Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2012, 20:20   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Ravenloft] - Ja chcę do domu

Słońce ledwo przebijało się przez mleczne chmury. Jego promienie tylko w nieznacznym stopniu ogrzewały zimne skały. Całą kamienną plażę pokrywały snujące się nisko przy ziemi opary mgły.
Wiał lekki wiatr, który sprawiał, że mgła przesuwała się wraz z jego podmuchami. To właśnie jeden z mocniejszych podmuchów, odsłonił ciała leżące na plaży. Była ich szóstka. Pięciu dorosłych i mała dziewczynka. To właśnie ona obudziła się pierwsza. Rozejrzała się przestraszona wokół. Dopiero, gdy ujrzała swoją opiekunkę ucieszyła się i podbiegła do niej z radością.
- Chui, Chui - krzyknęła szarpiąc elfkę za kołnierz.
Elfka otworzyła oczy i poczuła straszny ból głowy. Ostatnie, co pamiętała to eksplozję, która wstrząsnęła całym okrętem i cisnęła ją z wielką siłą w maszt. Skronie pulsowały jej i sprawiały, że wzrok jej się rozmywał. Zauważyła, że znajduje się na kamiennej plaży a wokół niej ciała jej towarzyszy.
Ląd na którym się obudziła był zupełnie inny niż wyspa na którą wysyłał ich Lanthis. Gdy przypomniała sobie to imię w panice rozejrzała się po plaży. Na szczęście elfa nie było nigdzie w pobliżu.
Przytuliła Papuszę i przez chwilę trwały w radosnym uścisku. Dopiero po tym elfka zaczęła budzić swoich towarzyszy.

Żyli. Z jakiś powodów los sprawił, że zostali ocaleni z tej potwornej katastrofy. Byli cali i zdrowi i nie mogli oprzeć się wrażeniu, że ich przeżycie nie jest przypadkowe.
Jedyną raną jaką mieli było dziwne znamię na lewym nadgarstku. Był to dziwny kolisty znak, przypominający tatuaż. Niestety była to jednak blizna, jakby ktoś wypalił im ten symbol rozgrzanym metalem.
Ze smutkiem stwierdzili po szybkich oględzinach, że stracili większość sprzętu jaki mieli ze sobą. Mógł to być problem zwłaszcza, że znajdowali się w całkowicie obcym dla nich terenie.
Szybki rekonesans pozwolił im stwierdzić, że teren na którym się znajdują jest dość rozległy i jeżeli nawet jest to kolejna wyspa, to jest ona bardzo duża. Mgła snująca się po ziemi nie pozwoliła dostrzec zbyt wiele w dali, ale w pobliżu dostrzegli dwie wioski. Pierwsza znajdowała niecała milę na zachód od plaży, a druga jakieś trzy mile na wschód w głąb lądu. Ta druga wioska była o wiele większa i przypominała niewielkie miasteczko, gdyż była ogrodzona palisadą. W jej pobliżu ciągnął się sporych rozmiarów las.
Sądząc po pozycji słońca było około południa. Mieli, więc trochę czasu by rozejrzeć się po nowym terenie.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 07-10-2012, 09:53   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Atuar leżał nieruchomo, usiłując, za pomocą dostępnych w tej chwili zmysłów, zorientować się, gdzie się znajduje. Ostatnie, co pamiętał, to wybuch, który wyrzucił go w powietrze i, prawdę mówiąc, był nieco zdziwiony, że żyje.
A chyba był żywy, bo czuł odrobinę wiatru, kamienie i piasek pod palcami, słyszał szum uderzających o brzeg fal morskich. No i na dodatek strasznie bolała go głowa. Po śmierci raczej tego nie powinien czuć.

Gdy do dobiegających odgłosów dołączył się głos Papuszy, Atuar otworzył oczy, a potem usiadł i rozejrzał się dokoła.
Plaża, woda. Czyżby faktycznie wyrzuciło go na brzeg? Nie tylko jego, jak można było łatwo zauważyć. Tylko skąd się tu wzięła tamta trójka? Chui i Papusza to jeszcze, w końcu byli obok niego na pokładzie. Ale tamci byli pod pokładem. Powinni się zamienić w grzanki. A tu wylegują się na brzegu jak gdyby nigdy nic. To już normalne nie było. Ktoś, lub coś, musiało się w to wmieszać. Szkoda tylko, że owo coś pożyczyło sobie od niego plecak, a w zamian zostawiło jakiś dziwny wypalony wzór.
Szlag by...
Teraz trzeba było się zastanowić, co dalej.

- Dzień dobry - mruknął.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-10-2012, 00:04   #3
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Ze wszystkich postaci leżących na plaży on wyglądał zdecydowanie najdziwniej.
Był wysoki, lecz przy tym niezwykle chudy. Miał ziemistą cerę, zamknięte oczy, a jego blade usta okolone były czarną, nieco niezadbaną bródką, zaplecioną w dwa krótkie warkoczyki. Policzki pokrywał kilkudniowy zarost, a głowę porastały króciutkie, może kilkumilimetrowe włosy. Nie zasłaniały one dziwnych tatuaży którymi była pokryta czaszka mężczyzny.
Uwagę zwracał złoty medalion na jego szyi i kolczyki, wykonane z tego samego kruszcu - para w uszach, jeden w lewej brwi oraz w nosie.
Odziany był w nieco przybrudzoną czerwono-złotą szatę, o prostym kroju i szerokich rękawach.
To właśnie był Yagar - mag o złej duszy i jeszcze gorszych pomysłach, Czerwony Czarodziej z Thay i przyszły Władca Faerunu.

