lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Ymir - [survival horror] 18+ (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/9096-ymir-survival-horror-18-a.html)

Baczy 13-04-2011 21:23

Gdy dotarli do stacji bez większych przeszkód i, co ważniejsze, bez strat własnych, doktorowi zdawało się, że to już koniec. Dołączyły do nich dwie osoby, z czego jedna z nich sterowała masywnym pancerzem górniczym, co tylko zwiększyło poczucie bezpieczeństwa i pewność siebie poszczególnych członków grupy. Na stacji obyło się bez niespodzianek, nie zastali tam nikogo, a pociąg stał przy peronie, zupełnie jakby na nich czekał.

Przegrupowali się i, pod rozkazami Rocka, rozpierzchli się wykonywać powierzone mi zadania- okazało się, że nie mogli tak po prostu wsiąść i odjechać. Trzeba było otworzyć śluzę, odczekać na rozruch silników i poczynić ogólne przygotowania do wyjazdu, którymi zajęli się kompetentni ludzie. Dhiraj nie był żadnym z nich, mógł więc tylko rozłożyć się na fotelu i nie przeszkadzać pozostałym.

Niestety, nic nie szło tak, jak chcieliby żeby szło, zupełnie jakby wisiała nad nimi jakaś klątwa. Na holowyświetlaczu, na ścianie, widać było krzątające się osoby, które nagle skupiły się na głównej grodzi. Same wrota miały kilka metrów wysokości, oświetlenie na ścianach również było pokaźnych rozmiarów. Gdyby nie malutcy ludzie widoczni na ekranie, nie można byłoby określić rozmiaru grodzi, a więc nie dałoby się pojąć ogromu niebezpieczeństwa, jakie czaiło się po drugiej stronie wybrzuszającej się hartowanej stali. Jednak nie tylko wysokość na jakiej pojawiało się wygięcie budziło niepokój, również tempo jego powstawania wydawało się być wręcz niemożliwe.

Nieopisany szok sprawił, że doktor zamarł w bezruchu na kilka cennych sekund, gdy tylko na holowyświetlaczu zobaczył scenę rodem z filmów. Byli tak blisko ocalenia i teraz nagle, gdy dosłownie minuty dzielą ich od osiągnięcia celu coś miałoby ich powstrzymać? Dhiraj pomyślał o leżącej w SFZ małżonce, o reszcie ocalałych, którzy tak wiele z siebie dali, tak często narażali własne życie dla wspólnego dobra... Zdecydowanie nie mógł pozwolić na taki obrót spraw, i nawet nadludzkie rozmiary monstrum nie mogły stłamsić w nim woli przetrwania. Wstał z wygodnego fotela, do którego zaczynał się już przyzwyczajać, i pognał do ładowni, gdzie zostawili zarówno SFZ jak i dryfonosze ze wszystkimi zgarniętymi zapasami. Nie wiedział, czego konkretnie miał szukać, szybko jednak dokonał pewnej selekcji. Na środki wzmacniające patrzył nie pod kątem ich docelowego działania, ale składu chemicznego- wszakże zwiększanie wytrzymałości czy podatności na ból było nic nie warte w walce ze stworzeniem tych rozmiarów. Środki te jednak mogły posłużyć jako składnik, choćby jeden z wielu, dla prymitywnego napalmu. Wszelkie inne środki łatwopalne czy nawet wybuchowe miały teraz dla doktora priorytetowe znaczenie. Musieli zatrzymać bestię, lub najlepiej zabić ją, a do tego będą potrzebowali dużej siły ognia, nawet w dosłownym tego słowa znaczeniu. Może duże źródło ciepła pohamuje zapędy napastnika, lub przynajmniej go spowolni? A może wśród rzeczy znajdujących się w magazynie znajdzie się kilka takich substancji, których połączenie byłoby w stanie zaszkodzić potworowi w jakikolwiek sposób, spowolni go, osłabi zmysły?

Z takim zamysłem hindus zaczął przetrząsać pomieszczenie, starając się wyciszyć i skupić na rozkładaniu wszelkich substancji na czynniki pierwsze. Wiedział, że Kamini poradziłaby sobie z tym znacznie sprawniej... Musiał jednak przestać o niej myśleć. Póki co była najmniej narażona na niebezpieczeństwo, i żeby tak pozostało, musiał znaleźć coś, co pomogłoby w walce z potworem.

Zajęło mu to nieco ponad minutę, co uważał za rekordowy czas, nim zrobił cztery prymitywne pociski. Wszystkie znajdowały się w szklanych pojemnikach, dzięki czemu będzie można je łatwo "odpalić". Trzy podłużne butelki wypełnione były cieczami łatwopalnymi, okrągłe zaś, również dwie, specyfikami mającymi podrażnić kolejno oczy i płuca bestii. Oczywiście, takie było założenie, jednak co do połączenia niektórych ze składników psychiatra nie miał pewności. Sukcesem było jednak to, że nic nie wybuchło mu w rękach.

- Co się stało?
- odkrzyknął Księżniczce Dhiraj, idąc w kierunku wyjścia z prowizorycznymi granatami. Widząc potwora, oraz jego niewyobrażalną sprawność, w całej okazałości, zaklął cicho pod nosem. Z bezradności, nie wściekłości. Przypomniał sobie o komunikacie dotyczącym masek tlenowych i założył tę, którą wyniósł jeszcze podczas ewakuacji kwatery.
- Chuck został postrzelony - krzyczy Księżniczka - A jakieś … coś... zabija tam …..Szczotę i … i ….resztę ….
- Co?! Postrzelony?- spytał zdezorientowany psychiatra (ignorując drugą część zdania, którą potwierdzało to, co zobaczył gdy dobiegł do wyjścia), nie wnikał jednak w szczegóły tego, w jaki sposób się to stało. Odstawił na podłogę prowizoryczne granaty i chwycił jeden z lekarskich medpaków, żeby jak najszybciej sprawdzić stan rannego i załatać ranę. Gdy jednak zobaczył, że pacjent jest przytomny i zajmuje się nim Zoe, nie wchodził dalej.

- Podajcie mu jeszcze środki przeciwbólowe, regeneracyjne i wzmacniające tym medpakiem- powiedział, podając skrzyneczkę Księżniczce i tłumacząc, jak jej użyć. -To jak normalny medpack, tyle że ma więcej opcji. Te guziki Cię nie interesują, tylko te dwa tutaj. Przyłóż mu je do żyły, w zgięciu ręki czy przy nadgarstku i podaj po jednej dawce każdego z tych dwóch. Ja muszę biec. I nie bój się, poradzimy sobie z tym... czymś.
Zostawił Chucka pod opieką kobiet i pobiegł do wyjścia, przy którym zostawił swoją prowizoryczną broń. Chwycił je i bezzwłocznie ruszył w kierunku walczących. Pierwsze spojrzenie na rozszalałego potwora spowodowało, że niemal stanął w miejscu przerażony. Udało mu się jednak powstrzymać paniczną chęć ucieczki do wagonu powtarzając sobie, że jeśli nie da z siebie wszystkiego, mogą wszyscy tutaj zginąć, o krok od celu. Z zaciśniętymi zębami ruszył dalej. Zdążył zrobić jednak tylko kilka kroków, gdy bestia spojrzała wprost na niego- może nie tyle na niego, tylko na pociąg, ale wrażenie mimo wszystko było okropne. Zupełnie jakby spojrzało się w oczy zmaterializowanej Śmierci. Mahariszi cofnął się o krok. Musiał ruszać przed siebie, musiał się spieszyć, jednak trudno było przełamać strach. Gdy jednak poczwara odwróciła się w bok, prowokowana przez ostrzeliwujących ją ocalałych, ponownie ruszył przed siebie. Najbliżej niego wydawał się być Szczota, nim też potwór chwilowo się nie przejmował, do niego więc skierował swe kroki psychiatra.

-Sven!- krzyknął, zbliżając się do chłopaka i w ostatniej chwil przypominając sobie jego właściwe imię.- Trzymaj, te trzy działają jak koktajle Mołotowa- rzekł wręczając mu trzy szklane podłużne pojemniki różnych wielkości, z różnokolorowymi cieczami wewnątrz, zatkane kawałkami materiałów.- Jak masz zapalniczkę, możesz podpalić i rzucać, jak nie to rzucaj takie, a potem staraj się spuścić na niego snop iskier z tych lamp. Ten jeden zawiera gaz, który po rozbiciu butelki dosyć szybko uniesie się do góry, możesz więc rzucić ją pod nogi potwora. Powstanie chmura o jakichś trzech metrach średnicy, może więcej. To w środku podrażnia drogi oddechowe, więc możesz nawet rzucić sobie pod nogi, bylebyś miał maskę tlenową.- Ta ampułka była okrągła, większa od grejpfruta, w środku widać było jasnopomarańczowy gaz.- A tym musisz rzucić mu w twarz. Ten proszek mocno podrażnia oczy, to gorsze niż sól, przeżera rogówkę. Tylko musisz uważać, żeby blisko potwora nie było nikogo bez hełmu! Dla człowieka ból jest nie do wytrzymania!- Ostatni pojemnik również był wykonany ze szkła i, tak jak poprzedni, miał kształt kuli, był jednak nieco mniejszy, poręczniejszy. Niewiele większy od piłki tenisowej.

- Dacie sobie radę! Ja muszę wracać zająć się Chuckiem!- powiedział na zakończenie, klepiąc chłopaka po ramieniu i rozpoczynając bieg w kierunku pociągu. Współczuł mu, że musi tkwić w samym środku tego wszystkiego, że taką rolę mu wyznaczono, ale i zazdrościł odwagi i opanowania.

Nie oglądał się za siebie, bał się widoku, który mógł zobaczyć. Nawet rozwścieczony ryk monstrum, który wydawał się pochodzić tuż zza jego pleców, nie zmusił go do tego, jedynie wyrwał jęk przerażenia z jego gardła.
Szybko jednak nalazł się tuż przy drzwiach, gdzie czekała przerażona Zoe, drżącą dłonią pokazywała sąsiedni wagon.

- Chuck - zdołała jedynie wyjęczeć w panice.

Doktor nie miał pojęcia, co mogło się z nim stać, w końcu postrzał w ramię to nic poważnego, a innych obrażeń u niego nie zauważył. Tym bardziej pospieszył się i wbiegł do wskazanego pomieszczenia, sapiąc głośno przez maskę. Mężczyzna leżał na podłodze, z oczu, uszu i nosa ciekła mu krew, co wyglądało nad wyraz makabrycznie. W dłoni ściskał jakiś dziwny, pulsujący kryształ, wyjęty zapewne z pojemnika, który wyniósł z laboratorium geodezyjnego.

- Jasna choleee... Co mu się stało? Wyjął to z tego pojemnika?!- krzyknął Mahariszi do kobiet z sąsiedniego pomieszczenia, które poszły za nim, trzymając się w bezpiecznej odległości. Odszukał lekarski medpak, który dał wcześniej Księżniczce i zaczął sprawdzać funkcje życiowe barmana. Gdy urządzenie analizowało pobrane próbki krwi, chwycił pojemnik i spróbował umieścić kryształ wewnątrz, nie dotykając go. W końcu, jeśli wierzyć ostrzeżeniu na pudełku, mógł być radioaktywny. Poza tym, wibrujący kryształ nie budził zaufania doktora. Ze zniecierpliwieniem czekał na wyniki analizy, tamując jednocześnie krew.

- Trzymaj się, Chuck, nie po to tyle przeszliśmy, żebyś teraz odpływał- powiedział tak samo do siebie, jak do nieprzytomnego Fischa.

Na holowyświetlaczu widział, że jego towarzysze zaczynają wycofywać się w stronę pociągu. Zizi związała w walce potwora, co dało innym czas na ucieczkę, ale i pozbawiło ją jakichkolwiek szans na przeżycie. To okrutne, że najszlachetniejsi umierają właśnie przez swoją szlachetność.

Zupełnie, jakby kilkumetrowa poczwara nie była wystarczającym kłopotem, los zesłał do nich przez zniszczoną gródź liczną grupę ogłupionych ludzi. Bo jak inaczej mógł ich nazwać profesor w świetle tego, co doświadczył zarówno w windzie, jak i po wyjściu z niej? Badania krwi, które zrobiła Kamini nie wykazały żadnych odchyleń od normy, prócz zawartości naturalnych substancji odpowiedzialnych za pobudzenie, czy wręcz agresję, dalece przekraczającej przeciętną ilość. Czy to atmosfera, w sensie fizycznym, przyczynia się do tego, że agresywni ludzie całkowicie tracą nad sobą kontrolę? Czy też może to kwestia psychiki, izolacji, napięcia, rzadkiego kontaktu z bliskimi. Ale czemu wszyscy chcą jednego? Musi istnieć coś, co kieruje ich pożądanie na ten sam cel- krew. Może więc i do "przemiany" nie wystarczy sam stres czy nerwy, potrzebne jest coś jeszcze? To coś, co odbiera możliwości decyzyjne i napuszcza przeciwko normalnym ludziom? Tylko, do diaska, co to może być?!

