Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-10-2010, 22:32   #51
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację


Sekcja A-30 – areszty

Ray Blackadder i Selena Star


Czas w celach wlókł się niemiłosiernie. Zaczęliście czuć się naprawdę głodni i spragnieni, a niewielka cela stawała się coraz mniejsza i ciaśniejsza. Nie potrafiliście bez WKP określić nawet godziny. Czy minęło ich kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt?. Trudno było orzec.

Nie pozostawało wam nic innego jak czekać, chociaż jesteście coraz bardziej zaniepokojeni sytuacją.

W pewnym momencie pobytu w celi wydawało wam się, że słyszycie jakieś bardzo zniekształcone odgłosy: coś jakby wrzaski i krzyki. Były to zapewne załamania wiatru w szybach wentylacyjnych, lecz dalibyście sobie ręce uciąć, że słyszeliście ludzkie krzyki.

Na domiar złego prawie w tej samej chwili maniak z celi obok Raya dostał amoku. Słyszeliście, jak rzucał się na ścianę, aż stal jęczała jak pod ciosami żelazną sztabą. Słyszeliście jak maniak wył i bełkotał, ciskał się, miotał, wrzeszczał, aż w końcu ucichł. Jedynie Ray słyszał jeszcze ciche skrobanie i dyszenie z sąsiedniej celi – znak, że szaleniec nadal był przytomny.

Potem znów nic się nie działo.

Bardzo możliwe, że podaliście się rezygnacji lub przysnęliście. Cała wasza wiedza techniczna i doświadczenie zbyt boleśnie uświadamiały wam waszą bezsilność. Z tego miejsca mogliście wyjść jedynie poprzez działania na zewnątrz.

Potem próbowaliście zwrócić uwagę personelu przy monitoringu, jednak wypukłe oko kamery zawieszonej poza zasięgiem waszych rąk pozostawało aktywne, lecz nikt się nie zjawiał.

Kiedy traciliście już powoli nadzieję do waszych uszu dotarły jakieś niepokojące dźwięki. Dość blisko. Jakieś krzyki lub wrzaski, które ucichły równie gwałtownie, jak się zaczęły.

Dopiero po dłuższej chwili zorientowaliście się, że nad drzwiami celi pali się zielone światełko oznaczające to, że zamek mocujący drzwi do celi został otworzony. Teraz jedynie wystarczy przesunąć je w bok, bo najwyraźniej nie zadziałał mechanizm automatycznego otwierania. To może oznaczać, że przerwane zostało zasilanie do sterownika drzwi, lecz nie sprzęgło się z systemem auto-otwarcia. Ale to żadna przeszkoda. Wystarczy odrobinę siły i droga na zewnątrz będzie stała otworem.

Jednak jest mały problem. Jak zareagują strażnicy na taka samowolkę więźniów. Czy nie potraktują tego jako ucieczki? A od kiedy ujrzeliście, ze na uzbrojeniu mają karabiny szturmowe, jakiekolwiek próby stawiania się im są dosyć ryzykowne.

- Cieeeepłe – głos z celi sąsiadującej z Rayem znów przypomniał o jego właścicielu.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 16-10-2010, 13:25   #52
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Tak jak się spodziewała walenie w drzwi i krzyki nic nie dały. Nikt nawet nie zajrzał na korytarz, nikt się nie zainteresował czy wszystko z nimi porządku. A gdyby właśnie ktoś miał atak serca i umierał w którejś z cel, zostawili by go tak. Co tu się dzieje. Na domiar złego z kratki wentylacyjnej słychać było jakby odgłosy krzyków, wycia.
- Znowu ten cholerny wiatr, jak długo można to wytrzymać – pomyślała Selena, a w głębi ducha modliła się żeby był to wiatr. Nie wiedziała dlaczego, ale jej przeczucie mówiło zupełnie co innego.
Na korytarzu jednocześnie z narastającym wyciem wiatru rozległy się krzyki i walenie maniaka z którejś z dalszych cel.

Selena usiadła pod ścianą i zasłoniła uszy rękami, nie chciała tego słyszeć. Wręcz bolesne było uczucie bezradności, bycia skazanym na czyjeś działanie. Wiedziała że nie mają szans się wydostać z cel bez pomocy kogoś z zewnątrz.
Strażnicy ich ignorowali, nie pomogły wcześniejsze krzyki, próbowała później zwrócić ich uwagę skacząc i machając rękami przed kamerą umieszczoną w suficie celi. Nic, kompletnie nic, żadnej reakcji.

Chyba usnęła wykończona i głodna na podłodze celi.
Obudził ja dziwny dźwięk. Jakby krzyki, odgłosy walki. Które ucichły jednak tak szybko jak się zaczęły.
Selena wstała i podeszła do drzwi nasłuchując. Krzyki się nie powtórzyły.
Dopiero po chwili zorientowała się że coś się zmieniło. Światło nad drzwiami celi pulsowało na zielono. Oznaczało to ze blokady drzwi zostały zwolnione, nie zadziałał jednak mechanizm automatycznego otwierania. Wiedziała że wystarczy przesunąć drzwi żeby się uwolnić. Jednak co się stanie jeśli to zrobi, czy to zwróci uwagę strażników, jak na to zareagują. Noszą teraz ostrą broń i jak już zdążyła zauważyć są kłębkiem nerwów. Jeden nieopatrzny ruch i może ich sprowokować.
Stanęła przy kratce wentylacyjnej.
- Simon jesteś tam? Ray? - zawoła
- U was też drzwi są otwarte? – usłyszała głos Raya
- Moje tak - odpowiedziała
- Polaczek? Kurwa jesteś tam czy nie? – w głosie Raya słychać było napięcie.
- Jestem jestem - przysnąłem, co jest? - odpowiedział Polaczek po dłuższej chwili.
- Twoje drzwi są otwarte? – zawołała do Simona
- Nie. Nadal zamknięte a co? - głos Polaczka był zdumiony.
- Nieważne – odkrzykną Ray i chyba zaczął otwierać drzwi.
NA korytarzu znowu usłyszała potępieńcze wycie faceta z celi.
- Cieeeepłe – to słowo wywołało u niej dreszcz strachu.
Słysząc zgrzyt od strony drzwi Raya, Selena naparła na swoje. Zaczęły się uchylać.
- Co jest? Co to za hałasy? - pyta Simon.
- Cicho, poczekaj chwile - Selena wyjrzała na korytarz żeby się upewnić czy są sami.
Korytarz oświetlony był migającymi awaryjnymi światłami. Zobaczyła pusty korytarz po pięć cel z każdej strony i grodź prowadzącą do komnaty centralnej - pomieszczenia strażników. Jest cicho.
- Jest tu ktoś? – usłyszała Raya, który podobnie jak ona wychylił powoli głowę z celi. Wyszedł na korytarz. Ostrożnie i lekko skulony, przyklejony do ściany zawołał znowu - Słyszycie? Jest tu ktoś?
Z celi obok niego słychać coraz głośniejsze krzyki.
Selena wyszła cicho z celi.
- Ray zamknij się, to ich wkurza. Simon jaka lampka jest nad drzwiami - mówi cicho stając obok celi Polaczka
- Pierdol się... – odwarknął i skierował się w stronę komnaty centralnej - Oni też mogą wyjść, nie możemy tu zostać.
- Lampka? Aaa. Zielona. A co? - odpowiada Simon.
-Pomóż mi je odsunąć, tylko cicho - zapiera się przy drzwiach
Simon naparł całym ciężarem na drzwi. Otworzyły się z cichym zgrzytem. Stanął w nich z wyrazem zdezorientowania na twarzy. W celi obok ktoś zaczął uderzać w drzwi.
Selena położyła palec na ustach, dając znak żeby był cicho, skinieniem głowy wskazała drzwi do centrali - chodź – odwróciła się i ruszyła za Rayem
- Co jest? - Selena podeszła do grodzi.
- Da się je otworzyć stąd?

Spojrzała na grodzie. Śluza wewnętrzna typu A-200. Naprawiała je dość często, cholerstwo często się psuje. Wystarczy zdjąć panel kontrolny i przeciąć kabel zasilający lub wyjąć bezpiecznik.

Selena zaczyna się rozglądać po korytarzu w poszukiwaniu czegoś czym można zastąpić narzędzia. Jej uwagę przyciągnęły listwy wykończeniowe, podeszła i zaczęła się z nimi mocować. Mogą posłużyć jako wkrętaki.
- Mam scyzoryk – usłyszała radosny głos Polaczka – nie zabrali mi.

Selena zaczyna wyrywać kawałek listwy wykończeniowej
- To powinno się nadać, Simon daj scyzoryk, muszę to przeciąć.
Szaleniec wali w drzwi bez opamiętania.

- Proszę bardzo. Tylko ostrożnie. Z prądem nie ma żartów. - powiedział Simon siląc się wyraźnie na żart.
- Dzięki
- CIEEEEPŁEEEEE - wycie tym razem dwóch maniaków z cel rozchodziło się po korytarzu echem.
Sytuacja była przerażająca, a ciemny korytarz przytłaczał.
Wzięli się do roboty. Scyzoryk i listwa posłużyły wam za narzędzia. Po dłuższej chwili zdjęli panel odsłaniając plątaninę kabli.

- Pośpieszcie się - wyjąkał Polaczek.
Selena i Ray usłyszeli charakterystyczny dźwięk rozsuwanych drzwi do celi i głośniejsze.
- Ciiiiepppłłłe - ujrzeli rękę.
Zniekształconą, Kościstą. Szponiastą. I na pewno nie ludzką. Jeszcze chwila i to, co do tej pory siedziało w celi wydostanie się na wolność.

Selena wzięła się do roboty ze zdwojonym zapałem, - Szybciej, szybciej - zaczęli po kolei przecinać kable zasilające.

- Co jest do cholery? - rzucił Ray obracając głowę w kierunku cel - Nie przerywajcie! - krzyknął i również mocno przyspieszył.

Zaiskrzyło i grodź z wolna zaczęła się unosić ku górze. Potem jednak, gdzieś w jednej czwartej wysokości zaiskrzyło coś ponownie i grodź zatrzymała się. W tym samym momencie “cieplak” chyba w końcu zrozumiał, że drzwi trzeba przesunąć bo korytarz wypełnił dźwięk jednostajnego dźwięku rozsuwanych drzwi.

Selena uklękła przy uchylonej grodzi i wyjrzała ostrożne na zewnątrz z zamiarem prześlizgnięcia się przez powstały otwór. Chciała sprawdzić jak wygląda sytuacja na zewnątrz. Nie chciała wpaść z jednego gówna w drugie.

- Na co czekasz?! - rzucił jej gniewnie Ray i także zajrzał do środka.

