obcym, jak zwał tak zwał, on go wołał. Przyzywał stwora na ratunek. Dlatego mając to przy sobie jesteśmy ciągle narażeni i narażamy wszystkich, którym go niesiemy. Rozpęta się znowu piekło jak ludzie znowu zaczną zamieniać się w cieplaki - mówił siląc się na spokój, bez cienia zawahania - Zastanówmy się nad tym dobrze, co robić dalej. Nie wiem jak to zniszczyć, ale to musi być naszym priorytetem, a nie zbadanie dla postępu cywilizacyjnego czy chęci zysku. Chciałem ten kryształ przełamać jak potwór atakował pociąg, bo myślałem, że to zabije tego stwora. Dzięki temu co przeżyłem tam po drugiej stronie już wiem, że z tymi istotami nie ma co igrać. Jesteśmy tylko ludźmi. I jeszcze nie jesteśmy gotowi na takie tajemnice. A tamten fagas, to był Zeemerman. Ten co zaspawał grodzie w Gnieździe. Ten który o mało nie wykończył Zoe z Leonem. Chciał zabić niewinnych i bezbronnych całkiem świadomie. I w pełni logicznie. Przynajmniej jeden skurwysyn co zasłużył sobie na śmierć zginał za życia. - powiedział ostatnie zdania już siedząc, bo zmęczył się gadaniem.

Wąsacz chyba zmęczył się słuchaniem, bo już się nie odezwał.

Później Rock chciał zbajerować Seamusa, który okazał się podzielać zdanie Chucka. I komu ty oczy mydlisz, pomyślał Fish zezując na komandosa. Teraz to już Fish wątpliwości nie miał, że tamten sciemnia i dużo ukrywa. A że widział, że nie ma szans na wciskanie kitu dla barmana i wymijająco jak gdyby nigdy nic udał się uciąć komara, to Fish pomyslał - śpij. Śnij. I oby się obudził w wirze ymirowskiergo lejku. Może się człowieku otrząśniesz i zgubisz spod powiek kredytowe kontakty...

Z melancholicznej zadumy wyrwał go Seamus przysiadając się nieoczekiwanie. Zamienili kilka zdań. Najpierw ostrożnie, później bardziej poufale, a w końcówce wręcz konspiracyjnie. Szkoda się Fishowi zrobiło utraty dłoni górnika. Nawet przykro i z wyrzutami sumienia, bo wcześniej od serca życzył Irlandczykowi, żeby mu ta graba uschła po tym jak przestawił nią nos barmana. A teraz są sprzymierzeńcami. Nie udało się Rockowi przekabacić górnika. Będzie próbował dalej. I innych. Tego mógł być pewien. Tymczasem należało czekać, co postanowi reszta, bo Fish już nie miał ochoty na drążenie tematu. Przed nimi kilka godzin jazdy, podczas której on będzie miał choć trochę czystsze sumienie przy całym mentliku w głowie.


* * *



Stacja przywitała ich wykolejeniem pociągu, uprzejmą informacją o szansie na wybuch reaktora i nowym, perfekcyjnym, białym cudem Ymira. Odszczelnienia. Przez chwilę obserwował jak Leo nie chciał dać Zoe pomóc sobie z zakładaniem skafandra, lecz w końcu skapitulował widząc, że nie jest to takie proste. Fish wyszedł na peron. Wszystko zmroziło się. Ściany, filary. I ludzie...

Sylwetka człowieka z wcześniejszego holo pękła pod dotykiem Billa. I dokąd teraz? Nie ma dokąd iść dalej. Zostawał już tylko ostatni segment Ymira. Rock znowu zaczął wydawać rozkazy do których chyba wszyscy się zdążyli już chyba przyzwyczaić. Ale tym razem jego pomysł o odwiedzeniu kolegi był żałosnie śmiechu warty. Zamiast dosadnie wygarnąć mu myśli o odwietkach u znajomka z Czujki, który pewnie był teraz słupem lodu, Chuck po prostu ugryzł się w język. Niech gra. Póki kryształ nie jest w jego łapach zostaje mu tylko to i otwarty atak na Dhiraja, który stał się nowym nosicielem skurwysyństwa o przewrotnej nazwie AA.

- Ja też idę do kaplicy. I tak na nic wam się nie przydam. - powiedział patrząc na Łysego.

Tym bardziej, że oprócz rozmowy z Bogiem i anonimowym cieplakiem udawało się tam doktorstwo z kryształkiem.

Kivan 21-04-2011 10:31

Patrzył na tył składu, a na jego twarzy malowało się napięcie. Po chwili dało się wyczuć jak zwalniają się elektromagnesy i kolejka zaczyna ruszać. Na obserwowanym do tej pory z niepokojem holowyświetlaczu odłączony wagon razem z uczepioną do niego bestią oddalał się w coraz szybszym tempie. Grey roześmiał się na głos, chciało mu się wręcz krzyczeć z radości, aż tak go nosiło. Nie miał pojęcia, że można się tak cieszyć. Przez jakiś czas jeszcze nie mógł się uspokoić – rozchodząca się po ciele adrenalina robiła swoje, a biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia nie było dziwne, że jej poziom opadał tak powoli. Długo nie minęło nim kolejka osiągnęła swoją maksymalną prędkość. Teraz wystarczyło tylko rozsiąść się wygodnie w fotelu bo czekała ich już tylko nudna, sześciogodzinna jazda. Whiteman pobuszował trochę po sąsiednich miejscach, konkretnie w skrytkach obok nich, które ogołocił z wszystkiego co jadalne. Pił i jadł na zapas jakby miało zabraknąć, albo coś – ale zdecydowanie bardziej to drugie. Spać? Nie spał, bał się zasnąć. Za to odpoczywał: leżał, siedział, nic nie robił.

Po około półgodziny skontaktował się z nimi Luparro z Ymira C – jak się okazało u nich wszystko było w porządku, co oznaczało, że są uratowani. Rozluźniło to Greya jeszcze bardziej i miał On coraz większe problemy z utrzymaniem otwartych oczu przez resztę podróży. W końcu dał za wygraną i się zdrzemnął, ale przedtem pojrzał zawartość swojego WKP ze trzy razy i ogólnie rzecz biorąc zrobił dookoła siebie burdel mało się czymkolwiek przejmując – choć zwykle był uporządkowany. Obudził się trochę wcześniej niż Łysy, no właśnie… to, że tamten chłopak w ogóle doszedł do siebie, wstrząsnęło nim jak nic innego, bo tego się nie spodziewał. Wszelkie urojone winny i gniew jaki żywił wcześniej do dzieciak dawno zniknęły, a nawet się cieszył, że nic mu nie jest. Chuck również się odzyskał przytomność, a zdawało się, że barman nieźle dostał w kość. Chwilę nie minęła, a rozpoczęła się dyskusja, która popsuła humory chyba wszystkim. Greyowi z każdym słowem coraz mniej to wszystko się podobało, mimo iż sam jak na razie nie miał zdania – nie obchodziło go czy to wywalą, czy zabiorą ze sobą i przy okazji sprowadzą apokalipsę na ziemię, byle być jak najdalej stąd teraz, i od tego co wydarzy się później też. Dopiero informacje Dhiraja przyniosły trochę klawości do tematu.

- Po prostu wywalcie to za drzwi i spieprzajmy stąd.

Whiteman całość skwitował jednym zdaniem, według niego to było najlepsze rozwiązanie. Doktor wziął sobie to trochę nazbyt dosłownie co rozbawiło nieco Greya i polepszyło jego nastrój – Hindusa ogólnie jakoś darzył sympatią, chociaż nie zamienili ze sobą chyba ani słowa, aż do teraz. Dalsza podróż była tak nudna jak powinna być. Górnik oddalił się od reszt nie chcąc słuchać kolejnych sprzeczek i teorii, zamiast tego poświęcił się rozmyślaniu nad tym na co wyda tą całą kasę z odszkodowania i nie tylko.

- || -

Na miejscu jednak nie zastali tego czego oczekiwali. Grey cudem uniknął obrażeń w wypadku, gdyż w ostatniej chwili udało mu się usiąść w fotelu i zabezpieczyć w nim siebie. Pociąg przypieprzył w grodzie – w głowie już pojawił się najgorszy scenariusz, mianowicie, że ratunku nie było, jednak nie budziło to w nim smutku, czy rozpaczy tylko gniew – i się wykoleił. Szybko założył skafander i pozbierał swój sprzęt, był obładowany może aż do przesady – na pasku lutownica i paralizator, do którego miał kilka zapasowych baterii w kieszeni, przez ramię przerzucony Elephant z pustym magazynkiem oraz przecinarka plazmowa w ręku – jednak nauczony niedawnymi doświadczeniami wolał dmuchać na zimne. Cała baza była skuta lodem, zamrożona, nawet ludzie – zastygnięci w jednej pozycji jakby ktoś zatrzymał czas z tego wnioskował, że to co się tutaj wydarzyło musiało stać się naprawdę błyskawicznie. Po dotknięciu wszystko rozpadało się na kawałeczki i to samo prawdopodobnie czekało ich jeśli się stąd nie wydostaną, dodatkowo stacja mogła wybuchnąć w każdej chwili – było to jeszcze gorsze od cieplaków, bo nie można było tego utłuc, ani zabić w żaden sposób. Nawet nie wiedzieli co to było.