Do wagonu wszedł zdyszany Duffy, szybko jednak siadł z przenośny komputerkiem i zaczął coś wystukiwać, nie zwracając uwagi na resztę świata, więc doktor mu nie przeszkadzał. Nadal czekał na wyniki analizy stanu Chucka, gdy przed drzwiami wagonu stanął Ipor, strzelając z Anakondy to w jedną, to w drugą stronę. Dhiraj jeszcze raz spojrzał na milczącego medpaka. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. nie wytrzymał napięci, wstał i, wyciągając pałkę elektryczną, stanął w progu, gotów pomagać innym w wejściu czy odganiać cieplaków, którzy zdołali podejść zbyt blisko. Gdy jednak zauważył, że potwór ma zamiar rzucić w pociąg pancerzem Zizi, przełknął głośno ślinę. Nie było już czasu na panikę, nie było sił. Co miał wykrzyczeć, wykrzyczał, co miał wypłakać, wypłakał. Teraz pozostawało mieć nadzieję. I walczyć, jeśli nadarzy się okazja.

Ze wszystkich sił. Z całego serca.
Choćby mu je mięli wyrwać.

Suriel 14-04-2011 10:16

Był tam, stał spokojnie na peronie. Piękny i lśniący. Nawet widok jej ukochanego Mustanga, którego remontowała własnoręcznie nie ucieszył jej tak bardzo jak widok pociągu.
Podbiegli do drzwi wejściowych, przepustka Rocka okazała się sprawna, mieli dostęp. Szybko podzielili się obowiązkami. Selena i Aleks, który do nich dołączył na dole zajęli się uruchamianiem pociągu.
Kiedy weszli do sterówki, Selena aż wpuścił powietrze z płuc, dopiero we wewnątrz zorientowała się że wstrzymywała oddech ze strachu i przejęcia. Wkońcu coś na czym się znała, co ja uspakajało. Uwielbiała naprawiać i obsługiwać różne maszyny. Nie miały przed nią tajemnic.

Wnętrze sterówki nie różniło się w zasadzie niczym od znanych im pojazdów. Na ich szczęście. Rozpoczęli sekwencję uruchamiania od włączenia zasilania, świateł we wnętrz i systemu podtrzymywania życia. Pierwszą rzeczą jaką włączyli, był szybki skan systemów. Selena obawiała się że wybuch mógł uszkodzić jakieś układy, wolała wiedzieć to wcześniej, żeby móc w razie co zabrać się za naprawę. Na monitorze pokazały się wykresy, stan 100%. Pociąg był sprawny, Selenie chciało się skakać z radości.

Po kolei włączała systemy, napęd pociągu zaczął cichutko buczeć, lampki systemów jedna po drugiej rozbłyskiwały zielonym światłem. Wskazówka gotowości powędrowała w górę. Działali jak zintegrowany mechanizm, czuła go pod palcami, pociąg budził się do życia pod jej dotykiem.

Początkowo nie słyszała i nie widziała co działo się na peronie, całkowicie pochłonęła ją praca. Jej wzrok na chwile padł na monitory zewnątrz pociągu. Coś było nie tak, wszyscy biegali po peronie. Widziała jak ich wzrok zwraca się w stronę zamkniętej grodzi.
Z głośnika nagle rozległ się komunikat.

“ROZPOCZĘTO PROCEDURĘ ODSZCZELNIENIA. OSOBY POZOSTAJĄCE NA PERONIE PROSI SIĘ O NATYCHMIASTOWE NAŁOŻENIE MASEK TLENOWYCH. OSOBY BEZ SKAFANDRÓW PROSI SIĘ O BEZWŁOCZNE OPUSZCZENIE TERENU STACJI. POWTARZAM …..”

Udało im się.

Dźwięk komunikatora wręcz uskrzydlił Selenę, udało się otworzyć grodzie. Teraz reszta należała do nich. Kontrolki rozbłyskiwały po kolei, starała się skupić jedynie na swoim zadaniu. Nie patrzyła w monitory kamer, nie chciała wiedzieć co dzieje się na peronie, nie chciała się rozpraszać, od tego zależało nie tylko jej życie.
- Systemy sprawne, moc 87% i rośnie. Jak u ciebie - mówiła na głos, nie odwracając wzroku od kontrolek. Znała Aleksa, miała okazję z nim pracować kilka razy. Oboje wiedzieli jak działać w zespole.
Aleks podawał po kolei parametry, wszystko w normie.

Wtedy to usłyszeli, huk rozwalanej grodzi, wystrzały i krzyki. Spojrzeli w monitor. Pod Seleną ugięły się nogi kiedy go zobaczyła. Był jeszcze większy niż go zapamiętała.
- Boże, to nie może być prawda. Nie teraz, kiedy jesteśmy tak blisko – wyszeptała.

Spojrzeli z Aleksem na siebie, oboje wiedzieli co maja robić. Każde z nich zabrało się za swoja pracę, musieli uruchomić pociąg, to mogła być ich jedyna szansa na ucieczkę z tego piekła.
Selena metodycznie sprawdzała wszystkie systemy. Aleks zajął się systemem podtrzymywania życia w pociągu i zaczepami magnetycznymi. Działały. Jeszcze kilka sekund i na wyświetlaczu pojawiło się 100% mocy, a z głośnika usłyszeli metaliczny głos.

"POJAZD SPRAWNY. MOŻNA URUCHAMIAĆ SEKWENCJĘ STARTOWĄ. PRZED JEJ ROZPOCZĘCIEM UPEWNIJ SIĘ, CZY WSZYSCY PASAŻEROWIE ZAJĘLI SWOJE MIEJSCA."

W kamerze widzieli że gródź pozwalająca wyjechać otworzyła się prawie do końca, co za tym idzie niedługo na peronie zabraknie powietrza. Selena znalazła przycisk komunikatora i przycisk zamykania drzwi. Miała nadzieję że wszyscy zdążą dotrzeć do pociągu, nie wiedziała czy będzie w stanie podjąć decyzję żeby dla dobra pozostałych zostawić kogoś na peronie.

Nacisnęła przycisk komunikatora.

- Pociąg jest sprawny! Możemy ruszać! Pośpieszcie się wszyscy. Jak włączę procedurę startową będziecie mieli niespełna minutę by znaleźć się w środku bo pociąg odjedzie bez was. Na razie czekam.

Sytuacja na zewnątrz wyglądała coraz gorzej, potwór rzucał ludźmi po peronie, Selena przez mały monitorem nie potrafiła rozpoznać kto oberwał, kto ucieka, a kto się broni. Widziała ze wszyscy starają się przebić do pociągu, jednocześnie walcząc z monstrum. Potwór metodycznie przedzierał się w stronę wejścia do pociągu, jakby wiedział że unieruchamiając pojazd odetnie im ostatnią drogę ratunku.
Selenie trzęsły się ręce kiedy musiała podjąć decyzję. Czuła na sobie wzrok Aleksa, wiedziała ze nie mają innego wyjścia.

- Za dziesięć sekund uruchamiam sekwencję startową! - Wszyscy do środka!


Selena skupiła się na utrzymaniu wszystkich parametrów pociągu, sprawdzali z Aleksem wszystkie sekwencje, żeby nie było żadnych niespodzianek. Omijała wzrokiem monitory. Zaczęła odliczać.

- 1, 2, 3,…….10. – zamknęła oczy i wcisnęła guzik.

“PROSZĘ WSIADAĆ DO POCIĄGU. ZA 45 sekund nastąpi zamknięcie drzwi. Pociąg ruszy w drogę za 1 minutę i 15 sekund. Prosimy ZAJĄĆ MIEJSCA”

Głos z głośnika powtarzał komunikat.

Po wciśnięciu przycisku startowego nie było już odwrotu. Wiedziała że każde jego zakłócenie wiąże się z pracą od początku, a na to nie mieli czasu. Cicho modliła się za wszystkich.
Stanęła z dala od przycisku „STOP”, nie ufała sobie, nie wiedziała czy ma w sobie tyle siły, żeby nie wcisnąć go, jeśli by się im nie udało. Oznaczało by to śmierć dla nich wszystkich.
Pociągiem szarpnęło, kiedy zwolniły się zaczepy magnetyczne.
Za chwile będzie po wszystkim, w ten lub inny sposób. Za chwile się okaże czy dostali od losu bilet do życia.
Czy też los z nich zakpił.

Gryf 14-04-2011 18:52

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0vPHedmG8KU&feature=related
[/MEDIA]


Cytat:

PLAY >

00:00:00

Początkowo ujęcie jest rozmazane, hologram lekko z lekko podkręconą termowizją filmowany z perspektywy ludzkich oczu. Ujęcie dworca, sporej hali jakiejś podziemnej kolejki. Gdzieś w tle słychać huk uderzanej stali. Każdemu z tych dźwięków towarzyszy lekkie poruszenie obrazu. Cokolwiek powoduje hałas, generuje drżenie gruntu pod nogami obserwatora. Obserwator przez chwilę skupia się na źródle dźwięku. Na bardzo krótko. Wprawniejszy widz może na tym ujęciu wyłapać wielką górniczą maszynę kroczącą stojącą tyłem na tle jakiejś grodzi. W grodzi po kolejnym uderzeniu powstaje rysa, w której pojawia się niezidentyfikowany kształt.
W tym momencie kamera zmienia ujęcie nerwowo błądząc pod sufitem i po filarach hali. Słychać dziwny pisk, a potem dźwięk pada zupełnie.

Hałas rozrywanej stali był jak pisk miliarda widelców drapiących po talerzach. Niewyobrażalnie wręcz głośny i bolesny dla uszu zgrzyt niósł się echem w olbrzymiej hali podziemnego peronu.
Sven Lindgren był przerażony. Rozpacz, frustracja, złość, ciężki kryzys tożsamości, pewność, że traci zmysły... odkąd zastrzelił swojego ojca w jego młodocianym umyśle nie było już w zasadzie miejsca na strach. Teraz, na widok monstrualnych szponów potwora rozrywających gródź, proste, pierwotne uczucie przerażenia wróciło. Wróciło przyćmiewając wszystkie czarne myśli.
Strach był jego sprzymierzeńcem. Przynosił ulgę. Pozwolił na chwilę zapomnieć o wszystkim innym. Teraz istniał dla niego tylko Potwór.
Chłopak sięgnął do wyświetlacza WKP i odpalił nagrywanie i system celowniczy. Następnie poświęcił pół minuty na dokładne przyjrzenie się otoczeniu w poszukiwaniu wszystkiego, co może być istotne w nierównej walce, jaka miała się tu zaraz rozegrać.
Targeter w hełmie namierzył kilka ciekawych rzeczy - dużą gaśnicę przymocowaną do filaru wspierającego sufit, która po trafieniu mogła wybuchnąć i zalać pianą bestię, naścienne lampy które zawierały w sobie odrobinę gazu - też wybuchały po trafieniu. Widział miejsca - osłony - za którymi mógł się ukryć. ławeczki z synplastu i owe szerokie filary na peronie. Wąskich gardeł nie było. Stacja była szeroką, otwartą powierzchnią - wysoką i przestronną.

Cytat:

00:00:31

Dźwięk pomału wraca. Gdzieś w tle słychać przytłumiony komunikat
“...ODSZCZELNIENIA. OSOBY POZOSTAJĄCE NA PERONIE...”

Kamera nagłym ruchem odwraca się w bok, ujęcie na dwóch ludzi. Strzelających do siebie. Obaj upadają niemal równocześnie. Operator zaczyna biec w ich stronę, zza kadru słychać jego przekleństwa. Ktoś biegnie obok niego
“.... NATYCHMIASTOWE NAŁOŻENIE MASEK TLENOWYCH. OSOBY BEZ SKAFANDRÓW...”

- Kurwa! Ziom, pomóż mi z nim! - rzucił Szczota w stronę stojącego za nim w drzwiach wagonu Graya, po czym ruszył sprintem w kierunku upadającego Chucka.
Leżącemu na ziemi w drgawkach Zeemermanowi poświęcił tylko parę sekund, których wymagało odebranie mu broni. Mimo, że pierwszy raz widział gościa na oczy, zrobił to bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Mózg młodego, podobnie jak wyświetlacz hełmu, działał teraz w trybie bojowym, dzieląc świat na zielone i czerwone plamy: Ktoś, do kogo strzelał twój przyjaciel, najwyraźniej jest wrogiem. Fish wyjaśni mu to później. Tyle w tym temacie.
Razem z Grayem zaciągnęli barmana w stronę pociągu.

- Może się podzielisz? - Powiedział górnik wskazując na trzymany przez chłopaka arsenał.

- Nie w potwora. Lampy i gaśnica, jak do nich podlezie. Kapewu? - Szczota niemal wyszczekał komendę wciskając Anakondę Grayowi i szybkim ruchem ręki wskazując parę punktów w przestrzeni dworca.

Cytat:

00:01:00

"Rock, Grey, Sven! To ładunki magnetyczne! Spróbujcie..." - donośny krzyk zagłusza nagle potężny metaliczny łomot. Kamera ponownie odwraca się w stronę rozwalanej grodzi i stróżującego przy niej ciężkiego pancerza kroczącego. Oko kamery odprowadza kilkutonową, żelazną śluzę, wylatującą z ościeży i frunącą przez cały peron, by z hukiem wyrżnąć o któryś z filarów.
Ujęcie wraca do wejścia na peron, gdzie na górniczego robota właśnie rzuca się coś, czego nie widać zbyt wyraźnie. Nie widać bo w tym samym momencie operator zaczyna biec.
Wokół kadru słychać poruszenie i krzyki.

"...na pożarcie! Może to go zajmie na chwilę. Nie wiem, co to za gość..."

"Musimy ochronić pociąg nim technicy..."

"Utrzymać z dala od kolejki!"