Zobaczyli zdewastowane pomieszczenie kontrolne. Rozwalone komputery błyskające światła awaryjne i dwa trupy w uniformach ochrony sekcji B. Zaczerpnęła aż powietrza z wrażenia.
Prześlizgnęła się do pomieszczenia ochrony i ruszyła w stronę sterowni. W tym samym momencie Simon zaczął wrzeszczeć.
- Kurwa mać! Polaczek odsuń się! – usłyszała za sobą.
Ray wyturlał się spod grodzi i ruszył w stronę leżącej na podłodze broni.
Selena przyskoczyła do panela sterowania. Zaczęła sprawdzać czy mechanizm ręcznego zamykania jest sprawny.
Cała elektronika w pomieszczeniu jest rozwalona. Ktoś strzelał i rozwalił wszystko. Na szczęście hydrauliczne zamykanie awaryjne działa.
- Simon pospiesz się – krzyknęła w stronę wypełzającego Polaczka i chwyciła za dźwignię.
Simon zaczął wrzeszczeć, coś załapało go po drugiej stronie i zaczęło wciągać powrotem do korytarza.
- On nie ma szans, zamykaj! – usłyszała krzyk Raya.
- Kurwa, wyciągnij go - krzyczy Selena w stronę Raya.
Ray podszedł bliżej Polaczka, a następnie ruszył w jej kierunku - ON JUŻ NIE MA SZANS!
- Nie możemy go tam zostawić !!!!!- Selena puściła dźwignię i spróbowała wyminąć Raya.
Ray brutalnie ją odepchnął i chwycił za dźwignię.
Poleciała w bok.
- Niiiiee!- spróbowała go jeszcze złapać za rękę.
Ray zwolnił mechanizm, gródź zaczęły opadać.
Selena rzuciła się w stronę Polaczka, zdając sobie sprawę, że nie zdąży - Niieeee...........- krzyknęła przerażona.
Widziała jak gróź opada gilotynując nogi Simona. Polaczek wyczołgał się jeszcze do pomieszczenia i zemdlał. Wokół niego powiększała się kałuża krwi.
Selena dobiegła do niego, próbując zatamować krew, bez skutecznie. Wie że Polaczek niedługo wykrwawi się na śmierć jeśli nie dostanie specjalistycznej pomocy.
Rozgląda się spanikowana w poszukiwaniu medpaka.
Sayonara Polaczku – usłyszała od strony panelu sterującego.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
Stary 16-10-2010, 18:41   #53
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Stan emocjonalny Blackaddera zmieniał się niczym w kalejdoskopie, potrafił przez dłuższy czas siedzieć cicho przy drzwiach i nie dawać żadnego odgłosu życia, by nagle wstać na równe nogi i znów wyrżnąć butem w jedną ze ścian z nieodłącznym przekleństwem na ustach. Wciąż był blady, a w dodatku pomieszczenie w którym się znajdował zdawało mu się być coraz mniejsze, co prawda nigdy nawet nie podejrzewał u siebie klaustrofobii, nie zauważył też żadnych objawów, lecz teraz był gotów przysiąc, że właśnie na tę chorobę cierpi. Zapewne, gdyby ktoś teraz podał by mu spis wszystkich symptomów, które jej towarzyszą, od razu większość z nich by u siebie zauważył, pod tym względem nie różnił się od większości ludzi. Podobnie było również i ze spędzonym w tym miejscu czasem, dłużył mu się on strasznie i czuł się jakby znajdował się w tej ciasnej celi co najmniej od kilku dni, choć równie dobrze mogło być to jedynie kilka godzin. Tego już nie mógł być pewien.

Kiedy usłyszał jakieś niepokojące wrzaski wzdrygnął się trochę i wstał z miejsca, krzyki były nieco zniekształcone, lecz zdawało mu się, iż należą do ludzi. Chwilę później jego wzrok spoczął jednak na wentylacji i odetchnął z ulgą, to nie był odpowiedni czas by zwariować, podobno głosy słyszał już przecież we własnej kwaterze, wtedy jednak na nie nie reagował, dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Po prostu po raz kolejny przypominał o sobie Ymir, tak żeby nawet więźniowie dobrze pamiętali na jakiej paskudnej planecie się znajdują.

Ray znów opadł na podłogę i usiadł po turecku, starał się nie zwracać uwagi na głosy dochodzące z wentylacji ani na swojego sąsiada, który po raz kolejny rozpoczynał swoje show. Brzmiało to tak jakby obijał się o ściany lub czymś ciężkim w nie uderzał, ciężko było to określić, w dodatku darł się przy tym niemiłosiernie. Grunt jednak, że koniec końców uspokoił się i gdyby nie nieustanne skrobanie i dyszenie sąsiada Blackadder pewnie całkowicie by o nim zapomniał. Zastanawiało go nawet trochę kto właściwie znajduje się po drugiej stronie ściany, gość musiał być na prawdę wściekły, może jego również lekarze czymś nafaszerowali i teraz właśnie z tego powodu tak szalał. Jeśli tak było w rzeczywistości to Ray mógłby mu nawet wybaczyć, choć miał dziwne przeczucie, iż wylądowali w jakimś sektorze dla czubków.

Parę razy udało mu się zapaść w drzemkę, lecz po kilku minutach zwykle się budził jakby zimna cela, w której siedział, nie pozwalała mu na odpoczynek. W końcu wstał i ponownie dokładnie zbadał swoje więzienie, cała jego wiedza techniczna była tutaj bezużyteczna, potrafiłby otworzyć te drzwi, gdyby tylko miał dostęp do ich kontrolera. Spowodowanie jakiegoś spięcia, ominięcie zabezpieczeń - to nie stanowiło dla niego problemu. Niestety twórcy bazy na Ymirze dobrze się zabezpieczyli na takie przypadki, w środku celi nawet tak uzdolniony technik jak Ray nie mógł znaleźć niczego co mogłoby mu pomóc wydostać się na zewnątrz. Pozostawało mu więc jedynie czekać, ze złością spoglądał na umieszczoną poza jego zasięgiem kamerę, mógł się uśmiechać, starać się jakoś tłumaczyć, domagać wyjaśnień, ale byłoby to bezcelowe, więc pokazał jedynie środkowy palec i oparł się o ścianę.

Z umysłowego otępienie, w które kilka sekund później wpadł, wyrwały go dopiero kolejne wrzaski, tym razem podszedł już do nich spokojnie od razu przypisując je wentylacji, kiedy jednak spojrzał na drzwi w jego oczach pojawiła się iskierka nadziei, lampka na nimi był zielona, co oznaczało, że wyłączono blokady. Napiął mięśnie i stanął blisko nich czekając aż się otworzą, być może wreszcie zjawili się jacyś strażnicy, którzy mieli ich łaskawie wypuścić. Minęło jednak kilka chwil i okazało się, że przejście wciąż jest zamknięte, Ray od razu pojął, iż nie załączył się system auto-otwarcia, co jednak nie było problemem, gdyż teraz wystarczyło jedynie użyć swej siły by wydostać się na zewnątrz. Dla pewności spytał jednak o sytuację również swoich sąsiadów, drzwi Seleny takżę były otwarte, a Polaczek jak zwykle słabo się orientował, więc technik nie miał zamiaru dłużej z nim gadać. Nie marnował czasu i od razu zabrał się za przesuwanie drzwi, które bez problemu ustąpiły. Jego sąsiad błyskawicznie zareagował na cichy dźwięk, który temu towarzyszył i wydał z siebie jękliwe Cieeeepłeeee!

Chwilę później usłyszał jak otwierają się kolejne drzwi, wyjrzał na korytarz i zdał sobie sprawę, iż Selena również sobie poradziła, jego uwagę przykuło jednak to, iż nigdzie nie było żadnego strażnika, a trasa między pomieszczeniem centralnym i celami była oświetlona czerwonymi, awaryjnymi światłami, które teraz dziko migały.

- Jest tu ktoś? - spytał dla pewności coraz bardziej się wychylając, rozejrzał się szybko i dodał jeszcze - Słyszycie? Jest tu ktoś?

Odpowiedział mu jakiś przeraźliwy ryk oraz walenie w drzwi leżące na przeciwko jego celi, co gorsza usłyszał również dochodzące z tej samej strony Cieeeepłeeee!, chyba rzeczywiście trafili do sektora z wariatami, jeśli grodzie, które trzymały ich w więzieniu również były otwarte to lada moment mogło się zrobić na prawdę gorąco.

- Ray zamknij się, to ich wkurza - odezwała się Selena po czym zwróciła się go Polaczka słowami, których Ray już nie słyszał bądź nie chciał słyszeć.

- Pierdol się... - rzucił jedynie i powoli, przyklejony do ściany zaczął skradać się w kierunku komnaty centralnej - Oni też mogą wyjść, nie możemy tu zostać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=M6aFvbDKV6o[/MEDIA]

Odwrócił się na moment by zobaczyć jak Polaczek oraz Stars wspólnie radzą sobie z drzwiami i po chwili ruszają już w jego stronę. Gwoli ścisłości, tę dwójkę i tak miał gdzieś, nie liczyli się dla niego, więc nie obchodziło go co będą chcieli zrobić. Zabrał się za sprawdzanie przejścia prowadzącego do komnaty centralnej, czyli pomieszczenia w którym przebywali strażnicy zajmujący się monitorowaniem więźniów oraz popijaniem kawy. Grodź okazała się być standardową śluzą typu A-200 otwierającą się ku górze, nic wyszukanego, Ray naprawiał je już wiele razy, więc nawet nie posiadając WKP mógł bez większych problemów poradzić sobie z mechanizmem. Drzwi były zablokowane z powodu alarmu, co było oczywiście zgodne z procedurą. Blackadder szybko ustalił co muszą zrobić, na początek należało zdjąć panel kontrolny, a następnie wystarczyło już jedynie przeciąć kabel zasilający lub wyciągnąć bezpiecznik, jednak bez narzędzi było to niemożliwe. Na szczęście tym razem przydała się panienka Stars oraz pan Polaczek, ta pierwsza pomyślała o sprytnym wykorzystaniu kawałka listw wykończeniowych, zaś barman jak się okazało miał przy sobie niezarekwirowany scyzoryk. Z prowizorycznym zestawem narzędzi spisali się całkiem nieźle, choć na pewno w pracy nie pomagała im przerażająca atmosfera korytarza oraz coraz częstsze jęki i wrzaski dochodzące z cel.

Polaczek rzucił coś do nich, zajęty Ray nawet nie zwrócił na to uwagi, lecz odwrócił się kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi i kolejne Cieeeepłeeee!, ponaglił towarzyszy i sam też z większą werwą zaczął operować topornymi przedmiotami. Co kilka sekund odwracał nerwowo głowę, aż wreszcie zobaczył jak jakaś koścista ręka, dziwnie zniekształcona, bardziej przypominająca obecnie szpon niż ludzkie członki, powoli wysuwa się zza grodzi. Nie mieli zbyt wiele czasu, pot zaczął mu spływać po czole, za kilka chwil to coś miało się wydostać. Udało się, drzwi zaczęły się powoli unosić, lecz nagle zatrzymały się w miejscu, coś musiało pójść nie tak. Ray oraz Selena niemal w tym samym momencie uklęknęli by zerknąć jak wygląda komnata centralna, całe pomieszczenie było zdewastowane, a w dodatku na podłodze leżały zakrwawione ciała strażników z sektora B. Stars od razu wczołgała się do środka, zaś Blackadder zdołał jeszcze zobaczyć jak w towarzystwie wrzasków Polaczka z celi wypada... stwór! Ciężko inaczej określić to coś, co mało już przypominało ludzką istotę, kombinezon tego potwora był w większości zniszczony, a ciało było dziwnie zniekształcone.