Rozdzielili się jak zwykle, każdy do innego zadania by przyspieszyć i zwiać stąd jak najprędzej to tylko było możliwe. Grey razem z Seamusem mieli sprawdzić hangar łazików…

mataichi 21-04-2011 14:03

Pociąg

Informację zawarte w zaszyfrowanym pliku nie były specjalnie jasne dla informatyka. Przeczytał je kilka razy i w jego głowie zaczął tworzyć się scenariusz rodem z horroru s-fi. Oglądanie takich rzeczy to jedna sprawa, ale granie w nich to coś zupełnie innego. Gilbert chciał jak najszybciej rzucić role aktora i stać się nieznaczącym statystą, albo nawet dekoracją. Byłby świetnym drzewem. Tak. Nigdy udawanie nie było jego mocną stroną, ale w naśladowaniu drzewa był mistrzem. Szkoda, że na tej cholernej planecie żadne nie rosło.

Był wyczerpany. Nawet jego dosyć odporne sumienie nie pozwalało mu zapomnieć o wydarzeniach z Ymiru. Czy żałował zniszczenia bazy? Nie. Wątpił, żeby ktokolwiek podjął się próby powrotu do tamtego miejsca i ratowania pozostałych. To co uczynił było aktem łaski, tak to sobie tłumaczył. Nie zmieniło to faktu, że bardzo to mu ciążyło. Może nawet w głębi serca chciał zostać pogrzebany razem z resztą.


- Sam nie wiem co o tym myśleć. – powiedział bardziej do siebie niż Ipora siedzącego obok. – Musimy zostawić ten… zresztą. Przede wszystkim muszę się przespać.

Duffy chwiejnym krokiem odszedł do miejsca gdzie mógł wreszcie zostać sam. Długo myślał nad tym co przeczytał, nad słowami ludzi z zarządu, nad postawą Rocka. Czyżby szef ochrony był jednocześnie ich zbawicielem i głównym kłopotem? Kojący sen wreszcie przyszedł i Gilbert mógł choć na chwilę zapomnieć o wszystkim.

Ymir C

Horror rozpoczął się na nowo.

Było kurewsko zimno, a wszystko wskazywało, że to dopiero początek. Przez całą bazę musiała przejść fala niewyobrażalnego zimna, która zamroziła dosłownie wszystko. Facet rozlatujący się na kawałeczki był tego dobitnym przykładem.

Przydatność Gilberta w takich warunkach oscylowała w granicach: „plącze się pod nogami”. Nie włączał się do dyskusji próbując przez swoje WKP połączyć się z systemem. Klął przy tym bez przerwy pod nosem, dlatego, że informację, które dostawał nie napawały go optymizmem.

- Serwery bazy poszły się miłować. – rzucił śmiejąc się przy tym. – Jest w cholerę zakłóceń przypominających te z Ymiru A. Nie jestem…. w stanie… się… połączyć do dziadostwa. Coś mam!

Nagle wyłapał słaby impuls na niskich częstotliwościach. Pojawiał się i znikał. Przypominał próby komunikacji, ale kod, którego ktoś używał był zupełnie niezrozumiały.

- Nie wiem co to za cholerstwo, ale spróbuję je zlokalizować, czekajcie chwile…znalazłem kilka źródeł komunikujących się ze sobą. Przemieszczają się. Wygląda to na zakodowany kanał wojskowy. Nie jestem w stanie tego szybko rozszyfrować. Miejcie się w każdym razie na baczności.

Gilbert początkowo nie zamierzał przeszkadzać innym w działaniach i chciał udać się do kaplicy. Nie wiedząc zupełnie czemu powiedział:

- Dołączę do grupy sprawdzającej łaziki. Znam się trochę na elektronice i jeżeli coś tam siadło to będę w stanie to naprawić.

Jeżeli pojazdy działały, to była duża szansa, że za pomocą ich pokładowych komputerów będzie w stanie zrobić nieco więcej niż przy pomocy zwykłego WKP.

Gryf 21-04-2011 14:42

Łysy żyje. Źle z nim, ale odcieplał. Sami rozkmińcie co to znaczy.

***

Cytat:


1:34:05

Widok z perspektywy człowieka siedzącego na podłodze. Statyczne ujęcie na wnętrze wagonu. Gdzieś na jego końcu grupka ludzi pogrążona w dyskusji. Targeter oznacza wszystkich zieloną kropką z oznaczeniem "friend".
W rogu ekranu niemrawo mruga napis "nie stwierdzono zagrożenia, możesz wyłączyć tryb bojowy". Mruga tak od półtorej godziny w niczym najwyraźniej nie przeszkadzając operatorowi.

1:40:01

Zmiana perspektywy. Operator kamery wstaje, podnosi jakiś spory przedmiot (w którym spec od górnictwa mógłby rozpoznać przecinarkę plazmową) i niepostrzeżenie wychodzi przez drzwi prowadzące do końcowego wagonu.

1:40:31

Ujęcie na kolejne drzwi. Drzwi, które niedawno prowadziły do ostatniego wagonu, teraz jednak widać za nimi już tylko oddalające się światła tunelu i uciekające w tempie błyskawicy tory pneumatyczne. Przy prędkości kilkuset kilometrów na godzinę widok jest oszałamiający.

Jest jasne, że ktokolwiek przekroczy próg tych drzwi nie ma najmniejszych szans na przeżycie.

Ręka operatora łapie za uchwyt zwalniający.

Zamknięte.

1:40:41

Ujęcie podróżuje wzdłuż stalowej framugi, najwyraźniej w poszukiwaniu jakiegoś pudełka sterującego, jednak nic takiego nie widać. Uzbrojona pięść opada na przezroczystą partię drzwi. Raz. Drugi. Na szkłopodobnym materiale nie pojawia się jednak ani rysa.

1:41:05

Te same drzwi. Nowe źródło światła. Połyskujący promień przecinarki plazmowej. Łuk rusza na spotkanie blokady.


***

- Szczota! Co ty robisz?!

- Odejdź mała, Szczota nie żyje.

- Tobie to już zupełnie na dekiel się rzuciło!? Odejdź od tych dżwi!

- Princess, proszę, chcę być sam.

- A takiego! Jeszcze mi się tu będzie...

- Wypierdalaj!

- Ooo! Co to, to nie! Nieładnie Szczota! Chcesz otworzyć te dżwi - dobra, ale ja zostaję! O tu! I jak otworzysz to się zrobi takie pościśnienie, że mie też wessa, i zobaczysz, wsio będzie na ciebie!

- Durnaś, Princess, to nie samolot tylko pociąg, tu nie ma podciśnienia.

- A właśnie że jest!

- Nie ma.

- Jest!

- Nie ma!

- Takiś, kufa, pewien? To proszę cię bardzo, tnij! - przysiadła zaraz za nim z naburmuszoną miną.

***
Cytat:

2:30:01

Statyczne ujęcie z żabiej perspektywy. Operator najwyraźniej od dłuższego czasu siedzi na podłodze i gapi się w miejsce, gdzie normalne pociągi mają okna. Po bardzo długiej ciszy, gdzieś na granicy słyszalności dociera niewyraźny dziecięcy głosik.

- Sven... chodź już stąd, gupku.

Kolejna chwila ciszy.

- Nie mów nikomu, dobra?

- Ani mru mru... ale ty powinieneś. Komukolwiek. I weź zdejm wreszcie ten obciachowy kask.

2:33:35 STOP

***

Chwilę później

- Ej... Marycha... możemy pogadać? Na osobności?

Doktor Dhiraj Mahariszi miał już różne przypadki. Dość dużo, by na pierwszy rzut oka wiedzieć, że przyciągnięty do niego przez Princess chłopak naprawdę potrzebuje fachowej pomocy. Chwilę później zamknęli się we dwóch w pustym wagonie na tyłach pociągu. Sven przez chwilę milczał, zbierając się w sobie. W końcu zaczął:

- Jest dil. Sprawa się znaczy. Wiesz, jak się prolom kończą hepiguły, to idą do ciebie i zapodajesz im jakąś rozkminę... nawijkę... to takie coś... Bo się zesrało... kojfło, rozpierdolło o tutaj. - zrobił okrężny ruch palcem w okolicach swojej skroni - No normalka. Zjebane jest i trza naprawić. Weź no zrób te swoje hocki-klocki z kozetką i schizami z dzieciństwa, bo to się kurwa źle skończy.