00:01:31

Kobiecy wrzask wzmocniony przez megafon. Ujęcie kamery wraca na ciężki skafander górniczy zwarty w nierównej walce z groteskowym czterorękim monstrum, wypełniającym sobą sporą część przestrzeni dworca. Krótkie ujęcie pozwala zobaczyć jak potwór ciska robotem w jakieś biegnące sylwetki, a następnie rzuca się na ludzi ostrzeliwujących go z dwóch stron. Jednemu udaje się uciec, drugi strzela z potężnej strzelby zwracając na siebie niepodzielnie uwagę stwora...

Szczota przykucnął, złożył się do strzału i puścił serię w lampę znajdującą się możliwie najbliżej potwora. Podstawowym kryterium wyboru lampy było nie tyle maksymalne uszkodzenie stwora, co odwrócenie uwagi monstrum od Graya.

Cytat:

00:02:01

"...MOŻEMY RUSZAĆ! POŚPIESZCIE SIĘ WSZYSCY..."

"Duuuuuffyyyyy!!! Rękawice!!! Rzuć mi je!!!"

"...BĘDZIECIE MIELI NIESPEŁNA MINUTĘ..."

"Łap!"

Chaos, krzyki, strzały. Monstrum atakuje coś niewidocznego w kadrze. A potem odwraca się i zaczyna biec w stronę kamerzysty. Ten jest skupiony jest na strzelaniu w oświetlenie na filarach i nad głową potwora. Lampy eksplodują, co chwila powodując zakłócenia kamery. Po paru seriach operator chowa się za filarem.

"Sven!" - nagły krzyk kogoś tuż poza granicą kadru powoduje że obraz podskakuje. Obrót o 180 stopni. Zbliżenie na hindusa w masce gazowej i naręczem dziwnych butelek.

- Trzymaj, te trzy działają jak koktajle Mołotowa - rzekł Dihaj wręczając chłopakowi trzy szklane podłużne pojemniki różnych wielkości, z różnokolorowymi cieczami wewnątrz, zatkane kawałkami materiałów.- Jak masz zapalniczkę, możesz podpalić i rzucać, jak nie to rzucaj takie, a potem staraj się spuścić na niego snop iskier z tych lamp. Ten jeden zawiera gaz, który po rozbiciu butelki dosyć szybko uniesie się do góry, możesz więc rzucić ją pod nogi potwora. Powstanie chmura o jakichś trzech metrach średnicy, może więcej. To w środku podrażnia drogi oddechowe, więc możesz nawet rzucić sobie pod nogi, bylebyś miał maskę tlenową.- Ta ampułka była okrągła, większa od grejpfruta, w środku widać było jasnopomarańczowy gaz.- A tym musisz rzucić mu w twarz. Ten proszek mocno podrażnia oczy, to gorsze niż sól, przeżera rogówkę. Tylko musisz uważać, żeby blisko potwora nie było nikogo bez hełmu! Dla człowieka ból jest nie do wytrzymania!- Ostatni pojemnik również był wykonany ze szkła i, tak jak poprzedni, miał kształt kuli, był jednak nieco mniejszy, poręczniejszy. Niewiele większy od piłki tenisowej.
- Dacie sobie radę! Ja muszę wracać zająć się Chuckiem!- powiedział na zakończenie, klepiąc chłopaka po ramieniu i rozpoczynając bieg w kierunku pociągu.

Cytat:

0:02:31


"do pociągu! Zajmę to przez chwilę!"

"...DZIESIĘĆ SEKUND URUCHAMIAM SEKWENCJĘ STARTOWĄ, WSZYSCY DO ŚRODKA!"

"Ciepli tu lecą! Cała chmara!"

Operator odwraca się w stronę potwora akurat w chwili, gdy ten ponownie zderza się z ciężkim roboczym kombinezonem (pozbawionym w międzyczasie jednego ramienia). Błyska jakiś laser, sypią się iskry, dookoła jacyś biegnący ludzie. Od strony kamery lecą w stronę potwora trzy butelki. Łatwopalna substancja eksploduje na ciele czterorękiego, osmalając również górniczego robota.



Szczota nie wiedział, czy dokładnie zrozumiał wykład Dihaja, ale jednego mógł być pewien - “mołotowy” się paliły i można je było odróżnić po tym, że były zatkane szmatą.
Chłopak pozwolił bezużytecznie pustemu karabinowi bezwładnie zawisnąć na pasku. Monstrum właśnie się odwracało, nie znajdzie lepszego momentu na rzucanie - cisnął kolejno wszystkie trzy koktajle Mołotowa, podpalając dopiero ten ostatni. Z dwiema pozostałymi flaszkami w obu rękach przyczaił się za filarem w pobliżu wejścia do pociągu, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.




Cytat:

00:03:01

Krótkie ujęcie w bok. Ludzka sylwetka przekrojona na pół krótkim strzałem potężnego lasera. Kamera podąża do źródła strzału.

Szerokie, wyjątkowo stabilne, ujęcie na peron. Pośrodku czterorękie monstrum. Ranne, osmalone, ale nadal zachowujące się, jakby było w pełni sił. Nad głową trzyma ciężki pancerz górniczy. Bystre oko mogło zobaczyć krew w kabinie operatora.
Na drugim planie z wyrywy w grodzi wylewa się armia wściekłych ni to ludzi, ni zwierząt. Makabryczna, oszalała masa w szybkim tempie zalewa sobą powierzchnię peronu.
Ujęcie pozostaje nieruchome, mimo, że wokół operatora najwyraźniej szaleje piekło. Poza kadrem słychać krzyki i komunikaty techników

"Do środka, włazić do środka!"

“PROSZĘ WSIADAĆ DO POCIĄGU. ZA 45 sekund nastąpi zamknięcie drzwi. Pociąg ruszy w drogę za 1 minutę i 15 sekund. Prosimy ZAJĄĆ MIEJSCA”

"Walcie w małpoluda ze wszystkiego co macie! Nie może rzucić..."

"Czy ktoś ma jakąś wolną broń?!"

"Detonujcie te ładunki! Teraz!"

Szczota cofnął się o krok, by mieć lepszą pozycję rzutu. Fakt, że przez jedną nieprzemyślaną akcją z koktajlami Mołotowa prawdopodobnie właśnie doprowadził do śmierci Parkensa i Zizi, przełknął nad wyraz lekko. Przynajmniej na razie. Teraz istniał tylko on, monstrum i dwie butelki podejrzanych substancji.
Nie odrywał wzroku od łba potwora. Nie widział już nabitej kłami paszczy, a jego wyobraźnia nie podsuwała już obrazów szczęk mutanta zaciskających się na jego ciele. Widział cel.

Bramkę.

Kosz.

Okno skurwla-jednego-sąsiada.

Centrum tarczy do lotek.

Robił to przecież tyle razy. Krok, krok, rozpęd, całe ciało składa się do rzutu. Energia podróżuje od uderzającej w twardy synt-marmur stopy, przez całe ciało, aż do ramienia. Oczy na celu. Ręka zatacza pełny łuk. Dłoń puszcza butelkę, która leci w stronę monstrum i...

Marrrt 14-04-2011 20:15

Seamus gapił się przez okno przez kilka dobrych sekund. Gapił się na siłę już próbując zmusić swój mózg do jakiejś produktywnej pracy. Dlaczego nie mogli po prostu uciec, albo po prostu tu zdechnąć? Tylko dwie opcje przecież. Żyjesz, albo gryziesz tutejsze skały. Wszyscy poza nimi już wybrali. Zarząd spierdolił, krwawica zdechła… Rób coś do cholery!

Opadł z powrotem na fotel. Czuł się wypruty z pomysłów. Zmęczony do granic do jakich nigdy się jeszcze nie zbliżył.
Kolejny huk wywarzanych grodzi już prawie do niego nie dotarł. Kolejka zaszumiała, ktoś krzyczał, ktoś strzelał. Stal jęczała, kaleczona przez to całe piekło. A wygenerowany przez komputer kopalni komunikat podał coś o maskach gazowych…

Fotele były naprawdę wygodne. Przypomniał mu się ten stary angielski kabaret gdzie torturowali starszą kobietę miękkimi poduszkami i wygodnym fotelem. Jakoś przestał być śmieszny. Przecież to było normalne…

Uchwycił spojrzenia obejmowanych przez Zoe dzieciaków. Uchwycił też spojrzenie samej kobiety. I kuźwa nie było w żadnym z nich ani krztyny wyrzutu. Czegoś co by go zmotywowało. Był tylko strach. Lepki i zaraźliwy. Seamusa nie było jednak stać już nawet na strach. Nie pamiętał jak wyglądają Moira i Kevin.
Z trudem podniósł się z fotela i przewiązał ciało Łysego kilkoma pasami, tak by chłopak przynajmniej przez kilka chwil nie stanowił zagrożenia gdyby się nie daj Boże obudził.
Jak ty w ogóle miałeś na imię młody?

Wyszedł z pociągu zgarniając jeszcze po drodze maskę. Jeszcze w progu wpadł na niego Grey. Górnik taszczył na ramieniu ciało barmana. Żył? Tors Fisha ociekał krwią. Irlandczyk przejął go i posadził go obok Zoe.
- Medpaki są przy wyjściu. Spróbuj go jakoś opatrzyć. Poszukaj Dhiraja jak nie dasz rady.
Potem wyszedł na peron.
Cholerne dejavu było nie do uniknięcia. Wielki mutant i paczka ładunków o małej mocy w plecaku. Przegnał jednak tym razem z głowy kretyńskie pomysły. Gdzieś głęboko poczuł coś jakby sprzeciw. To wtedy powinien był zginąć. Wtedy w korytarzu. Teraz nieeee. Teraz to chuj wam w dupska. Nikt mu nie będzie mówił kiedy ma umrzeć… Jezu. Ale tak przednio byłoby się teraz po prostu wykrwawić…

Improwizuj gamoniu, bo się na śmierć zamyślisz.

- Rock, Grey, Sven! – pokazał trójce towarzyszy trzymany w ręce ładunek i pobiegł porozstawiać je na pokładzie peronu dzielącego grodzie od pociągu. Głośno też o tym informował – To ładunki magnetyczne! Spróbujcie w nie trafiać jak będzie nad nimi!

Grey stwierdził, że lepiej jednak będzie jeśli to on rozstawi ładunki. Nie było co wnikać. Z naręczem min, rzucił mu jeszcze shotgun’a, bo jego lewa dłoń była zbyt odrętwiała. Górnik rzucił mu zdobyczną Anakondę.

Sekundy mijały.

Mutant był naprawdę wielki… I nie wyglądał faktycznie na mutanta. Wyglądał jakby taki był od zawsze…

***

Trzymany przez Seamusa detonator był prostym urządzeniem krótkiego zasięgu do zdalnego uruchamiania sprzężonych z nim ładunków. Wystarczało nacelować laserem optycznym na przybliżoną lokację materiału wybuchowego i nacisnąć guzik. Proste, wielofunkcyjne urządzenie wykorzystywane w geologii terenowej, górnictwie i wykopaliskach na całym świecie. Irlandczyk doskonale wiedział jak je obsługiwać. Anakondę zostawił zapiętą za paskiem spodni i wymierzał w pierwszy z rozstawionych przez Greya ładunków. W skupieniu śledził każdy krok bestii mając nadzieję, że ta w żądzy mordu nierozważnie nadepnie na któryś...

Nie nadepnęła. Bydle było nie w ciemię bite.

Improwizuj. Bo zdechniesz tu Seamus. Będziesz myśleć i zdechniesz…

- Duuuuuffyyyyy!!! – Irlandczyk zdjąwszy na chwilę maskę krzyknął w stronę gramolącego się hakera. Krzyknął tak głośno, by ten na pewno go usłyszał – Rękawice!!! Rzuć mi je!!!

Zdążył tylko złapać rzucone mu rękawice i z sykiem bólu założyć je na rękę zdrową i tą okaleczoną. Potem wydarzenia przerosły jego nadążanie za sytuacją. Grey kluczył między filarami, Szczota strzelał, górniczy skafander i ta piekielna bestia czyniły coraz większe zniszczenia. Irlandczyk z nadal gotowym w dłoni detonatorem zaczął wycofywać się do wejścia do pociągu obserwując bestię w razie gdyby odpalenie pozostawionych nadal przez Greya ładunków mogło mieć sens.

Znów zaczął popełniać błąd. Nie robił nic. Myślał.

Parkersa rozcięło na pół zaraz przy nim. Komandos nawet nie zdążył krzyknąć. Za to bestia ryczała tak, że aż uszy bolały. Do tego Spektra Rocka pluła bez przerwy, a pędzący ciepli wyli jak opętani. Żadna, nawet najprostsza myśl nie mogła się sformować w głowie Irlandczyka. Nawet, żeby wiać. Coś mu przed chwilą zaświtało z tymi rękawicami, ale już nie wiedział co. Za szybko. Bez sensu. Kończył się. Zwyczajnie robił się debilem. Może to przez niedożywienie i ciągły stres... Gdzieś obok Ipor zapytał o broń. Spojrzał na zdeterminowanego Węgra. Może miał rację? Może coś w tym było... Może dostanie się do pociągu faktycznie coś skończy? Może są już u kresu i wystarczy powłóczyć nogami jeszcze te parę metrów by cały koszmar się skończył. By w sąsiednim Ymirze przywitały ich zdziwione spojrzenia zupełnie normalnych ludzi. A do tego gorąca kawa, solidny posiłek i prom na Ziemię...
- Ipor, łap! - krzyknął rzucając wielkiemu madziarowi Anakondę.
Sam zaś podbiegł do stojącej kilka metrów od nich topornej stalowej ławy długiej na pięć metrów, przygotowanej dla oczekujących na pociąg. Włączył rękawice. Mgiełka antygrawitacyjna otoczyła czarny materiał. Górnik napiął mięśnie ramion. Śruby mocujące ławę trzasnęły.