- Kurwa mać! Polaczek odsuń się! - krzyknął Ray kiedy stwór rozpoczął swój atak, odepchnął mocnym ciosem barmana, chyba nawet uderzył go w brzuch łokciem, po czym poszedł w ślady Seleny i po chwili znalazł się w pomieszczeniu centralnym. Słyszał jeszcze jak Polaczek o coś uderza, lecz to już go nie interesowało.

Nie oglądał się na innych i rzucił się w kierunku leżącej obok zwłok strażników broni, na jego nieszczęście zacisnęła się na nich odcięta dłoń jednego z mężczyzn. Blackadder szybko zwyciężył z odruchem wymiotnym, po krótkiej i dość nerwowej szarpaninie wyrwał karabin i wycelował w kierunku grodzi. Na moment się uspokoił, uzbrojenie dodało mu pewności siebie, jednak nie długo trwał ten stan bowiem szybko zobaczył stan amunicji - 00. W tym samym czasie Polaczek częściowo znalazł się już w pomieszczeniu jednak najwyraźniej to coś chwyciło go za nogę, bowiem miast wpełznąć całkowicie do środka, szarpał się i wrzeszczał. Selena wciąż go pospieszała zamiast zamknąć grodź.

- On nie ma szans, zamykaj! - krzyknął łapiąc karabin w taki sposób by w razie czego posłużyć się nim jak pałką.

- Kurwa, wyciągnij go! - wrzasnęła Selena kiedy pokój wypełnił się kolejnymi jękami Polaczka.

- ON JUŻ NIE MA SZANS! - rzekł po raz kolejny i skoczył w kierunku mechanizmu zwalniającego drzwi.

Polaczek chyba zorientował się, że znalazł się w tragicznej sytuacji, nie dość, że coś ciągnęło go za nogi i sprawiało mu ból, to jeszcze jego towarzysze nie zamierzali mu pomóc, spisali go na straty, gotowi byli go poświęcić aby ratować własne życia, a przynajmniej Blackadder był gotowy. Kilka sekund później sprawa się zakończyła, Rayowi udało się dopaść do urządzenia, Selena zamierzała go jeszcze powstrzymać, lecz nie zdążyła, drzwi ciężko opadły przecinając ciało mężczyzny. Polaczek jednak od razu nie umarł, wykrwawiając się, posługując rękoma przeczołgał się jeszcze jakieś pół metra, aż w końcu jego głowa opadła na podłogę, którą powoli zaczynała zalewać czerwona breja.

Selena rozpaczliwie rzuciła się w jego kierunku, zamierzała mu chyba jeszcze pomóc, ale była to raczej beznadziejna próba, która nie mogła przynieść żadnych rezultatów. Była przerażona, a tymczasem Ray... Ray czuł ulgę, wyrwał się ze szponów śmierci i to było najważniejsze. Nie liczyło się jakiego musiał dokonać przy tym poświęcenia, chwilowo był bezpieczny i musiał to wykorzystać. Nie miał wyrzutów sumienia, właściwie to nawet sądził, iż Polaczek zasłużył sobie na taki los, był za słaby żeby sobie poradzić, a poza tym... nie mógł być trochę milszy wtedy w celi? Nie mógł normalnie porozmawiać? Czy tak dużo od niego wymagał? Nigdy nie lubił Polaczka, siedział tylko za barem i chyba nigdy nie widział prawdziwej pracy. Jego głowę zaprzątał też stwór, którego widzieli, wyglądem przypominał trochę człowieka, lecz zachowaniem zbliżony był do zwierzęcia. Czyżby władze przeprowadzały jakieś eksperymenty na więźniach? Coś poszło nie tak? Odrzucił szybko te myśli, które i tak na nic mu się nie zdały. Był pewien jednego, ten stwór nazywał się Slewnacky, zdążył jeszcze zobaczyć plakietkę na zniszczonym kombinezonie nim uciekł.

- Sayonara Polaczku - pomyślał jeszcze, a może nawet powiedział to nagłos? To już nie istotne.

Zaczął przeszukiwać ciała strażników licząc na to, iż uda mu się znaleźć dodatkową amunicję, zamiast tego udało mu się jednak zyskać dwa medpaki, elektryczną pałkę i takiż sam pistolet oraz dwie karty dostępowe z jakimś zielonym paskiem, te rzeczy mogły mu się bardzo przydać. Poza tym chciał jeszcze zgarnąć WKP któregoś z nich, niestety jeden wciąż spoczywał przy odciętej ręce i był uszkodzony, a drugi był wyłączony i zabezpieczony kodem dostępu. Gdyby miał swoje narzędzia bez problemu by z tym sobie poradził, w zestawie był tam uniwersalny łamacz elektronicznych zabezpieczeń niższego stopnia. Prawdopodobnie jego zestaw znajdował się gdzieś w pobliżu, w końcu zarekwirowane przedmioty były przechowywane właśnie w pomieszczeniu centralnym, wystarczyło tylko ich poszukać. Taki właśnie miał zamiar.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 18-10-2010, 06:46   #54
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Chuck schwytany za ręce przez uwolnionych ze swoich kwater ludzi czuł jak naciągają mu się wszystkie stawy, lecz po krótkiej chwili został wyciągnięty z szybu wraz z tumanem kurzu i pyłu, który posypał się na wszystkich zaangażowanych w akcję ratunkową. Zziajany i z zaparowanymi szybkami w masce zanim odzyskał jako-taką widoczność po głosie poznał „Szczotę”. W korytarzu był również logistyk, którego znał raczej z widzenia, górnik Seamus, który często bywał w barze oraz chudy kolega jego nowo przyjętego pomocnika. Tego ostatniego pamiętał, bo był jednym z tych nieletnich, którzy często imali się przeróżnych sposobów na zdobycie alkoholu dozwolonego oficjalnie od lat 21. Chuck nie zdziwił się specjalnie widząc obu małolatów zalanych w przysłowiowe trzy dupy. Na początku chciał cos powiedzieć „Szczocie” na ten temat, lecz ostatecznie machnął ręką, wiedząc, że i tak dzisiejszego dnia pracy w kantynie nie będzie. Bardziej pochłonęło go otrzepywanie się z brudu, który został na nim, po tym jak czołgając się wyczyścił z niego szyb. Kiedy okazało się, że spadł z deszczu po rynnę, bo cały korytarz C120 był równie zablokowany jak jego kwatera, bardzo się zasmucił. Ostatnią rzeczą jaką chciał aby mu się przytrafiła to przegapienie ewakuacji na orbitę Ymiru choć miał nadzieję, że jednak powrót na Ziemię. W tym momencie zdał sobie sprawę jak bardzo pragnie być bezpieczny pośród pasażerów statku, który już pewnie niedługo będzie opuszczał pieprzony Ymir. To uczucie dodało mu niemal skrzydeł i rzucił się z entuzjastyczną werwą do pomocy przy uwalnianiu pozostałych mieszkańców korytarza C120.



Pobudzony adrenaliną i nawet zalążkami wesołości towarzyszącej uwalnianiu pierwszych osób, a zwłaszcza ślicznej Nicole, jego rosnąca fala optymizmu, że skoro idzie im dobrze to i z grodzami korytarza jakoś sobie poradzą, zderzyła się brutalnie z murem grozy. Dotychczasowe jęki i zawodzenia, które zdawały się dobiegać z wentylacji drażniąc i niepokojąc Chucka myślami o paranoi Ymirowej, teraz zdecydowanie brzmiały prawdziwie. Aż wzdrygnął się przypominając sobie, że jeszcze przed chwilą sam był w tym ciemnym szybie, z którego obecnie niosły się niemal namacalne i mrożące krew w żyłach wrzaski bólu i cierpienia jakby żywcem obdzieranych ze skóry ludzi. Był jeszcze jeden rodzaj głosu, który mieszał się z odgłosami cierpiących ofiar niewiadomego mu bestialstwa. Zwierzęcym a raczej bestialskim wyciem działał na wyobraźnię przestraszonego barmana jak horror w telewizji na pięcioletnie dziecko. Wyobraźnię miał Chuck zdecydowanie plastyczną. Obecność Wiki pośród nich działała uspokajająco i ogrzewała odrobinę lodowaty podmuch nagiego strachu, który lęgł się w nim i zapuszczał głębsze korzenie. Fish nie wierzył, że człowiek byłby zdolny do takiego bestialstwa a tym bardziej do wydawania takiego rodzaju szaleńczych odgłosów. Musiało być to cos dzikiego skoro w furii atakowało niewinnych mieszkańców bazy. Zastanawiał czy jest możliwe i w jaki sposób dzikie zwierzęta mogłyby wziąć się na Ymirze.Czyżby korporacja postanowiła zrobić zestresowanym mieszkańcom niespodziankę fundując im przyjazd trupy cyrkowej z Ziemi? Z pewnością jako pracownik pionu rekreacji i rozrywki wiedziałby cos o tym, bo ciężko było w jego branży cokolwiek komukolwiek ukryć na dłużej. A w końcu plotki to była jego i Polaczka specjalność. Przynajmniej do dzisiaj. Co by to nie było brutalnie mordowało ewakuujących się w sąsiednich korytarzach ludzi. Szaleńcza brutalność. Od razu przypomniał mu się niedawny wypadek w kantynie. Wtedy gdyby nie był naocznym świadkiem, chyba miałby spore trudności z uwierzeniem w historię z górnikiem, który przeszedł od normalności do szaleństwa i morderczego picia krwi od tak, po prostu, jak gdyby nigdy nic. Pamiętając dokładnie to zdarzenie, które śni mu sie po nocach koszmarnymi wizjami, doszedł jednak do wniosku, ze jednak człowiek jest zdolny do nieludzkiego okrucieństwa, któremu dzikie zwierzęta nie dorównują.

Po kilku godzinach, kiedy okazało się, że śluza korytarza C120 jest po prostu nie do zdarcia, odezwał się Yurgen Vinmark.


- Ja mam plan – powiedział niespodziewanie Vinnmark spoglądając po wszystkich z wyczekiwaniem. – Możemy czekać na pomoc z zewnątrz, lub dostać się do panelu sterowniczego po drugiej stronie.
Spojrzał na szyb wentylacyjny zasłonięty metalową kratką na suficie, zaraz przy zatrzaśniętych grodziach.


