Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2013, 15:42   #11
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Post wspólny Bronthiona, Pana Błyska i Mój.


Bronthion, Terion i Shaaven pozostali sami w drodze do Mallowbrook. Pracowali razem od kilku miesięcy, a jednak prawie nic ich nie łączyło. Drowka nie interesowała się zagajaniem jakiegokolwiek rozmów by czas podróży mijał im szybciej, zamiast tego skupiając się na wspomnieniach. Te odświeżane pozwalały jej przenieść się w inne miejsca, także takie do których zapewne nigdy już nie wróci. Takie już bywały elfy. Długowieczne istoty miały wiele wspomnień, większy szacunek do historii i wykazywały się większą cierpliwością. Chociaż w przypadku Shaaven akurat na temat tego ostatniego można by polemizować.
Podczas swoich podróży po powierzchni urzekł ją niesamowity koncert zespołu „Płonące Krzesiwo” który tworzyło kilka niziołków i jeden gnom. Jak na takich małych „ludzików” grali dość szaloną i ostrą w brzmieniu muzykę. Nikomu o tym nie mówiła, lecz gdzieś w głębi kochała sztukę. Muzykę przede wszystkim, i to właśnie ją wspominała podczas drogi dyskretnie bujając się w siodle do melodii której nikt inny usłyszeć nie mógł. Brakowało jej przyjemnej adrenaliny, ostatnie tygodnie w pałacu Lith’ryi nie były tak interesujące. Zaczęła się już zastanawiać czy w czas ceremonii ślubnej nie będzie w mieście jakiś niezwykłych osób, minstreli czy bardów których mogłaby wysłuchać gdy niespodziewanie z rozmyśleń wybił ją głos Teriona. Dla elfa cisza stawała się nieznośna a droga wydawała ciągnąć w nieskończoność. Nie mógł już dłużej znieść przeciągającej się nudy.

- Czcigodni wybaczcie, że przerywam wasze medytacje. Pomyślałem tylko iż nie głupim pomysłem będzie uzgodnić kilka szczegółów naszego przebrania.

- Żaden ze mnie czcigodny, jestem Bronthion -powiedział sucho drugi z mężczyzn bardziej przypominający człowieka- tak do mnie mów bo inaczej to nie wiem czy to do mnie czy obok mnie Twoje słowa lecą. Co jednak prawda to prawda, wypadałoby ustalić jakiś plan -spojrzał na moment na Shaaven po czym znów na Teriona- Myślę, że byle strażnik nie będzie rozgarniętym czy też bystrym typem, powinno się go łatwo dać oszukać, jakieś pomysły co mu powiemy? Chciałbym wiedzieć jeszcze jedno, Terionie -spojrzał badawczo na jasnego elfa- wykonujemy ważne zadanie, będziemy nie raz musieli opracować plan działania i dostosować to do naszych umiejętności, mocnych stron i słabości, a ja nie wiem kompletnie co potrafisz i w czym jesteś dobry. Opracowywałem nie jeden plan działania, ale musiałem znać możliwości każdego uczestnika, a Twoich nie znam. Jest to mocno ograniczające jak i... niebezpiecznie, dla nas jak i zadania jakie wyznaczyła nam nasza Pani.

Drowka z lekkim niesmakiem skrzywiła usta, nie lubiła bowiem gdy ktoś przeszkadzał jej słuchać muzyki, nawet jeśli ta była tylko wspomnieniem jej wyobraźni.

-Szlachetny Bronthionie, zdaj się na mądrość pani Lith’ryi. Dość powiedzieć, że w razie potrzeby potrafię sobie poradzić, jak i cała nasza grupa mam nadzieję. Nikt też nie zrzuca na Ciebie odpowiedzialności za powodzenie planu. - Elf zmienił pozycję w siodle na odrobinę wygodniejszą. - Co zaś tyczy się naszych przebrań. Pozwoliłem sobie śmiało założyć iż dość wiarygodnym będzie gdy moja skromna osoba i piękna Shaaven... - skinął głową w stronę drowki i nagle sobie o czymś przypomniał. - O przepraszam piękna Lairiel. Podamy się za parę elfów ze szlachetnego elfiego domu kupieckiego, zaś Ty za naszego mężnego obrońcę.

W odpowiedzi Bronthion wybuchnął szczerym śmiechem, śmiechem jaki w sumie słyszeli po raz pierwszy.

- Ja jako szlachetny i mężny obrońca! Tylko rumaka białego mi brakuje -poklepał swoją karą szkape po boku- Nie wiem czy to najlepszy pomysł, będę się nieco dziwnie czuł w tej roli -chrząknął po czym wydobył zza pasa jeden z krótkich mieczy i wyciągnął rękę w stronę nieba- Szanowni Państwo! Nie musicie już obawiać się niebezpiecznego gościńca! Jam jest Sir Bronthion, obronię was przed złem i zasłonię własną piersią! Jako nakazuje mi mój rycerski kodeks jak i Bóg mój, postawię własne życie na szali by was doprowadzić całych i zdrowych do celu! -przybrał poważną minę po czym schował miecz i wrócił do dawnego ja- I jak mi poszło?

“Lairiel” aż uniosła brew słysząc tą przemowę która pasowała do niego jak pięść do twarzy.

- To było... żałosne. - Skwitowała krótko, zerkając po obu mężczyznach. Jak na dorosłego faceta wygłupiał się zupełnie jak nastolatek. Chociaż z tego czego nauczyła się o ludzkiej kulturze wiadomo jej było że to dość częsta przypadłość u mężczyzn tej rasy.

Natomiast Terion w odpowiedzi uniósł dłonie przed twarz i zaczął bić brawo.

- Według mnie bardziej pasuje do niego rola sługi. Zobacz na tą twarz, na pewno nie wygląda jakby odprawiał codziennie modły w kaplicy, a własnym ciałem chronił słabszych na ulicy. – Rzekła obojętnym głosem elfka i zapatrzyła się uważniej w oczy Bronthiona jakby chciała określić po spojrzeniu kim jest.

Zabójca słuchał jej ze spokojną miną, ale zwęził nieco oczy kiedy na niego spojrzała co mogło oznaczać rychłą ripostę.
- Myślę że szlachetność pasuje do mnie równie dobrze co do Ciebie Shaaven, poza tym to była tylko komedia, przy Tobie wątpię żebyśmy znaleźli szlachetnego rycerza na białym rumaku, prędzej przydałby się potwór, który by Cię spętał i wykorzystał. Da się zrobić -uśmiechnął się do niej całkiem szeroko rozbierając przy okazji wzrokiem.

Gdy go usłyszała prychnęła pod nosem kpiąco i odpowiedziała podobnym zwężeniem oczu co w wykonaniu jasnej elfki o tak delikatnych rysach twarzy wyglądało dość zabawnie.
On kpił w wyższość jej rasy? Przecież oczywiste było że spośród podziemnych elfow przeżywają selekcję tylko najlepsze jednostki, to one były postrachem podmroku, nie jacyś ludzie.
Przez chwilę się w niej zagotowało, by później doszła do wniosku że uczyła się przecież tolerancji i powinna zmienić nastawienie. Nieco złagodniała, choć nie wiedziała czemu Bronthion tak wlepia w nią ten swój wzrok. Zamrugała kilka razy i postanowiła się odgryźć.

- Nawet błazen z niego marny. Lepiej...

- Mam inne talenty - przerwał jej wbijając się w zdanie.

- Sama rasa czyni mnie szlachetną mój drogi, a co do rycerza na białym rumaku... Zakład że jeśli zechcę, to z takim przyjdę? - Nie mogła wybaczyć mu że nie wierzył w jej talenty.

Na szczęście nikt nie zwracał uwagi na jasnego, gdyż zniesmaczenie słowami drowki na chwilę zburzyło samokontrolę elfa. To coś miało by być szlachetne? Owszem drowy może i pretendowały do korony ale to było przed ich upadkiem. Teraz jednak nawet ich najświetniejsze domy są niczym, a co dopiero taka przybłęda bez rodu...

- Rasa nie czyni Cię szlachetną, ale nie mi oceniać, prędzej powinien to zrobić ktoś faktycznie szlachetny. Ja przynajmniej siebie nie okłamuje –Bronthion machnął ręką- A co do zakładu, ja mogę też Ci pokazać u siebie w łóżku piękną, jasną elfkę i nie będzie to problemem, pytanie tylko - po co? Mamy chyba ważniejsze rzeczy do roboty

- Po prostu ktoś tu przed chwilą twierdził że wątpliwe jest by znaleźć przy mnie rycerza i tu się mylisz. Moja praca polega właśnie na tym by być wszędzie tam gdzie się mnie nie spodziewa. Co do priorytetów zaś, dla mnie liczą się pieniądze.