- Najpierw musisz mi zdradzić, co tak bardzo Cię męczy. Rozumiem, że sytuacja jest ciężka, a to co przeszliśmy jest trudne do zaakceptowania, jednak początkowo radziłeś sobie z tym. Co więc się stało, że nagle przestałeś?

- Szajba się stała, przeca mówię! - zniecierpliwienie, nerowe ruchy wciąż opancerzonych ramion - Nie wiem jak ci to jeszcze prościej... schiza mnie męczy, odpierdala mi, jebło mi na dekiel. Łysy się wylizał z ciepłoty, a ja się kurwa zamiast cieszyć poszłem chlastać. Coś się poprzestawiało. Piguły nie działają i jest masakra. Początkowo, nie początkowo, se radziłeś, se nie radziłeś - chuj wi! Człowiek szedł przed siebie i strzelał, albo spierdalał, nie było kiedy się zastanawiać. A potem zdziwko... Bym umiał, to bym sam zrobił, a nie umiem, to przyszłem do ciebie... weź coś zrób, żeby przestało.

- Chodziło mi bardziej o jakieś konkretne zdarzenie, po którym poczułeś się... słabszy, po którym zaczęło Ci odbijać. Widzisz, wszystko ma swoje powody, nie mogłeś nagle poczuć się gorzej, musiałeś coś widzieć, lub co gorsza, zrobić, co sprawiło, że nie wytrzymałeś psychicznie. Może usiądźmy i na spokojnie porozmawiamy, o tym co stało się od momentu, aż się rozdzieliliśmy?

Młody wzruszył ramionami.

- Nic wielkiego. Dużo strzelania do ciepłych i spierdalawki. Jak wcześniej. - zamyślił się przez chwilę - Wy poszliście do jakiegoś laoratoriuma, a my z Szejmesem uratować Vinniego z gestapowni na C. Potem na B spotkaliśmy Rocka, kazał nam gdzieś zanieść jakieś nadajniki. Poszliśmy ja i Łysy... i tam był... oni atakowali, musiałem ich obronić... jego bronić... musiałem strzelać... - zrobił jakiś nieokreślony ruch ręką na wysokości swojej plakietki z napisem "LINDGREN" na pancerzu bojowym - a potem ona była nieprzytomna, nie mogliśmy jej zabrać, a Rock... - głos zaczyna mu się coraz bardziej łamać, zaciska i rozluźnia pięści - a Rock kazał iść przez wentylację... Szczota został i zginął jak git, a my poszliśmy... jakie to wszystko ma znaczenie, po prostu to napraw!

- Żeby coś naprawić, trzeba wiedzieć, co dokładnie jest zepsute. Powiedz mi szczerze, dlaczego Szczota tam został? Co takiego się stało, że musiał tam zostać? Co go powstrzymywało przed Przyjściem tu razem z Tobą?- Doktor zdawał sobie sprawę z faktu, że stało się coś wstrząsającego, skoro Sven mówił w taki sposób o niegdysiejszym samym sobie, o "Szczocie, któren był git nad gitami". Nie wiedział tylko, czy uda mu się wyciągnąć z chłopaka jakieś konkrety.
Sven tymczasem podrapał się po głowie, przez chwilę usilnie coś rozważając.

- Nie gniewaj się Marycha, ale ty masz nasrane chyba gorzej ode mnie. Gadasz kompletnie od rzeczy: Jak Szczota mógł pójść ze mną, jak ma te same nogi? To jest nie-lo-giczne. - powiedział powoli, tonem zarezerwowanym dla małych dzieci i staruszków zniszczonych demencją - Poza tym... Szczota nie "został". Szczota zginął! Zszedł! Został zdedany! Na śmierć! Wyciągnął kopyta i jest sztywny jak papuga norweska-kurwa-błękitna. Nie mógł nigdzie iść, bo go kurwa ciepłe zeżarły!! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!!


***

Rozgawor z Marychą trwał z godzinę. W końcu chyba zatrybił ogólne przesłanie. A do tego wyciągnął ze mnie każde skurwysyństwo: o zdedanym Alanie, o tej lasce, co ją zostawiliśmy, o tym ilu ciepłych pozabijałem i o tym, że dół jak chuj, bo jakby ich wywieźć, zamiast dedać, to by się wsie ocknęli jak Łysy...
Powiedziałem mu wszystko. Co za różnica i tak niedługo będę martwy. Byłem pewien, że zaraz wygada reszcie i wszyscy razem mnie zlinczują. I będzie święty spokój.

Nie wygadał.

Zaczął pytać dalej.

O jakieś w chuj nieistotne duperele. A co czujesz? A co wtedy czułeś? A co Szczota czuł? A co poczułeś kiedy...? A jak myślisz, dlaczego? Mądrala jego mać, przeca sam wiem co czuję, akurat mi do tego potrzebny Marycha i jego eso-terapia.

Zabiłem całe wpizdu ludzi z własnym starym na czele, co to kurwa za różnica co czułem?!

Całość chyba do czegoś zmierzała, ale wtedy Marychowa Kamini się ockła i trza było komorę poprzełączać i wrzucić do niej Łysego. Zostawiliśmy sprawę "do następnej sesji" - za dużo szperania pod deklem na jedno posiedzenie to też nic dobrego.

Tymczasem mogłem ogłosić Agnes, że póki co nie wyskakuję z pociągu. Chwilowo przeszła mi ochota. Pewnie zapodał mi jakieś podprogowe hipno w czasie gadki... cholera go tam wie. Koniec końców Marycha dowiedział się o mnie więcej niż ktokolwiek na całym Ymirze razem wziętym. Pytanie, co zamierzał z tym zrobić dalej.

***

Jeszcze tytułem zakończenia, dwa słowa w sprawie Ymira-C:

1.Ja
2.pierdolę.

Wolę cholerne zombie i potwory. Mróz, brak jednego żywego, ludzie pozamarzani w posągi jak w Mortal Kombat. No żeż kuuuuuurwa. Zaprawdę i po nastojaszczy wam powiadam: żaden mutant nie wywołuje takiej schizy jak ogólne ni-chuja-nie-rozumienie-co-się-dzieje.

Po przegrupowaniu poszłem z Aleksem i Lenką... gdziekolwiek tam mieli iść, bo średnio słuchałem. Wolałbym skończyć gadkę z Dhirajem, ale ktoś Siekierezadzie i Inżynierowi Jamajka musiał arsz osłaniać.
Poza tym pomysł stania i zamarzania w kaplicy w oczekiwaniu pies-wie-na-co na tym morozie jakoś mi się nie uśmiechał.

Suriel 21-04-2011 16:44

Drogi pomiędzy stacjami Selena prawie nie pamiętała. Kiedy ruszyli czas jakby zwolnił. Nikt nie chciał jej gryźć, zabijać. Ciało odmówiło posłuszeństwa, zażądało odpoczynku, teraz i natychmiast. Adrenalina wyparowała, pozostało zmęczenie i ból całego ciała. Selena wreszcie się najadła, umyła i zasnęła w fotelu. Nastawiała WKP na budzenie pół godziny przed planowanym końcem podróży. Sprawdziła jeszcze wszystkie parametry i zasnęła. Na szczęście była tak zmęczona że nie nawiedzały jej żaden sny. Czuła się jakby zapadała w czarną dziurę.
Obudziła się trochę wypoczęta. Spokojny szum pociągu działał kojąco. Wszystko było dobrze, niedługo będą mogli odpocząć, horror się skończył.

I na tym całe szczęście się skończyło.

Pociąg rozbił się o zamkniętą gródź stacji Ymir C. Wywrócił, a z głośnika usłyszeli komunikat o zagrożeniu wybuchem. Na szczęście nikomu się nic nie stało. W kolejce znaleźli skafandry ochronne, stacja po wypadku uległa rozszczelnieniu. Udało im się ewakuować.

Coś było nie tak, cholernie nie tak.
Selena stała na stacji rozglądając się. Wszystko było zamrożone, białe drobinki lodu skrzyły się w świetle latarek. Nie mógł tego spowodować wypadek pociągu i rozbicie grodzi.
I ta cisza, kompletna cisza. Spodziewała się że zaraz przybiegnie ekipa ratunkowa i technicy gotowi do pomocy z gaśnicami w ręku.
Nic takiego się nie wydarzyło. Stali na pustym peronie.