Plan był prosty. Cisnąć ławą, albo w nogi bestii, gdy tej uda się unieść pancerz Zizi, albo w nadbiegających ciepłych jeśli bestię powstrzyma Zizi, Rock i ktokolwiek kto im pomoże...

Kivan 14-04-2011 21:21

Usiadł w wygodnym fotelu jeszcze chwila i miało ich tu nie być – wreszcie mógł odetchnąć. Kilka osób wciąż kręciło się jeszcze po stacji, reszta zniecierpliwiona czekała w pociągu. Wszystkie rzeczy jakie do tej pory ze sobą nosił położył na siedzeniu obok. Po czym nacisnął niewielki guzik by po raz ostatni rzucić okiem na stację. Na chwilę znieruchomiał. Do tej pory miał nadzieje, że to co właśnie zobaczył się nie wydarzy, ale musiało, inaczej przecież mieli by za łatwo. Co nie?! Kurwa, no! Przecież ani przez chwilę nie mieli z górki. Kilka sekund później stał już przy wyjściu na własne oczy oglądając jak potężne, metalowe wrota wyginają się pod naporem siły, uderzane raz za razem – cokolwiek było po drugiej stronie musiało być ogromne i jeśli, a raczej kiedy tu wejdzie skutki mogą być katastrofalne.

Ogromne pazury w końcu przebiły stal, długo to nie trwało. Mniej więcej w tym samym momencie Górnik usłyszał cichy dźwięk wystrzału z Anakondy. Chuck oberwał. Szczota gdzieś z boku go wołał. Nie musiał powtarzać dwa razy, Grey od razu rzucił się Barmanowi na pomoc. Nim dotarł na miejsce Chłopak zdążył już rozbroić zwijającego się w drgawkach napastnika, jednak to nie powstrzymało Whitemana od wymierzenia gnojowi solidnego kopa prosto w twarz.

Chwycili rannego Chucka za fraki i zaciągnęli do pociągu – tam już zajął się nim ktoś inny. W tym czasie na stacje zdołała już się wedrzeć bestia, której ryk zagłuszył na moment nadawany bezosobowym głosem komunikat.

“ROZPOCZĘTO PROCEDURĘ ODSZCZELNIENIA. OSOBY POZOSTAJĄCE NA PERONIE PROSI SIĘ O NATYCHMIASTOWE NAŁOŻENIE MASEK TLENOWYCH. OSOBY BEZ SKAFANDRÓW PROSI SIĘ O BEZWŁOCZNE OPUSZCZENIE TERENU STACJI. POWTARZAM …..”

Grey zgodnie z instrukcjami chwycił maskę i zakładając ją w biegu opuścił pociąg po to by dołączyć do stojącego na peronie Svena. Klepnął go w ramię. Krótka wymiana zdań. Pojawił się Seamus. Trzeba było tylko przytrzymać poczwarę z dala od pociągu przez kilka minut i wiać. Whiteman biorąc z rąk drugiego górnika materiały wybuchowe objaśnił swój plan, bez zbędnych szczegółów. Ktoś po prostu musiał coś zrobić inaczej wszyscy zginą.

Nie myślał o tym co zamierzał zrobić, bo bał się, że stchórzy. Zaczął rozkładać ładunki na peronie – nie było to trudne, widział kilkaset razy jak to robiono – znalazł się podczas tego niebezpiecznie blisko całej akcji. Kiedy skończył miał zamiar ściągnąć na siebie uwagę poczwary i wprowadzić w zastawioną pułapkę jednocześnie odciągając ją od kolejki. W teorii brzmiało to bardzo prosto, ale w praktyce nic takie nie jest.

Bestia cisnęła górniczym pancerzem, którego operatorka była dla niej jak do tej pory jedyną przeszkodą – łatwość z jaką sobie z nią poradziła była przerażająco bo skoro okuty w pancerz egzoszkielet nie stanowił dla niej większego problemu to oni zwyczajnie nie mieli z nią szans. Gdy Grey skończył uzbrajać ostatni ładunek poczwara akurat doskoczyła do Rocka – była niesamowicie szybka i zwinna, komandos przy całym swoim wyszkoleniu ledwie zdołał uniknąć ataku. Whiteman wycelował trzymanego oburącz Elephanta w bestię, pod jego nogami, migały rozproszone po całej podłodze ostrzegawcze diody, strzelił pierwszy raz, drugi, trzeci. Strzelba, która potrafiła bez problemu przebijać korporacyjne pancerze ledwie drasnęła poczwarę, mimo to bestia postanowiła obrać sobie za kolejny cel Górnika, który ją trzymał. Grey był zdziwiony, iż pomimo tego, że bał się jak cholera kiedy spojrzała na niego poczwara to nawet nie zatrzęsła mu się ręka. Serce wyrywało mu się z piesi, ale był dziwnie opanowany. Obrócił się niemal natychmiast i zaczął biec tak jak to sobie obmyślił, chociaż to akurat mogło być przypadkowe bo w tamtej chwili myślał jedynie o ucieczce. Biegł tak szybko jak tylko potrafił, wykorzystując swoje mięśnie do grani możliwości i jeszcze trochę mocniej. Zgubił gdzieś po drodze swoje resztki odwagi, a w głowie oprócz wiązanek przekleństw przewijało się tylko jedno: „Szybciej! Szybciej! Szybciej”. Od filara dzieliło go kilka metrów, bestia jak na złość nie chciała wleźć na żaden z ładunków, jakby szybkość, zręczność i siła to za mało, i musiała być jeszcze inteligentna. Cholera! Cholera! Cholera! Strzał padały chyba ze wszystkich stron, z tyłu, z boku i jeszcze skądś. Trafiona lampa eksplodowała w idealnym momencie dając mu wystarczająco czasu by rzucić się do przodu i przeturlać za osłonę, niemal cudem unikając przy tym ogromnych szponów. Zerwał się z powrotem do biegu niemal tak prędko jak upadł. Doleciał do kolejnego słupa – żywy – przylgnął plecami do jego zimnej powierzchni i przeczekał w ukryciu aż poczwara znajdzie sobie kogoś innego do zabicia. Nie był tchórzem, ale samobójcą też nie był. Seamus i Szczota byli teraz w kolejce – tym razem Grey nie zamierzał spisać ich na straty. Wychylił się zza swojej osłony i posłał kolejną serię ze strzelby w stronę monstra. Trzy pociski jak wcześniej, ale było to za mało by teraz odwrócić uwagę bestii. Mimo iż nie strzelał jak oszalały, każde naciśnięcie spusty poprzedzał oddech, a wszystkie kule dotarły do celu. Popędził biegiem po coś o większej sile rażenia, podniósł z ziemi najbliższy z rozstawionych przez siebie ładunków i zaczął przymierzać się do rzutu. Musiał tylko jakoś poinformować o swoich zamiarach drugiego Górnika, który miał detonator.

Głos Seleny dobiegł z komunikatora – musieli wsiadać. Seamus w żaden sposób nie chciał dostrzec tego co miał mu do przekazania, zresztą nie było się co dziwić, miał większe kłopoty na głowie bo właśnie pędziła na niego pięciometrowa bestia. Na całe szczęście zmieniła kierunek po oberwaniu laserem – w tej chwili Grey miał wręcz idealną okazję do rzutu, ale za plecami usłyszał dźwięk, którego miał nadzieję już nigdy w życiu nie usłyszeć. Natychmiast się obrócił. Cała chmara ciepłych leciała w ich kierunku, a coraz to nowi wyłaniali się z ciemności. Widział ich doskonale i wiedział, że nie minie dużo czasu nim dostaną się na peron. Przycisnął palcem przycisk na trzymanym w ręce ładunku tym samym go rozbrajając, po czym ruszył do biegu gestem ręki nakłaniając będącego tuż obok Rocka by zrobił to samo.

- Ciepli tu lecą! Cała chmara!

Darł się już jeszcze zanim minęli połowę dystansu. Operatorka pancerza wróciła do walki i przejęła cały jej ciężar na siebie, pozwalając im tym samym dostać się żywym do kolejki, a na dodatek jeszcze szybko i bezproblemowo.

Coś wybuchało, płonęło, dookoła wszyscy strzelali – chaos, a w samym jego środku stał pewien Górnik. Tuż obok niego laser przeciął wpół biegnącego Parkersa, po raz pierwszy współczuł temu człowiekowi, ratunek był tak bliski i mu go odebrano. Rock znowu rozkazywał. Bestia rozprawiła się na dobre z operatorką w opancerzonym egzoszkielecie i teraz zamierzała nim cisnąć prosto w resztę. Grey cisnął w jej stronę trzymany w ręce ładunek, nawet nie liczył na to, że ktoś go odpali po prostu chciał się pozbyć balastu z ręki i jak najszybciej znaleźć w wagonie.

- Detonujcie ładunki! Teraz!

Krzyczał po raz ostatni widząc migające światełka pod nogami pędzących w ich kierunku ciepłych. Po czym chwycił strzelbę, opróżnił jej magazynek do końca i wleciał do kolejki, nie obracał się…

Armiel 14-04-2011 21:41


WSZYSCY poza “CHUCKIEM”


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=oyWPcxi4-Uc&feature=related[/MEDIA]

Szaleństwo na peronie wokół was nie chciało się skończyć!

Parkers padł przecięty laserem, a bestia próbowała cisnąć w was ponownie ZiZi. Gdyby zdołała to zrobić, pewnie zablokowałaby wam wejście do pociągu.

Duffy szybko wskoczył do wagonu, zataczając się ze zmęczenia. Zdołał zrobić tylko kilka chwiejnych kroków, nim wymęczone ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Musiał szybko zapaść w najbliższy fotel, obojętny na wszystko poza suchym kaszlem, który zaatakował go niespodziewanie.

Rock, Ipor, Szczota, Grey i Seamus robią wszystko co mogą, by potwór nie zrobił tego, co zamierzał.

Seamus odpalił rękawice siłowe i cisnął potężną ławą w stronę potwora, którego ramiona właśnie wychylały się do tyłu – brał zamach w waszą stronę. Pociski wystrzelone przez Greya ze strzelby bojowej wyrywały kolejne kawałki mięcha z czetrorękiego tytana, podobnie jak kule Ipora, który też przenosił ogień na zbliżające się cieplaki. Rock skoncentrował dzięki temu ogień na monstrum.

Wasze zabiegi przyniosły skutek. Pancerz z ZiZi co prawda wyleciał z rąk potwora, ale poleciał znacznie w bok i walnął z impetem w jakiś filar pomiędzy wami, a nadbiegającymi cieplakami. Z urządzenia wydobywał się dym i iskry.

Jednak chwilowe zagrożenie zostało zażegnane.

Elephant zrobił „KLIK” gdy wyświetlacz pokazał złowieszcze dwa zera. Podobnie bezużyteczna stała się broń Ipora, Rocka i Szczoty.
Rock cisnął ostatni granat, Seamus zrozumiał, że ma odpalić ładunki, co też zrobił. Grey po wystrzeleniu ostatniego pocisku nie czekał dłużej. Wskoczył do pociągu.

Światło nad drzwiami zapłonęło czerwienią odliczając 15 sekund w tył oznaczające zablokowanie drzwi. Bestia skoczyła w waszą stronę i wiedzieliście już, że nie zdążycie się skryć na czas. Że dopadnie tych, którzy zbyt długo pozostaną na zewnątrz. Nawet eksplozja granatu i ładunków laboratoryjnych nie mogła powstrzymać szarżującego monstrum.

Ale laser górniczy mógł. ZiZi była naprawdę najlepszym operatorem na tej parszywej kolonii, bo udało się jej uszkodzonym laserem z pozycji leżącej smagnąć potwora po żebrach. Szarżujące na was bydlę obróciło się gwałtownie w stronę pancerza. Skoczyło.

Czerwień nad drzwiami do pociągu i piskliwego brzęczyku nie można było zignorować. Rock wpycha opornych do środka. Wrzeszczy! Klnie!

Bestia dopada pancerza i ponownie unosi go w górę. Pierwsze cieplaki juz ją mijają. Widzicie, jak Zeemerman podrywa się do biegu. Widzicie, jak cieplaki rzucają się na niego. Jak urzędnik pada gryziony, rozrywany na strzępy przez żądnych krwi kanibali..

5!

Ramiona potwora unoszą pancerz w górę. Widać krew na szybie kabiny.

4!


Seamus i Szczota już są w środku. Ramiona wychylają się w tył. Monstrum znów ma zamiar cisnąć tym cholerstwem w drzwi.

3!


Włącza się dzwonek alarmu karzący odsunąć się od drzwi. Ipor gwałtownym susem wskakuje do środka.

2!


Bestia ciska pancerzem. Stal furkoce w powietrzu. Rock rzuca się do środka popychając resztę. Pancerz leci, wirując wokół swojej osi. Widzicie go, jak się zbliża! Jak rośnie w oczach.

1!


Ryk bestii skaczącej tuż za pociskiem ogłusza wasze uszy.

0!


Drzwi zamykają się i w tym momencie coś wygina je do środka. Jednocześnie daje się słyszeć przeraźliwy dźwięk metalu. Oraz alarmu, który zapalił się w wagonie. Pulsująca czerwień nie oznacza niczego dobrego.
A co, jeśli po tym trafieniu pociąg nie ruszy? Nie opuści stacji bez serwisu czy naprawy? Wtedy zginiecie. Tak po prostu. Nic poza chyba ciężką bronią wojskową nie powstrzyma tej czterorękiej maszyny do zabijania.