- Mówiłem o Twoim prawdziwym ja, a nie o tym za kogo się przebierzesz i kogo będziesz grać czy też udawać

- Nie doceniasz mnie. – Odpowiedziała z lekką pretensją w głosie.

- Myśle, że bardzo bym docenił Twój temperament w sypialni -odruchowo miał się już wyszczerzyć, ale skończyło się na kontrolowanym uniesieniu warg w uśmiechu, więcej mogła wyczytać z jego oczu- Córka mroku zapewne jest ostra w tej kwestii co?

To dość odważne stwierdzenie z ust mężczyzny nawet ją zaskoczyło. Shaaven aż nieco zwolniła jazdę i spojrzała na niego mrużąc oczy z drobnym uśmieszkiem, zdawałoby się znów kpiącym i złośliwym. Chwilę milczała, aż odpowiedziała równie zaczepnym tonem.

- A ja myślę że nie będzie Ci dane się przekonać jak smakuje ten owoc. Jak to mówicie na powierzchni..? “Nie dla psa kiełbasa”?

- Przyznaj, że nie byłabyś wystarczająco odważna, żałuj. Mam przeczucie, że nie miałaś kogoś takiego jak ja. Jeszcze tego nie wiesz, ale... mamy coś ze sobą wspólnego

- Pewnie kiepskie dowcipy, albo ty też siusiasz w kuckach... a może lubisz chodzić po bazarach i przymierzać buciki? - Przyspieszyła jazdę tak by go minąć i zakończyć ten temat. Wcale nie widziała nic co mogłoby ich łączyć..

- To coś o wiele większego i głębszego, ale porozmawiamy o tym innym razem, sam na sam.

- Oh, nie mogę się doczekać na tą głębię którą przedemną otworzysz. – zakpiła mroczna.

- Głębię to Ty możesz przede mną możesz otworzyć, moja rola by się w niej zagłębić -spojrzal bezczelnie kompletnie ignorując wcześniejsze jej docinki- i nie powiedziane, że dowiesz się tego o czym teraz mówiłem -powiedział patrząc przed siebie.

Spojrzenie jasnej elfki zmieniło się na bardziej zaniepokojone gdy jeszcze odwracała się by skarcić go nieco wzrokiem.

- Jesteś bezczelny, dupa, a nie mężny rycerz. Mówiłam że pasuje do niego sługa, w jego wypadku to nawet niewolnik. Taki co go trzeba nauczyć pokory. – Powiedziała bardziej do Teriona niż Bronthiona.

- I Ty byś mnie jej nauczyła tak?-spojrzał nieco rozbawionym wzrokiem.

- Chętnie, ale nie wiem czy spodobałoby się to Lith’ryi. – odpowiedziała kąśliwym wzrokiem.

- Raczej nie byłaby zazdrosna o nasze igraszki nieważne jak seksownie byś się do nich ubrała -znowu na jego twarzy pojawił się ten uśmiech jakim często ją obdarzał gdy mówił o takich rzeczach.

- Nie sypiam z ludźmi. - Zgasiła go oschle.

Po tym podjechał do niej bliżej i szepnął tak by tylko ona go usłyszała.

- Nie jestem człowiekiem.

Shaaven aż zatrzymała konia, zaskoczona tymi słowami i patrzyła za Bronthionem, który także zatrzymał się obok niej patrząc jej głęboko w oczy, powiedział tylko głośniej do Teriona dla którego ta sytutacja mogłaby wydać się dziwna i niezrozumiała.

- Zaraz Cię dogonimy

Elf tylko uśmiechnął się ze zrozumieniem, nie pierwszy raz widział takie sztuczki i wlot zrozumiał do czego to doprowadzi. Nie miał zamiaru przeszkadzać.

- Oczywiście czcigodni.

Rzeczywiście zawsze coś jej w nim nie pasowało, ale czy mogło to być to? Elfka odpowiedziała ku jego oczom podobnie głębokim spojrzeniem, a jej błękitne oczy powiodły miękko po twarzy mężczyzny po części szukając jakiś nietypowych szczegółów które by zdradziły kim jest, a po części wbrew temu co mówiła przyglądając się mu z bliska by ocenić czy jest dość przystojny by w ogóle zawracać sobie nim głowę. Ona sama, z delikatnym trzepotem rzęs unikała jego spojrzenia, czasem tylko ku niemu wracając by upewnić się że wciąż się jej przygląda. W myślach stwierdziła że jest nawet przystojny, jak na człowieka. Nie miała jednak zamiaru mu o tym mówić, zamiast tego wolałaby jakoś się odgryźć.

- Zabawne, bo wyglądasz całkiem normalnie, ale tak dla pewności... Z dziwadłami też nie sypiam.

- A Ty wyglądasz niczym jasna elfka ze szlacheckiego domu, a jaka jest prawda? -przeniósł raz jeszcze na nią swój wzrok po czym ruszył powoli naprzód nie komentując jej ostatnich słow.

- A Ty co o tym myślisz Velisa? - Szepnęła cicho do swojej klaczy, głaszcząc ją po szyi i wpatrując się podejrzliwie Bronthiona gdy ruszyła powoli za nim. - Myślisz że to jakiś ohydny zmiennokształtny?

Elfka uniosła usta od wygiętego w tył końskiego uszka i przestała szeptać, zachowując swoje myśli dla siebie. Velisa nie była zbyt rozmowna, za to elfkę coraz bardziej dręczyła ciekawość. Chciała wiedzieć z kim pracuje, o ile on nie kłamał, a nie wydawało się jej. Podjechała do przodu, od strony Teriona, ale nic nie powiedziała. Zastanawiała się nad kilkoma rzeczami na raz, ostatecznie gubiąc wątki i błądząc wzrokiem za mijanymi drzewami lub zerkając nieufanie na Bronthiona.

- Nie jestem tu pierwszy raz, mam na myśli powierzchnię... ale dalej to wszystko wydaje mi się takie dziwne. Te zwierzęta, rośliny, niebo i całe te pogody... nie mamy tego w podmroku...

“No prosze, teraz pokazujesz twarz zagubionej istotki? Masz ją pewnie nie jedną” pomyślał Bronthion jadąc spokojnie.

- Da się przyzwyczaić, z czasem Ci to uczucie przejdzie, uwierz -obrócił głowę w jej stronę- jednak ja wolę piękno nocnego nieba, gwiazd i księżyca.

Mroczna elfka zmarszczyła brwi bo jakoś wizja zauroczonego pięknem natury Bronthionem jej nie pasowała. Spojrzała w końcu na jadącą w ciszy, pomijaną przez nich sztuczną księżniczkę.

- Czas się zatrzymać. - zawołała resztę i zatrzymała konia golema z nimi jadącego. - Dziś twój wielki dzień Klatia, ale nim przybędziesz na swój ślub musimy zadbać o twoje bezpieczeństwo... - zwróciła się do sztucznej kobiety.

Elfka wyciągnęła z plecaka zwinięty starannie materiał w kształcie koła i rozłożyła go w powietrzu niczym trzymając płachtę na byka, gdy tylko tak się stało brzegi zaiskrzyły nieco a wnętrze stało burzliwą, pełną kłębów jakichś oparów pustką. Rozwiały się one w nagle i wessały w głąb, tworząc zupełnie, nieprzejrzystą ciemność podczas gdy krawędzie materiału aż drgały od przepływającej przez nie energii. Był to portal do przestrzeni bez wymiaru, obcego, nieznanego świata w którym z tego co wiedziała elfka - nie było nic. Magiczny przedmiot przez czarodziejów nazywany przenośną dziurą.

- Kochanie, wejdź do środka. Wyjdziesz już w swoim zamku, by przyszykować się do swego ślubu z efem... jak mu było? - spojrzała na resztę i sobie nagle przypomniała. - Maraithemem Franbenem. Uhh.. paskudne imię. – wymsknęło się jej - O nas niebawem zapomnij, jesteśmy tylko twą gwardią ochronną, najważniejszy jest ślub! –Podkreśliła wyraźnie.

Shaaven wskazała golemowi drogę do środka tajemniczej przestrzeni, która ani trochę nie wyglądała zachęcająco. Sztuczna Klatia była jednak pozbawiona wolnej woli gdy rozkazy wydawało któreś z ich trójki, więc ochoczo przełożyła jedną, potem drugą nogę i schowała się w środku. Elfka bez zbędnego przeciągania sprawy zwinęła ostrym ruchem płachtę, zamykając portal i więżąc “księżniczkę” po drugiej stronie. Gdy już płachta przypominała małą, złożoną serwetkę - Shaaven wsunęła ją za ubranie i puściła wolno konia na którym jechał golem-księżniczka. Czas naglił więc wskoczyła na Velisę i spojrzała po obu jadących z nią mężczyznach.