Gródź wejściowa także była zamknięta. Kiedy spróbowała naprawić mechanizm, ten po prostu rozsypał się pod jej dotykiem. Selena z przerażeniem spojrzała na pozostałych.
- Co jest?
Wiedziona złym przeczuciem, uderzyła w zamrożoną gródź. Ta także się rozsypała, jakby była ze szkła.
Za grodzią zauważyli kilkoro ludzi. Stali w korytarzu. Nie poruszali się. Kiedy podeszli do nich okazało się że zamarzli jak wszystko dookoła. Odskoczyła kiedy po dotknięciu jeden z nich się rozpadł.
Było zimno, bardzo zimno.

- Jeśli pociąg wybuchnie to wszystko rozsypie się w pył. Musimy stąd uciekać jak najszybciej - odwróciła się do Rocka - Jeśli będziemy mieli szczęście reaktor w tej temperaturze się schłodzi, ale my długo nie wytrzymamy.

- Muszę kogoś znaleźć - odpowiedział Rock. - To dla mnie teraz priorytetowe. Ale reszta musi poszukać jakiegoś schronienia przed mrozem.

- Może udałoby się uruchomić system podtrzymywania życia, ogrzewanie. Jeśli znajdowały się na niższym poziomie, może nie zamarzły, może coś da się zrobić - Selena zaczęła przeglądać mapę stacji - Aleks może udałoby się coś zrobić. Warto spróbować. Ktoś powinien też spróbować dotrzeć do pociągu, może być naszym jedynym wyjściem awaryjnym. Trzeba sprawdzić w jakim jest stanie. Łączność działa, przynajmniej na razie, chodzenie w jednej grupie nic nam nie da, tylko nas spowolni, a z tego co tu widać, czasu nie mamy za dużo. Spojrzała wyczekująco na pozostałych.

-Może po prostu spieprzajmy stąd od razu gdzie pieprz rośnie – zaproponował Ipor

- Pytanie gdzie? - Rock przyglądał się zamrożonym ludziom - Zarząd poleciał na Ymir B. Jak myślisz, co powiedzą o mnie i moim udziale w spisku? Te same brednie, które wciskali wam. I w jakim świetle postawią was? A poza tymi trzema bazami nie ma na planecie już nic. A pełne cieplaków, B - Zarząd, C - mróz. Pomysł Seleny jest dobry, pod warunkiem że nie ma uszkodzeń w ścianach zewnętrznych bazy. Jeśli są, musielibyśmy to najpierw załatać. WKP za góra pół godziny szlag trafi. Ja, tak jak planowałem, idę do centrum ochrony. Ipor, idziesz ze mną?
Selena i Aleks - weźcie znajdźcie centrum sterowania systemem podtrzymywania życia. Reszta - jakieś zapasy, szczególnie baterie do kombinezonów i zasobniki tlenu. Może trzeba sprawdzić kolejkę na B, tak na wszelki wypadek. Poszukać żywych ludzi. Alternatywnych dróg ucieczki. Poza tym nie podoba mi się stan tych ludzi i metalu. Temperatura na planecie nie robi chyba czegoś takiego, co? Nie znam się, ale to dość dziwne.

- Taki efekt daje ciekły azot i wystawienie na działanie otwartej przestrzeni kosmicznej – Selena schowała swój WKP, w tej temperaturze długo nie pociągnie, tego była pewna.

- Gorzej - mruknął Irlandczyk - taki efekt daje tylko przestrzeń kosmiczna. I ewentualnie w labach potrafią. Łatwiej rozkruszyć ymirską skałę mrozem niż gródź ze stali termostabilnej. Po mojemu na tym Ymirze nie działa już nic. W dodatku próby uruchomienia czegokolwiek mogą skrzesać iskrę nie tam gdzie powinny, a wtedy to wszystko wylatuje w powietrze. Siedzimy na wielkim, niezabezpieczonym bąblu metanowym.
Przerwał na chwilę sprawdzając, czy ściana korytarza i orurowanie wentylacji reagują na dotyk równie drastycznie co “kolega” z holo i panel sterowania. Reagowały.
- Coś tu się zdarzyło kurewsko niedobrego i Ipor ma rację. Spróbujmy łazikami się dostać do B-tki. Jak najszybciej.

- Dobra - powiedział Rock. - Dzielimy zadania. Ja i Ipor idziemy do tutejszej Czujki, jeśli nikt nie ma nic przeciwko. Chcę odszukać mojego przyjaciela. Dowiedzieć się, co tutaj się stało. Bo przecież pięć godzin temu wszystko było w porządku. Trzeba stąd szybko ewakuować SFŻ bo Szczoty kumpel ostatecznie nas pożegna. Starajcie się nie używać WKP bo na mrozie szlag trafi je w kilka minut. Ustalmy wspólny plan i jedziemy. Dwie osoby niech zlokalizują hangary z łazikami. Nie wiadomo czy są na chodzie. Poza tym z C do B - jedyna droga ucieczki - jest ponad 1000 km. Pytanie, kto z nas zna się na nawigacji przez burzę śnieżną. Lepiej znaleźć kolejkę ewakuacyjną do Ymira B. Jeśli jest tak jak u nas to i oni mogą mieć dwie takie - na A i na B. Szybko. Ustalamy, kto czym się zajmuje. Chcę jak najszybciej zniknąć z tej bomby metanowej. Wolę już dać się aresztować, za coś, czego nie zrobiłem niż skazać nas wszystkich na śmierć. Jest jeszcze alternatywa. Może stąd uda nam się nawiązać kontakt z OKIEM. Może będą w stanie zabrać nas na orbitę.

Zaczęli dzielić się zadaniami. Czas uciekał. Powietrza w skafandrach powinno im wystarczyć na jakieś 6 godzin, co będzie potem nawet nie chciała myśleć.

- Dobra, Aleks i ja możemy zająć się kolejką. Może Szczota, lub ktoś jeszcze pójdzie z nami na wszelki wypadek. Trzy osobowe ekipy są najlepszym rozwiązaniem, zawsze jedna osoba może wrócić po pomoc, nie zostawiając poszkodowanego bez opieki. - spojrzała na Aleksa. Po czym ponownie zaczęła przeszukiwać mapę bazy na WKP - Mam nadzieje ze mieli dwa perony jak my. Baza nie jest duża, 45 minut powinno wystarczyć. Nie korzystajcie z drabinek, mogą się rozsypać. Sprawdzajcie każdą rzecz zanim jej użyjecie.
Starajcie się nie używać żadnej rzeczy która mogłaby przypadkiem wygenerować iskry, przynajmniej zanim nie sprawdzimy stężenia gazu.

- Dobrze, mnie pasuje. Zajęcie się kolejkami ... dobrze - Aleks zgodził się z Seleną.


- Mamy jeszcze trochę czasu do możliwego wybuchu. Musimy się pospieszyć. Wróćmy do pociągu po zapasy. Tutaj prawdopodobnie nic nie nadaje się do jedzenia, a mamy przed sobą 1000 km. Ekipa z kaplicy zabierze je ze sobą. Potem każda ekipa rusza do swoich zadań. Co wy na to - spojrzała na pozostałych – w pociągu jest jeszcze na tyle ciepło, że będziemy mogli sprawdzić wszelkie możliwości poruszania się po stacji na WKpach bez strachu że zaraz wysiądą – kontynuowała.

- Dla mnie logiczne. Pozostaje jednak pytanie jak dostać się na poziom wyżej. To czterysta metrów różnicy, a na dodatek wszystko chyba jest zamrożone - windy, drabiny, schody. Istnieje ryzyko że zwyczajnie się rozleci, jak zaczniemy z tego korzystać. Na Ymirze A mieliśmy taki szeroki tunel dla maszyn górniczych prowadzący z A na D. Nazywaliśmy go Taśmociągiem, jak pamiętacie. Przeszukujemy WKP po kolei aż ktoś coś takiego znajdzie, albo szukajmy planu sytuacyjnego na tym poziomie. Ciężki sprzęt na dół nie był transportowany schodami czy windą, na pewno.

- Gaz z pokładów - wtrącił Irlandczyk - Jest przesyłany rurociągiem niestety. Inaczej niż u nas. Z tego co wiem to mają do niego taką załogową sondę do serwisowania... Ale bałbym się z niej korzystać...

- To fakt, ale musi być też tunel techniczny, którym przewożono sprzęt, żadna maszyna nie zmieści się do windy, są zbyt duże i ciężkie. U nas taki tunel biegł wokół stacji, wykuty bezpośrednio w skale tutaj też taki musi być. Trzeba go znaleźć. Zrobimy to w pociągu. Selena ruszyła z powrotem na peron.

Ravanesh 21-04-2011 17:18


WSZYSCY poza SELENĄ STARS, ALEKSANDREM W. BILISKOVEM i SVENEM “SZCZOTĄ” LINDGRENEM


Nie tego spodziewaliście się po bazie Ymir C. Wymarłe, oblodzone korytarze były chyba nawet bardziej przerażające, niż pełne cieplaków tunele Ymira A.