Pociąg ruszył! Poczuliście charakterystyczne drżenie podłogi i obraz emitowany na ekrany przesunął się. Zgrzyt pancerza obwieścił wam, że zbroja górnicza przez chwilę tarła o bok kadłuba gasząc kilka monitorów w tylnej części składu.

Wystartowaliście.



WSZYSCY poza “CHUCKIEM”

Bestia nie dała za wygraną. Kiedy pociąg nabierał prędkości widzieli, jak czterorękie monstrum odbija się od krawędzi peronu i wskakuje na ostatni z wagonów. Wstrząs o mało nie wyrzucił składu z szyn, lecz na szczęście nic takiego się nie stało.

W kabinie sterowniczej kontrolki zapaliły się na czerwono sygnalizując niebezpieczeństwo. Komunikaty typu: PRZECIĄŻENIE TYLNEGO SKŁADU czy DEKOMPRESJA SEKCJI PIĄTEJ pulsowały wściekle na holowyświetlaczu.

Dłonie Aleksandra same znalazły rozwiązanie. W końcu projektował podobne urządzenia, a nie tylko je naprawiał jak Selena. Znał doskonale procedury bezpieczeństwa. Palce wpisały komendę i ostatni człon pociągu został odczepiony z cichym hukiem. A bestia wraz z nim.

Kamery zamontowane na tyle nabierającego prędkości pociągu ukazywały oddalający się wagon, którego elektromagnesy uchwyciły na osi toru i potwora, który z niego zeskoczył i rzucił się wściekle w pościg. Potem ujrzeliście ogromną, stalową zaporę, która odcięła korytarz kolejki od bazy Ymir A.

Dopiero wtedy program sterowników włączył pełną prędkość maszyny. Trzysta kilometrów na godzinę.

WITAM SERDECZNIE NA POKŁADZIE POJAZDU TRANSPORTOWEGO TYPU GHOST. CELEM PODROŻY JEST BAZA YMIR C. CEL ZOSTANIE OSIĄGNIĘTY ZA SZEŚĆ ZIEMSKICH GODZIN. ŻYCZYMY MIŁEJ PODRÓŻY. PRZY WASZYCH FOTELACH ZAMONTOWANE SĄ STANDARDOWE OKULARY PROJEKTORÓW HOLO UMOŻLIWIAJĄCYCH WYBÓR FILMÓW Z OGROMNEGO KATALOGU ZAINSTALOWANEGO W BAZIE DANYCH POCIĄGU. W BOCZNYCH SKRYTKACH MAJĄ PAŃSTWO SAMOPODGRZEWAJĄCE SIĘ KANAPKI ORAZ ZIMNE I CIEPŁE NAPOJE. ŻYCZYMY PAŃSTWU SPOKOJNEJ PODRÓŻY.

Dopiero wtedy zrozumieliście. Udało wam się! Żyliście, a koszmar Ymira A został za waszymi plecami.

Zoe zaczęła płakać, Agnes rzuciła się na szyję Szczoty, nawet Rock spojrzał na was, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Udało się – powiedział. – Dobra robota.

Potem ruszył w stronę sterówki, a wy mogliście w końcu opaść w miękkie fotele, dopasowujące kształt do sylwetek pasażerów.

Duffy wysłal swój program, ktoreg celem było rozpieprzenie bazy Ymir A w drobny mak. Za jakieś 24 godziny systemy wejdą w stan krytyczny i baza zostanie unicestwiona.

Jedno, wielkie, oczyszczające BUUUUMMMMM!!!!!



Charles “Chuck” Fish

Unosiłeś się w morzu. W czerwonym i ciepłym morzu krwi.

Mimo, że płynąłeś w cieczy, to jej gęstość przypominała rozdrobniony lód. Jak smakowe napoje mrożące serwowane na ziemskich plażach dla zmęczonych upałem turystów.

Przez rozmytą, zniekształconą perspektywę widziałeś jakieś budowle. Pokrzywione, przeczące prawom fizyki i architektury konstrukcje na dnie tego zmrożonego morza. Niczym iglice obcej cywilizacji.

Obok ciebie dryfowały jakieś dziwaczne istoty. Przypominały meduzy. Miały kuliste, przypominające nowotworową narośl głowy i macki jak u głowonogów. Niektóre grube, ale taż inne – cienkie i chwytne. Niekiedy pomiędzy mijającymi się osobnikami zachodziła dziwaczna reakcja. Między „mózgami” przeskakiwały dziwne wyładowania – wielobarwne błyskawice – a wtedy ciało danego osobnika zmieniało nieco odcień. Stworzeń były setki. Wszystkie płynęły, czy raczej dryfowały, w stronę tego groteskowego miasta. A ty płynąłeś razem z nimi.

Wiedziałeś, że coś tam jest. Coś tam jest i czeka. Jakaś potężna świadomość. Byt. Istota. Bóg.

Wiedziałeś, że to jest bóg. Słowo samo pojawiło się w twojej głowie. Tak samo, jak myśl, że umarłeś i właśnie zmierzasz gdzieś, gdzie idzie się po śmierci. Nie sądziłeś jednak, że miejsce to jest takie zimne i takie .... dziwne.

Konstrukcje były coraz bliżej. Widziałeś już szczegóły dziwacznych budowli. Nie pasujących do siebie kształtem i rozmiarami. Jak klocki rzucone przez dziecko na podłogę. A potem ujrzałeś kolejne szczegóły i zacząłeś się bać.

Były tam inne ciała. Unosiły się wokół tych szaleńczych budynków. Poznawałeś niektóre z twarzy. Zmasakrowani mieszkańcy bazy Ymir A. Ci sami, których twoi kompani dziurawili kulami lub rąbali siekierami podczas walki o życie. Widziałeś ich rany. Odrąbane kończyny unosiły się w górę podnoszone niewidzialnymi prądami tego dziwacznego morza. Głowy, nogi, ręce, nierozpoznawalne ochłapy mięcha. Obracały się i wirowały wciągane przez coś, co ukrywało się w tym zamrożonym odmęcie.

ITHAQUA! ITHAQUA! ITHAQUA !


Wycie narastało w twoich uszach. I wtedy poczułeś coś ciepłego obejmującego ci nadgarstki. Spojrzałeś w dół widząc tą dziwaczną meduzę, która oplotła cię mackami i ciągnęła w stronę fantasmagoryjnych budowli.

Czułeś jej pragnienie połączenia się z tobą. Zespolenia. Zjednoczenia. Ciekawość i żądza, jakiej nie czułeś od nikogo innego w całym swoim bezwartościowym życiu.

Miałeś ochotę podążyć za nią. Zapaść wśród ruin.

Z drugiej jednak strony miałeś ochotę obudzić się z tego koszmaru. Uciec z tego obłąkańczego snu

Bo to, że był to jedynie sen byłeś przekonany w stu procentach.
Wystarczyło odbić się i popłynąć w górę. Przebić cienką skorupę lodu nad głową i wyjrzeć poza ten koszmar.

I wtedy zobaczyłeś ją. Nicole Sanders. Trzy podobne do meduz stworzenia ciągnęły jej bezwładne ciało w dół, w głębinę. Oczy twej niespełnionej miłości otworzyły się. Usta uśmiechnęły zachęcająco, nogi rozłożyły na boki.

- Chodź do mnie – usłyszałeś jej szept w swoich uszach. – Zjednocz się ze mną. Stańmy się jednością. Chodź i weź mnie.

Nim zdążyłeś zareagować jakaś siła wyrwała cię z tego lodowatego morza. Otworzyłeś oczy. Miałeś cholerną ochotę napić się czegoś ciepłego.

Herbaty, albo kawy.

Ravanesh 14-04-2011 21:42

ROZDZIAŁ 4

MRÓZ




WSZYSCY POZA „CHUCKIEM”
.
W pół godziny po wyrwaniu się na wolność niespodziewanie kontrolka łączności w kabinie sterówki zalśniła na zielono. Rock odebrał i przekazał zarówno obraz jak i dźwięk na wyświetlacz w przedziale pasażerskim.

Ujrzeliście twarz człowieka w mundurze ochrony Ymir.

- Jestem Ludwig Luparro – przedstawił się człowiek i mimo, że połączenie nie było najlepszej jakości zarówno obraz i fonia były znośne. – Ghost. Proszę wyjaśnić to pozaprogramowe połączenie transportowe.

- Bill Rock, szef ochrony drugiej zmiany sekcji B w bazie Ymir A – rozmowę przejął Rock, który jako jedyny z was był ochroniarzem i wiedział, jak rozmawiać z takim służbistą, jak Luparro. – Proszę przekazać swoim przełożonym, że uruchomiłem to połączenie zgodnie z klauzulą szóstą dotyczącą wypadku A.

- Klauzula szósta wypadku A? – ton głosu ochroniarza nie krył zdziwienia. – Jest pan pewien, sir?

- Tak. Proszę przygotować pomoc medyczną.

Ochroniarz z Ymira C pokiwał głową, połączenie zaczęło lekko tracić jakość, ale szybko wróciło do normy. Najwyraźniej Ghost przejeżdżał właśnie przez jakieś większe pokłady skały magnetytowej.

- Jeszcze jedno, funkcjonariuszu Luparro – powiedział Rock kiedy połączenie się ustabilizowało. – Może zabrzmi to dziwnie, ale czy u was wszystko w porządku. Nie macie jakiś problemów?

- Nie, a czemu pan pyta?

- Żadnych zwiększonych objawów agresji, bójek, zabójstw? – drążył temat Rock. – A może kontaktował się z wami ktoś wcześniej z bazy Ymir A?

- Nie – ochroniarz znów zaprzeczył. – Skąd te pytania?

- Bez powodów – Rock otarł pot z brudnych włosów. – Do zobaczenia na miejscu za pięć godzin i dwadzieścia dwie minuty.

- Bez odbioru.

Kiedy połączenie zostało przerwane Rock zaczął się śmiać. I śmiał się dobre trzy minuty, nim przestał.

- Nie chcę zapeszać, ale chyba nam się udało.

- A co z Chcukiem? – zapytał ktoś.

- I z Łysym? – dodał ktoś inny.

Właśnie. Co z nimi?



WSZYSCY

Prawie sześć godzin jazdy. Sześć godzin odpoczynku. Sześć godzin drogi przez wyryty pod ziemią tunel. Sześć długich, spokojnych godzin, które dla was były niczym wybawienie.

Powoli dociera do was, że wszystko już się skończyło. Że zaraz czeka na was ciepłe łóżko i normalny, wolny od szaleństwa świat, który zostawiliście blisko dwa tysiące kilometrów dalej.

W międzyczasie ocknął się Chuck – po jakiś dwóch godzinach od momentu opuszczenia stacji - nie zdradzający żadnych objawów infekcji, a jakieś pół godziny później zaczął się ruszać także Łysy.
Przyjaciel Szczoty przeciągły jęk zwrócił na niego waszą uwagę.

- Boooli – jęczał chłopak. – Wooody. Proooszę.

Przez poparzone usta i spękaną skórę dobywały się trudno zrozumiałe słowa. A oczy, normalnie wyglądające oczy, wypełniał tylko ogromny ból.

- Prrroszę – błagalne jęki cięły, jak bat.

Skóra chłopaka była dotkliwie poparzona, w niektórych miejscach prawie zwęglona. Tylko SFŻ mógł uratować mu życie. A w nim, jeszcze przez pół godziny musiała leżeć Kamini.

Dhiraj robił co mógł korzystając ze sprzętu splądrowanego w laboratorium medycznym i medpaków. Ale niewiele mógł pomóc. Znieczulić, odkazić, częściowo zregenerować.
Ale nie to było najgorsze, lecz świadomość, ze tamci wszyscy ludzie ... oni ....

Najgorzej, że Duffy stracił zasięg swojego WKP. Gdyby chciał anulować polecenie autodestrukcji, musiałby wrócić bliżej Ymira A lub znaleźć jakiś inny sposób.

Ciężar odpowiedzialności przytłoczył was aż do końca podróży.

Pół godziny później Kamini dołączyła do was opuszczając SFŻ. Po tym, jak doktor opuściła ramiona męża szybko ustawiła określone parametry i jej miejsce zajął Łysy. Rozmowy z panią doktor trzeba było odłożyć na później. Zbliżaliście się do celu.



WSZYSCY

Zielone światło wyrwało was z zamyślenia.

UWAGA. UWAGA. POCIĄG ZBLIŻA SIĘ DO MIEJSCA DOCELOWEGO – STACJI YMIR C. PROSIMY NIE WSTAWAĆ DO ZAKOŃCZENIA PROCEDURY ZATRZYMYWANIA SIĘ. ŻYCZYMY MIŁEJ PRACY. WASZE WKP ZOSTAŁY ZAKTUALIZOWANE O DANE BAZY YMIR-C.

Pociąg wyraźnie zwolnił, ale nadal pędził ze spora prędkością. Osoby przebywające w kabinie sterowniczej nagle zamarły. Już z daleka widziały, że brama na końcu tunelu nie jest otwarta. Wiedzieli, że pociąg nie wyhamuje na czas.

UWAGA! UWAGA!

Tym razem słowom SI pociągu towarzyszyła pulsująca, alarmowa czerwień.