- W drogę panowie... Wiecie co? Pan młody będzie miał tragiczną noc poślubną. - Zaśmiała się miękko i zadowolona ruszyła w dalszą podróż.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 10-01-2013, 18:27   #12
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Słońce. Złocista kula szpecąca nieboskłon swoim palącym blaskiem, regulująca cykl życia tych wszystkich pożałowania godnych istot z powierzchni lepiej niż zrobiłby to najlepszy nawet pogromca niewolników, dająca im złudne poczucie bezpieczeństwa. Dla wielu symbol nadziei, gdy drżący ze strachu przed nieznanym kulili się w swoich sztucznych norach powtarzając niczym mantrę że po każdej nocy nadchodzi dzień, że kiedyś wreszcie musi być lepiej i nie wolno im tracić wiary. Była to w sumie jedna z niewielu zalet tego świata, bo chociaż niewiele rzeczy potrafiło rozbudzić w Ulihionie chociaż cień podobnych do ludzkich emocji to widok kompletnie złamanego i upodlonego ciepłokrwistego który wreszcie zrozumiał że dla niego już nigdy nie nastanie świt był jedną z nich. Strzaskane nadzieje, strach, poczucie bezsilności i beznadziejności wszelkiego oporu były dla Wędrowca tym, czym dla normalnego człowieka mogły być dobry pobór przypraw oraz odpowiednia kompozycja posiłku. Pomimo tego jak i długich miesięcy jakie minęły odkąd na dobre opuścił mroczne korytarze swojej dotychczasowej siedziby nie mógł jednak w pełni przywyknąć do blasku dnia i chociaż nie szkodził mu on w żaden sposób to wielokrotnie Ulihion zastanawiał się o ile przyjemniej byłoby znaleźć się na powrót w zimnych czeluściach Podmroku. Miał jednak swoje obowiązki, kierowany przez moc wielokrotnie potężniejszą i bliższą doskonałości od siebie musiał działać wypełniając rozkazy ciepłokrwistej. Początkowo konieczność oddania się pod rozkazy pomniejszej istocie była dla Wędrowca zniewagą, chociaż nigdy nie ośmieliłby się sprzeciwić mądrości tego kto posłał go na powierzchnię. W miarę jednak jak bliżej poznawał charakter Lith-ryi jej ambicja i bezwzględność w dążeniu do celu sprawiały że zaakceptował ją jako równą sobie, co uczyniło pracę dla niej znacznie znośniejszą. Drugim, mniejszym problemem była obecność innych istot które zostały zwabione mirażem potęgi i bogactw oferowanymi przez wiedźmę by zdobyć kolejne sługi. W trakcie wspólnie wypełnianych zadań Ulihion obserwował ich uważnie, próbując ocenić w jakim stopniu mogą być dla niego użyteczni, samemu rzadko wchodząc z nimi w jakiekolwiek interakcje.

Tym razem zlecenie wydawało się znacznie bardziej rozbudowane niż zadania wykonywane do tej pory, dobrze się zatem składało że wyruszył na nie z Biesem i Elardem. Bies przyciągnął jego uwagę jako pierwszy, mimo że należał do pierwotnego gatunku jego filozofia postępowania w pewnym, nieco skrzywionym sensie podobna była do postępowania Wędrowca. Obaj odrzucali najbardziej oczywistą drogę do zdobycia siły, zamiast tego dążyli do niej okrężną drogą odrzucając powszechne standardy. Co prawda przy Ulihionie nie był on niczym więcej niż tylko zwierzęciem jednak w pewnych aspektach swojej natury interesującym. Elard na pierwszy rzut oka był słaby, tak naprawdę dopiero co przestał być dzieckiem a nie zdążył się jeszcze stać mężczyzną jednak była w nim ambicja, ta sama która zdołała sprawić że zaakceptował wiedźmę. Jeśli zdoła przeżyć wystarczająco długo ta ambicja może popchnąć go do czynów wielkich, przynajmniej jak na skalę zwykłych ciepłokrwistych istot. Z tego powodu on również wydawał się Ulihionowi interesujący, na tyle by chcieć zobaczyć czy swoim życiem zdoła dorównać swoim ambicjom.

O tym, czy w trójkę są tak silni jak oceniał to Ulihion przyjdzie im się przekonać już wkrótce

***

Gdy Elard po zakończonej audiencji odezwał się do niego w mowie smoków Ulihion skinął głową. Nie uważał by konieczne było przekazywanie Biesowi wiadomości, gdy tylko zacznie się zabawa pięściarz dołączy do niej z ochotą. Od początku uważał że jeśli mają zamiar przekonać klany orków do posłuszeństwa to muszą przemówić do nich jedynym wspólnym językiem jakim wszyscy władali - mową strachu i bólu. Jeśli tylko dadzą im przedstawienie wyjątkowo spektakularne w swojej brutalności to nawet rasa brudnych niewolników będzie w stanie zrozumieć co mają do przekazania. Ulihion bez słowa dobył broni przygotowując się do walki
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 12-01-2013, 10:35   #13
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Misja, powierzona im z ręki pracodawczyni zapowiadała się interesująco, zwłaszcza iż przyszło mu współpracować z pełnym tajemnic Ulihionem, jak i mniej tajemniczym w swojej osobie Elardem. Ulihion sprawiał wrażenie persony opanowanej, pełnej spokoju oraz cierpliwości. Sam pięściarz znał takich mu podobnych, szlajających się po barach, skrytych, spokojnych, prowokujących wręcz opanowaniem. Nie raz widział jak tacy to zostają zaczepiani przez kozaków kończących potem z roztrzaskaną czaszką na parkiecie. Straszny widok.
Jedyną rzeczą jaka wadziła i wadzić raczej będzie jest fakt, iż razem z pozostałymi cycata czarnula postanowiła wyruszyć na odrębną wyprawę, zostawiając go samemu sobie i jego sprośnym myślom.


***

Forteca orków wyglądała na solidną, zwłaszcza w owej solidności ujmując fakt jej lokalizacji, jak i liczebność zgniłych ogórków pojawiająca się z każdą chwilą na blankach. Bies z reguły nie przepadał za orkami, lecz również nie czuł do nich nienawiści. Nastawienia takowego nabył swojego czasu przebywając u krasnoludów, gdzie uczył się tajnych technik wybijania zębów oraz picia ponad umór. To były dobre czasy...
Chwile później z wspomnień jego oraz pewnej krasnoludzkiej baby Hermenegildy, wyrwał go młodszy z grupy pacyfikacyjnej skrzecząc coś w nieznanej mu mowie do Ulihiona. Zdenerwowany nieco wzniósł piąchę w znaku groźby w stronę młodego kapłana, chcąc pouczyć go o podstawowej zasadzie grzeczności...

-Synek...

...kiedy to zamaskowany dobył miecza, a zmieszany nieco pięściarz zastygł niepewnie wyczekując rozwoju sytuacji, instynktownie rozglądając się za ciebie.
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 12-01-2013, 10:56   #14
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Część dalsza Bronthion, Terion, Shaaven.

Po długiej podróży cała trójka dotarła do Mallowbrook, tam natknęli się jednak na przeszkodę którą był strażnik. Pilnował on by do wewnętrznego pierścienia miasta nie dostawała się biedota i byle kto.
Tego dnia Terion ubrał się jak przystało elfowi, biała tunika bez rękawów za to ze złotymi zdobieniami, spodnie z miekkiej skóry, jako kompromis między praktycznym strojem do jazdy konnej a elfią elegancją, do pasa zaś miał przytroczony medalion od Lith’ryi. Strażnik nie wydawał się w jego oczach szczególnie tępy ale i na mędrca nie wyglądał.