Skafandry ochronne wygrzebane z pociągu były ciężkie i nieporęczne. Każdy krok w tym ustrojstwie wymagał sporo wysiłku. Powietrze dostarczane przez zasobniki tlenu doczepiane do boku skafandra przez podgrzewaną maskę było teraz na wagę życia i śmierci. To, co wypełniało Ymir C, było trucizną dla ludzkiego organizmu.
Każdy krok rozchodził się głuchym echem w skutej przez lód bazie. Ponura atmosfera i maski tlenowe na twarzach minimalizowały potrzebę rozmów.

Selena znalazła tunel transportowy, o którym wspominał Rock. Zgodnie z planem był to szeroki korytarz, którym puszczono podwieszony rurociąg o którym mówił Gallagher.
Leżał niedaleko od korytarza, którym szliście. Jeszcze dwukrotnie mijaliście zmienionych w lodowe posągi ludzi. Na ich twarzach widniało zaskoczenie. Zauważyliście z niepokojem, że żaden z ludzi nie ma na twarzy maski, czy nawet skafandra ochronnego – nosili tylko zwykłe kombinezony za sprawą mrozu scalone teraz z ciałem w jedną bryłę.

To było jak surrealistyczny sen.

Śluza prowadząca na korytarz transportowy była ogromna i pokryta lodem, ale nie rozleciała się pod wpływem uderzenia. To było dobre, ponieważ oznaczało, iż większe powierzchnie nadal są wytrzymałe. Udało wam się znaleźć mniejsze drzwi techniczne, które rozwaliły się podobnie jak poprzednie. Kruche, niczym porcelana.

Korytarz transportowy był szeroki, surowy i ponury. Oświetlenie padło, więc musieliście zapalić latarki naramienne zamontowane w każdym skafandrze. Miały ten minus, że zużywały energię przeznaczoną na podgrzewanie waszego ciała. Na górze biegł ogromny rurociąg pomalowany na żółty kolor. Był tak wielki, że człowiek bez trudu mógłby poczuć się w nim jak w domu. Miał chyba ze trzy metry średnicy. Podłoże pokrywały ciężkie, stalowe kratownice, które miały utrzymać ciężar maszyn górniczych.
Zgodnie ze schematami wyświetlonymi przez Selenę czekało was ponad dwa kilometry drogi. Korytarz bowiem odchodził nieco w bok, robiąc szeroki łuk pozwalający mu zniwelować różnice pomiędzy poziomem A i B bazy.

Nie pozostało nic innego, jak zacząć maszerować.

Powoli, krok za krokiem, oglądając się z niepokojem po bokach.

Z sufitu spadały płatki śniegu Wasz oddech unosił się w powietrze jako para, by za chwilę opaść w dół, w postaci śnieżnej szadzi.

Szliście i szliście, coraz bardziej oswajając się z grobową atmosferą tunelu, aż w końcu dotarliście do bocznego korytarza. Chwilę później sforsowaliście kolejne zamrożone drzwi i znaleźliście się na poziomie B bazy Ymir C.

Tutaj Rock szybko odpalił swój WKP i wyjaśnił poszczególnym grupom jak najszybciej dotrą do wskazanych celów.

Podzieliliście się i ruszyliście każdy w swoją stronę. Złe przeczucia nie opuszczały was ani na chwilę. Cisza Ymira C była zbyt .... cicha. Nie było słychać niczego, poza waszymi oddechami. Ale ostrzeżenie Duffyego nadal rozbrzmiewało wam w uszach, kiedy ruszaliście do swoich zadań.



SEAMUS GALLAGHER, GREYSON “GREY” WHITEMAN, GILBERT DUFFY

Hangar z łazikami był zlokalizowany prawie na powierzchni. Prowadził do niego szeroki, słabo oświetlony tunel oznaczony symbolem B-004. Odchodziły od niego różne odnogi, ale was one średnio interesowały. Seamus i Grey szli przodem, Duffy trzymał się za ich plecami, ciężko kręcąc głową na boki.

Stan tunelu nie różnił się zbytnio od wszystkich innych. Zamrożony, pusty, ponury.
W pewnym momencie jednak zaczął się zmieniać.

Okazało się, że część tunelu przebiega przez powierzchnię planety. Szerokim łącznikiem, który okrywała przeźroczysta kopuła z takiego samego materiału, z którego robiono szyby na statkach kosmicznych. Wytrzymała na wszystkie czynniki kosmosu. Za nią, co obserwowaliście ze zgrozą, panowało ... piekło.

Masy śniegu wirowały szaleńczo w podmuchach ymirskiego wiatru. Wichura zdawała się napierać na kopułę tunelu z jakąś świadomością. Atakowała z nienawiścią, co było bzdurą. Mimo tego, że oczywiście była dźwiękoszczelna mieliście wrażenie, że słyszycie straszliwe zawodzenie wichru.

Idąc przez ten „oszklony” tunel obserwowaliście z niepokojem szyby nad wami i na bokach. Po tylu latach pod powierzchnią planety wyjście na zewnątrz, choćby nawet w taki odsłonięty tunel, wydawało się wam być .. kuszeniem losu.

Seamus – w pewnym momencie wydawało ci się nawet, że dostrzegasz coś na zewnątrz. Jakieś światła, jak blask kliku latarek. Miałeś wrażenie, że coś poruszyło się po drugiej stronie łącznika. Jakiś dziwny kształt. Oczywiście nie mogła to być prawda. To co widziałeś, musiało być jedynie płatkami śniegu szarpanego wiatrem.

Odcinek prowadzący oszklonym tunelem miał ponad trzysta metrów i kończył się mechanicznymi, lekko oblodzonymi drzwiami oznaczonymi logiem korporacji Vitell. Wyglądały na sprawne i – o dziwo – zadziałał panel dotykowy. Nie trzeba było nawet wyciągać zestawu do włamu.
Gródź zaczęła unosić się w górę sypiąc wokół okruchami lodu.

Za drzwiami zaczynały się kratownica i schody w dół. Światła waszych latarek wyłowiły jakiegoś człowieka leżącego tuż przed wejściem. Nie był zamarznięty, chociaż ciało pokrywała warstwa śniegu i szronu. Zauważyliście, że mężczyzna ten miał na sobie kombinezon technika, a w rękach trzymał solidny kawał pręta – niczym broń. Kiedy światło latarki odkrywało kolejne szczegóły wasze serca zabiły nieco szybciej.

Mężczyzna nie miał połowy głowy. Odciętej w iście chirurgiczny i raczej nieprzypadkowy sposób. Otwarta czaszka została pozbawiona ... mózgu.



Drzwi wyjściowe z hangaru na powierzchnię planety były otwarte. W środku sporej wielkości pomieszczenia szalała śnieżyca. Wył wiatr i szalały płatki śniegu. Widzieliście też trzy masywne, gąsienicowe łaziki stojące na dole. Kolosy pośród wirujących płatków śniegu. Być może wasze wybawienie od mrozu Ymira C.

Seamus zobaczył to pierwszy. Teraz już był pewien, że coś poruszyło się pomiędzy dwoma łazikami. Wydawało mu się, że znów zobaczył te dziwne punkciki światła, które widział wcześniej na zewnątrz.

Dał znak ręką w stronę reszty ludzi i w tym momencie zobaczył, jak jakaś niewidzialna siła ciska Greyem w tył. Jak górnik wali plecami o metalową ścianę osuwając się po niej bezwładnie.

Pomiędzy dwoma łazikami Gallagher dostrzegł kilka, położonych blisko siebie punkcików światła. Niczym związane w pęczek małe latarki techniczne. Kilkanaście sztuk.

W wirującej śnieżycy poruszył się wyraźnie jakiś nierozpoznawalny kształt.

Armiel 21-04-2011 17:21


DHIRAJ MAHARISZI, CHARLES “CHUCK” FISH


Kaplica leżała w centralnej części sekcji rozrywkowej poziomu B. Mieliście do przejścia sekcję mieszkalną i kawałek sekcji usługowo – rozrywkowej.

Gdybyście wiedzieli, co na was czeka, pozostalibyście na poziomie A.

To była makabra. Część drzwi rozpadła się już sama, część kruszyła po kilku atakach i tak torowaliście sobie drogę. Z wami szli jeszcze Zoe i jej synek, Księżniczka oraz Kamini. Z perspektywy wartości bojowej wasza grupka nie wyglądała najlepiej. Ale z drugiej strony nie spodziewaliście się innych problemów, poza mrozem i rozpadającą się bazą.

Potem dostaliście się na teren sekcji mieszkalnej. I widzieliście ludzi.
Zamienionych w lodowe posągi, jak w jakiejś starożytnej baśni dla dzieci. Lodowe, pozbawione życia statuy. Kobiet, mężczyzn i nielicznych dzieci.
Wszystkie jakby złapane w pół ruchu. Wszystkie spoglądające w jedną stronę – w kierunku, w którym właśnie idziecie.

