Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2018, 15:03   #1
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Nowe miejsce przytłaczało nie tylko widokami, ale i dźwiękami... o zapachach nie wspominając. Tawaif prawie w ogóle nie mogła się odnaleźć na przestrzeni kilku zbitych ze sobą trapów. Mało tego… zaczynała wątpić w sens swojego pomysłu, gdy już po raz trzeci przyglądała się tej samej kobiecie, w nadziei, że tej jeszcze nie oglądała i, że może była tą właściwą.
Po zrobieniu jednej rundki wokół zebranych, postanowiła zrobić drugą. Historie jakie usłyszała wolała nigdy nie słyszeć, zwłaszcza wszystkich, kwiecisych opisów “wymiocin” suma pożeracza, ludo i smoko… w skrócie wszystkojada.
Chwili grozy jaką przeżyła nie była w stanie przyćmić nawet informacja o czających się po lasach barbarzyńcach.
Bo co tam garstka jakiś zwykłych śmiertelników… kiedy pod wodą pływa ryba wielkości wieloryba i to pewnie z kłami jak u tygrysa!?

Gdy bardka wróci do tawerny, zagrozi obu smokom kąpania się w kanałach. Koniec kropka!
Podejmując kolejną ważną decyzję w swoim życiu, dziewczyna trafiła na twarz, którą już widziała i to nie dlatego, że ją trzy razy zdążyła minąć w tym rozgardiaszu.
Odetchnąwszy z ulgą, przepchnęła się w kierunku tropicielki, nie spuszczając z niej wzroku… co by jej zaraz nie zgubić i ustawiła się w “kolejce” do rozmowy z nią.
Kobieta szybko dobiła targu i po przesypaniu monet do sakiewki, wstała i ruszyła przed siebie. Nie będąc obciążona żadnymi futrami, najwyraźniej zamierzała uczcić sprzedaż kilkoma kufelkami i może smaczną kolacją.

Tancerka spanikowała, że zaraz zgubi łowczynię nie zdążając nawet zamienić z nią słowa, więc zaraz za nią ruszyła, oblewając się rumieńcem na obu policzkach.
Nawet jeśli nieznajoma postawą przypominała mężczyznę, to dla kurtyzany dalej była “tą” płcią, z którą nie potrafiła się przeca dogadywać.

“Na wszystkich bogów… zagadaj ją bo ci pójdzie.”
Laboni była rozbawiona nieporadnością swojej nosicielki. Wprawdzie ona jako wspomnienie nie miała takich umiejętności jakie posiadała jej pierwowzór, ale obe… i babka i Kamala, wiedziały, że ta prawdziwa, nie lękała się nikogo i niczego. Jeżeli chciała coś powiedzieć… mówiła i słuchający jej, nie mieli prawa się stawiać.
- Ja… ja… zaczekaj! - Zapiszczała jak myszka Dholianka, zwinnie pląsając między zebranymi, co by na nikogo nie wpaść.
Kobieta z początku nie zareagowała, zapewne uznając, że “krzyki” w tłumie nie dotyczyły jej właśnie. Niemniej po chwili zatrzymała się i odwróciła, a zauważywszy zbliżającą się tancerkę i wyraźnie ją wołającą, zdawała się zaskoczona.

“Brrr… jaka ona straszna…”
Nimfetka zadrżała, spłoszona wzrokiem jakim została obdarzona Kamala. Gdyby nie to, że była już tylko głosem, pewnie skuliłaby się, lub udała, że omdlewa, jak to miała w zwyczaju.
“A tam. Przesadzasz…”
Odparła Umrao, która “najedzona” była wyraźnie w dobrym humorze, nawet jak na pod nieobecność Deewani.
“Ja nigdy nie przesadzam.”
Żachnęła się dziewczynka i ponownie zaczęła “brrrczeć” i udawać odgłosy jakby dygotała.

- Ja… pewnie mnie nie pamiętasz, ale już raz się widziałyśmy. - Chaaya przeszła od razu do wykładania swojej sprawy, w obawie, że traperka zaraz znowu sobie pójdzie.
- Szukałam cie… wypytywałam. U Vittorio z “Pod rogiem i baryłką” i później u Axamandera z “Purpurowych strzał”... To… ja… pamiętasz kapturka? Czerwonego…

“Co ty bredzisz na bogów, weź się otrząśnij!”
Stara kurtyzana złapała się za głowę słuchając bełkotu wnuczki.
- Czy… możemy porozmawiać? Jeśli jesteś zajęta… to czy kiedyś indziej? - Bardka wpatrzyła się nieco błagalnie w rozmówczynię, która jeszcze ani słowa do niej nie przemówiła, po czym zawstydzona poprawiła sobie spódnicę, by jej uda nie wychylały się spod rozcięć.
- Nooo… nie pamiętam, ale za mną nieczęsto ganiają śliczne dziewuszki, więc masz moją uwagę. Pójdziemy na piwo? - Zamyślona kobieta taksowała wzrokiem niską rozmówczynię dość długo i wydawała się nie zwracać uwagi na jej niezbyt składną wypowiedź. - ...Czerwony Kapturku?

Dziewczyna drgnęła ponownie się rumieniąc.
- Nazywam się Paro! - Wypaliła ze wstydem i jęknęła, bo wcale nie chciała krzyczeć. - Tak… możemy iść na piwo… - dodała po chwili jakby się poddając sama ze sobą.
- To chodźmy. - Łowczyni chwyciła dłoń Sundari i pociągnęła ją za sobą, w czym nieco przypominała Axamandera. I tylko w tym. Jej uroda była “chropowata”, ręka silna i szorstka, ale chód kobiecy, o biodrach przyjemnie się kołyszących.
Smocza Jeźdźczyni odetchnęła z ulgą, dając się prowadzić. Bliskość wcale jej nie przeszkadzała, bo “ta” z racji tej samej płci nie łamała żadnego tabu, nawet tego pustynnego.
Dreptała nadal drobnym krokiem, troche nieporadnym i przypominającym dziecięcy… ale z każdym kolejnym mijanym budynkiem, wydłużał się i wygładzał, gdy maszerująca odzyskiwała wewnętrzny spokój.
“Teraz siedź cicho… nie bądź natrętna… porozmawiacie jak już usiądziecie i się napijecie.”
Poleciła Laboni, przy wtórze potakiwań masek.

Dotarły do najbliższego wyszynku. Zasiadły przy dużej ławie i tropicielka zażądała od podchodzącej do nich służki - dwa kufle, największe, ciemne ale dla mnie i mej… - Następnie spojrzała na bardkę i zamyślając się dodała. - ... koleżanki. Ino chyżo. A potem pomyślę nad czymś do zjedzenia.
Kelnerka skinęła głową i po dygnięciu, oddaliła się zostawiając dwie kobiety same.

“Jaka straaaasznaaa!”
Zawtórowało eteryczne nimfiątko, wywołując powarkiwania u koleżanek.
“Przymknij się, ile można?!”
Najbardziej zmysłowa z emanacji, nawet podczas dobrego humoru, szybko traciła cierpliwość.
“Sama się przymknij! Jak ty się zwracasz do starszych?”
Zapiszczała dziewczynka, a Deewani na dnie duszy zaśmiała się radośnie i plasnęła Starca w czoło.
“Patrz kłócą się, kłócą! HAHA Umrao za mną tęskni! HAHA ja też tęsknie za Umrao…”
Chwile jeszcze postukała smoka w pysk, tylko po to by go wybudzić i zaraz zostawić samemu sobie.
~ Zawsze się kłócą ~ stwierdził gad. ~ A Umrao też lubi tęsknić za Jarvisem.
“Nie, nie, HAHA ona nie tęskni za Jarvisem tylko za PENISEM! HAHA”
Chłopczyca przebierała nogami w powietrzu, bawiąc się końcówką warkocza, tymczasem te na górze dalej się przepychały.
“Starsza i sięga mi pod cyca… patrzcie no!”
“Przestań ty wiedźmo rozpustna!”
“Aj, aj jak ty się do mnie odzywasz? Od ciebie się nauczyłam tych wszystkich wygibasów.”
“Nie-nieprawda!”

- Czyżby poszczęściło ci się w handlu? - spytała przyjaźnie tawaif, tylko nieznacznie rozglądając się po lokum. Gdy usiadła na ławie, oba krągłe uda mimowolnie zostały odsłonięte i dziewczyna czuła palące spojrzenia co trzeźwiejszych mężczyzn.
A tych było kilku w karczmie. Zdecydowanie należeli do niższych kast, miejscowi Pyrryci i Pariaci… sądząc po strojach. Żadnych wojowników i żadnych bandytów. Jedna Barwali siedząca na kolanach rosłego rybaka i dająca całować swój dekolt.
Na szczęście obecność postawnej łowczyni odstraszała chętnych na wdzięki tancerki, ale… i sama kompanka zerkała też od czasu, do czasu na gładkie udo Chaai.
- Ano… zarobiłam i mogę zaszaleć - odparła, czekając na trunek.
- Och, mnie też się udało coś sprzedać dzisiaj - pochwaliła się Dholianka, uśmiechając łagodnie. Wydawać by się mogło, że nie dostrzegała zainteresowania swoją osobą u innych i w pełni poświęciła uwagę rozmówczyni.
- To... mamy co świętować - odparła przyjaźnie kobieta, a służka wróciła z olbrzymimi kuflami pełnymi ciemnego trunku o silnym chmielowo korzennym aromacie. Postawiła je przed klientkami i szybko uciekła.
- A jakże! - Zachichotała jak psotliwy chochlik kurtyzana i przysunęła do siebie naczynie, łapiąc je za ucho. Trochę zmarkotniała na widok ilości jaka czekała na wypicie, ale szczęśliwie nie było to wino… i nie piła z Axamanderem.
Wzniosła piwo do toastu, po czym umoczyła usta, spijając kremową piankę.

- Często wyruszasz poza miasto? - zapytała ciekawsko, gdy już obie się napiły.
- Nie pijesz… - zauważyła nieznajoma, która pociągnęła sporego hausta. Skinęła głową.
- Często. Tu w mieście można jedynie na szczury, mewy, gołębie i wrony polować.
- A… dobre są z tego pieniądze? - Po upomnieniu Kamala poważniej wzięła się za picie, co by nie urazić towarzyszki i od razu zakręciło się jej w głowie. Piwo to było bardziej gęste i zawiesiste od klarownych trunków do jakich przywykła i mocno uderzało w czub.
- Znośne. Nie zarobisz na jedwabną bieliznę i złote kolczyki, ale… z głodu też nie umrzesz. - Zadumała się myśliwa, znów popijając trunku.
- Rozumiem, rozumiem… - Bardka wspomniała swoje rodzinne strony i tamtejszych tropicieli zwierzyny.

- Bo widzisz… szukam kogoś do pomocy… kogoś takiego jak ty. Z wiedzą o tym miejscu… oraz instynktem i umiejętnościami… Szukam mentora dla mojego młodszego brata - wyjaśniła dziewczyna, przyglądając się kobiecie obok.
- Acha… - stwierdziła tropicielka, nie wykazując żadnego zainteresowania jej słowami. - I co niby mam mu powiedzieć? Nie idź na bagna, bo się tu nie urodziłeś?
Łyknęła piwa dodając. - Nie biorę uczniów.
- On… on nie jest taki głupi - speszyła się Jeźdźczyni, mocniej rumieniąc. - Chciałby jednak nauczyć się walczyć… polować… tropić. Umie przetrwać w głuszy, ale… no brakuje mu jakby obycia. Pomyślałam, że za opłatą… kilka dni mogłabyś ty… albo ktoś… no wiesz... - Urwawszy, na chwilę zajęła się napitkiem.
Bogowie jak ona nienawidziła rozmawiać z kobietami!
- Mhmmm… opłata mogłaby wystarczyć na pokrycie moich strat. Boooo… cóż… - Zamyśliła się łowczyni, wpatrując w kufel. - Nic nie upoluję niańcząc go… nieważne jak zdolny jest. Aaaa… co ja dostanę w zamian?
- Nie spędzałabyś z nim całych dni - stwierdziła Dholianka, obracając cieczą w kuflu. - Parę godzin rano… lub wieczorem, jakbyście się sami dogadali. Nie szukam opiekunki dla dziecka, a wzoru do naśladowania. - Uśmiechnęła się z przekorą oglądając na rozmówczynię z figlarnymi iskierkami w oczach.
Chwilę milczała, zapatrując się przed siebie jakby się nad czymś rozwodziła, choć tak naprawdę kątem oka obserwowała przyczajonego rybaka, świdrującego jej biodra namolnym spojrzeniem.
“Ciężko będzie ci stąd wracać… będziesz musiała wymyślić jakiś fortel, żeby uniknąć tych wszystkich śmieci…” stwierdziła babka ze wzgardą.
~ Nie są śmieciami ~ odparła Sundari, popijając gęstego i ciężkiego w smaku piwa.
“Spójrz tylko na nich… ludzie tak nie wyglądają. Tylko śmiecie.”
Laboni była jednak nieugięta w swych osądach i tawaif nie pozostało nic innego… jak po prostu dać za wygraną.

- Płacę w złocie lub klejnotach. Bo tylko je mam na stanie - odezwała się Kamala ponownie, podpierając brodę na brzegu naczynia. - Chciałabym… umówić się na kilka takich spotkań… może siedem… może dziesięć. W zależności jak uznasz to za stosowne, bo może mój brat okaże się geniuszem… a może kompletnym idiotą? - Uśmiechnęła się szelmowsko, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Od ciebie będzie zależeć jak ta nauka będzie wyglądać. Czy zabierzesz go w plener… czy będziecie umawiać się w mieście na spotkanie. Co ty na to? Tylko szczerze… jeśli nie masz ochoty, powiedz, nie obrażę się.
- Hmmm… ładniutka jesteś... i milutka… gładziutka. - Popijając piwo, zamyślona nieznajoma musnęła palcami udo tancerki. - Nie interesuje mnie złoto i klejnoty… mam dość. Wolałabym coś… innego.

Chaaya zamarła.
Wewnętrznie, bo jej ciało pozostało bez reakcji, potem jakby wszystko na raz się posypało. Wiekowa opiekunka wybuchła szyderczym śmiechem, Deewani za to piskliwym chichotem impa, Nimfetka zaczęła płakać, a wraz z nią zawtórowało kilka co delikatniejszych masek, reszta jednak na wespół z Umrao… się po prostu wściekła, ale o co? O to, że się podobała?
“I tyle było z twoich interesów! Rozkładaj nogi ty naiwna kurwo!”
Babka chwilę poszumiała w głowie, spotęgowana zapewne spożytym alkoholem.
Kurtyzana milczała, pogrążona we własnej porażce, jeszcze chwilę wpatrując się w potłuczone plany leżące u jej wyimaginowanych stóp świadomości.
Cóż… jej ciało było nie tylko boskim przymiotem… ale i przekleństwem, które redukowało jej osobowość do zwykłego narzędzia.
~ Trudno… ~ pomyślała Sundari. ~ Nie pierwszy i nie ostatni… skoro już mam być przedmiotem… będe nim we własnych rękach.
“Taki wzniosły ton nie pasuje dziwce” wytknęła Laboni, za nic sobie mając uczucia wnuczki.
Dziewczyna przymknęła nieco oczy i sięgnęła po kufel.

- Nauczysz mnie być milutką, ładniutką… gładziutką… jeśli się da - zadecydowała kompanka. - Wiedza za wiedzę. To mój warunek.
- Blephh! - Brązowooka zachłysnęła się nagle, oblewając brodę i szyję spienionym trunkiem. Tego najwyraźniej się nie spodziewała, bo podczas panicznego wycierania siebie i kontuaru rękawem, obejrzała się ze zdziwieniem na tropicielkę. - Ale, że… jesteś pewna, że nie chcesz pieniędzy? - spytała wciąż skołowana, choć jej reakcje w mig zaczęły nabierać płynności, ogłady… i dawna maska, lekko stoickiej i ugładzonej panny, na powrót zawitała w jej postawie.
- Nooo… trochę za straty podczas szkolenia, by się należało. Tak trzydzieści monet za dzień, dni sześć - stwierdziła łowczyni i walnęła z całej siły w plecy tancerki, co by pomóc jej z wykrztuszaniem. - Ale w ramach zapłaty ty mnie będziesz uczyć bycia taką śliczniutką panienką, co do której oczy, aż lgną. A potem… - Wzruszyła ramionami. - ...Zabieram twojego braciszka na sześć dni na moczary i tam się będzie pod moim okiem szkolił. Zobaczymy czy pojętny. Tylko od razu uprzedzam, na bagnach moje słowo to rozkaz… żadnego mi tu pyskowania.
- Czyli… sto osiemdziesiąt złota i… nauka bycia… panną, tak? Też przez sześć dni? - spytała zachowawczo Chaaya, czując piekący ślad po dłoni między swoimi łopatkami.
“Śliczniutką to trzeba się urodzić” żachnęła się babka.
- Mhmm… możesz odliczyć z tych monet za namiot i koce zakupione dla brata - rzekła spolegliwie myśliwa i przechyliła kufel wlewając w siebie trunek.
- Gamnira - przedstawiła się.

Tawaif przyglądała się kobiecie w zamyśleniu. Nadal nie rozumiała co się wydarzyło i skąd taka dziwna propozycja traperki.
Może była samotna tak jak Godiva? A może podobał jej się ktoś… nie z jej otoczenia, może ktoś o wyższym statusie społecznym?
- No dobrze - odparła w końcu ciepło, uśmiechając się przyjacielsko i z aprobatą, po czym sama zaczęła siorbać zawartość swojego kufla. Była jednak w niecałej połowie naczynia i nie potrafiła wmusić w siebie większej ilości przy jednym podejściu.
- Tylko sprecyzuj czego ode mnie dokładnie wymagasz, bo… bycie śliczniutką panną to dosyć szerokie pojęcie - dodała na koniec wesoło.
- Mamę wampir mi zabił. Tatko i jego towarzysze od kieliszka mnie wychowywali. Więc… nie bardzo wiem, jak być kobietą - wyjaśniła Gamnira.
- Nie znam się na ciuszkach, tańcach i byciu taką… - Przesunęła spojrzeniem po bardce. - ... no… taką ładniutką jak ty. Ciebie, aż chce się przytulić i przycisnąć policzek do policzka. Do mnie… każdy się boi, że mu zęby wybiję. I zazwyczaj mają rację. - Zaśmiała się głośno i znów popiła.
- Chciałabym móc założyć kieckę i wyglądać jak kobieta, chodzić jak kobieta, uśmiechać się jak kobieta... chichotać jak one. - Podrapała się po karku. - Lubię siebie, ale czasem… wygodniej być… no… bardziej taka jak ty. Milutka i gładziutka.
- Rozumiem - odpowiedziała tancerka, nie zdradzając swoich myśli, uśmiechnęła się tylko szerzej. - To będzie skomplikowany proces… żadna kobieta się taka nie rodzi od razu - wyjaśniła spokojnie, ale ta szczerość podszyta była jakimś trudnym do wychwycenia “ciężarem emocjonalnym”.
- Będziesz czasami musiała nie być sobą w ogóle… i podejmować decyzje sprzeczne ze swoim rozsądkiem, honorem… dumą. Na przykład… będziesz musiała udawać słabą, choć dobrze wiesz, że możesz coś sama zrobić, może nawet lepiej niż towarzysz “chcący” ci pomóc… będziesz musiała milczeć, jeśli zrobi coś głupiego i będzie się wymądrzać na dany temat, na który ty wiesz więcej niż on. Nie będziesz mogła mu powiedzieć: Ale ty pierdolisz, daj ja to zrobię w trzy sekundy. Będziesz musiała stać i się patrzeć na tego idiotę i się uśmiechać najsłodziej jak potrafisz… a później mu podziękować za stracony czas.
- Poradzę sobie. - Zaśmiała się wesoło tropicielka i wychyliła nieco Ale, po czym znacząco spojrzała na trzymany przez Dholiankę kufel.
- Prowadziłam wyprawy przemądrzałych magów i negocjuję czasem ceny z zarozumiałymi kupcami. Wiem, kiedy trzymać język za zębami - wyjaśniła i nachyliła się ku dziewczynie, dodając żartobliwie. - Nie wiem jednak co robić z językiem podczas pocałunku. Jak dotąd ci którzy… którym dałam się obłapiać i całować, po prostu przyciskali usta do moich. Ponoć można inaczej… ale cóż… kiepski kochanek lepszy niż żaden.
- Tego też cię nauczę… i… uwierz mi, stać cię na wiele więcej niż na jakiegoś zamroczonego alkoholem tłuka, co to wali się jak kłoda i jęczy jak knur. - Chaaya wzdrygnęła się nieznacznie i wróciła do skrupulatnego upijania piwa po kilka łyków. Poddała się jednak po szóstym.
- Otwierasz szeroko usta, przystawiasz i pozwalasz, by trunek wlał się do gardła, spłynął niżej i zapłonął w żołądku - poradziła nowa koleżanka i pokazała sama pijąc głębokim haustem. Tyle, że ogień już płonął w brzuchu Kamali, i w głowie, i w lędźwiach... na wspomnienie przywiązanej Nervisi i chwil miłosnych z magiem.

- Znam teorię… ale w praktyce bym się utopiła. W zasadzie już tonę - wyznała z rozbawieniem kurtyzana, rozciągając się nieco w tył. - A muszę jeszcze wrócić do tawerny w której mieszkam… i nie dać się przyłapać… mój brat miałby ze mnie używanie - stwierdziła nagle z przerażeniem, po czym od razu pomyślała o Godivie i jej znaczących spojrzeniach następnego dnia po ekscesach z przeklętym pierścieniem.
Bogowie… Bogowie chrońcie.
Skupiła się więc na innych wspomnieniach, starając się unikać każdego erotycznego aspektu, by nie dać się “podjudzić” procentom. Na szczęście piła jedynie piwo, które nie działało na jej zmysły tak jak przeklęte wino.
Bogowie… Bogowie chrońcie jeszcze bardziej!
“Tak, tak… od jutra nie pije, a z Axamanderem i tak się napiłaś” przypomniała babka dobrze znając tę śpiewkę… z autopsji.

- Pij pij… jak ci nogi będą się plątać, to cię zaniosę. Albo do siebie, albo do ciebie nauczycielko - stwierdziła dobrodusznie myśliwa, chłepcząc swoją porcję. - Zależy gdzie chciałabyś mnie uczyć.
- Nawet jeśli bym chciała… to tak nie wypada. Oto moja pierwsza nauka dla ciebie. Trzeba sobie odmówić przyjemności, by uniknąć… nieprzyjemności. Pijana kobieta wcale nie jest ładna… w ogóle, pijąca kobieta nie jest kobieca. Od picia są mężczyźni… my od smakowania. Łyczek… może dwa. Umoczyć ustka, zarumienić się jak jabłko, rozluźnić… i koniec. Później źle nas będą odbierać. - Smocza Jeźdźczyni odsunęła swój kufel, gdy do frywolnych myśli dołączył jeszcze rozwidlony języczek diablęcia, oraz szorstkie dłonie Gamniry.
- No… to zabrzmiało bardzo… damowo - oceniła też już nieco pijana traperka, podpierając policzek dłonią, po czym spojrzała na Sundari dodając. - Ale wiecz co? Tutaj nie musimy być kobiece i możemy napić się po męsku. A ja odniosę cię gdzie będziesz chciała. Wyglądasz na delikatną kruszynkę, nawet teraz.

- Błąd! - zawołała doniośle Chaaya, klaszcząc w dłonie dla zaznaczenia swoich słów, choć wcale nie musiała, bo i tak większość uwagi skupiła się na niej.
- Błąd, błąd, błąd! Po pierwsze… zawsze i wszędzie musisz się pilnować, ponieważ zawsze i wszędzie spotkasz na drodze mężczyzn ciebie oceniających. Nawet tu! Nawet tu! Nigdy nie ma przerwy, nigdy odpoczynku! - odparła wzniośle, jakby ją co natchnęło, pewnikiem alkohol.
- A po drugie... błąd! Błąd! Błąd! Błąd! Nigdy nie oceniaj drugiej kobiety po jej wyglądzie. Widzisz tylko tyle ile ona pozwala ci zobaczyć, tym się różnimy od mężczyzn… że to co mamy w głowie, nie zawsze pokrywa się z tym jak się odnosimy na zewnątrz. Oni tego nie potrafią… są tacy sami w środku jak i na zewnątrz.

- Hmmm… - Pijana Gamnira wstała i chwiejnym krokiem podeszła do siedzącej tawaif, uklękła na jedno kolano i wsunęła dłonie… jedną pod pupę bardki, drugą pod jej kolana. Zamierzała wziąć ją w swe ramiona i zaczęła wstawać.
Spanikowana tancerka pisnęła teatralnie i postanowiła zwiać na stół, spadając na czworaka na jego blat.
- Co cie znowu naszło?! Nie będziesz mnie nosić! - wypaliła wartko, starając się osłonić odkryte, przez rozcięcia w spódnicy, biodra.
Widok, który przyciągał spojrzenie wielu w karczmie… także i łowczyni.
Ta przesunęła szorstkimi palcami po łydce dziewczyny, wywołując u niej przyjemny dreszczyk wędrujący po skórze.
- Eeeech… że też meszczyźni nie mają takich zgrabnych nóżek, jak my - rzekła do siebie tropicielka, po czym zwróciła się z wyrzutem do samej kompanki.
- Przecież mówiłaś… że nie można ocenić po wyglądzie. Więc chciałam sprawdzić, czy taka leciutka jesteś na jaką wyglądasz. Sama sobie winna jesteś.

- Ahahaaaaa haaa - Ni to się zaśmiała, ni zawołała brązowooka z triumfem podszytym groźbą. - Ja ci zaraz pokaże… ooooo ja ci pokaże, chodź! - Złapała za rękę myśliwej i krzyknęła na służkę. - Ile za to piwo, bo wychodzimy! - Po czym zaczęła ciągnąć za sobą kobietę. - Ja ci pokażę co to znaczy oceniać po wyglądzie.
Zanim służka zdołała się odezwać, za szynkwasu ozwał się tubalny głos szefa przybytku.
- Na mój koszt panienko.
A skołowana i podchmielona Gamnira dała się kurtyzanie ciągnąć w wybranym przez nią kierunku.

Wkrótce Kamala upchnęła koleżankę do gondoli i zaordynowała kierunek ich przepływu, po czum usiadła naprzeciw kobiety i uśmiechnęła się lisio.
- Ja ci zaraz pokażę co to znaczy oceniać inną po wyglądzie. Poznasz taką co jak pieprznie… to zabije na miejscu… a jest mojej wagi i postury! A się zdziwisz… no nie mogę się dosłownie doczekać twojej miny jak tylko ją zobaczysz! HAHA! - Zaśmiała się jak czarnoksiężnik, który właśnie wpadł na jakiś super mroczny pomysł zawładnięcia nad światem, po czym dawaj zaczęła poganiać gondoliera by szybciej odbijał się tyczką.
- Ale nie o to… chodzi. Widziałam wiele kruszynek co potrafią przywalić. Ja potrafię - pochwaliła się traperka prezentując muskuły. - Po prostu sądzę, że cię udźwignę. I ją pewnie też… bez względu na to jak mocno bije.
- NIE...JESTEM...KRUSZYNKĄ! - Piekliła się bardka podskakując na swoim siedzisku i bujając łódeczką na lewo i prawo. - Nie jestem delikatna i nie trzeba mnie nosić! Powiedz jej! - krzyknęła na mężczyznę. - Powiedz jej, że nie trzeba mnie nosić!
- Nie trzeba… nie trzeba nosić… niech panienka nie kolebie łodzią - odezwał się pospiesznie przewoźnik, ale pijana Gamnira była uparta.
- Jakby ci nogi alkohol podciął, to trzeba było cię nosić kruszynko. - Zaśmiała się z prowokującym uśmiechem.
O ile Chaaya uspokoiła się po zapewnieniach nieznajomego, o tyle zaraz ponownie się wściekła po słowach towarzyszki i znowu zaczęła dziko podskakiwać.
- NIE TRZEBA! Bo ja tyle nie piję! HAHA! A poza tym jak nie mogę chodzić to latam! - odparła dumnie, krzyżując ręce na piersi, po czym szybko zaczęła nimi machać, jak ptaszek desperacko próbując złapać równowagę w rozkołysanej łodzi. Niestety żadna magia nie mogła pomóc w tej sytuacji. Cała łódź wywróciła się, wrzucając w zimną topiel tawaif, łowczynię i biednego gondoliera.
Ale czy zimna woda mogła ostudzić gorące głowy?
Otóż w wypadku Sundari mogła i to zrobiła… zważywszy, że ta nie umiała także pływać i ciągle pamiętała historie o sumie wszystkojadzie.

Przerażona dziewczyna chwyciła się wywróconej łupiny, która smętnie dryfowała na powierzchni i rozglądała się na boki… jakby conajmniej wyczekiwała rekiniej płetwy na powierzchni, krążącej wokół “rozbitków”.
- Co wyście narobiły! - Wrzeszczał spanikowany mężczyzna. - Moja śliczna łupinka!
- To nie moja wina?! - broniła się Dholianka. - Co to za łódka by się wywalać od takiej kruszynki jak ja?! - Najwyraźniej jej nastroje były zmienne jak chorągiewka na wietrze.
Tymczasem nigdzie nie było widać Gamniry. Do czasu, aż tancerka poczuła jej dłoń na pupie i zobaczyła jej głowę wynurzającą się z wody.
- Docholować cię do brzegu, czy wolisz sama? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem.
- Ja nie umiem… zabierz mnie, proszę - odparła z przestrachem, ale i wesołością. - Tu pływa ryba co zjada ludzi… ja nie chcę…
- Dobrze… - Zaśmiała się cicho tropicielka i objęła koleżankę w pasie. - Nie wiem o co się burzyłaś. Jak mnie ktoś nazwał kruszynką, to bym się cieszyła.
I popłynęła do brzegu kanału za nic mając złorzeczenia wściekłego gondoliera.
- Ale ja… nie jestem… - zamiałaczała kurtyzana, znowu zmieniając swoje stanowisko. - Ja nie chcę… nie lubię, nie jestem!
Druga z kobiet tylko zachichotała w odpowiedzi i docierając z Kamalą do brzegu pomogła jej wyjść z wody, po czym sama też wygramoliła się i rozjerzała pytając - Co teraz nauczycielko?
- Zniszczyłam mu ją prawda? - spytała przybita bardka, bardzo szybko poważniejąc i przygasając na widok gondoli do góry dnem.
- Zepsułaś mu dzień - stwierdziła łowczyni, siadając i obejmując tawaif ramieniem.
- Nie zniszczyłaś. Wyciągnie łódkę na brzeg kanału i wysuszy. Jutro znów popłynie.
To zapewnienie pocieszyło nieco złotoskórą, która kiwnęła potakująco i jeszcze chwile wpatrywała się w oglonione burty.

- Jutro… pójdziemy na zakupy. Ty, ja i moja koleżanka. Kupimy sukienkę dla ciebie i dla niej… i gorset oraz buty na wysokim obcasie. Od jutra… zaczniemy naukę. Dziś… dziś muszę się wykąpać i pójść spać… - stwierdziła polubownie Chaaya, po czym zaśmiała się lekko i dźwięcznie.
- A kiedy nauka całowania? - zapytała zadziornie Gamnira, wzbudzając rumieniec na obliczu Smoczej Jeźdźczyni i żar w jej lędźwiach. Na myśl jej przyszły kobiece usteczka Nervisi… i jej zwinny języczek.
Alkohol wszak nie wyparował jeszcze z jej żył.
- O to się nie martw… najpierw wygląd. - Ta oznajmiła twardo.
- Wygląd gra bardzo ważną rolę, reszta to już tylko detale… - Bardka wstała z bruku. Odkleiła spódnicę owiniętą wokół jednej nogi i rozejrzała się po okolicy, by zorientować się jak daleko miała do siebie do domu.
Miejsce nie było za bardzo jej znane, ale… widziała znajomą wieżę jej ulubionej elfiej świątyni miłości. Dobry punkt orientacyjny, pozwalający stwierdzić, w którą stronę mniej więcej trzeba było się udać.
- Mhmm… rozumiem kąpiel. Ale sen? Wieczór się dopiero zaczyna. - Łowczyni również wstała i przeciągając się dodała - To jak się jutro odnajdziemy?
- Dla jednych zaczyna, dla drugich kończy - wyjaśniła oględnie brązowooka. - Możemy się spotykać u Vittorio, tylko trzeba wybrać porę - dodała i zgarniając włosy w garść, odcisnęła je z resztek wody.
- Południe? - zaproponowała myśliwa. - Czy ranek?
- Jutro spotkajmy się rano, bo Godiva ma później pracę w straży - odparła Sundari i uśmiechnęła się przepraszająco. - I… przepraszam, nie chciałam, by tak wyszło jak wyszło…
- Cóż… - Traperka przygryzła wargę wyraźnie zawstydzona. - ... bardzo mi się podobają zgrabne nogi. Bardzo. A ty masz zgrabniutkie. Więc ich widok wynagrodził mi wszelkie niedole.
Zaśmiała się głośno rumieniąc.
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem coś takiego kobiecie, ale co poradzić… mężczyźni mają włochate konary.
- Ano mają, mają… niektórzy jak niedźwiedzie. - Zachichotała kurtyzana i dygnęła na pożegnanie.
- Jutro rano “Pod rogiem i baryłką”... a i jeszcze jedno. Kiedy będziemy powabnymi damami… nie przyjmę od ciebie żadnego sprzeciwu. Żadnego. - Pogroziła palcem i uśmiechnęła się szeroko, wskazując kierunek w którym chciała się udać. - Ruszam na poszukiwania ciepłej wody w balii. Do zobaczenia Gamniro.
- Nie martw się. Umiem słuchać i wykonywać polecenia nauczycielko Paro. - Kobieta pomachała na pożegnanie i ruszyła chwiejnym krokiem w swoją stronę. Równie chwiejnym co Dholianki, której to wspomnienie słów przypomniało znów o usteczkach Nervisi i tego, że one nie posmakowały jej łydek i ud. Ostatnim razem trochę za dużo czasu musiała zmarnować na bawienie się kobiecą wersją czarownika… skoro tylu rzeczy nie zdążyła wypróbować.


Kamala szła przez pogrążone w szarych ciemnościach alejki. Miała lekki krok, choć z odległości nadawał jej sylwetce nieco sennego wrażenia. Bujała się na boki, kołysząc biodrami raz w lewo, raz w prawo, niczym hipnotyczne wahadełko.
Powietrze było jeszcze dość ciepłe, choć chłód powoli wydobywał się z ruin starych domostw, ścinając wilgoć w pierwsze nitki mgły, która okrywała miasto nocą.
Dziewczynie zaczynało robić się zimno, zwłaszcza gdy mijała kolejne zacienione mury od których, aż ciągnęło “grobową” aurą.
Zadrżała, łapiąc się za ramiona i skupiła się na marszu do świątyni.

Wyszli zza zaułka… dostrzegła ich, bo nie ukrywali się za bardzo. Trójka. Obszarpańcy, uzbrojeni w sztylety i ciężkie pałki. Jeden duży… zapewne przywódca, brodaty osiłek ze złamanym kiedyś nosem. Pozostali dwaj, chudzi byli i wymoczkowaci.
Przemoczona bardka wydawała się im łatwą zdobyczą, bo strój łakomie kleił się jej do ciała, a ona była sama i niziutka.
- Coś się panience drogi pomyliły, ale nie szkodzi, myto zapłaci panienka - odezwał się wąsacz, śmiejąc lubieżnie i złowieszczo. W dłoni ważył ciężką drewnianą maczugę. Obiekt do dyscyplinowania ofiar.
W żyłach tawaif zapłonął ogień… nie była przecież tak krucha i delikatna jak ją widzieli, jak ją łowczyni widziała.
“Śmiecie…” wypluła Laboni z odrazą i tym razem nikt jej nie uciszał.
Sundari wpatrzyła się wyjątkowo obojętnym, jak na te okoliczności, spojrzeniem w opryszka, zatrzymując się na w miarę “bezpiecznej” odległości.
- Tak to witacie strudzonego gościa w tych progach? - spytała z ironią w głosie. - Gdzie chleb i wino? Na kwiaty cie stać nie było, żeś jakąś sztachetę z podłogi wyrwał?
- Zaraz inaczej zaśpiewasz dziewko. Oj zaśpiewasz malutka. - Zaśmiał się rosły drab i niczym dowódca, wskazał pałką ofiarę do złapania. Jego dwaj pomocnicy ruszyli ku tawaif z gołymi łapami, nawet nie fatygując się po noże czy pałki zatknięte za swymi paskami.

Ku zdziwieniu mężczyzn Chaaya zaśpiewała i… nawet chwiejnie zatańczyła, wydobywając z podwiązki jakiś przemiot, który wkrótce zapłonął, a później miejsce w którym stała zaatakowana, pokryła się nieprzeniknioną mgłą o trupiej aurze.
- Wiedźma! Wiedźma! - Krzyknęli bandyci, tracąc kurtyzanę z oczu. Stanęli plecami do siebie wyraźnie przerażeni i wyciągnęli noże.
- Tam… nie… tam jest! To ona! - Wołał jeden przez drugiego, próbując wśród majaczących kształtów wypatrzeć ten właściwy.
Wysoki złoczyńca, który był poza zasięgiem oparów, cofnął się nieco i nerwowo wyciągnął za pazuchy dość zużytą różdżkę magiczną, mierząc wprost w mlecznobiały dym, ale chyba nie miał celu dla swego zaklęcia, bo jej nie użył przeklinając jedynie pod nosem.

Tymczasem Dholianka za główny cel upatrzyła sobie herszta, którego postanowiła “ukarać”. Jej skołowany alkoholem umysł, nie do końca mógł sprecyzować jak chce to zrobić, ale kolejne słowa magicznej piosenki uleciały z jej ust, chcąc unieruchomić przeciwnika w magicznej pułapce.
Dryblas skierował dłoń w kierunku, skąd dochodził kobiecy głos, ale to jedyne co zdołał uczynić, bo jego ciało wyraźnie zesztywniało, zmieniając się w żywy posąg.
Na obliczu łotra pojawiły się kropelki potu.
Tancerka nie przerywała swych pieśni, już kolejną na siebie narzucając, by jej otumanione ciało stało się zwinniejsze i sprawniejsze, oraz gotowe do… taktycznej ucieczki.
Po czym wyskoczyła ze złowieszczej mgły i skierowała płomień wachlarza na sparaliżowanego oprycha.

“Zabij go! Zabij, zabij! HAHA ZABIJJJ!!!” wydzierała się w ekscytacji Deewani. “Pokaż mu kto tu rządzi! Pokaż temu śmieciowi gdzie jego miejsceeee! Patrz Starcze! Patrz jaka jestem silna!”
Dziewczynka zaczęła szturchać łeb smoka na lewo i prawo.
“Nie śpij i podziwiaj naszą chwałę!”
~ Ja nigdy nie śpię ~ mruknął gad łypiąc jednym okiem. ~ Poczekamy, aż zabijesz demona.

Smocza Jeźdźczyni zamachnęła się bronią na twarz mężczyzny, by magiczne płomienie rozciągnęły się w powietrzu i przekazały za swoim pośrednictwem wiadomość:
“Myta. Nie będzie.”
Do jej nozdrzy dotarł silny zapach… uryny. Straszny bandyta… popuścił w spodnie ze strachu, nie mogąc nic zrobić, by się ochronić przed palącym atakiem.
Tawaif zamachnęła się jeszcze dwa razy, nienawistnym spojrzeniem wpatrując się w obiekt swojej niechęci, po czym wiedząc, że jej czary dłużej nie potrwają ruszyła pędem przed siebie, by uciec do bezpiecznej tawerny.
~ Twój samiec z pewnością będzie z ciebie dumny ~ wtrącił Pradawny ni to kierując te słowa do Deewani, ni to do samej Chaai, zamykając oko.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 20:35   #2
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Jaki… akt… cię teraz interesuje? - mruczał zaczepnie mag, rozkoszując się prężącym pod jego palcami ciałem kobiety.
- Od rzeźb… preferuję pierwowzory, one są prawdziwą sztuką - wyjaśniła swój punkt widzenia kurtyzana, coraz bardziej poddając się pieszczącym ją dłoniom. - I nie potrzebuję niczyjego aktu… by móc porównać i ocenić twój - skwitowała zgryźliwie. - Pytanie brzmi, czy jesteś gotów usłyszeć mój werdykt…
Wolną ręką zsunęła stanik sukienki uwalniając swój frywolny biuścik o czekoladowych szczytach. Nie chciała ich kryć, ani przed wzrokiem, ani przed dotykiem ukochanego.
- Bądź dla mnie delikatny… nie uleczyłam się rano… bo chciałam, chciałam czuć cię przez resztę dnia, gdy byliśmy w rozłące - przyznała cicho, zawstydzona tym wyznaniem.
- Dobrze… będę… - szeptał cicho mężczyzna, liżąc czule szyję swojej kusicielki i zsuwając dłonią suknię w dół, na jej biodra. Palce czule pieściły to uwolnione piersi, to sprężysty brzuch jakby nie mogły się zdecydować co najpierw.
- Płaszcz rozścielę na trawie, tylko… - rzekł zakłopotanym głosem, a tawaif w mig pojęła jego rozterki. Musiałby wszak uwolnić jej ciało od swojego dotyku, a nie miał na to ochoty.
- Najpierw jedna ręka, potem druga - poleciła “fachowo” Sundari, samej nie chcąc rezygnować z tej bliskości między nimi.
Wprawdzie i bez płaszcza by się obyli, ale bardka uważała ten drobny gest za uroczy… plus oczywiście, świadomość, że czarownik będzie później nosił go wraz z jej zapachem, była wyjątkowo podniecająca.
Jarvis z niechęcią odsunął się od partnerki, odrywając dłonie od jej złotej skóry. Po czym zaczął odpinać płaszcz, by rozłożyć go na trawie przed dziewczyną, niczym prowizoryczne łoże.

“Ale on jest głupiii!!! Starcze nie śpij!” Deewani była znowu w paskudnym humorze. “Mówisz temu co ma robić, a to ciele i tak robi po swojemu! Powiedziałam nie śpij!”
Pac, pac, pac.
Drobna rączka obijała się o czoło gada, aż ten nie otworzył ślepia. Chłopczyca od razu wtedy straciła zainteresowanie swoim kompanem na dnie duszy i zaczęła grzebać w kieszeniach szarawarów w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego skarbu.
~ A co mnie obchodzą rytuały godowe ludzi ~ stwierdził leniwie smok.