- Jestem przedstawicielem domu Sylvari z Silverymoon, Terion Sylvari.- Przedstawił się elf. -Wraz z moją świtą przybyliśmy do Mallowbrook aby zbadać zapotrzebowanie na elfie wyroby którymi handluje dom Sylvari.
“To był całkiem niezły pomysł” pomyślał Bronthion wspominając pierwszy dziwny plan, w którym miał być szlachetnym rycerzem. W dodatku jako świta nie musiał się odzywac, zatem siedział prosto w siodle i spoglądał spokojnie na mury miasta Mallowbrook.
Elfce za to wraz z kolejnymi słowami Teriona uśmiech szybko zszedł z twarzy. Spojrzała na niego z tłumioną w sobie złością bo przecież nie na coś takiego się umawiali. Mieli być elfią parą, a teraz została świtą? Handlarza? Co to za bezsens! Czemu on nagle zmienia plan bez konsultacji ze mną?! - pomyślała, ale szybko przywróciła swej twarzy maskę przyjemnego uśmiechu aby strażnik nie był podejrzliwy. Milczała i uśmiechała się, ale niezbyt nachalnie, przy okazji wykrywając myśli mężczyzny od którego zależało ich przejście.
Popatrzył on na stojącą przed nim grupę. Chwilę się zamyślił i w końcu rzekł:

- Witaj panie! Zaszczyt to dla nas, że taka osoba przybywa do stolicy naszego księstwa. Problem jednak w tym, drogi panie, że to nie jest dobry czas na tego typu wizyty. Wielkie święto się zbliża i wielkie tłumu do Mallowbrook ciągną. Dyplomaci, szlacheckie rodziny z okolicy, a nawet władcy ościennych miast i państw. To nie jest dobry czas, by interesami się zajmować. Radzę zatem wynająć pokój w jakieś gospodzie poza murami miasta i zaczekać, aż się uroczystości skończą.
- Chyba nie zrozumiałeś człowieku z kim masz do czynienia. Dobrze wiem o zbliżających się uroczystościach i możesz myśleć sobie co chcesz ale to najlepszy czas tak dla naszego domu jak i dla waszego księstwa na prowadzenie interesów. A skoro dyplomacja Cię przerasta to zejdź nam z drogi. - Elf był wyraźnie zniesmaczony tak ordynarnym traktowaniem. Ot zwykły człowiek śmie odmawiać wstępu szlachcicowi. Aż się w nim zagotowało z oburzenia.

No pięknie, więc teraz błyszczymy kulturą? Tak to na pewno go przekona by wpuścił nas do miasta. Może ja powinnam się odezwać? Albo nie, niech robią co chcą i tak wypełnię zadanie, z nimi czy bez nich. - Pomyślała Shaaven poprawiając dekolt by za wiele nie odsłaniał, tyle że tak by akurat “przypadkiem” strażnik to zauważył. Znała już dręczące go myśli, czuła że nic go nie obchodzą i mężczyzna marzy tylko aby skończyć już swój dzień służby, przynajmniej świadczyło to o tym iż nie był ani trochę podejrzliwy i chciał uniknąć problemów zamiast sobie ich dostarczać.
Strażnik popatrzył na grożącego mu elfa. Jego obojętne mina wskazywała, że słowa te nie zrobiły na nim większego wrażenia.

- Nie chciałem cię panie urazić. Moje słowa miały być tylko dobrą radą. W mieście naprawdę już duży tłok panuje i ciężko o jakiekolwiek miejsce w karczmie, czy zajeździe. W podgrodziu jeszcze pewnie wam się uda, ale tego też nie zagwarantuje. Dostałem rozkaz, by nie dopuszczać do przeludnienia w mieście, bo to może być bardzo niebezpieczne. Wybacz, więc panie, ale muszę odmówić.
Strażnik skłonił się przed elfem i wykonał dłonią gest, jakby pokazywał grupie przed nim stojącej, że mają zawrócić i zwolnić miejsce kolejnym chętnym na wjazd do miasta.
Co prawda niechętnie ale musiał dać za wygraną. Rzeczywistości nie zmienią żadne słowa, skoro się nie da to się nie da. Niemniej strażnik zasłużył na srogą zemstę.
Elfka zrobiła wyraźnie zawiedzioną minę i spojrzała prosząco w oczy strażnika.

- Więc nie zobaczę ślubu? Ale.. Takie coś zdarza się raz na całe życie, gdy wszelkie podziały ulegają miłości i... - umilkła gryząc się w język i udając że zdaje sobie sprawę że nie może za dużo się udzielać. Zrobiła natomiast maślane, błagające oczka w kierunku strażnika.

Bronthion skrzywił się nieco “Cholerna pieczęć... gdyby nie ona przeszlibyśmy bez problemów, spróbujmy inaczej”.
- Pozwolisz Panie, że się wtrącę -zwrócił się do Teriona grając swoją rolę po czym przeniósł wzrok na strażnika- Jeśli mnie słuch nie myli to powiedziałeś, ze dostałeś rozkaz by nie dopuścić do przeludnienia, zgadza się? Zatem Ci wszyscy inni ludzie za nami także od razu mogą zawrócić?-wskazał palcem na kolejkę za nimi- Pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę, że sam powiedziałeś nam, że być może znajdziemy miejsce w Podgrodziu, dlaczego nam o tym powiedziałeś jeśli nie wpuszczasz NIKOGO? Rozumiem jak najbardziej groźbę przeludnienia, ale weź pod uwagę, że nie jesteśmy byle chłopami, którzy chcą obejrzeć dziwowisko i będą bezsensownie zajmować miejsce. Jesteśmy przedstawicielami domu Sylvari i wpuszczenie nas może przynieść wymierne korzyści dla miasta, które Ci płaci. Jeżeli w podgrodziu faktycznie nie będzie dla nas miejsca to wyjedziemy bo spać na ulicy z żebrakami nie mamy zamiaru, ale pozwól nam to sprawdzić.
Strażnik zamyślił się nad słowami mężczyzny.

- Rację masz panie, ale tylko po części. Nie wiem, kto jeszcze czeka w tej kolejce, więc nie mogę wszystkim na raz odmówić. Każdy może tutaj stanąć przede mną, tak jak wy to uczyniliście i przedstawić się kim jest. Rację też masz mówiąc, że wasza obecność może być owocna dla miasta. Dostałem jednak jasne wytyczne, kogo mogę wpuszczać, a kogo nie. By jednak udowodnić ci panie, że nie ma w naszym postępowaniu złych intencji i braku szacunku dla gości, wyślę umyślnego do książęcego urzędnika i on podejmie ostateczną decyzję.
Zaczekajcie zatem państwo na poboczu, aż umyślny z wiadomością wróci. Zgoda?

- Dziękuję, zaczekamy tak jak mówisz.

Dostarczenie wiadomości do urzędnika i oczekiwanie na powrót umyślnego trwało prawie pół godziny. W tym czasie strażnik odprawił z kwitkiem kilkanaście osób wpuszczając tylko jedną delegację nomadów.
Gdy wrócił umyślny pokłonił się przed strażnikiem i szepnął mu coś na ucho.
- Podejdźcie tutaj - zawołał strażnika - Otrzymałem właśnie wiadomość, że możecie udać się do miasta, ale zaraz macie spotkać się z książęcym urzędnikiem Filonem. Ten chłopak was zaprowadzi.
Elfka z udawaną radością jakoby cieszyła się z pozwolenia wstępu zbliżyła się do Teriona i szepnęła mu na ucho.

- Później mi się z tego wytłumaczysz... ale do urzędnika możecie iść beze mnie, zmyśl coś że wysłałeś mnie po prowiant czy co innego.
Przez jakiś czas elfka szła za resztą, by niespodziewanie się odłączyć. Wyruszyła w stronę bazarów, miała tam kilka spraw do załatwienia.
Terion czekał na ten moment więc mógł zareagować natychmiast.

- Pani Lairiel! Sądzę, że na zwiedzanie miasta będziemy mieli jeszcze dość czasu. W tym momencie powinniśmy dokończyć formalności. - Zawoła elf za oddalającą się drowką. Najwyraźniej nie miał zamiaru rzucać się w paszczę lwa sam. A nuż bardziej zasmakują bestii krągłe kształty i będzie się można wywinąć bez uszczerbku.
Bronthion szybko wyłapał w czym rzecz słysząc słowa Teriona i także zwrócił się do elfki.

- Tym większy by był to nietakt biorąc pod uwagę gościnność jaką nam okazano.

Wy zmieniacie plany bez konsultacji ze mną, to i ja mogę. - pomyślała posyłając im złośliwy uśmieszek nim zniknęła w tłumie, pozostawiając ich samych sobie. Najważniejsze że ona wciąż miała fałszywą księżniczkę, a tłumaczenie urzędnikowi czemu przybywają do miasta zostawi im, w końcu na co do tego służka?
Na twarzy Teriona Malowało się bezgraniczne zdumienie i zagubienie, potrząsał głową jakby próbował się obudzić z koszmaru.

- Ja nie rozumiem, dlaczego pani Lairiel miała by uciec w taki sposób?

Tymczasem po przejściu paru uliczek "pani Lairiel" przestała istnieć gdy zamiast niej zza jednego ciemnego zaułka ostrożnym kroczkiem wyszła inna niewiasta.