Otworzył swoje orzechowe oczęta, obudzony kobiecym nawoływaniem. Z jękiem podniósł się z piasku i rozejrzał ze zdziwieniem po najbliższym otoczeniu.
Po wszystkich niecnych rzeczach, które w swym życiu zrobił powinien bez wątpienia trafić do Baator. Z tego co słyszał w Baator było gorąco, było pełno demonów i na pewno nie było tam żadnej cholernej mgły.
Czyżby więc przeżył? Nie, to przecież niemożliwe. Jeśli wybuch go nie zabił to powinna to uczynić trucizna, a jeśli nie trucizna to już z pewnością woda - nigdy nie był zbyt dobrym pływakiem, nawet gdy był przytomny.
Szybko zbadał swe ciało - nie posiadał żadnych ran, prócz dziwnego znamienia na lewym nadgarstku. Jeśli chodziło o ekwipunek - miał swój amulet, magiczne karwasze, a w pobliżu na piasku leżała jego księga zaklęć i torba.
Resztę pochłonęło morze.
- A kusza? Albo jakiś sztylet chociaż? - Zapytał z wyrzutem... właściwie to sam nie wiedział kogo. W bogów nie wierzył (znaczy, wierzył w ich istnienie, ale żadnego nie wyznawał, bo to same samolubne sukinsyny były), lecz coś musiało go... ich uratować, prawda?
Średnio był z tego zadowolony. Oczywiście, cieszył się z tego, że żył - może jednak uda mu się podbić Faerun - lecz zapewne coś chciało go wykorzystać do swych planów, czego strasznie nie lubił.
Otrzepał się z piasku i spojrzał na towarzyszy.

- Żyjemy - stwierdził odkrywczo - mimo waszych usilnych starań, by nas tego życia pozbawić. - Posłał znaczące spojrzenie Noi i Bahadurowi. Świetnie pamiętał co się stało zanim się... utopił? spalił? otruł? - Chyba, że umarłem, a to jakiś rodzaj piekielnych tortur. - Skrzywił się. - Szczerze mówiąc to mogli wymyślić coś lepszego.
- Twierdzisz, że mogłoby być gorzej - uśmiechnął się dość krzywo Atuar - niż pobyt na jakiejś, jak sądzę, wysepce, z dwójką samobójców w charakterze towarzystwa?
- Co takiego zrobili? - spytał.
- Ślepia ci się żądzą przy Lanthisie świeciły, magu – chłodno i szorstko uciął Bahadur, zanim Yagar zdążył odpowiedzieć. - Sam gotów byłeś zabić, to teraz nie szczekaj.
- No właśnie. To ja miałem go zabić! - Czerwony Czarodziej wskazał na siebie, w teatralnym geście. Podczas tej rozmowy dużo gestykulował, by wyrazić swoje emocje. - Ale nie, oczywiście musieliście się wtrącić! - Zrobił naburmuszoną minę, skrzyżował ręce na piersiach i odwrócił się z prychnięciem, wyraźnie obrażony. - Mogła by tu być jeszcze ta mała... - mruknął i wtedy dostrzegł Papuszę ukrywającą się za Chui. - No tak, to jednak piekło.
- ...nawigatorka? - uzupełnił Atuar. Wolał, by Papusza zachowała choćby cień złudzeń. Przez jakiś czas przynajmniej.
- Taaaaa... - mruknął Yagar nie chcąc wdawać się w dłuższe dyskusje na ten temat. - Ale jeśli nie piekło to co? Ten sam świat do którego przybyliśmy z Lanthisem?
Atuar skinął głową.
- Sądząc po pogodzie, to tak - stwierdził.
- Że niby tak po prostu wyrzuciło nas na brzeg? Nie wiem jak ty i elfka, ale my nie mieliśmy prawa tego przeżyć. Ktoś nas otruł, a drugi ktoś tak skutecznie podpalił statek, że pokład wyleciał w powietrze. - Nie pokazywał palcem o kogo chodzi, lecz złowrogie spojrzenia kierowane w kierunku dzikuski i Calishyty pozwalały się tego domyślić.
- Nie ja byłem pod pokładem, ale wybuch był całkiem niezły. - Atuar skinął głową. - Ale co było dalej, to nie wiem. Zdaje mi się, że wyleciałem za burtę. Nie przypominam sobie, bym na przykład wyciągał kogoś na brzeg. Bym sam wychodził, też nie pamiętam. Ale piekło to nie jest. Sądzę, że ktoś ma w stosunku do nas jakieś plany.
- Świetnie. W takim razie powinniśmy go znaleźć... i zabić. - Stwierdził Yagar. Widząc zdziwione spojrzenia zaraz dodał: - Nie lubię być czyimś pionkiem. Wy chyba też nie, w końcu przeciwstawiliśmy się Lanthisowi. - Szczerze powiedziawszy to nie miał zbytnio wyboru - został otruty jakąś dziwną substancją zanim zdążył przejść na stronę elfa. Oczywiście nigdy by tego nie zrobił, gdyby tamten nie obiecywał ogromnej potęgi.
Niestety, wyszło jak wyszło.
- Ostatnia próba postawienia się pracodawcy skończyła się, jak słyszałem, otruciem - odparł Atuar. - Wysadzenie okrętu to już odczułem na własnej skórze. Chyba w niektórych jest zbyt dużo indywidualizmu - stwierdził z ironią. - Może najpierw się dowiemy, czegóż ten ktoś od nas chce? Głowy Lanthisa mu nie damy.
 

Ostatnio edytowane przez Wnerwik : 11-10-2012 o 23:07.
Wnerwik jest offline  
Stary 14-10-2012, 20:27   #4
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
- Chui, Chui.

Dość przyjemny, męski głos powoli wyrywał elfkę z objęć snu. Tak było co rano. Sentis wstawał jako pierwszy i gdy pierwsze promienie słońca wpadały przez okiennice, budził swoją podopieczną na poranny trening.

- Jeszcze chwila. – Zdołała wymamrotać, chcąc zobaczyć, jak skończy się aktualny sen.

Nie należał on do najprzyjemniejszych, ale był ekscytujący. Pełne morze, wiatr w żaglach, intryga, walki… I urwał się w momencie wybuchu statku, na którym płynęła z małą dziewczynką. Nie mogła tego tak zostawić! Wolała narazić się na gniew przyjaciela niż przerwać w takiej chwili.