Chaaya uśmiechnęła się tylko w roztkliwieniu. Dygnęła jak grzeczna dama w podzięce za szarmanckie potraktowanie przez swojego panicza i nawet jej nagi biust nie mógł odebrać jej gracji i szlachetności tego gestu.
Tawaif bardzo chciała uklęknąć i rozpiąć spodnie przywoływacza. Jednak nie miała zamiaru psuć mu wizji, bo widać było, że miał wobec ich spotkania pewne zamierzenia. Postanowiła więc najpierw je spolegliwie spełnić, ale bynajmniej nie pozostając bierną.
Kobieta podeszła do kochanka i kładąc dłonie na jego pasie, rozpięła go, spoglądając w dół w chwili pełnej ciszy i napięcia. Jednak nie opuściła mężczyźnie spodni, ani nie uwolniła jego żądzy z bielizny. Przesunęła palcami po brzuchu, rozpinając kolejne guziki jego kamizelki i koszuli, by odkryć bladą skórę naznaczoną drobnymi siniaczkami.
Przybliżyła się jeszcze bliżej, obejmując Jarvisa za plecami i opierając nagimi piersiami o odkryty tors, całowała delikatnie linię obojczyków.
Nie za długo… tylko trochę, bo gdy tylko poczuła silniejszy ruch partnera, od razu mu uległa, postępując tak jak chciał.

Wyczuła jego drżące palce na swoich pośladkach, potem wspinające się po jej plecach. Powoli i niepewnie, jakby nie potrafił się zdecydować… Pragnął tak wiele i to na raz, że te sprzeczne potrzeby utrudniały mu zaplanowanie czegokolwiek. W końcu jednak dłonie maga oparły się na jej ramionach delikatnie napierając, by osunęła się w dół.
Kamala uklękła, kładąc ręce na biodrach czarownika i spojrzała na niego z dołu z drapieżnym uśmieszkiem na ustach.
~ Czyli jednak doczekam się męskiego aktu w parku… ~ Zaśmiała się trzpiotnie, systematycznie zsuwając wierzchnie odzienie kochanka.
~ Kobiecego aktu też… tyle, że to ty będziesz wtedy żywym dziełem sztuki ~ odparł cicho i czule jej kompan, głaszcząc delikatnie palcami po włosach kochanki.
A odsłonięty pomniczek, był satysfakcjonującym widokiem, tym bardziej, że owa rzeźba była dziełem palców Dholianki, jak i efektem stroju jaki założyła.
Dziewczyna chwyciła zębami za elastyczną górę bokserek i zaczęła je delikatnie zsuwać, pomagając sobie z tyłu palcami na pośladkach stojącego.
Męskość Jeźdźca zatopiła się w puszystych włosach, po czym powoli przesunęła czubkiem ostrza po szyi i policzku kobiety, zanim nie wyprostowała się dumnie nad jej twarzą.
~ Tego akurat nie zobaczę i aktualnie wcale nie żałuję ~ stwierdziła poprzez telepatię, przywierając językiem do rodowych klejnotów przywoływacza, by ciągłym i delikatnym ruchem zjechać na trzon, a z niego po całej długości “małego” Jarviska.
~ Jesteś prześliczna Kamalo… zjawiskowa jak zachód słońca ~ szeptał w myślach mężczyzna, poddając się tańcowi jej języka. Pożądanie w nim rosło, czego miała świadomość, ale dotyk jego dłoni na jej głowie był bardziej czuły niż władczy.
Kurtyzana uśmiechnęła się tylko, biorąc do ręki przyrodzenie, by językiem i ustami bawić się na samym jego szczycie, drażniąc przyjemnie zmysły ukochanego. Wolna dłoń złapała za pośladek, co by udaremnić potencjalne pole do ucieczki.
A gdy magik stał się już nieznośnie twardy w jej cieplutkich palcach, przyjęła go do siebie, obejmując wargami, jak najsmaczniejszy deser.
Słodka rurka z kremem…
Czarownik potulnie nie przeszkadzał tej konsumpcji, pieszcząc ją jedynie powolnymi ruchami dłoni i nie przeszkadzając w zabawie. Był całkowicie pod jej władzą, a głośny oddech i coraz trudniejsze do zduszenia jęki, dowodem jej nieuchronnego zwycięstwa.
Sundari żwawo pracowała głową, zanim nie poczuła preludium spełnienia Smoczego Jeźdźca, wtedy zwolniła nieco tempa, by jeszcze chwilę się porozkoszować… a może potorturować?
W pewnym momencie zachichotała beztrosko, odchylając się nieco do tyłu i otwierając szeroko wargi, wysunęła lubieżnie język. Do pieszczoty dołączyła dłoń, która doprowadziła mężczyznę do eksplozji prosto w roześmiane usta tancerki.

Jarvis z cichym jękiem i wyraźną wybuchową fanfarą oddał swój trybut złaknionej go umiłowanej. Przyglądał się z czułością temu jakże perwersyjnemu widokowi.
- Kamalo… rozbierz się całkiem i połóż się, abym mógł cię wielbić… i tobą rozkoszować - wyszeptał z trudem łapiąc oddech, po gwałtownym szczytowaniu.
Ta sięgnęła do zrolowanych na jej plecach zapięć sukni, odpięła je, po czym zsunęła szatę przez pupę do kolan. Następnie usiadła i wyciągając nogi przed siebie zdarła z siebie ciężki materiał, pozostając jedynie w fikuśnych majteczkach o fioletowym kolorze.
Odrzuciwszy niedbale kreację na trawę, rozłożyła się wygodnie na przyszykowanym płaszczu, układając ręce wysoko za głową, by opuszkami muskać ździebełka murawy i porastających ją drobnych kwiatków.

Przywoływacz uśmiechnął się czule wodząc spojrzeniem po nagiej dziewczynie.
- Śliczna - mruknął i położył się na boku obok niej. Ustami przylgnął do jej ust w pocałunku czułym z początku, który szybko zmienił się w namiętną pieszczotę. Podobną namiętnością obdarzył piersi bardki, wodząc i ugniatając je dłonią. Delikatnie i ostrożnie… by okazać swe uczucie i spełnić jej kaprys. Wszak nie chciał jej sprawić nawet cienia bólu.
- Nie gadaj… całuj, ciągle, bez ustanku - wystosowała swe żądania podczas chwili oddechu Chaaya, nadstawiając swoją szyję i dekolt pod wielbienie. Czarownik miał teraz okazję pobawić się sam na sam z jej ciałem tak jak miał na to ochotę.
Mag więc spełnił jej kaprys. Jego usta muskały jej szyję, obojczyki, piersi. Wodził po nich czubkiem języka niczym malarz pędzlem. Dłoń mężczyzny ześlizgnęła się między uda, ale zamiast dokonać podboju jej bramy rozkoszy, delikatnie muskał palcami ów kwiatuszek… a także ów wrażliwy “pieprzyk” na nim. Wyjątkowo ostrożnie i z pietyzmem. Niczym muzyk grający na instrumencie.

Owa sytuacja bardzo odpowiadała złotoskórej, która faktycznie musiała być obolała. Miejsca dawnych ukąszeń były nieco opuchnięte, na kilku widniały nawet mikrostrupki. Ani razu jednak nie poskarżyła się na ból i nawet najdrobniejsza zmarszczka grymasu nie przecięła jej rozluźnionego lica.
- Troszkę… - wymruczała cicho, wyginając się delikatnie w łuk. Nie dokończyła jednak o jakie troszkę chodziło, powoli osuwając się w coraz bardziej pobudzaną przyjemność.
Jeździec nie zmienił natury swej “tortury”. Wargami rozkoszował się jej piersiami, językiem wodził po skórze brzucha. Nie śpieszył się, nie miał wszak powodu by się spieszyć. Wielbił swą boginkę, oddając jej hołd bez słów. Jedynie palce były “rozpraszające”... powolnymi muśnięciami samych opuszków odprawiającymi swoisty taniec dookoła wrażliwych obszarów kobiety, powoli rozpalały ogień w jej lędźwiach. Jarvis był w tym dobry… ileż to razy jego powolne zabawy zmieniały potulną tawaif w dziką bestię. Plaża przy pierwszej ich zabawie i astrolabium w którym ją uwięził, były tylko najbardziej pamiętnymi z przykładów.

I stało się. Cichy jęk uleciał z rozchylonych warg Dholianki, a ona sama przeciągnęła się z drżeniem niczym przebudzony ze snu pyton. Czuły wirtuoz trącił jej strunę o jeden raz za dużo, doprowadzając ją do ekstazy.
Kurtyzana zaśmiała się mrukliwie i rozkosznie, sięgając dłonią ku twarzy kochanka, by pogłaskać go po policzku. Uniosła się, by ucałować wąskie usta z cichym cmoknięciem.
- Wiesz, że nasza umowa dalej cię zobowiązuje? - odezwała się nagle z lisim uśmieszkiem, przesuwając palcami po chudej szyi partnera. Ponownie leżała na płaszczu, obserwując roziskrzonym spojrzeniem przywoływacza, gdy opuszki zaczęły wędrować po odstającym obojczyku wychylającym się spod rozpiętej koszuli.
- Pamiętam o niej… - Chłopak pogłaskał ją czule po policzku i rzekł zdecydowanym tonem głosu. - I nie skończyłem jeszcze mej zabawy. Połóż się wygodnie na brzuszku i pozwól delikatnie delektować się tobą. Zasłużyłem na ten deser.
- Na brzuchh…hu? - spytała zaskoczona, mimowolnie się rumieniąc jak dorodny owoc granatu. Tancerka przygryzła dolną wargę, uciekając wzrokiem na dalekie paprotki. Potarła udami o siebie i jeszcze raz wejrzała w oczy czarownika, by upewnić się, że ten nie żartuje.
Och… robić to znowu! Robić to tutaj!
W końcu przeturlała się energicznie, choć zaraz zawstydziła się, zakrywając różowiutki policzek za rączką. Znów zaczęła się wiercić niespokojna i niepewna.
Czy w tym świetle wyglądała ładnie? Czy wybrankowi, będzie z nią przyjemnie? Może jednak wolałby patrzeć na jej piersi? A jeśli coś pójdzie nie tak? Coś nie wyjdzie?

“Co takiego?” burknęła w końcu babka.
~ Coś… cokolwiek? ~ odparła Kamala i już zaczęła drżeć jak osika na wietrze. Gdyby jej ciało pokryte by było listkami, na pewno cała by teraz szumiała.
“Wyczuwam w tym lepkie palce Nimfetki…” Ada wyjawiła swą diagnozę, ku radosze Laboni, Umrao i Deewani.
“Ni-nie prawda!” Zapiszczała w obronie eteryczna dziewczynka, ale nikogo nie udało jej się oszukać.

Tymczasem Jarvis z pietyzmem zsunął dziewczynie pukle jej włosów z karku i pleców i począł wodzić językiem po odsłoniętej skórze. Szczególnie wyraźne pocałunki Sundari czuła na swoich łopatkach, acz nie mogła zignorować dłoni wsuwającej się pod jej majteczki i ugniatającej delikatnie, lecz stanowczo, pośladki niczym bochenki niewypieczonego chleba.
Taaak… magikowi zdecydowanie podobało się to, co widział i co czuł, całując i pieszcząc ukochane ciało, które mimowolnie się uginało pod każdym, choćby najczulszym dotknięciem. Z jednej strony chcąc uciekać, a z drugiej nadstawiając się inną częścią po kolejną porcję czułości. Może Chaaya miała między łopatkami łaskotki? Bo gdy tylko jakiś kosmyk włosów Jeźdźca musnął jej złotą skórę, drżała jeszcze mocniej, cicho kwiląc przez przygryzione usta. W końcu jej biodra jakby zaczęły współgrać z ręką mężczyzny, coraz bardziej ocierając się pośladkami o otulającego ją.
~ Jeśli jakichś miejsc na plecach winienem unikać, to możesz mi śmiało powiedzieć. ~ Usłyszała w głowie sugestię kochanka. ~ Chcę by było przyjemnie.
Jego dłoń rozkoszowała się miękkością pupy bardki, acz kobiecie nie mógł umknąć fakt, że jej majteczki są powoli zsuwane z jej pośladków. Centymetr za centymetrem.
Żadna pieszczota nie mogła odwrócić jej uwagi od tego faktu.

“Tylko ty się trzęsiesz jak słonina na wieprzu…” Jodha dołączyła do dyskusji, chichocząc jak psotliwy chochlik.
~ Niczego nie unikaj! ~ odparła przestraszona orzechowooka, kiedy małe nimfiątko zaczęło płakać.
“Jak możesz być dla mnie taka okruuutnaaaa, babciu, babciu ja nie jestem słoniną!”
“A jakże… dla mnie bardziej pasujesz do galarety” stwierdziła stara kurtyzana.
“HAHA! Starcze, Starcze nie śpij kłócą się, kłócą!” Deewani pacnęła smoka w nochal, wyraźnie ukontentowana.
~ One zawsze się kłócą ~ przypomniał jej gad ziewając. ~ A ty tęsknisz za nimi.
“Nie tęsknię!” zaperzyła się dziewczynka, krzyżując łapki na płaskiej piersi. “A ty ciągle śpisz! HA!” odgryzła się zaraz, tupiąc bosą stópką.
~ Przynajmniej cię nie męczę… jak twoi dawni kochankowie. ~ Rozwidlony język, niczym wąż wysunął się z pyska Pradawnego i owinął wokół bosej nóżki maski. Skrzydlaty uniósł łeb i chłopczyca zleciała z pyska wisząc głową w dół na ozorze niczym na linie, jak wisielec z kart taroqua.
“Iiiiaa!” zapiszczała w dziecięcym odruchu rozbójczyni, ale zaraz się zaśmiała. “Pobujaj mnie!” zawołała radośnie, majtając się na boki z chichotem.
~ Nie jestem jednym ze staruchów, których twoja babka podsuwała ci za kochanków ~ burknął Antyczny, ale zaczął huśtać dziewczynę powolnymi ruchami.
~ Tylko się nie przyzwyczajaj i nie nurkuj w moje wspomnienia samowolnie. Bo w niektórych… straże mogą złapać taką małą złodziejkę i przekonasz się na własnej skórze jak to się karze biedotę za kradzież.
Emanacja zanosiła się wesołym śmiechem, wyraźnie się ciesząc ze wspólnej zabawy. Za nic sobie miała, i prośby, i groźby, i jakiekolwiek zdanie czerwonołuskiego. Ten jednak wiedział, że tancereczka pomimo swojej buty i bezczelności, jedyne na co potrafiła się zdobyć, to wspiąć się na szczyt jego pleców, by ułożyć się w zagłębieniu między skrzydłami i tak pójść spać. No… oczywiście, pomijając ciągłe trzaskanie go w pysk, ale to chyba robiła nieświadomie.

Czarownik był lekko skonfundowany przebijającym się w wypowiedzi śmiechem oraz płaczem, ale to nie zmieniło niczego. Nie zaprzestał pieszczot barków swoimi wargami, nie oderwał języka od lekko odstających łopatek, ani nie puścił napiętych pośladków, za to coraz bardziej zsuwał bieliznę w dół. Zresztą i jego pocałunki powoli schodziły niżej, po linii kręgosłupa, do prężącego się tyłeczka tawaif. Tam też złotoskóra poczuła pełen wachlarz przyjemności, od muśnięć, po gorące liźnięcia i ugniatanie palcami.

Dholianka uniosła instynktownie biodra, zaciskając ręce na materiale płaszcza. Zajęczała cicho i przeciągle, nadstawiając się po więcej i więcej. Gdy magik zszedł głową na linię jej pupy, od razu stała się bardziej “odważna”. Przestała drżeć i niepewnie wzdychać, przestawała być kruchą gołąbeczką grożącą potłuczeniem się na milion kawałków.
Z tego pewnie powodu przywoływacz skupił się całkowicie na pośladkach kurtyzany, całując je i liżąc powolnymi ruchami. Dłońmi masował dwa krągłe wzgórza dolnych pleców niczym wprawny niewolnik, a czasem, ocierał się o nie policzkami i nosem… najmniej erotyczna z pieszczot, ale Chaaya miała świadomość twarzy ukochanego przytulonej do swojego tyłeczka, jakby nagradzał ją za bycie śmiałą.
Ale wkrótce i to przestało Sundari wystarczać. Zaczęła wiercić się i podciągać do góry nogi, jakby chciała wstać na czworaka. Jej oddech był przyśpieszony, czasem chrapliwy może z frustracji, że spełnienie krążyło gdzieś na granicy jej zmysłów, naigrywając się z jej pragnień, które z każdym kolejnym pocałunkiem i gestem stawały się coraz silniejsze.

~ Wypnij się bardziej do góry. ~ Jarvis musiał też to zauważyć, bo choć nadal jego dłonie krążyły po jej biodrach, to usta od nich oderwał, zmieniając tuż za nią pozycję. Tancerka poczuła twardą obecność dumy kochanka, ocierającą się o jej ciało między pośladkami. Gdyby planował posiąść ją od tyłu przeszywając jej bramę wyuzdanych rozkoszy, nie potrzebowałby do tego zmiany jej pozycji, ale skoro chciał… to po to, by połączyli się tak jak lubiła.
Bardka wygięła się jak przeciągająca kotka, odwracając się za siebie, lecz nie mogła dostrzec swojego partnera. Wtuliła się więc policzkiem w materiał płaszcza, wdychając znajomy zapach Smoczego Jeźdźca, a mężczyzna pochwycił ją w pasie i powoli zatopił żądełko w oczekującym go kielichu kobiecości. Gdy się już połączyli, pochylił się w dół, przywierając ciałem do umiłowanej. Jego usta całowały jej kark i łopatki, a język wodził po linii barków. Sama dziewczyna czuła też powolny i rytmiczny napór maga w postaci leniwych, acz przeszywających sztychów jego męskości.
Nie spieszył się on, ani też nie szturmował za mocno, był delikatny… ale czy delikatność liczyła się w tej chwili?

Orzechowooka dyszała coraz ciężej i głośniej, przyzwyczajając się do rozkosznego uczucia wypełnienia.
Nareszcie! Teraz bez reszty oddała się przyjemności, choć nie pozwoliła rozluźnić się swym mięśniom pleców. Chłopak nie musiał się więc martwić utrudnionym dostępem do własnego spełnienia.
Wkrótce do uszu zdobywającego leniwie kobietę, dotarł szept słów, których nie potrafił zrozumieć, lecz te powtarzane były wciąż bez ustanku. Jak wtedy, gdy brał ją na stoliku… choć wtedy widział jedynie poruszające się bezgłośnie wargi. Podświadomie jednak wiedział, że przedwczoraj jak i dziś mówiła to samo, jakby poruszył w niej jakąś dawno zapomnianą cząstkę, która nie umiała mówić we wspólnym.
Dlatego czarownik nie próbował wchodzić w te intymne doświadczenie kochanki.
Zamiast tego mocniej zacisnął dłonie i silniej napierał na jej ciało, by przyjemne doznania wywołane jego obecnością w jej w kwiecie było jeszcze bardziej wyraźne. Nawet jeśli miał ochotę przyspieszyć, to nie czynił tego… ruchy choć stanowcze i głębokie, nadal były leniwe. Przywoływacz delektował się nie tylko uległością partnerki, ale też i jej zadowoleniem z obecnej sytuacji.

Czasem poruszali się wspólnym rytmem, niczym jeden, płynący przez przestworza organizm, a czasem wychodzili sobie naprzeciw, ścierając się ze sobą w wyjątkowo wyrazistych doznaniach.
Nie śpiesząc się… każdy osobno dążył do spełnienia, przy jednoczesnym odwzajemnieniu i wspieraniu wzajemnych potrzeb, aż w końcu oboje dostali to czego chcieli. Spokojnie… może nieco po cichutku, ale wcale nie wstydliwie.
Dholianka rozluźniła się czując przyjemne ciepło rozlewające się w jej łonie. Miała przymknięte oczy, lecz uśmiechała się zadziornie, co świadczyć mogło jedynie o tym, że ich zabawa jeszcze się nie skończyła. Na razie jednak potrzebny był odpoczynek.
Dlatego Sundari przytuliła się do układającego się obok jej boku wybranka, zbierając mu włosy z twarzy i całując go łagodnie, jakby chciała mu nie tyle podziękować, co uspokoić.

- Kocham cię Kamalo - mruknął Jarvis, tuląc prawie nagą dziewczynę. Prawie, bo ta majtki nadal na sobie miała… tyle, że obecnie na wysokości kolan.
- Ale robię się zachłanny i zagarniam cię całą dla siebie. - Westchnął cicho. - Tak jak wczoraj… robię się zazdrosny.
- O kogo jesteś zazdrosny? - zdziwiła się tancerka, przykładając ucho do szyi maga, by wsłuchać się w szum jego krwi w tętnicach.
- Nie widziałam się z nim dzisiaj… i nie zamierzam, jeśli ciebie to martwi…
- Nie. Nie to. Nie martwi mnie on. Martwi mnie moja zazdrość. Nie chcę być twoją klatką Kamalo - mruknął czule Jeździec, muskając dłonią jej policzek.
- Klatką? - Ponownie zadziwiła się tawaif, po czym jej zaskoczona mina, wypogodziła się i zmiękła pod wpływem czułości.
- Nie przeszkadza mi ona jeśli mnie w takiej zamknąłeś… czuje się wolna i pewna. Nie martw się tak.
- Nie podpuszczaj mnie - zagroził żartobliwym tonem mężczyzna. - Bo potem nie wyjdziesz z łóżka przez całe dnie.
- Kiedy mówię prawdę - odparła zdecydowanie. - Mogę wychodzić sama do miasta, mam własne pieniądze, rozmawiam z kim chcę i kiedy chcę, zabierasz mnie na wycieczki, nigdy mnie nie uderzyłeś, ani nie podniosłeś na mnie głosu. Naprawdę nie powinieneś się tak przejmować. - Chaaya wsparła się na łokciu i z góry, przyglądała się twarzy leżącego. - Jest mi z tobą dobrze, nawet jak przez cały dzień nie widzę nieba, lub nie mogę usiedzieć na miejscu po ostatnich nocnych ekscesach. - Uśmiechnęła się głupiutko i nieco przepraszająco. Miała jednak nadzieję, że spełniła oczekiwania czarownika i przegoniła jego ciężkie myśli.
- Nikt już cię nie uderzy. A jeśli ktoś spróbuje to… jeśli ja go nie dopadnę, to z pewnością rozszarpie go na strzępy Godiva. Tak jak tego węża na bagnach. - Przywoływacz pogłaskał kobietę po włosach. - A jutro… nie mam nic rano do zrobienia. Mogę… potowarzyszyć tobie podczas nauki Gamniry.
Zamyślił się nad tą kwestią. - Choć… pewnie nie powinienem wtedy… być mężczyzną.
- A… O… A… - zaczęła dukać kurtyzana, momentalnie rumieniąc się od czoła po sam dekolt.
- Jutro… - zapiszczała. - Juuutro planowałam iść do łaaaAAaźni… wiesz… takie tam… maseczki, olejki, kremiki, odżywki… - Jąkała, uciekając roziskrzonym spojrzeniem małej podglądaczki.
Och… Jarvis jako Nervisia? To PRZERAŻAJĄCE, ale i TAKIE FASCYNUJĄCE!
Nie, nie… nie wolno tak myśleć, magik jako kobieta został raz na zawsze przekreślony. Sundari nigdy więcej nie napije się wina i nie prześpi się z tym cudnym, jasnym ciałkiem.
Ach...
Uśmiechnęła się perwersyjnie na nikłe wspomnienia z tej nie-pamiętnej nocy.
Owa wątła i długonoga czarodziejka, była koszmarem i zmorą… na miarę całej armii nieumarłych barbarzyńców, a jednak wizja różanych sutków na maluśkich pączkach piersi potrafiła przyśpieszyć bicie serca…
Uch…
- Nie, jutro nie idziesz. Zdecydowanie, nikt nie będzie oglądać ciebie nago… w żadnej formie! Zresztą… nie mamy zwojów do przemiany. Więc koniec tematu. Koniec. Zapomnij. Nie-ma-mowy.
- Mamy pierścień i mamy zwoje zdjęcia klątwy. Ja zakupiłem trzy - wyjaśnił uprzejmie Jeździec. - Zresztą nie wiem czym się przejmujesz. Sądząc po tym co widziała Godiva… Gamnira nie może konkurować z tobą urodą, a ja jakoś przeboleję swoją goliznę w waszym towarzystwie... I maseczki też.

Na przemian to fala gorąca, to dojmującego zimna, zalewała ciało bardki, przyprawiając ją nie tylko o rumieńce, ale i o dreszcze. Dholianka nie mogła się zdecydować, czy Nervisia bardziej ją przerażała, czy intrygowała. Zdecydowanie nie była jeszcze gotowa, by wypuścić ją ze swojej wyobraźni, gdzie miała nad nią pełną kontrolę.
- Nie… nie. Jak mogłeś wydać tyle pieniędzy na trzy durne zwoje? Nie… nie ma mowy. Nie pozwolę, by ktoś cię oglądał, nie ważne co będziesz mieć między nogami. Na trzeźwo tego nie wytrzymam! Bogowie… przyrzekłam, że więcej nie piję. Dlaczego kupiłeś te zwoje? Odesłałam pierścień! TAK! Dziś rano… wysłałam go, nie ma… przepadł, zapomniałam ci powiedzieć. - Dziewczyna raz uśmiechała się nerwowo, raz wyglądała na poważnie przerażoną, by przejść w jakieś stadium odrętwienia, następnie dwuznacznego zadowolenia i kolejno nerwowego zaprzeczenia, lęku, i tak dalej.
- I oczekujesz ode mnie, że będę spokojny, wiedząc, że jakaś baba ogląda cię nago? Poza tym pruderyjne, młode uczennice w saunach okrywają się ręczniczkiem. - Zaczął żartobliwie czarownik nie dając się oszukać, bo tocząca wewnętrzną walkę tancerka nie potrafiła wiarygodnie kłamać.
- A w odesłanie pierścienia nie wierzę. Natomiast zwoje mogą być użyteczne nie tylko przy zdejmowaniu pierścienia, ale i innych magicznych klątw. Są użyteczne - wyjaśnił ciepłym tonem, głaszcząc ją na koniec po policzku.
- Nie dotykaj mnie! - Ta warknęła gniewnie, odsuwając się od ukochanego.
- I nie są użyteczne. Nie i już. A poza tym Gamnira jest kobietą… JA jestem kobietą… mamy to samo! Ty nie. Żaden pierścień ciebie nie zmieni dostatecznie mocno, bym uwierzyła w twoją nową płeć. Chcesz bym jej łeb obcieła? Przysięgam, że to zrobie! - Usiadła z rozmachem, jakby już szukała miecza.
- Nie mogę tego zrobić… musi nauczyć strzelać Nveryiotha z łuku… - dodała sama do siebie, na chwilę przytomniejąc. Zgarbiła się lekko, po czym odwróciła się ze złością czającą się w oczach.
- Jestem zła, jak mogłeś poruszyć taki temat! - burknęła, wchodząc mu biodrami na uda i wspierając się na rękach, pochyliła się, by ugryźć… na szczęście bezboleśnie, chłopaka w pierś.
- Czyżby… ta Gamnira patrzyła na ciebie łakomym wzrokiem? - zapytał podejrzliwie zamyślony przywoływacz. - Czyżbyś sądziła, że chce cię uwieść? Bo jeśli nie… to czemu miała by zwrócić uwagę na chudą dziewuszkę z niedużym biustem chowającą się za nauczycielką?
- Co? Zamilcz! Zamilcz wreszcie, nie rozumiesz, że wystarczy, że ja wiem kim jest ta dziewuszka za moimi plecami? Ja jestem nawet zazdrosna o przechodniów, których mijasz szlajając się po mieście, by załatwiać jakieś spraw… - Umilkła zdając sobie sprawę, że powiedziała za wiele. Speszyła się i zaczęła raczkiem wycofywać w dół nóg partnera.
- Ale chyba nie o mężczyzn, co? - spytał cicho mag, przyglądając się ukochanej z czułym uśmiechem. - O mężczyzn chyba zazdrosna nie jesteś? Dla ciebie… będę mężczyzną, którego kochasz, w innej jedynie postaci. Ale dla Gamniry będę… mniej głośną Godivą, a ty będziesz miała mnie pod ręką. Będziesz wiedziała gdzie jestem cały czas i bez względu na to ile spojrzeń będzie na mnie, to moja dłoń będzie trzymała się twojej dłoni.
- Przestań… powiedziałam, żebyś zamilkł… - odparła płaczliwie kobieta, siadając na zielonej trawie. Ostre źdźbła kłuły ją jednak w pupę i uklękła, by nasunąc majtki na miejsce.

“Starcze! Starcze! Ej nie śpij!” Deewani ulokowana między skrzydłami gada, łomotała dłonią w błonę, która chlupotała jak żagiel na wietrze.
“Teraz zobacz jaka jest Kamala beze mnie! HAHA! Patrz… schowa się, schowa, tchórz jeden i pójdzie spać! HAHA! Nie śpij i patrz jaka z niej słaba cipa!”
~ Zastanawiam się czy przyzwać wspomnienia owej Nervisi do jej snów. To byłby zabawny widok… chyba. ~ Zadumał się Pradawny wyraźnie niezadowolony ze słabości swego naczynia.
“HAHAHA! Co ty, co ty, głupi?! Ja bym ci oddała, ale ja już nie jestem tam… ona się schowa przed każdym ciosem tak jak schowała się wtedy…” Tancereczka była zadowolona ze swojej “przepowiedni”. Leżała na brzuchu, podpierając główkę na obu dłoniach i przebierała nogami w powietrzu.
“Od babki się nauczyła… przez babkę… babka naciskała, więc ona się chowała, jak żółw. HAHA! Głupia! Trzeba było dać jej w zęby! Ja bym tak zrobiła HAHA, ale ona ma wyrzuty sumienia.”

Chłopczyca była pewna swego i miała rację. Dholianka zaraz przeszła z powrotem na czworaka i podeszła do porzuconej sukni, chowając głowę i tors pod spódnicą, układając się zwinięta w kłębek.
- Ja nie chce już o tym rozmawiać… idź sobie, jestem śpiąca. - Sundari faktycznie miała zmęczony ton głosu, nieco niewyraźny, może przez ubranie. Wyglądała jakby całkowicie wyzbyła się sił witalnych, lub nagle i niespodziewanie wypaliła.
Jarvis podpełzł do niej i ostrożnie przytulił do siebie.
- Przepraszam. Nie gniewaj się. To były tylko luźne sugestie - szepnął jej do ucha i cmoknął je delikatnie.
- Za szybko… nie tak blisko, trzymajmy się tylko za ręce - wyjaśniła smutno kurtyzana, nie wychodząc ze swojego ukrycia.
- Podaj mi dłoń - odparł mężczyzna wyciągając swoją ku niej i uśmiechnął się ciepło. - I nie bądź na mnie zła. Zrobimy jak zechcesz.
- Nie chce żebyś był sam… dlaczego mi powiedziałeś… co ja mam zrobić? - spytała Chaaya wyciągając rękę gdzieś przed siebie.
- Powiedzieć mi… co cię martwi. Pozwolić rozwiać twe lęki - wyjaśnił Jeździec ujmując jej dłoń w swoją. - Zaufać mi, że będę przy tobie. Że bez względu na to ile oczu będzie na mnie patrzyło, mój wzrok będzie błądził tylko po tobie. Moje myśli zaś… kuszone będą tylko tobą Chaayu. A moje fantazje… tylko twoje ciałko będą wielbiły i rozbierały.

„No to co robimy z jutrzejszym dniem? Trzeba podjąć jakąś decyzję.” Seesha wzięła na swój karb wznowienie dyskusji na mocno niechciany i zakazany temat. „Nie możemy z pełną świadomością zostawić Jarvisa samego… będzie mu przykro…” odparła Nimfetka.
„Tobie będzie przykro” sprostowała rzeczowo Ada. „Ja bym się zastanowiła, czy by go nie zabrać jako Nervisi… w końcu już dwa razy ukazał nam się w tej formie.”
„I dwa razy mało nie zeszłyśmy na zawał serca!” wtrąciła gniewnie Umrao.
„Ja nie jestem pewna…” zaczęła eteryczka, ale przerwała jej intelektualistka.
„Ty nigdy nie jesteś pewna.”
Najstarsza dziewczynka zamknęła się w sobie, wyraźnie zawstydzona.
„Nie zgadzam się! Nie i już!” Najbardziej zmysłowa z masek stawała się coraz bardziej wściekła.
„A to niby dlaczego?” Okularnica była wyraźnie zdziwiona. „Jestem ciekawa tego nowego ciała i możliwości z nim związanych…”
„Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.” Zachichotała Jodha psotliwie, niczym mały chochlik.
„No jak to dlaczego, bo nie będzie mieć jej ulubionego penisa!” sarknęła z rozbawieniem artystka.
„Przymknij się Seesh!” burknęła rozeźlona erotomanka. „Już ja wam powiem dlaczego nie!”
„No oświeć nas…” dodała zniecierpliwiona Ada.
„Bo to fantazja!” krzyknęła Umrao, a nimfiątko ze śmiejącą się żartownisią zaczerpnęły głośno powietrza.

„Patrz Starcze! Patrz! Nie śpij!” Deewani przebudziła się z drzemki, podskórnie wyczuwając napiętą atmosferę w nosicielce. „Patrz jak zetrze je na proch w tej dyskusji! HAHA! Nigdy, ale to nigdy nie kłóć się z pasją! HAHA głupie jeszcze się nie nauczyły, że nie wolno z nią zadzierać! No nie śpij, ej!”
Odważna maska zeskoczyła z grzbietu smoka i poczęła rozbujowywać wielki pysk czerwonołuskiego.
~ Dlatego JA ZAWSZE jestem zwycięzcą. Nie ma we mnie pasji, jest tylko mądrość. ~ Ziewnął gad, “skromnie” wyrażając swoje zdanie.

„A fantazja moje drogie, jest tym przyjemniejsza, gdy pozostaje niespełniona! O… tu! Musi zostać w głowie.”
„Nadal nie rozumiem…” Intelektualistka nie chciała tak łatwo zrezygnować z nowych doznań. Ciekawość poznawania nowych rzeczy była zbyt silna.
„Kismis do cholery… nie śpij! Jesteś mi potrzebna!” zawarczała rozeźlona lubieżnica.
„No dobra, dobra… po co te krzyki… Uuuuaaaa…” Wiecznie drzemiąca i leniwa cukierkoholiczka, przeciągnęła się z głośnym ziewnięciem.
„Nie nudzi cię to ciągłe lenistwo?” zagaiła nieśmiało Nimfetka.
„Nie… a ciebie?” odparła.
„Co?” spytała zaskoczona dziewczynka.
„Co?” powtórzyła wciąż rozespana emanacja.
„Ech… wyjaśnij lepiej co ta napalona wariatka ma do fantazji.” Ada zaczynała się czuć zdegustowana całą dysputą, która nie była dla niej na wystarczająco wysokim poziomie.
„No… bo to jest fantazja…” zaczęła sennie Kismis.
„Błagam przejdź do rzeczy!” Seesha zapiszczała teatralnie, jakby conajmniej zaraz miała stracić życie.
„Nervisia jest jak Axamander… cicho, nie przerywajcie mi, bo się zatknę… Axamander jest kuszącą wizją prawda? Ma długi, rozwidlony język, ach, przyjemnie jest sobie wyobrazić co nim potrafi robić? Nie raz Nimfetka rozmyślała o tych delikatnych końcóweczkach na swojej perełce…”
„Aaaa przestań, przestań!” Dziewczątko zawstydziło się bezbrzeżnie.
„A Ada wokół palców rąk, ssąc delikatnie opuszki… Umrao głęboko w…”
„Dobra, dobra… każda z nas miała swoje jakieś tam… wy-wyobrażenia… przejdź do rzeczy…” wtrąciła Jodha czując, że zaraz i jej zostanie wytknięte fantazjowanie.
„Mówiłam, byście nie przerywały… otóż widzicie… że przyjemnie jest sobie pomarzyć. Co by zrobił. Jak by zrobił. Kiedy by zrobił… W każdej chwili możecie przywołać słodkie wizje i kierować nimi tak, by zaspokoić swoje pragnienia. Dlaczego jednak nie pójdziecie do niego… i nie spełnicie swoich lubieżnych żądań?”
„Bo zdradziłybyśmy Jarvisa…”
„A tam… to tylko czubek wydmy… a są jeszcze ruchome piaski…” burknęła Kismis.

„Ja chyba zaczynam rozumieć, co chcesz powiedzieć…” Ada w końcu zawarła głos. „Axamander w fazie fantazji jest całkowicie od nas zależny. Przywołujemy go i odwołujemy kiedy chcemy… jego czyny ustosunkowane są do naszych indywidualnych potrzeb… w ten sposób zachowujemy pewną bańkę rzeczywistości, która pękłaby podczas prawdziwego zbliżenia. Wtedy okazałoby się, że ten czegoś nie potrafi… albo robi to inaczej niż sobie wymyśliłyśmy… znając prawdę, nie mogłybyśmy już nigdy więcej fantazjować na jego temat… tylko… że z Jarvisem w kobiecej wersji już spałyśmy…”
„To prawda, ale byłyśmy pijane.” Pałeczkę w dyskusji przejęła Umrao. „Nie pamiętamy całego zdarzenia, a jedynie niewyraźne strzępki, które zapisały się głęboko w pamięci… bo były DLA NAS przyjemne… nie wpływa to na nasze fantazjowanie, jedynie je pobudza… tak naprawdę wciąż nie wiemy jak nam było z kobietą Jarvisem. Co się nam podobało, a co nie. Czym się kierowałyśmy i dlaczego zrobiłyśmy to co zrobiłyśmy. Na trzeźwo… fascynacja była równie mocna co przerażenie, to też coś o czymś świadczy… przecież my nawet nie lubimy kobiet do cholery! Coście się tak uparły na Nervisię.”
„Ładna jest…” skomentowała Nimfetka.
„I co z tego?!”
„Jest inna… niezbadana” kontynuowała intelektualistka.
„No iii?” Nie dała się zbić z tropu naguska.
…i wtedy zapadła pełna konsternacji cisza.

„HAHAHAHA!” zaśmiała się w głos Deewani. „Patrz jak je urządziła! Nikt się nie spodziewał, że Umrao potrafi być tak spostrzegawcza co? Głupie pipy mają za swoje, już ja bym im powiedziała co o nich myśle!” awanturowała się dziewczynka, ciągnąc się w zadowoleniu za długi, gruby warkocz.

„No to... co… teraz robimy?” spytała w końcu któraś z masek.
„Ech… przydałaby się Deewani…” zamarudziła kolejna.
„Deewani? Deewani?” pytały inne, zupełnie jakby nie do końca pamiętały, kim owa była.
To wyraźnie zezłościło chłopczycę, która aż zatrzęsła się z gniewu, a dookoła niej zagotowało się powietrze. Zaciskając dłonie w piąstki, wskoczyła do jednego z luster i znikła, gdy rozmowa na górze dalej się toczyła.
„Biedna Kamala… znowu jej w niczym nie pomogłyśmy… Cicho, cicho bo cię usłyszy… Cały czas nas słyszy głupia!”
Sundari ukryta w swojej „altance”, leżała przytulona do złotej księgi zawierającej wszystkie wspomnienia z ukochanym Ranveerem. Nie odzywała się, tępo wpatrując przed siebie, być może próbując zasnąć, lecz rozświergotane emanacje kotłowały się w jej głowie… mieszając prawdę z fałszem, pragnienia z obawami, fantazję z rzeczywistością. Nie wiedziała już czego chciała i czy w ogóle czegoś. Nie znała swoich obaw i pragnień, coraz bardziej pogrzebywana przez chaotyczne myśli. Czy w ogóle to były jej myśli, czy kogoś innego? Kim była? Kim się stała… i dlaczego to wszystko musi być takie zagmatwane?
W końcu… to przecież tylko tymczasowa zmiana płci… dlaczego się tak denerwowała? Dlaczego zastanawiając się nad tym, czuła się coraz bardziej bezsilna?

- Ja… nie wiem… jest tak głośno… przepraszam - odezwała się słabym głosem Sundari, ściskając palce czarownika, jakby to była jej ostatnia deska ratunku.
Czy jej kochanek w ogóle był prawdziwy? A może i jego sobie wymyśliła? Może nadal była gdzieś uwięziona… lub umarła i o tym nie wiedziała? Bogowie… dlaczego to wszystko jest takie trudne… kiedy to wszystko się tak pokićkało?
~ Poddaj się… poddaj… nie walcz, mniej będzie bolało… ~ zaintonowała cicho, oddając się całkowicie we władanie męskiej dłoni.
Już drugi raz tego dnia straciła całkowicie wolę walki.

- Możesz zmienić mnie wieczorem. Pójdziemy na kolację. Będzie grzecznie i spokojnie. Żadnych zabaw, żadnego picia. Jak będziesz się czuła za bardzo… zazdrosna o mnie jak będę w tym kobiecym ciele tooo… odmienimy mnie po powrocie i jutro udasz się sama z Gamnirą. Co ty na to? - zaproponował ugodowo mężczyzna.
- Boje się - wyznała po dłuższej chwili namysłu bardka.
- Wiem. Boisz się tego co nieznane. To paraliżuje… pożera…. więzi w jednym miejscu - odparł przywoływacz głaszcząc dziewczynę po dłoni i pieszcząc jej palce opuszkami.
- Jeśli nie chcesz… nie musimy się z tym mierzyć - odpał czule po chwili. - Nie chcę cię zmuszać.

“To po wała drążyłeś temat?!” Huknęła jak grom z jasnego nieba babka, aż w głowie tancerki zrobiło się przeraźliwie cicho.
Rozzłoszczona tawaif zleciała na dno do obijającego się smoka i trąciła go palcem u stopy w nochal.
“Nie śpij… sprawa jest.”
~ Nie śpię. Medytuję ~ warknął gniewnie Starzec, spoglądając na Laboni. Drażniło go to ciągłe podejrzewanie o sen. ~ Planuję. Nie mam ciała, więc nie mam potrzeby spania.
“Ta ta ta…” Zbyła go machnięciem ręki kurtyzana i popatrzyła gadzinie prosto w złote ślepia. “Gdzie ta mała wariatka jest? Wiem, że ją gdzieś ukrywasz za namową Kamali…”
~ Zjadłem ją ~ stwierdził szczerze Antyczny i spojrzał na kobietę. ~ A ty nadal jesteś mi winna taniec. Zresztą po co wam ona?
Wspomnienie matrony uśmiechnęło się z wyższością. “No popatrz… zapomniałam całkowicie o tobie” odparła słodko i jadowicie, po czym schowała dłonie pod powłóczyste sari.
“To nie twoja sprawa, powiedz tylko, gdzie ją przetrzymujesz…”
~ Już mówiłem…. zjadłem ją ~ odparł z uśmiechem Czerwony i dmuchnął płomieniem z którego wytoczyła się zaskoczona Deewani. Bowiem skrzydlaty nie wspomniał młodziutkiej masce o cenie, jaką się płaciło za nurkowanie w jego wspomnieniach. Odważna emanacja była z nim powiązana do końca swego istnienia. Co prawda nadal była częścią Sundari, ale teraz była też i częścią Ferragusa.