ZACZYNAMY PROCEDURĘ HAMOWANIA AWARYJNEGO W CELU UNIKNIĘCIA ZDERZENIA Z NIESPODZIEWANĄ PRZESZKODĄ. PROSIMY NIE OPUSZCZAĆ BEZPIECZNYCH FOTELI I NAŁOŻYĆ MASKI TLENOWE.

Gródź zbliżała się w zastraszającym tempie. Pociąg tracił na prędkości, lecz nie zdążył wyhamować na czas.

Stalowy czub pojazdu, niczym strzała wbił się w solidną konstrukcję wrót i ..... przebił się na drugą stronę. Przód jednak pociągu uległ zniszczeniu. Obraz rzucany przez kamery zniknął w jednej chwili.

Czuliście, że pociąg traci chyba przyczepność, wypada z torów. Chyba nawet obrócił się na bok, ale specjalnie zaprojektowane fotele utrzymały was w swoich bezpiecznych objęciach.
Zatrzymaliście się i zapanował cisza przerywana jedynie sykiem uciekającego z pociągu powietrza przez jakąś powstałą w wyniku kolizji dziurę.

UWAGA! UWAGA! – głos z komunikatora był nieco zniekształcony. – BAZA YMIR C ULEGŁA DEKOMPRESJI I ODSZCZELNIENIU. PROSZĘ NAŁOŻYĆ STROJE OCHRONNE I MASKI TLENOWE. OBECNA TEMPERATURA WEWNĄTRZ BAZY WYNOSI -49 STOPNI CELSJUSZA I SYSTEMATYCZNIE SPADA. BRAK ZDATNEGO DO ODDYCHANIA POWIETRZA. PRAWDOPODOBNA PRZYCZYNA – ZNISZCZENIE ŚCIAN ZEWNĘTRZNYCH BAZY.

Ledwie zdążyliście zrozumieć słowa SI kiedy komunikator zabrzęczał ponownie.

UWAGA! UWAGA! W WYNIKU NIESPODZIEWANEJ KOLIZJI USZKODZENIU ULEGŁ REAKTOR POJAZDU. PROSIMY JAK NAJSZYBCIEJ OPUŚCIĆ JEGO WNĘTRZE I UDAĆ SIĘ DO PUNKTU EWAKUACYJNEGO. EKPIY RATOWNICZE ZAJMĄ SIĘ ZABEZPIECZENIEM TERENU KATASTROFY. ISTNIEJE 20% RYZYKO EKSPLOZJI REAKTORA NAPĘDOWEGO POCIĄGU KLASY „GHOST”. PROSIMY O NIEZWŁOCZNE ODDALENIE SIĘ DO WYZNACZONEGO PUNKTU EWAKUACJI.

Nie było co czekać. Szybko opuściliście pociąg, kiedy drzwi otwarły się awaryjnie.



WSZYSCY


Na peronie, który wyglądał prawie tak samo, jak ten w bazie A, wszystko pokrywała warstewka lodu. Filary, ławki, ściany. Kryształki lodu lśniły w blasku pokrytych warstewką szadzi lamp.

Wyładowaliście się z pociągu, ubrani w skafandry ochronne i maski, które znaleźliście w pociągu. Na szczęście ktoś zapobiegliwie umieścił tam trzy mniejsze skafandry termiczne dla dzieci więc przynajmniej śmierć przez zamarznięcie nie groziła Leo.

Peron był pusty, a próba nawiązania kontaktu z kimkolwiek z bazy Ymir C nie dawała żadnych rezultatów, mimo, że na waszych WKP oprócz planów stacji pojawiła się też baza z najważniejszymi telekomunikatorami i informacjami o bazie.

Ymir C, jak wiedzieliście, był najmniejszą placówką wydobywczą na tej planecie. Pracowało i mieszkało na nim coś około pół tysiąca osób. Ymir C położony został nad cennymi złożami gazu i był jedną wielką rafinerią tego cennego surowca. Przy okazji prowadzono w okolicy troszkę prac wydobywczych innych materiałów.

W odróżnieniu od waszej bazy Ymir C miał jedynie dwa poziomy A – na którym się znajdowaliście i na którym mieściły się również magazyny i cześć urządzeń rafinacyjnych oraz B – poziom mieszkalny podzielony na trzy sekcje. Sekcja usługowa – oznaczona numerem 1 – gdzie znajdowały się znane wam centra rozrywki i urządzenia solarne. Sekcja mieszkalna – oznaczona numerem 2 – gdzie znajdowały się kwatery pracowników. No i sekcja – korporacyjna – oznaczona numerem 3, gdzie mieszkała dyrekcja tej bazy oraz ważniejsi urzędnicy, jak też gdzie znajdowały się pomieszczenia biurowe.
Ymir C miał jeszcze bardzo rozwiniętą sieć nadziemną. Znaczna część urządzeń rafinacyjnych znajdowała się na powierzchni planety.

Tylko Seamus i Aleksiej wiedzieli czym jest opuszczone złoże gazu. Bombą z tykającym zegarem. Z deszczu pod rynnę.

Rock miał niewyraźną minę, jak wy wszyscy. Lustrował otoczenie z niepokojem i brakiem zrozumienia.

- Musimy opuścić stację i oddalić się od pociągu. Wygląda na to, że coś zniszczyło im zewnętrzną gródź. Jeśli tak jest, pewnie już się stąd ewakuowali. Musimy też się stąd wydostać.

Postukał coś na swoim WKP. Przyjrzał się planom.

- Słuchajcie. Mam pomysł. Pozostaje nam jedynie Ymir B. Nie mamy wyjścia. Po drugiej stronie tego poziomu znajduje się stacja kolejki na B-tkę. Proponuję, byśmy podzielili się. Część z nas pójdzie przygotować się do odjazdu. Ja i kilku ochotników chciałbym się chwilę tutaj rozejrzeć. Może sprawdzimy urządzenia monitorujące bazę. Ichnia Czujka jest na poziomie B stosunkowo niedaleko od windy. Pewnie mają tam centrum kontroli bazy, jak my na A. Powiem szczerze. Pracuje tutaj mój przyjaciel i chcę z nim pogadać. Tak czy siak, nie mamy co zostawać na peronie dłużej niż musimy.

Drzwi na korytarze wyglądały tak samo, jak te w Ymirze A. Nic dziwnego. Wszystko budowała VITELL z gotowych elementów.

Panel kontrolny był całkowicie zamrożony i Selena musiała uporać się z nim za pomocą swojego tolkita, gdzie miała też odmrażacz. Niestety, to była ostatnia jego porcja. Nędzne resztki w niezbędniku nie nadawały się już do niczego.

Kiedy jednak zaczęła majstrować przy panelu kontrolnym ten ... rozleciał się na kawałki. To było dziwne. Tak zachowywał się metal wystawiony na dużo niższe temperatury. Na ekstremalnie niskie temperatury.

Selena, tknięta nagłym przypuszczeniem, stuknęła w lśniące drzwi a te ... rozpadły się na kawałki odsłaniając tunel korytarza.
Szeroki, całkowicie zamrożony.

Zamarliście. Kilka kroków od grodzi stały cztery osoby. Nie biegły, nie odzywały się, nie ruszały. Po prostu stały. Jakiekolwiek próby kontaktu nie dały najmniejszych rezultatów.

Asekurując się wzajemnie podeszliście bliżej stojących i zamarliście w pół kroku. Cała czwórka ludzi była zamrożona na kość. Nie pomogły nawet skafandry. Rock podszedł do tych lodowych rzeźb, a kiedy zatrzymał się przed mężczyznom znanym wam z holoprojekcji z pociągu ten, rozleciał się na lodowe kawałki, jak wcześniej drzwi wyjściowe.

- Co jest, kurwa? – powiedział Rock stłumionym przez maskę głosem.

Chmura jego oddechu zamarzała w powietrzu, zmieniając się w opadającą mgiełkę szronu.

Temperatura wynosiła -62 stopnie Celsjusza i bez podgrzewanych masek lub ciężkich skafandrów ochronnych długo w tym mrozie nie przeżyjecie.

- Stabilizator nie wytrzyma długo na takim mrozie – wtrąciła przytomnie Kamini. – Ani my. Ani WKPy. Nic.

- Co tu się kurwa stało!? – powtórzył Rock. – To nie wygląda, jak odszczelnienie grodzi. Raczej jak jakaś pierdolona dekompresja termiczna.

emilski 18-04-2011 20:34

Podróż kolejką to był idealny czas na to, żeby odpocząć i się najeść. Po prostu, żeby zregenerować siły. Wszystko było na dobrej drodze, żeby niedługo dotarli do celu, gdzie się nimi zaopiekują i wyślą do domu. Nie ma szans, żeby po tym, co przeszli, mogli jeszcze zostać na Ymirze. Trzeba będzie wrócić na Ziemię i zająć się kwestią odszkodowań.

Twarz, z którą Rock rozmawiał na holoekranie, budziła zaufanie, a jej niezrozumienie oczywistych pytań Billa o to, czy dzieje się u nich coś dziwnego, prawdziwie go zaskoczyło. To wszystko pozwalało wierzyć, że w bazie C jest wszystko w porządku i tylko baza A uległa masowemu szaleństwu.

Tymczasem rozgorzała dyskusja o krysztale. Teraz trzymał go Dhiraj, który przejął go od Chucka. Chuck odzyskał również formę i to właśnie on zaczął rozmowę: -Ja będę się cieszył jak ten kryształ zostanie zniszczony. To przez to coś wszystko się zaczęło, a nie żaden atak biochemiczny. To jest kwintesencja zła. Byłem po drugiej stronie kiedy go dotknąłem. O mało nie zostałem cieplakiem. To nie jest żaden wirus, teraz to już jest wiadome na pewno. Widziałem rzeczy które wolałbym zapomnieć. Te potwory nie dadzą nam spokoju. Ten kryształ je woła i przyciąga a nam zrobi pranie mózgu. Wcześniej czy później. Jak nadal Rock chcesz robić na tym kasę i targać to ze sobą to wybacz, ale jesteś po prostu durniem i zgubisz nasz wszystkich. I samego siebie. A jak to się dostanie na Ziemię... To będzie koniec naszej ludzkiej cywilizacji.

-Chuck, nie kieruj się emocjami. Wszystko, co tutaj się dzieje ma na pewno logiczne wytłumaczenie. Trzeba dbać o kryształ, bo kryje w sobie tajemnicę pierdolonego Ymira. Po zbadaniu będziemy wiedzieć, czego nie robić, żeby tego nie powtórzyć – odezwał się Ipor. Denerwowało go podejmowanie decyzji pod wpływem emocji. Kryształ to jest kryształ. To rzecz, która pochodzi z obcej planety i trzeba się nią zająć. Przy okazji można zarobić na tym pewnie dużo kasy. I dopilnować, żeby trafił do poważnych ośrodków badawczych, gdzie ceni się naukę, a nie do korporacji, które zajmują się wydobyciem złóż.

Ale kryształ nie miał dobrej prasy. Wszyscy, którzy się odezwali podczas tej podróży, żądali, żeby go zniszczyć. Wszyscy używali nieracjonalnych argumentów. Nikt tu do cholery nie myślał. Jak można powiedzieć, że kryształ to wcielenie zła. Kurwa, jakiego zła? To tylko część tej porąbanej planety. Musimy to przebadać, żeby wiedzieć, co może nas zaatakować. Tylko Rock bronił kryształu. Wietrzył w tym interes. I bardzo dobrze. Ipor lubił takich ludzi – zorganizowany, praktyczny, kieruje się zyskiem, a nie czarami.

Wszystko się jednak zmieniło, kiedy Duffiemu udało się złamać hasło do plików Marconiego, do których Mahariszi próbował się dostać już od jakiegoś czasu. Teraz Dhiraj siedział milcząco obok informatyka i widać, że był zupełnie gdzie indziej. Przebiegał szybko oczami po monitorze, aż nagle się odezwał: -Słuchajcie, chyba wiem, co to za kryształ. Nazwali to Alien Artifact, w skrócie AA... I znaleźli to w ruinach miasta obcych, na powierzchni planety... Promieniowanie, które emituje ta substancja była przyczyną zmieniania się ludzi w, jak to mówimy, “ciepłych”. Była też prawdopodobnie odpowiedzialna za zjawisko zombie. Napisali tu też, że jest w bazie A taki kryształ rozmiarami dorównujący człowiekowi, i to jego używali do napromieniowania obiektów eksperymentów. Skoro, jak powiedział Seamus, reaguje na ciepło tworząc więcej energii, to prawdopodobnie nie chodzi tu o samą energię, tylko o to promieniowanie właśnie. Możliwe, że podgrzali ten ogromny kryształ i przez to większość mieszkańców bazy się przemieniła, bo jego zdolności promieniotwórcze drastycznie wzrosły i wymknęły się spod kontroli.

Mahariszi tak powiedział. I do tego: -Opisano tutaj przypadki zmian fizycznych, podobnych do tych z dokumentów o rzekomych próbach z tymi sterydami bojowymi o których czytałem jeszcze w gabinecie Marconiego. Myślę więc, że ta cała bajka o sterydach była tylko przykrywką dla badań nad właściwościami kryształu i jego wpływem na ludzi. I, z tego co wynika z tych dokumentów, tylko trzy osoby na Ymirze A znały szczegóły - i wśród nich nie znajduje się moja małzonka. Pewnie manipulowali nią tak, jak pozostałymi lekarzami... Ale potwór, który zaatakował pociąg... Obawiam się, że to po prostu rdzenny mieszkaniec tej planety. Mowa tu jest o “ruinach miasta obcych”, coś więc mogło zdziesiątkować ich populację i spowodowało, że nie czuli się na siłąch, żeby zaatakować nas zaraz po lądowniu, tylko teraz, w ostateczności, gdy zabrano kryształ do badań.