- Nieduża i sprawna osoba przejedzie tunelem, sforsuje kratę i dostanie się do tunelu C-100. Chuck raz już to prawie zrobił, więc może uda mu się drugi raz. Tym razem bez utknięcia. Tam, przy drzwiach jest skrzynka z zasilaniem do tej grodzi. Wystarczy przeciąć główny kabel i powinniśmy usunąć blokadę fizycznie. Ja i Seamus powinniśmy dać sobie z tym radę przy pomocy reszty. To jak. Chuck, zrobisz to? – zapytał Vinnmark.



Słysząc te słowa Chuck bronił się jak tylko mógł najbardziej przed okazaniem po sobie strachu. Czuł na sobie wyczekujące spojrzenia wszystkich, a pod wpływem wzroku Wiki czuł jak aktorski kamuflaż przerażenia ustępuje rosnącemu sercu mężczyzny, który może góry przenosić a co dopiero przeczołgać się drugi raz kilka metrów. Z podniesionym dumnie czołem już miał się odezwać, gdy znienacka wypalił „Szczota”:



- Zara, zara, zara! Przyhaltujcie trochę, ferajna! - Szczota spojrzał wciąż nieco mętnym wzrokiem najpierw na Vinmarka, potem na Chucka - tylko ja słyszałem te wywrzaski? A co jak zza tych oddrzwiów coś wylezie? To coś, co zmieliło i wypluło naszego brata i druha Artiego na ten przykład?

Chuck zerknął na Svena czując jak strach znowu zaczyna rosnąc mu w gardle i z ulgą usłyszał rozgadującą napięcie Wiki, która miłym dla ucha głosem powiedziała:



- Chłopak mówi z sensem. - poparła Szczotę Nicole - Ale z drugiej strony nie możemy tu siedzieć w nieskończoność, nie wiedząc co tam się stało. Może ktoś potrzebuje pomocy? To jak będzie Chuck, dasz radę chociaż się rozejrzeć?

Ba! Jasne! Chciał krzyknąć zapytany przez kobietę, bo czuł jak rośnie w nim znowu animusz. Lecz tylko dumnie wzniósł czoło i ze wzrokiem zdobywcy zmierzył kratkę. Przeszło się z kwatery do korytarza, więc czym będzie tych kilka jeszcze metrów? Myślał sobie patrząc na wentylację okiem Bruce Willysa. Fish nie wiedział kiedy jego wątła pierś wypięła się jak u koguta, ani kiedy pod pachami wyrosły mu arbuzy. Już miał odezwać się ułożoną w naprędce odważną wypowiedzią, gdy w słowo mu wpadł przestraszony chłopak:



- Ja p-pier-pierdolę - powiedział jąkając się Louis Ventrue, który był równie chudy jak Fish. - Ni-nigdzie nie nie nie idę. Nie chcę by-by-by coś mnie zja-ja-jadło.



- Na razie nigdzie nie idziemy więc nie jojcz... – Seamus zrugał jąkającego się chłopaka - Wszyscy słyszeliśmy te wrzaski. Jakby tam kuźwa jakaś afrykańska jatka była. Pól godziny... Ktokolwiek... lub cokolwiek maczało w tym palce... ma nas teraz w puszce, rozumiecie? Pieprzonej konserwie C-120... I jak na mój gust to nam mus prędko dostać się do najbliższego posterunku ochrony. Kolego - zwrócił się do Chucka - Jak nie ty, to nas stąd nikt nie wyciągnie.



Obecność rosłego górnika dodawała otuchy a pewność jaka biła z jego wypowiedzi podnosiła morale Chucka jeszcze wyżej, więc zaciskając wargi potrząsnął głową na zdecydowane tak.

- Ludzie musimy się jakoś zorganizować - wtrącił Jakowlew - Nie możemy tu zostać to jasne. Nie wiadomo, czy to rozszczelnienie to prawda, czy może tylko jakaś pozorowana awaria. Trzeba pomyśleć... - Jakowlew zaczął krążyć pomiędzy ścianami korytarza - Musimy mieć przede wszystkim jakąś broń. Cokolwiek czeka na nas za tymi drzwiami, na pewno nie będzie z nami rozmawiać. Jak byłem na zabiegowym to widziałem, że ochrona ma broń palną. A to oznacza tylko jedno. Dokładnie wiedzą co to jest i że jest śmiertelnie niebezpieczne. Pozostaje nam się trzymać razem i jakoś dotrzeć do punktu ewakuacyjnego. Macie jakieś inne propozycje?

Na słowa Jakowlewa Chuck wytargał zza pazuchy skafandra pistolet elektryczny, a raczej pistolecik. Damski. Popatrzył na prezent od szefa ochrony zadowolony, że dzięki logistykowi sobie o nim przypomniał.



- Mam pistolet z ostrą amunicją, ale jest jej mało i na razie trudno stwierdzić czy będę musiała jej użyć. Najlepszym wyjściem byłoby zrobić małe rozeznanie. W centrum kontroli mogę posprawdzać zapisy kamer itp. Tutaj nie zdziałam nic, cała łączność siadła - powiedziała Nicole. - dlatego właśnie byłoby dobrze, gdyby Chuck rozejrzał się za możliwością dotarcia do niego poprzez kanały wentylacyjne. Tylko one jeszcze łączą nas z zewnątrz.

Paralizator Chucka przy prawdziwym pistolecie Wiki wyglądał jak dziecięcy rowerek przy motocyklu. Dyskretnie schował go za siebie, a później do kieszeni, odpowiadając rzeczowo:

- A może by tak wysłać najpierw robolota? Szef ochrony, Parkers, chwalił się nie raz, że macie na stanie kilka - powiedział zerkając na panią ochroniarz. - Masz jakiegoś w kwaterze? A jak nie, to może Artu.. hem... Vitell-Spidera? - wyciągnął z kieszeni Artuditu modląc się w duchu, by Vittell-Spider nie skompromitował go niczym nieoczekiwanym, jak na przykład nagrane odgłosów chrapiącego Chucka lub holo Fisha pod prysznicem, bo Artu nie był już pierwszej młodości pajęczakiem i zdarzały mu się takie wpadki. - Za pierwszym razem udało się.

- O Łaaa.. Łysy, obczaj tego Pokemona! Horror Szoł! - Szczota nachylił się nad mechanicznym robaczkiem z błyskiem w oku. - Cześć maluchu, umiesz rozkminiać wentylacje?

Artu podskoczył radosnie i zamachał czułkami zgrzytając i popiskując wesoło trybikami, zanim Chuck przełączył w naprędce mod zwierzątka domowego z powrotem na szpiegowski, który musiał najwidoczniej jakos się przestawić się sam z siebie. Postawił Artuditu na ręce „Szczoty” z ostrożnoscia większą jakbą chciałby okazać, a sam poszedł do swojej kwatery po fotel, bo już miał zamiar wprowadzić w życie zrodzony plan działania. Z oddali słyszał wyraźnie rozmowę sąsiadów.

- Świetnie - rzucił Jakowlew słysząc pomysł z użyciem pająka Vitella - Zależnie od tego co zobaczymy, zastanowimy się co dalej. Aha, a gdy ci dawali broń nie powiedzieli może przeciwko komu ona ma służyć? - zapytał Peter, Nicole Sanders - Depresja i wariactwa górników to jedno, a używanie broń palnej to drugie.



- Wszystkich... Nie tylko górników - mruknął niechętnie Seamus spoglądając na ustrojstwo w rękach Szczoty. Miał średnie zaufanie do zaawansowanych technologii - Ale może niech rzeczywiście ten rzęchot pierwszy pójdzie... I pierwsze kroki chyba mimo wszystko warto skierować po broń na najbliższy posterunek, niż walić do centrum kontroli z jedną pukawką. Ale nad tym faktycznie będziemy dumać jak już się gródź otworzy... O ile się otworzy.



- No cóż, skoro mamy szansę wysłać robota przodem, nie ma na co czekać. Jednak pozwolę się nie zgodzić z poprzednikiem, pierwszym naszym celem powinno być dostanie się do centrali monitoringu. Trudno mi uwierzyć, że tam jest coś... nie będące człowiekiem, jednak... Jeśli tam jest, a ochrona z poziomu B wyposażona w broń palną nie dała sobie z tym rady, myślę że i my powinniśmy się łudzić. Jeśli potrzeby do centrum monitoringu, będziemy mięli podgląd na niemal całą bazę. Wtedy może uda nam się zobaczyć, co nam grozi, jak liczne są, gdzie są... Chyba, że skład broni jest po drodze, jednak wątpię, żeby znajdował się on na poziomie C...
Seamus słuchał w milczeniu brzmiącego mądrze i kulturalnie tonu słów hindusa i już wiedział, że ten konował działa mu na nerwy równie mocno jak poprzedni.



- Słuchaj mądralo. Pies jebał ochronę z poziomu B! Ja zamierzam stąd wyjść i po tym co widziałem, gówno mnie obchodzą twoje przypuszczenia! To przez takich jak ty i Oreman ludzie zaczynają fiksować i rżną się czym popadnie na plastry! Chcesz żonkę narażać zasuwając przez całą C-etkę bez żadnej broni do monitoringu to twoja sprawa. Ale nie wciskaj ciemnoty swoimi zgadywankami, że jeśli się B-chronie nie udało to nam broń też się nie przyda, bo sam zaraz ci taką terapię zaprawię, że tobie będą kleksy na kartkach pokazywać karyplu zasrany! - to rzekłszy nawet nie zauważył kiedy przywalił z całej siły rurką w ścianę korytarza aż iskry poszły z uszkodzonej fluoresceniówki. Ten fakt też trochę go ochłodził, ale uczucie to wylało się na niego jak kubeł zimnej wody. Przecież razem tu utknęli. A poza tym z tego wkurzenia sam już nie pamiętał czy do tego monitoringu faktycznie dalej niż do biura ochrony...
Po potężnym uderzeniu Chuckwystawił głowę z kwatery bojąc się, że lekarz został niespodziewanie znokautowany. Fish lubił psychologa i jego sympatyczną żonę, którą miał okazję poznać wcześniej.



- No właśnie! Morda leszczu! Dobrze mówię psze pana? - Szczota stanął przy Seamusie i zrobił groźną minę.



Uff... pomyślał Fish z ulga widząc, że to nie Hindus oberwał lecz ściana i wrócił do ciągnięcia czerwonego fotela na biegunach w kierunku grupy. Był duży, ciężki i masywny, z prawdziwego drewna.



- Dobrze, przyznaję, przesadziłem ze sceptycyzmem, ale chyba panowie nie sądzą, że uda się im dotrzeć do składu broni, której teoretycznie na Ymirze być nie powinno? Nikt z tu obecnych nie ma raczej dostępu na poziom B, ani nie zna tamtejszego rozkładu pomieszczeń. Na prawdę sądzą panowie, że uda im się tak po prostu tam pójść i znaleźć broń palną? Proszę bardzo, przecież siłą nikogo powstrzymywał nie będę. Uważam jednak, że znacznie lepiej byłoby, gdybyśmy mięli jakieś pojęcie, co dzieje się w każdym z zakątków bazy. Może gdzieś ukryli się ludzie? Podgląd z kamer da nam dość porządny przekrój informacji, wtedy będziemy mogli planować, co robić dalej. Póki co będziemy chodzić niemalże po omacku.