Laboni zupełnie nie zareagowała, jakby nie dostrzegła pojawienia się dziewczynki, która zaczęła awanturować się, wymachując piąstkami na lewo i prawo.
“Co jest?! Starcze coś ty zrobił głupku! Wiesz gdzie byłam i co robiłam?! Wszystko popsułeś!”
Babka w końcu prychnęła z pogardą.
“Powiedz jej, że ma się zjawić u mnie” odparła wyniośle i ruszyła dumnym krokiem do jednego z luster.
~ Chyba chcą abyś wróciła do nich. Wykorzystaj to ~ rzekł gad do swej malutkiej protegowanej ziewając. ~ I pamiętaj, że jesteś też częścią mnie. I zawsze mogę cię przywołać z powrotem.
Po czym po chwili namysłu dodał ~ Aaaa i możesz opowiadać o tym, jak się tobą zajmowałem. Plotki są użyteczną bronią.
“Niedoczekanie twoje! Jeszcze raz tak zrobisz, a utnę ci ogon!” zagroziła chłopczyca, wyraźnie nadymając w złości policzki.
~ Też cię kocham… No… a teraz idź, zobacz jak pozostałe będą ci się podlizywać, próbując cię skłonić do pozostania między nimi. ~ Zaśmiał się chrapliwie Pradawny nic sobie nie robiąc z jej gróźb.
Tu młoda bardka dziwnie się zafrapowała. Popatrzyła niepewnie na smoka, zupełnie jakby ten ją wypędzał, po czym poczłapała powoli do lustra w którym zniknęła babka. Z jakiegoś powodu, wcale nie czuła się przekonana co do możliwości powrotu na górę.
~ No no no… nie rób tej miny smutnego psiaka. Zawsze możesz wrócić do mnie… w każdej chwili. I ja zawsze mogę pojawić się u ciebie. Jesteśmy połączeni więzią Deewani. ~ Starzec wstał i podszedł do tancerki, nachylił pysk i przesunął językiem po policzku, liżąc ją niczym duży pies.
“Fuj! Ide sobie” zawyrokowała dumnie dziewczynka, wycierając rękawem policzek i wskakując w odmęty wspomnień.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 21:25   #3
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Za sobą usłyszała szelest materiału opadającego na ziemię. Jeździec pospiesznie pozbywał się przyodziewku i nagi zbliżył do partnerki. Poczuła klapsa w wypięty pośladek… bolesnego, acz ból ów nie był przeszywający. Nie tak jak duma, która wbiła się w spragniony jej obecności kwiat tancerki. Magik nie był delikatny, jego pchnięcia były mocne i gwałtowne… przeszywające zmysły Sundari na wylot.
Mężczyzna pochwycił dłonią pukle włosów Dholianki i przytrzymywał je ostrożnie, by nie dać jej ciału uciec od swych szturmów. Czasem okraszał jej pośladek klapsem, niczym ukłuciem ostrogi podczas tego wspólnego galopu do zbliżającej się ekstazy.
Był coraz bliżej mety… takoż jak i ona.
Tawaif wygięła się jak kotka, drapiąc paznokciami po blacie mebelka. Jej mięśnie spinały się mimowolnie przy każdym uderzeniu, sprawiając, że złotoskóra zdawała się podskakiwać. Jęczała przeciągle jak w skardze i bólu, choć była w stanie najwyższego uniesienia.
Jej prawa ręka powędrowała wzdłuż ciała i znikła pod uniesionym brzuchem, by palcami przyśpieszyć swój nieunikniony los.
Po raz czwarty tego wieczora jej głos uniósł się pod sufit z rozkoszy, nieznacznie tylko zabarwiony chrypką.
Jej popisowi wokalnemu towarzyszył cichy jęk kochanka, którego dowód ekstazy Chaaya poczuła w sobie.

~ Kocham cię… i pragnę… i nie dam ci spokoju. ~ Usłyszała w swej głowie dziewczyna, czując pocałunki i pieszczoty dłoni na swoim nadal wypiętym tyłeczku.
~ Nigdy? ~ spytała z nadzieją, nie tylko w głosie, ale i myśli, bardka dochodząc powoli do siebie.
~ Nigdy. Jeszcze będziesz próbowała uciekać z łóżka ~ stwierdził żartobliwie czarownik, skupiając się na jej pełnych biodrach, wielbiąc je zarówno dłońmi jak i językiem.
~ Nie chcę uciekać… nie będę uciekać ~ zaperzyła się jak dziecko kurtyzana i przekręciła lekko w bok, by móc obserwować chłopaka za sobą. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, by poczochrać go opuszkami po głowie, nie potrafiąc sięgając palcami dalej.
Przywoływacz przerwał pieszczoty, usiadł wygodnie obok leżącej kochanki i pochylił się kładąc obok niej, po czym spojrzał jej w oczy mówiąc
- Wiem, że nie będziesz. Cieszy mnie to, że jesteś szczęśliwa przy mnie… że się uśmiechasz, że się ze mną droczysz. Że masz kaprysy… choć… niektórych zaczynam się bać. - Zakończył śmiejąc się lekko. - Jak na przykład ten warunek co postawiłaś przy obiedzie. Nie wiem co o tym myśleć.
Kamala wydawała się być bardzo szczęśliwa, że Jarvis położył się obok niej. Uśmiechała się szeroko i łagodnie od razu bawiąc się palcami na jego odstającej kości obojczyka.
- Ach… tak, tak! Zupełnie o tym zapomniałam! - zawołała radośnie i jej łanie rysy, zaczęły nabierać chochliczego wyrazu. Uśmiechała się tak szeroko, że w kącikach oczu pojawiły się drobne zmarszczki niczym łapki drobnych ptaszków.
- Coś ci kupiłam… coś o czym kiedyś rozmawialiśmy - odparła tajemniczo. - Chcesz zobaczyć? Chcesz? - ćwierkała jak słowiczek... wysłany prosto z piekła.
- Chcę, chcę - potwierdził mag kłamiąc tak fatalnie, że ciężko było mu uwierzyć, ale uśmiechał się szczerze i przyglądał z czułością głaszcząc po włosach kobietę, która uśmiechnęła się trochę smutno, na fałszywy ton partnera. Pogładziła go czule po policzku, przypatrując się jego wąskim ustom.
- Jamun… to tylko zabawa… nie będzie tak strasznie… tylko ociupinkę - wyszeptała, składając wargi do pocałunku i musnęła nimi brodę ukochanego.
- Jamen… moja śliczna, nie przejmuj się tak moim marudzeniem. To sztuka dla sztuki - odparł ciepło mężczyzna muskając czubek nosa tancerki swoimi wargami.
- Kiedy jesteś w tym beznadziejny. - Ta stwierdziła bez ogródek, śmiejąc się wesoło. Podniosła się i pomasowała leżącego po brzuchu.
- Ach… dałeś się tak łatwo podejść tam pod karczmą… aż trochę mi żal… ale nieważne, poczekaj tu… przyniosę ci. - Dholianka ruszyła lekko pijanym krokiem w kierunku ukrytej za przepierzeniem szafy.

- Masz rację. - Jeździec usiadł i przyglądał się tawaif mówiąc z uśmiechem.
- Ale jakie miałem szanse z taką kusicielką? Żadnych. Mogłem tylko ulec.
- No nie wiem, nie wiem… mogłeś mnie na przykład przycisnąć do ściany… - odpowiedziała dziewczyna za ścianką, grzebiąc z zapałem w swoich ubraniach. - ...i przekonać mnie, kto tu kogo kusi.
Wyszła z ukrycia, chowając obie ręce za sobą.
- Prawa czy lewa? - spytała zawadiacko.
- Mógłbym, ale… jesteś za dużą pokusą. A twój uśmiech i błyszczące oczka... jeszcze większą. Prawa - zadecydował.
Chaaya zaśmiała się jak imp, który wprowadził w śmiertelną pułapkę jakiegoś naiwniaka i wystawiła piąstkę przed siebie w której to trzymała… stanik.
Za duży na nią i za duży nawet na Godivę.
Jej przymrużone w uśmiechu oczka lśniły jakimś dziwnym perwersyjnym blaskiem, kiedy wpatrywała się w twarz kochanka.
- Co mam z tym zrobić? - zapytał mag przyglądając się złotoskórej, a potem fragmentowi garderoby w jej dłoni.
- Dooomyśśśl sssię… - zasyczała podekscytowana Sundari. - Co się robi z bielizną mój kochany?
- Nie jestem kobietą. A nawet kiedy się w nią zmieniłem to i tak… w tej części ciała miałem niedobory - zaprotestował czarownik.
- Zakładaj! - zapiała kurtyzana, machając koronkami i podchodząc bliżej siedzącego.
- Obiecałeś… umówiliśmy się… musisz założyć… później przerobie go na taki z rewolwerami, ale muszę zobaczyć jak się na tobie układa! - Kłamała w żywe oczy, ale była w tym tak dobra, że… potrzeba by boskiej pomocy, by ją teraz przejrzeć.
- O! Tu… proszę, byś nie czuł się skrępowany… masz specjalnie dobrane… majteczkihihihi… - Nie wytrzymała i zaczęła się chichotać pokazując kolorowe cudeńko na “ptaszka” przywoływacza.
- Znam to… ostatni krzyk mody, gdy… - Jarvis miał zamiar coś odpowiedzieć, ale nowy okaz bielizny sprawił, że na nim skupił swoją uwagę. - ...No. Gdy opuszczałem miasto były modne, wraz z dopinanymi nogawicami.
- Stanik z nogawkami? - spytała zaciekawiona łaniooka, przekręcając głowę na bok.
- Nie stanik… tylko te majtki. Bardzo modne wśród szermierzy. Podkreślające męskość wojownika, bardzo dosłownie - wyjaśnił mężczyzna drapiąc się po podbródku. - Oczywiście, jak wszystkie mody związane z odzieniem… pewnie przeminęła dość szybko.

- Szermieeerzy… - powtórzyła jak papużka bardka i wcisnąwszy chłopakowi górną część wielobarwnej garderoby, sama przyjrzała się tej dolnej. Wsadziła paluszek do długiego mieszka starając sobie chyba wyobrazić w tym przyrodzenie. Głupiutki wyraz twarzy, świadczył jednak o tym, że jej wyobraźnia nie pracowała tak… jakby chcieli tego projektanci owego przyodziewku.
- Nie ważne… - stwierdziła po chwili zarzucając sobie majtki na ramię. - Masz się przebrać - zrządziła dumnie i zarzuciła ręce za szyję ukochanego, całując go w policzek. - Pomóc ci z zapięciem na plecach?
- Tak. To dobrym pomysł z tym zapięciem na plecach… z tą pomocą. - Jeździec wziął ów stanik jakby to był jakiś potwór próbujący go pożreć. Widać było wyraźnie, że częściej pozbywał się tej bestii z ciała kobiet, niż sam ją zakładał.
- Specjalnie wzięłam najmniejszą miseczkę, żeby twoja męęęęska klata nie poczuła się zawstydzona - drażniła się z nim trzpiotnie kobieta, podgryzając go w szyję. - Winnam była wybrać jeszcze pończochy i pantofle… ale… może innym razem hihihi…
- Dlaczego “najmniejsza” miseczka jest większa niż twój biust? - zaprotestował czarownik, potulnie jednak zakładając tę kobiecą bieliznę na siebie.
- Aćha! Patrzcie jakie pyskaty… a może niedouczony? - Tawaif odsunęła się niby urażona, krzyżując ręce pod piersiami. - To przez to, że jesteś szeroki w klacie.
- Acha… no dobra. Mam stanik na sobie. Zadowolona? - zapytał magik przyglądając się kawałkowi koronek opinającym jego tors. - Nie bardzo wiem, czemu chciałaś bym założył.
- Teraz jeszcze to… - Ściągnęła z ramienia “cud” majtki i wręczyła je, nadal “nadąsana” swojej ofierze.
Ani razu nie uraczyła kompana nawet jednym, ciekawskim spojrzeniem.
- Dobrze, dobrze… - Ponieważ ta część odzienia należała zdecydowanie do męskiej garderoby, Jarvis założył je szybko i bez problemu. Trąbka słonia widoczna dzięki tej bieliźnie, po prostu przyciągała spojrzenie… a kontrastowe barwy optycznie, powiększały męskość nosiciela, która nawet w stanie spoczynku, wyglądała dzięki niej imponująco.
Jednakże obecność nagiej kochanki w jedynie delikatnych elfich pantofelkach i biżuterii sprawiała, że ów organ unosił się powoli, co sprawiało, że wzrok mimowolnie się kierował w te rejony, co zapewne było zamierzonym efektem twórcy tego “dzieła”.
Chaaya jednak odwróciła się plecami do zaistniałej scenerii i podeszła do łóżka. Usiadła na nim z rozmachem, wdzięcznie podskakując na spracowanych sprężynach.
- A teraz zatańcz dla mnie - obwieściła, obdarzając towarzysza spojrzeniem. Zaczęła od jego nóg… powoli wędrując do bioder. Tu na chwilę zatrzymała się, podziwiając swój zakup.

“No nie wytrzymam…” Deewani zaniosła się rechoczącym śmiechem, jakby jaka żaba wpadła do studni. “No nie moge, no… Starcze! Starcze czy ty to widzisz?! NIE ŚPIJ!”
“Cicho, cicho… dlaczego go tu wołasz?” strofowała ją Nimfetka, ale tradycyjnie miała taką siłę przebicia, że nie zdominowałaby nawet owocówki.
~ Ja tu zawsze jestem i nigdy nie śpię ~ wtrącił się krótko smoczy głos.
“A mnie się tam podoba…” odparła Umrao, oblizując usta. “Tylko… niech się jeszcze trochę podniesie…”
“To zadziwiające… jak krawiec mógł wiedzieć, że taka, a nie inna mieszanka barw wywoła pożądany efekt?” Ada była wyraźnie zahipnotyzowana feerią barw… całkowicie pomijając przyrodzenie.
“AHAHAHA! Starcze! Starcze! HAHAHA” Chłopczyca nie potrafiła się pohamować, co strasznie złościło najstarszą z masek, która fukała i strofowała swoją młodszą siostrę, ale ta tylko wybuchała jeszcze większym chichotem.
“Wiecie co… ale ja się jakoś nie mogę w tym różowym… i pomarańczowym… doszukać męskości…” Kismis odezwała się sennie, zbudzona krzykami.
“No jak to… no nie widzisz? Prawie stoi…” żachnęła się Umrao. “Zaraz się postaramy, by stanęła bardziej…”
“Ale mi tu nie chodzi o jego ptaka… gdzie te kolory mają podkreślać męskość u szermierza?” upierała się leniwa.
“Tu chyba nie o taką męskość chodzi” wtrąciła któraś z bezimiennych.
“Tu chyba od samego początku chodziło właśnie o ptaka…”
“AHAHAHA Starcze, Starcze czy ty to słyszysz??!! AHAHAHAA”
~ Słyszę, słyszę, ale mi ptactwo nie w głowie. Ja mam poważne sprawy do rozważenia ~ mruknął obojętnie gad.
“Niech ją ktoś w końcu zamknie! Właśnie, właśnie! Cicho tam, bo cię jeszcze Jarvis usłyszy i się zatchnie!”

Kamala wznowiła wędrówkę orzechowych tęczówek po ciele przywoływacza. Jej wzrok roziskrzył się w trudnym do sprecyzowania podnieceniu, gdy przyglądała się mężczyźnie w delikatnym staniku. Oblizała pośpiesznie usta i zamruczała pod nosem… jakby była z czegoś bardzo zadowolona.
Kochanek z cierpiętniczą miną rzeczywiście zaczął gibać się jak pijany zając i kręcić w kółko. Widać było, że ta sytuacja jest dla niego krępująca, ale też nie poddawał się wątpliwościom, spełniając kobiecy kaprys… Czego to się nie robi dla uśmiechu?

“Szybko! Zawołacie Nveryiotha! HAHA i Godivę! Tak, Tak! Muszą go zobaczyć!” Deewani hulała rozbawiona na całego, gdy tymczasem bardka wpatrywała się w “tańczącego”, a najbardziej w jego podrygującą w nerwowych ruchach różdżkę.
Choć trwała w całkowitej ciszy, to nie potrafiła wyzbyć się perwersyjnego i głupiutkiego uśmiechu, który wykwitł na jej licu na dobre kilka chwil wcześniej. Może… może nawet kurtyzana nie była świadoma, że się uśmiecha, ani tego, że czas dalej płynął, całkowicie skupiona kolorowym “ptaszku”, który odbywał przed nią swój taniec godowy.

Chłopak wił się niemrawo przed nią wpatrując się w partnerkę, w jej zaróżowioną twarzyczkę, jędnry biust, gładkie łono i zgrabne nogi. Skupiony bardziej na niej, niż na swym tańcu coraz bardziej odzyskiwał apetyt, ku radości Umrao… szermierczy mieczyk unosił się coraz wyżej… i był coraz większy, jakby ta bielizna miała ku temu właśnie służyć i sprawność właściciela podkreślić. Miła w dotyku, o czym tancerka już się przekonała podczas kupowania.
- Wystarczy tego tańca? - zapytał w końcu czarownik.
Nagie piersi wpatrzonej w pokaz tawaif, unosiły się w przyśpieszonym, płytkim oddechu. Od pewnego czasu obleczone były w gęsią skórkę jak od wzmożonego podniecenia.
Palce jednej dłoni muskały coś za uchem Dholianki, a może nawijały kosmyk włosów, wciąż i wciąż bez ustanku, gdy ta wpatrywała się bez mrugania w męskość Jeźdźca.
- Mmmmm… co? Co? Słucham, co mówiłeś? - Otrząsnęła się drgając, jakby ktoś ją ukłuł lub uszczypnął. Spojrzenie jej oczu było rozbiegane i nieco zagubione.

Czarownik pozbył się stanika zadziwiająco szybko jak na osobę, która miała problemy z jego założeniem i ruszył w kierunku dziewczyny, wraz z podskakującą w rytm jego kroków szabelką.
- Połóż się wygodnie na łóżku - rzekł krótko.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - poskarżyła się smutno złotoskóra, ale zaraz jej protest ustąpił, gdy magik był na wyciągnięcie jej ręki.
Sięgnęła więc wolną dłonią, by dotknąć odstającej kości miednicy ukochanego.
- Będę szczery… nie wyglądał na mnie dobrze - stwierdził Jarvis zatrzymując się przed towarzyszką i stanął wyprostowany, niczym niewolnik na targu, pozwalając jej na swobodne badania.
- Cooo?? - Ta spytała głupiutko, ściągając brewki ze sobą. - Mówiłam o twoim tańcu… dlaczego przestałeś… - Jej palce przesunęły się na brzuch do pępka przywoływacza i stamtąd sunęły powoli w dół, szlakiem nabrzmiałej, błękitnej żyłki jego podbrzusza, aż do krawędzi bielizny.
- Ładnie na tobie leży… - stwierdziła czule, a jej opuszki muskały ukryty pod materiałem skarb.
- Powinien. Taki jest w końcu cel tego… stroju. - Westchnął kompan i zaczął kręcić biodrami w miejscu, unosząc ręce do góry. Tańczył powoli i leniwie, cały czas będąc w zasięgu ciekawskich paluszków kochanki.
- W sklepie wyglądał beznadziejnie - przyznała z bolesną szczerością kobieta, wyciągając drugą rękę do wodzenia nią po skórze uda mężczyzny. - Myślałam, że będziesz wyglądać śmiesznie… a tymczasem jestem pewna… że poplamiłam naszą nową pościel. - Zarumieniła odrobinę i popatrzyła w górę, rozszerzając oczy w zdziwieniu.
- A gdzie twój stanik?!
- Nie pasuje do mnie… - ocenił z uśmiechem Jeździec i spojrzał w dół. - Musisz zadowolić się moim tańcem w majtkach. Albo bez…
Nie przerywając swojego “mistrzowskiego” popisu wygibasów, położył dłoń na czole tancerki, delikatnie sugerując jej by się wygodnie położyła.
- Wyglądałeś w nim… - Tu bardka opadła na łóżko i delikatnie się przeciągnęła. - ...uroczo, szkoda, że go zdjąłeś, nie zdążyłam mu się przyjrzeć.
- Nie jestem uroczy… - wyjaśnił mag wchodząc na łóżko i obejmując stopami w biodrach partnerkę. - ...powinienem być podniecający.
Nadal tańczył, choć było to bardziej podrygiwanie w miejscu, stojąc nad nią. Z obecnej perspektywy… leżąca tawaif nie mogła dostrzec zbyt wielu szczegółów układu, poza różdżką miłości, ubraną w barwy przyciągające jej wzrok. Podrygiwała ona energicznie, jakby czarownik próbował nią zahipnotyzować Dholiankę, niczym czarny wojownik z plemion dalekiego południa, których raz kurtyzana miała okazję widzieć w tańcu… lub niczym męska wersja amazonki z wyspy, na której Chaaya zatraciła się w rozkoszach z inną kobietą.

- Jedno nie wyklucza drugiego - odparła cicho Kamala, wpatrując się bez reszty w pokaz. Jarvis nie miał, ani talentów aktorskich, ani tanecznych, a jednak przyjemnie było na niego patrzeć w tej intymnej i tylko troszeczkę komicznej chwili.
Uwydatnione przyrodzenie tylko dodawało pikanterii ich spotkaniu, przyjemnie rumieniąc policzki leżącej, która choć z początku gładziła obie łydki kochanka, teraz jedną porzuciła na rzecz… tego chłopak nie wiedział, bo nie mógł dostrzec, ale z łatwością mógł się domyślić patrząc na leniwie poruszające się prawe ramię, leżące aktualnie na jej brzuchu.

Smoczy Jeździec zaś spoglądał na kochankę z pożądaniem. Jego pragnienia były wyraźnie widocznie w coraz bardziej energicznych ruchach bioder przeszywających powietrze… choć z pewnością chciałby swym mieczem kogoś przeszyć. Wodził dłońmi po swoim torsie i brzuchu… ale i tu Sundari czuła, że wolałby wodzić po jej ciele.
A jednak… nie czynił tego. Nie posiadł jej, mimo, że miał na to ochotę, a protesty dziewczyny… jeśliby się jakieś pojawiły, zdusiłby w zarodku pocałunkami. Pozwalał jej na zabawę i oddawanie się swoim fantazjom. Uśmiechał się czule, choć ciężko kochance było to zauważyć, gdy w jej polu widzenia barwna włócznia szukała bramy do przebicia.
Dholiance roziskrzyło się spojrzenie na moment przed zamknięciem powiek, gdy jej ciało mimowolnie napięło się i wygięło w łuk, gdy dosięgła ona spełnienia. Uśmiechała się, przygryzając delikatnie dolną wargę, po czym odetchnęła swobodnie i rozmarzony wzrok na powrót śledził poczynania stojącego.
- Mogę rozpakować prezent? - spytała cicho, przesuwając palcami prawej ręki po mięśniach łydki, zostawiając na skórze przywoływacza mokry ślad po swoich niecnych igraszkach.
- Hmm… - Magik udawał przez chwilę, że się zastanawia, ale ostatecznie mruknął - Tak. Możesz.

Kobieta usiadła ochoczo, znajdując się twarzą zbyt blisko bioder mężczyzny, choć jej to akurat nie przeszkadzało. Schyliła się, by przyssać wargi do czułej skóry pachwiny partnera, gdy jej palce chwyciły za sznurek opinającej go bielizny.
Przeskoczyła językiem na klejnoty rodowe, łaskocząc je i bujając jakby uderzała w dzwon.
Stopniowo odsłaniała ukryty za materiałem skarb, wpijając się palcami w męskie pośladki, mrucząc coraz bardziej, gdy czuła opór materiału na twardym ostrzu przyrodzenia, lub gdy czuła gorąc bijący od odsłoniętej skóry. Zaczynała być łapczywa w tym co robiła.
Liźnięcia były mocne i wprawne, usta spragnione i chętne pieszczot, a dłonie silne i zuchwałe.
Chaaya chciała podziękować za taniec… a może już o nim całkowicie zapomniała, oddając się bez reszty wielbieniu stojącego nad nią ukochanego, który miał wyraźne problemy z utrzymaniem pionu. Z każdym muśnięciem drżał coraz bardziej, a nogi niebezpiecznie miękły. Czarownik oparł ostrożnie dłonie na głowie bardki oddychając głośno i szybko, delektując się oddaniem swojej towarzyszki i pieszczotami jakimi go obdarzała.
- Usiądź… - poprosiła go tawaif przytrzymując rączką prężącą się chuć Jarvisa, muskając ją gorącymi wargami. Jej dotyk był delikatny i czuły, a jednocześnie bezlitośnie perfekcyjny. Język obejmował bowiem najczulsze rejony, drażniąc i pobudzając zmysły do granic bolesnego napięcia.
- …połóż się, pozwól, że się tobą zajmę. - Zaoferowała się ze szczerego serca, czując jak przywoływacz drży i ma kłopoty z ustaniem na miękkim, skrzypiącym podłożu.
- Jak chce mnie mój tancerz zdobyć? Spełnię każde jego pragnienie - zamruczała w przyrodzenie łechcąc je oddechem.

Mag wpierw położył się wygodnie na plecach. Jego duma unosiła się w górę niczym wieża. Chłopak rozkoszując się dotykiem partnerki, dość długo namyślał się nim rzekł.
- Dosiądź mnie… ujeździj. Zatańcz na mnie, rozpal mnie widokiem swoich piersi pieszczonych twoimi zgrabnymi rączkami.
Kamala słuchała go z uśmiechem na twarzy, opuszkiem wskazującego palca wodząc po czarodziejskiej kondygnacji, jakby mieszała składniki w magicznym kotle. W końcu kiwnęła głową i usłuchała życzenia, wchodząc na biodra kochanka zespalając się z nim natychmiast.
Westchnęła przeciągle, moszcząc się wygodniej w swoim siodle, po czym przyjrzała się zadziornie leżącemu.
- A jak mam się bawić tymi rączkami? - drążyła wnikliwiej temat, bujając się beztrosko na miłosnym rumaku. - Drapieżnie? - Jej palce wbiły się w prawy owoc kobiecości, bezdusznie się na nim wyżywając. - Czy może delikatnie? - Druga ręka masowała okrężnym ruchem twardy sutek, jakby łaskotała kotka za uchem.

Odpowiedzią ciemnookiego były głębokie oddechy, gdy kurtyzana opadała i unosiła się na palu rozkoszy, wprawiając jego zmysły w drżenie. Wpatrywał się łakomie wbiust ukochanej, jak go dotykała prowokując swego “szermierza” do odpowiedzi.
- Obejmuj czule, ściśnij… potrzyj o siebie… pochyl się… bym mógł przyglądać się… patrzeć… jak prowokujesz… - wypowiadał suchymi wargami słowa i drżącymi dłońmi masując obejmujące go uda..
Ich wolna przejażdżka zaczęła przyśpieszać, gdy dziewczyna objęła dłońmi od spodu swoje wdzięki, delikatnie je unosząc i badając jak jabłka dojrzewające na gałęzi w sadzie. Poważyła najpierw jedną, później drugą, delikatnie nimi potrząsając wprawiając je w zawadiackie drżenia i podskakiwania. Następnie ścisnęła je niczym w gorsecie, tak jak życzył sobie tego Jeździec. Jej złota skóra zarumieniła się przyjemnie od dotyku i wzajemnego pocierania się dwóch półkul, “wpatrzonych” wymownie czekoladowymi źrenicami w swojego widza.
Ta zabawa musiała zaczynać działać także na tancerkę, bo zwiesiła głowę i polizała uniesną pierś z lubieżnym uśmieszkiem, po czym skoczyła mocniej, dobijając czarownika w pomrukujący gniewnie materac, zalewając jego lędzie falami gorąca i doprowadzając mężczyznę do eksplozji, którą poczuła w swym rozpalonym zabawą ciele. Podekscytowana także faktem, że Jarvis nie odrywał wzroku od jej piersi. Miał łakome i pożądliwe spojrzenie. Pragnął jej, a przedstawienie jakie mu z prezentowała tylko bardziej rozpaliło jego pożądanie.

Sundari uśmiechnęła się z rozczuleniem, pochylając nad bladym torsem wybranka, by polizać go po obojczyku, a następnie pocałować.
Położyła się. Najpierw na magiku, później zsunęła się na jego prawą stronę, zostawiając na nim tylko udo.
- Pożyczę sobie twoją dłoń… jeśli pozwolisz - odezwała się trochę zmęczona, ale nadal mocno pobudzona i nie czekając na odpowiedź, chwyciła za lewą rękę partnera i pociągnęła sobie na łono.
Układała mu palce tak jak sobie chciała, przygotowując się do zabawy za pomocą jego opuszków.
- Nie pozwolę… nie bez zapłaty. - Kochanek obrócił się nieco na bok i nachylił ku jej frywolnemu biuścikowi. Kobieta poczuła jego język na twardym karmelku zdobiącym jej pierś, a potem przyssane do niego usta mężczyzny. To była wybrana przez niego forma zapłaty… jej delokt, którym go kusiła, należał teraz do niego.

Gdy oboje z “handlarzy” doszło do porozumienia, przypieczętowali swoją transakcję długim jękiem spełnienia bardki, która rozpłynęła się pod dotykiem czarownika jak czekolada.
Wkrótce tawaif leżała dysząc ciężko i ściskając nogami ich wspólnie splecione ze sobą dłonie, odginając się do tyłu, by wargi ją pieszczące miały lepszy dostęp do jej smakowitości.
Jarvis zaś mając dostęp do jej drżących skarbów i prężącego się ciała, w pełni z tego korzystał. Jego palce sięgały pewnie do wilgotnej jaskini rozkoszy tancerki, grając ekstatyczne nuty na jej zmysłach. Biust zaś stał się dwiema kulami lodów, które smakował na wszelkie sposoby w szaleńczym pożądaniu. Chaaya była jego smakołykiem, który konsumował w takt jej coraz głośniejszych jęków. A ona sama wiedziała, że na tej konsumpcji się nie skończy… będzie kolejna i kolejna i kolejna. Aż padną bez życia.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-03-2018, 15:38   #4
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


- Jagody chawa… tych powinnaś spróbować. Jeśli lubisz ostro... gulasz koniecznie z jagodami chawa, albo gumbo po czartowsku. Tego jednak nie znajdziesz w tych wszystkich, dobrych karczmach. To nie na delikatne języczki arystokracji - odparła z uśmiechem Gamnira, nieufnie obwąchując podany specyfik.
- Skoro nie masz przyjaciół to czyje są te ślady ząbków na twej skórze? Twojej osobistej podglądaczki?
- Należą do mojego kochanka - odparła z czułością w głosie Sundari i podświadomie dotknęła palcami śladu na piersi. - To jedyna mi bliska osoba w tym mieście… zaraz po moim bracie.
- Gryzienie się to oznaka miłości? - powątpiewała wielkoludka powoli nakładając maź na twarz. - Jakoś nie pasuje mi to do damy. Nie powinno być czule i
delikatnie?
- W łóżku możesz być kim chcesz… a nas… nas czasem ponosi. - Zamykając oczy, kurtyzana oparła się o leżankę.
- Nie lubisz być damą więc? - Zachichotała łowczyni. - A co lubisz?
- Nie wiem Gamniro… tego nie zostałam nauczona, nie wiem jaka jestem i co lubię, więc… noszę w sobie wszystkiego po trochu. Jak zacznie wysychać, nie będziesz w stanie mówić, nie wystrasz się… to normalne - wyjaśniła orzechowooka. - A… i jak zacznie szczypać to spłucz…
- No… lubisz jak cię kąsa. Chyba, że on to bardziej lubi. - Zaśmiała się ponownie uczennica, po czym umilkła pozwalając maseczce działać.

Między kobietami zapadła cisza.
Chaaya odpoczywała na swoim kamiennym szezlongu z tajemniczym pół uśmiechem na ustach i przymkniętymi powiekami - pozwalała, by lecznicze właściwości maseczki działały cuda, oraz regenerowała siły przed dalszym „nauczaniem”, gdyż czuła się aktualnie wyczerpana. Nigdy nie była typem duszy towarzystwa. Wolała siedzieć na uboczu i przyglądać się reszcie, jak się bawią, jak płaczą, jedzą, kochają się, kłócą, walczą…
Była… była taka jak jej babka. Kropka w kropkę. Milcząca, o szeroko otwartych oczach, z nadstawionym uchem i myślami gdzieś daleko. Bycie jednak tancerką zobowiązywało.
Kamala, jak i Laboni, miały być słodkim kwiatuszkiem cieszącym zmysły, kolorowym słowiczkiem przeganiającym swym śpiewem wszelkie troski z serca. Gdy straciły dziewictwo nawet rodzina rzadko kiedy widziała je nieuśmiechnięte i z czasem ludzie zaczęli zapominać jakimi naprawdę były w istocie… nawet one same powoli zatracały własną tożsamość na rzecz tej nowej.
Bo… tancerka to… tancerka tamto… do tancerki zawsze można przyjść i pokąpać się w blasku jej wiecznego szczęścia, optymizmu, czułości i piękna. Tancerka nawet gdy jest smutna promienieje pozytywną energią i podobno podczas snu ich wyuczona mimika jest wiecznie błoga i beztroska, uśmiechnięta…
Każdy chciałby kupić tancerkę! Posiadać ją przez chwilę dla siebie.

Ostatecznie dziewczyna przyzwyczaiła się do swojej nowej roli i wyzbywając się resztek dawnej siebie, wkrótce stała się promyczkiem na burzowym niebie, świetlikiem podczas bezgwiezdnej nocy w lesie, złotą rybką w sieci. Tylko… że nadal nie lubiła ludzi, a udawanie, że wcale tak nie jest kosztowało ją wiele energii.
Ale przerwać błędnego koła nie potrafiła, bo co by z niej zostało? Dawna ona nie wróci - to koniec, przepadła, może stworzyć sobie nową i nowszą i jeszcze kolejną wersję tego jak sobie wyobrażała siebie, ale żadna nie będzie tą, którą się urodziła. Naturalną, pierwotną, oryginalną.
Będzie kopią i wymysłem prowadzącym do frustracji, a tego by nie chciała.

Pozwalając więc, by gęsta mgła milczenia osiadła wokół dwóch nagich sylwetek, Sundari zbierała siły, popuszczając swoje myśli, by swobodnie płynęły w swoim kierunku. W jej głowie było miejsce dla wszystkiego po trochu. Były penisy, piękne kobiety, mężczyźni, walki, podróże, przygody, niedokończone rozmowy.
Każda maska ciągnęła w swoim kierunku wątki przez nie podjęte, wspomnienia, pragnienia i niechęci, które miały swe źródło i kres w tawaif, niczym sny, które nigdy nie przedostaną się do świata rzeczywistego.
Maseczka zaczynała powoli wysychać, zamieniając się w ciasną skorupkę, pozbawiającą mięśnie choćby najdrobniejszego ruchu. Była jak kamień przyciskająca i wyciskająca życie z nieboraka pod sobą.
Kiedy Gamnira zdążyła pożegnać się ze swoją twarzą, kurtyzana pacnęła ją w rękę pokazując palcem na kącik w którym się myły.
Nadszedł czas na zmycie tego wysysającego życie potwora!

Radość łowczyni nie trwała jednak długo, bo po uciążliwym namiękczaniu i spłukiwaniu maseczki, przyszedł czas na drugą… a później trzecią. Wszystkie były konieczne, bardzo ważne i… wszystkie były niczym wampiry energetyczne, pozbawiające mowy, jak i samych sił witalnych. Po nich zostało zmycie odżywki z włosów, opłukanie ciała po osolonej wodzie z basenu, osuszenie się i nabalsamowanie skóry.
Panny przeszły do przebieralni, gdzie Dholianka otworzyła puzderko z białawym czymś, które po zetknięciu z ciepłą dłonią, rozpuszczało się w przezroczysty olej.
- Olej kokosowy… to najlepszy balsam, musisz się wysmarować nim cała… - Bardka poczeła się systematycznie masować, zaczynając od dłoni i przedramion, później stóp i goleni, następnie ud, pośladków, brzucha, barków, piersi i na plecach kończąc.
Co ciekawe, Chaaya nie potrzebowała pomocy przy żadnej części ciała, wyginała się jak wąż, była szybka, sprawna i bardzo dokładna. Resztki olejku z dłoni wtarła w końcówki wilgotnych włosów i twarz, po czym otworzyła swoją szafeczkę, przeszukując w niej swoje ubrania.
Tropicielka, masywna bardziej i krępa, tak gibka nie była. Niemniej starała się wyginając na tyle na ile mogła. Fachowe oko złotoskórej widziało w ciele osiłkowatej kobiety potencjał… który dałoby się wydobyć, jednak po wielu, wielu latach ćwiczeń. Myśliwa była jednakże za stara na takie nauki, a i sześć dni było wystarczająco długim okresem, by Smocza Jeźdźczyni niemiała ochoty go powtórzyć.

- I co dalej? Znów leżenie? - Zamarudziła uczennica sztuk damskich, mimo, że jeszcze cała się nie nasmarowała.
- No co ty… jesteśmy tu już dobre kilka godzin, nawet księżniczki nie siedzą cały dzień w łaźni! - Zaśmiała się tancerka, wyciągając zawiniątko w którym był komplet bielizny, sądząc po wystającym ramiączku - chyba stanika. - Trzeba się teraz ładnie ubrać, uczesać, umalować i skropić perfumami…

“I wyruszyć na łowy!” zawołała radośnie Umrao.
“HAHA! Chodźmy zabijmy jakieś trolle!” krzyknęła radośnie Deewani.
“Jakie trolle? Zwariowałaś? Trolle śmierdzą… chodźmy zapolow…” Maska nie dokończyła, dziwnie nagle wyciszona.
“Hę? Halo, halo Umaro jesteś tu?” Chłopczyca zaćwierkała jak ciekawska papużka, ale odpowiedź przyszła od Nimfetki.
“Nie ma i nie będzie… Umrao poszła spać, była bardzo zmęczona planowaniem polowania.”
“Ach… no dobrze, dobrze…” Druga z dziewczynek łyknęła od razu haczyk… “Zaraz, zaraz! Nie zagłuszaj jej!” ...szybko się jednak zreflektowała.
“Ha ha ha będę i co mi zrobisz? I co?”

- Trzeba uwieńczyć nasze upiększanie się takim przyjemnym akcentem jak podkreślenie ust i oka… - pytlowała Kamala, nakładając na siebie majteczki… pfff niby majteczki… jakąś pajęczynkę, która nawet nie zasłaniała najważniejszej części ciała bo… tam nic nie miała!
- Ah-ha… - mruknęła Gamnira, której zszokowane spojrzenie przyciągał ten fragment bielizny prezentujący się na jej ciele.
- Nie bardzo wiem… to znaczy… wiem, że są kobiety, które smarują sobie usta pomadkami, ale oczy? Jak je malować?
- My na pustyni używamy do tego kajalu… z początku obrządek ten był przeznaczony tylko dla kapłanów i wysokich rangą mężczyzn jak sułtan, generał… później jednak… a zresztą… nie ważne, to tylko historia… - Dziewczyna machnęła rączką, zbywając samą siebie, po czym zaczęła ubierać na siebie górną część stroju, która była jeszcze bardziej dziwna od tej pierwszej.
Ni to stanik, ni to halka, czy to ozdoba, czy już ubranie? Jak to nosić, by nie podrzeć i najważniejsze… czemu miałoby służyć zakładanie takich “poszarpanych” rzeczy.
- Nie mam pojęcia czego używają kobiety w La Rasquelle. - Zaśmiała się cicho łowczyni rumieniąc coraz bardziej, gdy zerkała na swą mentorkę. Wydawało się, że czuła się bardziej nieswojo teraz… niż wtedy gdy tawaif była goła.
- Ja też nie… i mało mnie to obchodzi - przyznała Sundari, przyglądając się zdawkowo koleżance.
- Nie ubierasz się… nie umaluję cię, jeśli się nie ubierzesz, bo przy zakładaniu ubrania cała się rozmażesz…
Kohl ma wspaniałą tradycję i lecznicze właściwości dla twoich oczu i rzęs. Są jego dwa rodzaje… jedna to proszek, który nakładasz patyczkiem, a drugi to… takie jakby pióro… taka pasta utworzona w stożek i nabita na drewienko, dosyć sztywna i precyzyjna… można malować nim wzory. Ja mam jedno i drugie - dodała dumnie, ściągając z półeczki sukienkę… ale w ostatniej chwili przypomniała sobie o pasie i pończochach.
Traperka słuchała w milczeniu i zabrała się za ubieranie, pospiesznie starając się dogonić ubierającą bardkę. Gdy była gotowa usiadła sztywno czekając na kolejne polecenia.