I to trochę zmieniło podejście Juhasza. Miał zaufanie do Dhiraja. Spędził z nim najwięcej czasu i widział opanowanie jego umysłu w najbardziej krytycznych sytuacjach. Patrzył na wszystko zimnym, naukowym okiem. Nerwy i emocje puszczały mu tylko, jeśli chodziło o Kamini – ale to zrozumiałe. Sam Ipor, gdyby nie jego żona i dziecko, nie wylądowałby na tej planecie. On na pewno dobrze interpretuje fakty. Węgier uwierzył mu, że kryształ bezpośrednio przez swoje oddziaływanie na człowieka, zmienia go w cieplaka, a do tego nie pozwala mu umrzeć. Sprawa znacznie się komplikowała. Kryształ przestawał być obiektem, który powinno się badać – stawał się śmiercionośną bronią, która nie powinna opuszczać tej planety. Obojętnie w czyje ręce wpadnie, każdy zrobi ten sam krok za daleko, co Zarząd. Będzie chciał go wypróbować i jeszcze i jeszcze, aż będzie za późno.

Węgier nie podzielił się już jednak swoimi spostrzeżeniami, tylko zaklął pod nosem i zamknął oczy.

***

Ymir C nie okazał się jednak dla nich Edenem po tych wszystkich obrzydliwościach, które musieli przeżyć przez ostatnie kilka dni. Okazał się kolejnym przystankiem w podróży przez gówno.

Wjazd do bazy był rzeczywiście efektowny. Nikt nie przecinał wstęgi na ich powitanie, nawet nikt nie otworzył im drzwi. Pociąg musiał sam sobie z nimi poradzić. I poradził. W towarzystwie iskier, zgrzytów i pisków. Wszyscy po raz kolejny poczuli, że ich kłopoty się nie skończyły. Na szczęście wjazd na peron zakończył się tylko kilkoma siniakami. Nic wielkiego. Ale na zewnątrz wszyscy od razu poczuli ten straszny ziąb. Tu nie powinno być tak zimno. Coś było nie tak z tą temperaturą. Jak wyjeżdżali z A, było prawie gorąco, a tutaj temperatura spadła do naprawdę niebezpiecznych wartości. Zamiast komitetu powitalnego, przywitało ich kilka nieruchomych osób, którzy całkiem niedawno musieli przegrać walkę z mrozem. Po dotknięciu, po prostu się rozsypali. To samo działo się z urządzeniami, które były na stacji. Wśród zamarzniętych ludzi był też ten gość, z którym Rock gadał w pociągu na holoekranie. To dowód, że musiało się to stać naprawdę przed chwilą. A to oznacza, że pięć godzin i oni tez nie wytrzymają.

Siedzieli na tykającej bombie. Na Ymirze C wydobywano gaz – teraz, gdy nic nie działało, kwestia wybuchu to tylko formalność. Nawet Ipor o tym wiedział. Dlatego wyraził jasno swoje zdanie: -Może po prostu spieprzajmy stąd od razu gdzie pieprz rośnie.

Nieważne gdzie. Chociaż naturalnym wydawało się, że zostaje im tylko Ymir B, a do niego jest 1000 km i trzeba odnaleźć kolejkę. Rock jak zwykle miał plan. Dla Ipora nie za bardzo zrozumiałe było, po co znowu się dzielą i po każdy ma kolejne zadania, kiedy na jego rozum, żadnego ratunku tu dla nich nie ma. Powinni od razu wziąć tyłki w troki i wyrywać stąd. Zaraz przestaną działać ich wkp, łączności zresztą i tak nie ma. Trzeba poruszać się po omacku. Spotkanie w kaplicy najszybciej jak się da. Rock chciał koniecznie odnaleźć swojego kumpla. Powinien być w Czujce. Pewnie był już w kawałkach, ale Rock się uparł. Uparł się też, żeby Węgier poszedł z nim.

Dobra. Bill był osobą, która wydawała się najlepiej znać panujące układy na wszystkich stacjach, doświadczenie z monitoringu na pewno pozwala mu teraz podejmować dobre decyzje. Poza tym na pewno nie należy do typu gości, którzy chcą po prostu tu zostać i zgnić. Rozsypać się.

Rozdzieli się więc i ruszyli mrocznym korytarzem, który powinien doprowadzić ich do czujki. W przeciwieństwie do ich macierzystej stacji, było tu ciemno i bardzo cicho. Żadnych dźwięków, żadnych hałasów, żadnego znaku życia. Szli prawie po omacku. Mogli dojść do czujki pod warunkiem, że uda im się wejść poziom wyżej. Tylko jak, do kurwy? Bez windy? Po oblodzonej drabince?

Ipor pozwolił iść Billowi przodem, kiedy ten nagle zatrzymał się i powiedział:

-Słuchaj, Ipor. Wziąłem cię teraz ze sobą, bo chciałbym ci coś powiedzieć. - Na chwilę zamilkł, jakby sprawdzał reakcję Węgra. -Jestem szpiegiem przemysłowym. Uprzedzając twoje pytania: nie, z tym burdelem nie mam nic wspólnego. Pracuję dla korporacji Mishima. Moim zadaniem było obserwować i przeszkadzać w normalnej pracy Vitella. Rozumiesz, żeby im nie szło za łatwo.

-No nieźle, Rock – skomentował te rewelacje, Ipor. -Rzeczywiście nieźle to sobie wykombinowałeś.

-Proponuję ci współpracę. Żeby ocalić skórę, będziemy musieli poddać się na Ymirze B. Wami nic nie grozi, ale mnie pewnie aresztują. Musisz przekazać próbkę tego kryształu określonym osobom i nieźle na tym zarobić.

-Zwariowałeś? - Węgier zareagował gwałtownie. -Nie słyszałeś, co mówił Dhiraj? Przecież to gówno robi z ludzi ciepłych i zombi. Te raporty na dysku Marconiego to dowód. Nie można dopuścić, żeby to gówno dotarło na Ziemię.

-Jeszcze niedawno sam broniłeś koncepcji oddania kryształu do badań.

-Tak, ale to było przed tym, co powiedział Mahariszi. Mi to wystarczy, nie chce mieć krwi tylu niewinnych na swoich rękach. A to się tak skończy. Doskonale o tym wiesz. Każde badanie skończy się wylęgiem nowych ciepłych.

Bill był trochę zaskoczony gwałtowną reakcją Węgra. Rozmowa miała potoczyć się trochę inaczej. Patrzył w oczy Ipora aż w końcu powiedział: -Myślałem, ze jesteś bardziej praktyczny. Mishima sporo za to zapłaci.

Ipor myślał. Bardzo szybko przeprowadzał proces decyzyjny. Wejść do spółki, czy zajebać skurwiela. Przypomniało mu się, jak kupował za 5% wartości przeterminowane tabletki i na szeroką skalę wprowadzał je do sieci aptek na Węgrzech po normalnej cenie rynkowej i z przeprawionym terminem. Nikt nie myślał wtedy o potencjalnych ofiarach tego procederu. Był do ubicia biznes i to było najważniejsze. Biznes jest biznes. A tam, gdzie chłopcy się kłócą i lecą na emocjach, tam się nie zarabia. Dlatego Rock to nie skurwiel. Rock to partner.

-Zrobimy inaczej – zdecydował Ipor. -Zabezpieczmy go tutaj w jakimś określonym miejscu na planecie. Damy znać gdzie jest i tyle. Niech skurwiele sami po niego przylecą i spotkają się z tym, co tutaj mieszka.

-Umowa stoi – odparł Rock i podali sobie dłonie.

-Cieszę się, że wróciłem do gry – uśmiechnął się Węgier.

-Powiem ci coś jeszcze: jestem w stanie ściągnąć tutaj małą jednostkę kosmiczną. Mały, dwuosobowy prom. Do tego potrzebuję jednak mojego kumpla z czujki. W każdej bazie jest jeden agent Mishimy.

-Ok. Sprawdźmy, czy żyje.

Taśmociąg – to tam się kierowali. Może nim uda się dotrzeć na wyższy poziom.

Marrrt 19-04-2011 01:52

Kolejka turkotała rytmicznie gdy przeskakiwali na kolejne segmenty toru. Napęd magnetyczny buczał cicho pod ich stopami. Seamus Gallagher nie mógł tak zwyczajnie w to uwierzyć. Musiał sam siebie przekonać, że już koniec. Że już można odetchnąć. Że nagromadzone w mięśniach napięcie może tak po prostu spłynąć z niego. Że zaraz weźmie jedną, dwie, a może trzy te cholerne pigułki, zje pół kolejkowego barku i uśnie. Właśnie. Uśnie. Bo oto morzył go sen. A co lepsze wszystko zdawało się takie zasłużone i takie prawdziwe. Najadł się więc. Napił. Otępił tabletkami.
A potem wsłuchany w szum wywalczonej z Ymirem i sobą samym ucieczki, zasnął zaraz po zakończeniu rozmowy Rocka z operatorem kolejki z sąsiedniego Ymira.
Koniec. Wreszcie…

***

Gdy się obudził, zastały go dwie dobre wiadomości, które przyjął z westchnieniem ulgi. W końcu coś co zaskakuje ich pozytywnie, a nie tragicznie jak do tej pory. Chuck wydobrzał po postrzale, a co dziwniejsze Łysy dochodził do siebie. Zaskakujące szczególnie było to drugie, bo chłopak przecież z tego co mówili… zmienił się w jednego z zarażonych. Skąd więc nagłe ozdrowienie? Pytań wszystkim się chyba cała masa na usta, jednak to Chuck zaczął jako pierwszy konkretniejszą dyskusję. Kryształ. Górnika do tej pory kłuło w potylicy na wspomnienie wrzasków jakimi epatował przeklęty górotwór w pomieszczeniach geologicznych.

- Było go zniszczyć - mruknął niechętnie górnik po tym jak Chuck wygłosił swoje zdanie, a Ipor ku pewnemu zaskoczeniu Irlandczyka upomniał go o nie kierowanie się emocjami - gdy mieliśmy ku temu okazję. Wiemy, że wkurza go ciepło. Duffy sprawdził. Jakoś więcej energii wtedy emituje, czy coś... Tak? Teraz za bardzo opcji nie mamy, ale... tym z Ymira C nie wspominałbym o krysztale słówkiem. Tam też się znajdą hieny takie jak Zeemerman co będą chciały go wykorzystać. Jak się nadarzy okazja... sfajczmy go gdzieś. Bez badań. I po cichu.
Znów zamilkł zamykając oczy i opierając głowę o nagłówek siedziska.

- A jeśli jest ich więcej, Seamus - wtrącił się Rock. - Jeśli faktycznie to gówienko jest odpowiedzialne za wydarzenia w bazie i ktoś, gdzieś kiedyś znajdzie kolejne. Nie lepiej przekazać je w ręce naukowców, niech zbadają wroga? Może takie badania pozwolą uniknąć kolejnych …. nie wiem kurwa jak to nazwać... plag? Jego zniszczenie uważam za przedwczesną i pochopna decyzję. A co jeśli taka próba wywoła jakąś niespodziewaną reakcję? Coś paskudniejszego niż na Ymirze.

- Rock kuźwa... Oni chcieli go zbadać. Jak tylko znaleźli... I zobacz co wyszło. Piekło. Prawdziwe piekło. Ludziom odwaliło i zaczęli sami siebie zżerać.

- Niby masz rację. Ale może lepsze laboratorium, nowocześniejszy sprzęt dałoby więcej. To była kopalnia górnicza, Seamus. A nie laboratorium Federacji Ziemskiej, czy nawet jakiejś korporacji medycznej. Górnicza, kuźwa. I zabrali się zapewne za to, jak za to jak za kawałek rudy. Zrobię, jak zdecyduje większość. Ale moim zdaniem, to trzeba zbadać. Tak uważam.

- Zbadać... - odburknął - Nie wiem Rock. Nie byłem tam gdzie Chuck. Ale jak dla mnie nie trzeba tego badać, by wiedzieć, że w środku tej popierduły drzemie, czyste, jebane zło.

- Myślę, że tego nikt tutaj nie badał. Znaleźli, zobaczyli, co w tym drzemie i chcieli wykorzystać dla własnych celów, ot co. Nikomu to nie zależy na badaniach, tylko na kasie. Jeśli tego nie zbadają na Ziemi, nie będziemy wiedzieli, jak się przed tym bronić, jeśli do nas dotrze. A kiedyś dotrze na pewno i wtedy wszystkich zaskoczy i zabije. To nie zło, Seamus, to tylko inny gatunek.

- Możliwe. Ale z naszym gatunkiem sobie zajebiście nie przypadły do gustu. Prawie cała baza nie żyje. Mnóstwo kumpli, którym ta kasa zwisała. Do tego kobitki i dzieciaki. Jak dla mnie to wystarcza, by spojrzeć na to w sposób prosty. To jest kuźwa zło. I nie bardzo chce mi się wierzyć w dobre intencje twardogłowych z Federacji, którzy zbadają kryształ i nas uratują. Pic na wodę fotomontaż.