- Ten.. no.. - Szczota obejrzał się na Seamusa, najwyraźniej gotowy bohatersko poprzeć cokolwiek ten powie. Chyba po prostu zaimponowała mu demolka, bo nie sprawiał wrażenia, jakby rozumiał choćby co drugie słowo z trwającej wymiany zdań.


Psychiatra to chyba kuźwa nie zawód, a jakaś droga życia. Hindus nie zmienił tonu ani trochę. Cały czas spokojny i kulturalny. Górnik sapnął odwracając wzrok i chwilę się nie odzywał. Starał się do tego nie zwracać uwagi na młodego, który chyba wyczekiwał jego odpowiedzi. Ciężko było powiedzieć, czy się zgrywa z Seamusa, czy Dihraja, czy może ich obu, ale niewątpliwie jego zachowanie sprawiło, że Seamus chcąc nie chcąc trochę się uspokoił. Podniósł rurkę przed sam nos psychiatry i po chwili wskazał nią Nicole:



– Pani Sanders - rzekł do niego - Ochrona, że aż się chce patrzeć. I w dodatku pracuje na naszym poziomie. A tam gdzie pracuje ochrona, chyba mają jakąś broń, nie? Wyślijmy tego karaczana...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XAYhNHhxN0A[/MEDIA]

Kiedy uporano się wreszcie ze śrubkami kratki, Fish odebrał z rąk „Szczoty” Artu, do którego chłopak zaczął już się przyzwyczajać, więc oddawał niechętnie. Wdrapał się na fotel i postawił Artuditu w szybie. Obraz z WKP Chuck wrzucił na holo. Szyb był krotki i widać było jedynie lekko lśniące ściany z warstwą brudu i kurzu. Pajęczak szybko pokonał dystans, bo tak jak wszyscy przypuszczali miał w zasadzie do przebycia tylko kilka metrów. Zatrzymał się przy kratce wentylacyjnej korytarza C100. Wtedy Fish przeszedł na sterowanie manualne. Zaczął wysuwać teleskopową kamerę przez szczeliny w kratce, by spuściwszy ją do środka korytarza, obrócić o 360 stopni. Ukazał im się jedynie pusty korytarz, żadnych ludzi i niczego co mogłoby budzić jakiekolwiek podejrzenia. Po prostu nieco zaśnieżony hologram znajomego korytarza, który przemierzają zawsze idąc do pracy.

- Jeślim nie wrócę to znaczy, że nie macie po co się spieszyć. A jak otworzymy to grodzie, to musimy wszyscy trzymać w kupie. Gdziekolwiek nie pójdziemy. Idziemy razem! – powiedział Chuck z przekonaniem pociągając z piersiówki. Naciągnął na głowę maskę z tlenem i krzyknął zduszonym przez pochłaniacze głosem:

- No to idę! – zdecydował Chuck dobitnie, własnym głosem dodając sobie odwagi.

Stanął na fotelu i wskazując kciuk do góry jak płetnownurek, patrząc po wszystkich, podskoczył. Podciągnął się do otworu i był bardzo wdzięczny za pomoc sinych rąk któregoś z sąsiadów, gdyż czuł, że tym razem nie udałoby mu się podciągnąć ciężaru swojego ciała mimo Wiki, tak go dopingującej swoją obecnością.
Ostatecznie został niemal wciśnięty w kratkę i z ulgą odetchnął zdmuchując krople potu w nosa. Szyb był ciasny i mroczny, lecz dzięki światłulatarki czuł się bezpieczniej. W drugiej dłoni kurczowo ściskał pistolet elektryczny i czołgał się naprzód, w duchu modląc się, aby nic go w tej blaszanej puszce nie zaatakowało od tyłu. Pocieszał się, że chyba wtedy musiałoby przejść nad głowami liczących na niego ludzi, więc będzie ostrzeżony ich krzykami. Albo żeby uważał, albo tymi nieprzyjemnymi, które słyszeli wszyscy wcześniej. Skarcił się w myślach za przypominanie sobie o tym okropnym niebezpieczeństwie i wmawiał sobie, ze nie będzie o tym myślał wcale, lecz im bardziej chciał skupić się na czyms innym, jak na przykład zapach Nicole, to jednak tym bardziej pamiętał o tamtym.

Zatrzymał się nad celem. Zerkał na korytarz chcąc zobaczyć jak najwięcej jego przestrzeni, lecz na tyle ile mógł nie zobaczył niczego strasznego na nim. Kratka była solidnie przykręcona do szybu. Chuck próbował uderzyć kratkę łokciem, lecz potłukł sobie tylko rękę i zaklął tylko po tym siarczyście w pochłaniacze powietrza. Zdecydował użyć latarki i rzeczywiście to okazało sie być lepszym pomysłem, bo juz wkrótce pogięta kratka wraz z latarką z łoskotem potoczyły sie po metalowym korytarzu C100.

Fish wyjrzał na korytarz. Pusto.

Zaczął się zastanawiać jak zejść. Teraz nie było nikogo pod otworem, kto mógłby pomóc mu przy schodzeniu głową w dół. Postanowił podczołgać się trochę dalej i wpuścić najpierw nogi do otworu. Później cofając się na brzuchu wysuwał coraz bardziej swoje długaśne kończyny na korytarz. Na koniec zawisł na łokciach a później lądowanie na tyłku nie było juz ani z wielkiej wysokości, więc niezbyt bolesne. W końcu naubierał się szczelnie na cebulkę w kalesony, vitellowskie podwłuczki na specjalne okazje.

- Auć! – wstał rozcierając siedzenie.

Przy drzwiach tak, jak mówił Vinmark była skrzynka z napisem „Distribution Panel”. Fish rozglądając się ostrożnie na boki podbiegł do niej. Otworzył. Ja to on mówił? Starał się sobie przypomnieć. Główny kabel. Skąd miał Chuck wiedzieć jak wygląda główny kabel zasilający. Urządzenie panelu sterowania drzwiami składało się z wiązki czterech miedzianych drutów grubości palca, w kolorowych izolacjach termoplastycznych, które były dokręcone do terminali. Na końcu trzech z nich w kolorach czarnym, czerwownym i niebieskim był duży prostokątny burczący przełącznik z napisem „Main breaker” a dalej włączniki transferujące dystrybucję i bezpieczniki. Stamtąd rozchodziły szeregami przekaźniki do których dołączone były zwykłe kable elektryczne . Czwarty gruby kabel z rury głównego zasilania był biały i kończył się aluminiową listwą, z której rozchodziły się mniejsze białe druty biegnące z resztą dystrybucji. Wszystkie te urządzenia migały różnymi kolorami diod. Chuck podrapał się po głowie.

Główny kabel, powiadasz zadumał się czując jak trzęsą mu się ręce.Przeciąć. Tylko czym? I który? Dyszał a szybki znowu parowały w masce. Śledząc wzrokiem wiązkę czterech drutów z najgrubszej rury zatrzymał się palec na głównym przełączniku, który był w pozycji „ON” Zamknął oczy i zaciskając zęby drżącą ręką przeciągnął małą wajchę do lewej strony na „OFF”. Dziesięć przekaźników na raz stuknęło mechanizmami, po odciętym zasilaniu strasząc Chucka, który aż podskoczył do góry. Na chwilę zrobiło się ciemno. Zgasły wszystkie światła. Wtedy korytarze rozświetliły się na czerwono zasilania bateryjne z lamp i strzałek awaryjnego systemu ewakuacyjnego. Pozbawione prądu magnetyki grodzi puściły i w rozsuwanej śluzie pojawiła się mała szpara. Ucieszył się, bo wiedział, że Seamus i Vinmark sobie z nią poradzą.
 