Chaaya zsunęła ramiączka “stanika” pod ramiączka sukienki, tak by nie rzucały się w oczy i nie psuły kompozycji kreacji. Następnie narzuciła na siebie czarną tunikę i uwolniła włosy z ciasnego koczka, przeczesując je palcami.
- Umalować najpierw ciebie, czy siebie, byś mogła spróbować sama? - spytała kurtyzana wyciągając z torby kolejny pakunek, na którego miejsce wcisnęła ten z kosmetykami do kąpieli.
- Najpierw mnie. Myślę, że sama nie poradzę sobie - zadecydowała uczennica. - Jutro umaluję się sama.
- Musisz tylko wcześniej poćwiczyć… i nie zrażać się gdy będzie drżała ci ręka, lub mrugniesz i się cała pobrudzisz… jak byłam mała… - opowiadała tancerka, stając między nogami tropicielki i odchylając jej głowę nieco do tyłu. - ...przesiedziałam wiele godzin przed lustrem, wkładając sobie palec do oka, by nauczyć się powstrzymywać łzy… nie wiedzieć czemu zawsze płakałam jak mnie malowano… ale… teraz umiem nawet nie mrugać przez wiele, wiele minut! Wygrywałam wszytskie konkursy na “kto pierwszy odwróci spojrzenie”. - Zaśmiała się pod nosem, nakładając puszkiem słodko pachnący puder na całą twarz i szyję myśliwej.
- Trening czyni mistrzem jak to mawiają… to się tyczy wszystkich dziedzin życia, nawet tak głupich jak malowanie rzęs. - Dholianka zmieniała co chwila puszki, którymi gładziła w różnych miejscach na twarzy kobiety.
- Jaki chcesz kolor ust? Wszystkie są czerwone ale… o różnych odcieniach… mam śliwkę, cynamon, cegłę, czerwone wino, wiśnię… do wyboru do koloru hihi…
- Wiśnie brzmią smakowicie - zaryzykowała wyraźnie skołowana mocarka, tkwiąc sztywno i nieruchomo, jakby była to bezruchu przyzwyczajona.
- To powiedz EEee - odparła wesoło Smocza Jeźdźczyni, mieszając coś na paletce z puzderkami, po czym zaczęła smarować najmniejszym paluszkiem rozciągnięte w półuśmiechu wargi.
Jej spojrzenie było pełne skupienia, a ruchy opuszka staranne, przemyślane i wykalkulowane do granic możliwości.
Dziewczyna z pustyni przyglądała się to z jednej, to z drugiej strony swojego dzieła, poprawiała coś… zmieniała, nakładała więcej, ścierała, wklepywała, aż w końcu pokiwała głową akceptując swoją twórczość.
- Możesz już zamknąć usta, ale uśmiechnij się… nie, nie tak szeroko, delikatnie… trzeba zaróżowić policzki. - Kolejny puszek poszedł w ruch.
- Zostały brwi i oczy… masz lekko opadającą górną powiekę… więc lepiej uwydatnić tą dolną, to powiększy twoje oko. - Biorąc do ręki szczoteczkę, która wyglądała odrobinę jak szczotka do zębów, ale strasznie tyciuńka, Kamala obtoczyła jej włoski w “czymś” i zaczęła przeczesywać niedawno co wyregulowane łuki łowczyni, odzywając się w zamyśleniu
- Wiesz… pewnie niektóre specyfiki będą się różnić od tych co ja mam… i będziesz musiała sama rozgryźć jak się je nakłada… albo spytaj się obsługi, powinni ci pomóc w razie co. Bo szminki robię sama… nie mam jak ci jakiejś dać bo to same proszki, które wyrabiam przed nałożeniem, jedynie kajalu mam dużo, więc się o to nie martw…
- Nie przejmuj się tym. Masz tylko przekazać mi nauki. Potem poradzę sobie sama... jakoś… Albo cię znajdę, w celu kolejnego szkolenia - rzekła żartobliwym tonem kruczowłosa olbrzymka. - I jak wyglądam? Lepiej?
- Jeszcze chwila… poczekaj… - Orzechowooka przygryzła dolną wargę, delikatnie podkreślając oczy Gamniry. Kobieta z początku panicznie mrugała, bojąc się, że coś wpadnie jej do oka, ale po chwili się uspokoiła i tik nie był już tak nieznośny, że nie dało się nic namalować.
- Mam lusterko… chcesz zobaczyć? - spytała ochoczo tawaif, gdy jej praca została skończona.
- Tak, tak, tak… - Ta odpowiedziała bardzo szybko, wyraźnie podekscytowana nowym image’m.
Bardka podała jej zwierciadełko, kucając przed ławeczką na której rozłożyła “stanowisko” dla swoich zabiegów upiększających i zaczęła przygotowywać różne proszki, maści i olejki.
- To… ja? Jestem jakaś inna… bardziej mięciutka i delikatna. - Uśmiechnęła się zadowolona traperka, całkowicie skupiając się na kontemplowaniu własnej urody.
- Wyglądasz jak rumiane jabłko w sadzie. - Zaśmiała się jej nauczycielka. - Mówiłam ci, że te maseczki działają cuda!
- Uważam, że raczej ty… ale nie będę się kłócić. To gdzie się jutro spotykamy i jak mam się ubrać? - zapytała zaciekawiona myśliwa.
Tancerka odebrała lusterko i sama zaczęła się malować.
- Nie wiem… skoro nie chcesz jeść i pić… może jest coś, co cię interesuje… oprócz całowania oczywiście.
- Poruszanie się? Chyba to czyni bardziej kobiecą? I gesty? - Zadumała się postawna dziewczyna drapiąc po czuprynie. - Lubię łowić ryby, czasem wędką, a czasem ościeniem. Ale to chyba nie jest zajęcie dla dam.
- Spotkajmy się jutro w “Pod rozbrykaną baryłką”. Nauczę cię chodzić i gestykulować… o ile w ogóle coś takiego istnieje. Załóż buty na obcasie, one są podobno tutaj modne wśród pięknych panien. - Dholianka umilkła malując swoje usta.
- Tak jak dzisiaj… rano, postaram się nie spóźnić.
- Dobrze. Tak zrobię - zgodziła się z nią towarzyszka i uśmiechnęła ciepło dodając - Nie obraziłabym się twoim spóźnieniem. Nie przejmuj się tak.
- To niegrzeczne kazać komuś na siebie czekać… - odparła Chaaya i wstrzymała oddech, gdy malowała sobie górne powieki.
- Masz rację… ale nobile grzecznością nie grzeszą. A i Axamander też czasem się spóźnia… zapewne przesiadując w alkowie jakiejś damulki i robiąc… sama wiesz dobrze co. - Mrugnęła porozumiewawczo łowczyni. - Przywykłam do czekania.
- Zapewne masz racje… choć mam wrażenie, że nie ma takiego szczęścia jak opowiada, ale kto wie, kto wie… - Zadumała się Kamala.
- Nie obchodzi mnie to aż tak, by testować jego prawdomówność - stwierdziła z uśmiechem Gamnira i wzruszyła ramionami. - Całuje przednie.
Złotoskóra po raz drugi tego dnia wybuchła raptownym, perlistym śmiechem, wyraźnie rozbawiona.
- Trochę niepewnie - wyjaśniła poprawiając sobie linię rzęs, by się nie rozmazać od łez.
- A skąd ty to wiesz… jest może twoim kochankiem? - zapytała podejrzliwie tropicielka, po czym sama wybuchła śmiechem. - Daj mu chwilę przy sobie, a przekonasz się że nie tak niepewnie. Przyssie się jak pijawka i zacznie wywijać językiem jak szalony.
- Nie jest moim kochankiem… nie gustuje w małych chłopcach. - Sundari skończyła się malować i zaczęła pakować wszystkie szpargały. - Miał swoją szansę i się nie popisał, choć trzeba przyznać… - Zamyśliła się na chwilę dotykając różowych warg. - ...że kusi sprawdzić co potrawi tym językiem wyczyniać w innych ustach… - Uśmiechnęła się lubieżnie, dopychając z nagła torbę.

“PENIS!” zawołała zmysłowo Umrao, w końcu przebijając się przez barierę Nimfetki.
“HAHA! Wróciła i od razu penisuje!” Deewani była przeszczęśliwa, bo jak zwykle nudziła się na całego.
“Cały czas tu byłam!” obruszyła się maska i dawaj zaczęła wykłócać się z najstarszą emanacją, ku uciesze chłopczycy i zdegustowaniu reszty.

- Tu ci nie pomogę. Nie wiem, czy on ma małego chłopca, czy olbrzyma w spodniach. Ani jak jego język robi… poniżej pasa. - Zaśmiała się olbrzymka głośno, przyciągając uwagę innych bywalczyń tego miejsca. - Nigdy nie doszło do okazji.
- Chodziło mi o jego sposób bycia… jak u chłopca, nie mężczyzny… chodź… nasz czas się tu powoli kończy i będziemy musiały dopłacać. - Odwiesiwszy kluczyk na miejsce, tancerka poprawiła lśniące pukle włosów.
- Acha. No cóż… chłopcy mogą też się podobać. Innym kobietom niż ty… - oceniła uczennica, naśladując działania mentorki i odwieszając kluczyk. - ...ja tam nie zwracam na to uwagi.
Kurtyzana stwierdziła, że to całkiem zabawne, że Gamnira tłumaczyła Axamandera. Kto jak, kto ale ona sama dobrze wiedziała, że co człowiek, to inny gust seksualny. Teraz jednak nie rozmawiały tu o innych… więc nie było potrzeby o tym w ogóle wspominać.
Myśliwa musiała jednak lubić swojego kompana z misji… czy z czego się tam znali, by stawać od razu za jego plecami. Robiła to całkowicie nieświadoma.
- Kiedyś zaczniesz… tak sądzę, na razie szukasz co ci się podoba - odpowiedziała wesoło i zabierając ręcznik, ruszyła do wyjścia, porzucając brudny materiał w specjalnie do tego przeznaczonym koszu.
- Czy ja wiem? Nie jestem specjalnie wybredna jeśli chodzi o partnerów. Jeśli jest miły, ładny… szczególnie jeśli ma ładne nogi, ma zasobną kieskę i lubi stawiać trunki… mi to wystarcza. - Zachichotała wstydliwie łowczyni ponownie kopiując zachowanie bardki i podążając za nią.
- A więc jesteś z tych co patrzą na nogi… ja zawsze obserwuje łopatki i tyłek… mięśnie karku… zwłaszcza u wojownika są strasznie podniecające… - Rozmarzyła się tawaif wzdychając ciężko. - I ten taki rytmiczny chód…
- Może dlatego, że mało ich widziałaś. Ja… wychowałam się wśród byczków. Nawet trochę ich przypominam - zawstydziła się tropicielka drapiąc po karku, dość masywnym jak na kobietę.
- A tam… taka ciemna skóra koloru kawy… i kropelki potu na karku, powoli ściekającego po żłobieniach mięśni między łopatkami… mmm haaaii… - Wyjście na zewnątrz budynku, trochę ostudziło zapał orzechowookiej, która zarumieniła się speszona.
Przeklęta fiksacja Ady i Umrao zaczynała się przejawiać na zewnątrz i to w dość nieoczekiwany sposób.
- Umięśniony byczek potrafi być przyjemny… i silny - zgodziła się z nią traperka nie zdając sobie sprawy z przyczyny rumieńców koleżanki. - Ale nie pociąga mnie bardziej niż eteryczny półelf.
- I tak zresztą… najważniejsze co się liczy, to wnętrze... brzmi śmiesznie, ale dobrze wiem, że uroda i siły w końcu przemijają… i jak być z kimś… to z taką osobą z którą można zrobić coś więcej niż się ciupać jak króliki. - Wzruszyła ramionami Chaaya dochodząc ostatecznie do siebie.
- Mało takich na świecie… idę tam. - Wskazała kierunek.
- Masz rację… może takiego znajdę, kiedyś. Może. Ale nie szukam - rzekła kłusowniczka, podążając potulnie za Dholianką w kierunku, który wskazała.
- Jakie masz plany na dzisiaj? Ja zaraz idę szukać skarbów - zmieniła temat dziewczyna z pustyni.
- W takim stroju? - zdziwiła się Gamnira spoglądając krytycznie na ubranie rozmówczyni.
- A czemu nie? I tak robię tam za wsparcie mentalne, można rzec… że moim zadaniem jest tylko ładnie wyglądać i ewentualnie zaleczyć ranę - odparła Kamala z głupiutkim, acz słodkim śmiechem.
- Aaahha… cóż… mogę się przyłączyć. Jeśli nie ruszacie od razu. Tak za godzinkę, czy dwie… bym się przygotowała. Ja i mój zwierzak - wyjaśniła wesoło kruczowłosa. - Nie mam nic konkretnego do roboty.
- Och… nie wiem co na to reszta… w dodatku i tak podzielimy się na dwie grupy. Ja i Jarvis oraz Godiva z Neronem oni idą trochę dalej niż my… ku “przygoooodzie” - odpowiedziała Sundari. - Ale przy następnym planowaniu wspomnę o tobie… często gdzieś wyruszamy.
- Nie obiecuję, że się dołączę następnym razem, ale… - stwierdziła z uśmiechem łowczyni - ...wezmę pod uwagę podróż z tobą… z wami… ku przygodzie.


Gdy bardka otwierała ostrożnie drzwi do ich komnaty, Jarvis już na nią czekał z posiłkiem.
Z owocami leśnymi, zmieszanymi z różnokolorową bitą śmietaną, oraz winem dla siebie i sorbetem lodowym dla niej.
Wszystko to czekało na Chaayę, jakby umówili się na miłosne, potajemne spotkanie. Jakby czarownik próbował podbić jej serce, choć był to absurdalny koncept. Wszak oboje wiedzieli, że tawaif należała do przywoływacza ciałem i duszą, że nie musiał się wysilać, wystarczyło, że był przy niej… a jednak, robił to z jakiegoś powodu.
- Chyba… bardzo się nudziłeś… - Złotoskóra skwitowała widoki od progu, ściągając z ramienia torbę, która huknęła głośno o deski podłogi, jakby co najmniej chowała w sobie kamienie. Tancerka uśmiechała się czule, podchodząc do tacy i ciekawsko przyglądając się przygotowanym na niej specjałom.
Jej gęste, orzechowe włosy układały się w łagodne fale, zachwycając blaskiem i puszystością, zupełnie jakby ich nosicielka pokryta była delikatnym, ptasim puchem.
W pokoju od razu rozniósł się słodki zapach kwiatów. To nie były tradycyjne perfumy jakich dotychczas używała.
Mag wyczuł je po raz pierwszy i kojarzyły mu się z nocnym ogrodem pełnym konwalii, bzu lub jaśminu. Woń była upajająca i zrazu dziwnie orzeźwiająca jak mokre powietrze po burzy.
- Strasznie… dlatego mam zamiar wykorzystać twoją obecność i wycisnąć wszystko z czasu jaki nam został do powrotu z roboty Godivy i Nveryiotha - odparł ciepło mężczyzna przyglądając się łakomym spojrzeniem ukochanej.
- Dobrze się bawiłaś? - zapytał, gdy kurtyzana podziwiała aromatycznie pachnący, sztorm bitej śmietany, zabarwiony różnymi barwami i upstrzony kawałkami owoców.
- Nie wiem - odparła w zakłopotaniu Dholianka, zgarniając niesforny kosmyk za ucho. - Przyjemnie było się trochę pomoczyć i porelaksować… ale chyba lepiej by mi było, jakbym poszła tam po prostu sama… - Dziewczyna spojrzała na ścianę, którą dzielili z pokojem zielonego smoka, po czym usiadła ostrożnie na łóżku.
- Następnym razem pójdziesz. - Jeździec “pocieszał” ją z uśmiechem na obliczu. - ...i będziesz się rozkoszowała świadomością, że za tobą tęsknię.
- Może… - Zamyśliła się Kamala i potrząsnęła charakterystycznie głową. - To co… jemy? Trochę zgłodniałam od pobudki.
- Oczywiście… czekałem z posiłkiem na ciebie - odrzekł pogodnie jej partner i zapytał z łobuzerskim błyskiem w oczach. - Usiądziesz mi na kolanach?

Kobieta pisnęła cicho, całkowicie zaskoczona propozycją. Zarumieniła się jak dorodna piwonia, kiwając nieśmiało głową na znak, że się zgadza, po czym wstała.
- To tylko kilka godzin… a zachowujesz się, jakby to była cała wieczność… - mruknęła cicho, ale w głosie słychać było zadowolenie.
- Czas jest materią elastyczną. Chwila może trwać jak wieczność, millenia mogą być chwilą. Dla mnie to była wieczność - odparł żartobliwie czarownik, przyglądając się kochance.
- Biedaku ty mój… mogłeś po prostu się zdrzemnąć - wyjaśniła z czułością w głosie Chaaya, siadając Jarvisowi na kolanach i obejmując go za szyją, pocałowała go w czoło.
- Trochę się zdrzemnąłem - odparł chłopak przytulając ją w pasie i tuląc do siebie.
- Pachniesz… smakowicie… uważaj żebym cię nie schrupał - dodał po chwili, wtulając twarz w szyję Sundari i muskając jej skórę ustami. Poza tymi “wybrykami” był jednak zaskakująco grzeczny.
- Nie mów tak… źle mi się kojarzy… przez wspomnienia Nverego… Franczeska ciągle tak do niego mówiła… mmm pachniesz smakowicie, mmm jesteś smakowity… ble. Ohyda. - Wzdrygnęła się orzechowooka i wzięła łyżeczkę, nakładając sobie porcję kremu, którego ochoczo spróbowała.
- Dobre! - przyznała radośnie, oblizując zaróżowione wargi.
- To dobrze, że ci smakuje. Nie jest tak słodki jak twój deser, ale niestety… nie ma takich w rodzimej kuchni La Rasquelle. A to... jest drogie, bo mleko jest u nas luksusem - wyjaśnił przywoływacz, rozkoszując się czułą i intymną chwilą.
- A … Francesca może stać się problemem, który trzeba będzie jakoś rozwiązać - westchnął smętnie magik po namyśle, gdy bardka zajadała się łakociami. - Przy czym nie możemy jej zabić.
- Nie przejmuj się tak… Nvery ma trochę mikstur… i kilka planów ucieczki przed nią, a na razie i tak go nie nagabuje… - odpowiedziała Kamala w przerwach od zajadania się.
- Dlaczego nie możemy jej zabić? Jest aż tak silna? Myślę, że nie może równać się z potęgą Starca, ani z apetytem zielonego drakona… one potrafią zjeść wszystko i każdą ilość, przy tym nie chorując.
- A potrafią zjeść dym? - stwierdził sceptycznie chudy towarzysz i zaraz dodał cicho - Francesca była silna, gdy ja jeszcze byłem szkrabem. I tak samo piękna. Od tego czasu, nie zmieniła wyglądu, ale pewnie nabrała sił i… awansowała w hierarchii. Nie jest już wampirzycą, której ubiciem nikt się nie przejmie. Teraz ma ważną pozycję w swojej koterii.
- Jest nieuważna… to wystarczy. - Tancerka ponownie potrząsnęła charakterystycznie głową, oblizująć łyżeczkę. - Większym problemem może być ten jej podopieczny, wydaje się myśleć za nich oboje…
- Nie mów mi, że dałaś się nabrać tak jak Nveryioth? - westchnął ciężko Jeździec i musnął ustami policzek tawaif.
- To poza… maska Franceski. Udaje słodką, głupiutką idiotkę i hedonistkę. Uroczą i niegroźną trzpiotkę. Ale to zimna i przebiegła suka.
- Mówiłeś, mówiłeś… ale widziałam jej zachowanie, triki i niedociągnięcia, może sobie myśleć w głowie, że rządzi światem, ale to za mało… na mnie. Na nas. Jesteśmy z moim smokiem całkiem dobranymi partnerami. - Kurtyzana zaśmiała się radośnie. - Wychowywałam się z takimi jak ona, sama nosze maski, skoro wiesz, że udaje, oznacza, że wcale nie jest tak dobra jak to sobie obmyśliła. Mmm... śmietanka się już skończyła. - Przy ostatnich słowach dziewczyna wydęła usteczka w smutną podkówkę.
- To długa historia nudnej znajomości - stwierdził jej kochanek, po czym pocałował smutną minkę, wodząc językiem po wargach.
- Zjadłaś wszystko… - mruknął z “udawanym” wyrzutem.
- Wszystko co do kropelki - odpowiedziała całkiem zadowolona z siebie trzpiotka. - Nie zostawiłam nawet miseczki do wylizania. - Odłożywszy sztuciec z brzękiem na tacę, przytuliła się do mężczyzny smakując jego wąskie usta swoimi.
- Zjadłabym drugie tyle… - wymruczała z lisim uśmieszkiem, pocierając nosem o nos posępnego kompana, głaszcząc go owocowo pachnącym oddechem.

- Łakomczuszek… - Zaśmiał się cicho Jarvis i cmoknął ukochaną w czubek nosa. - ...niestety to drogie danie. A ja... mam ochotę na ciebie.
Na potwierdzenie swych słów, przyciągnął mocniej kobietę do siebie, dominując ją w płomiennym pocałunku.
- Drogie, drogie… to czcza wymówka - odparła mu psotliwie Dholianka, po czym dodała rezolutnie - i jestem pewna, że gdzieś tutaj kryjesz jeszcze słodszą porcję śmietanki… hmmm pod koszulą, czy może w spodniach? Gdzie powinnam sprawdzić najpierw? - Przedrzeźniała się z lubością, machając nóżkami jak rozbrykana panienka.
- Uważaj… bo poszukam sam słodkiego nektaru… może tam gdzie twój kwiatuszek? - “Zagroził” żartobliwe chłopak, uśmiechając się i tuląc czule miłość do siebie. Jeszcze cała ta rozmówka była niewinna, ale już bardka czuła, że jej czarusiowi budziła się do życia “bestyjka”.

- Kupiłam coś dla ciebie - powiedziała w przerwie chichotania i nastawiania się pod całusy Chaaya. Popatrzyła w oczy czarownikowi odgarniając mu włosy z czoła delikatnym gestem dłoni.
- Drobny prezent… mam nadzieję, że ci się spodoba… - Po tych słowach, siedziała mu grzecznie na kolanach, przyglądając się w pełnej oczekiwania ciszy.
- Majtki z… no… wypustką mi się podobały. I o ile pamiętam ja tobie też się w nich podobałem. - Ten wspomniał z uśmiechem.
- Dooobrze, ale i tak mam dla ciebie prezent… drugi - wyjaśniła kokietka tajemniczo.
- To z chęcią go… od ciebie… otrzymam. - Magik cmoknął w policzek rozmówczynię, która zaśmiała się cicho, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Trzymasz go na kolanach… musisz jedynie go delikatnie rozpakować - odparła wyraźnie ukontentowana z odbijania piłeczki ze swoim kochankiem.
- Takie prezenty lubię najbardziej. - Usta mężczyzny zaczęły wodzić po skórze szyi nadstawiającej kurtyzany. Dłoń błądziła po podstawie jej pupy, a druga zaczęła podwijać czarny płaszcz. Przywoływacz powoli zabierał się za “rozpakowywanie” podarunku.
- Tylko ostrożnie - zagroziła Kamalasundari. - Nie zniszcz, zanim nie zobaczysz go w pełnej okazałości. - Tancerka pomogła swojemu kochankowi w zadaniu, unosząc biodra, by mógł swobodnie zdjąć pierwszą warstwę ubrania, nie odwzajemniała jednak czułości, “cierpliwie znosząc” swój los.

Jarvis nie spieszył się, powoli podwijając misterną szatę do góry. Musiał co prawda przerwać pieszczoty, ale przyglądał się roziskrzonym spojrzeniem siedzącej mu na kolanach artystce. Pustynny płaszcz odsłonił to, co tawaif ukrywała pod nim, po czym upadł, porzucony, na podłogę. Na widok różowej sukienki, tak dziewczęcej i niewinnej, usta ciemnookiego Jeźdźca rozciągnęły się w uśmiechu. Na moment porzucił “rozpakowywanie” na rzecz pieszczot jej dekoltu i ramion językiem, od którego dotyku złotoskóra rumieniła się przyjemnie. Był “wygłodniały”, czuła to coraz bardziej, wiercąc się pupą na wypukłości jego spodni.

- To nie koniec… - upomniała swego kochanka kobieta, biorąc jego twarz w swoje dłoni i łącząc ich usta w pocałunku.
- Uważaj na ramiączka… - dodała, pocierając policzkiem o swoje nagie ramię, uśmiechając się przy tym delikatnie i jakby troszkę wstydliwie.
- Dobrze… - szepnął czarownik nie przestając pieścić ustami obojczyków bardki. Podciągał powoli i delikatnie kwiecistą kreację do góry niczym kotarę w teatrze.
Gdy Chaaya ponownie uniosła biodra, podnosił tkaninę coraz wyżej i wyżej… ale był zbyt zajęty całowaniem jej ciała, by zwracać jeszcze uwagę na skarby jakie odkrywał.
- Ręce do góry - zażądał władczo, a jak tancerka usłuchała, zwinięta tkanina przesunęła się w górę z energicznym ruchem i mag odłożył “zdobycz” na szafkę.
A potem… zamarł w zaskoczeniu. Jego wzrok wędrował po filigranowych koronkach bielizny okrywającej ciało kochanki. Choć nic nie mówił Dholianka wiedziała, że widok ów zadziałał na niego mocno pozytywnie.
Czuła przez spodnie naprężoną męskość, wyraźnie nabierającą pożądanego przez nią kształtu. Podobała mu się… i dlatego poczuła jego pocałunki na delikatnej skórze szyi i piersi, oraz palce trącające czerwoną wisienkę, zdobiącą jej majteczki, tak, by pocierała wrażliwy punkcik jej łona.

Dziewczyna była spolegliwa i przez to wydawała się być zawstydzona, ale gdy tylko jej niespodzianka została wydobyta na światło dzienne, od razu zaprzestała bierności, z cichym pomrukiem wtulając się w czułego partnera, całując go długo i namiętnie.
- Kupiłam to dla ciebie - odezwała się cicho, poprawiając delikatne ramiączko zsuwające jej się z barku. - I będę nosić kiedy tylko zapragniesz - odparła potulnie… może trochę nazbyt, wszak czuła się trochę winna, że przez większość czasu w łaźni rozmyślała o kimś innym.
- I tylko ten prezent? - zapytał przywoływacz, uśmiechając się podstępnie i lubieżnie zarazem. Nie przestawał bawić się czerwonym koralikiem i obracać zakupionych fatałaszków przeciwko ich właścicielce, poprzez powolne pieszczenie jej wrażliwego na dotyk zakątka.
- Jeeeśli takie będzie twoje życzenie… - przyznała z wypiekami na policzkach, rozsuwając szerzej nogi. Kurtyzana nie broniła się przed spełnieniem, które z każdą chwilą nabierało realności.
- Wiesz dobrze, że będzie. Że pójdziemy którejś nocy. Ty okryta płaszczem i tylko w tej bieliźnie… i będziemy oddawać się rozpustnej zabawie w świątyni elfów. - Mężczyzna szeptał jej lubieżne fantazje wprost do ucha.
Dholianka zasłoniła usta tłumiąc coraz głośniejsze westchnienia przyjemności. Znajdowała się na granicy dwóch światów, balansując na krawędzi coraz bardziej rozpalona. Jarvis jednak widział, że jego słodki podarek miał pewien problem... w skupieniu, może?
Łono było gorące i wilgotne, ciało reagowało na dotyk, ale sama Kamala była jakby trochę… obok. W końcu jęknęła przeciągle, drżąc niespokojnie podczas nietypowego uniesienia, zapadając się nieco w sobie.

Jej kochankowi to nie przeszkadzało… pieszczotami dziękował za prezent, jak i rozkoszował się widokami ukrytymi pod delikatną koronką. Jego usta zsunęły się po dekolcie w dół. Język sięgał do skóry, muskając ją poprzez szczeliny w plecionym czarną nicią “napierśniku”. Powolne muśnięcia palców wodziły po rozpalonym zakątku, podsycając ogień trzewiach tancerki.
~ Wyglądasz prześlicznie… jak zjawiskowy sen ~ szeptał telepatyczne.
- Naprawdę? - spytała Chaaya, choć pytanie to było czysto retoryczne. - Do samego końca nie byłam pewna co kupuje, ale bardzo chciałam ci się w tym pokazać… - odparła zażenowana, starając się nie chować przed czułym dotykiem, ale każde muśnięcie łaskotało jej zmysły.
- Tak… ale skoro chcesz się pokazać, tooo… może staniesz na stoliku i obrócisz się powoli. Chcę cię podziwiać - rzekł ciepło czarownik muskając ustami szyję ukochanej.
- Ojej… znowu masz dziwne wymagania, zrób to, zrób tamto… więc wyjmij rękę spomiędzy moich ud. Inaczej się nie ruszę. - Ta stwierdziła czupurnie, nachylając się, by pobawić się wargami na płatku ucha mężczyzny.
- Dooobrze, dobrzee… - Uśmiechnął się potulnie Smoczy Jeździec odsuwając palce dłoni od ciała bardki.
Sundar fuknęła pod nosem, niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Wstała jednak i ostentacyjnie poprawiła pasek majteczek wbijający się między jej kształtne pośladki.
Dlaczego miała stawać na stoliku? To było niebezpieczne i bez sensu…

“Może spadniesz i kark złamiesz…” wyjaśniła grzecznie Deewani. “I będziemy miały w końcu święty spokój od ciebie!”
“Ale z ciebie przyjemniaczek…” sakrnęła Nimfetka, cmokając zdegustowana.
“A z ciebie mała franca, upierdliwa jak pryszcz na dupie” stwierdziła chłopczyca, a kilka masek, zachłysnęło się teatralnie powietrzem.

Tawaif przeszła leniwie do mebelka, jej bose stópki były bezszelestne, a mięśnie ud i pupy przyjemnie napinały się przy każdym kroku. Dziewczyna weszła jedna nogą na krzesło od którego się odbiła i zgrabnie przeszła drugą na blat biurka. Rozejrzała się niedbale po papierzyskach i księgach, które zaczęła przesuwać na krawędź i zrzucać na podłogę.
Podczas tej z pozoru mało erotycznej czynności, cały czas miała świadomość tego, że przywoływacz na nią patrzył. Że jego pożądliwy wzrok wodził po jej krągłościach, pochłaniał i pożerał każdy cal jej nieskazitelnie gładkiego ciała.
Mag nie ruszył się jeszcze z miejsca, ale pragnął jej… każdy jej ruch rozpalał go coraz bardziej. Słyszała to w jego oddechu, coraz mocniej chrapliwemu… gdy dyszał dławiąc się własną chucią. Była iskierką dla jego ognia i każdy jej gest prowokował chłopaka do jej pochwycenia.
- Tak mam się obrócić? - spytała orzechowowłosa z pozoru nie zdająca sobie sprawy z władzy jaką sprawowała nad obserwatorem. Rokładając ręce na boki i stając na palcach, delikatnie obróciła się w miejscu. Czerwony koralik jej majteczek, wesoło bujał się na boki, błyskając refleksami do siedzącego.
- Czy może… szybciej? - dodała niewinnie, poprawiając misterne sploty bielizny.
- Odrobinę... szybciej... możesz… - stwierdził zahipnotyzowany tym widokiem Jarvis wstając i podchodząc powoli do Dholianki z niecnym uśmieszkiem i lubieżnym spojrzeniem. Jak drapieżnik polujący na łanię.

“A ty jesteś rozpieszczonym i rozwydrzonym bachorem, któremu przydałoby się porządne lanie!” odparła gniewnie eteryczna dziewuszka, strosząc się niesłuchanie w zdenerwowaniu na niemal swoją rówieśniczkę.
“A ty jesteś bardziej mdła od kostki mydła, którym se dzisiaj plecy umyłam!” zripostowała wyniośle łobuzica, nic sobie robiąc z obelg w swoim kierunku. “W dodatku słabo się pienisz i nieprzyjemnie pachniesz!”
Maski w około wzdychały raz w trwodze, raz, by tłumić chichot.
“Przynajmniej moja egzystencja coś znaczy, ty jesteś bezwartościowa… jak pasożyt.”
“Pasożytami żywią się na przykład ptaki, twój argument jest ślepy jak Chuuni Babu grający na swojej fletni!”
~ Przeszkadzacie mi w drze… medytacji ~ odezwał się głos Starca. ~ Ciszej tam. Nie ma się o co kłócić.

Kobieta zakołysała pupą, po czym zrobiła karkołomny piruet wprawiając stolik w drżenie. Uśmiechnęła się promiennie, jakby ta namiastka tańca sprawiała jej wiele przyjemności.
Zaś jej widz bez żadnego słowa położył dłonie na jej biodrach, dając wyraźne przesłanie, by kurtyzana usiadła przed nim na blacie. Wzrok mężczyzny wędrował po krągłościach jej piersi, a potem skupił się na podbrzuszu Kamali. Najwyraźniej teraz chciał posmakować tego co zobaczył.

“Przymknij sie ty brzydka plamico purpurowa!”
“Jak żeś mnie nazwała ty płaski kiepe betylowy?”
“Idź spać… i nie przeszkadzaj” stwierdziła obojętnie Laboni, zwracając się do gada i nawet nie starając się słuchać tego co się teraz rozchodziło w głowie jej wnuczki.

Tawaif uklękła ostrożnie po czym usiadła na piętach i leniwie wyciągnęła najpierw jedną, a później drugą nogę spod siebie.
- Mmm ten wzrok mi mówi, że nie będziesz łaskawy dla mojego ciała. - Zachichotała psotliwie, rozchylając prowokacyjnie uda.
- A mi twój wzrok mówi mi… że właśnie na to liczysz - mruknął czarownik, uwalniając dolne partie ciała od ciężaru spodni i bielizny. Odsłonił swój oręż, w pełni gotowy do podboju kochanki.
- Kamalo... widzisz… to twoja wina… twoja i tej bielizny… - mruczał niczym kocur. - Tak na mnie podziałał twój widok. Zadowolona jesteś z zakupu?
- Cieszę się, że ci się podoba. - Ta odparła ciepło, przyciągając wybranka do siebie i obejmując w pasie, połączyła ich usta w pocałunku.
- A śmietanka była bardzo dobra… i wcale, nie żałuję, że się nie podzieliłam - dodała twrzpiotnie, liząc wąskie wargi magika koniuszkiem swojego języka.
- Bezlitosna…. zachłanna… - Jarvis obdarzył ją tymi epitetami, acz… sam był teraz taki.
Z bezlitosną dzikością połączył ich ciała gwałtownym sztychem, by Kamala poczuła jego namiętność w swym spragnionym jego obecności zakątku ciała. Był też zachłanny w żarliwych pocałunkach, jakimi obdarzał jej usta, szyję i dekolt, jakby spragniony był jej osoby przy sobie.
Bardka pociągnęła ku sobie mężczyznę, odchylając się bardziej do tyłu. Balansowała biodrami w rytm pchnięć partnera, obdarzając go gorącymi pocałunkami. Były one krótkie i zaczepne, mające na celu próbować, smakować… prowokować. Jakby ich właścicielka naigrawała się z tęsknoty i pragnień, która napędzała ich do coraz liczniejszych i wyczerpujących zbliżeń.

Chaaya była mu uległa, a jednak nie miała w sobie ani krztyny owej uległości i ten kontrast dodawał Jeźdźcowi pikantnego smaczku, pobudzającego jego wyobraźnię podczas stosunku.
Wchodził w nią z morderczą precyzją i oszałamiającą łatwością, wzbudzając jej ciało w drżenie i zmuszając do poddańczych i pełnych przyjemności jęków, a jednocześnie jej wargi łapczywe i drapieżne muskały jego skórę, pieściły oddechem i łaskotały zwinnym języczkiem, kreślącym fikuśne ślady na jego policzkach.
Była taka bezbronna gdy ją zdobywał, kruchutka i delikatna, ale czuł te czepliwe paluszki, które wędrowały mu niestrudzenie po barkach w poszukiwaniu skrawka nagiej skóry, by móc drapnąć pazurkiem i naznaczyć miłosnym znakiem.
Miał nad nią pełną władzą, posiadał ją jak prawowity właściciel, więc dlaczego te ząbki podgryzały go dwuznacznie i zaczepnie, jakby sprawdzały czy warto się zatopić głębiej w swoją ofiarę. To ona była jego ofiarą, najsłodszą i najdroższą sercu, więc czemu nie leżała zdominowana, wijąc się u jego podstaw w rozkoszy?!
Ta dziwna świadomość bezgłośnego rzucenia wyzwania, była jak ostroga dla pędzącego konia, lub jak miech na rozgrzane węgle, sprawiała, że kochanek poddał się chwili, by siłą i finezją swoich sztychów wyrywać z piersi tawaif kapitulacyjny okrzyk ekstazy, gdy doszła z wraz z nim, kolebiąc się delikatnie na boki w urywanym oddechu i tuląc go do siebie.
Sundari jeszcze chwilę gładziła przywoływaczowi po unoszących się w gniewnym oddechu łopatkach, nie chcąc by opuścił jej łono zbyt wcześnie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 20-04-2018 o 20:15.
sunellica jest offline  
Stary 16-03-2018, 15:39   #5
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Mój stęskniony kochanek - odezwała się cicho, a w jej głosie było tyle radości i satysfakcji z możliwości wypowiedzenia owych słów. - Mój słodki, spragniony Jarvis. - Dholianka pocałowała mężczyznę w brodę z czułym cmoknięciem i przejechała opuszkami po linii jego szczęki.
- Moja śliczna, słodka Kama… - słowa czarownika przerwało natarczywe pukanie do drzwi ich pokoju. Sięgając umysłami, oboje potwierdzili, że to nie Godiva się dobija, ani Nveryioth, więc… kto ?
- No oczywiście, że ktoś musi przyjść i popsuć całą atmosferę - fuknęła gniewnie dziewczyna, opierając się rękoma z tyłu na blacie stolika. - Może to właściciel przyszedł nas wyrzucić na bruk - stwierdziła trzpiotnie i popatrzyła wyczekująco na ukochanego.
- Możliwe, bo… nikt nie wie, że tu mieszkamy. Nawet nasz znajomy wróżbita - stwierdził mag, głaszcząc bardkę po włosach, choć był nieco zaniepokojony tym wydarzeniem.
- Może to Gamnira, chciała się z nami wybrać na wyprawę, ale... nie dowiemy się póki nie sprawdzisz. - Chaaya potrząsnęła głową, by strzepać kosmyki włosów z twarzy.
- Możeee… - Przywoływacz niechętnie oderwał się od kochanki i ruszył w kierunku drzwi, po drodze sięgając do plecaka i wyjmując ten bardziej ozdobny z pary pistoletów dubeltowych jakie używał.

- Czy to konieczne? - Kurtyzana nieco zmartwiła się taką prewencją u partnera. Wnet skuliła się na stoliku, chowając piersi za ramionami.
- Nie zaszkodzi - odparł cicho chłopak i podszedł do drzwi. Otworzył je lekko i zapytał zaskoczony. - Kim… czego tu właściwie chcecie?
- To dobre pytanie. Ale wolałbym nie omawiać go na korytarzu. Mogę wejść, czy… - Głos był młody i męski, a w “czy” tkwiła zawoalowana groźba.

Złotoskóra zeskoczyła z siedziska i podeszła do porzuconej czarnej szaty, nakładając ją prędko na siebie. Na chwilę wyjrzała przez okno, ale nie mogła z niego dostrzec ruin elfiej świątyni rozpusty. Dlaczego akurat jej chciała szukać, nie była pewna.
~ Wpuść ich… tylko zapnij spodnie ~ stwierdziła po chwili wyjatkowo spokojnie, odwracając się przodem do drzwi.
~ Kto to? ~ dopytała się, wsuwając nogą pod łóżko kilka fragmentów swojej bielizny, którą porzuciła ubiegłej nocy.
~ Łowcy demonów i wampirów. Zamaskowani. ~ Przekazał telepatycznie mag zapinając spodnie i negocjując na głos.
- Jeden tylko. Reszta zostaje.
- Zgoda. - Usłyszał w odpowiedzi. I po chwili do komnaty wszedł on.

Mężczyzna o twarzy zakrytej porcelanową maską i szacie z poukrywanymi nożami. Rozejrzał się bacznie po pokoju, gdy Jarvis zamykał jedną ręką drzwi, w drugiej wciąż trzymając pistolet. Intruz nie wydawał się tym jednak zaniepokojony.
- Przybywam w pokoju - rzekł na powitanie.
- A więc pokój z tobą - odparła brązowowłosa przyglądając się ciekawsko nieznajomemu. - Wybacz nam, że nie mamy za bardzo cię czym ugościć… nie nawykliśmy do odwiedzin.

~ Mam nadzieję, że Nvery nie napyskował któremuś z kleryków ich zakonu, bo może być nieciekawie… ~ stwierdziła żartobliwie, nawiązując kontakt wzrokowy z ukochanym i uśmiechnęła się trochę blado. ~ Jak zawsze stanęłabym w jego obronie i tyle by było z negocjacji…
~ Mogło być gorzej. Mógł któregoś uporczywie nagabywać i teraz do łóżka może mu się pchać i kleryk i wampirzyca ~ zażartował Jarvis, a nieznajomy jakby potwierdzając ich obawy odrzekł
- Z tego co wiem bliski jest waszemu sercu młodzian imieniem Nero pracujacy w u antykwariusza Gulrgama?
~ Co gorsza nie rozpoznaję maski. Nie wiem z jakiej jest organizacji, a co za tym idzie… który klan wampirzy używa go jako swej marionetki ~ dodał czarownik.
- Cóż za brak kultury - odparła słodko bardka. - Prawdziwy biały barbarzyńca jakim straszyła mnie babka. Jesteś tu gościem, który nas nachodzi, miej przynajmniej tyle przyzwoitości w sobie, by się przedstawić, a dopiero później pytać. - Chaaya nie miała zamiaru ulegać wątpliwej jakości “urokowi” nowoprzybyłemu, dając mu jasno do zrozumienia, że jak chce się bawić w kurtuazję to niech się do tego należycie przyłoży.
- Dopóki noszę maskę nie mam imienia madame - odparł mężczyzna spoglądając na tawaif. - Za to mam… ofertę nie do odrzucenia dla was.
- W dodatku pyszałkowaty… skoroś się nie nazywasz, podaj mi imię swego pana, nie rozmawiam o interesach z bezimiennymi o niezbadanej renomie. - Tancerka wskazała na jedyne krzesełko w pomieszczeniu, samej siadając na łóżku.
- Imię niewiele wam powie. Zwie siebie Archiwistą - stwierdził zamaskowany podchodząc do krzesła i siadając na nim.
~ Nie mam zielonego pojęcia kim on jest ~ odparł zaskoczony Jeździec, gdy intruz kontynuował.
- Za to inne imię mogę podać. Francesca. Z tego co wiem, wasz… krewniak wpadł jej w oko - dodał nonszalancko, moszcząc się na krześle.
- Więc jesteś tu z jej powodu. Ale wątpię w jej klanie był jakiś “Archiwista”, wampiry są za dużymi snobami na tak pospolite miana - odparł ironicznie Jarvis.
- To prawda. Nie służę - zgodził się “bezimienny”.

“Prawdziwi dyplomaci się spotkali, jeden durniejszy od drugiego…” Laboni zaśmiała się przysłuchując obu mężczyznom, którzy jawili jej się jak dzieci na placu zabaw.
Dholianka przewróciła oczami, bo dość już miała wysłuchania “uprzejmych” wymian zdań w swojej głowie, więc nie potrzebowała kolejnej Nimfetki z Deewani w wersji starszej i męskiej w świecie rzeczywistym.
- Przejdź do sedna, bo rozmowa z tobą na wyższym poziomie okaże się dla mnie katorgą, a ty mój drogi pozwól naszemu gościowi dokończyć i zachowaj na razie swoje opinie dla siebie. - Kobieta obdarzyła najpierw maga, później posłańca znaczącym spojrzeniem kogoś, kto został zmuszony do uczestniczenia w zabawie, której nie pragnął i zdecydowanie nie był jej fanem.
- Wracając do twojego pytania, tak Neron jest mi bliski, ale nie widzę związku dlaczego miałbyś mnie nachodzić, potajemnie grozić i rościć sobie prawa do jakichkolwiek odpowiedzi nie zachowując się przy tym odpowiednio. Mówiąc w twoim prostym języku: Czego chcesz? - spytała nad wyraz uprzejmie.
- Francesca… zainteresowała się nim. Co oznacza, że prędzej czy później go sobie upoluje. I fakt, że jest smoczego rodzaju ani jej nie odstraszy… ani nie zmartwi. Wampirzyca radziła już sobie z poważniejszymi potworami w swoim nieżyciu. Niemniej… Archiwista może sprawić, że straci nim zainteresowanie w zamian za spotkanie z wami. Godzinkę rozmowy u niego. - Wyłożył swą propozycję, a czarownik starał się ukryć zaskoczenie tym, że zamaskowany przejrzał prawdziwą naturę Nveryiotha.
- Jesteś kompletnym kretynem - obwieściła Kamala kręcąc w zdenerwowaniu głową. - I fakt, że to właśnie ty z nami rozmawiasz oznacza, że nie ma w jego zakonie nikogo lepszego. Nie zastraszy mnie ani wampirzyca, ani bezimienny, zamaskowany i być może wyimaginowany Archiwista - odparła grzecznie, acz sucho, wpatrując się w oczy intruza z beznamiętnym wyrazem kogoś, kto w dyskusji, zwłaszcza ofensywnej, był nie do zdarcia.
- Franczeska da sobie spokój prędzej czy później, jak nie to ją do tego osobiście przekonam. A na propozycję się nie zgadzam. Bo dobrze znam takich wspaniałomyślnych samarytaninów, którzy nagle zjawiają się i oferują godzinę pogawędki, a później chleje taki kleszcz krew i nie da się go wyrwać razem z głową. Po rozmowie, będzie kolejna, po kolejnej następna, później jakaś przysługa, uśmiechy, uściski dłoni i zapewnienia, że to już ostatni raz, że przyjaźń dozgonna, a tymczasem co i rusz będę musiała użerać się z niskimi lotami groźbami i jakże wspaniałymi spotkaniami z tobie podobnymi.
- Masz rację i jej nie masz… zarazem - odparł mężczyzna wyraźnie rozbawionym tonem głosu. - Nie zajmuję się negocjacjami. Zwykle moja rola jest inna. Bardziej subtelna. A poza tym… to nie była groźba. Tylko ocena sytuacji z mojej perspektywy. Nie zmuszę was do spotkania, mogę jedynie przekupić zdjęciem wampirzycy z waszych pleców. Jeśli nie chcecie… cóż…
“Bezimienny” spojrzał na milczącego czarownika.
- On dobrze wie, jaki to problem. A ja zaś… między nami mówiąc, byłbym bardzo ciekaw waszego pojedynku. Twojego i Francesci. Niemniej wiąże mnie wola mojego szefa.
- Och na pewno nadajesz się do subtelniejszych zadań - przyznała skwapliwie, aż nazbyt, Chaaya.
- Można wiedzieć jak chciałby się Archiwista pozbyć naszej wspólnej znajomej? Może gdy dostanie to, czego chce stwierdzi, że jego podopieczna wypełniła dobrze zadanie i pośle ją na kolejną misję uprzykrzania życia, tym, którzy jeszcze je mają? - Dywagowała wesoło, potrząsając przy tym charakterystycznie głową, ni zaprzeczając, ni potakując.
- Przekaże jej pewne informacje, które na stałe skreślą twojego krewniaka z jej listy zainteresowań - wyjaśnił zamaskowany uprzejmie. - Poza tym… nie sądzę by był jakikolwiek powód do stałego szantażowania waszej parki. Nie wiem w ogóle czemu Archiwista interesuje się akurat wami. Oba smoki są wszak ciekawszym wyborem, ale nie znam zamysłów mego szefa.
Bardka wyprostowała się nieznacznie, a jej spojrzenie utkwiło na chwilę za uchem rozmówcy.
Zamyśliła, posyłając jedną z masek na dno do Starca, by z nim uściślić parę kwestii.