- Chui, Chui!

Tym razem do nawoływania doszło szarpanie za ramię, a głos należał do dziewczynki.

Nie mogąc odpędzić się od intruza, z zamiarem dokończenia snu następnej nocy, Chui otworzyła oczy i zamarła. Nie była w domu. Nie była nawet w żadnym pomieszczeniu. Nad głową miała gołe niebo, pod sobą piasek, a obok siebie małą dziewczynkę, cieszącą się na jej widok i wtulającą w nią. Kobieta automatycznie odwzajemniła uścisk, rozejrzała się po plaży, zobaczyła kilka leżących sylwetek i dotarło do niej, że wcale nie śniła. Krótkie oględziny pozwoliły jej stwierdzić, że Papuszy nic nie jest, a ona sama wyszła z wybuchu z dziwnym, piekielnie swędzącym przypaleniem na nadgarstku. Po tym, elfka wraz z dziewczynką, zaczęły budzić pozostałych ocalałych.

***

Elfka, swoje zbierając rzeczy, które jakimś cudem znalazły się razem z nimi na plaży, przysłuchiwała się rozmowie. Z wielu pytań, które chodziły jej po głowie, przynajmniej kwestia gwałtownego końca ich środka transportu została wyjaśniona. Nie widząc sensu w dalszym śledzeniu kłótni, zwróciła się do Papuszy:

- Wiesz co to za miejsce? - spytała.
- Nie wiem - odpowiedziała dziewczynka, kręcąc główką.
- Więc to nie jest ta sama wyspa, przy której byliśmy poprzednio? - spytał Atuar, nieco zaskoczony. - Ta, przed którą nas ostrzegałaś?
Papusza w odpowiedzi tylko pokręciła głową.
- Ale to stale ten sam świat? - spytał kapłan.
Papusza popatrzyła na kapłana z wielkim zdziwieniem.
- Jak to, ten sam świat?
- Są też inne - odparł Atuar. - I można między nimi podróżować.
Papusza nie była przekonana, co do prawdomówności kapłana.
- Ja już jestem duża i nie wierzę w bajki. A poza tym mamusia mówiła, że nie wolno kłamać.
- Mi nie mówiła - mruknął cicho Yagar.

Atuar słuchał uważnie słów dziewczynki i przypatrywał się jej. W pamięci miał ciągle to co wydarzyło się na moment przed tym, jak “Czarny Gryf” wyleciał w powietrze. Obudzone demony lub złe duchy przejęły ciało Papuszy i raczej mało prawdopodobne było, że zniknęły. Raczej pozostawały uśpione, jak to było wcześniej. Jakby na potwierdzenie tych przypuszczeń kapłan dostrzegł dziwny błysk w oczach Papuszy. Trwało to dosłownie kilka sekund, ale kapłan wiedział, że jego domysły się właśnie w tym momencie potwierdziły.

Chui natomiast spojrzała na Atuara z wyrazem niedowierzania na twarzy. Czy on właśnie tłumaczył czteroletniej dziewczynce coś, co ona sama do niedawna wkładała między bajki? To jednak nie był dobry czas ani miejsce na takie rozważania. Najpierw trzeba było znaleźć jakieś miejsce na odpoczynek.

- Idziemy do wioski? - Skierowała pytanie do dziewczynki.
- A będzie tam, coś do jedzenia? - odpowiedziała mała pytaniem na pytanie.
- Zwykle na wojenną wyprawę nie zabiera się kobiet i dzieci - stwierdził Atuar. - Może uznają, że mamy pokojowe zamiary.
- Pewnie tak - odpowiedziała dziewczynce, po czym zwróciła się do kapłana. - Z takim pode...
- Zaraz – Caliszyta zmarszczył brwi podejrzliwie, trawiąc kapłańskie pytania. - Pytasz się jej? Podejrzewasz, że to ona... - Spojrzał na dziewczynkę spode łba. - Stoi za całym tym cyrkiem? - Zlustrował dziewczynkę. - Jako jedyna nie ma znamienia.
- Szczęściara - skomentował Czerwony Czarodziej, drapiąc się po dłoni. - Strasznie swędzi.

Papusza słysząc ton głosu Bahadura wycofała się za Chui i mocno przytuliła do jej nóg. Widać było, że dziewczynka boi się podniesionego głosu mężczyzny.

-Jak śmiesz?! To tylko dziecko! - Chui spojrzała wrogo na mężczyznę, który groził jej Papuszy.
- Dziecko – syknął. – I od czasu, kiedy mamy to dziecko, zaczęli nam ginąć ludzie.
- Doprawdy? - prychnęła kobieta. - A mnie się wydawało, że to wina Lanthisa, który rozzłościł władcę tej krainy. Ale co ja tam wiem... Jego już nie ma, więc musiałeś sobie znaleźć innego winnego?
- Lanthis nie żyje, kurewska jego mać – zaklął niczym któryś z marynarzy „Czarnego Gryfa”. - To... - wskazał na bliznę – Musiało mi zrobić coś innego. - Wzdrygnął się, spoglądając złym wzrokiem na Papuszę.
- Na pewno nie ja! Też taką mam! - wtrącił się Yagar, choć nikt go nie słuchał.

Mała popatrzyła wylęknionym wzrokiem na Bahadura i rozpłakała się w głos. Tuż jednak zanim w jej małych oczach pojawiły się łzy, Caliszyta zauważył coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Dziwny blask, który był pełen tłumionej złości i agresji.

- Pragnę ci przypomnieć, że to dzięki niej...
- A to... - odsunął się naprawdę zbyt szybko, żeby ktoś pomyślał, że ruch jest wystudiowany. – To nie jest dziecko. Dziecko tak nie patrzy... - wymamrotał średnio składnie.
- To dzięki niej podczas walki mogłam ustrzec nas przed krukogryfami. - kontynuowała spokojniejszym głosem. Jej podniesiony ton tylko pogarszał stan dziewczynki, a Bahadur nie był tego wart. Kobieta położyła uspokajająco dłoń na głowie małej.
Papusza mocno wtuliła się w elfkę i pociągnęła ją za rękaw, aby ta się nachyliła. Gdy Chui to zrobiła, dziewczynka szepnęła:
- Nie pozwól mnie skrzywdzić. Ja nie jestem zła. To oni. Oni są źli.