Ubrana we wspaniałą, elegancką, pasującą do uroczystości suknię Shaaven przypominała tym razem elfią czarodziejkę. Zupełnie inne rysy twarzy i kolor włosów skutecznie gubił ślad za poprzednią jej tożsamością. Pozostało zmyślić jakieś elfie imię...

Ayllia.


Złodziejka przypomniała sobie że ma przy sobie nawet dwie różdżki, umieściła je więc przy pasie, nieco na widoku by zapewnić swojemu przebraniu większą wiarygodność. Poprawiła uśmiech, prawie z takim samym wysiłkiem jak naprzykrzającą się bieliznę i ruszyła w kierunku bazarów które widać było z daleka. Udawanie zachwytu miastem nie było takie trudne, gdyż i tak była tu pierwszy raz i wszystkiemu musiała się przyjrzeć. Pośród zmyślnych sklepów wybrała ten który najbardziej przypominał stragan z smacznymi owocami, przyprawami i egzotycznymi warzywami, a opiekowała się nim kobieta. W końcu z kim tak nie poplotkuje jak z inną kobietą? Patrząc na to wszystko sama poczuła jak głodnieje, ale z ciepłym uśmiechem przywitała się tylko i zapytała jakie są jabuszka. Odpowiedź nie była zaskakująca... sprzedawczyni nie byłaby kim jest gdyby nie zachwaliła swoich towarów. Elfka zamówiła więc kilka owoców i wyraźnie nie śpiesząc się z dalszymi zakupami stanęła nieco obok by nie przeszkadzać w interesie.

- To taka niezwykła chwila gdy nasze ludy, dotąd żyjące obok siebie połączy coś tak pięknego jak miłość. Nie mogę się doczekać by zobaczyć jak zaplanowano ceremonię ślubną... - Elfka na chwilę się zamyśliła jakby rozmarzona, lecz wewnątrz umysłu czuła tylko jakąś odrazę wypowiedzianymi przez siebie słowami. Mroczne elfy nie zawierały małżeństw, a teorie miłosne były im obce. W każdym razie Shaaven nie mogła zrozumieć co ciągnie naziemnych do wiązania się na całe życie i tych wszystkich wyrzeczeń. Ugryzła jabłko, i mruknęła z aprobatą. - Dobre! - zamilkła jeszcze na chwilę by przegryźć słodki owoc i ciągnęła dalej. - Pani będzie na ceremonii? A może wie pani coś więcej ode mnie? Proszę mi opowiedzieć! - złożyła łapki błagalnie, z nienachalną miną i wdzięcznym uśmiechem udając swoją ekscytację. Nie miała zamiaru odpuścić nim nie dowie się więcej o miejscu ceremonii i plotkach jakie krążą apropo tak samej ceremonii jak i królewny. Od przybytku w końcu głowa nie boli - pomyślała i ugryzła kolejne zakupione przez siebie jabłko.


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 12-01-2013, 19:01   #15
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Minęło zaledwie kilka chwil od zniknięcia drowki, wściekłość wrzała w duszy Teriona. Nie miał wątpliwości, że ta zdradziecka suka ich wystawiła i zapłaci za to. W drodze do Filona miał dość czasu na snucie marzeń co do różnych sposobów torturowania mrocznej. W miarę upływającego czasu wściekłość okrzepła, miał pomysł jak zaszkodzić Shaaven i nie potrafił ukryć uśmiechu kiedy o tym myślał.

Spotkanie z Filonem przebiegło nadzwyczaj pomyślnie, nie tylko uwierzył w historię o domu Sylvari ale jeszcze zaprosił ich na kolację. Szkoda, że Lairiel będzie zbyt zmęczona aby towarzyszyć nam w willi Filona. Los wyraźnie dziś sprzyjał Terionowi, a skoro tak to nic nie przeszkadzało by jeszcze coś od tego losu wyciągnąć.
Zaczepiony strażnik wskazał im gospodę. Najtańszą na jaką mógł pozwolić sobie elfi szlachcic czyli najlepszą w mieście. Tanio nie było ale za to jedzenie przyzwoite i względna wygoda, na pewno większa niż na szlaku.

Terion wrócił do gospody na dwie godziny przed umówionym spotkaniem u Filona. Pozostały czas wykorzystał aby odpowiednio się przygotować. Kazał nanosić wody i zmył z siebie pozostałości podróży. Wyraźnie zadowolony po tak odświeżającym doznaniu Ubrał szatę w kolorach srebra i zieleni, barwach nieodmiennie kojarzonych z elfim rodem. Specjalnie na podobne okazje zapakował dwa takie stroje. Zostało już tylko zabrać Bronthiona i udać się do willi.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 13-01-2013 o 14:21.
Pan Błysk jest offline  
Stary 13-01-2013, 21:48   #16
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Jakby na to nie spojrzeć to Bronthion zawiódł się na drowce. Niesubordynacja i działanie według swojego widzimisię na tak poważnej misji pokazuje przede wszystkim brak szacunku do nich jak i przede wszystkim do samej Lythri’ii. Po to zostali wysłani we trójkę by we trójkę wykonać zadanie, jednak jeśli będzie trzeba… załatwi to sam z Terionem. Co prawda niezbyt go znał, ale wyglądał na kogoś w miarę solidnego i nie odstawiającego babskich numerów do jakich z pewnością można zaliczyć ten Shaaven. Miał ochotę sprać ją na kwaśne jabłko, ale gdyby udał się na poszukiwania drowki, które byłyby trudne i czasochłonne sam nie pokazałby lepszej postawy od niej samej. Każda ich minuta spędzona w mieście była ważna i powinna zostać dobrze wykorzystana, mroczną zajmą się później.

Bronthion miał pewne obawy co do reakcji Filona na brak jednej osoby, ale o dziwo poszło gładko. Zabójca jednak od razu w euforię nie popadał, zaproszenie na kolację należało przyjąć i stawić się punktualnie, a tam czekać na nich może wiele pułapek, które będą musieli zwinnie ominąć by nie odkryto ich oszustwa.

Do kolacji tak naprawdę wiele czasu nie pozostało, a dopóki tego nie załatwią nie powinni wzbudzać podejrzeń. Dlatego też czas spędził w gospodzie na jedzeniu, piciu i przede wszystkim obmyślaniu kłamstw i bajeczek jakimi miał zamiar nakarmić Filona. Kiedy nadszedł wieczór był gotów i razem z Terionem udał się na miejsce.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 17-01-2013, 09:18   #17
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Wysłannicy Lith’ryi dotarli do wskazanych przez wiedźmę celów i pomału zaczęli realizować plan, jaki im wyznaczyła.

Elard, Ulihion, Bies
Negocjacje z przywódcą orków na niewiele się zdały. Elard, który je prowadził zdziwił się zaradnością tych było nie było prymitywnych istot. Ich przywódca Skumgard był niezwykle ostrożny i można było rzec sprytny. O sobie mówił niewiele, poza znanymi powszechnie ogólnikami. Za to od Elard wyciągnął kilka informacji. Mężczyzna zdziwił się zaradnością orka w prowadzeniu negocjacji. Fakt, że to ork występował w roli tego, który może obdarzyć łaską, wiele mu ułatwiała, ale i tak sposób w jaki przebiegła rozmowa wskazywał, że zielonoskórzy przeszli naprawdę niezwykłej przemianę.
Elard przez cały czas prowadzenia rozmowy nie mógł się pozbyć odczucia, że Skumgard jest tylko pionkiem, marionetkowym władcą. Gdzieś w cieniu musiał się kryć ktoś, kto nauczył orków budowania twierdz, zabezpieczeń i umocnień. Ktoś kto powiedział Skumgardowi, jak ma się odzywać i zachowywać.

Po wyjściu z jaskinie Elard dał znak swym towarzyszą, że negocjacje nie przyniosły rezultatu i trzeba przemówić do zielonoskórych w inny sposób. Zdecydowanie bardziej tradycyjny.
Cała trójka dobyła broni i ruszyła do ataku. Gdy tylko to się stało w ich stronę poleciały pierwsze strzały, a ukryta do tej pory w cieniu straż ruszyła do ataku.
Pierwsza fala orczej ofensywy została błyskawicznie rozbita w pył. Żaden z szarżujących orków nie zdawał sobie sprawy, jak silni przeciwnicy stoją naprzeciw nich.
Druga fala walczyła już ostrożniej, ale i to na niewiele się zdało. Zielona posoka tryskała na wszystkie strony i coraz liczniejsze zastępy orczych wojowników leżało pokotem u stóp sług Lith-ryi.
Gdy ostatni pojedynczy wojownicy ginęli w męczarniach zdarzyło się coś niezwykłego. Cały plac na którym toczyła się bitwa wypełniła magiczna energia. Jasny, tęczowy rozbłysk pojawił się nad głowami najemników i oślepił na chwilę.
Gdy odzyskali wzrok zdali sobie sprawę, że znajdują się wewnątrz magicznego bąbla.