Przed pradawnym gadem pojawiła się… Seesha. Jeśli gad miałby ocenić wiek jej powstania była w połowie od Nimfetki do Chaai jaką znał - tyle przynajmniej dało się wywnioskować po jej wyglądzie.
Dziewczyna miała dwa grube warkocze, spływające po jej obu ramionach na piersi i brzuch, aż do bioder. Ubrana była schludnie i tradycyjnie jak wszystkie emanacje tawaif z tym wyjątkiem, że ta miała zatknięte za ucho pióro, a w lewe ramiączko choli… pędzel.
“Dzień dobry Starcz...Staruszku, czy mogę tak do ciebie mówić?” spytała grzecznie, bujając się na piętach z rękoma schowanymi za sobą, przez co przypominała mu nieco Deewani.
~ Starcze! Co to za pomysł ze Staruszkami? Szacunek się należy antycznemu smokowi o wielkiej potędze! ~ odparł Czerwony oburzony takimi sugestiami.
“Ale kiedy Staruszek brzmi milej” odparła radośnie kurtyzana i zaśmiała się ciepło. “Jaka jest szansa, że Archiwista jest którymś z czwórki smoków?” zmieniła szybko temat, przechodząc od razu do konkretów.
~ Nikt z tamtej czwórki smoków nie żyje. Inaczej by rządzili tą dziurą na mokradłach. Zapewne… z pewnością. ~ Skrzydlaty nie brzmiał tak stanowczo jakby chciał. Wyraźnie się zadumał, a potem szybko zmienił temat. ~ Ja nie jestem MIŁY. Ja jestem straszliwą siłą depczącą wszystko co ośmieli stanąć mi na drodze. Ja jestem potęgą obracającą w perzynę każdego głupca, który ośmieli się rzucić mi wyzwanie. Drżyjcie albowiem jestem straszny Ferra… Starzec. Drżyjcie i padnijcie na twarz lub gińcie w mym ognistym oddechu. We mnie nie ma nic miłego!
Bardka jakby straciła równowagę i rymsnęła na “podłoże” nakrywając głowę rękoma, skuliła się teatralnie, drżąc jak wystraszone zwierzątko i popatrzyła przez palce na Czerwonego.
“Ale to ja chce być miła, ty nie musisz…” odparła z pełnym pokory, poważnym głosem, po czym na chwilę się wyprostowała i ponownie uśmiechnęła. “Może dalej rządzą? Tylko w przebraniu? To by pasowało do ekscentrycznego Miedzianogłowego… choć wydaje mi się, że on był raczej z tych dobrych… więc może ta Czarna Gnida?” spytała grzecznie, pamiętając jak ma się wyrażać na temat znienawidzonego przeciwnika Ferragusa.
~ No… miła tak? To w takim razie zwracaj się do mnie pełnym tytułem. Starcze pogromco demonów i władco ognistych równin. To by było miłe ~ oceniła bestia i dodała ~ To tchórzliwe podejście… chować się za przebraniem. Smok… jest za potężną istotą, by taką taktykę stosować.
“Aha… to w takim razie mam jeszcze jedno pytanie Starcze pogromco demonów i władco ognistych równin” odparła dziewczyna drapiąc się po przedziałku na głowie.
“Jakie oceniasz prawdopodobieństwo, że A - Archiwista wie, że mamy amulet jednorożca, który chce wykorzystać, B - wie, że jesteśmy najemnikami z Jaskini i chce nas “oficjalnie” wynająć?”
~ Gdyby wiedzieli, że masz amulet lub ich interesował, to by go ukradli, albo zabrali, albo zaproponowali zakup. Nie bawiliby się w to całe przedstawienie i rozmowę… bo i po co. ~ Zadumał się jaszczur. ~ Może chcą was wynająć. Łatwo połączyć kwestię smoków na jakich jeździcie z waszą profesją.
“Hmmm… Kamala uważa, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że chodzi o amulet… Wiesz czym się zajmuje Archiwista? Siedzi w starych papierach… Może znać historię tego miejsca i smoków i elfów i ich wojenek… Może także inwigilować nas od dłuższego czasu i wiedzieć, że mamy jakieś połączenie z artefaktem i zwykła kradzież na nic mu się nie zda, jeśli pożąda odkrycia jakiejś wiedzy… Tak czy siak… wynajem też jest trafnym spostrzeżeniem…” Seesha zamyśliła się na chwilę z pół uśmiechem na ustach.
“Oczywiście, to może być też coś innego… to może być nawet jakaś snobistyczna głupotka i zachcianka bogatego i znudzonego życiem człowieka, kto wie, kto wie… Deewani chce się z tobą zakładać, ale jeśli ma dojść do zakładu trzeba by podjąć decyzję. “My” nie chcemy iść na spotkanie, bo Jarvis może być przez to w niebezpieczeństwie, a sam nas nie puści.”
~ W niebezpieczeństwie?! Dobre sobie! ~ Zaśmiał się pogardliwie Starzec. ~ Nie jesteście w żadnym niebezpieczeństwie. W razie kłopotów przejmę twoje ciało i spopielę tego Archiwistę i ten cały jego zakon potęgą mojej magii. Nic wam nie grozi. Tobie, boś mym ciałem, a jemu bo tobie…. bo jest mi potrzebny żywy.
“Dziękuję ci Starcze pogromco demonów i władco ognistych równin za rozmowę, udaję się teraz na górę, byśmy porozmawiały z czarownikiem.” Maska rozmyła się nagle, nie zdążywszy się pozbierać z “podłogi”.

- Kiedy ta rozmowa miałaby się odbyć? - spytała bardka, wracając spojrzeniem do oczu zamaskowanego i nawiązując telepatyczną rozmowę z kochankiem, który przez jej myśli słyszał jak ktoś ciągle gniewnie fukał: Śmiecie, Śmiecie, Śmiecie.
~ Wierzysz w jego słowa i tego całego Archiwistę pragnącego porozmawiać, jednocześnie potrafiąc przywoływać i odwoływać… jak sam stwierdziłeś… potężne wampiry?
~ Nie wiem. Natomiast było by miło, gdyby ten Archiwista pozbył się za nas problemu. Francesca żywa lub martwa jest ciężarem, którego wolałbym jednak uniknąć ~ wyjaśnił przywoływacz, a “bezimienny” rzekł
- Teraz najlepiej. Mój szef ma dość napięty harmonogram i dużo planów.
- Gdzie na przykład? I czy z nami obojgiem chce się widzieć? - drążyła dalej temat Dholianka, zniecierpliwiona ciągłymi niewiadomymi.
~ Nie z takimi przeciwnikami mieliśmy styczność Jarvisie… ty również nie jesteś już małym chłopcem by obawiać się nieumarłego… osobiście nie martwię się, że jestesmy na czyimś celowniku, ale nikt jeszcze nie wyszedł dobrze na konszachtach z diabłem… a tym mi właśnie pachnie ta cała sytuacja.
~ Francesca nie jest problemem z tego powodu, że jest potężna lecz… dlatego, że ma wysoką pozycję w klanie. Zadzierać z nią, to zadzierać z całą koterią pijawek. Możesz też mieć rację co do Archiwisty, ale rozmowa to jeszcze nie cyrograf. Zawsze możemy się podczas niej wycofać… ~ ocenił mag.
- U szefa, w jego siedzibie. Jest tajna, więc nie możemy pozwolić wam zobaczyć drogi do niej, ale… możecie zabrać całą swą broń ze sobą. Nie ma z tym problemu - stwierdził posłaniec. - Mogę też przysiąc na swoje życie, że będziecie bezpieczni i wrócicie cali i zdrowi.

“Gówno mnie obchodzi twoje życie ty durny odpadku…” fuknęła gniewnie babka, wprawiając wszystkie maski w trwożliwy dygot.
~ Cicho, siedź teraz cicho! ~ wtrąciła Chaaya, nie do końca panując nad telepatycznym przekazem, bo i ją ten stek bredni irytował.
~ Jarvisie… z mojego doświadczenia wiem, że lepiej użerać się z całym ugrupowaniem skrytobójców, niż wchodzić w układy, które tylko z pozoru dają poczucie bezpieczeństwa. Zgadzając się na rozmowę, podpisujemy cyrograf, TO jest właśnie nasz cyrograf, gdzie w dodatku nasze warunki umowy są niejasne. Ten impertynent od samego początku złamał już co najmniej siedem zasad retoryki - to dziedzina sztuki mówienia, a więc dyplomacji, poselstwa, handlu… Wysłanie do nas takiego człowieka nie rokuje dobrze co do samego spotkania z jego domniemanym panem. Czego od nas chce i kim może być? Przyjacielem nie jest, bo nie wysłałby bandy skrytobójców, mających od progu zastraszyć swoją liczebnością i posiadaną wiedzą na nasz temat. Pragnie informacji? Naszych usług? Ile od nas zażąda za ochronę? Dlaczego się nami zainteresował? Dlaczego nie smokami? Jak długo będziemy musieli spłacać u niego dług? W ogóle czym on będzie? Alarmującym jest też to… że ten cały Archiwista nie “zabije” Franczeski… tylko jej “powie” by dała sobie spokój z Nverym… Jeśli faktycznie ma taką moc perswazji, by tak silnego wampira zniechęcić do upatrzonej ofiary… to kim on jest na bogów? Nie podoba mi się to wszystko.
~ Co jednak zyskamy odrzucając jego ofertę. Pozostaniemy w niewiedzy, nie mając pojęcia jakich wrogów sobie narobiliśmy ~ ocenił sytuację czarownik i zapytał ~ Co radzisz więc? Odmówić mu?
Bardka nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. W jej myślach przebijała się obawa i czyjś niesprecyzowany gniew, który ciągle sarkał. Z początku Jeździec miał wrażenie, że to na niego jest skierowany… ale teraz miał niemiłe uczucie, że jego ukochana w jakiś pokręcony sposób katowała samą siebie.

- Odpowiedziałeś tylko na pierwsze z moich pytań… - Głos tawaif wyprany był z emocji gdy zwracał się do kultysty/zakonnika/mnicha/kogoś bliżej niesprecyzowanego. Nie dało się poznać po jej wyglądzie jak niepewna i przestraszona była w rzeczywistości. Nawet oczy, które przecież były zwierciadłem duszy, kłamały tak perfekcyjnie, że gdyby kobieta przejrzała się w lustrze oszukałaby samą siebie. - Jednak dosyć z tym… proszę, opuść na chwilę to pomieszczenie, muszę porozmawiać z moim partnerem. Postaramy się dać ci naszą ostateczną odpowiedź jak najszybciej. - Wskazawszy dłonią na drzwi, nie spuszczała wystudiowanego i bystrego spojrzenia z “gościa”.
- Dobrze. - Ten odparł po krótkiej chwili wahania. I opuścił szybko pokój zostawiając parę samych.
Dwie orzechowe tęczówki, śledziły go do samego końca i nawet gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, kurtyzana uparcie świdrowała chropowate drewno, jakby chciała przez nie przejrzeć.
~ Mamy niecały kwadrans na zastanowienie się co teraz… ~ odparła posępnie, odchylając się do tyłu i wspierając rękoma na materacu za sobą. ~ Lepiej też, byśmy nie rozmawiali na głos, bo mogą podsłuchiwać. Puściłabym tego wielbłąda z piaskiem, gdyby nie fakt… że być może mamy okazję zbliżyć się do Vantu… jak myślisz?
~ Nie wziąłem tego pod uwagę, ale skoro jego szef tak wiele wie, to może coś wiedzieć i o Vantu. Jeśli mamy sprzedać dusze to… za odpowiednio wysoką cenę. A jeśli zrobi się ciężko… cóż… świat jest olbrzymi. W najgorszym przypadku będziemy musieli poszukać po prostu innego ciała dla Starca. Jest on może bardzo władczy… ale z pewnością nie głupi. Nie zaryzykuje straty ciebie dla nikłej obietnicy nowej postaci ~ ocenił przywoływacz, podchodząc do dziewczyny i siadając obok, opuszkami placów wodził po jej policzku, jak rzeźbiarz oceniający swe dzieło.

Dholianka uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, mrużąc nieznacznie powieki. Oddałaby wiele, by widzieć świat tylko jedną parą oczu, tak jak jej kochanek. Człowiek nieświadomy był o wiele spokojniejszy i szczęśliwszy. Niestety ona nigdy nie zaliczy się do tego typu ludzi. Każda rozmowa i sytuacja będzie odbierana i analizowana wielowymiarowo, ta świadomość była jak trucizna - życie w niej, kojarzyło się do nieustannego, bezsennego dnia.
~ Jak chciałbyś uciec z La Rasquelle? Dookoła jest armia szalonych barbarzyńców, w dodatku ci z pustyni na pewno nas szukają, wściekli, że odebraliśmy im… cennego zakładnika. Gdziekolwiek się nie pojawimy… palimy za sobą mosty, zamiast tego… wolałabym puścić z dymem całe miasto i zbudować sobie nowe na jego popiołach. Serce mówi mi, że powinniśmy iść, ale rozum przestrzega i zaleca ostrożność… Raz nie posłuchałam jego rady i długo za to płaciłam. Nadal płacę.
~ Spalić La Rasquelle jest łatwo. Ale budowanie z popiołów to ciężka robota ~ wyjaśnił magik, czule całując policzek siedzącej ukochanej i dodał wstając.
~ Wezwę Gozreha. Będzie nas śledził z cieni i będzie naszym asem w rękawie. ~ Po tej deklaracji ruszył w kąt pokoju, by w miarę dyskretnie przywołać swego chowańca, a potem wyłuszczyć mu zadanie, w tym czasie tancerka wstała i podeszła do szafy, by się przebrać na spotkanie.
~ Ja też nie jestem pewien, czy to dobrze robimy wchodząc w konszachty z tym Archiwistą, ale jeśli nie spotkamy się z nim, to on będzie miał przewagę. My nie wiemy o nim nic. On… zaś bardzo wiele o nas ~ odparł po chwili.
~ Mam jednak nadzieję, że czymś będziemy w stanie go zaskoczyć… ~ stwierdziła bardka, zbrojąc się jak na wojnę. ~ Przygotuj się na każdą ewentualność… i popracuj nad miną, można z ciebie czytać jak z otwartej księgi ~ dodała wesoło.
~ Będę miał lubieżne myśli o tobie… zobaczymy co wtedy wyczytają ~ zaproponował czarownik szepcząc coś do przywołanego kota, który ze zbolałą miną “znowu ja?” wyrażał swoją dezaprobatę do pomysłu bycia tajną bronią.
~ Ha ha… bardzo śmieszne. ~ Kobieta starała się ignorować cieniostwora, trzymając w dłoniach srebrny widelec oraz poręczne, okrągłe lusterko w ramce z białego drewna. Najwyraźniej chciała to gdzieś sobie “upchać” nie zabierając przy tym torby. Po chwili jednak odłożyła oba przedmioty i podeszła do drzwi z cichym dzwonieniem dzwoneczków. ~ Poinformuję ich, że zgadzamy się na spotkanie, weź co będzie ci potrzebne do ewentualnego palenia miasta.
~ Nie wiem jak zdołam schować pod płaszczem cały ten chrust potrzebny do tego ~ zażartował Jarvis, gdy Chaaya szła do drzwi.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 06-03-2018, 20:50   #6
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Świadomość swojego czynu i niebezpieczeństwa na jakie niedawno była narażona… dotarła do Kamali dopiero w progu jej gospody.
Dziewczyna była mocno zdyszana i blada na twarzy, ale jakimś cudem, wdrapała się po stopniach na piętro, gdzie znajdowały się pokoje mieszkalne. Przeszła obok drzwi z numerem osiem, gdzie rezydowała Niebieska i zatrzymała się przed wejściem do siebie.
Czy Jarvis był w środku… tego nie wiedziała. Krew w niej była tak wzburzona, a myśli chaotyczne, że nie potrafiła skupić się na telepatycznej więzi. Nacisnęła więc klamkę i weszła do środka, orientując się, że jej wachlarz wciąż płonął.
Mag tego nie widział. Siedział przy oknie z miną cierpiętnika i czytał księgi, które kiedyś mu podsunęła. Najwyraźniej postanowił nadrobić zaległości w lekturze, by kochanka była z niego zadowolona i dumna.

- Koniec psot…
Krótki rozkaz, jakże irracjonalny w całej tej chwili, zgasił furkoczący na żebrach broni ogień. Bardka podeszła do czarownika i przytuliła się do jego zgarbionych pleców, chłodząc go przemoczoną zbroją.
- Jesteś mokra…. - zauważył i sięgnął za siebie dłonią, do czupryny tancerki. Spytał troskliwie - Co się stało? - Powoli głaszcząc ją zmoczonych włosach.
Wiele się stało. Sundari nadal czuła emocje po ostatniej walce, alkohol ciągle burzył krew, przywołując wspomnienie Nervisi i Axamandera, a dłoń czarownika przypominała drapieżne figle sprzed paru godzin.
Tak, wiele wszak się stało.

Chaaya tylko przytuliła się mocniej, gładząc policzkiem odstające kości kręgosłupa szczupłego partnera.
Wydawała się wstrząśnięta… a może zmarznięta… no i potwornie śmierdziała przekwitłą wodą.
- Jeszcze chwileczkę… - poprosiła cicho, ocierając się o ciepłe ciało, jakby chcąc samemu się od niego nagrzać.
- Usiądź mi na kolanach - zaproponował cicho ciemnooki, uśmiechając ciepło. Nie przeszkadzała mu ani wilgoć, ani zapachy.
- Kiedy ja lubie twoje plecy… są takie wysokie… i blade… trochę jak ściana… lub lodowy mur… muszę się wykąpać, wyruszyłam na poszukiwania ciepłej wody… muszę iść się wykąpać - mruczała nieskładnie i trochę niewyraźnie, mocno zaciągając pustynnym akcentem, przez co brzmiała trochę jak sepleniące dziecko.
Dziecko, które wpadło do beczki z piwem, a później się gdzieś szlajało po mieście.
Tawaif zaśmiała się chochliczo i ucałowała z głośnym cmoknięciem bark przywoływacza, po czym się odsunęła, zaszurała nogami i zawołała
- Znalazłam!
Szum wody oznaczał, że napuszczała wodę do wanny.

- Czuję, że miałaś bardzo ciekawe spotkanie w karczmie - rzekł Jeździec zerkając za siebie, po to, by oderwać się choć na moment od nudnych tabelek i zapisków.
Dholianka wlazła do balii w ubraniu i nawet wachlarz nie uniknął tego losu. Następnie kobieta ułożyła się wygodnie, wyraźnie się odprężając. Odetchnęła z ulgą, nabrała nieco kolorów i nie drżała jej tak broda, gdy odpowiadała cicho.
- Załatwiłam mentorkę Nveremu… tylko, że się w połowie rozmowy upiłam… hihi… i wylądowałyśmy w kanale… czy wiesz, że w tych wodach grasuje sum wszystkojad? Nie pozwól Godivie pływać po mieście… to bydle podobno jest wielkości smoka…
Zanurzyła się po uszy w ciepłych mydlinach i przymknęła oczy.
- ...ale nas nie zaatakował, na szczęście… choć się bałam. Haha. Jutro rano się spotykamy, idziemy… nie ważne co będziemy robić, to tajemnica… no więc później wróciłam… i mnie napadnięto, ale wróciłam. - Ostatnie słowa brzmiały jak bulgotanie.
Właściwie… to nim były, bo kurtyzana zapadała się pod wodę coraz głębiej i głębiej, aż nie znalazła się cała pod taflą.
Jarvis zareagował natychmiast wyciągając jej głowę ponad powierzchnię głowy.
- Wydajesz się bardzo zmęczona - skomentował, głaszcząc dłonią jej twarz.
- Może lepiej jak położysz się spać? - zaproponował. - Mogę nawet cię rozebrać.
- Długo mnie nie było? - spytała go na to, odsuwając się od jego rąk. - Nie jestem zmęczona… nie chce spać… - Popatrzyła na swoje dłonie leżące spokojnie bo obu jej udach, po czym zabrała się za podwijanie spódnicy.
- Sama mogę się rozebrać… nie rozumiem o co ci chodzi - burknęła ni to urażona, ni rozbawiona, skrupulatnie cal za calem zgarniając fałdy stroju na którym siedziała, a który chciała zdjąć.
- Najpierw cię chcę rozebrać, a potem delektować się tym co znajdę pod twoim ubraniem - zażartował magik… może. Bo i w jego oczach były lubieżne błyski.
Dwie orzechowe tęczkówki wpatrzyły się wymownie w mężczyznę, jakby miały do niego jakąś pretensję. Uśmiech na ustach był jednak czuły… nieco roztargniony, ale szczery.
- No dobrze, dobrze… tobie pozwalam - stwierdziła skwapliwie unosząc ręce do góry.

Chłopak zabrał się za rozbieranie dziewczyny, powoli podciągając suknię do góry, po uprzednim rozsznurowaniu jej wiązań. Jego dłonie drżały z ekscytacji, co bardce nie umknęło uwagi.
- Skoro nie idziesz spać, tooo… co planujesz? - zapytał wesoło.
- Pobrać myto… - stwierdziła chłodno i przez chwilę wydawała się nie być obecna duchem w pomieszczeniu. To były jakieś dwa uderzenia serca, gdy wpatrywała się w ramę okna, przelewając wodę z jednej strony na drugą.
- M-muszę się uczesać… później się zastanowię - dodała już wesoło i wstała z rozmachem i… jakby się nogi pod nią ugięły. Przytrzymała się burty, a na jej twarzy wykwitło pełne skupienie.
Miała wyraźny problem, by wyjść na zewnątrz, choć tak się uparła, że chyba samą siła woli przeniosła się z jednego punktu do drugiego, po czym idąc trochę jak zombie na lodowisku, podeszła do skrzyneczki ze swoimi kosmetykami i szpargałkami.
- Jesteś mokra... i w bieliźnie - westchnął czarownik, podchodząc do partnerki i kładąc dłonie na jej ramionach. - Coś cię męczy?

Ten dodatkowy ciężar na jej ciele mocno zachwiał jej postawą. Gibnęła się niespokojnie, gdy nogi załamały się pod nią i tylko sztuka akrobatyki, jaką poznała podczas wieloletnich nauk tańca, nie pozwoliła jej runąć na podłogę.
- Mógłbyś czasem ostrzegać… - odparła speszona swoją nieporadnością, po czym zabrała się za rozczesywanie mokrych pukli.
- Zastanawiam się, czy powinnam ich tak zostawić, czy nie lepiej iść do Straży Miejskiej… Jak myślisz? Jak u was z praworządnością? Na pustyni to trochę tak… raz tak, raz śmiak…
- Zrobiono ci krzywdę? - Na moment dłonie przywoływacza zacisnęły się mocniej i drapieżniej… jakby w gniewie.
Bardka zadrżała nie poznając swojego ukochanego. Trochę się zlękła i przez to nie odwróciła za siebie, ale opuściła grzebień… potem go uniosła, aaale zawahała się i znowu go opuściła.
- No… nie… inaczej bym nie wróciła - powiedziała bardzo cicho. - Ale ja nie... ja nie wiem czy jednego nie zabiłam.
Dłonie rozluźniły się. Jarvis zakłopotany własną reakcją, pogłaskał kochankę po głowie dodając - Więc nie ma powodu zawracać sobie nimi głowy. Zresztą jak Godiva się dowie, to sama ruszy na łowy i… wymierzy sprawiedliwość.
- Ale… ale jeśli go zabiłam i znajdą ciało… to będą szukać mordercy… - wyjaśniła niepewnie Dholianka, zdobywając się na odwagę, by się odwrócić i popatrzeć pytająco na mężczyznę.
- Nie. Nie będą. Jeśli to byli bandyci to… nikt ich szukać nie będzie. Tylko zniknięcia wpływowych osób są zauważane. W mieście są wampiry. Co noc kilka osób ginie... po prostu - przypomniał jej mag, uśmiechając się smutno i melancholijnie.
- To miasto ma swoje ciemne strony niestety.
- Zbyt mało, by przyćmić to… że mam tutaj ciebie - zapewniła kobieta, stając na palcach, by pocałować Jeźdźca w brodę.
- W takim razie… zdecydowałam już co chce dalej robić… i z kim - mruknęła trzpiotnie i grzebyk z jej dłoni upadł na podłogę, a tawaif złapała coś o wiele ciekawszego w swe paluszki.
- Mam na ciebie… ochotę… - mruknął w odpowiedzi wybranek.
Oczywiście że miał, w końcu to wyczuwała pod palcami. Miał na nią ochotę, bardzo często i bardzo mocno.

- Na stoliku? Czy przy ścianie, a może w oknie? - Chaaya nie puściła już swojej zdobyczy, przyjemnie masując ją opuszkami, gdy tymczasem ząbki już podszczypywały czarownika w pierś i obojczyk.
- Chcę wszędzie po kolei… - Nie czekała na odpowiedź gładząc udem nogę i biodro kochanka. - Zaczęłam cię chcieć już w karczmie… aż dziw, że tyle wytrzymałam… nie rozmawiajmy już. - Zsunęła się na kolana, pozostawiając na męskim torsie mokry ślad po języku, a potem spoglądając zadziornie z dołu na Jarvisa, przywitała się z nim czule, obejmując jego chlubę ustami.
- Kamalo… - szepnął przywoływacz, głaszcząc ją po włosach, gdy jej wargi wielbiły odkryty dowód jego pożądania. - … fantazjowałem o tobie.
Ona też fantazjowała, ale wypity alkohol sprawił, że te marzenia skupiły się na kobiecej wersji maga.
- Opowiedz mi… - Ni to poprosiła, ni zażyczyła sobie dziewczyna, schodząc nieco niżej na rodowe klejnoty Smoczego Jeźdźca, gdy tymczasem jego berło pieszczone było sprawną ręką.
- Że czekasz na mnie gdzieś, ukryta… w zaułku lub sklepiku… antykwariacie może. Uśmiechasz się gdy podchodzę… odsłaniasz zgrabną nóżkę na zachętę… ukrywamy się pomiędzy… gdzieś. - Niełatwo było mu mówić. - Moje usta idą od twego pantofelka w górę, po łydce, udzie… do łona.
Pewnie bardzo się nudził podczas czytania, ale teraz kurtyzana aktualnie wynagradzała mu to czekanie.

W między czasie Sundari stwierdziła, że przyjemnie by było taki pomysł wykorzystać. Trzeba by go było jednak dobrze zaplanować, a teraz nie miała do tego głowy. Była pijana, wstrząśnięta i napalona jak nieboskie stworzenie.
Jutro… jutro, jeśli nie zapomni, nad tym pomyśli, może nawet urobi Nverego, albo Godivę, by jej w tym pomogli. Na razie jednak…
męskość… sztywna i twarda, domagała się specjalnej atencji zwinnego języczka bardki, która nie mogła już ignorować małego Jarvisiątka. Jej ulubieńca… faworyta.
Pożarła go bez namysłu… choć owe pożarcie było jak słodkie spełnienie marzeń sennych. Krótkie, ale intensywne, niewyczerpujące, a podsycające tylko apetyt na więcej i doprowadziło do głośnych jęków chłopaka, który rozpalany jej pieszczotą, doszedł głośno, nie panując nad swymi wypowiedziami.
- Przy oknie? Moja kolej, by zasmakować w tobie - zaproponował po wszystkim, czule głaszcząc kobietę po włosach.

Na odpowiedź nie musiał czekać, bo tancerka uśmiechnęła się szelmowsko, mrużąc w zadowoleniu oczy. Przełknęła jak grzeczna panienka, pocałowała towarzysza w podbrzusze i wstała, by pocałować w mostek, potem prowadząc go za rękę podeszła do okna.
Usiadła jednym pośladkiem na parapecie, opierając się o plecami o ramę, po czym dłoń, którą trzymała, przytuliła najpierw do swojego policzka, musnęła wewnętrzną jej stronę i położyła na swej jędrnej piersi w zachęcie do zabawy.
- Dylematy… dylematy. - Przywoływacz kuszony miękką krągłością kochanki, zaczął ją ugniatać i masować, a żeby i druga nie czuła się porzucona, sięgnął ustami do niej, pieszcząc i całując. Palcami wolnej dłoni sunął między jej uda, muskając delikatnie wrażliwy punkcik nad bramą jej kobiecości.
Ciało Chaai przyjemnie zadrżało. Wszak jej partner znał je dobrze i wiedział jak sprawić mu przyjemność. A może… partnerka? Łatwo było sobie wyobrazić, że to Nervisia ją pieści, albo ów młodzian z wąsikiem… to było zabawne, mieć świadomość, że ma się troje kochanków w jednej osobie.
Dholianka po alkoholu nie miała zahamowań, Jarvis to dobrze wiedział, więc i teraz się nie zdziwił, gdy jej głośny jęk poniósł się po tawernie.
Co tam dyskrecja. Pal licho dyskrecję! Było im dobrze i niech wszyscy o tym wiedzą!
Kolejne westchnienie było jeszcze głośniejsze, gdy palce czarownika zaborczo na niej grały, aż nerwy w całym jej ciele zaczęły drżeć i iskrzyć i… krzyczeć…
A nie to tawaif krzyczała.

Magik więc sięgnął głębiej i śmielej opuszkami… rozpalając wnętrze Kamali stanowczymi ruchami i zmuszając pieszczotami jej osobę do wicia. Kąsał delikatnie piersi dziewczyny, zmieniając alkohol w jej żyłach w gorącą lawę… ta jednak nie paliła bólem, a pożądaniem i wywoływała rozkosz szarpiącą przyjemnie jej sylwetką.
Trochę mocniej… trochę głębiej i Jarvis poczuł ten przyjemny dreszcz wstrząsający jej ciałem, tą symboliczną iskrę wznieconą jego dłonią, która rozniosła się po nogach, w dół, aż do palców, a później odbiła w górę, zalewając falą ekstatycznego uniesienia.
Po chwili rozległ się też śpiew kurtyzany, tak ujmujący i słodki, niczym tęskne wycie samotnego zwierza do księżyca, lecz pełne zachwytu i spełniania.
- Chyba… muszę częściej… zostawiać ciebie samego… - stwierdziła dysząc ciężko, opierając głowę o ścianę.
- Bo zatęsknię… - Jeździec klęknął przed kochanką i założywszy jej nogę na swe ramię, zaczął gryźć i lizać jej drugie udo.
- ... bo zapragnę… mocniej i mocniej. Nie powinnaś mnie zostawiać, bo nie dam ci spokoju po powrocie. Będę się z tobą kochał bez chwili wytchnienia. Chcesz położyć się na łóżku i wypiąć ku mnie pupę?
Mógł mieć tylko jeden powód do takiej propozycji. Chciał ją posiąść w ulubiony przez nią sposób. Był przecież bardzo pojętnym uczniem… i przy tym z zacięciem na prymusa.
- Ja też tęsknię… ale zobacz jak nam teraz przyjemnie. - Chaaya zaparła się o ramę okna, czując ciarki na plecach od pieszczot mężczyzny.
- Zawsze chcę… - przyznała po chwili, wyjatkowo cichym tonem. - … zawsze, z tobą… byłeś taki, taki wspaniały. - Oj czyżby się zawstydziła? Chyba tak, bo umilkła cicho, tylko posapując, gdy mocniej zacisnął na jej skórze zęby.
- Przede wszystkim tobie… moja śliczna… - Przesunął językiem po jej łonie. - Ale mi też... jesteś zachwycająca teraz, a ja lubię cię wielbić, lubię patrzeć jak prężysz się przede mną.
Potem sięgnął językiem tam, gdzie niedawno podbijał ciało bardki palcami, zachłanny w rozpalaniu jej pożądania.
- Toooooo… - Urwała nie mogąc dokończyć. Zaczęła na powrót kwilić, a jej brzuch napinał się i rozluźniał w rytm pracy jego języka.
Przywołwacz słyszał jak próbuje się łapać… czegoś, wszystkiego. Jak drapie paznokciami w ścianę, jak stuka nimi w szybę. W końcu chwyciła jego głowę, zatapiając palce w długich włosach. Masowała opuszkami skórę i znowu coraz głośniej i żewniej zaczynała jęczeć.

Przymknięte powieki przynosiły Kamali inne widoki, golutką, drobną panienkę… jej własną uczennicę, pokazującą czego się nauczyła.
Nervisia… nawet jeśli jej język był nieco większy, to przecież technika nim władania ta sama. Teraz gdy wypity alkohol krążył w żyłach, wracały i tamte wspomnienia, choć… nie tak kompletne. Rozkosz falami przechodziła przez całe ciało bardki, popychając ją do głośnego finiszu… przy pomocy ust… Jarvisa i Nervisi zarazem.
Powrót po kolejnym szczycie trwał coraz dłużej. Kurtyzana gładziła ociężałą ręką za uchem czarownika, a stópka, która zwisała mu za ramieniem, masowała machinalnie dół pleców.
- Pragnę cię… pragnę… - szeptała jak w amoku, kręcąc głową na boki. - Weź mnie… weź mnie jeszcze raz… tylko nie stwarzaj mi wyrzutów… proszę.
- Skąd taki pomysł... z wyrzutami? - Jeździec obie nogi dziewczyny umieścił na swych ramionach, czubkiem męskości muskając jej bramę rozkoszy, po czym… naparł mocno i posiadł ukochaną.
Ona sama była ściśnięta w swym kąciku okna, co nie było przeszkodą dla czerpania przez nią przyjemności. Była tancerką… jej ciało potrafiło się zwijać niemal w kłębek. Mag z pewnością brał to pod uwagę, przy kolejnych gwałtownych szturmach, podczas których ona czuła berło w całej okazałości.
Był twardy… tam gdzie być powinien. Był bardzo podniecony i spragniony jej miękkiego łona… które zachłannie witało intruza. Ten ich figielek był szalony i namiętny, niekoniecznie wygodny… ale wygoda już się nie liczyła.
Dholiance znów uwiązł głos w gardle, zapowietrzyła się, a potem zaczęła krzyczeć. Jej krzyk nie był jednak ordynarny i piskliwy, było w tym coś z uczucia i sztuki. Była w tym pasja, miłość i tęsknota. Było zadowolenie, drapieżność i… kruchość.
Sundari nie była w stanie odpowiedzieć, ale jej dłoń mówiła wszystko. Smukła, drobna prawica spoczywająca opuszkami na odstającej kości policzkowej mężczyzny, niczym most łączący ich serca, umysły, dusze, gdy ich ciała stały się w swej lubieżności jednią.
Nie potrafili wytrzymać długo. Pozycja nie była wygodna, ale… przede wszystkim doznania, zbyt silne i intensywne, by dało się je przezwyciężyć. Spełnienie przyszło szybko i przetoczyło się przez nich niczym nawałnica. Kochanek dysząc ciężko opuścił gościnny zakątek Chaai i osunął się na podłogę.
- Wiesz co? Teraz… inne miejsce… łóżko, stolik… cokolwiek innego - szepnął żartobliwie i cmoknął udo partnerki, po czym zapytał - Tooo kogo znalazłaś na nauczyciela dla Nverego?

- Mmmm… - zamruczała zmęczona i zdyszana tawaif, chłodząc skroń o szybę.
- Łóżko… należy ci się łóżko, chyba, że masz jeszcze siłę na stolik… - Bardka przeczesywała chłopakowi włosy z jednej strony na drugą.
- Poznałam pewną tropicielkę w barze… później trochę popytałam i mówiono, że jest dobra. Profesjonalna. Dziś udało mi się ją znaleźć, nazywaaa się… Gamnira? Chyba tak. Zgodziła się uczyć Nverego… zabierze go na sześć dni w dżunglę.
- Godiva się ucieszy… - Zaśmiał się żartobliwie czarownik, co nie spodobało się jego kochance, i się zamyślił. - Toooo… ile chciała za tą naukę?
- Mnie… - westchnęła kobieta. - ...jako nauczycielkę dla siebie i jakąś symboliczną opłatę pokrywającą koszta wyprawy na tydzień dla niej i dla niego.
- Nauczycielkę? Śpiewu? Magii? Tańca? - zaciekawił się magik, zerkając w górę.
- Całowania. - Zachichotała Kamala. - Jutro pierwszy dzień naszej nauki… o właśnie! Godiva śpi?
- Już nie… właśnie rozkoszuje się wspomnieniami tego co robiliśmy przed chwilą - odparł Jarvis i dodał z uśmiechem - Czyli powinnaś na mnie poćwiczyć całowanie mentorko, co by jutro w pełni zabłysnąć… I co gorsza… Godiva też może chcieć się tego uczyć.
- Powiedz jej proszę, że jutro rano idziemy na miasto. Jesteśmy już umówione, więc nie ma żadnego ale… - Powiedziała konspiracyjnym tonem tancerka, po czym zsunęła się na podłogę obok wybranka i pochyliła się, by musnąć jego wargi swoimi.
W końcu wzięła jego twarz w swoje dłonie i pocałunki stały się dłuższe i silniejsze, choć nadal drobne i frywolne.
- Taaak… zdecydowanie… umiesz… całować - mruknął przywoływacz, coraz bardziej oddając się pieszczocie i sam stając się coraz bardziej zachłanny na każde muśnięcie jej języka.

~ Kocham cię Kamalo. ~ Usłyszała kurtyzana w głowie.
~ Ja ciebie bardziej ~ odpowiedziała czupurnie, łącząc ich w długim tańcu ust, pełnego namiętności i zuchwałości, aż… znowu go ugryzła. Delikatnie bo delikatnie… ale chochliczy chichot mówił sam za siebie, wcale, ale to wcale nie żałowała swojej niecnej psoty.
Wstając z kolan, pociągnęła mężczyznę za rękę i zaczęła prowadzić do łóżka.
- A czego mnie nauczysz szlachetna mentorko? Niedoświadczony jestem. - Jeździec próbował udawać prawiczka, ale aktorem byl słabiutkim. Chaaya zdawała sobie sprawę, że mogła go nauczyć czegoś nowego jeśli… stałby się Nervisią, bo choć nie był nieśmiały w tej roli, to… nie był też doświadczony w takich zabawach, ale to nie wino krążyło w jej trzewiach, a piwo. Jasne, ciemne, mocne, słabe… to nie miało znaczenia. Tawaif traciła panowanie tylko po winie. Czerwonym, rozgrzewającym, skłaniającym do melancholii, drapieżności i namiętności. Każdy inny alkohol… choć potrafił zwalić drobniutką dziewczynę z nóg, oraz wypełnić jej umysł dzikimi pomysłami, nie miał w sobie takiej mocy sprawczej jak karminowy nektar z ciemnej, dębowej beczki. Jedyny napitek… który na pustyni, nie spotkał się z uznaniem, a więc i Dholianka nie potrafiła się przed nim bronić

Zresztą… Umrao byłaby bardzo niepocieszona, gdyby jej kochaś został nagle pozbawiony cudownego sprzętu dyndającego mu między nogami, bo co tu dużo mówić… seks z kobietą był przyjemny, ale nie zaspokajający. Seks z kobietą nie męczył, nie szarpał zmysłami, nie wyrywał krzykiem duszy z piersi, nie pogrążał w szaleństwie… nie palił na popiół… podsycał ogień… owszem, ale nie palił, nie trawił doszczętnie i bezsprzecznie.

- Nie żartuj sobie… - Prychnęła gniewnie. - Czy ja wyglądam jak nauczycielka? Naucz mnie być kobiecą, naucz być ładniutką, gładziutką… Jesteś taka kruchutka... - ironizowała, choć przypominała bardziej rozeźloną przepiórkę, która wiedziała, że się jej nikt nie boi. A POWINIEN!
- To skaranie boskie być taką na co dzień! - Usiadła z rozmachem na materacu, pociagając na siebie kochanka i opadła z nim na poduszki.
Objęła go z lubością, obcałowując oba policzki drobnymi muśnięciami.
Cmok. Cmok. Cmok.
- Nie jestem kruchutka… - burknęła czupurnie.
- Nie. Nie jesteś… - Pogłaskał ją po policzku mężczyzna i cmoknął w czubek nosa. - Jesteś drapieżna i dzika. Jesteś łasiczką. Możesz wydawać się niegroźna… ale taka nie jesteś. Za to… jesteś skorpionem, prawda?
Po tym pytaniu, retorycznym w swej naturze, wyrwał się z jej objęć i klęknął nad nią. Pochwycił dłońmi za jej nadgarstki i pociągnął nimi w górę, nad jej głowę, uśmiechając się lubieżnie i wesoło.
- Jesteś groźna i niebezpieczna, więc będę musiał podchodzić do ciebie jak do żmijki… ostrożnie… i unieruchamiając cię. - Trzymając ręce tawaif wyciągnięte, pochylił się i zaczął językiem wodzić po jej szyi. Unikał jej ust i ukrytych za wargami ostrych ząbków, bo wszak niebezpieczna była… nawet w figlach.