Elfka w odpowiedzi tylko kiwnęła głową, wzięła małą za rękę i zaczęła się zbierać w kierunku miasteczka.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 16-10-2012, 01:06   #5
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Atuar spojrzał na Bahadura i pokręcił głową.
- Nie denerwuj jej - powiedział. - Chui, oczywiście. Jedziemy na tym samym wózku.

- Jest ślepa. - odpowiedział prosto. - Ale, jak słyszałem, demony zawsze wybierają najsłabsze ogniwo... - wzruszył ramiona niewesoło.
- Taaa... Najsłabszym jest Papusza - odparł Atuar, gdy wymieniona znalazła się poza zasięgiem jego szeptu. - I, pewnie nie wiesz, jest już, że tak powiem, zajęta.
- A gdybym ja zaproponował pozbycie się dzieciaka to byście mnie wyzwali od dzieciobójców - westchnął Mulanin. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie - jak ktoś jest łysy i ma tatuaże to od razu uważają go za jakiegoś psychola...
- Byśmy cię wyzwali od głupców - powiedział kapłan.
- A czy jesteście pewni, że kiedykolwiek istniała jakakolwiek Papusza? Z tego, co o statku słyszałem, powinna dawno być martwa – wciął się Caliszyta. - Bardziej mi się układa, że jakiś demon wszedł w martwe ciało, by dobrać się do Chui. Spójrzcie na nią – ją prawie już opętał.
- Siedziałeś sobie spokojnie w ładowni i o niczym nie wiesz - stwierdził Atuar. - W niej, na statku, były dwa duchy. Kłóciły się, który ma do niej większe prawo. Dyskusja się nie skończyła, bo wysadziliście statek.
- Do niej, czy do ciała? - nagle zwrócił całą uwagę na Atuara.
- Nie wydaje mi się, by to poprawiało jej sytuację. Atuarze... Nie masz przypadkiem jakiś zaklęć na złe duchy? Wy, kapłani, powinniście znać się na takich rzeczach. - Czarodziej wymówił “kapłani” z taką intonacją jakby miał zamiar splunąć. Chyba ich nie lubił. Co prawda, nie lubił wielu rzeczy...
- Złe duchy można przepędzić - odparł zapytany. - Ale nie z każdym się to uda. Odpowiednio silny duch zagra ci na nosie i tyle. A mówili o ciele - odpowiedział na pytanie Calishyty. - Przynajmniej jeden z nich - uściślił.
- Zaklęć? Jakiś kurhan czy grzebanie żywcem nie uwiązuje ich?
- Już widzę jak przekonujesz elfkę do pogrzebania żywcem jej “córeczki” .
- Sumienie dla diabłów znalazł... - odburknął Yagarowi caliszyta, mierząc czarodzieja lekko wyzywającym spojrzeniem.
- Żeby uwięzić ducha w kurhanie potrzeba silnych zaklęć - wyjaśnił Atuar. - Samo zasypanie ziemią nie wystarczy.
- Czyli nie spróbujemy? - Czarodziej wydawał się niepocieszony.
- Wolę, żeby te duchy siedziały w niej, niż w którymś z was - odparł kapłan. - Ruszamy za nimi? - spytał.
- Ruszamy. Musimy pilnować elfki. Kobieta plus złe duchy? To byłoby straszne.
- Nie, nie ruszam - odpowiedział kategorycznie Bahadur. - Mają palisadę. Pewnie mają i zbrojnych. Jeśli będą chcieli sprawić im problemy, nic tam nie pomożemy. Wolę pierw zobaczyć, jak sprawy mają się w mniejszej.
- Zadziwiasz mnie, Calishyto. Nie sądziłem, że byłbyś w stanie zostawić elfkę i małe dziecko samotnie... - Yagar otarł oczy rękawem. - Jestem taki dumny!
Wydawało się, ze Noa przez cały czas głęboko w tyle miała dyskusje pomiędzy ocalałymi. Jej nieprzytomne spojrzenie błądziło gdzieś po falach oceanu, jakby cały czas nie mogła uwierzyć w to co się stało. To, że żyła nie było wcale wielkim darem... Bo cóż to za życie miało od tej chwili być? Żyła by strzec Asharaka a w tej chwili wydawało się, że zawiodła... Na całej linii.
- Jesteśmy sami. Na obcej ziemi... Jeśli ktoś chce się pierdolić w gry “szarmancki i bohaterski” to niech lepiej od razu zedrze z siebie ubrania i nadstawi dupę coby coś mu się w nią wgryzło.- powiedziała dalej wpatrując się w morze. W jej głosie trudno było doszukiwać się gniewu, pogardy - zwyczajniej przy takich słowach zgryzoty. Wypowiedziała je zupełnie obojętnie, a być może szczerze? Tak jak obwieszcza się pogodę jakby samemu przed sobą, tuż po nadejściu ranka.
W końcu przeniosła spojrzenie na Bahadura.
- Ta mała może okazać się przydatna... Może nie mamy armat i kul ale ta beczka z prochem może być odpalona w dogodnym dla nas momencie. A wtedy kto wie...- przeniosła spojrzenie z małej na wioskę gdzieś w oddali. - Duże bum i element zaskoczenia mogą okazać się nam kiedyś pomocne. Gdyby ktoś potrafił zapanować nad mocami tej małej, zapewne nie zostawiali by jej na pewną śmierć głodową.
- Szczerze powiedziawszy, to “duże bum” niezbyt dobrze wam wychodzi.
- Tyle, że to... coś... nas nienawidzi – odpowiedział nieco ciszej Calishyta, puszczając mimo uszu dziecięce docinki Yagara – Sądzę, że jeśli kiedyś wybuchnie, to pierw dołoży starań, żeby przede wszystkim zabić przede wszystkim nas.
- Tak więc musimy odpowiedzieć sobie na bardzo proste pytanie...-Popatrzyła w kierunku maszerującej elfki - Czy jesteśmy w stanie się jej pozbyć? A jeśli nie, czy jesteśmy gotowi zaryzykować jej towarzystwo. I czy może mądrym jest oddawać coś tak silnego w ręce nieznanych nam osobników... Jeśli panna szpiczaste ucho dalej będzie miała się za najdoskonalszą, matczyna sucz w stadzie... Doprowadzi ją to do zguby. A wtedy wolę być jak najdalej od niej.- tym razem odwróciła głowę w kierunku drugiej wioski.
To tam widziała ich szanse - może uda im się wykraść jakieś zapasy? Wodę, jedzenie? W obecnej sytuacji to było najpotrzebniejsze. Duchy, demony czy inne dziadostwo zamknięte w niepozornym ciele dziewczynki stały się najmniejszym problemem... Nie jej problemem. Z każdym krokiem jaki Chui stawiała w kierunku ufortyfikowanej wioski.
" A leź za nią jak pies za suką..."- pomyślała lekko uradowana, kiedy kapłan fałszywej wiary ruszył w jej ślady. Póki co pozbyli się najsłabszych ogniw, a właściwie pozbyły się one same siebie...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 16-10-2012, 19:24   #6
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Gdy tylko cementująca drużynę więź, jaką był kapitan Lanthis i jego flagowy okręt, okazało się, że na wierz wypłynęły uśpione konflikty i animozje.
Teraz gdy nic ich nie krępowało i każdy mógł pójść w swoją drogę, doszło prawie natychmiast do podziału drużyny.
Chui i jej mała podopieczna skierowały się w stronę większej osady. W ślad za nimi ruszył Atuar.
Druga grupa udała się w kierunku mniejszej osady.