Po kilkuset metrach marszu zamrożonym korytarzem niespodziewanie ujrzeliście przed sobą dziurę – wielki, równoległy okrąg wyrwanych skał i przeciętego sufitu. Przez tą wielką dziurę z powierzchni planety wpadały do bazy masy lodowatego powietrza i kłęby śniegu. Wyglądało to tak, jakby coś przebiło się z zewnątrz do środka bazy i poleciało trochę dalej, bo dziura ziała także w podłożu. Szeroki, postrzępiony krater, głęboki na przynajmniej kilkanaście metrów, jak nie więcej. Szczerze mówiąc to wyglądało tak, jakby .... baza została trafiona jakąś rakietą. Lub meteorytem.
Wicher wpadał do środka przez dziurę w suficie i szalał po korytarzu, zagłuszając wasze słowa. Musieliście to obejść, jeśli mieliście zamiar dotrzeć do kaplicy.

Na szczęście udało się wam znaleźć boczne korytarze, pokryte grubą warstwą lodu, którymi powróciliście na poprzednią marszrutę.

Szybko zwróciliście uwagę, że ta część bazy wygląda nieco inaczej. Ściany, podłogę i sufit pokrywały grube warstwy lodowych kryształów, które zdawały się poruszać w świetle waszych latarek. Co gorsza warstwa lodu pokrywała również część drzwi i dopiero patrząc na taką lodową „barykadę” uzmysłowiliście sobie, ile mieliście szczęścia trafiając do tej pory jedynie na „czyste” przejścia.

Kiedy byliście dwa skrzyżowania od kaplicy stało się to, co mogło stać się już jakiś czas wcześniej. Dryfnosze odmówiły posłuszeństwa. Emitery pól magnetycznych wydały z siebie dziwne trzaski, a w chwilę potem urządzenie opadło ciężko na ziemię.

Spojrzeliście na siebie bezradnie. SFŻ ważył jakieś dwieście kilogramów – wypełniony płynem i z poddawanym regeneracji Łysym. Co prawda miał uchwyty do przenoszenia za pomocą siły fizycznej, ale wasza grupa nie należała do najbardziej siłowej.

- Ciecz w stabilizatorze zaczyna tracić płynność – zwróciła uwagę Kamini dysząc ciężko przez swoją maskę.

Nie musiała dodawać, że niesie to śmiertelne zagrożenie dla Łysego. Musieliście coś szybko zrobić, inaczej chłopak był stracony.

- Tam coś się ruszyło! – krzyk Księżniczki, zniekształcony przez maskę oderwał was od niewesołych rozmyślań.

Nastolatka wskazywała coś ręką. Fragment korytarza przed wami i widoczne wśród wirujących płatków śniegu skrzyżowanie. Poza osypującym się ze ścian śniegiem nie było tam jednak nic.

- Przysięgam – powiedziała dziewczyna, a niepokój w jej głosie udzielił się wam wszystkim. – Coś tam było. Jak Szczo... jak babcię kocham.



IPOR JUHASZ

Pomieszczenia kontroli leżały stosunkowo niedaleko od drzwi technicznych i od kaplicy, nieco na uboczu, u styku dwóch sekcji – usługowej i mieszkalnej.
Kiedy kroki waszych towarzyszy ucichły w głębi bazy, znów zostaliście sami w cichej, zamienionej w lodowy grobowiec bazie. Wymarłe korytarze i co jakiś czas mijani zamienieni w lodowe rzeźby ludzie sprawiali przytłaczające wrażenie. Rock już nie podejmował tematu kryształu. Najwyraźniej ochroniarz miał złe przeczucia, bo szedł powoli, z napięciem obserwując okolicę i ostrożnie wyglądając zza każdego zakrętu.

Wokół was wirowały płatki śniegu. Co jakiś czas unoszone przez suche, mroźne powietrze. Część ścian była tak mocno pokryta lodem, że mieliście wrażenie, że nie da się przebić przed zamrożone drzwi bez ciężkiego sprzętu. To było coś nowego. Oznaczało to w praktyce to, że znaczna część bazy jest dla was nieosiągalna.

W pewnym momencie, jakieś cztery skrzyżowania od wyznaczonego przez Rocka celu, obaj usłyszeliście dziwny dźwięk dochodzący do was zza zakrętu. Rock dał ci znak, byś się nie ruszał i wyjrzał ostrożnie za róg. Potem przywołał cię ręką, byś popatrzył i wskazując na ścianę i sufit.

Zamarłeś obserwując z fascynacją i lękiem na wskazane miejsca. Na twoich oczach korytarz bowiem porastał kryształami lodu. Fantazyjne esy-floresy zarastały ściany i sufit powoli przesuwając się w głąb bazy. Lodowe jęzory pojawiały się również na podłodze wyglądając jak nieustępliwa armia zdobywająca kolejne wrogie terytoria.

- Dziwne – zamruczał Rock niewyraźnie przez maskę.

Nie mogłeś się z nim nie zgodzić.

I nagle usłyszeliście jeszcze jeden dźwięk wyróżniający się na tle ciszy wymrożonej bazy.
Zupełnie inny niż trzaski przesuwającej się zmarzliny.
Dziwny. Powtarzający się. Kojarzył się z jakimś instrumentem muzycznym do latynoskich tańców - kastanietami lub kołatką – lecz był inny. Trudny do opisania. Arytmiczny i pozbawiony określonego tempa.
Zaraz potem usłyszeliście dziwne buczenie. Podobne do tego, jaki wydawał z siebie transformator lub urządzenia elektryczne. Dźwięki wyraźnie przybliżały się w waszą stronę.

Rock zadziałał, jak żołnierz. Uskoczył za zakręt korytarza pociągając ciebie za sobą. Niepotrzebnie położył palec na ustach i wychylił głowę. Szybko jednak ją cofnął. Gestem dał ci znak byś także rzucił okiem.

To co zobaczyłeś było tak niecodzienne, że o mało nie krzyknąłeś.

Korytarzem dryfowały w waszą stronę dwie obce istoty. Wyglądały jak jakieś insekty, ale były wielkości rosłego człowieka, może nawet odrobinę większe. Poruszały się zgrabnie, wachlując powietrze skrzydłami wyrastającymi im zza pleców. Najwyraźniej mróz nie przeszkadzał im w „wycieczce”. Zauważyłeś, że ich odwłoki zdawała się pokrywać lodowa skorupa, a w dziwacznych odnóżach trzymały coś, co wyglądało jak archaiczny odkurzacz z XX wieku. Urządzenie wyglądało na jakiś przyrząd pomiarowy lub ... broń. I na pewno nie wykonali go ludzie.



Czymkolwiek były te istoty bez wątpienia były inteligentne, żywe i kierowały się w waszą stronę. I nikt z was nigdy wcześniej nie widział nic takiego. Wszak Federacja Ziemska nie spotkała na zbadanych światach żadnej inteligentnej formy życia.

Rock popatrzył na ciebie z ogłupiałą miną. Chyba sam nie wiedział, co ma teraz zrobić.



SELENA STARS, SVEN „SZCZOTA” LINDGREN i ALEKSANDER WASILIJ BILISKOV


Wasz grupa miała chyba najłatwiejsze zadanie.

Podczas gdy reszta ocalonych ruszyła w stronę korytarza prowadzącego na poziom wyżej, wy musieliście dostać się jedynie na drugą stację, zlokalizowaną półtorej kilometra od miejsca, w którym się obecnie znajdowaliście. Teraz mogliście błogosławić durnego inżyniera, który zaprojektował takie, a nie inne rozwiązanie komunikacyjne i zdecydował się na budowę dwóch stacji, zamiast jednej. Aleksander wiedział, że podyktowane to było względami bezpieczeństwa. W razie jakiegoś zawału lub tąpnięcia istniała szansa na ewakuację drugą linią. Miało to działać jak system naczyń powiązanych. I działało. Nikt jednak nie przewidział co zrobić, kiedy dwie z trzech baz będą jednocześnie miały kłopoty, tak jak teraz. Na A szalały cieplaki, a na C mróz.

Dwie kolejne grodzie, które musieliście sforsować, rozsypały się tak, jak te wcześniejsze. Ale przy trzeciej musieliście stracić prawie dziesięć minut i resztę zapasów odmrażacza, by je otworzyć. Bo okazało się, że są jedynie zamrożone, a nie skrystalizowane na „amen”, jak tamte poprzednie. To było dziwne.