Bardka zawarczała złowrogo, wijąc się jak rozjuszony wężyk. Lewo, prawo, niczym wstęga złotoskórej rzeczki.
Sprowokował ją i chciała mu pokazać gniew pustynnej kobiety, ale… nie za bardzo mogła. Jeno zdyszała się jak myszka, a jej drobne piersi unosiły się i upadały w drżącym oddechu.
- Poooczekaj no… jeden fałszywy ruch… jedno omsknięcie - groziła z pełną podniecenia ekscytacją w głosie, próbując złapać zębami kawałek jego skóry. Skroń. Ucho. Nieważne.
Ugryzie go i wstrzyknie mu swój słodki jad, a później pożre.
- Nie licz na to… - mruknął mag i nie puszczając jej rąk, nachylił się bardziej, by lizać i kąsać jej unoszący się w oddechu biust. Nie był delikatny wobec jej ciała, ale sama dziewczyna wijąc się w próbach uwolnienia, czuła jak ocierając się o męskość chłopaka pobudza jego apetyt.
- Złapałem i zrobię co zechcę z tobą. I dobrze wiem jaka z ciebie dzika bestyjka - mruczał, obdarzając jej sutki dość drapieżnymi ukąszeniami, które łagodził muśnięciami języka.

Tancerka wygięła się w łuk pod tym dotykiem i zakwiliła głośno. Przeciągle. Dojmująco. Jej głos się zmienił, jakby nabrał miękkości, a oddech stał się ciężki od podniecenia. Dławiący.
- Jarrrvisie… - Westchnęła przeciągle słodkim jak miód głosem. Wygięła się ponownie, ocierając o jego wargi. Nadstawiając po więcej.
- Wypuść mnie proszę… to ja twoja Kamalasundari… pragnę cię… pragnę bardzo… - Jej jęki przepełnione były rzewną tęsknotą. Nie była już dziką kotką, a eteryczną nimfą, cierpiącą z powodu rozłąki z kochankiem.
Tylko… czy aby na pewno?
Czarownik… uśmiechnął się władczo i cmoknął szczyt piersi kochanki.
- Nie jestem naiwny moja śliczna. Jesteś zbyt niebezpieczną bestyjką… gdy tylko opuszczę gardę. Rzucisz się na mnie moja dzikusko. Za dobrze cię znam… Nie można ufać tej pozornej delikatności - odpowiedział, trzymając się swej roli oswajacza bestii.
Delikatnie ukąsił szczyt piersi kurtyzany, jednocześnie jednak nie mogąc się jej oprzeć. Jego biodra poruszały się, leniwie ocierając męskością o prężący się brzuch umiłowanej.
- Przestań… to nie jest śmieszne, to boli… - załkała Dholianka, kręcąc nadgarstkami, by się wyswobodzić. - Ja tylko żartowałam… przecież nigdy nie zrobiłabym ci krzywdy… proszę, chcę cię przytulić… puść mnie, a otulę cię swymi piersiami tak jak lubisz…
Łasiła się do niego i wdzięczyła dziewczęco, acz niesamowicie zmysłowo, obserwując spod przymrużonych oczu swojego wybranka. Spojrzenie to było ciężkie od pożądania i fascynacji zarazem.
Przywoływacz przerwał pieszczoty i uśmiechnął się czule, spoglądając w twarz partnerki.
- Kocham cię Kamalo, całym sercem… - rzekł ciepło i dodał łobuzersko - Ale nie puszczę, jeszcze nie… Bo wiem jaka niebezpieczna żmijka z ciebie. Wcale nie jesteś kruchutka i delikatna.
Znów ukąsił delikatnie jej pierś i szyję i bardka poczuła jak… rozluźnia uchwyt. Jakby jej kochanek “przypadkowo” stracił czujność.

Kobieta nie dała się jednak ponieść pewności siebie. Poczeka, przyczai się i zaatakuje ofiarę, gdy ta całkowicie uśnie, a na razie… powolutku, pomalutku… czas zaśpiewać kołysankę na rozluźnienie zmysłów.
Przestała się nadstawiać, oddychając całkiem spokojnie. Mięśnie rąk całkowicie się rozluźniły, a sama Chaaya odwróciła głowę na bok, wpatrując się w ścianę na końcu pokoju.
Przygasła, godząc się na “okrutny los” jaki zgotował jej mężczyzna.
~ Wycisz myśli, wycisz myśli… bądź smutna. ~ Powtarzała sobie w głowie, choć nie mogła się wprost posiadać z radości z powodu ich drobnej gierki i tej “niecnej” pułapki jaką zastawiła na maga.
Ten zaś całkowicie skupił się na lizaniu, całowaniu i pieszczeniu jej biustu, ocierając się przy okazji coraz twardszym orężem. Jego dłonie już w zasadzie nie zaciskały się na nadgarstkach tawaif, bo zupełnie zapomniał się w tej pieszczocie jej ciała. Dziwnie podejrzana była ta jego beztroska, więc...
czy atakować już teraz? Czy jeszcze poczekać? Serce upite piwem, zachęcało do kontry, ale umysł… cichutko szeptał, by jeszcze poczekać. Tylko, czy tancerka chciała go słuchać?
Dziewczyna poruszyła nieznacznie dłońmi, nie… bardziej zadrżała, starając się dotknąć opuszkami rąk Jeźdźca.
Może powinna użyć magii?
Nie… zorientowałby się, na pewno… ale… ale może jednak? Tylko ociupinkę, by przyśpieszyć proces jego porażki? Może… może to nie głupi pomysł.
Zamruczała więc na próbę, jakby było jej wyjątkowo przyjemnie. No dobra… było jej przyjemnie, ale nie musiała przecież się z tym tak obnosić.
Mag nie zauważył, zbyt zajęty pieszczotami jej biustu. Wydawał się wręcz pochłonięty wyznaczaniem językiem szlaków na jej piersiach, całowaniem ich, a także muśnięciami warg na jej obojczykach i szyi. Nie zauważył też dotyku palców na swych dłoniach. Był taki… nieświadomy jej niecnych planów, taki pogrążony zabawą jej ciałem. I taki… coraz bardziej pobudzony między swoimi udami. Twardy coraz bardziej.

“TEEERAAAAZ! Zarżnij go! Zarżnij jak wieprzaaaa!” Wydarła się Deewani podskakując na szyi za głową Starca. “NIE ŚPIJ! Patrz! Patrz jak mu pokaże!” Emocjonowała się dziewczynka, waląc smoka w czoło, co by pewnikiem się wybudził. Wprawdzie gad mówił, że nigdy nie sypia, ale wszak był starym dziadem, a kurtyzana wiedziała, że stare dziady lubią spać!
~ Oczywiście, że mu pokaże. On na to liczy z pewnością. Skoro nie zachowuje się tak… jak zwykle? Prowokował ją cały czas ~ ocenił Pradawny, otwierając tylko jedno oko.
Bardka nie wytrzymała ciśnienia i szarpnęła się, unosząc głowę, by zatopić swe kiełki w ramieniu kochanka.
- Aauuu… - syknął z bólu czarownik, ale jednocześnie uśmiechnął się z satysfakcją. Puścił dłonie swej partnerki, ale zamiast próbować odsunąć jej głowę od swego ciała, na oślep sięgnął niżej, by pochwycić jej biodra i nakierować twardy oręż na kobiecość.

Chłopczyca piszczała z radości nad swoim “zwycięstwem”, pacając łapkami po głowie drakona, jakby przygrywała wesołą melodyjkę na bębenku.
“Ale fajnie! Ale fajnie! Skąpałam się w kanale. Zabiłam łotra! A teraz pokazałam temu smutasowi gdzie szarańcza zimuje! HAHA! Ale fajnie!”
~ My też tak robimy. Trzeba capnąć samicę za szyję żeby nie wierzgała. A czasem to ona przygryza… ~ wspomniał czerwonołuski obojętnym tonem. ~ Czyżbyś zaczęła go lubić… Deewani?
“Lubić? BLEH! Co ty gadasz?! Zobacz jak mu dokopała!” obruszyła się dziewuszka, chyba nie do końca pojmując głębi tego wydarzenia.
~ Nie wygląda na dokopanego. To raczej bardziej smocza ruja. Też wtedy jest czułe dogryzanie ~ ocenił skrzydlaty bez większego entuzjazmu dla ludzkich zwyczajów godowych.

Tancerka objęła przywoływacza za głową i ugryzła go w szyję. Nie było to jednak tak agresywne ukąszenie, jak to w napięty biceps, niemniej do cielesnej rozkoszy też nie należał.
Dziewczyna nie broniła też dostępu do siebie, rozsuwając szerzej nogi w zapraszającym geście, po czym złożyła na ustach magika płomienny pocałunek.
~ Jeśli myślisz, że po tym zdradzieckim ataku będę delikatny, to się grubo mylisz ~ zagroził chłopak, a Chaaya… przekonała się o jego “braku delikatności”, gdy jego włócznia przeszyła jej intymny zakątek, a kolejne ruchy bioder były równie silne. Ten “brak delikatności” kończył się jednak na tym przyjemnym akcencie, że usta kochanka odpowiadały równie namiętnymi pocałunkami, pełnymi żaru co prawda, ale i czułości.
~ Nie boję się! Sprawdź mnie! ~ odpowiedziała butnie Sundari, coraz silniej dociskając ich wargi do siebie. Rozłączali się tylko wtedy, gdy Dholianka wyginała się w łuk od doznań, jęcząc przy tym głośno i przeciągle. Kochanek zaś podjął to wyzwanie, zaciskając palce na pośladkach kochanki i starając się ją dosłownie przyszpilić do łóżka. Jego sztychy były bezlitosne, ale ewentualny ból nikł pod falą rozkoszy.
Jej Jarvis, jej ukochany… władczo brał ją w posiadanie, zdobywał, pokazując, że jest je … tak jak to określał Starzec, samcem. Lwem, ujarzmiającym swoją lwicę. Bez litości i wytchnienia. Dostarczał jej kolejnych silnych fal rozkoszy, aż któraś z nich wyrwała głośny krzyk i pozbawiła oddechu szczytującą Kamalę.

Kobieta leżała, jakby została pozbawiona życia, z tym, że dyszała ciężko, co świadczyło na korzyść jej egzystencji.
Trzymając czarownika w objęciach, wpatrywała się w niego roziskrzonym spojrzeniem.
- To kto wygrał? - spytała wkrótce łobuzersko.
- Nie wiem. Będziemy musieli powtórzyć naszą rywalizację - ocenił Jeździec, całując jej usta. - Może nawet kilka razy… pod rząd.
- Zmiażdżę cię - zażartowała bardka, czule zaczesując mężczyźnie włosy do tyłu.
- A teraz się połóż, przytul… odpocznij.
Musnęła jego dolną wargę koniuszkiem języka, jakby spijała kropelki słodkiego soku.
- Ale nie myśl, że to koniec. Nie dam ci tak łatwo… - odparł Jarvis, czyniąc to, co mu zasugerowała - ... spokoju. Czeka cię wyuzdana i lubieżna noc.
Nie pierwsza jaką Chaaya przeżyła przy swoim kochanku i z pewnością nie ostatnia, ale tulona przez swego zdobywcę, nie miała ochoty na to narzekać.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 07-03-2018, 19:46   #7
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Bardka przeciągnęła się leniwie na łóżku, znów po kolejnej namiętnej nocy u boku swego kochanka. Ostatnio sporo ich było… i nocy i dni i chwil. Jarvis okazał się lubieżną bestią, a Kamala? Czy ona też taka teraz była? Może.
Wszak nie oddawała się mężczyźnie z poczucia obowiązku, może czasem, by pokazać mu jak jest oddana, ale bywały momenty, kiedy tak nie było. To też była wina magika, który “torturował” ją swymi pieszczotami. Rozpalał ogień w jej lędźwiach i zmuszał ją do tego, by błagała, prosiła lub żądała spełnienia, by wyrażała swoje pragnienia. Zmuszał ją do zmierzenia się z jej strachami i do pokonywania ich. Bo czyż nie stała się dziką bestyjką w obserwatorium elfów, mimo skrępowanych rąk… gdzie wtedy był strach, który zwykł ją wtedy paraliżować?
Jarvis ją zmieniał… powolutku, po odrobinie, niespiesznie. Stawała się bardziej perwersyjna przy nim, a może zawsze taka była? Tylko wcześniej, akt miłosny był, albo zadaniem do spełnienia, albo… spotkaniem przepełnionym długo skrywaną tęsknotą. Przy czarowniku… mogła być troszeczkę samolubna. Czasem tak bardzo, że zmieniła mu płeć bez pytania i… nie poniosła za to kary. Żadnej.

Zbliżał się poranek, robiło się jasno, a Smoczy Jeździec spał. Na jego ciele były ślady ukąszeń i zadrapań.
Jej ślady…
Ozdobiła partnera swoimi pieszczotami. Oznakowała jako swoją własność.
Mimowolnie uśmiechnęła się, muskając palcami odcisk ukąszenia na swej piersi. On też ją oznaczył… jako swoją.
Na razie, musiała szykować się na zakupy z Godivą i Gamnirą. Aaaa i powiedzieć Nveremu o nauczycielce… i coś… jeszcze było? Coś związanego z ustami kochanka, wędrującymi po jej stopie i... coś w antykwariacie?
Unosząc głowę, Dholianka rozejrzała się po pokoju… ale bajzel… ich ubrania, buty, pasy były rozrzucone bezładnie po całym pokoju. Wczoraj musieli być jak dzikie bestie.

Kobieta westchnęła. Czuła się trochę jak… kupka popiołu. Lekko, zwiewnie, nostalgicznie. Po palącym ogniu pozostało tylko wspomnienie. Ona sama… była wspomnieniem.
To co robili wczorajszej nocy było szalone. To była czysta celebracja ich cielesności… dzika, nieujarzmiona, perwersyjna, lubieżna, uzależniająca.
Sundari spojrzała czule na śpiącego chłopaka. Jego szyja, barki i obojczyki upstrzone były ciemnoróżowymi szlaczkami jej pocałunków i sinawymi falbankami zębów. Na plecach, choć teraz niewidoczne dla oczu, pyszniły się wstęgi szram po paznokciach.
Ach, znów dała się ponieść chwili, alkoholowi i emocjom… zawsze taka była. Krewka, wybuchowa, energiczna, pełna pasji.
Zimny wychów babki nie był w stanie zgasić w jej łonie żaru i choć tawaif nie pamiętała już jaka była przed byciem Chaayą… przed całym tym procesem przeobrażania ją w idealną tancerkę, to słabe przebłyski jej dawnej natury przetrwały, zaklęte i głęboko ukryte w maskach ujawniając się… podczas takich nocy jak ta miniona.

Ranveer miał dar dotykania prawdziwej istoty kurtyzany, przyjmując na siebie, rozpaczliwą próbę, przywrócenia odebranego dzieciństwa Deewani i głęboko zakorzenioną fascynację światem Umrao, chorobliwą niepewność Nimfetki oraz smutek Ady i wiele innych. Nie ważne którą z nich mu ukazywała, potrafił przejrzeć jej rolę i dotrzeć do ukrytej na dnie duszy, zagubionej kochanki.
Ranveer ją „widział”, gdyż sam padł ofiarą kultury, kasty i religii w jakiej się zrodzili. „Rozumiał” ją i nie oceniał, bo wiedział, że robiła wszystko, by siebie uratować.
Jarvis znał tylko jedną Chaayę i uważał, że była nią Kamala… nie mylił się zbytnio, bo to Kamala powołała ją… je do życia.
Oddając im cząstkę siebie na przechowanie i by nie zostać jeszcze bardziej skrzywdzoną niż była, przykryła prawdę kłamstwem, w nadziei, że kiedyś… kiedyś dokopie się do pogrzebanej żywcem niewinnej dziewczynki, która chciała się bawić, śpiewać, przeżywać przygody, uczyć się, czytać, podróżować… żyć.

Zbyt wiele jednak czasu upłynęło i rozum nie potrafił już ogarnąć tego co sam stworzył. Bardka pogodziła się z faktem, że już nigdy nie będzie sobą, a jedynie wyobrażeniem siebie prawdziwej.
I wtedy… czarownik ją obudził. Obudził ją naprawdę. Tu na moczarach, w La Rasquelle, przebił się przez mozaikowy pancerz, odrzucił fałsz i dotarłszy do źródła jej istnienia, przytulił ją i zaczął się z nią kochać.
Tancerka nie wiedziała jak to robił i czy w ogóle był świadomy swoich czynów, ale czepiała się tych chwil zachłannie, niczym rozbitek tulący się do dryfującej beczki.
Jeszcze, jeszcze, mocniej, by poczuć znów siebie, by doznać świadomości, że w końcu nikogo nie udawała… że nie musiała udawać.
Spalała się jak ćma w płomieniu pożądania, swoim i przywoływacza, w takie noce jak ta miniona.

Dziewczyna przekręciła się na bok i zaintonowała cichą pieśń, przywołując sploty magiczne, które za dotknięciem jej ciepłej dłoni, rozprowadzały kojącą i rozprężającą moc, która zaleczała wszelkie rany na ciele magika. Wkrótce po opuchliźnie i krwawych, bolesnych śladach, zostały jedynie siniaki, niczym cętki na futrze geparda.
Tawaif ucałowała rozchylone wargi kochanka, szepcząc mu jak mocno go kocha, po czym z ciężkim sercem usiadła na brzegu łóżka.
Czekał ją nowy dzień. Musiała wstać.
- Ja ciebie też kocham Kamalo… i nie mam ochoty wypuścić z tego łóżka. Ale… ona… idzie - odpowiedział jej żartobliwie, a ona usłyszała głośne i entuzjastyczne łomotanie w drzwi. No tak… Godiva wstała.

- Chwileczkę! - Zawołała Sundari i obejrzała się czule na mężczyznę, uśmiechając słodko. - Co zamierzasz dziś robić, kiedy ja będę włóczyć się z dwiema krnąbrnymi uczennicami po mieście? - spytała wesoło i przedreptała do wanny, by uruchomić wodę. Nie weszła się jednak kąpać, a wzięła ściereczkę, by przemyć się szybciutko, rozglądając po pokoiku i lokalizując potrzebne jej części garderoby.
- Będę planował następną wycieczkę na bagna. Poszukamy kolejnych ruin, może znajdziemy nowe wskazówki. Poszukam też kogoś, kto mógłby nam pomóc odpowiedzieć na pytania na temat twojego medalionu. Mamy już dwa artefakty, więc możemy jeden przehandlować za wiedzę o drugim. - Zamyślił się Jeździec i dodał, uśmiechając się łobuzersko.
- A może przy okazji zaplanuję jakiś romantyczny wieczór, który rozmiękczy twoje serduszko i pozwoli mi wślizgnąć się pod twoją sukienkę?
Nie musiał tak się starać, wszak wiedział, że ona zawsze ulegnie jego kaprysowi… a jednak… robił to.
- Dwa? - zdziwiła się tancerka, zbierając z półeczki maść różaną, po czym szybko czmychnęła za parawan, wciąż przysunięty do szafy.
- O właśnie… słyszałeś o wieży poczekaj… - Urwała, wzdychając cicho. Po kilku chwilach ciszy, mag usłyszał stukanie obcasików, a później szelest materiału… dużej ilości materiału.
- Czy słyszałeś o wieży Alhrazan? - Kontynuowała jak gdyby nigdy nic Chaaya, wychodząc z ukrycia w pełni ubrana, ale strasznie rozchochrana.
- Może pójdziemy na ten plan gdzie jest ten… Aghmaru? Pamiętasz? Wypytywał nas o magiczne przedmioty, może on będzie posiadał wiedzę, która pozwoli zidentyfikować medalion… jeśli nie… w końcu pewnie udam się do tego ducha.
Siadając przy biureczku, zaczęła czesać fryzurę oraz delikatnie malować usta i skrapiać się perfumami.
- A wieeszsz… to świetny pomysł. Jego lud nie jest agresywny i nie będzie próbował nam ukraść skarbu po zidentyfikowaniu - ocenił Jarvis, podchodząc do dziewczyny i siadając nago koło niej, pochwycił bardkę za stopę i palcami zaczął wodzić po łydce. - Udamy się więc tam. Nie będziemy nawet musieli schodzić do lochów.
Spojrzał w górę na oblicze kochanki, której przeszkadzał w malowaniu.
- Tam w kryjówce tego elfa… był odłamek grzechu ukryty. Cenny artefakt. Niejednego w mieście by skusił - dodał.

Kobieta uśmiechała się wesoło, nawet nie próbując uciekać nóżką. Wręcz przeciwnie nadstawiła ją, do podziwiania, chichocząc cicho.
- Czym jest odłamek grzechu i jak wygląda? Brzmi trochę groźnie. - Przyznała, zerkając od czasu, do czasu znad lustereczka na swojego wielbiciela, by obdarzyć go czułym spojrzeniem.
- Tylko gdy sie go używa. Daje jakąś moc, gdy nosi się go przy sobie. Wzmacnia aspekt osobowości i obdarza nadnaturalną zdolnością, ale w zamian… wypacza nieco charakter. Zmusza do pewnych zachowań. Nie wiem co potrafi nasz, ale… słyszałem, że inne dają nadnaturalne zdolności, podobne do zaklęć. - Podwinął jej suknię. Odsłonięta łydka była pieszczona muśnięciami jego palców, muskana wargami i językiem. Wielbiona z czułością. Czarownik nie próbował sięgnąć dalej, skusić kurtyzany do gorącego aktu, nie dbając przy tym o czekającą smoczycę. Nie czynił tego, nie chcąc sprawiać jej kłopotu. Wolał najwyraźniej po prostu okazać swą admirację wobec niej.
- Był w skrzyni… prawda? Otworzyłeś ją… - stwierdziła, niż spytała Dholianka, wyjmując z torby, przewieszonej przez krzesło, dwa sznury dzwoneczków.
- Zawiążesz mi je? - poprosiła, kończąc się upiększać.
- Tak. Zerknąłem do niej. I się przestraszyłem. Moglibyśmy dostać wiele za ów odłamek. Tyle, że… - Powoli zapinał dzwoneczki jednocześnie mentalnie biorąc ją w posiadanie, opartą o tą toaletkę i z zadartą suknią… obraz, który miał utwierdzić Jeźdźczynię w tym, że nie ma żadnej innej kobiety. Że żadna, blada blondynka nie zamieszkiwała wyuzdanych fantazji przywoływacza, ani nawet żadna elfka. Nikt poza Kamalą… to ona królowała w jego pragnieniach.
- ... tyle, że nie chyba nikogo, kto byłby w stanie zapłacić za odłamek. Więc chętni próbowaliby go zdobyć przemocą.

- Kolejny Król Diamentów nam się trafił… - Westchnęła dziewczyna i pochyliła się, by pocałować ukochanego w usta i odcisnąć na nich czerwony ślad po szmince. - Mam nadzieję, że ufasz temu… kto otworzył dla ciebie te zabezpieczenia - dodała cicho, nieco zmartwiona, po czym chcąc czy nie chcąc, wysunęła nogę z objęć jego dłoni i wstała.
- Myślałem, by ów odłamek użyć jako karty przetargowej, gdy będziemy potrzebowali przysługi kogoś potężnego. - Zamyślił się czarownik, spoglądając na wychodzącą kochankę. - Wtedy my pozbędziemy się kłopotu w zamian za pomoc, której będziemy potrzebowali.
- Ten przedmiot w niewłaściwych rękach, może przysporzyć nam nowych… - wyjaśniła bardka i stanęła w drzwiach, uśmiechając się szeroko do stojącej naprzeciw wojowniczki.
- Dzień dobry, majtki założyłaś?
- Nie wiem… sprawdź sama jeśliś ciekawa - zaproponowała zadziornie smoczyca, nie mająca na sobie jednak owych nowych butów. Za to nosiła spodnie.
- Takaś harda? Pięknej pannie nie przystoją takie odzywki - odparła wartko Sundari i bez ceregieli wsunęła dłoń za pas przyjaciółki i jakby tego była mało, zrobiła to od przodu, na łonie.
- Ano… a ja jestem piękną włóczniczką. - Godiva nie próbowała się bronić, pozwalając Chaai wędrować dłonią po gładkiej skórze, aż do bram kobiecości. No bo skrzydlata była wrogiem bielizny.
- Jak ty chcesz przymierzać ubrania nie mając na sobie majtek?! - fuknęła gniewnie tancerka i obejrzała się na czarownika przewracając oczami. Aj… trafiła jej się ciężka sztuka do okiełznania.
- Marsz do pokoju i ubierz się tak, by nie podniecać starego krawca przy każdej wymianie kiecki! Już, bo zaraz się spóźnimy.
- Niech sobie patrzy, a jak spróbuje dotknąć, to mu najwyżej rękę odgryzę - zadeklarowała butnie drakonka, ale posłusznie udała się, by skompletować swój ubiór.

- Kiedyś się nauczy. Gdy będzie miała się dla kogo stroić. - Jarvis pocieszył swą kochankę.
- Powinna to robić dla siebie - ucięła bardka, wychodząc na korytarz. - I na bogów… później będzie mi jęczeć, że ją boli, że swędzi… piecze i na pewno umiera i będe musiała łazić z nią po klerach, a później uczyć jak aplikować maści lecznicze. Mogłaby mi tego oszczędzić i nosić gacie na dupie. - Dholianka ruszyła ze stukotem obcasików do drugiego pokoju, by naocznie przypilnować podopieczną, wywiązującą się z tego strasznego i męczącego zadania jakim było zakładanie majtek.
Godiva wypinając zadek i przeklinając ludzkie nawyki, naciągała bieliznę na pupę. Najwyraźniej ubrania uznawała za ozdoby. Warto było je nosić, gdy się ładnie w nich wyglądało, ale poza tym… były zbędne. Co było zrozumiałe, smoki jedyne co nosiły na swym ciele, to magiczne przedmioty.
- Już nie bądź taka udręczona. - Strofowała ją szorstko Kamala, krzyżując ręce na piersi i obserwując krytycznie zmagania Niebieskiej. - Jeszcze zrozumiałabym Nverego… dynda mu taki pod nogami, plącze się i uwiera… ale ty? NIC TAM NIE MASZ! Więc o co tyle krzyku? Jeszcze bym ci darowała… jakbyś miała włosy, ale ty sie wyskubałaś jak… - Jak ona sama, ale ona była z pustyni i było to konieczne. - JAK KURCZAK! - Zaśmiała się wesoło, klepiąc brunetkę po plecach. - Mówiłam ci na statku, że musisz dbać o siebie… o zdrowie, na prawdę nie chcesz tam zachorować. Uwierz mi na słowo kochana. Nigdy… przenigdy. No chodź… Gamnira już pewnie na nas czeka. Spodoba ci się… to przebojowa babka… i mam nadzieję, że założyła majtki, bo się wścieknę…
- Jak nie zalożyła. Ja swoje też zdejmę - zagroziła Godiva i tawaif nie zdziwiłaby się, gdyby smoczyca zrobiła to nawet na środku placu handlowego. Uważała się za zjawiskowo piękną i była próżna… oraz pozbawiona ludzkiego poczucia wstydu i przyzwoitości.
- Pfff w takim razie, już nigdy więcej z tobą nigdzie nie pójdę - odparła wzniośle Dholianka i uśmiechnęła się lisio.
- Ojej… zapomniałam parasolki. Weź przywołaj już gondolę… zaraz do ciebie przyjdę.
Mówiąc to, szybciutko zawróciła do pokoju, by wpaść jak huragan, złapać zamaskowane ostrze i wypaść w tej samej chwili, zbiegając szybciutko po schodkach na dół tawerny.


Gamnira już czekała racząc się winem w przybytku Vittorio. Zapewne tym samym, które Chaaya sprzedała karczmarzowi. Smoczyca dzielnie podążała za bardką, rozglądając się ciekawsko dookoła, jakby była jej młodszą siostrą. Łowczyni zajęta kosztowaniem trunku nie zauważyła wchodzącej kurtyzany.
Sądząc po lekko zarumienionych policzkach, wino bardzo jej smakowało.
- Co ja ci mówiłam o piciu! - zawołała doniośle kobieta z pustyni, dźwięcząc świergotem dzowneczków przy każdym kroku.
Była piękna niczym kwiat, dostojna jak ibis, ale z jakiegoś powodu… wydawała się nieco zmęczona.
- Nawet nie ma południa… czy mam ci dać szlaban? - zażartowała beztrosko, podchodząc do stolika koleżanki, by się przywitać.
- Gamniro… poznaj Godivę. Godivo… to jest Gamnira, mentorka mojego brata - przedstawiła sobie obie panie z psotliwym uśmieszkiem na ustach, po czym obejrzała się ciekawsko na Vittorio, by do niego pomachać.
- Witaj - zaczęła tropicielka, podając dłoń skrzydlatej i pytając - Ty też jesteś uczennicą Paro?
- Niee… jesteśmy bardziej… - Niebieska zaczęła szukać właściwego określenia, gdy tymczasem tawerniarz odpowiedział tawaif wesołym pozdrowieniem dłoni.
- Jesteśmy przyjaciółkami, ale ona lubi mnie czasem podglądać i naśladować. - Dholianka uśmiechnęła się wrednie do drakonki. - No i obiecałam jej babskie zakupy, bo widzisz moja ślicznota lubi się stroić, tym bardziej, że teraz ma odpowiednie buty do swojej wspaniałej osoby. Trzeba jej coś wybrać, bo biedaczka nie może się nimi chwalić. To jak... gotowa na swój pierwszy dzień nauki?
- Lubię podglądać… bardziej podglądać niż naśladować. Paro ma taki śliczny biust i pupę… - Ciężko było zawstydzić gadzinę, która nie miała pojęcia co to wstyd, a co gorsza, nawiązała nić porozumienia z uczennicą nie tam gdzie trzeba.
- I nogi - wtrąciła bowiem traperka, a włóczniczka od razu podjęła ten temat. - Prawda?

- Więc… eee.. tak… chodźmy. - Łowczyni zgodziła się z tancerką, nie bardzo rozumiejąc czemu tak chętnie dała się wmanewrować wojowniczce w rozmowę o atrybutach urody swej “nauczycielki”.
- To jak już wstępniak mamy za sobą, powiedzcie na co macie ochotę. Buty, bielizna, gorsety, akcesoria, sukienki… tak sukienki na pewno muszą być, Godiva chce pokazywać buty, a ty poczuć w sobie kobietę. - Sundari ani na chwilę nie dała po sobie poznać, czy jest zażenowana jawnym obgadywaniem jej osoby, czy po prostu przyzwyczaiła się do takiego przedmiotowego traktowania.
Stukała się wachlarzem w policzek planując już trasę ich wspaniałej wycieczki.
- Coś odpowiedniego? - Dla Gamniry to co mówiła Chaaya, było chyba czarną magią. - No kupuję majtki, spodnie, buty, koszule. Lniane przepaski piersiowe… eee.. gorsetów nie kupuję. Bo to diabelstwa drogie i skomplikowane w zakładaniu. O… i onuce czasem zamawiam.
- Ach, dobrze… a więc zaczniemy od podstaw - odparła ciepło bardka. - Dopij szybko to wino i się zbieramy.

Gdy wszystkie trzy wyszły z tawerny, Jeźdźczyni wzięła pod rękę tropicielkę jak swoją najlepszą przyjaciółeczkę i poczęła jej szybko szeptać pierwszą… nie to już będzie druga lekcja bycia wcieleniem kobiecości.
- Widzisz moja droga… wszyscy błędnie zakładają, że to, co składa się na “piękno” dziewczyny, to uroda i bogaty strój. Otóż nie… to tylko dodatkowe atuty składające się na całokształt wizerunku, ale mężczyźni są na to za głupi… a to oni ustawiają się pierwsi do wyrażania głośno swoich opinii. Nie trzeba być pięknym, ani mądrym, ani bogatym i fantazyjnie ubranym jeśli… jeśli lubisz samą siebie. To może wydawać ci się dziwne, ale widać gdy ktoś nie lubi swojego ciała, gdy obawia się w nim czegoś. To jak my siebie widzimy, nie pokrywa się z tym jak widzą nas inni. Jednakże gdy będziemy przeczuleni na swoim “mankamencie” cokolwiek to było… no nie wiem… odstające uszy. Nasza obawa… będzie przenosić się na odbiorców. Taki Ahmad nie musi zauważać twoich uszu… może je nawet lubić, że są jak u słonia… ale widząc, że ty masz z nimi problem i on zacznie dostrzegać to samo… Rozumiesz co ci chce powiedzieć? Musisz być pewna swojego ciała, świadoma atutów, wykorzystywać je do swoich celów
- Acha… być pewna siebie. Rozumiem - zgodziła się z nią Gamnira i podrapała po czuprynie. - Tyle, że… no… ja nigdy nie czułam się kobietą. Widzisz jak się ubieram. Ma być wygodnie. Ty zaś… - Spojrzała krytycznie na kurtyzanę i zachichotała.
- Chyba nie ukryłaś nóg z mojego powodu? Żebym się nie dekoncentrowała.
Smoczyca zaś w ciszy podążała za dwiema kobietami, zatopiona we własnych myślach, bądź fantazjach.
- Chciałam wyglądać jak dama… - wytknęła jej tancerka z udawanym oburzeniem, po czym się zaśmiała.
- Nie musisz ubierać się po kobiecemu, by czuć się kobietą. Gdy polubisz siebie, wszystko staje się łatwiejsze. Oczywiście, że nie wyzbędziesz się kompleksów… każda z nas je ma. I ja i Godiva również, ale nie dajemy się im zdominować. Na początku kupimy ci bieliznę. Ma spełniać ona jedną funkcję… ma być ładna. Będziesz ją zakładać w te dni, kiedy nie będziesz wyruszać na misje i polowania. Będziesz ją zakładać dla siebie, by spojrzeć w lustro i powiedzieć: uuuu maleńka brałabym cię od razu. - Kamala zaśmiała się ponownie, lekko i radośnie. - Opowiedz mi jakie masz wyobrażenia na temat tego co chciałabyś nosić… może widziałaś na witrynie sklepowej coś co wpadło ci w oko, albo mijałaś jakąś pannę w gondoli, która wyglądała twoim zdaniem ładnie w jakiejś rzeczy.
- Nie wiem - rzekła cicho łowczyni i dodała - Po to cię mam właśnie Paro. Nie wiem co powinnam kupić i założyć. Jeśli o mnie chodzi, dobrze mi w tym co już mam na sobie. Ale czasem po prostu lepiej wyglądać… kobieco. Ty umiesz się ładnie ubierać, liczyłam, że… no… sama coś dla mnie wybierzesz, żebym miała później jakiś punkt odniesienia co jest ładne, a co nie.
Dholianka westchnęła i pokiwała charakterystycznie głową, ni to potakując, ni zaprzeczając.
- No dobrze… będziemy dużo przymierzać, może coś ci się spodoba - odparła polubownie, bo i nie chciała ubierać trapeki jak własnej lalki, którą przecież nie była.
- Godiva będzie oceniać, jest wybredna.
Mając już zarysowany plan działa, zeszła z koleżankami do przystanku gondol, by znaleźć im przeprawę do pierwszego salonu.

Salon z bielizną, który wypatrzyła bardka, był prowadzony przez pulchniutką kobietą po trzydziestce z prawdziwą wieżą loków na głowie, która po uważnym przyjrzeniu, okazywała się drogą peruką. Niemniej, trzy dziewczyny nie przyszły tu podziwiać jej głowę, tylko kupić bieliznę. I dobrze trafiły. W tym sklepiku sprzedawano tylko najbardziej wytworne i koronkowe dzieła dla kobiet z towarzystwa. A za taką właśnie została wzięta tawaif.
- Czym mogę służyć panienko? Mam wspaniały wybór cudeniek, które pięknie leżą na naszym kobiecym ciele i prawie ich nie czuć - rzekła poufale do bardki, ignorując zupełnie Gamnirę i Godivę. Najwidoczniej biorąc je za ochronę bogatej modnisi, którą, w jej mniemaniu, była Chaaya.
- Och… to wspaniale! Ach, wręcz wybornie. - Ucieszyła się na pokaz złotoskóra. - Widzę, że się pani zna na rzeczy… ach tak, i pewnie nie jednego już brzydkiego kaczorka przemieniła w łabędzia! Tak, pomoże mi pani przerobić te dwie, dzikie amazonki we wcielenia żądzy. - Uśmiechnęła się drapieżnie, nie mogąc się wręcz posiadać z radości, że wrobi smoczycę w przymierzanie tuzina majtek.
HA! Ależ to będzie zabawny początek dnia!
- Ja nie miałam kupować majtek, tylko tuniki! - zaprotestowała wojowniczka, a i sama sprzedawczyni obrzuciła obie “brygadzistki” pogardliwym spojrzeniem.
- Toż to rzucanie pereł przed świnie. Nie jestem cudotwórczynią, nie zmienię ich kanciastych brył mięśni w zwiewne kobiece ciała - oceniła, trzęsąc się z oburzenia i to dosłownie, bo jej obfity biust zafalował jak galaretka.
- Ja bym tam nie obrażała świń, gdy się do… - Łowczyni przytomnie zakrywała usta krewkiej skrzydlatej, sama jakoś nie przejmując się złośliwościami gospodyni.
Chaaya popatrzyła wymownie na handlarkę i tylko uśmiechnęła się kącikami ust, wyjątkowo zajadle.
- Doprawdy nie sztuką jest ubrać piękną kobietę… na niej każda szmata będzie wyglądać ładnie. Myślałam, że trafiłam do sklepu gdzie sprzedawane są wyroby najwyższej jakości, nie muszące bronić się urodą właścicielki, gdyż same są niezależne w swoim majstersztyku. Jak widać… pomyliłam się. - Kurtyzana odwróciła się, mrugnęła do wściekłej niebieskołuskiej,, uśmiechnęła szerzej do tropicielki i ruszyła w kierunku drzwi.
- To jest sklep dla… osób z odpowiedniego towarzystwa - odparła dumnie grubawa damula, zapewne sama się do tego towarzystwa zaliczając… lub próbujac dostać. Oznaczało to jednak, że choć sklep był dobrze wyposażony, to nie istniał dla zarobku, a jako schodek towarzyski w górę dla jego właścicielki.
- Najpierw trzeba mieć talent, a dopiero potem bawić się w wernisaże… miłego dnia. - Tancerka wyszła z chichotem na zewnątrz, przytrzymując znajomym drzwi. Kobiety posłusznie wyszły za nią niczym jej ochrona, gadzia dziewczyna mruczała pod nosem groźby wobec nieznajomej… na szczęście niezbyt głośno.
- Gdzie teraz? - zapytała Gamnira, drapiąc się po włosach.
- Do sklepu po pochodnie i podpałkę. Podgrzejemy ten budynek - sarknęła gniewnie włóczniczka.
- Godivo… zemsta najlepiej smakuje na zimno i tak… by słudzy praworządności, nie zapukali ci do drzwi ze Strażą Miejską u boku… Najlepszy do tego będzie ogień wywołany magią, którego nie da się namierzyć po… sprzedawcy i dziesiątkach naocznych świadków jego podkładania. - Dholianka zamachała rączką na gondoliera i otwierając wachlarz, zaczęła się chłodzić.
- Szukamy dalej, nie tu… to tam. Kupno majtek nie jest sprawą życia i śmierci… więc nie musimy się tak denerwować.
Łowczyni wybuchła nerwowym śmiechem, słysząc te słowa zarówno z ust Godivy, jak i Chaai, biorąc je za rodzaj ich sposobu na rozładowanie złości. Nie zdając sobie sprawy, że porywcza smoczyca już pewnie planowała porazić sprzedawczynię zionięciem błyskawic, a bardka była śmiertelnie poważna.
- Może tamten? - Wskazała mały budynek, wciśnięty między dwa inne.
“Garderoba damy” głosił napis na szyldzie.
- Hm? Czemu nie… możemy spróbować - zgodziła się Sundari. - To która rozmawia z handlarzem?
Obie kobiety spojrzały na Jeźdźczynię w milczeniu, zrzucając na nią ten obowiązek.
- Ech… dziś wam się upiecze… - stwierdziła cierpiętniczo złotoskóra, uśmiechając się wyględnie, po czym ignorując zwabionego jej machaniem gondoliera, przeszła przez mostek do drugiego sklepiku.

- Dzień dobry! - Kamala zawołała od progu donośnym i dźwięcznym głosem, zaciągała przy tym jak słowik, który śpiewał do dzwoneczków brzęczących przy każdym kroku kobiety.
- Mam nadzieję, że w tym sklepie spotkam się z fachową i profesjonalną obsługą, nie to co u tej wyfiokowanej tufty naprzeciw. Ta cała madame nie ma za grosz ogłady, o talencie krawieckim nie wspominając. - Poskarżyła się łaniooka, wachlując leniwie powietrze wachlarzem.
- Ojciec jej kupił sklepik… żeby się wreszcie za coś wzięła w życiu. To było… tak z dziesięć lat temu. - Odezwał się głos z wnętrza, starczy i męski. Pokrzywiony jak wiekowa sosna staruszek o twarzy pooranej zmarszczkami, spojrzał na wchodzącą tawaif i jej dwie towarzyszki.
- Witajcie w moim sklepiku - rzekł, pokazując szerokim zamachem dłoni swój asortyment bieliźniany, od fikuśnych majteczek z koronki, po siermiężne przespaski piersiowe z lnu. Było tu wiele różnych artykułów, wszystkiego po trochu na każdą kieszeń.
Paro uśmiechnęła się szeroko, przeglądając jedną z wystaw.
- Moje przyjaciółki potrzebują bielizny... takiej w której poczują się pewniej siebie - odparła polubownie, zdejmując z wieszaczka stanik o kolorze butelkowej zieleni. Na środkach miseczek wyhaftowane miał różowe różyczki, co dziewczyna uznała za wyjątkowo urocze. Dobrała szybko do tego majteczki i pokazała łowczyni, nic jednak nie mówiąc o swojej opinii, a jedynie przyglądając się reakcji koleżanki.

- Ładne - oceniła Gamnira, przyglądając się bieliźnie. - Będzie ładnie na tobie wyglądać.
Godiva zaś rozglądała się po pomieszczeniu niczym wampir pośród girland czosnku.
- Ja się czuję wystarczająco pewnie - mruczała gniewnie.
- Tam można przymierzyć. - Starzec wskazał nieduży obszar, oddzielony od reszty zielonymi płachtami tkanin. Sam zaś zerkał na smoczycę, po czym zaczął przerzucać gorsety z jednej kupki na drugą, w poszukiwaniu odpowiedniego na niebieskołuską.
- Ty to zakładasz… - wyjaśniła Chaaya, wręczając tropicielce garderobę i wskazując jej kącik do przebrania. - Zawołaj jak będziesz gotowa, a ja czegoś ci jeszcze poszukam. - Nie czekając na protesty, odwróciła się i zaczęła przeglądać kolejne kosze, wieszaki i półeczki w poszukiwaniu ciekawych wzorów i odcieni. To co zauważyła pomiędzy kolorową bielizną, tancerkę wielce zaciekawiło. Był to dolny kawałek ubioru, pozszywany z różnobarwnych kawałków tkaniny, ale… jakoś nie bardzo nadający się do użytku. Przecież po co kobiecie takie dziwne majteczki, które mają taki dziwny woreczek z przodu, przecież nie na pieniądze.
Nagle… uśmiech pojawił się na twarzy Jeźdźczyni, gdy zrozumiała co trzyma w palcach. To była męska bielizna, a ten mieszek służył po to, by wyeksponować dumę mężczyzny… tym bardziej, że tkanina była najbardziej jaskrawa właśnie tam.