Stojący na jednym z balkonów orczy szaman, krzyknął:
- Przestańcie! Skumgard chce z wami rozmawiać.

Bronthion, Shaaven, Terion
Pozostała trójka po dotarciu do Mallowbrook i pomyślnej próbie dotarci do wewnętrznego miasta rozdzieliła się. Drowka czmychnęła w jedną z bocznych uliczek i tyle ją było widać. A Bronthion i Terion chcąc, nie chcąc udali się na spotkanie z urzędnikiem Filonem.
Wbrew obawą rozmowa przebiegła w bardzo miłej i niezwykle przyjaznej atmosferze. Urzędnik nie tylko uwierzył w ich historyjkę, ale także zaprosił na kolację.
Pożegnawszy się z nim mężczyźni udali się na poszukiwania karczmy, gdzie będą mogli odpocząć i zastanowić się co dalej.
Było to o tyle trudne, że większość miejsc była już zajęta. Liczba przelewających się ulicami miasta ludzi, elfów, krasnoludów i innych ras przyprawiała o zawrót głowy.
Obfity napiwek przekonał jednak w końcu jednego z karczmarzy, by znalazł jakieś pokój.

Shaaven
Shaaven po raz kolejny zmieniła swój wygląd i pod postacią elfiej czarodziejki zaczęła zwiedzanie miasta.
Tłumy przelewające się przez ulicę naprawdę mocno ją zaskoczyły. Zbliżająca się uroczystość ściągnęła chyba wszystkie znaczące osobistości z okolicy.
Drowka poza poznaniem topografii miasta miała jeszcze jeden cel. Chciała zdobyć kilka informacji, czy to na temat księżniczki, śluby, czy też okoliczności całego wydarzenia.
Pytała tu i ówdzie zagadując sprzedawców i przyjezdnych kupców.
Niewiele jednak się dowiedziała. Ludzie cieszyli się, że dwa sąsiadujące księstwa zjednoczą się i w ten sposób zwiększy się na pewno poziom bezpieczeństwa. Wystawna uroczystość na pewno napędzi kupcom, klientów i zwiększy ich zysk.
Pojawiły się jednak też głosy, że sojusz księstw za pomocą małżeństwa nie wszystkim jest na rękę. Nie chodziło o dziwo o jakiś wrogów zewnętrznych. Ponoć istniały w Mallowbrook osoby, które były bardzo nieprzychylne zarówno księżniczce, jej ojcu, jak i całemu ślubowi.

Bronthion, Terion
Gdy nastał wieczór Bronthion i Terion udali się pod wskazany przez Filona adres. Był to okazały dwupiętrowy dom leżących w ścisłym centrum miasta, niedaleko samego książęcego zamku.
W drzwiach przywitał mężczyzn ubrany w szarą liberię ze złotymi zdobieniami. Wprowadził on najemników do salonu, gdzie czekał już na nich Filon oraz kilku innych dżentelmenów. Wszyscy ubrani byli w paradne surduty.
- Witajcie panowie - przywitał ich gospodarz - Tak się cieszę, że raczyliście skorzystać z mojego zaproszenia. Pozwólcie, że wam przedstawię moich bliskich przyjaciół.
To Janis Lonnith - Filon wskazał wysokiego mężczyznę o czarnej czuprynie.
Ten tutaj to Gubach Klammpeni - okazał się nim otyły, dość niski jegomość o spoconych dłoniach.
A to Oliver Dreak - postawny i szeroki w barkach mężczyzna o łysej głowie, skłonił się na powitanie.
Napijecie się czegoś panowie na zaostrzenie apetytu?

Kolację podano w drugim pomieszczeniu, którego wielkość, jak i wystrój wskazywały na niezwykłą zasobność portfela Filona.
Również menu, jakie zostało zaprezentowane kolacje wskazywało, że urzędnik chce zrobić na swych gościach niezapomniane wrażenie.
W czasie kolacji toczono niezobowiązujące rozmowy o pogodzie, zbliżającym się ślubie i smaku poszczególnych potraw.
Gdy ostatnia z nich została zjedzona, a służba zabrała talerze Filon zaproponował ponowne przejście do małego salonu.
Tam wszyscy uczestnicy kolacji usiedli w wygodnych fotelach, podano aromatyczny tytoń do palenia oraz apetyczne i niezwykle esencjonalne czerwone wino.
- Panowie tak bardzo się cieszę, że was poznałem i rad jestem, że goszczę was u mnie w domu.
- Fiolnie - przerwał mu Oliver Dreak - Robi się późno i myślę, że pora poruszyć już interesujący nas temat.
- Oczywiście Oliverze, oczywiście. - Filon przeniósł wzrok na najemników i dłuższą chwilę się zastanawiał - Panowie... nie będę owijał w bawełnę i bawił się w słodkie słówka. Po pierwsze nie jestem w tym dobry, a po drugie nie czas na to i nie miejsce. Powiem w prosty. Gdy tylko goniec przyniósł mi wiadomość, kto stoi na bramie i prosi o wpuszczenie do miasta pomyślałem sobie, że to jest dla mnie dar z nieba. Bezzwłocznie zgodziłem się na wpuszczenie was oraz zaprosiłem na kolację. Myślę, że los daje nam niepowtarzalną okazję byśmy mogli sobie nawzajem pomóc. Sprawa jest niezwykle prosta, a może przynieść wam myślę niebywałe korzyści. Chodzi o to, że mój przyjaciel Janis wprowadziłby was na uroczystość i przedstawił zarówno naszej księżnej, jak i jej mężowi. Jasne jest, że w zamian oczekujemy, jakby to powiedzieć... pewnej życzliwości.
Po pierwsze pan Gubach jest żywo zainteresowany współpracą z wami. A po drugie i najważniejsze w tym wszystkim chcielibyśmy, byście do swej świty dołączyli jedną osobę. Jest to elf imieniem Aduladir. Ma on pewną sprawę do księżniczki, ale z różnych względów nie może on korzystać z naszej pomocy. I stąd też prośba do was, byście to wy wprowadzili go na zamek, jako członka waszej świty.
Filon skończył mówić i widać było po nim, że sprawiło mu to wyraźną ulgę. Z napięciem wpatrywał się w dwójkę najemników siedzących przed nim.

Shaaven
Drowka po długim spacerze po mieście także wynajęła skromny pokój w jednej z karczm przy rynku. Gdy przyszedł wieczór zeszła na dół i zamówiła kolację do pokoju. Po kwadransie do jej drzwi zapukał posługacz niosący talerz z aromatyczną potrawą.
Drowka podziękowała mu i nagrodziła trud drobnym napiwkiem. Gdy tylko zamknęła drzwi pokoju zauważyła, że pod talerzem leży jakaś koperta. Wyjęła ją i otworzyła. W środku była zwykła kartka złożona na pół, a na niej krótka wiadomość.

“Wiem kim jesteś.
Spotkajmy się za godzinę przy fonntannie na małym rynku”
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 18-01-2013, 22:10   #18
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Terion siedział w wygodnym fotelu i skupiony na swych myślach sączył aromatyczne wino. Propozycja była dość ciekawa aby ją rozważyć lecz musiał działać niezwykle ostrożnie. Odczekał chwilę aby niepewność zabranych choć odrobinę skruszyła maski ich twarzy. Może dzięki temu odkryje o jaką stawkę toczy się tu gra.

-Panowie zaufanie jakim mnie obdarzyliście sprawia iż czuję się w obowiązku sprostać waszym oczekiwaniom. - Na chwilę zawiesił głos aby to oświadczenie zostało przez gospodarzy dobrze zrozumiane.- Jednak nie w swoim interesie a domu Sylvari przybyłem do Mallowbrook. Dlatego właśnie interesy domu przedłożyć muszę ponad własny honor i nie mogę wyrazić zgody zbyt pochopnie. Nim zwiąże mnie z panami słowo szlachcica Sylvari pragnę osobiście porozmawiać z panem Aduladirem aby ponad wszelką wątpliwość przekonać się iż jest on godzien reprezentować mój dom. - Terion z premedytacją użył pompatycznego tonu aby panowie gospodarze, jeśli ich intencje nie są zbyt czyste, łatwo się mogli domyślić iż przyszedł czas na negocjowanie łapówki. - Co się zaś tyczy współpracy między domem Sylvari a Mallowbrook i korzyściach z niej płynących, kwestię tą czcigodny panie Gubach powinieneś omówić przede wszystkim z mym przyjacielem i współpracownikiem, obecnym tu Kawalerem Bronthionem.
Po słowach Teriona zapadła dość niezręczna cisza. Wyglądało na to, że panowie mieli problem z tym, kto teraz ma zabrać głos.