Chui, Atuar
Droga była w miarę przyjemna i spokojna. Teren równy i w większości porośnięty rdzawą trawą tylko gdzie nie gdzie znajdowały się płachty tereny pokryte piachem i żwirem.
Z każdą kolejną minutą robiło się coraz cieplej. Słońce wspinało się coraz wyżej, ale chmury nadal pozostawały mleczno białe. Ciągle jednak pod nogami snuła się wszech obecna w tej krainie mgła.
Od chwili opuszczenia plaży nad krajobrazem dominował las znajdujący się na horyzoncie. Zarówno Chui, jak i Atuar czuli dziwny niepokój związany z tą gęstą puszczą. Sami nie potrafili powiedzieć, czy to za sprawą mgły, czy też ogólnie nie przyjemnej sytuacji w jakiej się znaleźli.
Wiedzieli, że priorytetem dla nich jest znalezienie schronienia i jedzenia.

Im byli bliżej tym coraz większy czuli respekt zarówno przed potężnym lasem, jak i wzniesioną tuż na jego skraju osadą. Solidna i wysoka drewniana palisada otaczała cały gród. Na pierwszy rzut oka wyglądało, że może ona przetrzymać nie jeden najazd.
Duża dwu skrzydłowa brama stanowiła wejście do osady. Po jej lewej i prawej stronie ustawione były dwie wysokie wieże strażnicze. Brama co prawda stała otworem, ale na wieżach czekało, by powitać nieznajomych dwóch strażników.
Byli to rośli mężczyźni i o barczystych ramionach. Obaj mieli też długie, czarne włosy. Atuar pierwszy dostrzegł coś, co bardzo go zaniepokoiło. Twarze strażników były poznaczone świeżymi czerwonymi bliznami. Z tej odległości trudno było stwierdzić, jakiego są one pochodzenia.
- Kto zacz? - zapytał strażnik.
Teraz gdy cała trójka stała pod bramą, charakterystyczne blizny dostrzegli już wszyscy. O dziwo i wbrew obawą Atuara, Papusza wcale nie okazywała lęku. Wręcz przeciwnie była zainteresowana i zaciekawiona.

Yagar, Noa, Bahadur
Pozostała trójka miała o wiele krótszą drogę. I choć osada była mniejsza i nie wyglądała w żaden sposób niebezpiecznie, to i tak Noa postanowiła pójść na zwiad.
Tropicielka obeszła wioskę kilkakrotnie, chcąc dokładniej przyjrzeć się życiu w niej.
Osada była naprawdę niewielka, bo liczyła zaledwie kilkanaście chat. Jeden z budynków wyglądał jak karczma, ale raczej nikt poza miejscowymi w niej teraz nie przebywał.
Mieszkańcami byli głównie ludzie, choć Noa zauważyła kilka niziołków oraz kilku krasnoludów.
Większość z nich ubrana byłą w podniszczone łachmany. Tropicielka nie zauważył niczego niepokojącego. Ot zwykła wiocha pośród krainy wiecznej mgły.
Z tymi oto informacjami Noa wróciła do swych towarzyszy. Po krótkiej naradzie, zdecydowali się wejść do wioski i zasięgnąć języka.