Bardka wzięła głęboki wdech, powoli go wypuszczając. Nie mogła przecież huknąć śmiechem… choć bardzo tego chciała, to by jednak mogło popsuć jej plany co do prześmiesznego odzienia, które nasunęło jej “mroczny” pomysł wrobienia czarownika w przebieranki… musiała tylko znaleźć do tego odpowiedni stanik…
“Nie uśmiechaj się tak, bo sprzedawca wykituje na zawał…”
Burknęła Laboni, czując jak “najpodlejsze” z masek, prawdziwe impy z dna piekieł, już tańcowały wokół pentagramu, przyzywając najdziksze wizje swojej nosicielce.
Deewani prychnęła z pogardą… a może to była zazdrość, że nie mogła dołączyć do swoich siostrzyczek, by podsycać wyobraźnię Sundari najohydniejszymi pomysłami do poniżenia Jarvisa.
Pacnęła Starca w nochal, po czym szybko zniknęła w jednym z luster.
A Dholianka przykryła bieliznę kilkoma innymi, które miała zamiar podać przymierzającej Gamnirze, była w nich para z krwistoczerwonego aksamitu, obszytego po brzegach czarną koronką i koralikami, jak i całkowita ekstrawagancja w postaci przezroczystego materiału z naszywanymi jedynie motylimi motywami, nie zasłaniającego, ani nie chroniącego praktycznie nic.

- I jak ci idzie? - zawołała Chaaya, stojąc nieopodal przepierzenia i oglądając coś… co i jej się spodobało, choć w bardzo dziwnym sensie… niewiele myśląc, kurtyzana wzięła owy komplecik i wcisnęła sobie pod tabun innych, tam gdzie trzymała prezent dla kochanka.
- Za ciasne. - Usłyszała w odpowiedzi, co mogło świadczyć o tym, że łowczyni już się ubrała.
Tymczasem Godiva sarkała na kolejne gorsety cierpliwie podsuwane jej przez sprzedawcę, mrucząc coś o więzieniach ze sznurów.
- Góra czy dół? - dopytywała złotoskóra, stojąc pod kotarką. - Może pan na chwile do nas podejść? - poprosiła handlarza, grzecznym i ciepłym tonem, przygotowując ukryte ubrania do dyskretnego przekazania.
- Noo… pije w obu miejscach - stwierdziła wstydliwie traperka, gdy stary sklepikarz z ulgą opuszczał awanturującą się skrzydlatą, podchodząc do tancerki.
- Tak? - spytał.
- Ma pan może większy rozmiar tych zielonych z różami? - spytała ogólnikowo, wręczając mężczyźnie “pakunek”. - Proszę zapakować i trzymać pod ladą, z dala od oczu tej co stoi za pana plecami - odparła konfidencyjnym szeptem, po czym przykryła starca naręczem innych fatałaszków, zostawiając sobie tylko kilka sztuk. Co krawiec ruszył pospiesznie uczynić, zadowolony, że uwolnił się choć na moment od włóczniczki.

- No dobrze… w takim razie spróbuj tego, a później tego. - Dziewczyna odwróciła się i wsunęła rękę za zasłonkę wręczając kolejne ozdoby.
- Może sama... oceń? - Usłyszała głos Gamniry, która niepewnie wzięła kolejny kawałek bielizny. - Co? Głupio się czuję.
Kamala wetknęła więc głowę do środka, uśmiechając się łobuzersko.
- Pięknie… nie głupio, pamiętaj o pewności siebie - przypomniała ciepło.
tropicielka się pomyliła, stanik i majtki nie były za ciasne. Tylko mocno opinały jej krągły biust i pośladki. Mocniej niż do tego przywykła.
Kobieta miała dość muskularną i bardziej męską niż kobiecą sylwetkę… co nie czyniło jej brzydkiej, ale z pewnością jej uroda była niekonwencjonalna, i drobiła nogami w miejscu, stojąc w samej bieliźnie przed lustrem.
- Mogę się pięknie czuć, ale czy pięknie wyglądam? Czy ten stanik w ogóle do mnie pasuje? - zapytała.
- Ha...hayyuuu… - Wyartykułowała przeciągle Dholianka, przykrywając szeroki uśmiech dłonią, by nie przestraszyć łowczyni. Delikatność ornamentów, kontrastowała z kanciastością sylwetki, oszałamiając dysonansem i jednocześnie… jakoś dziwnie fascynując samą bardkę. Rzadko kiedy mogła widzieć spotkanie dwóch przeciwległych sobie biegunów w tak uroczej kompozycji, jaką była niepewna postawa mężnej La Rasquellianki.

- Stanik nie jest za mały, moim zdaniem całkiem dobrze opina twój biust… tylko pochyl się do przodu i wyciągnij pierś spod paska, bo trochę ją rozjechałaś. - Tawaif pokazała o co jej chodzi, po czym zawołała smoczycę, która miała być wszak jurorką.
Gdy Gamnira wypinała się przed zwierciadłem, Godiva podeszła do Sundari, obejmując ją od tyłu w pasie i tuląc się do jej pleców. Oparła głowę na ramieniu tawaif i przyglądała się przez chwilę prężącej traperka.
- Ładnie to wygląda… tak jakoś niewinnie. - Wydawała wyrok.
- Ale czy nasza Gamnira jest niewinna? Czy może ma ostre pazurki? - spytała bardka, nie czując się niezręcznie w takiej… pozycji, choć była ona wyjątkowo niestosowna ze strony skrzydlatej wobec swojego Jeźdźca.
- Nie wiem… masz Gamniro?- zapytała wprost Niebieska, a tropicielka spojrzała na tulące się kobiety, a potem na swoje paznokcie. Podrapała się nimi po policzku, dodając
- Nie bardzo rozumiem… ale dziewicą nie jestem, jeśli o to chodzi.
- Hmmm… to skoro nie jesteś już dzieckiem, a dorosłą… to wolisz być uległa w łóżku, czy dominująca? - spytała, zamyślona tancerka, przekrzywiając głowę na bok.
- Co? - zapytała zaczerwieniona na twarzy półnaga i spojrzała w lustro dukając. - No… nie wiem… po prostu poszliśmy i on mnie całował, zdjął spodnie… zrobił swoje. Było miło, ale jakoś nie było tych fajerwerków, o których piszą w romansidłach.
- Ojej… nie chciałam cię zawstydzić. - Chaaya poczuła się speszona, widząc obronną reakcję u koleżanki. Wyglądała jednak, jakby doskonale wiedziała o czym ona mówiła i jakoś podświadomie z nią sympatyzowała.
Nie jeden raz miała klienta… który był rozczarowujący pod każdym względem.
- Podoba ci się kolor? Czy lubisz róże? - Zmieniła nagle temat. - Przymierz następny zestaw, a my poczekamy na zewnątrz. - Zrobiła krok w tył, napierając na wojowniczkę i mrucząc nieco gniewnie do niej - nie za wygodnie ci?
- Nie… bardzo… muszę chyba bardziej. - Zachichotała smoczyca, napierając biustem na plecy bardki i wtulając nos w okolicę podstawy jej szyi.
- Tak lepiej.
- Kolor i róże może być… a poza tym nie zawstydziłaś mnie. Wzięłaś z zaskoczenia, po prostu - wyjaśniła łowczyni, przyglądając się kolejnemu komplecikowi. - Takiego pytania spodziewałabym się po drugim albo trzecim kielichu.

Kamala czuła się paskudnie, gdy gadzina ją ściskała. Skuliła się nieznacznie, wiotczejąc w uścisku i w ciszy znosząc swój los. To było jak obłapianie przez obcego mężczyznę. Nachalnego, niechcianego klienta, który jednak zbyt drogo zapłacił, by można mu było tak łatwo odmówić.
Jeźdźczyni chciała się bronić, ale obawiała się reperkusji. Niebieskołuska była partnerką jej ukochanego i nie mogła od tak strzelić jej w twarz, lub co gorsza… podpalić jak tego oprycha wczoraj wieczorem.
Ściągnęła więc brwi i zacisnęła mocniej usta, starając się oddychać równo i niezmiennie, by nie dać po sobie poznać dyskomfortu. Na podtrzymanie tej bańki swobodności, przeznaczyła zbyt wiele energii, by móc odpowiedzieć ukrytej za kotarą tropicielce.
Na szczęście to cofnięcie wystarczyło, by Godiva się od niej odkleiła, pozwalając odetchnąć.
- Dla mnie bielizny nie trzeba. Miałyśmy tuniki kupić - przypomniała. - I może buty.
- Do tunik potrzebne są i majtki, jeśli nie chcesz nosić spodni, więc lepiej sobie coś wybierz… - odparła cicho tancerka do drakonki, szybko zwiększając dystans między nimi obiema.
Stanęła za ladą, oglądając pończochy i nie spoglądając ani razu w kierunku włóczniczki.
- Niech będzie - sarknęła włóczniczka, wybierając na chybił trafił dwa kompleciki, które pasowały do niej rozmiarem.
- Te? Mogą być? - zapytała, pokazując swe znaleziska.
- A co ja mam do tego? To ty je będziesz nosić, tobie mają się podobać. - Padła sucha odpowiedź przy upartym wpatrywaniu się w kabaretki. Kurtyzana nie miała zamiaru się odwracać “zajęta” swoimi sprawami.
- Mnie one ani ziębią, ani grzeją… a ty wydajesz się obrażona na mnie - mruknęła kobieta dla odmiany wykazując się pewną przenikliwością.
- Mam już dość tłumaczenia, dlaczego majtki powinnaś nosić - wyjaśniła Dholianka, przebierając w podwiązkach i przykładając sobie niektóre do brzucha, by obejrzeć “na sobie”.
- Więc zostają te. - Wzruszyła ramionami smoczyca, sprawdzając na sobie czy pasują, poprzez przykładanie ich do ubrania.

- Ubrałam! I co dalej?! - odezwał się krzyk Gamniry, który Chaaya odebrała z ulgą.
- Już idę, pokaż - zawołała ciepło tawaif, podchodząc do kotary, by zajrzeć za jej poły. - Jak się w tych czujesz?
- No… prawie goła - stwierdziła traperka, obracając się przed lustrem w skąpej i figlarnej bieliźnie, którą jej Sundari podrzuciła do ubrania.
- O to w niej chodzi… nie uważasz, że to całkiem zabawne? - spytała dziewczyna z pustyni, oglądając od stóp do głowy swoją “uczennicę”. - Tam skąd pochodzę nie przykładamy takiej wagi do wyglądu intymnej garderoby. Zamiast staników nosimy choli, czyli wiązane bluzeczki odkrywające brzuch i plecy, a majtki mamy z bawełny lub cienkiego muślinu, by nie dostać odparzeń… tutaj jednak wyobraźnia popuściła wodze i zaczęła tworzyć nie tylko prawdziwe cudeńka… ale i potworki. Przyjemnie jest na to popatrzeć i się pośmiać, prawda?
- Noooo… przyjemnie. Więc co o tym sądzisz? Podoba ci się ta bielizna tutejsza czy ta rodzima jest lepsza? - zapytała myśliwa, kręcąc biodrami.
- Hmm… byłam zaskoczona, ale szybko się przyzwyczaiłam… choć ciągle kupuje je… dla żartu. Im bardziej pokręcone i bezużyteczne tym lepiej - wyjaśniła z błędnym uśmieszkiem na ustach bardka. - Inna też sprawa, że wybieram ją, by spodobać się kochankowi… - Wzruszyła ramionami.
- Chyba najmniej narzekałaś na czerwony komplet… podobał ci się, był wygodny?
- No nie wiem… wygląda ładnie chyba. Nie mam porównania, jak wygląda na innym ciele - stwierdziła kobieta, dodając - Czerwony może być.
- A po co ci porównanie, skoro to ma być prezent dla ciebie… - zdziwiła się kurtyzana. - Jeśli nie jesteś do niczego przekonana, mogę poszukać czegoś jeszcze, nie musisz spieszyć się z decyzjami.
- No… nie… po prostu nie mam dobrego gustu. Ani żadnego. - Obróciła się dookoła, zerkając na oblicze kompanki. - Tobie się podobam? To znaczy… tobie się podoba na mnie?
- Tooo skomplikowane - wyjaśniła Sundari, przyglądając się przezroczystej tkaninie i delikatnym splotom haftu. Zastanowiła się dłuższą chwilę, bez zażenowania wpatrując się prezentowane rejony intymne, doskonale teraz widoczne.
- Wydaje się do ciebie nie pasować… jest zbyt delikatne… nie, zbyt takie… małe..? I gubi się… niknie przy twojej urodzie. Jesteś dość silnie zbudowana i wydaje mi się, że potrzeba ci czegoś bardziej rzucającego się w oczy, by kontrastowało… Rozumiesz o co mi chodzi?
- Acha… bardziej kontrastujące… czyli te czerwone? - Gamnira napięła sploty mięśni na karku, zerkając po sobie i swojej bieliźnie.
- Hmmm… może kontrast to było złe słowo..? - Tancerka ściągnęła usta w dzióbek, jeszcze raz przyglądając się koleżance.
- Przytłoczyłaś te motylki… w ogóle ich nie widać na twoich piersiach… myślę, że one lepiej by się zdały na przykład na małej dziewczynce… płaskiej... widzisz… same w sobie nie są złe, ale dopiero po nałożeniu widać prawdziwy charakter ubioru… ten nie pasujecie do siebie. Jesteś silna i niezależna. Potrafisz przywalić i przetrwać w głuszy. Więc potrzebne jest ci coś… co będzie dość silne samo w sobie, by móc podkreślić twoje cechy, a jednocześnie uwydatnić ukryte… czyli piękne, kobiece ciało. Nie widziałam cię w czerwonym komplecie… ale trzymałam je w dłoni i wydaje się bardziej odpowiednie.
- Więc kupujemy czerwony, no chyba, że chcesz mnie w nim zobaczyć… ale wtedy musisz zostać, bo nie chcę cię wołać co chwila - zadecydowała łowczyni, acz po dłuższej ciszy. Wyraźnie rozmyślała nad słowami “mentorki”.
- Nie wydaje mi się, by kolejna przymiarka była konieczna… - odparła pogodnie Kamala. - Kolor ci pasuje? Bo to nie problem dla mnie, by poszukać podobnych części w innych barwach… gdzieś widziałam granatowy i czarny.
- Pasuje - stwierdziła krótko tropicielka, niezbyt się nad tym zastanawiając. - Lubię zielony, więc te pierwsze też wezmę.
- Och… wyglądałaś w nim uroczo - odparła złotoskóra i znikła za kotarką. - Przebierz się, a ja pójdę zapłacić za swoje zakupy.
Oddalający się cichy brzdęk dzwoneczków, oznaczał, że tawaif nie czekała na odpowiedź.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 18:17   #8
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kolejny na liście miejśc do odwiedzenia, był olbrzymi targ z sukniami i ubraniami, bardzo podobny do tego, które Chaaya znała z rodzinnych stron. Nie można tu było za bardzo przymierzać rzeczy na sobie, ale zgiełk wywołany targowaniem i ocenianiem, sukni, płaszczy, koszul, tunik i wielu innych, był oszałamiający.
Duży plac został zastawiony barwnymi straganami i zdominowany przez płeć piękną, zarówno jeśli chodzi o sprzedających, jak i kupujących.
- Przeraźliwe miejsce - oceniła łowczyni, a smoczyca jedynie wzruszyła ramionami.
- To czego szukamy? - zapytała wojowniczka, rozglądając się.
- Idziemy tam, gdzie znajdziecie coś, co was zainteresuje… skoro Gamnira nie za bardzo odnajduje się w takich klimatach… pierwsza jesteś ty Godivo. Wybieraj, przebieraj… a my będziemy doradzać i oceniać. Może tak być? - spytała, przy jednoczesnym zarządzeniu, tawaif, uśmiechając się do jednej i do drugiej z panien.
- Ja? - Cierpiętnicza mina skrzydlatej świadczyła, że, podobnie jak myśliwa, nie bardzo odnajduje się w kupowaniu ciuchów. Ruszyła jednak przodem, dla odmiany wybierając co chwila różnokolorowe sari, najczęściej z lekkich, półprzezroczystych tkanin.
Po którymś wyborze, bardka choć się starała, nie wytrzymała i wybuchła śmiechem, po czym prędko spytała - Po co ci sari na wszystkich bogów? - I zaraz sobie sama odpowiedziała. - Chyba, żeby nie pokazywać butów… Wiesz, że w tym nie można zrobić szpagatu? Miałaś kiedyś na sobie sześć metrów materiału?
- Eeee nie… to co powinnam założyć? - Zadumała się Niebieska, drapiąc po głowie.
- Może to? - zaproponowała traperka, sięgając po skórzaną spódniczkę, która była przeciwieństwem sari. I sięgnęłaby kobiecie, tak do połowy pupy.
- Godiva pracuje w Straży… widzisz jak w tym biega i goni złoczyńców? - Dholianka była wyraźnie rozbawiona postawami obu koleżanek, nie zdając sobie sprawy… aż do teraz, jak były zagubione w tak… niby trywialnym temacie, jak odpowiednie ubranie się.
Oczywiście, i drakonka, i tropicielka były solennie wytłumaczone tym stanem rzeczy, niemniej tancerka, jakby dopiero teraz przejrzała na oczy.
W końcu westchnęła i opanowała głupiutki uśmieszek.
- No dobrze, dobrze… powinnaś mieć spódnicę... luźną, najlepiej z koła. Skoro chcesz prezentować swoje czarne buty, wybierz taką, która jest krótsza z przodu. Ewentualnie kieruj się wyglądem mojej jeździeckiej sukni… ma rozcięcia na obu biodrach, coś podobnego i u ciebie może się nadać. - Tłumacząc te oczywistości, Sundari prowadziła obie dziewczyny wzdłuż straganów, pokazując przykłady swoich słów.
- Tamten zielony… lub ten brązowoczarny… szukaj podobnych.

Smoczycy zielona szata musiała przypaść do gustu, bo zakupiła ją od razu. Potem oczywiście wzięła i czarną… choć już bez takiego entuzjazmu. Gamnira zaś podążając za Kamalą mówiła speszona
- Tooo nie dla mnie. Ja nie potrzebuję sukni w robocie. By tylko przeszkadzała. Na bagnach te ciuchy nie są mi potrzebne, więc… może coś… bardziej kobiecego i delikatnego? Może być nawet krępujące… nie będę w nich biegać, czy walczyć.
- Sukienki nie nosiłabyś do lasu tylko do miasta… na pewno nie chcesz czasem się przebrać ot tak… i zjeść jakiś smaczny obiad w miłym lokalu? - Kurtyzana meandrowała między stoiskami, wyjątkowo często i długo przystawając przy kreacjach typowo pustynnych. Wydawało się, że przodowała w modzie własnej kultury… lub po prostu tęskniła za czymś znajomym.
- Właściwie to tak… tak bym bardziej chciała - stwierdziła myśliwa i dodała - Coś bardziej… kobiecego. Godiva jest piękna i… tamte stroje jej pasują. Ale ja… chyba potrzebuję czegoś bardziej delikatnego.
- Delikatnego? - Smocza Jeźdźczyni wyglądała na nieco skołowaną.
Rozglądała się sennie dookoła, by poszukać jakiś punktów zaczepienia.
- Chodzi ci o coś takiego? Takiego czy… takiego? Wszystkie wydają się “delikatne” na swój własny sposób.
- A w których wyglądałabym ładnie?- zapytała niepewnie łowczyni.
- Na pewno nie w tej brązowej - oceniła błękitnołuska i poradziła Chaai - Chyba powinnaś wybrać jej taką, która… kusiłaby ciebie, co?
- Słucham? - Ta popatrzyła znacząco na ogoniastą, nie do końca wiedząc, jak ma zinterpretować jej “złotą radę”.
- No... najbardziej kobieca, to chyba ta, w której byłaby smakowitym kąskiem? - Próbowała wytłumaczyć Godiva swoje podejście do sprawy, a traperka całkowicie skołowana, nie wtrącała się w tą rozmowę.
- Ty się czasem puknij w głowę, zanim zaczniesz komentować - zezłościła się złotoskóra. - Gamnira nie jest moją laleczką, którą będę ubierać w to co mi się podoba. Zresztą… nie rozumiem dlaczego miałabym to w ogóle robić? To nie przedmiot… nie moja własność. Przyszłam jej pomóc, a nie robić sobie dobrze kosztem kogoś innego. - Łapiąc łowczynię w wyjątkowo silnym uścisku ręki, bardka poprowadziła ją ku kolejnym stoiskom, ciskając złowrogie spojrzenie każdemu nieszczęśnikowi, który ją w tłumie wypatrzył.

- Powiedz mi… wstydzisz się czasem swojej budowy? Że jest taka umięśniona? - odezwała się burkliwym głosem, na moment się zatrzymując, gdy dostrzegła na jednym ze stoisk sukienkę, którą sama by z dumą nosiła na sobie.
- Nie… nie myślałam o tym. Właściwie w ogóle nie myślałam do czasu, aż… cóż… zaczęłam ubierać tę bieliznę co mi pokazałaś - stwierdziła z zadumanym spojrzeniem kobieta i zerknęła wpierw na Paro, a potem na zaskoczoną włóczniczkę, po czym uśmiechnęła się lekko, dodając
- Ona. Trochę ma rację. Nie potrzebuję wiesz… poprawiać swojego samopoczucia ubraniem. Chcę być czasem taka jak ty. Śliczniutka, delikatna, kobieca… tak bardziej apetyczna jak ona to ujęła. Inna. Czasami chcę być inna niż jestem zazwyczaj. Tak dla odmiany i z ciekawości.
- Ale jedno z drugim się nie wyklucza… wręcz przeciwnie. Jeśli nosiłabyś coś… co by ci nie pasowało, od razu byłoby widać to na twojej twarzy. Nie jesteś dobrą aktorką, a więc przebieranie się i udawanie kogoś kim nie jesteś spełznie na niczym. Lepiej się skupić na tym… by pogodzić swoje pragnienie zmiany czegoś i pozostawienia siebie po staremu. - Tawaif zafrasowała się, znowu nie wiedząc jak wytłumaczyć o co jej chodziło.
- Mówisz… że się nie wstydzisz siebie, a jednak ciągle upierasz się, by udawać kogoś, kto nie jest tobie podobny… zamiast uciekać, powinnaś wziąć byka za rogi i wybrać strój, który jest kobiecy i delikatny… ale pokazujący twoje wspaniałe ramiona i nogi, by pokazać, że jesteś piękną amazonką.
- No to znajdźmy taki - odparła z uśmiechem myśliwa.
- Przecież wiesz, że się na tym nie znam. Naucz mnie wybierać to, co pasuje do mojej urody, a ja na pewno poczuję się w tym dobrze.
- Wcale mi nie ułatwiasz… wydajesz się taka spolegliwa… jakbyś chciała być dla mnie po prostu miła… - Westchnęła ciężko Dholianka i pokazała palcem, coś co od dawna obserwowała.

Sukienka z ciężkiego i grubego materiału, o wspaniałym szmaragdowym kolorze na zewnątrz i rubinowym od wewnątrz… całość zdobiona czarnym haftem i szklanymi koralikami, cieszyła oko każdego przechodnia.
- Uważam, że jest piękna i zastanawiam się, czy ją kupić… - Tancerka zmieniła nagle temat, a jej zakłopotana buzia przypominała teraz neutralną maskę, nawet spojrzenie zmatowiało, nadając jej nienaturalnie kamienny wyraz.
- Powiedz mi… co o niej sądzisz… myślisz, żeby do mnie pasowała?
Gamnira poczuła się zapewne jak pod spojrzeniem bazyliszka, bo skamieniała.
- Ja… może lepiej twoja… przyjaciółka? - Rozejrzała się nerwowo dookoła, ale naburmuszona smoczyca poszła wyładować swój gniew na pierwszej handlarce jaką napotkała, kłócąc się o cenę niebieskiej kiecki.
- Dla niej we wszystkim będę wyglądać “smakowicie”, nie jest obiektywna… podobam jej się cała. Chcę wiedzieć co ty myślisz - odparła twardo kurtyzana.
- Ładnie byś w niej… wyglądała… masz miłą w dotyku skórę, a ta sukienka wiele jej odsłania - oceniła w końcu łowczyni. - Bardzo ślicznie byś wyglądała. Na pewno.
- Na pewno..? Tylko tyle… co cię skłania do tego, by tak twierdzić?
- Kolor i… odsłania tu… - Wskazała niepewnie palcem linię barków bardki. - I nogi. I wygląda ładnie?
Lico Sundari rozpogodziło się i dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko.
- Widzisz… jednak masz jakieś zdanie na te tematy. Tylko się wypierasz, że nie masz… jeśli chodzi o moją skórę to wiadomo, że wczoraj w karczmie i podczas przepływu kanałem, miałaś wiele okazji do obmacywania mnie, ale i dziś… i wczoraj, ramiona miałam zakryte. Nie wiesz jak tam wyglądam, a jednak zakładasz, że byłoby mi w tym ładnie. Więc nie wypieraj się… tylko odpowiadaj szczerze i w zgodzie ze swoim instynktem… lub wyobraźnią. To teraz jeszcze raz… wolisz kupić strój jednoczęściowy, czy składający się z kilku dodatków? Kolor obojętny ale najlepiej zielony, krój kobiecy i delikatny?
- Raczej jednoczęściowy - stwierdziła traperka. - Mniej kłopotów z ubieraniem. Chyba.
- Jeden czort… - orzekła bardka i poprowadziła towarzyszkę wzdłuż kolejnych kramików, pokazując tuniki, koszule, spódnice i krótkie szarawary. Wszystkie w odcieniach brązu i zieleni, czyli lasu w którym to myśliwa wiele przebywa i z nim jest właśnie kojarzona. Wszystko jednak było delikatne i stonowane. Dziewczęce.
Tutaj troszkę większy dekolt, tam falbaneczka, gdzieniegdzie hafty z motywami kwiatowymi, gdzie indziej kokardka. Z rękawami krótkimi oraz bez rękawów, z pseudo gorsecikami nie potrzebującymi każdorazowego wiązania, oraz zwiewne i luźne drapowania. Trzeba się było jedynie zdecydować na coś konkretnego… lub wybrać dwa różne i przeciwstawne sobie komplety.
Gdy obie kobiety zbliżały się do okolic upatrzonej sukienki, Chaaya wzdychała tylko i odwracała wzrok, zaraz szybko zagadując i pokazując coraz to nowsze i fikuśniejsze kroje, jakby chciała samą siebie rozkojarzyć, by nie skończyć z nowym łaszkiem w posiadaniu.
Nie było to trudne, bo Gamnira była posłuszną uczennicą i dawała się wodzić za nos. Nie była zbyt pewna podczas wybierania strojów, całkowicie ulegając sugestiom mentorki, ale uważnie oglądając i zapamiętując każde drobne szczegóły o jakich ona wspominała, lub które same wpadły jej w oko, bo tropicielka nie potrafiła bronić swego zdania, nie przed Dholianką przynajmniej.

Gdy zakupy zakończyły się, dla postawnej kobiety, jako takim sukcesem, ponieważ Kamala nie mogła się obejść bez myśli, że kompanka łyknęłaby od niej każdą, nawet najdurniejszą propozycję i robiła wszystko by ją zadowolić, dziewczyna po raz ósmy przeszła koło pięknej sukni… i poddała się, kupując ją bez większego targowania.
Materiał okazał się być mięciutkim aksamitem od którego nie mogła odlepić paluszków. Tawaif marzyła o jak najszybszym dotarciu do tawerny, w której przymierzyłaby swój nowy nabytek, tak bardzo cieszący jej sroczą naturę.
Czy bielizna, którą dziś zakupiła, będzie pasować do kreacji? Ze stanikiem może być kłopot... A czy buty..? Te lilijkowe raczej nie… ale złote lub zielone? Zdecydowanie! Jeszcze jakby do tego znalazła jakieś fikuśne pończoszki… widziała u Lady Sorai takie piękne kabaretki obszyte sztucznymi kwiatami, ach! Wyglądałaby w nich powalająco. BOSKO!

Po targowisku nastał czas na dobór butów i akcesoriów. Proces ten nie był tak skomplikowany jak poprzednie, niemniej trochę czasu ponownie poszło na zmarnowanie, gdy trzeba było przymierzać się do obcasów i ich niewygód. W końcu jednak i w tym temacie wszystkie trzy damy znalazły porozumienie i wkrótce pierwszy dzień nauki bycia kobietą, można było uznać za zakończony sukcesem! Każda z panien miała własne i unikalne kreacje podpasowane do ich indywidualnych potrzeb.
Smoczyca niedługo po tym musiała udać się na służbę, zostawiając Gamnirę i Chaayę same. Tawaif jednak planowała wrócić do siebie, by odpocząć po tym jakże intensywnym poranku i koniecznie przebrać się w szmaragdowy nabytek, także, gdy tylko umówiła się na czas i miejsce jutrzejszego spotkania, pożegnała się radośnie z koleżanką i zapakowała do gondoli, odpływając w siną dal...


Chaaya przyszła do pokoju kiedy Jarvisa w nim już nie było. Pomimo, iż była na to przygotowana i tak czuła pewne rozczarowanie. Odkładając zakupy na krzesło, posprzątała trochę w pomieszczeniu. Wywietrzyła, pościerała kurze, posegregowała i poskładała ubrania. Oczywiście nie musiała zajmować się porządkami, mieli od tego służbę, ale kobieta podczas opiekowania się starym rycerzem odkryła niejaką przyjemność z tej dziwnej pracy. Ot, fajnie było widzieć efekty swoich starań… niezależnie od tego jakie by one nie były. Gdy w jej małym gniazdku panowała już harmonia, zawezwała pokojówkę, która miała zabrać rzeczy do uprania oraz wymienić pościel.
Bardka wzięła księgę do ręki i udawała, że ją czyta, podczas gdy pracownica przybytku w ciszy wykonywała swoje obowiązki. Do świeżego kompletu poszewek dostali także uprany koc, co było przyjemnym odkryciem, bo tamten stary był nieco gryzący.

Po wyjściu sprzątaczki Dholianka zebrała rzeczy, które zebrała z elfiego szkieletu i ostrożnie przeniosła je do pokoju Nveryiotha. Najwięcej problemu miała z długim mieczem, który był ciężki i… długi, prawie jak jej noga!
Zdyszana chwile odsapnęła na niepościelonym łóżku smoka, oddychając ciężko, gdy ostatni ze skarbów został złożony na biurku.
Długi łuk i miecz, trzy magiczne strzały, peleryna, sztylet, pas i srebrna szkatułka z grzebieniem. To wszystko były prezenty od niej dla niego. To wszystko będzie kiedyś pamiątkami po jej osobie, gdy odejdzie z tego świata w tym wcieleniu.
Tancerka miała nadzieję, że żadne z tych wspomnień nie stanie się w przyszłości przykre lub smutne…

„To teraz może przymierzymy sukienkę? Co? Co?” Nimfetka nie mogła powstrzymać swojego entuzjazmu.
„Chodź, chodź… przymierzmy ją! I bieliznę! Taaak! Bieliznę też! Najlepiej jedno i drugie! Łihihi! Zabawa!” Przekrzykiwały się podekscytowane maski, ale choć Kamalę, aż zżerała ciekawość i niecierpliwość, to jednak z ciężkim bólem serca musiała odłożyć tę przyjemność na później, bo najpierw chciała odwiedzić skrzydlatego w pracy i porozmawiać z nim na spokojnie na temat niedalekiej przyszłości - jego treningu w dżungli.
Zamykając oba drzwi na „magiczne” zamki, gdyż nie posiadała do obu pokoi zwykłych kluczy, ruszyła w dół schodów do wyjścia.

W przystani dla gondol jak zwykle spotkała starego i spracowanego Marcello. Mężczyzna był grubo po sześćdziesiątce, był chudy, żylasty i przesadnie umięśniony w barkach oraz łydkach. Jego domem i pracą była łódeczka o nazwie „Mała syrenka”.
Łupinka niczym nie wyróżniała od reszty jej podobnych. Była długa i smukła, starannie wykonana, zawsze czysta na zewnątrz i w środku.
Przewoźnik okazał się siwym, wilkiem morskim… a nawet piratem. Na starość uciekł do La Rasquelle, ale nie udało mu się zakotwiczyć. Był samotny i bezdzietny. Nadużywał alkoholu, uzależniony był od hazardu i jako pierwszy rwał się bitki.
Zagadał pewnego razu Chaayę, gdy ta szukała przepływu z jednego miejsca na drugie. Kobieta z początku obawiała się nieznajomego, gdyż w żadnym wypadku nie wyglądał na takiego, któremu można zaufać… a jednak stary żigolak, okazał się człowiekiem do rany przyłóż. Świetnie znał miasto. Miał niskie stawki taryfowe oraz wiele opowieści do opowiedzenia.
Kolejnym powodem dlaczego bardka trzymała z łykowatym kawalerem, było jego spojrzenie. Spojrzenie zielonych oczu, wyzbyte pożądania. Kurtyzana nie była dla niego łakomym kąskiem, naiwną dziewuszką, którą można napastować, oszukać i wywieść w pole.
Niespotykana cecha wśród mężczyzn jakich znała.
Czy starzec był impotentem? Może eunuchem? Albo nie lubił kobiet?
Sundari nie wnikała, skąd owe spojrzenie się wzięło. Zaakceptowała je bez słowa.

- Możesz mi mówić Paro - powiedziała do niego pewnego razu, ale ten wzbraniał się, kręcąc zamaszyście głową, jakby był aktorem w tragikomicznym teatrze.
- Nie, nie. Nie przystoi bym mówił na panienkę po imieniu.
- W takim razie ja też tego nie będę robić szlachetny panie… - odparła mu z przekąsem, a siwy gondolier pokraśniał ni to ze wstydu, ni to z dumy.
- Niech się panienka nie wygłupia… gdzie na takiego dziada per pan wołać!?
- Skoro jestem panienką to wszystko mi wolno - stwierdziła butnie, krzyżując ręce na piersi.
- Prędzej się utopię, a nie na to pozwolę! - zakrzyknął jej na to z pasją w oczach.
- Przecie umie pan pływać! - Dziewczyna nie kryła wesołości w głosie.
- Odumiem się i utopie jakżem bogi kocha! - I na potwierdzenie swych słów… skoczył do wody.
Dholianka krzyknęła zdziwiona, patrząc jak gondola w której siedzi odpływa samoistnie na bok, a mężczyzny jak nie było widać tak nie było.
- No dobrze, dobrze! Marcello, Marcello wypłyń! - zawalała zmartwiona, dobijając do brzegu z głuchym stuknięciem burty o ścianę kanału.
- Haha! - zakrakał zwycięsko wilk morski, wychylając głowę zza rufy gondoli.
Od tamtej pory Marcello pozostał Marcello.


To był spokojny dzień dla Nveryiotha. Mało klientów, zero wampirów i niewiele roboty. Smok czytał jedną z książek, był to chyba jakiś romans. Tematyka dzieła nie za bardzo go interesowała, nie tak jak opisy natury poszczególnych krain w których żyli księżniczka i królewicz.
Gdy bardka przed nim stanęła, gad zrobił wielkie, sowie oczy, zupełnie niedowierzając, że przed nim stała.
Przyszła do niego. Sama… i niczego od niego nie chciała. Ucieszył się niezmiernie i zaproponował, że zjedzą razem obiad, po czym poszedł ubłagać Gulgrama o godzinę wolnego.
- A idź, spadaj, tylko drzwi zamknij - burknął antykwariusz, nie odrywając wzroku od księgi, którą czytał. - Pozdrów Paro… - dodał, gdy młodzik odchodził, po czym nasłuchiwał, czy drzwi faktycznie zostaną zamknięte.

Para zasiadła w przytulnej tawerence z ogromnym piecem o glinianym, szerokim brzuchu, w którym piekły się placki z warzywnymi sosami i dodatkami. Bardka nawijała jak katarynka. Skarżyła się na pogodę - bo nie ma słońca, na miasto - bo takie przytłaczające, na mieszkańców - bo pełno zbirów, wampiry się panoszą, a Straży ani razu nie widziała, na Godivę (ku uciesze Nero) - bo gada głupoty, na kuchnię - bo za łagodna, na modę - bo zbyt roznegliżowana. Gdy Nvery wspomniał, że na pustyni chodziła w kusej bluzeczce odkrywającej plecy i brzuch, oraz, że często miała krótkie spódnice albo spodenki, pogroziła mu tylko palcem, jak młodociana tyranka, która nie zawaha się zdzielić swojej ofiary w głowę.
To przypomniało mu dawne czasu, gdy często się tak „spierali”. Chaaya zwykła dawać mu prztyczka w nos lub szczypała w język, obie czynności w zaistniałej sytuacji oczywiście niemożliwe.
Jako człowiek miał bardzo mały język… w dodatku niemal bezużyteczny, więc zawsze trzymał go za zębami.
A do nosa… jego niziutka Jeźdźczyni nie dosięgała.

Podczas ciepłego i aromatycznego posiłku zamienili się rolami i teraz to gad wyrzucał z siebie frustrację, na słabowite ciało, na kurz w antykwariacie, jadowite pająki, głupich ludzi biorących go za nieumarłego, tłuste pijawki, które choduje w wannie i… Jasrin. Jak się okazało, nawiązała się między oboma skrzydlatymi więź. Jeszcze nikła i niewyraźna, ale na tyle silna, by drakon rozróżniał, kiedy gekonica nie chciała być „tykana” - czyli zawsze, oraz kiedy ma ją nakarmić. Tancerka była bardzo ciekawa jak się porozumiewają, więc Neron przedstawił jej krótki słowniczek jaki zdążył sporządzić.

„Nie tykać!” - Pojawiało się zawsze, gdy zjawiał się w polu widzenia Ślicznotki - wystarczyła sekunda za regałem, wejście i wyjście z cienia, wyjrzenie spod koca; albo gdy na przykład ruszył ręką (po książkę, jedzenie, szmatkę, pieniądze, czy by się przykryć);
gdy na nią spojrzał, gdy obudził się po całej nocy;
lub majstrował coś przy jej klatce.
Czyli niemal przez cały dzień musiał użerać się z panicznym i despotycznym „NIE TYKAĆ! NIE TYKAĆ!” co doprowadzało go do furii.
„Ciamkanie?” - Oznaczało „chce jeść”. Gdy białowłosy zwrócił jej uwagę, że jedzenie się je, stwierdziła, że jak je… to ciamka, więc to na pewno ciamkanie i tyle było z dyskusji. Dalsze tłumaczenie nie wchodziło w grę.
„Gargamel” - To po smoczemu „ktoś kto się skrada lub ukrywa” często też oznacza po prostu kogoś nie odważnego - tchórza. Otóż Gargamelem przezywany jest sam Nveryioth, ponieważ mała jaszczura nie rozumie dlaczego ten udaje wyglądem ciepłokrwistego dwunoga, czyżby się bał?
Tawaif wyraźnie była kontent z zasłyszanych wieści, na koniec usłyszała, że sama Jasrin nie nazywa się Jasrin, a Rojd co podobno oznacza „pożeraczka”, ale przezwisko nadane przed smoka wyraźnie jej pasuje.

Po zjedzonym obiedzie Dholianka przedstawiła partnerowi ustalenia z Gamnirą. Młodzik do wieści podchodził ostrożnie, jeśli nie sceptycznie. Nie podobało mu się, że jego mentorką jest jakaś durna samica. Wkrótce jego obawy zostały jednak rozwiane, gdy posiłkując się wspomnieniami Kamali doszedł do wniosku… że tropicielka wydaje się być „profesjonalna” i nawet ucieszył się, że zabierze do na kilka dni na wyprawę w dżunglę.
- W końcu może się wyśpię! - odparł wesoło, już planując swoją wycieczkę do buszu. - Jesteś z Jarvisem strasznie głośna… aż dziwne, że was jeszcze nie wyrzucili…
- Kto wie… może niedługo miarka się przeleje - stwierdziła pogodnie kurtyzana odprowadzając albinosa z powrotem do jego pracy.


Załatwiszwszy wszystkie sprawy na mieście, Sundari mogła spokojnie oddać się błogiemu lenistwu w swoim pokoju w karczmie. Zanim do tego doszło, bardka przymierzyła swoje nowe nabytki.
Maski były wniebowzięte i nie omieszkały zrobić z całego procesu istnego przedstawienia.
Bielizna okazała się być delikatna i miękka jakby zrobiona z jedwabiu. Nie czuło się jej na skórze i wyglądało się w niej… zjawiskowo, choć też nieco śmiesznie. W końcu majtki były "dziurawe", a stanik właściwie niczego nie podtrzymywał.
Za to sukienka…
Ooo tak. Sukienka była wspaniałym zakupem i majstersztykiem wykonania. Dziewczynie podobał się ciemny kolor, krój i wykończenie kreacji. Materiał był gruby, ciepły i przyjemny w dotyku, niczym futerko małego kotka. Chaaya była szczęśliwa, że skusiła się na jej zakup. Wprawdzie nie wiedziała czy będzie mieć okazję, by ową szatę nosić, ale choćby dla samego widoku swojego odbicia w lustrze, warto było wydać pieniądze.
Zadowolona usadowiła się z książką na tronie z poduszek na łóżku i wyciągając schomikowane słodycze, oraz czująć się jak księżniczka z bajki oddała się rozmarzeniu i wybujałej wyobraźni.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2018, 19:56   #9
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kamalasundari została przyłapana na łakomstwie przez swojego ukochanego. Od godziny, może dłużej, siedziała na poduszkowym tronie w łóżku, zaczytana w jednej z książek, którą przyniósł od niejakiego Grande Jarvis. Obok niej leżał pusty papier po tabliczce czekolady, po której zostały tylko okruszki, oraz sakiewka z mlecznymi cukierkami z palonego cukru, anyżu i miodu.
Kobieta usłyszała jak otwierają się drzwi, jak skrzypią. Wiedziała, że to czarownik wchodzi, ale rozpracowywanie tabelki z tajemniczymi liczbami, oraz sięganie po kolejny rarytasik, było zbyt absorbujące, by podnosić wzrok znad zapisanego tekstu.
Wciąż jeszcze... tawaif czuła zmęczenie po nocy, jak i po samym poranku. Wbrew pozorom nie była tą na jaką się kreowała. Bardka była dosyć… cicha i zamknięta w swoim małym świecie.
Chwila samotności… chwila dla siebie… chwila, która trzymała ją oderwaną od rzeczywistości, zamkniętą w przysłowiowej nudzie, miała na nią kojący wpływ, co było widać na jej rozluźnionym i spokojnym złotym liczku.