W końcu odezwał się Filon:
- Pańskie słowa są zrozumiałem podobnie, jak wahanie i niepewność. Zdajemy sobie sprawę, że nasza propozycja jest dość... nietypowa. Zapewniam jednak was panowie, że w całej sprawie nie ma nic niegodnego, ani mogącego sprowadzić na was kłopoty. Pan Aduladir... - wahanie Filona i jego niepewność, co do właściwości słów była widoczna aż nad to.
- Pan Aduladir - przerwał pan Oliver Dreak - spotka się z panami. Za nim jednak do tego dojdzie minie trochę czasu. Musimy go powiadomić i przedstawić całą sprawę. Zdajemy sobie sprawę, że podejmowanie decyzji w ciemno może być niezbyt wygodne. Musicie jednak panowie zrozumieć, że to dla was jedyna szansa, by dostać na książęcy dwór. Chętnych osób, które zrobią to i dużo więcej za taki przywilej jest wiele. Musicie się więc zastanowić, czy zwłoka jest wam na rękę.
Tym razem Terion zwrócił się bezpośrednio do Olivera. - Z pewnością przywilej jest wart ryzykowania mojej osoby i mojej reputacji, jednak panowie wymagają abym na szali postawił reputację mego domu, co jest dla mnie szalenie trudną decyzją. Wszak dyskredytacja w Mallowbrook będzie miała dla nas konsekwencje daleko większe niż tylko utrata zysków z tego państwa. W takim przypadku nasi inni partnerzy mogliby zwątpić w uczciwość naszych interesów. - Znów zrobił pauzę aby jego rozmówcy mogli się chwilę zastanowić nad tym oświadczeniem. - Zrozumiałym więc jest iż proszę o drobny dowód szczerości intencji jakimi się panowie kierują. - Mówiąc te słowa wyglądał niczym wcielenie niewinności i dobrych chęci.

Oliver Dreak miał twarz iście kamienną.
- A czy to naprawdę ma takie znaczenie, jakie mamy intencje? - spytał ze spokojem - Dla was jest to jedna jedyna szansa. Przyznam szczerze, że chętnych jest wielu na ulicach. Filon wybrał was, bo macie pozycje i wprowadzenie was na dwór, nie będzie budzić żadnych wątpliwości i zdziwienia. Tylko tyle, nic więcej. To do was należy wybór, czy skorzystać z naszej oferty.
Wyraz nieopisanego smutku pojawił się na obliczu elfa.
- Ach gdybyż decyzja naprawdę była tak prosta jak raczył pan sugerować. Jednak nie wolno mi myśleć jedynie o zyskach jakie możemy osiągnąć współpracując z Mallowbrook. Przedewszystkim muszę mieć na uwadze opinie o domu Sylvari... - Zawiesił głos jakby poważnie się zastanawiając nad dalszymi słowy. - Je jednak da mi pan słowo honoru, że nasza umowa nie zagrozi domowi Sylvari, jestem gotów to zaakceptować jako wystarczający dowód szczerości pańskich zamiarów.

Dreak uśmiechnął się półgębkiem. Już chciał odpowiedzieć, ale o dziwo uprzedził go Filon.
- Mój drogi przyjaciel Oliver, w żadnym razie nie chciał panów urazić, a tym bardziej domu Sylvari. Wybaczcie mu to, jeśli w jakikolwiek sposób was uraził. Sprawa tak, jak pan zauważył wymaga delikatności i dyskrecji i naprawdę nie ma powodów do stawiania jej na ostrzu noża.
Prawdą jest jednak, że nasz przyjaciel Aduladir będzie mógł się z wami spotkać nie tak prędko, jakbyśmy tego chcieli. Musicie, więc panowie zaufać nam. Jeżeli wystarczy słowo honoru, to ja jako książęcy urzędnik mogę jej panu uroczyście złozyć.

Dreak w czasie przemowy Filona nieustannie obserwował Teriona. Milczał jednak, zatopiony w myślach.
- Czy wystarczy panu, moje słowo honoru? - spytał Filon.
W miarę słów Filona na twarzy elfa smutek zastępował spokój i zadowolenie.
- Oczywiście, słowo honoru książęcego urzędnika jest dla mnie więcej niż zadowalającą gwarancją. Wszyscy wszak jesteśmy ludźmi honoru i umiemy docenić wagę danego słowa.
Filon ucieszył się i wymownie spojrzał na Olivera. Ten jednak cały czas wpatrywał się w Teriona. Po jego twierdzącej odpowiedzi, uśmiechnął się tajemniczo i spojrzał wyzywająco na elfa.
Terion odwzajemnił spojrzenie Olivera a stalowy chłód jego oczu kontrastował z łagodnym zadowoleniem malującym się na twarzy elfa.
- Gdy spotkanie z panem Aduladirem będzie miało dojść do skutku, będę wdzięczny panom jeśli powiadomicie mnie lub mojego przyjaciela. Zatrzymaliśmy się w gospodzie Pod Koroną.


Terion zadowolony wracał do gospody. Spotkanie z Filonem i jego “przyjaciółmi” zaowocowało czymś więcej niż tylko przepustką do pałacu. Elf zdawał sobie sprawę, że wmieszał się w jakieś rozgrywki między księciem Mallowbrook a możnymi tego państwa. Był świadom, że jakikolwiek błąd z ich strony będzie miał poważne konsekwencje. To jednak było ryzyko które warto podjąć a przy odrobinie szczęścia uda się tak sprawę rozegrać by to on i jego kompani wyszli na tym najlepiej. Tym czasem postanowił odpocząć po męczącym dniu, być może przekona tę ponętna córkę gospodarza aby dotrzymała mu towarzystwa w nocy...
 

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 18-01-2013 o 22:12.
Pan Błysk jest offline  
Stary 21-01-2013, 11:51   #19
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Atmosfera była gorąca od samego już przybycia na te cholerne pustkowia, lecz dopiero ten niepozorny gest, skromny ruch towarzyszy po wymianie zdań w dziwacznej mowie sprawił, że czaszka Biesa się zagotowała. Widząc ich wzrok, rozglądanie się po liczebności sięgającej ponad wielu dziesiątek orczych synów, pięściarz wystosował swoje zdanie na temat tajemnic, dziwnej mowy oraz krzywych facjat gospodarzy.

Już jakiś czas temu uchwycił jednego z strażników stojącego troszeczkę za blisko, co świadczyło o jego głupocie, albo o zdolnościach bojowych. To jego upatrzył sobie już na początku, chcąc sprawdzić jak bardzo to plemię jest zdatne do czegokolwiek.
Ork nawet nie zdążył przetworzyć tego, co się właśnie z nim stało. Dwa szybkie kroki skróciły dystans miedzy nimi, przysiad, pełna siła, cios.



Serce, wraz z fragmentami żeber oraz płuca powędrowały w przestworza dając znak, iż maraton właśnie się rozpoczął.
Dalej poleciało już wszystko swoim jak że naturalnym biegiem zdarzeń, kiedy to już nikt nie chciał się do niego zbliżyć i sam musiał się fatygować po coraz to bardziej "kompletnych" przeciwników. Kątem oka uchwycił walczących nieopodal towarzyszy, jeden wywijał włócznią a drugi...

Nagły rozbłysk światła wybił pięściarza z zadumy, i przeniósł jego uwagę w stronę jednego z zielonych synów który właśnie się zjawił.