Gdy tylko trójka obcych zjawiła się w osadzie, zaraz ze wszystkich chat wyszli miejscowi, by popatrzeć sobie na nich.
Każdy ich krok i gest obserwowało kilkadziesiąt oczu. Wbrew obawą były to raczej spojrzenia pełne ciekawości i zwykłego, zdrowego zainteresowania. Kilkoro dzieci biegało wokół obcych wykrzykując słowa w jakimś obcym języku.
Z jednej z większych chat wyszedł na przeciw nich srebrzysto włosa elfka ubrana zdecydowanie lepiej niż większość tubylców.
- Witajcie przybysze! - odezwała się kobieta stając na przeciw nich - Zaiste niezwykły i rzadki to widok, obcy w naszej wiosce. Zapraszam do naszej karczmy. Pewnie strudzeni jesteście i głodni. Rarytasów to u nas może nie znajdziecie - przy tych słowach spojrzała na Bahadura, który charakteryzował się niespotykaną w tych stronach cerą - ale Haanuuk gotuje dobrze i smacznie. Wino też się pewnie jakieś znajdzie. Zapraszamy, może podzielicie się opowieściami z wielkiego świata. Okrętu żadnego nie widzieli, zgaduje więc, że to Mgła was tutaj sprowadziła.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 05-11-2012, 17:50   #7
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Już zbliżali się do miasta, gdy z bramy wyszła jakaś procesja. Trzydziestu – na oko – ludzi, z czego duża część odziana... obrzędowo? Wystrojeni w wilcze skóry, wyglądali, jakby mieli uczestniczyć w jakimś pogańskim rytuale. W środku pochodu byli też ich towarzysze... ale w tej chwili obchodzili caliszytę jeszcze mniej niż piasek z wydm pustyni Calima. Rozdzielili się z własnej woli. Chcieli eskortować Papuszę – wbrew rozsądkowi i wbrew całemu światu – więc sami byli sobie winni. Bo pewnie za Papuszę mieli ginąć.

- Musimy zejść im z drogi zanim i nam przydzielą takich słodkich strażników i wyprowadzą w pole nad własny grób. Na mój znak ruszymy w te zarośla... – pierwsza odezwała się Noa, przedstawiając wcale kuszącą perspektywę ucieczki.

Tyle, że caliszyta nie widział, aby jaskrawo ubrany Yagar wtapiał się w skąpe zarośla. Nie sądził też, aby jemu udało się bezszelestnie zniknąć w gęstwinie. Noa miała szansę – z nich wszystkich, to ona najwięcej czasu spędziła w dziczy... ale na licho miałoby mu zależeć, żeby to akurat Noa przeżyła? A poza tym, miał dojmujące przeczucie, że uciekając przed tymi kultystami, zrobiliby błąd. Nie, by Pesarkhal wyznawał się cokolwiek na zwierzęcych kultach. Wiedział tylko to, co mógł wywnioskować każdy – kultyści naśladowali zwierzę. Drapieżnika. Wilka.

A tu już porównanie miał. Jego ojciec, Ralan el Pesarkhal miał psa łownego. Zwierz towarzyszył mu od zawsze – miał go jeszcze, gdy sprawował urząd sułtana Manshaki. Stary Sejfadyn poważnie już niedomagał i rzadko widział łowy – a jeszcze rzadziej syl-pasza puszczał go na jeńców. Pies rozleniwiał się coraz bardziej, zawsze miał zadyszkę, gdy niewolnicy wyprowadzali go na zewnątrz... ale zawsze łapał trochę tchu, gdy wietrzył panikę. Mógł być stary, mógł gubić wszędzie sierść, lecz nadal podrywał się do pościgu, gdy ktoś nierozsądnie próbował przed nim uciekać. Sam Bahadur, gdy tylko dorósł do wieku męskiego, również gustował w zbiorowych polowaniach – a jeszcze nie dostrzegł nigdy, aby którakolwiek sztuka zwierza zignorowała czmychnięcie ofiary.

I był pewien, że jeśli skoczą w krzaki, mieszkańcy wnet złamią szyk i rzucą się za nimi. Nawet, jeśli na początku nie zamierzali ich łapać. A było ich zwyczajnie zbyt dużo i zbyt dobrze znali teren, aby mieli jakiekolwiek szansę uniknąć łapanki na ichniej ziemi.

- Nie – Potrząsnął głową. – Musieli nas zauważyć. Jeśli zaczniemy uciekać, natychmiast pobiegną za nami. Powoli, dopóki nas nie ścigają.

Spojrzał spode łba na czerwonego czarnoksiężnika. Zastanowił się szybko, czy w kompetencje maga opłaca się cokolwiek wierzyć.

- Jeśli będą ścigać, Yagarze, podpal krzaki za nami – syknął do niego ostatecznie – Powinno dać nam czas.

- Jeśli to przeżyjemy, bądźmy w pobliżu. Cokolwiek chcą jej zrobić... – wskazał podbróbkiem w stronę gromady. - Wywoła chaos. Popłoch. A lepszej okazji mieć nie będziemy.
 
Velg jest offline  
Stary 08-11-2012, 00:08   #8
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Ciemno, zimno, nudno, samotnie. Czas płynął powoli, jakby naigrywając się z ich marnego losu. Chui zazdrościła Papuszy, której w końcu udało się zasnąć. Dla niej sen nie nadchodził. Podobnie jak dla Atuara. A gdy ten objął ją ramieniem, nie protestowała. Resztę nocy spędziła w stanie między marą a jawą, co i raz budząc się i rozglądając z niepokojem po pomieszczeniu.

***

- Atuar ma rację. To był tylko zły sen – odparła uspokajająco kobieta. –Tylko zły sen.
A przynajmniej taką miała nadzieję. Już raz dziewczynka miała proroczy sen. A ten w szczególności jej się nie podobał. Jednak nie mogła po sobie pokazać, że się boi. Nie, gdy musiała wypaść przekonująco przed małą. Teraz jej odczucia się nie liczyły. Żeby odciągnąć Papuszę od ponurych myśli i choć trochę ja rozgrzać, zaczęły towarzyszyć kapłanowi w ćwiczeniach.

***

Bóg Wilk. Czyli jednak. Nagła bladość na jej twarzy świadczyć mogła o tym, co Chui przeżywała. Tylko dlaczego ten cały bóg miałby karać ich za coś, czego nie zrobili? Długoucha chwyciła się tej myśli. Nie miała innego wyboru. Musiała być silna dla niej. Dla dziewczynki.