Także korytarz za tą odmrożoną grodzią wydawał się być inny. Nie pokrywał go lód. Był wyziębiony, ale w podobny do kopalnianych korytarzy na Ymirze A sposób, a temperatura wynosiła minus siedemnaście stopni Celsjusza. Też w normie. Nawet ciężkie skafandry, które mieliście na sobie, nie musiały być noszone. Ale raczej żadne z was nie podjęłoby się ryzyka, by zdjąć tą ochronę.

Ruszyliście dalej, coraz uważniej obserwując okolicę.

To co odróżniało Ymir C od Ymira A była duża ilość rur. Gazociąg zdawał się pokrywać cały poziom A, na którym się obecnie znajdowaliście. Mijaliście także różne magazyny, składy i pomieszczenia techniczne związane z rafinacją gazu.

Raz zatrzymaliście się na moment, bo wydawało się wam, że słyszycie w oddali jakiś krzyk, ale nasłuchiwanie nic nie dało.

W końcu byliście prawie u celu.
Od wrót prowadzących na stację dzielił was tylko jeden korytarz, kiedy do waszych uszu doszedł wyraźny krzyk i odgłosy strzelaniny. Charakterystyczny huk elephanta. Jeden, drugi, trzeci, a nim przebrzmiał, także jakiś dziwny wizg, kojarzący się ze świstem wydawanym przez wypuszczane z butli sprężone powietrze. Po nim usłyszeliście kolejne wizgi i stłumiony przez maskę krzyk człowieka.

- Z prawej! – ludzki krzyk doszedł was z oddali, więc musiał być naprawdę głośny. – Masz jednego z prawej!!!!

Krzyczał jakiś mężczyzna.

- Granat! – wtórował mu jakiś kobiecy głos.- Uwaga!!!

I znów usłyszeliście ten dziwny wizg. Kolejny, kolejny i kolejny! Następujące po sobie w szybkiej serii. Głośne i wyraźnie słyszalne w mroźnym powietrzu bazy. Odbijające się echem od korytarzy.

Kilka sekund później nastąpiła dudniąca eksplozja. Blisko. Naprawdę blisko.

Od toczącej się najwyraźniej na peronie walki dzielił was jedynie zakręt korytarza – jakieś sto, góra sto dwadzieścia metrów.

Pozostawało pytanie kto z kim walczy. I co wy macie zrobić w tej sytuacji? Nie mieliście już amunicji w swojej broni. A bez niej karabiny były niczym więcej jak lekkimi, słabo przydatnymi maczugami.

emilski 22-04-2011 15:25

No i Ymir C okazał się wcale nie być taki pusty, na jaki wyglądał. Ale o tym później. Ciemności panujące na poziomie B sprawiały, że człowiek czuł się jak w pułapce bez wyjścia. Jak pogrzebany żywcem. Do tego poruszanie się przypominało pływanie w gorącej smole. W takich okolicznościach spotkanie z jakimkolwiek wrogiem mogło szybko okazać się spotkaniem śmiertelnym. Sens poszukiwań kumpla Rocka był dla Ipora coraz bardziej zamglony. „Już widzę, jak ten gość otwiera drzwi i wita nas drinkami” - myślał w duchu Węgier. Ale Bill parł do przodu. Gdyby nie to, co widział i przeżył wcześniej w bazie A, traktowałby tę wycieczkę z latarkami, jako ciekawą przygodę, zdobywanie jakiejś jaskini i tym podobne męskie rozrywki. Wiedział jednak, że tutaj za każdym rogiem może czaić się śmierć.

Na razie wszędzie czaił się mróz, a nawet śnieg – zabłąkane płatki spadały co jakiś czas na maskę Węgra. Za chwilę obaj mogli zaobserwować, jak powstaje to zlodowacenie. Szkoda tylko, że wciąż nie widzą przyczyny. Chociaż, trzeba przyznać, że widok był porywający, kiedy na ich oczach wykwitały cudowne obrazy, które pokrywały lodową warstwą ściany i sklepienie nad nimi.

No i właśnie wtedy okazało się, że Ymir C nie jest wcale takie pusty, jak wyglądał. Najpierw usłyszeli buczenie. Zbliżające się i nasilające buczenie, któremu towarzyszyły dziwne arytmiczne odgłosy, ni to kroków, ni to szurania – gówno wiadomo, czego. Zaraz za dźwiękami ukazały się dwie istoty. Dwa pierdolone owady. No bo co innego? Nie były to potwory, do których niemal przyzwyczaili się na Ymirze A, to były po prostu przerośnięte owady z jakimiś popierdolonymi odkurzaczami w łapach.


Ipor nie wiedział, jak ma zareagować. Rock zresztą też nie. Były fascynujące i budziły ciekawość. Juhasz mógłby tak patrzeć na te owadzie istoty. Resztki intuicji podpowiedziały mu jednak, że one mogą być równie mordercze, co poprzednie stwory. Razem z Rockiem przylgnęli do ściany. Patrzyli się na siebie, potwierdzając wzajemnie swoje zdziwienie. Jakie jeszcze dziwolągi przyjdzie im tu oglądać?

Rock dał znak ręką, chyba pokazując kierunek z którego przyszliście. Buczenie wydawane przez te dziwaczne owady narastało, zbliżały się. Ipor poszedł za nim. Mimo ciężkiego kombinezonu, odruchowo starał się iść na palcach:

-Bill, zgaś latarkę. Może lepiej zatrzymajmy się, żeby nie wzbudzać powietrza, cholera wie, co one wyczuwają. Ale w tej ciemnicy chyba nas nie zauważą.

Rock kiwnął głową i zgasił światło. Zapadliście w boczny korytarz. Dziwne stworzenia zbliżył się do odnogi. Jedno z nich zatrzymało się powoli. Mięsiste skrzydła na plecach przestały wachlować lodowate powietrze. Trzymany w ręce przedmiot, zakończony długą rurą rozszerzającą się na końcu obrócił się w ich stronę. Na urządzeniu migotały i błyskały jakieś dziwne światełka. “Mrówka” przez chwilę stała nieruchomo, potem nagle czułki na jej kulistej, przypominającym mózg głowie, zapłonęły jasnym światłem. Jak wiązka małych latarek. Światło powoli przesunęło się w stronę mężczyzn. Ipor niepotrzebnie się odezwał:

-Chyba nas namierzyły - lepiej chyba stać nieruchomo, niż uciekać - tak mnie zawsze uczyli przy atakujących zwierzętach.

Mrówki namierzyły ich dopiero teraz, jakby zareagowały na głos i ich reakcja była błyskawiczna. Na szczęście nie do końca celna. Lampki na odkurzaczu szaleńczo zamigotały i koło Węgra zadrżało powietrze, przeszyte strumieniem lodowatego powiewu. Ściana obok niego pokryła się momentalnie szronem i pękła z cichym trzaskiem.

To był strzał. Owady strzelały lodowatym powietrzem, które potrafiło zamrozić wszystko, co spotka na swojej drodze w ułamku sekundy. Przemrozić do cna. Ci wszyscy mijani, którzy tak łatwo się rozsypywali przy najlżejszym dotyku, musieli dostać taką wiązką. Na szczęście Bill pociągnął Ipora w swoją stronę, ściągając go z linii strzału.

I nagle stał się cud. Rock strzelił z anakondy. Kurwa, wciąż miał naboje. Najpierw poukrywane granaty, teraz pociski, a w ogóle to jest agentem. Ile jeszcze niespodzianek? Nie może być tak, że Ipor jest zdany na jego łaskę. Jak ma broń, to niech się nią dzieli. Ale to nie był czas na prowadzenie rozważań.

-Spierdalaj! - krzyknął ochroniarz.

Węgier zobaczył, że strzał Billa nie dał za wiele. Pociski zatrzymały się na jakiejś niewidocznej osłonie, nic nie robiąc owadom. Zaczął biec. Jeśli można było nazwać to biegiem. Wyciągał z wysiłkiem nogi przed siebie. Raz jedną, raz drugą, ale wszystko to trwało bardzo mozolnie. Zatrzymał się przy jakimś bocznym korytarzu i czekał na Rocka. Patrzył w jego stronę, kiedy wszystko nagle mu zniknęło. W uszach zadźwięczało i po chwili poczuł na sobie uderzenie zimna, śniegu i lodu. Z tego wszystkiego wyłonił się Rock, pokazując gestami, żeby biegli dalej.

Bill musiał mieć kolejny ukryty granat. Ile ich tam jeszcze zmieści?!! Wykorzystując zadymkę, biegli przed siebie.

Arsene 23-04-2011 10:55

Grupie Aleksa przypadło zasadniczo łatwe zadanie. Mieli "tylko" odnaleźć kolejkę, uruchomić ją i dać znać reszcie. Banał. Mijane grodzie rozpadały się przy mocniejszym puknięciu. Inżyniera to martwiło, gdyż nie było tak zimno, żeby taki sprzęt rozpadał się na setki kryształowych odłamków. Dopiero przy trzecim przejściu trzeba było użyć odmrażacza. Sporo odmrażacza.