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 18-10-2010 o 06:49.
Campo Viejo jest offline  
Stary 18-10-2010, 08:55   #55
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Otwieranie kolejnych drzwi szło szybko i sprawnie. Ten sukces cieszył Jakowlewa, ale tylko połowicznie. Pomógł uwięzionym w pokojach pracownikom korporacji Vitella, ale jako jedyny na razie wiedział, że grodź jest także zablokowana.
Ta świadomość nie wpływał na niego pozytywnie. Wiedział, że ludzie będą panikować i tego obawiał się najbardziej. Sam był opanowany, biorąc oczywiście pod uwagę okoliczności. Gdy tylko pomyślał o tym, że to miejsce może być jego grobem, przechodził go zimny dreszcz po plecach.
- Jak jakiś pieprzony kosmiczny faraon. - pomyślał.
Na szczęście pracy było dużo i czasu na myślenie nie pozostawało dużo. Starał się jak najwięcej pracować i pomagać innym.
W zespole praca szła szybko i sprawnie. Kolejne pokoje były otwarte i Peter widział uśmiechy kolejnych uwolnionych ludzi.
I wtedy nagłe wrzaski zatrzymały wszystkich w bezruchu.
Nie było to już demoniczne wycie wiatru do którego wszyscy w większym lub mniejszym stopniu przywykli. Teraz wyraźnie było słuchać krzyki ludzi. Na dodatek nie były to krzyki paniki, czy wołania o pomoc.
Upiorne jęki, wrzaski przepełnione bólem do granic możliwości. Gdyby nie alarm i awaria grodzi, Jakowlew gotów byłby uwierzyć że na Ymirze kręcą kolejną część "Marsjańskiej masakry piłą plazmową"
Krzyki były jednak zbyt realne, by można było uwierzyć w tak błahe wyjaśnienia.
Jakowlew przypomniał sobie oczy górnika, który zaatakował go w gabinecie psychiatry oraz tego który zginął w sali zabiegowej.
- Oni się tam na wzajem mordują - pomyślał - Czyżby szaleństwo przekroczyło już wszelkie granice?
Peter bał się. Bał się o swoje życie. Wiedział jednak że strach nie może go sparaliżować, to oznaczałoby koniec już w tej chwili.
Krzyki z każdą chwilą były coraz słabsze i coraz mniej liczne. Nie była to niestety dobra wiadomość. Oznaczała tylko jedno śmierć tych ludzi. Peter wolał się nie zastanawiać co lub kto ich wykończył.
Gdy krzyki umilkły zupełnie wszyscy zgromadzeni w korytarz wrócili do pracy. Widać nie tylko Jakowlew nie chciał myśleć o tym co działo się za ścianą grodzi.
Po godzinie wszyscy zamknięci w pokojach byli wolni. Niestety mimo kolejnych prób i usilnych starań grodź pozostała zamknięta. Czas płyną a pomoc nie nadchodziła. Nie wróżyło to nic dobrego. Jakowlew miał tylko nadzieję, że poza nimi w bazie ktoś jeszcze żyje i nie zapomni o nich przy ewakuacji.
Dla wszystkich stało się jasne, że muszą porozmawiać o tym co się stało. Pierwszy odezwał się górnik Vinnmark. Jego pomysł nie był pozbawiony racjonalności. Gorzej było tylko z ochotnikami, którzy podjęliby się tego zadania. Wszyscy patrzyli po sobie, mając nadzieję że to ktoś zgłosi się sam. Naturalnym ochotnikiem był Chuck, pracownik kantyny. To właśnie on opuścił swój pokój korzystając z szybu. Peter obserwował jego twarz i wiedział, że gość nie ma najmniejszych chęci ponownie włazić do szybu.
W toku rozmów na szczęście wykluł się inny pomysł. Wykorzystanie pająka Vitella było wręcz genialne. Jakowlew wierzył, że dzięki temu urządzeniu otworzą ten cholerną grodź.
Za nim Chuck przyniósł pająka na korytarzu wybuchła mała awantura dokąd powinni udać się po otwarciu potężnych drzwi. Górnik Seamus o mało nie rzucił się z pięściami na biednego doktora Mahariszi. Psychiatra doświadczył niedawno na własnej skórze wybuchu niekontrolowanego gniewu, starał się więc zachować spokój i nie drażnić więcej wzburzonego Seamusa. Ten na szczęście wyładował swoją złość na ścianie, nie zmieniło to jednak faktu, że Jakowlew stracił do niego zaufanie. Wiedział, że będzie musiał uważać na tego gościa. Kto wie co siedzi mu w tej jego głowie. Może i on tylko czeka, aby rzucić się na nich i wyładować swój gniew i frustrację.
Obecność skalpela w kieszeni dodawał Peterowi trochę pewności siebie.
Awantura skończyła się, gdy Chuck wrócił ze swoim pająkiem. Seamus najwyraźniej sam zdał sobie sprawę ze swojego niebezpiecznego zachowania i mruczał tylko pod nosem jakieś przekleństwa.
Chuck wpuścił pająka do szybu, a wszyscy obecni w korytarzu z wielką ciekawości obserwowali holoobraz z kamery umieszczonej na szpiegowskim urządzeniu.
Korytarz po drugiej stronie był pusty, okazało się jednak że robot sam nie poradzi sobie z kratką szybu. Chuck musiał wejść do środka i samemu zająć się zwolnieniem blokady grodzi.
Gdy barman pełznął w szybie Jakowlew chodził nerwowo po korytarzu w jedną i drugą stronę. Trzymał zaciśnięte za plecami kciuki, by nic nie zaatakowało Chucka gdy będzie w szybie. Kilka nerwowych minut wypełnionych oczekiwaniem i nadzieją w powodzenie akcji.
Nagle coś strzeliło i zgasły wszystkie światła. Jakowlew zatrzymał się. Bał się wykonać choć jeden krok w ciemnościach. Po kilku sekundach korytarz zalało czerwone alarmowe światło.
- Udało mu się! - wrzasnął Jakowlew widząc, że magnetyczna blokada grodzi puściła.
Teraz wystarczy tylko siła ludzkich mięśni i powinno im udać się przesunąć właz śluzy.
- Razem! Wszyscy! Na trzy! - krzyknął Peter i skoczył do grodzi chcąc ją przesunąć - Raz! Dwa! Trzy!
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 19-10-2010, 21:27   #56
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Skąd pochodziły te okropne dźwięki? Kto je wydawał, i z jakiego powodu? Małżeństwo Mahariszi spojrzało na siebie z przestrachem i dezorientacją w oczach. WKP kobiety dawało niewiele światła, wystarczająco jednak, żeby dokładnie widzieli swoje twarze. Ona, jakby cierpiała od samego słuchania makabrycznych odgłosów, z ledwością powstrzymywała łzy, on nie starał się już ukrywać zdenerwowania, twarz miał spiętą, zastygłą w oczekiwaniu na... na co? Na ciszę? Na pomoc?

Dhiraj na chwilę przestał uderzać w drzwi, i przytulił żonę, starając się zatkać jej uszy i zmniejszyć cierpienie. Sam nie mógł pojąć, co to za krzyki, jedynym logicznym wyjaśnieniem była panika jednej z zamkniętych osób, jednak krzyki dochodziły z dalszej odległości, były mało wyraźne i już gasnące. Poza tym, tak nie krzyczy nawet największy paranoik, nie był to krzyk bezradności czy strachu, tylko ogromnego cierpienia.

Gdy szyb wentylacyjny zamilkł, Kamini zaczęła szlochać mężczyźnie w ramię.

- Co to były? Boże, co to było... Boję się...
- Spokojnie, zaraz się stąd wydostaniemy i wszystko się wyjaśni. Pewnie rozszczelnienie spowodowało awarię sprzętu, możliwe, że kogoś przytrzasnęły drzwi... Będzie potrzebował pomocy lekarskiej, więc musisz się wziąć w garść, dobrze kochanie?
- Starał się w jakiś sposób uspokoić małżonkę, i po chwili widać już było, że mu się to udało. Kobieta ucałowała go i odsunęła, wskazując na drzwi. Skinął głową i ponownie zaczął uderzać w nie metalowym stojakiem lampy, lecz już ze znacznie mniejszą częstotliwością, nie bawiąc się w alfabet morsa.

***

Po niespełna pół godziny Mahariszi byli na wolności,a przynajmniej poza swoim pokojem, bo, jak się po chwili okazało, korytarz w którym się znajdowali, odcięty był od reszt bazy. Nie tylko drzwi do poszczególnych kajut się zatrzasnęły, z główną grodzią było tak samo. Problem w tym, że w żaden sposób nie dało się jej otworzyć.

Dhiraj lepiej czuł się w otoczeniu osób które co najmniej znał z widzenia, Kamini też wyglądała na spokojniejszą. Wraz z mijającymi godzinami i wielu nieudanymi próbami wydostania się z korytarza, znikał zyskany spokój i poczucie bezpieczeństwa. Nie mogli się stąd wydostać, ich bezsilność wydawał się być coraz bardziej namacalna.
Niemalże już zapomnieli o dziwnych dźwiękach, kiedy to ponownie usłyszeli krzyk przerażenia i coś, czego początkowo0 nie potrafili pojąć. Coś, jak ryk dzikiego zwierzęcia, wprawiło wszystkich w osłupienie. Trwał on zaledwie przez moment, jednak zdążył zasiać ziarno strachu i niepewności w sercach obecnych. Czy to był wiatr? Jeśli nie, to co? Skąd się wzięło, czego chce?

- Dhiraj, ja tego nie wytrzymam, to wszystko jest straszne. Dlaczego jeszcze nikt nie przyszedł nam pomóc, z zewnątrz? Przecież muszą tam być... To... Słyszałam to, jak jak...jjj... - kobieta zaczęła się jąkać i ponownie łkać, wtulona w męża.
- To tylko wiatr, i ta przeklęta wentylacja. Pamiętasz, od zawsze wyjący wiatr płatał ludziom w bazie figle, niektórzy słyszeli swoje imiona, inni zapowiedź śmierci, a jeszcze inni słonie i koty... Ta sytuacja Cię zestresowała i Twoja wyobraźnia jest podatna na każdy dźwięk wykraczający poza normę. To normalne, stałaś się bardziej czujna i zwracasz uwagę na zwykłe rzeczy, doszukując się w nich źródła zagrożenia. Nie masz się czego bać, kochanie. Nic się nam nie stanie.- Wiedział, że argument logiczny lepiej podziała na małżonkę niż jakiekolwiek inne słowa otuchy. Sam również wierzył w swoją teorię, póki co wolał nie myśleć do innym, znacznie mniej optymistycznym rozwiązaniu, w końcu nic by mu to nie dało. Wszyscy zdawali sobie sprawę z faktu, że co by nie grasowało po drugiej stronie, muszą się stąd wydostać, beż żywności nie przetrwaliby długo.

Hindus zaczął sprawdzać, czy na WKP ma aktualną kopię swojego dziennika, uznał, że relacja "na żywo" z tego nietypowego wydarzenia będzie najlepsza, pozwoli mu opisać wszystko świeżym okiem i nie pominąć żadnego szczegółu.
Oczywiście, nie miał ostatniego wpisu, był zbyt zmęczony żeby zgrywać kopię. Wstał i udał się do kwatery, obejmując troskliwie Kamini.
Przez chwilę myślał nad wzięciem całego laptopa, jednak szybko porzucił ten pomysł. zgrał tylko zaktualizowane dane i wrócili do reszty grupy, która właśnie rozpoczęła naradę w filmowym stylu- "każdy czegoś spróbował i nie zadziałało, to może teraz porozmawiajmy".

Chuck zaproponował, żeby zamiast niego pierwszy szybem wentylacji przeszedł robot-pająk. Co do tego wszyscy byli zgodni, jednak gorzej było jeśli chodzi o ustalenie ich kolejnego kursu. Dhiraj uważał, że najpierw powinni dostać się do centrum kontroli monitoringu, natomiast Seamus, chyba górnik, zdecydowanie się z nim nie zgadzał. Próbował nawet zaakcentować wyższość swoich słów demonstrując godną podziwu siłę, jednak doktor nie dał się zastraszyć, chociaż ostrożniej dobierał słowa. Wiedział, że powiedział słowo czy dwa za dużo, nie zamierzał jednak zmieniać zdania odnośnie ich kolejnego przystanku.

Na szczęście górnik opanował się i nie wdawał w dalszą dyskusję. Póki co, nie otworzyli jeszcze śluzy.
Robocik pomógł tylko ustalić, że korytarz po drugiej stronie drzwi był pusty, Chuck i tak musiał udać się tam osobiście, żeby otworzyć gródź.
Wszyscy zdradzali nerwowość, w końcu trudno było przekonać umysł, że dźwięki z szybu były "tylko wiatrem". Bo co zrobią, jeśli Chuckowi coś się stanie? Jeśli faktycznie coś tam jest, i tylko czeka na niego?

Światła zgasły. Kamini gwałtownie wciągnęła powietrze, Dhiraj przycisnął ja do siebie i ucałował w czoło. Zadrżał, zanim usłyszał Petera, a czerwone światło oświetliło gródź.
Małżonkowie spojrzeli na siebie i obdarzyli uśmiechami mówiącymi "A jednak, udało się!". Mężczyzna ponownie ucałował ukochaną w czoło i podbiegł do śluzy, pomagając ją otworzyć.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 20-10-2010, 17:40   #57
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
– Teee.. Szczota...

A nie mówiłem pieprzonemu Łysemu, żeby ciąć zielony kabel? Mówiłem, sobacza mać, czy nie mówiłem? Zamiast robić cholerne disco na pół Aśki, rozkminilibyśmy oddżwia jako pierwsi! Teraz nie dość, że wsie laury zebrał plastuś z administralicji, to jeszcze po baszce tłukło mi się w kółko:
"Oh! Oh no! Oh no! Oh no-o!"
Cholerna melodyjka wżerała się w mózg jak jaka plazmowgryzarka. Trza się teraz pilnować, bo jak zacznę nucić, to obciach będzie na całą zonę po wsze czasy.
Pies trącał. Ważne, że wsie już na korytarzu i w miarę w jednym kawałku. Te wrzaski z zony – tak w tajemnicy wam mówię, przyjaciele moi – z początku na powaga mnie przestrachały, żem się mało nie posrał płynnym fekałem w ten cholerny bat-strój. No ale ekipa nie wymiękała, to co ma wymiękać taki fajter i pro jak niżej podpisany. Dygałem tylko z lekka o Alana.