***

Widok pozostałej trójki zaniepokoił kobietę.
-Oby – odmruknęła Atuarowi. – Jeśli tu podejdą, to ich też złapią.
Nie mogła jednak niezauważenie dać im znaku, by się nie zbliżali. Byli zbyt daleko…
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 08-11-2012, 14:21   #9
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
- Po co mi iluzje? Nędzne sztuczki, dobre dla objazdowych czarowników z marnym talentem - pomyślał niegdyś Yagar, zastanawiając się nad swymi magicznymi studiami. Po co znikać przeciwnikowi z oczu skoro można go spopielić kulą ognia? Teoretycznie prawda.
Gorzej jeśli jesteś z dwójką niemagicznych towarzyszy naprzeciw bandy fanatyków z wilczym kapłanem na czele. Przydałoby się ukryć, prawda? Ciekawe jak, skoro nie potrafisz stać się niewidzialny, a twoje kolorowe wdzianko jest widoczne z daleka?!

- Kapłani. Plwam na tych oszustów - rzekł do Noi. Jak większość osób pochodzących z Thay nienawidził kapłanów, a także bogów których czcili. Byli tylko zwykłymi marionetkami istot, które pragnęły zawładnąć światem.
- Dobra. Wycofamy się powoli, a gdyby ktoś próbował nas ścigać to przekona się o potędze mych czarów - stwierdził z wyższością w głosie, jakby zupełnie nie zauważając, że jest jedynie biednym wyrzutkiem w obcym kraju. Ktoś mógłby powiedzieć, że jest cholernym pyszałkiem, lecz on po prostu znał swoją wartość.
Gdyby rzeczywiście ktoś próbował ich ścigać Yagar zamierzał go poczęstować kulą ognia (no dobra, ciśnie ją gdzieś obok, by odwrócić uwagę), a następnie rzucić na siebie i swych towarzyszy zaklęcie o nazwie "przyspieszenie". Wrogowie, gdyby się zbliżyli, mieli zostać spowolnieni, a następnie spopieleni, jeśli będzie istniała taka możliwość. W razie gdyby wilczy kapłan zamierzał czarować, Czerwony Czarodziej miał na podorędziu rozproszenie magii, by skontrować zaklęcie.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 08-11-2012, 18:35   #10
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Chui, Atuar
Procesja podążała w milczeniu. Obecność pozostałych członków ekipy wcale nie dodawała elfce i kapłanowi otuchy. Wręcz przeciwnie, byli pewni, że ich pojawienie się wróży kolejne kłopoty.
O dziwo, jednak ani stary kapłan, ani nikt z pozostałych członków orszaków nie zwrócił na nich uwagi. Najwyraźniej ignorowali ich nie bojąc się, że mogli by zakłócić przebieg obrzędu.

Gdy cała procesja zanurzyła się w lesie Atuara i Chui ogarnął dziwny niepokój. Puszcza ta emanowała dziwną energią która była wręcz namacalna. Kapłan miał nieustanne wrażenie, że ktoś ich obserwuje spośród drzew. Rozglądał się uważnie kilkakrotnie na boki, ale nikogo nie dostrzegł. Chui szybko zwróciła uwagę na ciszę panującą w tym lesie. Nie było tutaj żadnych ptasich śpiewów, czy też odgłosów innych zwierząt. Jedynie delikatny wiatr szeleścił pośród koron drzew.
Szli dalej w głąb puszczy i choć nie było żadnej ścieżki, zdawało się, że kapłan podąża doskonale znanym sobie szlakiem.
Z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz ciemniej, gdyż drzewa rosły coraz bliżej siebie i ich korony zaczynały tworzyć szczelny dach. Po dwudziestu minutach marszu już tylko nieliczne promienie słoneczne przebijały się przez gęste listowie.
Ku wielkiemu zdumieniu elfki, Papusza zachowywała się nad wyraz spokojnie. Wodziła tylko co kilka chwil wzrokiem, gdzieś w bok jakby się czemuś przyglądała.

W końcu zbliżali się do celu podróży, którym okazała się niewielka polanka. Ziemia tutaj była wypalona i pokryta szarym popiołem. Wokół polany w równych odstępach ułożono sporej wielkości kamienie, które tworzyły krąg.
Atuar wyczuwał wielką magiczną moc bijącą od tego miejsca. Magiczna esencja wręcz unosiła się w powietrzu niczym babie lato. Dodatkowo tajemniczości temu miejscu dodawała unosząca się wokół mgła, która nadawała wszystkiemu wokół szarych barw.
- Wejdźcie na polanę - rzekł kapłan wskazując dłonią środek kręgu - Zaczekajcie tam, aż przybędzie ten, który was osądzi. Nie próbujcie opuszczać kręgu, bo skażecie się na wieczne męki. Dopiero, gdy zapadnie wyrok w waszej sprawie będziecie mogli odejść.

Atuar, Chui i Papusza ostrożnie weszli na polanę, czujnie rozglądając się wokół.
Gdy już się na niej znaleźli, Isztvan podszedł do jednego z kamieni i dotknął go dłońmi. Wypowiedział szeptem formułę zaklęcia i kamień rozjarzył się błękitnym światłem. Po chwili inne kamienie też zaczęły emanować podobnym blaskiem. Zniknął on jednak, gdy tylko kapłan boga Wilka zabrał dłonie z kamienia.
Po tym rytuale Isztvan i cała procesja odeszli w kierunku wioski, pozostawiając trójkę bohaterów samych sobie.

Yagar, Noa, Bahadur
Wbrew obawą najemników, nikt z uczestników procesji nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Ignorowali ich kompletnie, w ogóle nie zwracając uwagi na ich postępowanie. Byli najemnicy kapitana Lanthisa postanowili, więc iść śladem procesji.
Ledwo zanurzyli się w gęstwinę drzew odczuli niepokojącą aurę tego miejsca. W tym lesie było coś, co budziło ich instynktowny lęk i obawę. Cisza i mgła otaczająca ich szczelnie niczym niewidoczny woal, potęgowały tylko to uczucie.
Noa szła na przodzie grupy, gdyż najlepiej poruszała się i ukrywała w tego typu terenie. Yagar i Bahadur szli z tyły w znacznym oddaleniu za procesją.
Idąc przez las Yagar nie mógł pozbyć się uczucia, że ktoś go cały czas obserwuje. Ile razy się jednak nie obejrzał, nigdy nikogo nie zauważył. Zdawało mu jednak, że gdzieś w oddali słyszy wycie wilków. A może mu się tylko zdawało. Może to tylko wiatr szumiał pośród koron drzew.