I korytarz który ujrzeli na grodzią wstrząsnął nieco Aleksem. Nie było tam lodu, temperatura zdawała się wahać w granicach siedemnastu stopni. Czyżby bezpieczna część bazy ? Może ktoś tu jest ? Jacyś ludzie ocaleli ?

Raz tylko podczas całej drogi, zdawało się, że słychać było z oddali krzyk. Wszyscy przystanęli na chwilę, ścięci strachem niczym lodem. Nikt nic nie słyszał, więc grupa ruszyła dalej.

- Z prawej!! - wrzasnął ktoś w oddali.

Aleks stanął, pobladł nieco. Słychać było wyraźne odgłosy walki. Ba, bitwy. Nie było pewne tylko kto z kim walczy i dlaczego. Na pewno była to walka o przetrwanie, o ciepły skrawek ziemi.

- Jasna cholera, co się dzieje ? Co robić ? - krzyknął w lekkiej panice, która szybko ustąpiła miejsca analizie sytuacji. Byli jeszcze 100-150 metrów od zakrętu za którym trwały walki, więc ryzyko usłyszenia było niewielkie.

- Drzyj to ryło głośniej, może jeszcze nie usłyszeli! - rzucił Sven przykładając palec do ust, po czym odwrócił się w stronę wylotu korytarza - najlepiej tu poczekajcie.
Nie czekając na odpowiedź ruszył truchtem w stronę odgłosów walki. Poruszał się przy ścianie, starając się nie rzucać w oczy.

Aleks faktycznie skarcił się za ten atak paniki. Może miał już za dużo wrażeń jak na jeden Ymir.

- Co jest - Selena podeszła bliżej, starała się zachowywać cicho.

Aleks szedł kilka kroków przed nią.

Nim reszta zdążyła zareagować Szczota wybiegł za zakręt. To co zobaczył, zamurowało go na krótką chwilę. Od strony korytarza przez rozwaloną gródź szturmowały stację kolejki … dziwne, przypominające insekty istoty.Było ich pół tuzina, ale dwa już na ziemi, brocząc czymś, co wyglądało jak zielona, gęsta, szybko zamarzająca galareta. Ostrzeliwały z dziwnej broni, która właśnie wydawała te świsty, najprawdopodobniej ludzi na stacji. Broń emitowała chyba …. ekstremalnie niską temperaturę, bo na odczycie z hełmu bojowego po strzale pojawiała się smuga wyziębionej przestrzeni. Jedna z takich niewidocznych wiązek trafiła coś na drodze, jakąś osłonę ze stali, a stal momentalnie rozkruszyła się, jakby oberwała czymś ciężkim. Odczyt z hełmu pokazywał, że na dworu broniło się dwunastu ludzi. Broniło, bowiem po ośmiu z nich zostały tylko stygnące plamy ciepła. Po dziewięciu, bo właśnie wiązka zimna wystrzelona przez “mrówę” zabiła kolejnego obrońcę.

- Kurde, a tego gdzie znowu nosi? - Selena nie odważyła się jednak ruszyć za Szczotą. W pojedynkę zwracał mniejszą uwagę, a poruszanie się w skafandrach ochronnych było bardzo utrudnione. Nigdy ich nie lubiła.

Aleks ruszył za Szczotą, by zobaczyć jak wygląda sytuacja. Nie wyglądała dobrze. Pociski niewiele robił insektom, natomiast ich odkurzacze, o ile można to tak nazwać, świetnie siały śmierć i zniszczenie. Elektryczny pistolet inżyniera, do którego powinien mieć jakieś baterie na niewiele by się zdał.

Postanowiwszy działać inżynier odpalił swoje WKP. W tej temperaturze powinno działać dość sprawnie. Najpierw sprawdził dane o strukturze bazy. Szukał czegoś na kształt zbrojowni, ale były tu tylko magazyny sprzętu górniczego. Następnie przeskanował wentylację. Mógł się nią przecisnąć bez problemu w praktycznie każde miejsce stacji. Tylko ten skafander...

- Słuchajcie, myślę że mogę się przecisnąć do obrońców jak zdejmę kombinezon. Jest w miarę ciepło ... jak na to chore miejsce.
- Dobra Jamajka, to ty zapierdalaj kanałami, a ja robię nawrót do magazyn za czymś, czym można by dopierdolić w tyły wroga - sposób w jaki wymówił sformułowanie “tyły wroga” świadczył, że od dawna czaił się, żeby tego zwrotu użyć.
- Idę z tobą, może znajdzie się tam coś do walki, siekiera w tym przypadku chyba na niewiele się zda - Selena ruszyła za Szczotą.

Zdejmowanie ciężkiego skafandra trochę trwało. Podobnie zresztą demontaż kratki wentylacyjnej. Kiedy Aleks uporał się już z tymi problemami, odgłosy walki ucichły. Szyb był ciasny i zimny, lecz mimo lekkiego dyskomfortu, nie było większego zagrożenia.

Celem inżyniera były kratki przy poległych obrońcach, coby wydostać się i zgarnąć ewentualną broń. Można by też było podpatrzeć trochę te robale, znaleźć jakiś słaby punkt. Jednak jeżeli tuzin ludzi zabił tylko jednego, Aleks nie wierzył, że im uda się zrobić wiele więcej. No, chyba że tamci znajdą naprawdę dobry sprzęt.

Suriel 24-04-2011 23:06

Selena ruszyła z Aleksem i Szczotą w stronę drugiej kolejki. Odprowadziła wzrokiem drugą grupę, która ruszała w głąb kopalni na wyższy poziom. Mimo że pomysł wydawał się dobry i wszystkie argumenty przemawiały za podziałem grupy, Selena czuła się nie swojo. Wydarzenia ze stacji bardzo ja zbliżyły do tych ludzi. Obecna sytuacja w jakiej się znaleźli trochę ją przerażała i w ich towarzystwie czuła się pewniej.

Kiedy zniknęli jej z oczu podążyła za chłopakami. Początkowo korytarz wyglądał podobnie jak stacja, wszystko było zamarznięte, pod dotykiem rozsypywało się jak szkło. Im dalej w głąb korytarzy tym zmarzlina okazywała się zanikać. Przy trzeciej grodzi musieli się zmierzyć ze standardowym zamarznięciem zamka. Zajęło im to trochę czasu i stracili ostatni zapas rozmrażacza.

Selena została trochę z tyłu przyglądając się orurowaniu i rozmieszczeniu pomieszczeń na stacji.
Wolała zawczasu wiedzieć gdzie co się znajduje. Po drodze mijali tylko jakiś magazyn.
Zanim doszli do końca korytarza usłyszeli najpierw dziwny wizg jakby sprężonego powietrza, a później huk z broni palnej. Szczota z Aleksem byli bliżej. Kiedy podeszła usłyszała tylko końcówkę rozmowy. Po czym Szczota ruszył do przodu.
- Kurde, a tego gdzie znowu nosi? - nie odważyła się jednak ruszyć za Szczotą. W pojedynkę zwracał mniejszą uwagę, a poruszanie sie w skafandrach ochronnych było bardzo utrudnione. Nigdy ich nie lubiła.

Aleks nie wytrzymał długo. Ruszył za Szczotą. Selena podążyła za nim, wyglądając tylko z za zakrętu. Szybko jednak się cofnęła. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Na stacji trwała nierówna walka miedzy ludźmi, a jakimiś dziwnymi latającymi owadami.
Szczota i Aleks zrobili podobnie, żaden z nich nie miał uzbrojenia. Nie byli w stanie walczyć. Aleks zaproponował ze przedostanie się do walczących wentylacją.
- Dobra Jamajka, to ty zapierdalaj kanałami, a ja robię nawrót do magazyn za czymś, czym możnaby dopierdolić w tyły wroga – zgodził się z nim Szczota.
- Idę z tobą, może znajdzie się tam coś do walki, siekiera w tym przypadku chyba na niewiele się zda – Selena ruszyła za nim.
Magazyn znajdował się jakieś 400 metrów od nich. W niewygodnych ciężkich skafandrach zajęło im to trochę czasu. Selena miała nadzieję, ze Aleksowi nie strzeli nic głupiego do głowy i w razie niebezpieczeństwa wycofa się.
Otwarcie grodzi nie stanowiło większego problemu, na szczęście ten odcinek korytarza nie był zamarznięty, wyświetlacz pokazywał – 17 stopni. Selena włączyła WKP i nadała wiadomość do pozostałych.

„Stacja kolejki zaatakowana przez obcych. Kilka osób jeszcze się broni. Uważajcie”

Miała nadzieję ze z pozostałymi wszystko było dobrze. Zaczęła przeszukiwać magazyn.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:07.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172