– ...Szszota...

Tak z innej beczki: Na tru-tru rili horror szoł ten pajęczak Czaka. Ja wiem że staremu gitu trochę nie przy gębie bawić się pokemonem jak jaki rebionok, ale zaprawdę powiadam wam, takiego stafu to nie widziałem jeszcze poza biurami defekalicji, gdzie mnie generalnie nie wpuszczali. Patyczak miał nie tylko opcje "przytul mnie mamo" ale tru szpion-system, podpinany pod holo w wukapie. Żeby się z nim Czaki tak nie czaił, to można by użyć do rozkminiania babskiej dursz-zony.

– Szczota...

Teraz to już trochę po ptokach i sraczwóda po libacji. A mogło być tak pięknie.

– Szszszota...

Ferajna z wozowni pierdoliła coś o dyżurkach gestapo i składach broni. Jak o mnie chodzi - było mi zupełnie dobrze tu, w szczelnie zamkniętej C-120stce, ale trzymałem już usto zawarte, coby mnie nie wzięli za jakiegoś obsmarkanego emo z gatunku Luisa Ventrue.

– Eee! Szszszzsszzota! – najebany Łysy potrafi być czasem na tru wkurwiający. Ten jego ostentacyjny szept było pewnie słychać aż po Ymira-C.

– CO KURWA?! - nie zdzierżyłem w końcu.

– Szsszzota, ty weź uwaszaj, ten duży i wkurwiony to ziom Cooldmana. – rzekł wskazując Seamusa Gallaghera "subtelnym" ruchem łysej baszki – Co on tu, kufa, robi?

Luknąłem we wskazanym kierunku. Wspomniany prol właśnie słuchał jakiejś umnej przemowy Dhiraja Marychy – takiego zabawnego dziadka od czubków. Niezbyt kminiłem o czym tam pitolą, ale Marycha miał irytujący zwyczaj zwracania się do wszystkich jak do esów w swoim gabinecie i poczciwy Seamus faktycznie zdawał się bliski odwinięcia mu w ryło. Wielce mi wydarzenie.

– Twoja stara jest ziom Cooldmana. – szacowna rodzicielka Łysego zdążyła się już chyba przekręcić na czkawkę od mojego ciągłego wzywania jej nadaremno – Trzy godziny ci zajęło, żeby to rozkminić? Czilałt! Szejmes jest swój. Jedna wozownia. Mieszka tu, kwadrat obok.

Zanim zdążyłem skończyć Seamus zaczął drzeć usto na Marychę bluzgając go od jebanych psów i zasranych karyplów. Następnie z całej siły piznął trzymaną w rukach rurą w boczny liht, aż panzerglas się wgniótł i zamrugało. Spojrzeliśmy po sobie z emotami w rodzaju "a nie mówiłem, kurwa, że swój?". Nie to, żebym miał jaką zrazę do Dhiraja, ale wiązanka była tak poetycka, że nie miałem problemu z wybraniem strony w szykującej się rozpierdolce.
Do rozpierdolki nie doszło. Może i lepiej.
Seamus odpuścił, a Marycha wyjął kij z dupska, na tyle, na ile mu pozwoliło zboczenie zawodowe. Chwilę później znów cała wozownia działała jak jedna ferajna. Jak już kółko filozoficzne zakończyło rozgawora, nie było rady i zaczęlimy rozpracowywać wentylację nad grodzią. Najpierw załadowalimy w wywiew Vitell-Spajdera, potem Vitell-Fisza.
Trzask, brzęk, jeb... poszedł liht w całym sektorze, ale i elektro w grodzi.
Wystarczyło odsunąć.

...I'm gonna fail, gonna die, die, die, die!
Oh! Oh no! Oh no! Oh no-o!"

Dałem ignora radośnie wyśpiewywanemu pod moją czaszką ostrzeżeniu i ruszyłem z grupką najforcowniejszych gitów do odsuwania oddrzwi. Żesz urwa, co? Że Szczota dyga się odsunąć jakąś pedalską blachę?! W arsz i niedoczekanie wasze, przyjaciele!
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 20-10-2010 o 18:42. Powód: zaginione przecinki
Gryf jest offline  
Stary 21-10-2010, 10:30   #58
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W milczeniu przyglądał się hologramowi z wizji całkiem sprytnego karaczana, który pokonawszy niewielką odległość zaczął bezbłędnie wykonywać polecenia Chucka. Przy zakręconej kratce zabrakło możliwości, ale w tym przypadku nie można było się czepiać przecież robota. Musiał przyznać, że urządzenie pozytywnie go zaskoczyło swoją sprawnością. Chuck wydostawszy je z powrotem, bez wahania choć z widocznym napięciem, zdecydował się na przejście na drugą stronę. Twardy facet. Trzeba mu to było oddać. Zwłaszcza po tych, jak to określił Szczota, wywrzaskach, które nadal rozbrzmiewały Seamusowi w uszach. Jakby z przynajmniej dwustu Kellerów naraz jeden po drugim rzucało się w otchłań zamkniętego szybu... Cokolwiek tu się działo, Irlandczyk na pewno nie miał zamiaru czekać aż i jego to dorwie. I to bez żadnej broni...

Gdy barman stracił podparcie pod nogi, Seamus pomógł mu do spółki ze Szczotą i Łysym wejść do samego szybu. Łysy potraktował to zadanie tak poważnie, że jeszcze upychał z determinacją nogi Chucka gdy barman już spokojnie mógł sam sobie poradzić. Potem oglądali przez dobrą minutę jego znikające w ciemnym korytarzu trampki gdy czołgał się do następnego wylotu. Ciasno, ciemno... Dajcie spokój...
Parę chwil później dobiegł ich stamtąd dźwięk walenia czymś metalowym... pistoletem, albo latarką, w blachy wentylacji. Chuck był na miejscu. Kratka i korytarz trochę mu zajmą...

Seamus wyciągnął w tym czasie swoje WKP by wystukać szybko opcję mapy poglądowej Ymiru A. Była wbudowana w każde z tych ustrojstw i podczas pierwszych paru miesięcy pobytu wiele razy okazywała się bezcenna. Teraz już zdążył zapomnieć jaki skrót ją wywoływał na tym komputerku. Zawsze się zastanawiał kto to gówno projektuje w taki sposób by się za każdym razem aktywowało parę guzików zamiast jednego wciskanego. Trzeba kuźwa było mieć masę czasu i palce chyba jak ołówki, by sprawnie lawirować po menu komputerka. Potrząsnął urządzeniem niecierpliwie i zrezygnowawszy skinął na Svena.
- Hej, młody – rzekł pokazując Szczocie jego własne WKP – weź włącz na tym szajsie mapę naszego poziomu.
Młody wyglądał jakby przetrawiał przez chwilę słowa górnika. Seamus przechylił głowę i spojrzał z dołu na przymulone spojrzenie Szczoty po czym również na jego towarzysza.
- Nie mieliście chłopaki już kiedy dać sobie w palnik, co?
Uśmiechnął się zupełnie życzliwie.
Szczota zamrugał jakby dostrajał ostrość w nieistniejących galswukapach, albo widział Seamusa pierwszy raz w życiu.
- No mus, że w palnik. Stypa była, psze pana prola, naszego druha zeżuło wczora to coś... tam... - powiedział Szczota, a Łysy uzupełnił wypowiedź kolegi jakimś nieokreślonym ruchem w stronę grodzi, zupełnie jak tłumacz na potrzeby niesłyszących. Sven wziął wukapa i zaczął w niego stukać nieskoordynowanymi ruchami kciuków - Ha! Sczota apiać rządzi. Endżoj!
Z dumą wręczył WKP górnikowi. Faktycznie, pojawiła się jakaś mapa, choć na pierwszy rzut oka trąciła Ymirem-B.
Oczywiście nim też była, ale przełączenie na Ymir A zajęło Seamusowi dokładnie tyle ile Chuckowi odcięcie zasilania w C120. W zielonkawej-czerwonej ciemności fluoresceniówek i systemu ułatwionej ewakuacji doskoczyli do grodzi, którą ten ostatni wskazywał migającą strzałką na panelu podłogowym.
- Na trzy! - krzyknął Peter Jakowlew.
Poszło na trzy. Gródź zaskrzypiała drażniąc uszy i uwolniła lokatorów C120 na zupełnie pusty korytarz. No niezupełnie, bo przy skrzynce elektrycznej Chuck odetchnął z wyraźną ulgą na ich widok.

Seamus ponownie uniósł swój WKP gdy okazało się, że korytarz poza pustością nie oferuje żadnej grozy
Autolokalizator oczywiście nie działał tak samo jak komunikacja, ale znalezienie C120 w schematycznym gąszczu nie było trudne. Identyfikacja niższego podcentrum komunikacji, oraz biura ochrony poziomu C również nie była trudna. W tym ostatnim musiała pracować Sanders.
- Koleżanko – rzekł podchodząc do niej z otwartą na WKP mapą - Ni paniki, ni kłótni nie będzie. Słowo skauta. Ale uwierz mi. Widziałem wczoraj jak płonący człowiek ma gdzieś, że mu żar w klacie dziurę wielkości arbuza zrobił. Lazł by zabijać i gówno go obchodziło, że zdycha. A w całej bazie szumi o tym że więcej takich psychów było. Choćbyś i strzelała więc jak najlepiej to ten jeden pistolet nie gwarantuje nam zachowania skóry - spojrzał na dziewczynę naprawdę z chęcią porozumienia - Słuchaj, wiem że to może wbrew jakimś tam protokołom, ale... skoro mamy iść do monitoringu to spójrz - po chwili i paru przekleństwach, którym towarzyszyło manipulowanie w komputerku wrzucił mapę na hologram - tu jest monitoring C-etki, a tu biuro ochrony gdzie jakby nie patrzeć bliżej... i nawet trochę po drodze do tego monitoringu - bardzo „trochę” warto było dodać - Chyba macie tam jakąś broń, co? Zresztą mógł tam ktoś zostać...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 21-10-2010, 19:16   #59
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Widziała strach w ich oczach.Czuła go nawet w ich zapachu. Patrzyła na zebranych w korytarzu ludzi i starała się zachować spokój. Co stało się za tą grodzią?
Ludzkie i nieludzkie wrzaski... Mój boże... Czyżby jednak jakieś dzikie zwierzę? To pewnie ono zostawiło w kantynie Polaczka te dziwne ślady na kracie wentylacyjnej. I dlaczego dopiero teraz, po kilku latach dowiadują się o ich istnieniu?
Ale dlaczego Bechroniarze sobie ztym czymś nie poradzili?? Uzbrojeni po zęby i wyszkoleni lepiej niż niejeden gliniarz, przecież to niemożliwe.
No chyba, że to efekt jakichś eksperymentów... Sama nie chciała w to uwierzyć. W każdym razie muszą się jakoś stąd wydostać i dotrzeć do tej cholernej kontrolki.
Obejrzała jeszcze raz całą gromadkę. Dwóch wstawionych małolatów (pięknie), starsze małżeństwo (doktorka kojarzyła, z jego żoną nie miała okazji rozmawiać), kilku mężczyzn w jej wieku... Hmmm...
Zatopiona w myślach prawie nie słyszała dyskusji, która toczyła się w korytarzu. Otrzasnęła się dopiero kiedy zaczęli się kłócić.