Jego twarz nie przedstawiała pewności co do jego przyszłości, ale wiadomość jaką zdążył przedstawić przekonała Biesa, by zaprzestać mordu. Cel osiągnięty. Tylko trzeba jeszcze ściągnąć truchło orczego wojownika z prawego przedramienia, i będzie gotowy do audiencji.
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 21-01-2013, 22:20   #20
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Podróż we trzech niczym nie różniła się od wcześniejszej, wspólnej wyprawy. No może jedynie brakiem zachłannych spojrzeń ze strony elfa, jednak wciąż towarzyszyła im martwa cisza. Ostatecznie pięściarz postanowił ją znokautować i przerwać.
- Myśleliście jak to załatwić? - wypalił podczas podróży, jeszcze spory kawał drogi przed celem
- Jeśli mamy do czynienia ze zwykłymi orkami, sprawa jest prosta. Kilka mord się obije, kogoś się zmasakruje i sytuację powinniśmy kontrolować. - rzekł chłopak patrząc to wpierw na pięściarza, potem na ukrywającego tożsamość wojownika, oczekując ich zdania na ten temat. - Jeśli jednak mamy do czynienia z inteligentniejszym przeciwnikiem... no cóż sprawa będzie się miała trochę inaczej. Nie spodziewam się sztucznych uśmiechów i komplementów jakie można spotkać na salonach i na jakie będą narażeni nasi towarzysze, to jednak czystą przemocą tego nie załatwimy.
-Hmmm...-mruknął lwim głosem Bies. Jego wzrok wryty był bacznie w drogę przed nimi, żywo lustrując okolice, i nawet na chwile nie oderwał go by umilić rozmowę spojrzeniem z pozostałymi
- Zabijemy przywódce, najlepiej na oczach wszystkich - odparł po chwili - Powinno ostudzić to ich zapał. Gorzej jeśli będą zorganizowani, czego właśnie się spodziewam, wtedy trzeba będzie gadać, ehh...
- Jeśli Skumgard jest na tyle inteligentny by zjednoczyć swój lud, prawdopodobnie korzystniej będzie zostawić go przy życiu. Mogł by być doskonałą marionetką w rękach naszej seniorki. - nie zgodził się z propozycją zabicia wodza dzikiej nacji. Zastanawiał się czy Skumgard rzeczywiście jest orkiem, a nie podającym się za niego oszustem.
- Jeśli to prawda to tym bardziej powinniśmy go zabić, a marionetkę uczynić z jego następcy - odezwał się Ulihion. Było to o tyle dziwne że do tej pory bardzo rzadko zabierał głos w jakichkolwiek dyskusjach, czynił to tylko wtedy gdy na czymś mu zależało
- Słaby punkt w bliskich mu osobach - uderzył pięścią w dłoń zadowolony pięściarz. W chwili zetknięcia się dłoni powstał mały łuk elektryczny pomiędzy nimi - znaleźć ambitniejszego od niego.
- Sądzę, że najpierw powinniśmy zobaczyć jak się zorganizowali, a potem dopiero podjąć odpowiednią metodę. - dodał wypatrując w oddali wąwozu.
- Zawsze mamy już jakiś plan. Nie zmierzamy tam z opuszczonymi gaciami by nas zaskoczyli jak leśniczy babę w malinach
Lekki uśmiech zakwitł na twarzy młodzieńca gdy wyobraził sobie Ulihiona z opuszczonymi spodniami, uciekającego przed napalonym leśniczym.

***

Sam wąwóz jako dzieło natury nie robiło na młodym kapłanie żadnego wrażenia. Choć był wspaniałym miejscem do zastawienia nie jednej pułapki i doskonałym polem do walki partyzanckiej, w swym życiu widział już dogodniejsze miejsca do stoczenia bitwy. Natomiast architektura zielonoskórych była miłym zaskoczeniem widocznym w oczach młodzieńca. Choć nie mogła równać się z praktycznymi budowlami karłów, majestatycznymi pałacami elfów czy ludzkim kompromisem między domostwami brodaczy, a sztuką długouchych budowniczych, to w porównaniu ze zwyczajową, pierwotną techniką zielonoskóych, ukazujące się im zabudowania militarne wzbudzały podziw taktyka. Zastanawiał się kto rozplanował całe przedwsięzięcie. Zatrudnienie lub porwanie dobrego architekta nie było trudne, jednak żeby orkowie wpadli na takie rozwiązanie? A może ich przywódca, nie tylko siłą ale i inteligencją się wykazał? Czy może już aktualnie znajduje się na czyjejś służbie, a plany budowli były rodzajem zapłaty? Pytań nasuwało się wiele, a możliwości jeszcze więcej.
- Proponuję dostać się do barbakanu jako zwykli posłańcy, poczekać aż nas wypytają i wpuszczą. Jeśli nas zignorują osłonię nas ścianą wiatru, a przez bramę przedrzemy się siłą.
W końcu wystarczy namówić Skumgarda do współpracy, nie trzeba ich wszystkich wybijać.
- Przetrzebienie ich populacji na pewno opóźniłoby plany inwazji... Poza tym orkowie niczego nie cenią ponad czystą siłę
- Szturmować ich fortecę? Wolę potulnie wejść do środka by wewnątrz pokazać kły.
- Nikt nie mówi o szturmie, głupcze. Odrzucam tylko pomysł robienia z Skumgarda marionetki.
- Dobrze więc. Ustalmy ostatnią rzecz. Ich tam mogą być setki jeśli nie tysiace. Zapewne wielu byśmy zabrali ze sobą oddając się w ramiona śmierci, jednak lepiej było by ich zdziesiątkować, a w razie zbyt dużego ryzyka ewakuować się i podjąć próbę raz jeszcze, po odzyskaniu sił. Pytanie brzmi, czy w razie konieczności jesteście w stanie zadbać o swój własny tyłek i efektywnie uciec?
- Zgraja bezmózgich orków to zbyt mało by mnie zabić, niezależnie od tego ilu ich jest. Sądzę jednak że jeśli pokaz będzie wystarczająco krwawy to skutecznie powstrzyma ich zapędy
-Jeśli będzie trza, bo walił będę w mury tej twierdzy tak mocno, ażeby orkowie sami wydali nam swojego pana byle by przestać. A tak poważnie, to wypadało by się jakoby tam przedostać - podrapał się intensywnie po nosie - i dopiero niszczyć i demolować. Potem okopać się w stałym miejscu i działać rozważnie. A jako prym, to my musimy najpierw z nim pogadać...
- I kto tu jest głupcem? - rzekł cicho spoglądając na Ulihiona i kręcąc delikatnie głową. Westchnął jeno ale nie podejmował już tematu.
~ Ty jesteś głupcem, skoro nie rozumiesz moich słów. Wystarczająco zniżam się używając komunikacji werbalnej byś był w stanie pojąć co mam na myśli. Jeśli wystarczająco długo będziesz myślał to dotrze do ciebie co chciałem przekazać ~Ulihion skarcił go używajac swej mocy telepatycznego porozumiewania się z innymi istotami. Wywołało to delikatny grymas na twarzy kleryka, jednak ten już mu nie odpowiedział.

***
Już wiedzieli jak to rozwiązać.

Walka rozpoczęła się gwałtownie. Na szczęście Bies w mig zrozumiał o co chodzi i bez zastanowienia użyczył im swej siły.

Byli otoczeni. Wróg miał przewagę liczebną. Jednak nie było to realnym problemem. Trzech doświadczonych wojowników momentalnie zajęło odpowiednie pozycje stając do siebie tyłem i niszcząc w pył nacierający odział zielonoskórych.


Włócznia młodego człowieka momentalnie zmniejszyła swe rozmiary o kilka zaledwie cali. Idealnie nadawała się do rzutu.
To chyba ten zwał się Ungard przeszło przez myśl kapłanowi, gdy szybko wycelowawszy, posłał swą broń wprost w ciało przeciwnika. Pies ich lizał, wszyscy są jednakowi.
Kilku orków starało się wykorzystać okazję, że ich przeciwnik własnie pozbył się swego oręża. Nie małe zdziwienie wymalowało im się na twarzy gdy ów drąg poruszony mocą magii wrócił do dłoni prawowitego właściciela. Błyskawiczne sztychy, zakończyły ich żywota.
Jak się okazało, nie tylko kapłanowi szło sprawna eksterminacja orczych strażników. Gwałtowna masakra na brutalnych mieszkańcach kanionu spowodowała ostrożniejsze ruchy ze strony następnych gwardzistów. Jednak na nic im się to zdało. Nawet gdy nie zbliżali się w stronę niewielkiego punktu oporu, ich odwód nagle został porażony pionowym słupem ognia który wypalił dziurę w ich obronie. Ogień był tak gorący, iż zdołał nadtopić kamień w miejscu gdzie spłynął. Chwilowe rozproszenie uwagi kosztowało życie kolejnych wojowników ginących od ran miażdżonych zadawanych przez Biesa, ciętych powodowanych przez wprawne ostrze Ulihiona oraz kujący za sprawą Drugaredd - Elardowej włóczni.

Spokojną sielankę zakończył jeden z szamanów owej dzikiej rasy. Otoczył on walczących antyherosów magiczną powłoką która uniemożliwiła dalszą zabawę. Na szczęście ów czar nie wydawał się zbytnio potężny, a co więcej nie tłumił magii wewnątrz ich tymczasowego więzienia.
- Poczekajcie - rzekł młodzik do swych kompanów, przewidując, że będą próbować uciec bądź w jakiś sposób zniszczyć ową klatkę. - Zobaczymy co mają do powiedzenia.
- Zatem prowadź! - odkrzyknął posługując się rodowym językiem twórcy magicznej powłoki.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172