- Zło - Rock pokręcił ze zdumieniem głową. - Nie wierzę, że gadasz jak klecha, Seamus. Jak kamień, kryształ czy coś może być zły. Jak? Myślę, że wszyscy powinniśmy odpocząć, Seamus. Jesteśmy zmęczeni, adrenalina wypływa z nas jak z dziurawego balona, część z nas odniosła rany i cudem uniknęliśmy śmierci. Nic dziwnego, że nie myślimy racjonalnie.
Rock położył Seamusowi rękę na ramieniu i uścisnął solidnie.
- W każdym bądź razie, dzięki za wszystko, Gallagher. Bez ciebie pewnie by się nam nie udało. Dobra robota. Ja idę spać. Do rozmowy wrócimy później. Ok? Niech Dhiraj poskłada ci rękę do kupy, jak się da.

Irlandczyk choć nie potrzebował pochwał, nie czuł już presji wdawania się w dalszą dyskusję.
- Jasne - mruknął tylko. Musiał przyznać, że Rock, mimo iż coś w nim mu nie do końca pasowało, ma sposoby na rozmowy z ludźmi. Normalnie Seamus by się upierał, ale jakoś tak lekka nuta zwątpienia, została zasiana.

Noszsz, jebana ich mać, nie mieli czego teraz komplikować… A sytuacja wydała mu się taka prosta. Przeżyli i zwiali. Czego chcieć więcej?
Wstał od dyskutującego nadal kółka i poszedł do kibla.

***

Szaro-czerwonawa woda spływała do aluminiowego zlewu kolejki. Zimna. Nareszcie zimna po tych tropikach, których sam im naważył.
Spojrzał na swoje rozchwiane odbicie.

O co ci biega Seamus? Jeszcze parę godzin temu było ci tak wszystko jedno, że to cud, że przeżyłeś. Chciałeś kuźwa położyć się na tej podłodze laboratorium geologicznego i jak warzywo czekać aż cię ciepli dopadną i zaczną zżerać żywcem. To wtedy naprawdę nie była taka zła perspektywa… Po chuj ci problem kryształu. Gnid na Ziemi nie brakuje, ale i przecież nigdy nie brakowało. To żadna nowość. Tak to się kręciło i kręcić się będzie. Niech sobie na Ymirze C robią z nim co im się rzewnie podoba. Świat się przecież nie skończy. Co najwyżej jakieś i tak ogarnięte wojną strefy zostaną dodatkowo dosrane. Nie twój biznes. O co ci się więc rozchodzi? No o co? O co kuźwa?!!

Czuł, że o coś. O coś konkretnego. Dlaczego więc do kurwy nędzy nie wiedział o co?
Szczęka trzeszczała od bolesnego zgryzu wkurwienia.

O co???!!!

***

- Chuck - górnik złapał lekko barmana za ramię i usiadł na fotelu obok. Przez chwilę patrzył na śmigające za oknem znaczniki segmentów, które wyścielały tunel kolejki - Słyszałem co mówiłeś o tym krysztale. Pojęcia nie mam co ci się stało, bo widziałem cię tylko postrzelonego i nieprzytomnego, ale też kuźwa myślę, że to małe draństwo jest odpowiedzialne za to wszystko. Powiedz... - spojrzał uważnie na barmana - Ten kryształ... i to nagranie na wukapie, na którym widać te budowle na środku ymirskich pustkowi... Co o tym wszystkim myślisz?

- Tak, myślę, że to jest właśnie ze sobą powiązane - powiedział Chuck patrząc na Semusa, a oczach barmana czaił się strach. - Widziałem te budowle i.... nie tylko... Czułem, że muszę Was wszystkich ostrzec. Teraz będę miał czystsze sumienie... - powiedział smutno. - Ale to, że Rock mi nie wierzy wynika nie z tego, że mi odbija ale chyba temu, że on nie widział tego co ja. Zresztą chodzące trupy bez głowy też powinny być dość przekonywującym dowodem. Wszystko co widzieliśmy i doświadczyliśmy na Ymirze w ciągu ostatniej doby jest nielogiczne i... - szukał odpowiedniego słowa - złe... Wierzysz w Boga Seamus? - zapytał odwracając głowę do szyby.

Górnik kiwnął głową. Dopiero jednak po chwili wahania.
- Tak. Choć chyba nie w takim stopniu w jakim bym teraz tego potrzebował…

- Ja chyba zaczynam dopiero. Jak jest takie zło. Takie pierwotne koszmarne skurwysyństwo to musi być i chyba ta druga strona. Te istoty które widziałem, przez wielu pewnie byłyby nazwane demonami lub po prostu diabłami... Każda religia nazywa zło inaczej... Nie wiem... Te istoty są wyższe od nas ludzi... Jak bogowie... - powiedział szeptem i nie przychodziło mu to łatwo. - Myślisz ze zwariowałem? - zapytał patrząc przed siebie.

- Myślę - zaczął - że musiałbyś być zdrowo pierdolnięty, żeby nie wariować po tym wszystkim. Odkąd taszczymy ze sobą ten kryształowy szajs... mam wrażenie całkowitej nieistotności tej naszej ucieczki. Jakby te śmiechu warte próby przeżycia nic nie znaczyły. Gdy go z początku zobaczyliśmy ze Szczotą i Duffym, to było jak jakaś kuźwa scena z końca świata. Wrzeszczał. Gdzieś głęboko w moim łbie wrzeszczał. A teraz. Teraz siedzi cicho. Jest spokój. Nawet Łysy, który przecież zaczął się zmieniać, już gada składnie.

Przez krótką chwilę obaj milczeli.

- W ogóle tego nie rozumiem - przerwał ciszę Irlandczyk - I nie wiem czy chcę, ale nawet jeśli zniszczenie kryształu jest głupie jak mówią Rock i Ipor, to zostawienie go gdzieś jak najdalej od nas cały czas wydaje mi się instynktownie słuszne. A co do Rocka... Po tym jak go zarząd wydymał nie sądzę by wierzył w szczytne idee zbawienia ludzkości Federacji i korporacji medycznych. Nie jest naiwny. Jak nic coś knuje...

- Tak. Te telepatyczne wrzaski i dźwięki... Łysy był już cieplakiem, ciekawe co z tego pamięta... Ciekawe czy był w tym samym miejscu co ja? Jak dojdzie do siebie, może na powie cos więcej, bo ja obroniłem się chyba jakoś przez asymilacją. Bo te istoty chcą wchłonąć nasze umysły, dusze, posiąść ciała. Br... - wzdrygnął się. - Jedyne co mogę powiedzieć na pewno to to, że one nie znają naszego gatunku dobrze. Wciąż się nas uczą. Ale są bezapelacyjnie złe. Ukierunkowane na zbajanie i destrukcję... Myślę ze Rock jest oportunista. Jeśli kryształ ma zniszczyć Ziemie to nie będzie miał tej kasy wydawać. Jak mu sie uda to będzie milionerem. Chyba stawia wszystko na jedna kartę... On wie, że mu nie ufam. Bedzie robił wszystko by położyć łapy na tym. I nie jest takim altruistą. Bez nas pewnie dalej siedziałby zamknięty w Gnieździe lub rozsmarowany na miazgę w bazie jak reszta. A to że mógł chcieć wykraść kryształ za kasę dla konkurencji jest jak najbardziej prawdopodobne... - szepnął tak żeby nikt inny tego nie słyszał. - I może dlatego Zarząd przykleił mu plakietkę terrorysty. - dodał niepewnie. - Nie wiem.

- Ja tam matki Teresy też odstawiać nie chcę. Ale… jeśli na czymś mi teraz znowu zależy, to na rodzinie na Ziemi. Żona i dwójka dzieciaków. Rock, ani nikt inny nie może tego stąd wywieźć. – „nie może” zabrzmiało wyjątkowo dobitnie - Skoro nie mamy na razie opcji zniszczenia kryształu, to poczekajmy aż się taka nadarzy… - też się obejrzał, czy nikt ich nie słucha – a do tego czasu trzeba go zabezpieczyć. Albo przynajmniej ściśle obserwować.

- Tak. Zgadzam się. - powiedział Chuck po dłużej chwili milczenia. - Tak samo jak należy obserwować wszystkich, którzy mogą zechcieć wejść w jego posiadanie. I nie mam na myśli tylko mieszkańców tej planety - dodał porozumiewawczo.

Barman, któremu sprzedał gonga w nos. Świat jest dziwny.


****************


Ymir. Mróz w całej swojej okazałości. Cała stacja została po prostu ścięta. Seamus zniósł rozczarowanie znacznie lepiej niż się spodziewał. Może ze względu na wielkość tej bazy i bliskość wszystkich miejsc, którymi byli zainteresowani. Do tego mróz, który przemroził ciała, dawał jako taką pewność, że incydent, który miał tu miejsce nie pozostawił żadnych ciepłych przy życiu. Po prostu wszyscy zamarzli. Pięćset ludzi. Skup się Seamus.
Mahariszi właśnie pomagał wyjść żonie na peron.

Wybrał z Greyem obchód hangarów łazików przy powierzchni. Właściwie to potrzebował stąd chociaż na chwilę wyjść. Sprawdził tylko zabrany z poprzedniego Ymira ekwipunek. Niestety tylko broni brakowało. Mieli tylko przecinarkę plazmową z Greyem. Choć z drugiej strony określenie tego wykluczanego przez większość bhp narzędzia górniczego jako „tylko” było mocno przesadzone.

Arsene 19-04-2011 20:59

Podróż pociągiem. To jedyne co pamiętał. A w zasadzie pierwsze co pamiętał w tej chwili. Spanikował, działał z automatu, nie pamiętał niemalże nic. Obrazy przelatywały mu przed oczami jak na starej migawce. Nie do końca był pewnym wszystkich swoich czynów, niektórych nie był nawet świadom. Taki już jest los osoby, która jest nazbyt nerwowa i ląduje w nerwogennym miejscu.

Teraz pędzili blisko 310 kilometrów na godzinę, a on siedział w specjalnym fotelu z twarzą ukrytą w dłoniach. Przypominał sobie to co się działo jakby oglądał film.

Kiedy już ogarnął myślą to co się stało próbował spać. Ale nie dało się, mimo iż na ogół hałas niezbyt mu przeszkadzał. Nie mógł nawet porządnie zamknąć oczu. Poczuł głód.

Sięgnął do zapasów, posilił się i podjął kolejną walkę ze zmęczeniem. Nie wiedział czy spał. Nie był pewien, czy to koszmary na jawie, czy sny. Nie wiedział nawet ile czasu minęło, kiedy tak siedział z zamkniętymi oczami.

Cisza go męczyła, ale nie miał siły na rozmowę z kimkolwiek. Wziął WKP. Brak łączności, nic dziwnego. To pada przy kilkunastu kilometrach. No ale muzyki nadal można posłuchać. No ale czego ? Nic na odpowiedniego na tę chwilę. Nie, to może być. Aleks zawsze miał sentyment do starych kawałków.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jW5f5OQSdsM[/MEDIA]

Z zasłuchania wyrwał go czyjś krzyk. Playlista kończyła się, kiedy Aleks otworzył oczy. Przed nimi była skuta lodem brama. Sen ? Nie, to było by zbyt piękne; obudzić się teraz w ciepłym łóżku. Pociąg z siłą przebił się, co świadczyło o mocnym zlodowaceniu bramy. Wykoleił się, inżynier usłyszał huk. Przeraźliwy zgrzyt kolejki szorującej bokiem na ostatni przystanek.

Pociąg "zatrzymał" się na stacji. Pierwsze co trzeba było zrobić, to założyć cholerne skafandry ochronne, bo temperatura spadła drastycznie. Skafander był wygodny, ogrzewał i przez sześć godzin dawał szanse przeżycia. Jednak wszystko było skute lodem. Metal rozpadał się, podobnie jak przybyli tu ludzie. Inżynier miał pewną teorię. Nie był to ani azot ani przestrzeń kosmiczna, chociaż ktoś to zasugerował. Teoria ta była niezrozumiała, albo przerażająca. Rozgałęziała się na małe hipotezy, tworzyła zawiłości i ewoluowała. Z postanowieniem, że nie podzieli się nią teraz z innymi przystał na propozycję Seleny.

Podtrzymywanie życia i systemy z tym związane powinny znajdować się w mniej więcej tym samym miejscu, jak w tamtej bazie. Wszystko było z gotowych elementów, a zarząd pewnie chciał zaoszczędzić na planach. Tego Aleks był niemalże pewien. Jednak mogły zamarznąć jak wszystko, to by po części potwierdzało teorię Aleksa.

Jeżeli jednak uszkodzone są ściany bazy, oznacza to że nie awaria jest winna temu wszystkiemu. To nieco zburzyło by podejrzenia inżyniera, lecz i na to miał pewne wytłumaczenie. Zbyt wcześnie jednak na pochopne wnioski, tych trzeba wystrzegać się jak stereotypów.

Teraz jednak razem z Seleną mieli udać się w głąb bazy w celu sprawdzenia gdzie i jak dokonać ewentualnych napraw. Miał iść z nimi ktoś jeszcze, co zasadniczo niezbyt cieszyło Aleksa. Tutaj nie powinni spotkać nikogo niebezpiecznego więc powinni dać sobie radę sami. Jednak nie miał siły oponować, a może raczej: nie miał chęci oponować. Może podświadomie bał się jak dziecko i chciał pomocy kogoś silniejszego, może jeszcze nie przywykł do strachu i niebezpieczeństwa Ymiru ? Może nigdy nie przywyknie ?

Myśl o przemierzaniu korytarzy technicznych, wąskich i ciemnych nie była dla Aleksa zbyt przerażająca. Lubił nawet te korytarze. Od czasu ataku cieplaków lubił je znacznie bardziej. Teraz jednak dane mu będzie przekonać się, czy polubi też te na tym poziomie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:39.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172