- Panika to ostatnie czego teraz potrzebujemy. Kłótnie również. - powiedziała spokojnie i spojrzała wymownie na Seamusa - Dopóki nie dowiemy się co zaszło w bazie podczas ewakuacji przestańmy spekulować. O broni również porozmawiamy jak tylko będziemy wiedzieć czy jej użycie będzie konieczne. Ok? A teraz faktycznie wypuśćmy robota - spojrzała z uznaniem na Chucka.

Pomysł z wysłaniem robota na zwiady był genialny. Sama by na to nie wpadła. Dlaczego?

Obserwowali holoobraz z kamery pajęczaka z zapartym tchem. Na szczęście korytarz wyglądał na pusty.
Odetchnęła. Może te wycia to jednak znowu efekty akustyczne z wentylacji?
Droga była bezpieczna. Fish zdecydował się wejść ponownie do szybu i za radą Jakowlewa spróbować otworzyć śluzę z drugiej strony.

Oczekiwanie było najgorsze. Co jeśli Chuckowi nie uda się ten manewr? Co wtedy zrobią?! Nicole wypchnęła z umysłu złe myśli.
Czas płynął wolno. Słyszała bicie swojego serca i czula ciężar broni przy pasku. Niech się uda! - myślała z nadzieją

Nagle w korytarzu zgasło światło. Nicole wstrzymała oddech. Co teraz? - panika ponownie wdzierałą się do serca. Wtedy włączyło się oświetlenie awaryjne i usłyszeli jak puszcza magnetyczna blokada grodzi.

- JEST! Udało się - krzyknęła. Mężczyźni doskoczyli do drzwi i zaczęli je rozsuwać.

Wtedy podszedł do niej ten górnik, który wcześniej trochę tracił nerwy. Wysłuchała go. Pomysł małego zboczenia z drogi był dobry,ale.... No właśnie było to ale.
Odpowiedziała mu spokojnie

- Tylko częściowo się z tobą zgodzę. Wiem, że broń daje poczucie większego bezpieczeństwa. Ale pomyśl o ochroniarzach z poziomu B. Byli uzbrojeni po zęby i najwyraźniej na niewiele się to zdało. W biurze ochrony mamy tylko paralizatory i pałki, a na razie w ogóle nie wiemy co się stało. Dla mnie to jest priorytet. Ktoś włączył protokół ewakuacji bazy z powodu rozszczelnia powłoki, a najwyraźniej był to fałszywy alarm. Dlaczego i po co ? Musimy najpierw obejrzeć nagrania z kamer. Może są jeszcze gdzieś ludzie...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 21-10-2010, 22:00   #60
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ DRUGI: ZAGROŻENIE




Selena Stars i Ray Blackadder

Ludzkie życie składa się z wyborów. Wyborów i trudnych decyzji. Czasami trzeba działać szybko nie oglądając się na konsekwencje. Czasami tak trzeba.
Czy jednak ponoszone ofiary nie zabijają w nas tego, co najważniejsze. Nie zabijają człowieczeństwa. Żyć lub zginąć. Niekiedy nie ma innych alternatyw. Czy jednak da się żyć wiedząc, że ktoś inny zginął, bo ... baliśmy się, bo wahaliśmy, bo ... skazaliśmy go na śmierć.

Dwie osoby, którym udało się skryć w pomieszczeniu oznaczonym kodem A-010 przed chwilą dokonały wyboru.

Jedna z tych osób nadal walczyła z konsekwencją wyboru podjętego przez drugą.




Selena Stars - klęczysz obok nieprzytomnego Simona Polaczka, próbując jednym z medpaków znalezionych przy ciałach strażników zatamować upływ krwi. Widok zmiażdżonych mięśni i popękanych kości oraz odór krwi powoduje, że o mało nie zwracasz zawartości żołądka obok rannego. Urządzenie przyłożone do jednego z kikutów migocze, wydaje charakterystyczny szum i aplikuje w ciało zastrzyki znieczulające. Z otworu wydobywa się z sykiem środek odkażający, a następnie zaczyna napylać na ranę gumiastą syntskórę – absolutna rewolucje w dziedzinie biomedycyny. Przez chwilę masz iskierkę nadziei...
Niestety – podręczne medpaki mają ograniczoną pojemność i po chwili urządzenie sygnalizuje czerwoną lampką, że pojemnik jest pusty. Jeden medpak nie poradzi sobie z tak rozległymi obrażeniami. Tylko szybkie dostarczenie rannego do Stabilizatora Funkcji Życiowych lub skorzystanie z któregoś z medpaków będących w wyposażeniu personelu medycznego. Można również skorzystać z tradycyjnych środków umieszczonych w apteczce wiszącej na ścianie, jednak ogrom otrzymanych przez Polaczka ran przerasta wiedzę wyniesioną przez was ze szkolenia podstawowego pierwszej pomocy, jaką każdy pracownik korporacji Vitell przeszedł przed wyjazdem do pracy.

Zatem, mówiąc boleśnie: los Simona Polaczka jest przesądzony.



Ray – podczas gdy Selena traci swój czas na niepotrzebne ratowanie kogoś, kto bez nóg będzie dla was jedynie ciężarem, ty rozejrzałeś się po pomieszczeniu szukając czegoś przydatnego, drogi ucieczki oraz wskazówek, co też stało się z ekipą ochroniarzy.
Pusty magazynek w karabinie oraz ślady po kulach znaczące sprzęt komputerowy i część monitorów świadczą o tym, że ludzie walczyli z kimś lub czymś, nim zginęli. Oddzielona od reszty ciała ręka świadczy o tym, że kimkolwiek był napastnik dysponował albo morderczą bronią, albo ponadprzeciętną siłą.



Do pokoju kontrolnego prowadzą cztery drzwi. Trzy – w tym te, którymi weszliście – prowadzą na boczne odnogi oznaczone numerami A 20-29, A 30-39 i A 40-49 i przerobione na pomieszczenia służące jako cele i magazyny. To, ze odnogi są boczne łatwo sprawdzasz odczytując plan zawieszony na ścianie. Czwarta droga prowadzi na korytarz A-10, który z kolei prowadzi do łącznika A-09. Idąc nim w prawo dotrze się do części kopalni – poziomów wydobywczych. Idąc w prawo – do korytarzy „przejściowych” którymi można wydostać się zarówno na poziomy B jak i C.



Drzwi prowadzące na sektory „więzienne” są zamknięte, za to te prowadzące na korytarz A-10 są do połowy rozwarte. To drzwi typu DD-120. Rozsuwane na bok i trzymane zwykłym zamkiem magnetycznym. Teraz widać za nimi mroczny, oświetlony blaskiem lamp alarmowych korytarz. Przysiągłbyś, że to, co zabiło strażników wyszło właśnie tamtym wyjściem. Pytanie, jak daleko poszło i czy przypadkiem krzyki Polaczka gilotynowanego przez gródź nie zwabią go z powrotem.

Niestety wydaje się wam, że to także jedyna droga z tego miejsca.

Udało się wam namierzyć stalową szafkę wkomponowaną w ścianę, w której zapewne znajdują się rzeczy zarekwirowane przez strażników zamykanym w celach więźniom. Szafkę otwiera standardowy zamek magnetyczny na kartę służbową. Użycie karty wymaga dodatkowej autoryzacji w postaci kodu PIN osoby otwierającej schowek. Orientujecie się, że każdorazowe otwarcie zapisuje dane w komputerze zamka elektronicznego, który natomiast wysyła dane siecią do centralnego komputera, tak by każdy mógł sprawdzić kto i o której zaglądał do środka. Macie dwie karty zabitych strażników lecz nadal nie znacie PINu.

Ale znacie też jeden, nie do końca legalny sposób. Wystarczy przepuścić przez zamek z włożona do środka kartę troszkę prądu i komputer wariuje. Dokonuje otwarcia schowka rejestrując jedynie kartę i ignorując PIN. To wasza szansa dostania się do środka jeśli uda wam się wykombinować skądciś źródło prądu, które da się doprowadzić do szafki.

Inne warte uwagi rzeczy w pomieszczeniu to system monitoringu cel i korytarzy wokół pomieszczenia A-010. Część kamer nadal działa i pokazuje obrazy z cel oraz spod drzwi, - także spod tych, którymi się tutaj dostaliście. Są tam dwie koszmarne istoty, objadające oddzielone od reszty ciała kończyny Polaczka..



Ten widok powoduje napływ paniki. Czym są te kreatury? Skąd się wzięły na Ymirze? Co tu się wyprawia?

Kolejnego maszkarona widzicie też uwięzionego w celi oznaczonej A-32. W celach A-33, A-34, A-36 i A-35 siedzą jakieś osoby. W celi A-33 jakiś nieznany wam mężczyzna wykrzykujący coś nerwowo do kamery z wykrzywioną wściekłością twarzą. W celi A-34 młody mężczyzna w stroju górnika siedzący w rogu pomieszczenia, skulony, z głową zakrytą rękami. W celi A-36 jakaś kobieta w stroju pomocnika – wali w drzwi i prawdopodobnie histeryzuje. W celi A-35 kolejny górnik, stojący nieruchomo na środku małego pomieszczenia – jak słup soli. Zwarcie instalacji najwyraźniej dotyczyło jedynie waszej sekcji, bo tam cele są zamknięte. W celi A-22, w korytarzu w którym wy się znajdowaliście też śpi jakiś człowiek. Podgląd do sekcji A-40 – 49 został zniszczony w wyniku strzelaniny. Nie wiadomo czy cele tam mają jakiś „lokatorów”. Widzicie też pusty korytarz A-10 i jego skrzyżowanie z korytarzami A-09 i A-08. Bezduszna kamera pokazuje jakiś kształt przypominający ludzkie ciało leżące z boku, prawie na krawędzi pola widoczności.

Ponadto zachował się centralny komputer – włączony i otwarty na plikach dotyczących zatrzymanych w celach osób. Jednak, by dokładnie się z nim zapoznać potrzebujecie czasu, którego być może nie macie.

Wydaje się wam, że cokolwiek planujecie musicie podejmować decyzje bardzo szybko.


 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 21-10-2010 o 22:47.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172