Noa
Tropicielka szła na przodzie grupy najemników prawie, że równo z starym kapłanem. Ona także odczuwała dziwną atmosferę tego miejsca. Drzewa tutaj były niezwykle stare i nigdzie nie słychać i nie widać żadnych zwierząt. Noa jednak nie czuła, żeby ten las był martwy. Wręcz przeciwnie, gdzieś pod skórą czuła kryjące się tutaj życie.
Poruszała się praktycznie bezszelestnie, a mimo to ciągle czuła, że ktoś ją obserwuje.
Dopiero po jakimś czasie, tuż na skraju widoczności dostrzegła, że za procesją podążą nie duża wataha wilków. Co jakiś czas pośród gęstwiny drzew dostrzegła jedynie przemykający cień lub sylwetkę. Nie potrafiła powiedzieć, ile dokładnie osobników liczyła wataha, ale było ich na pewno kilka. Wilki podobnie, jak Noa poruszały się na granicy cienia i światła. Same nie były widoczne, ale wszystko dokładnie widziały.

Yagar, Noa, Bahadur
Gdy procesja doszła w końcu do celu swej wędrówki, grupa najemników obserwowała uważnie ich poczynania ze znacznej odległości. Woleli na razie nie ryzykować otwartego starcia. Ukryci obserwowali przebieg zdarzeń.
Gdy trójka ich znajomych weszła na polankę, a po chwili dołączył do nich kapłan las wypełniła jasnoniebieska poświata. Yagar odczuł potężną moc przepływającą tuż obok niego. Magiczna esencja, aż elektryzowała włosy na jego ciele.
Po krótkiej chwili poświata zniknęła, a tubylcy zaczęli wracać w kierunku wioski.

WSZYSCY
Czas jakby się zatrzymał.
Wiatr ucichł kompletnie. Najemnicy słyszeli dokładnie swoje oddechy i bicie własnych serc. Otulająca ich mgła ocierała się o nich i przenikała ich ubrania i ciała. Wszystko dosłownie w momencie stało się zimne i wilgotne.
Kolejne sekundy, kolejne uderzenia serca i ciągle nic. Nikt nie śmiał się odezwać, czy też poruszyć. Każdy czuł, że zbliża się coś. Coś, co emanowało wielką energią, potężną siłą drzemiącą, gdzieś w sercu tego lasu.
Noa zauważył jak wilki zataczają coraz ciaśniejsze kręgi wokół polanki. Pomału, ale sukcesywnie zbliżają się do niej. Teraz już mogła je dokładnie policzyć. Było ich siedem. Siedem potężnych basiorów, znacznie większych od typowych wilków.
Siedem?
Nie! Osiem!
Osmy stał na niewielkim pagórku jakieś sto metrów od polanki i obserwował okolicę.

Wilki w końcu zatrzymały się w pobliżu kamiennego kręgu. Żaden z nich jednak nie wszedł na polanę. Otoczyły ją jedynie i obserwowały stojących pośrodku ludzi.
Papusza wtuliła się w elfkę i dygotała ze strachu. Atuar rozglądał się uważnie gotowy w każdej chwili bronić siebie i kobiet będących pod jego opieką.
Nagle rozległo się przeciągłe wycie basiora siedzącego na pagórku. Długie i niskie zawodzenie przywodziło na myśl płacz dziecka. Po chwili do przywódcy dołączyły inne wilki.
Wilcza pieśń wypełniła cały las i niosła się echem w dal.
Wszystkie wilki zamilkły w tym samym momencie. Ich zawodzenie skończyło się błyskawicznie, dokładnie w momencie, gdy na środku polanki z oparów snującej się mgły zaczęła formować się jakaś sylwetka.
W pierwszej chwili sylwetka była niewyraźna i przeźroczysta niczym duch. Z każdą jednak upływającą chwilą stawała się coraz bardziej materialna. Z oparów mgły zaczął powoli wynurzać się potężny, ponad dwu i półmetrowy mężczyzna z wilczą głową i ogromnymi pazurami. Jego ślepia błyszczały w panującym półmroku i przenikały na wskroś stojących pośrodku trójkę ludzi.,
Ledwo wzrok mężczyzny spoczął na Papuszy, ta niczym szmaciana lalka osunęła się na ziemię. Tylko czujność elfki ustrzegła ją przed bolesnym uderzeniem.
Chui nachyliła się nad dziewczynką i wtedy usłyszała jej cichy głos.
- Uciekajcie stąd. Nie słuchajcie jego słów. Uciekajcie.
I choć głos bezwzględnie należał do Papuszy, to Chui wyczuła w nim jakąś obcą i groźną nutę. Nie potrafiła określić, co to było ale instynktownie się tego bała.
- Nahznachzył was - wycharczał mężczyzna - Nahznachzył. Jednak oto terahz stoicie przede mną. Oddajcie mi pokhłon i przysięghnijcie wierhność. Tylko tak ocalicie życie.
Atuar stał lekko z przodu i tylko kątem oka widział, co się dzieje z Papuszą. Jednak i tak wystarczyło mu to, by ocenić, że zbliżają się poważne kłopoty.
Ciałem dziewczynki zaczęły targać silne konwulsje. Z jej ust wyciekła gęsta piana, a oczy zaszły krwią.
- Ucieeeee.... kaaajcieeee - wybełkotała dziewczynka.
- Wilkołak czekał wpatrywał się to w kapłana, to w dygoczącą dziewczynkę. Jego czerwone ślepia pełne były nienawiści i żądzy krwi.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 08-11-2012 o 20:53.
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172