Asmodian | 15-11-2016 13:45 |
Anbar zwolnił blokadę, patrząc spokojnie na obracający się kołowrót windy. Skrzypiąc i stukocząc winda ruszyła na górę, zbliżając się. Blask pochodni i przekleństwa nie pozostawiały złudzeń. W windzie siedziało kilku strażników i najwyraźniej zamierzało się upewnić, czy to co widział rozdziawiony blondas nie było przewidzeniem.
Wojownik chwycił mocniej topór i uderzył w jedną z lin, która choć gruba, została z łatwością rozcięta ostrą bronią trzymaną mocarną ręką wojownika. Lina strzeliła z głośnym trzaskiem a pudło windy, zatrzęsło się i zabujało, uderzając w skalną ścianę szybu. Krzyki przerażenia i przekleństwa dochodzące z windy sięgnęły zenitu, kiedy krasnolud uderzył w drugą linę, której obcięta końcówka niczym bezgłowy wąż uderzyła w dach windy. Pudło zatrzęsło się po raz kolejny, a ostatnia z lin, będąca najpewniej asekuracyjną naprężyła się do granic możliwości......
....aby następnie przerwać się z dźwiękiem dartej konopi. Pudło windy uderzyło o ścianę szybu, aby po chwili runąć kilkadziesiąt stóp w dół prosto w ciemną czeluść. Krzyki skazanych na śmierć strażników przez chwilę odbijały się w szybie, cichnąc w miarę jak cała konstrukcja waliła się na dół. Oskar skrzywił się, słysząc hałas rozbijanej na dole konstrukcji. Zerknął w stronę galeryjki i widząc zainteresowanego hałasem strażnika, który niby wybudzony z marazmu spowodowanego najpewniej zimnem panującym na galeryjce huknął głośno na swoich grzejących się przy koksowniku towarzyszy.
Krasnoludy szybko ulotniły się do ciasnej klatki schodowej, prowadzącej spiralnie na górę. Oskar przesunął jednocześnie dźwignię, opuszczając kratę prowadzącą na schody. Fachowym okiem ocenił solidność krat, szacując ich wytrzymałość na co najmniej dobry kwadrans pracy z ciężkim młotem lub co najmniej ręcznym taranem. Anbar tymczasem człapał już po schodach na górę, zręcznie przeskakując co kilka stopni. Schody, całkiem długie prowadziły co najmniej kondygnację w górę kończąc się niewielką sienią, od której odchodził nieco dłuższy korytarz na identyczną galeryjkę jak tą na dole. W ścianie na przeciwko schodów znajdowały się duże, solidnie wykonane drzwi obok których stała niewysoka ławka na której siedział samotny, wyglądający na starego strażnik. Czyścił właśnie swoje obuwie, a jego onuce, rozwinięte na podłodze i dalekie od czystości wydawały woń charakterystyczną acz doskonale znaną wojownikom którzy bardzo długo przebywali w obozie, a którzy zajmowali swój wolny czas czymś innym niż trywialna toaleta. Długi miecz wojownik miał jednak przy sobie, choć okrągła tarcza stała oparta o ścianę. Wydawał się jakby zdziwiony waszym szybkim wtargnięciem do sieni, jednak widząc hełmy z czerwonymi pióropuszami uśmiechnął się ironicznie. -Co.....kolejni ze sraczką? A....krasnoludy. Macie szczęście, że oficer śpi bo bym chłopaków zawołał. Za te zepsute mięso powinniście wszyscy zawisnąć. Wynoście się, bo jak oficer się obudzi....to dostanę ja. A wtedy was znajdę i oskóruję......- strażnik najwyraźniej uspokojony, wrócił do czyszczenia obuwia. ***
Thalgor szedł ostrożnie przodem. Deski wiszącego mostu skrzypiały z każdym stawianym przez niego krokiem. Zelda, trzymając włócznię w pogotowiu szła za nim, próbując nie spaść z lekko kołyszącego się podłoża. Tupik i Grieger mieli najłatwiej. Ich wrodzona zręczność i niewielki rozmiar ułatwiał to, z czym mieli problem ich "duzi" towarzysze. Gnom czuł się wręcz jak u siebie w domu, przypominając sobie z czasów swojej młodości wiszące windy, pomosty i zawieszone kładki, z których wiele było w dodatku poruszanych za pomocą nierzadko skomplikowanych systemów wielokrążków i przekładni. Gdyby nie ich obecna sytuacja, to mogło być nawet ciekawe miejsce aby poszperać tu nieco dłużej.
Bardkę przytłaczała ciemność panująca dokoła, a huśtający się pomost nie dodawał otuchy. Rathan, poważny jak zwykle zamykał pochód, zerkając za siebie od czasu do czasu. Gnom i pół-ork jako pierwsi zauważyli ciemniejszy obiekt w oddali, będący jednocześnie zakończeniem niebezpiecznej konstrukcji. Kolejna strażnica, będąca kamienną wieżą, między ogromnym stalaktytem i stalagmitem, które wprawnie rozkuto aby zmieścić budowlę tych rozmiarów, świeciła pustymi oknami i otwartą bramą, niczym zaklinowana między zębami jakiegoś starożytnego, ogromnego potwora czaszka. Do ich uszu dobiegł ponownie kolejny skrzek, od którego przechodziły im po plecach ciarki. Przeciągły, jakby stworzenie nawoływało swoich towarzyszy do żeru, a może wyzywało napastnika na śmiertelny bój. Skrzek przeszedł w długie w długie, przeraźliwe zawodzenie z chwilą, kiedy kontury wieży naprzeciwko dawały się odróżnić z mroku nawet dla nieprzygotowanych do takiej ciemności ludzi.
Gnom poczuł pod sobą gwałtowny powiew powietrza, kiedy jakieś duże stworzenie przeleciało pod mostem, jednak przelot był tak gwałtowny, lub stworzenie było tak szybkie, że zdołał jedynie dostrzec znikający w mroku cień, którego kształt wymykał się jakiemukolwiek opisowi. Lucinda poczuła to również, wydawało jej się nawet, że stworzenie ma długi i chwytny ogon, a może było to jedynie przewidzenie spowodowane przytłaczającą jaskinią dokoła. Pół-ork prowadził jednak dalej, jednak coś, jakby przeczucie nakazało mu na chwilę wstrzymać krok. Jednak nawet jego czułe zmysły nie ostrzegły go przed opadającą na nich z sufitu ciemnością...... Wojownik poczuł silne uderzenie w głowę a po chwili zimne i wilgotne macki oplotły jego szyję, zaciskając się na gardle. Rathan i Zelda również uderzeni przez tajemniczego napastnika desperacko walczyli z mackami oplatającymi ich głowy i szyję. Tupik i Grieger poczuli, jak tuż obok nich coś z głuchym łoskotem plasnęło w deski mostku, a wilgotne i zimne coś, podobne do liny chlasnęło jedynie po twarzy niziołka. Przed nimi niewątpliwie był napastnik, jednak nawet przyzwyczajone do totalnej ciemności oczy gnoma nie mogły przebić się przez spowijającą wszystko dokoła, smolistą kulę czerni.....
|