- Jadłeś obiad? - spytała cicho, przewracając kartkę na drugą stronę.
Ni w ząb nie rozumiała na co patrzy… przez chwilę zdawało jej się, że dostrzegła jakiś wzór… pewną powtarzalość, ale szybko owe przeczucie znikło.
Ot… prawdopodobnie kolejna, zwykła księga rachunkowa… nic ciekawego i przydatnego, choć przyjemnie było pomarzyć, że może oto trzymało się w rękach jakąś tajną wiadomość… prawdziwy, szpiegowski szyfr.
- Jeszcze nie… - odparł mężczyzna i spojrzał na leżącą Dholiankę w nowej sukni, niczym jakaś leśna nimfa. Skomentował więc widok.
- Wyglądasz zjawiskowo.
- Wiem. - Chaaya zamknęła wolumin i popatrzyła krytycznie na swojego kochanka. - Skoro nic nie jadłeś to nie zdejmuj butów. - Uśmiechnęła się zuchwale i zsunęła na brzeg łóżka. - Tylko majtki założę i jestem gotowa.

Wstając, dziewczyna przedreptała do przepierzenia ukrywającego wnętrzności otwartej szafy i zaczęła grzebać w swoich szpargałach.
- Jak ci się udał poranek? Jak się czujesz w nowej roli? - zapytał z uśmiechem magik, po czym się zamyślił, by w końcu rzec zaskoczony
- Jak to… założę majtki?
- Kiedy ciebie nie było, ja tu bezwstydnie zabawiałam każdego kto tu zajrzał - odparła zawadiacko tancerka, chcąc uniknąć przyznania się do kupna bielizny… którą przymierzała, ale bynajmniej nie nadawała się ona do noszenia… ot tak.
Wymieniwszy odzienie, szybko schowała “niespodziankę” pod toną dupereli, którą przykryła drugą taką.
Tak! Jarvis na pewno nie wypatrzy w tej kupie niczego nowego.
- Każdego? To niedobrze, bo będę musiał porywać cię co dzień i zamykać w wieży. Może nawet zatrudnić jakiegoś smoka, by bronił dostępu do ciebie - rzekł przywoływacz, pół żartem, pół serio, przyglądając się dziewczynie, gdy wyglądała zza zasłony.

- Myślisz żebym smoka nie zabawiła? - odgryzła się kurtyzana i wychodząc w końcu z ukrycia, przyszła przywitać się z Jeźdźcem, całując go w brodę… choć na obcasie spokojnie dosięgała do jego ust.
- Godivę okręciłaś sobie wokół paluszka bez większego wysiłku - stwierdził chłopak, kładąc dłonie na biodrach tawaif. - Choć trochę nadąsana dziś była. Jak ci poszedł pierwszy dzień nauczania, dobrze się bawiłaś?
- Mogło być lepiej… - odparła oględnie Dholianka, poprawiając poły marynarki partnera. - Zmęczyłam się, a to dopiero pierwszy dzień… Ta Gamnira jest trochę dziwna… wydaje mi się, że nie mówi mi całej prawdy, albo sama nie wie czego chce i tylko zawraca głowę. Nieważne. A jak tobie poszło?
- Możliwe, że i jedno i drugie. Ja zaś nic nie osiągnąłem… mogę ci za to opowiedzieć bajkę. Jak już się wygodnie położysz, pozwalając karmić winogronami lub słodki jagodami. - Westchnął smętnie czarownik. - Zadziwiająco dużo można się dowiedzieć o tych odłamkach… z których to jeden jest w naszym posiadaniu. Dużo teorii i gdybań. Ale nie faktów.
- A co… z naszą wyprawą? Mówiłeś, że chcesz coś zaplanować. - Bardka jeszcze raz ucałowała Jarvisa w brodę, po czym podeszła do biureczka, by przytroczyć sobie do uda podwiązkę na bojowy wachlarz.
Wiedziała, że on patrzy… że jego wzrok wodzi za jej palcami, pieszcząc jej ciało pożądliwym spojrzeniem.
- Myślę, że jutro wpadniemy do tego naszego planu we czwórkę. Rozejrzymy się po nim, może udamy do podziemi jak będziemy mieli ochotę. - Uśmiechnął się mag. - Wszystko zależy od tego jak bardzo cię wykończy nauczanie Gamniry.
- Może nie będzie tak źle… - odpowiedziała zamyślona kurtyzana, przeglądając się w lustrze i poprawiając włosy, tak, by zasłoniły jak najwięcej ukąszeń na szyi. Następnie założyła tiarę, która wszystko przytrzymała na miejscu, oraz poprawiła stanik sukni.
- Dobra… wyjdźmy, bo się nigdy nie zbiorę. - Kobieta fuknęła na samą siebie, wracając spojrzeniem do towarzysza.
- Na co masz ochotę? - zapytał przywoływacz, choć jego wzrok wodzący po kochance mówił jej dobrze na co on ma apetyt.
- To ty tu nie jadłeś. - Kamala zaśmiała się pogodnie i podchodząc do mężczyzny wzięła go pod rękę. - W między czasie gdy jeden z drugim tu zaglądali, zjadłam z Nveryiothem tą… pizzasaharę… czy jak to się wymawia.
- Wiesz dobrze, że ja nauczyłem się jeść wszystko. - Ten uśmiechnął się, prowadząc dziewczynę do drzwi, a gdy przez nie przeszli zapytał ciepło
- Godiva dała ci w kość dzisiaj?
- Nie rozmawiajmy na ten temat… - mruknęła cicho złotoskóra, gasnąc nieco i złoszcząc jednocześnie. Odetchnęła z jakąś taką butą, ściągając delikatne brwi w lekkim grymasie niezadowolenia. Wzrok miała jednak pogodny, nie dający się przyćmić negatywną emocją, co znaczyło, że choć problemy jakieś były… to mało istotne i niewarte dyskusji.

- Więc wolisz bajeczki? - zapytał lekko Jarvis po kilku minutach milczenia. Odezwał się dopiero, gdy już wyszli na zewnątrz i ruszyli do gondoli.
- Mam więc dla ciebie bajeczkę. Bez księżniczek i smoków niestety, za to z dużą ilością ględzących magów - dodał żartobliwie.
- Może przejdź od razu do morału… - Zachichotała tancerka, nie będąc pewną, czy nie powinna “obawiać się” tej opowiastki.
- Morał jest taki, że wszyscy ślinią się na myśl o wielkiej nagrodzie, wielkim skarbie, który dostanie się w łapki tego kto zbierze wszystkie kawałki. Tyle, że owa nagroda może nie istnieć. - Wzruszył ramionami Smoczy Jeździec spełniając kaprys Dholianki i zaczynając od zakończenia.

W między czasie weszli na pokład łódeczki i ruszyli spływem w dół kanału.
Tawaif zapatrzyła się w spokojnie przepływającą linię brzegu z różnorakimi kamienicami. Architektura nigdy nie była jej konikiem, toteż zamiast podziwiać budowle, skupiała się na oknach i balkonach, udekorowanych różnokolorowym kiweciem.
- Czyli chcesz powiedzieć, że ten odłamek to tylko kawałek jakiejś większej całości? - spytała, po chwili, zdradzając, że pod tą maską beztroski jej umysł całkiem sprawnie wszystko kalkulował.
- Gwiazdy siedmiu grzechów, albo siedmiu szkół magii. Każdy odłamek odpowiada jednej szkole tradycyjnej magii wtajemniczeń. Tak przynajmniej wierzą badacze. Ponoć połączone razem posłużyły do odparcia qlippothów. Tyle, że nie ma na to żadnych dowodów. Żadnych poza pobożnymi życzeniami samych magów - wyjaśnił z uśmiechem magik, ostrożnie obejmując partnerkę ramieniem, jakby była rzeźbą z delikatnego szkła.
- Jeśli chcesz, poproszę Nverego by porozmawiał ze swoim kolegą na ten temat… wprawdzie pochodził z kasty Kowali Magii czy jakoś tak i głównie tworzył… chyba… przedmioty, ale żyje… nie żyje na tyle długo, że mógł się uczyć o tym w szkole… - Chaaya potrząsnęła głową, gdy zagmatwała się we własnych zeznaniach. Tylko na chwilę oderwała spojrzenie od donic pełnych różanych krzaków i uśmiechnęła się łagodnie do ukochanego, kładąc mu niepewnie dłoń na kościstym kolanie.
- Nie wiem czy chcę szukać owych odłamków. Część z nich jest z pewnością w dłoniach potężnych istot, a my i bez tego mamy dość problemów - dodał zamyślony. Następnie przez chwilę milczał coś rozważając.
- Pewnie słyszałaś o barbarzyńcach na bagnach? - zapytał ostrożnie.
- A tam… od razu szukać. Spytałby się czy to prawda, czy może banda starych zgredów struga sobie różdżki do utopii. - Zaśmiała się Chaaya, by po chwili ciężko westchnąć.
- Pocieszam się tym, że podobno łatwo o śmierć w tamtych rejonach… ale tak… słyszałam o tym, wczoraj? Chyba?
- Ja słyszałem dzisiaj. I masz rację. Niełatwo dotrzeć do La Rasquelle. Sama wiesz ile nam to zachodu zajęło. - Rozpogodził się przywoływacz i dodał - Mógłbym ci pokazać taką armię do dziś wędrującą wśród mgieł i błota, armię, których kości pcha do przodu jedynie obłęd i nadnaturalny upór. Ale ty nie lubisz takich widoków, a Nveryioth… aż za bardzo.
- Widziałam taką armię… to niesamowity widok, ale i napawający pierwotnym przerażeniem… - stwierdziła dziewczyna, a kąciki jej ust zadrgały lekko w smutnym uśmiechu, na wspomnienie dni minionych.
- A on pewnie sam w końcu którąś znajdzie… i może do nich dołączy i przestanie mi jęczeć, że się nudzi - zripostowała wartko.
- No nie wiem… takie truposze nie są zbyt rozmowne. I wędrują w kółko. - Czarownik pogłaskał swoją towarzyszkę czule po włosach.
- Znudziłby się po roku, albo dwóch.
- Mmmm dwa lata ciszy i spokoju… - Rozmarzyła się na pokaz Dholianka, pesząc się tylko nieznacznie, gdy mężczyzna okazał jej czułość.

- Masz jakieś kontakty w zakonach? - spytała nagle.
- Niezupełnie. Znam kogoś, kto zna kogoś… - wyjaśnił chłopak i westchnął cicho. - Czy to z powodu Nveryiotha pytasz?
- Nie… zastanawiam się, czy dobrze zrobiliśmy sprzedając te kajdany… mogłyby nas naprowadzić na Vantu… lub przynajmniej ułatwić dostęp do informacji na jego temat… - Zafrasowała się bardka i ostatecznie porzuciła przyglądanie się kolorowym wysepkom na fasadach domów, na rzecz zmarszczek na wodzie.
- Rzeczywiście… pospieszyliśmy się z ich sprzedażą. - Po namyśle zgodził się z nią Jarvis i zastanowił dodając. - Ale jakoś sobie poradzimy. A jak Nveryioth przyjął wieść, że wysyłasz go na tydzień łażenia po moczarach z inną kobietą?
- Ucieszył się. Powiedział, że może wreszcie się porządnie wyśpi. Wiesz, że nie za bardzo lubi ludzi… żywych. Kilka dni w głuszy, jest dla niego jak krwawa walka dla Godivy… Codziennie nowe zapachy, nowe widoki, nowe smaki… no i w końcu czegoś się nauczy, zależy mu na strzelaniu z łuku. - Orzechowe tęczówki oczu kurtyzany, wpatrzyły się w profil kochanka.
- Wiem, że sobie poradzimy, nie martwię się tym - dodała.
- To prawda - szepnął mag i wskazał na nieduży budynek pokryty bluszczem.
- Szyld jest zapisany pismem twego ludu. Co tam pisze?
Zaintrygowana tancerka odwróciła się prędko, a oddech jej lekko przyspieszył co mogło oznaczać zdenerwowanie, jak i fascynację.

“Uroki trzech zmysłów” głosił napis. Kamala od razu domyśliła się o jakie chodzi. Wzrok, by podziwiać potrawy, węch, by delektować się ich zapachem, a smak, by rozkoszować się samą potrawą.
- Teen jaayake kee kushee - przeczytała na głos kobieta, pokazując czarownikowi język, po czym zachichotała psotliwie.
- Achaaa… Nie mam pojęcia co to znaczy. Jemy tam? To mi wygląda na jakąś egzotyczną jadłodajnię - zaproponował po chwili rozważań.
- Uroki trzech zmysłów… tak to tawerna, ale wątpie by była egzotyczna… - odparła dumnie Sundari, zadzierając nos w górę. W końcu sama siebie nie uważała za egzotyczną, tak samo jak swoją kulturę.
- Polecasz? - zapytał z podstępnym uśmieszkiem chłopak.
- Oczywiście! - zaperzyła się tawaif, rumieniąc z oburzenia na policzkach. - Nasza kuchnia jest najlepsza pod słońcem! - Po czym sama uśmiechnęła się jak łotrzyk. - Tylko… najpierw trzeba wydukać skomplikowane nazwy potraw…
- Więc dobrze, że ty sobie potrafisz poradzić, bo będziesz zamawiała w imieniu nas obojga - zadecydował wesoło przywoływacz i wskazał gondolierowi miejsce w którym miał się zatrzymać.
- Podstępny! Zamówię ci śmierć w najsmaczniejszej postaci - zawyrokowała butnie Kamala, a po tym jakiś błysk odbił się w jej spojrzeniu i dziwny cień uśmiechu wykwitł jej na ustach. Jak u podstępnego impa, który nagle doznał olśnienia.
- Wiesz dobrze, że odwdzięczę ci się figielkiem podobnej postaci… - zaczął Jeździec, gdy schodzili z łodzi, a potem dodał, gdy już byli poza zasięgiem uszu odpływającego przewoźnika. - ...lub zaciągnę cię do najbliższej uliczki, byś swym ciałem zapłaciła mi za wszelkie upokorzenia.
- Nie myśl sobie, że się ciebie zlęknę! Jestem Dholianką, to ty mnie się powinieneś obawiać. - Dziewczyna odrzuciła włosy za ramię, po czym nagle sobie przypomniała, że specjalnie je tak ułożyła i speszona zaczęła je na powrót ugładzać.
- Ale mam dla ciebie propozycję… przysługa za przysługę… ja będę uczciwą tłumaczką, a ty… w zamian… - Uśmiechnęła się perfidnie, niczym diablątko i na próżno jej było chować się za rączką. - Przyyyyjmiesz ode mnie prezent… - dokończyła tajemniczo.
- Mam złe przeczucia - stwierdził ponuro magik i wzruszył ramionami. - Ale mam też słabość do twego uśmiechu. Niech będzie.
- To uczciwa wymiana u...uprzejmości, o! - wyjaśniła rezolutnie. Jarvis jednak wiedział, że waga “uprzejmości” jego kochanki zdecydowanie nie będzie proporcjonalna do jego…
- To prowadź… Idź pierwszy znaczy się. Ja za tobą i na razie mnie nie dotykaj… nie wiadomo, czy właściciele nie są konserwatystami.
- Jesteś straszna - westchnął cichutko “pokonany” kompan, postępując wedle jej zaleceń.

Za niedużym kontuarem stał brodacz w turbanie. Jego skóra dość już zbladła. Mieszkał zapewnie w tym mieście od lat nie widząc słońca w pełnej krasie. Jego broda posiwiała tu i tam, a jego spojrzenie wędrowało po stolikach przy których siedzieli jedzący już swe posiłki klienci.
- Witam w moim przybytku. Zaraz podam spis potraw jakie dziś przygotowano w mej kuchni dla szlachetnych gości - zaczął śpiewnie w dialekcie kupieckim… zrozumiałym powszechnie w La Rasquelle.
Bardka stała grzecznie po lewej stronie przywoływacza. Uśmiechała się niewinnie i delikatnie, choć na pewno nie oszuka tym swojego wybranka. Nie odezwała się i nie trzymała spuszczonego wzroku, ale w jej postawie nie było nic wyzywającego.
Chyba.
~ Pozdrów go “Pokój z tobą” ~ poleciła telepatycznie, po czym rozejrzała się po przytulnym pomieszczeniu z draperiami i poduszkami w ulubionych kolorach pustynnych przybytków.
- Pokój z tobą - rzekł pospiesznie czarownik, a gospodarz odpowiedział tym samym. Spojrzał badawczo na Chaayę rozpoznając w niej krajankę, ale… z pewnością był z bardzo niskiej kasty skoro nie wiedział kim naprawdę jest tancerka. Za to wskazał dłonią jeden ze stolików sugerując, by tam usiedli.
Kurtyzana udała się za partnerem i usiadła obok niego, znów po lewej stronie, która świadczyła o tym, że nie byli ze sobą spokrewnieni, ani połączeni węzłem małżeńskim.
Uśmiechnęła się zawadiacko i spytała - Pamiętasz jak się odrywa pieczywo palcami jednej ręki?
- Strasznie dużo reguł jak na zwykły posiłek - stwierdził “cierpiętniczo” mężczyzna.
Tymczasem zjawił się karczmarz podając magowi tabliczkę pokrytą woskiem, na który ktoś naniósł nazwy w rodzimym języku, a potem dopisał ich znaczenie w kupieckim dialekcie.

Dziewczyna rozsiadła się wygodnie na podbitej poduszkami ławie, obserwując płomień lampki oliwnej, przykryty kolorowym, szkiełkowym abażurem.
Właściciel postarał się o jako taki wystrój lokalu, chcąc choć trochę przybliżyć oddalony od tego podmokłego miejsca dom. Tu draperia, tu narzutka, światła, kwiaty i malunki. Wszystko było takie… naćkane, ale… w dziwny sposób przytulne.
~ To powiedz co tam ciekawego zaproponowali… ~ zagaiła wesoło w myślach, nie próbując nawet zaglądać kochankowi przez ramię. Mogłaby tylko speszyć tym nieznajomego, bo przecież na pustyni… płeć piękna, choć solennie wykształcona, nie czytała… przynajmniej oficjalnie.
Jarvis przyglądał się tabliczce, dukając w myślach nazwy potraw, które zostały tam zapisane. Tawaif rozumiała nazwy mimo tego, że jej towarzysz niektóre z nich boleśnie kaleczył.
Zaś Dholianczyk czekał, aż się przywoływacz zastanowi, od czas do czasu badawczo zerkając na kobietę… i starając się niezauważonym.

~ Pieczeń z tandori jest łagodna… no… trochę, ale skoro podają ją z basmati i naan oraz surówką z kiszonej kapusty i piklami z czerwonej cebuli, to łatwo będzie ci wytrzymać przyprawiony wierzch mięsa… bo w środku nie jest taki ostry. ~ Kamala wyjaśniła po krótkim zastanowieniu się.
~ Lubisz słodycze? ~ spytała ciekawsko.
~ Lubię… ~ potwierdził mężczyzna, dodając do tego wizję zlizywania owych słodyczy z jej szyi i piersi.
~ Czyli… bierzemy pieczeń? ~ upewnił się po chwili.
~ Widzę, że mają gulab jamun… osobiście za tym nie przepadam… jest zbyt słodkie, ale… podawane w wodzie różanej… nie wiem czy kiedyś taką próbowałeś… ~ Sundari zadarła głowę, by popatrzeć na karczmarza. Uśmiechnęła się przelotnie, gdy ten przyłapał ją na obserwowaniu, po czym spuściła wzrok na płomień tańczący na knocie lampy.
~ Pieczeń dla nas obojga. Gulab jamun dla mnie. Najwyżej się podzielę z tobą ~ zadecydował magik, gdy brodacz udawał, że nie zauważył ich skrzyżowania spojrzeń.
~ Spytaj się czy ptak jest cały czy w kawałkach… bo jak zamówisz podwójnie, a dadzą nam caluśkie dwa koguty… to i za tydzień ich nie skończymy. ~ Zaśmiała się telepatycznie. ~ Ja do picia chce arak z wodą.
Czarownik spojrzał na obsługującego ich i wyłuszczył mu swoje zamówienie. Także wspomniał o wielkości strawy.
- To nie są całe koguty… porcje dostosowane są do możliwości miejscowych. - Ten skwapliwie wyjaśnił i ruszył zrealizować zamówienie obojga.

Bardka szturnęła pod stołem ukochanego chichocząc wrednie.
- Czyli pewnie porcje są malutkie, bo i konsumenci cherlawi jak perliczki - wytknęła słabość Jeźdźca do ostrych przypraw, opierając się wygodnie o oparcie.
- Chcesz się przekonać o mojej wytrzymałości? - zagroził żartobliwym tonem Jarvis, wodząc spojrzeniem po stroju kompanki. - Chcesz..?
- Mam ci przypomnieć jak dyszałeś po jednym pierożku? Wypiłeś całe wino… niemal na raz. - Machnęła na niego rączką, zamiatając jego groźby pod blat stołu.
- Nie o takiej wytrzymałości chciałem cię przekonać - odparł rozbawiony chłopak, a potem zmienił temat pytając.
- Co zobaczymy po posiłku? Gdzie się udamy?
- Nie o takiej rozmawiamy… zresztą nie musisz mnie do tej drugiej przekonywać - odparła polubownie Chaaya, kładąc swoją dłoń na udzie mężczyzny, niebezpiecznie blisko zapięć spodni.
- Nie wiem… musimy się gdzieś udawać? - spytała zastanawiając się, czy miała w ogóle ochotę na włóczenie się po mieście.
- Nie musimy. Równie dobrze… możemy się zamknąć w naszym lokum. Ty będziesz leżała na łóżku, a ja będę ci podawał winogrona do usteczek. Suknię masz odpowiednią na tą okazję - rzekł czule i żartobliwie zarazem przywoływacz, udając obojętność na jej dotyk. Tyle, że nie był za dobrym aktorem.
- Prawda, że jest śliczna? - Dziewczyna zarumieniła się, wypowiadając te słowa.
- Gdy ją zobaczyłam, nie mogłam przestać o niej myśleć… - Zapatrując się w płomień, gładziła ukochanego po nodze delikatnym dotykiem. - Taka mięciutka… to przez aksamit… nigdy nie nosiłam na sobie aksamitu, na pustyni za gorąco…
- Jest śliczna, a ty w niej wyglądasz olśniewająco… jak leśna boginka - zgodził się z nią mag, przyglądając się jej z czułym uśmiechem.
- Och… - stwierdziła lekko rozczarowana tawaif, kręcąc charakterystycznie głową, ale jakoś tak bez entuzjazmu.
- Nie chciałam być leśna… chciałam wyglądać na miejską… - Wygięła ustka w podkówkę i westchnęła cicho.
Ach.. Chyba nigdy nie zrozumie tutejszej mody…
- I pewnie tak wyglądasz. Na modzie znam się równie dobrze co na pustyni i potrawach twego ludu - usprawiedliwiał się czarownik wzruszając ramionami. - Przyjmuj moje nieporadne komplementy z wyrozumieniem Kamalo. Nie jestem znawcą strojów… mogę jedynie powiedzieć ci, że jesteś piękna.
- Ciii… nie mów tak do mnie przy ludziach… a jak ktoś usłyszy? - spłoszyła się kurtyzana, rozglądając nerwowo po tawernie.
- To co? Są nam obcy. - Jarvis ocenił sytuację rozglądając się dookoła. I zauważając, że Chaaya przyciąga spojrzenia niektórych bywalców. Westchnął więc cicho dodając
- Dobrze. Postaram się.
Dholianka spuściła głowę, wpatrując się w podłogę jak uparte dziewczątko, które musiało zachowywać się odpowiednio.
Jej palce nadal muskały udo kochanka, ale coraz niepewniej i delikatniej… jakby powoli zapominała, że chciała tak robić. Po chwili jej dłoń została delikatnie ujęta przez palce jej partnera, teraz to on muskał delikatnie złotą skórę drobnej ręki, jakby chciał tancerkę pocieszyć.
Tymczasem gospodarz przyniósł zamówiony posiłek, wraz z napojami, na dużej szerokiej tacy. Po czym z góry odebrał zapłatę od Smoczego Jeźdźca.

Bardka uśmiechnęła się przepraszająco, starając się rozpogodzić na twarzy. Nie mogła zacząć jeść, bo przywoływacz trzymał ją za prawą rękę, a lewą nie wypadało tego robić. Nie ponaglała go jednak, ściskając mocniej dłoń w odwzajemnieniu, choć gdy karczmarz do nich podszedł, magik widział na jej twarzy zawstydzenie i zdenerwowanie zaistniałą sytuacją. Nie cofnęła się jednak, dzielnie trwając u jego boku.
Zajęty rozkładaniem potraw, a potem zabieraniem zapłaty, brodacz wydawał się nie zauważać tego uścisku, albo go zignorował. Natomiast Jarvis wpierw podejrzliwie przyglądał się potrawie, która nie wyglądała zbyt “łagodnie”. Dobrze chociaż, że deser wyglądał apetycznie.
~ Smacznego. ~ Uśmiechnął się dodając sobie otuchy.
~ To tylko barwnik… by ładnie wyglądało. ~ Kurtyzana nachyliła się nad stołem i zebrawszy metalową miseczkę z dwoma uszkami, przesypała sobie trochę ryżu na talerz i trochę czerwonej cebuli pokrojonej w cieniutkie piórka. Następnie oderwała kawałek placuszka i wzięła sobie pucko kurczaka… lub innego ptaka, i ochoczo wzięła pierwszy kęs, nie czekając na męskiego towarzysza, który to w teorii powinien inicjować posiłek… tylko, że akurat nie wiedział jak to robić.

Widziała kątem oka jak czarownik trochę niepewnie i nieporadnie małpuje jej zachowanie, zabierając się za posiłek. Jadł powoli i ostrożnie, choć kęsy z czasem brał większe… gdy już się przekonał, że potrawa nie wypali mu gardła ogniem.
Była nawet przyjemna. Spieczony wierzch faktycznie był ostry, trochę kwaśny i strasznie słony, ale mięso w środku kruche i łagodne. Ciepły ryż balansował ból piekącego języka, a warzywa odświeżały kubki smakowe, przez co nie tracił smaku podczas konsumpcji.
~ Suszone chilli nie barwi mięsa na wspaniały, głęboki, rubinowy kolor jaki sam posiada… niektórzy kucharze używają więc barwników, by nadać mu “pikantny” wygląd, ale w rzeczywistości to danie jest serwowane w łagodnej formie… w końcu dzieci i chorzy starcy też muszą coś jeść, prawda? ~ Zażartowała psotliwie Chaaya, choć wcale nie nabijała się z towarzysza. Sama jadła z wielkim zapałem, zdradzając, że danie to nie tylko nie było jej obce, ale, że smakowało jej takie jakie jest.
~ Jest smaczne ~ ocenił po chwili przywoływacz coraz śmielej biorąc się za posiłek i zerkając co chwilę na dziewczynę. Nie spieszył się z posiłkiem, czerpiąc dziwną przyjemność z oglądania jej, gdy entuzjazm lub radość kwitły na jej obliczu.

Ze zdziwieniem mógł stwierdzić, że kobieta bardziej niż “kiszoną” kapustę, która tak naprawdę była świeżą, słodką i lekko zamarynowaną w winnomiodowej zalewie, wolała cebulę, która również nie była “piklowana”, bo jedynie obficie skropiona sokiem z cytryny i posypana czarnym pieprzem.
Jak na łakociowego łasucha, Sundari więc powinna wybrać pierwszą z surówek, a jednak co i rusz kradła kolejne piórko, marszcząc nosek za każdym razem, kiedy kwaśno ostry smak zaszczypał ją w język.
Natomiast popijała rzadko, bo i… płyn, który dostali był bardzo specyficzny… mężczyźnie kojarzył się z rozwodnionym bimbrem o anyżkowym smaku.
Był to wytrawny napitek o niezdecydowanej mocy, który chyba był traktowany jak lemoniada dla dorosłych.

Trudno było powiedzieć czy ten napitek mu smakował, czy też potrawa… Jarvis jadł coraz bardziej zachłannie powoli doganiając ukochaną w kwestii posiłku.
Tancerka i tak skończyła swoją potrawę wcześniej niż on, a jemu został przecież jeszcze deser. Jeździec spróbował przesłać dziewczynie jakieś wrażenia z odbytej uczty… ale nie potrafił. Choć ostatnio coraz bardziej otwierał swój umysł na tawaif, to jednak nadal miał spore ograniczenia w tym temacie.
Dholianka uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się nawet z tych drobnych i ciężkich do zinterpretowania wizji. Nie naciskała na więcej, nie wymagała precyzji, ani nie czepiała się elokwencji. Zadowalała ją sama myśl, że zjedli razem i, że magowi, smakowało danie.

- Następnym razem… jak będe mówić do ciebie “jamun” to wiedz, że jesteś smaczniejszy niż te pączki… - Złotoskóra spojrzała wymownie na pucharek i aż się wzdrygnęła. Czy faktycznie było się bać tych niepozornych kuleczek pachnących różami i migdałami?
Czarownik uśmiechnął się i nie powiedział nic. Spoglądał na bardkę i przesyłał jednoznaczne pragnienia. Proste w rozszyfrowaniu pożądanie. Namiętne przyciśnięcie jej do łóżka i obsypywanie pocałunkami bez pamięci. Co by wiedziała, że on myślał o niej od rana.
Kurtyzana spłonęła rumieńcem, ale wargi wygięły się w łódeczkę satysfakcji, że pomimo tak ciężkiej nocy, nadal miał chęci i siły na kolejne porcje cielesnych doznań.
Otrzepawszy palce z okruszków, dłoń ponownie spoczęła na udzie chłopaka, gładząc go jak futerkowe zwierzątko na kolanach.
Następnie oparła się wygodniej i zapatrzyła nieco przed siebie, ciesząc się chwilą.

Przywoływacz nie przeszkadzał w tym, skupiając się z pozoru na posiłku, choć jego myśli wydawały się krążyć wokół jej ręki na swojej nodze. I jego oddech też wyraźnie przyspieszył.
Chaaya znała jego pragnienia i myśli. I mogła się delektować faktem, że krążą wokół niej… nawet jeśli dla Umrao i niektórych masek obecna sytuacja była zbyt grzeczna i spokojna.

- Nie śpiesz się… - odezwała się cicho bardka, wodząc opuszkami po materiale spodni. - Rozkoszuj się. Delektuj… - Jej palce wciąż delikatne i nienachalne, stawały się jednak zuchwalsze i wsuwały się w pachwinę mężczyzny, zakradały się coraz bliżej zapięcia pasa, by zaraz uciec na kolano.
Sundari nie chciała go zbyt mocno pobudzać, co by mag, mógł wyjść z twarzą z karczmy, co zrobią później to już inna bajka. Teraz jednak liczyła się słodka pieszczota i igranie ze zmysłami oraz otoczeniem ich okalającym.
~ Delektuję się… ~ stwierdził telepatycznie czarownik, a same figle Kamali nie były zauważane przez otoczenie. Suknia, którą nosiła, skutecznie przyciągała wzrok zerkających w rejony inne niż dłonie tancerki, niczym iluzjonista na pokazie. Powoli jednak deser się kończył, a wraz z nim powody dla których tu przebywali.
~ Jaki kaprys mej bogini może spełnić jej oddany sługa? ~ zapytał tuż przed zakończeniem posiłku.

Kobieta popatrzyła na kochanka lekko zdziwionym spojrzeniem. Pucharek pełen pączków był niemal pusty. Jarvis zjadł wszystko.
“Potwór…” stwierdziła ze zgrozą Laboni, trzęsąc się na samą myśl o tej cukrowej bombie jaką pochłonął Jeździec.
- Smakowało ci? - spytała z troską w głosie Chaaya, odpowiadając pytaniem na pytanie.
- Tak. To było smaczne. - Uśmiechnął się przywoływacz nie zdając sobie sprawy, co osiągnął.
“Chyba doznał udaru od chilli i nie wie co mówi…” zawyrokowała babka.
- To… ciesze się - odparła zbita z tropu tawaif.

Teraz mogli w każdej chwili wstać i wyjść. Dholianka jednak się nie spieszyła, a może heroiczne pożarcie przez partnera lepkiego gulab jamun wybiło ją na tyle z równowagi, że po prostu o tym fakcie zapomniała.
Wspierając się na poduszkach, dziewczyna wyjrzała przez okno, za którym rósł blusz i nic prócz jego ciemno zielonych liści nie było widać.
- Czy wszystko w porządku? Wydajesz się taka... rozkojarzona - zaniepokoił się mag, choć w tonie jego głosu słychać było i podejrzliwość.
Złotoskóra uśmiechnęła się i charakterystycznie pokiwała głową. Mężczyzna musiał się sam domyślić odpowiedzi, lub po prostu się poddać.
- W sumie… poszłabym na jakiś spacer, jeśli to nie problem - odparła cicho.
~ Mam cię objąć? Podać ci dłoń? Czy dopiero jak już wyjdziemy? ~ zapytał czarownik wstając powoli.
~ Lepiej mnie zignoruj… karczmarz i tak pewnie się zastanawia kim dla ciebie jestem i dlaczego tak się ubieram… wystarczy mu tematów do rozmyślań na dziś ~ stwierdziła rozbawiona Chaaya, wstając dopiero po chwili, jak Jarvis odszedł od stolika.

Towarzysz ruszył do wyjścia bez zwracania uwagi na kurtyzanę, choć sama tancerka wiedziała, że jego myśli krążą wokół niej. Po tej cukrowej bombie, którą pochłonął, chłopaka z pewnością będzie rozpierała energia.
Kamala szła tuż za nim, jak cichy cień. Nawet obcasy nie stukały o podłogę, by nie “kusić” swym dźwiękiem potencjalnych obserwatorów… którzy i tak śledzili każdy jej krok. Bo kto by widział pustynną kobietę, ubierającą się jak “biali barbarzyńcy”?!
Do kogo należała i dlaczego nie słuchała się swojego protektora?!
Ah… nikt nie uwierzy, jak będą o tym opowiadać!

Dopiero na zewnątrz do uszu Smoczego Jeźdźca doszedł znajomy stukot i po chwili dziewczyna złapała go za rękę, tuląc się do niej czule i pewnie… choć wciąż w zawstydzeniu.
- Lubisz… gdy czujesz moją dłoń podczas przechadzki? - zapytał ciepłym tonem magik, gdy przemierzali brzeg kanału. Tu… takie zachowanie nie bulwersowało. Jeśli mężczyźni oglądali się za bardką, to raczej z powodu jej urody, jeśli kobiety… to tylko z zazdrości.
- To takie ekssscytujące. Móc chodzić z tobą ramię w ramię i czuć ciepło bijące od twego ciała… czuję się wtedy tak dziwnie… - stwierdziła, wpatrując się w przemierzany bruk alejki. Bała się potknięcia, czy wstyd nie pozwalał jej unieś go wyżej?
- To taka mieszanka dumy, fascynacji i trwogi… boje się, ale chcę więcej, bo sprawia mi ten strach przyjemność.
- Możesz mnie objąć w pasie i przytulić się do mego boku. To jest akceptowalne zachowanie - zasugerował Jarvis nie wymuszając jednak na kochance takiego zachowania.
- M-mogę? - spytała niepewnie, wyraźnie się przymierzając. - Ale czy to nie jest zachowanie typowo męskie?
- W La Rasquelle jest to typowe zachowanie obu płci. Jeśli ty opleciesz mnie ręką w pasie. Ja otulę cię ramieniem - stwierdził czule przywoływacz i dodał telepatycznie
~ A potem zjem na deser… przy najbliższej okazji. Skonsumuję każdy twój jęk rozkoszy jaki zdołam wyrwać z twoich usteczek.

Sundari puściła w końcu męską rękę i powoli, bardzo nieśmiało, przesunęła dłonią po lędźwiach, obejmując czarownika ostrożnie, niemal z namaszczeniem.
Była tym tak zaaferowana, że musiała aż przystanąć na chwilę, by móc kontemplować ten moment w płochliwej ciszy. A mag trwał również przez chwilę niczym posąg, po czym jego ramię otuliło ostrożnie Chaayę, by docisnąć ją zaborczo do siebie.
~ Widzisz? To nie było nic trudnego ~ ocenił sytuację z czułością.
Tawaif zadrżała oglądając się na palce na swoim barku. Zacisnęła mocno powieki i skuliła się jakby w oczekiwaniu końca świata lub przynajmniej wyzwisk i wołania Straży Miejskiej.
Nic się jednak takiego nie zdarzyło i po chwili dwie orzechowe tęczówki skierowały swe spojrzenie w oczy ukochanego, a sama Kamala uśmiechnęła się szeroko.

- Jesteś ze mną bezpieczna. Gdyby ktoś spróbował pyskować w naszym kierunku… cóż… lepiej żeby umiał pływać. I żeby woda w kanale nie była za brudna - rzekł żartobliwie Jarvis, ruszając z kobietą w kierunku… najbliższego mostka.
- To niesamowite… jak ludzie mogą się od siebie różnić, a niby wszyscy jesteśmy tacy sami… w środku… - Zamyśliła się Dholianka. Zdawała się nieco pewniejsza siebie, bo ju nie uciekała tak wzrokiem ku podłożu.
- Nie tylko różnimy się… tradycjami ludów. Także i zmieniamy się. La Rasquelle nie jest tym czym było, gdy byłem mały. Jest inne. Obce czasami - wyjaśnił cicho chłopak rozglądając się. - Zmieniło się miasto i ludzie.
- Wolisz miasto swojego dzieciństwa, czy te teraz? - zapytała ciekawsko bardka, oglądając się niewinnie na partnera.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. La Rasquelle nie było troskliwym rodzicem dla mnie. Teraz wydaje się milsze, choć nie tak interesujące. Za bardzo polubiłem sypialnię. - Próbował wyjaśnić przywoływacz z delikatnym uśmiechem na obliczu, pojawiającym się, gdy patrzył na dziewczynę u boku.
- Tak… jest bardzo przyjemna - zgodziła się z pogodnym śmiechem Chaaya. - Ale miasto też jest niczego sobie… można tu znaleźć każdy zakątek świata. U nas… my jesteśmy zamknięci. Wszystko jest takie same.
- Tu… tak nie jest. Najpierw były elfy, potem bagna, potem ludzie, teraz wampiry. Tu nic nie zaginęło. Wszystko raczej kumulowało się w kupie jak… hmmm… jak kolejne składniki wrzucane do garnka z cud zupką. - Magik roześmiał się zadowolony z tego, że znalazł odpowiednie porównanie.
Tancerka wpatrzyła się z fascynacją w roześmianą twarz kochanka. Nie do końca zrozumiała, czym owa “cud zupa” była, więc tylko uśmiechnęła się w ciszy i wróciła myślami na chwilę do swojego kraju o wspaniałym zamku sułtańkim ze szczerozłotą kopułą, która miała wyzwać słońce w pojedynku na oślepianie światłem swoich obserwatorów.
Nie wiedziała jak długo była zanurzona w swych myślach nim wyrwały ją z nich słowa czarownika.
- Toooo.. gdzie teraz?

Doszli bowiem do jakichś wrót, prowadzących do ruin budynku, który pochłonęła natura, a mieszkańcy metropolii przerobili na park dla artystów. W tym przypadku rzeźbiarzy.
- W prawo czy w lewo? - zapytał mężczyzna.
- Och… - Kurtyzana rozejrzała się, mrugając zawzięcie powiekami i w końcu westchnęła odpowiadając, że nie wie.
Czy było to takie ważne, by wybrać stronę, kierunek w którym chcieli się udać? Kiedyś faktycznie kobieta przykładała do tych kwestii większą wagę… teraz jednak, dawała się nieść powiewowi wiatru, nie przejmując się dokąd ją zabierze.
- Chodźmy więc tam - stwierdził przywoływacz, wybierając ścieżkę, gdzie było rzeźb więcej niż ludzi je podziwiających. Na każdym kamiennym postumencie, autor napisał swoje imię oraz… miejsce zamieszkania. Jakby każda rzeźba, miała sławić nie tylko postacie na nim przedstawione, ale też samego twórcę dzieła. Tancerka mogła się łatwo domyśleć, że wybór drogi przez Jeźdźca świadczył o jego niecnych zamiarach.
- “Chodźmy tam” powiedział i zaciągnął mnie w krzaki, by haniebnie wykorzystać - odparła zgryźliwie Dholianka, dziarsko idąc przed siebie. - Chwila nieuwagi i proszę jaki los został mi zgotowany! - Westchnęła cierpiętniczo składając skroń na piersi kompana. Uśmiechała się łobuzersko, wcale nie czując się skrzywdzona. Mag postarał się o ładne otoczenie… lepsze niż poprzednim razem, gdy to ona uciekła do beczkowego zaułka.
- Nie przesadzałbym z tym strasznym losem. To ja padnę na kolana, by językiem przekonać cię do ustępstw w kwestii garderoby - odparł z uśmiechem ciemnowłosy, rzeczywiście podążając bardziej zapomnianymi dróżkami, by mieć pewność, że nikt im przeszkadzać nie będzie.
- Nieee… tylko nie językiem, nie mam wtedy żadnych szans - poskarżyła się dziewczyna i zaraz szybko dodała - Chodźmy pooglądać rzeźby… są takie ładne, może gdzieś znajdziemy jakiś męski akt, co bym mogła sobie popatrzeć…
- Męski akt? Hmm.. - Zadumał się czarownik trochę zaskoczony jej wyborem. Wystarczyło jednak, by spojrzał w orzechowe studnie jej oczu, by zatonąć w nich całkowicie i ulec jej kaprysom. Toteż ruszyli razem przez park w poszukiwaniu takiej właśnie rzeźby.
- Nooo przecież, że nie damski… mam lustro w pokoju, jak chcę sobie popatrzeć na zgrabny tyłek, to mogę w każdej chwili - odparła trzpiotnie Kamala i nieco zdziwiona dała się przez chwilę prowadzić, aż nie zorientowała się co Jarvis czynił.
- Ja żartowałam głuptasie..! Po co mam się gapić na… o bogowie trzymajcie mnie… - Natychmiast zaczęła śmiać się głupkowato, a gdy próbowała opanować, wybuchała śmiechem jeszcze głośniejszym.
- W takim razie… - Chłopak przyciągnął do siebie kompankę i wziąwszy ją w ramiona, zanurkował w pobliskie chaszcze, zabierając z utartych ścieżek do tej części parku, gdzie natura rządziła bezspornie. I gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał w “napaści”.
Tawaif nie oponowała, wciąż walcząc z wesołością od których zaszkliły jej się łzy w kącikach oczu. Obejmowała swojego “porywacza” za szyją, muskając wargami jego policzek i szyję, chichocząc przy tym jak pijany chochlik.

Gdy znaleźli się na brzegu porośniętym od strony kanału ścianą trzciny, łowca postawił swą zwierzynę na miękkiej trawie, a potem jego dłonie zawędrowały pod suknię bardki.
Bo choć zielona szata była śliczna, jako twierdza sprawiała się kiepsko. Niczym wrogie wojska, dłonie mężczyzny wsunęły się przez szczeliny w murach. Jedna po udzie do bielizny otulającej jej łono. Druga przez dekolt stroju dotarła do lewej piersi i zacisnęła na niej. Chaaya czuła oddech stojącego za nią kochanka, pieszczącego namiętnie i nieco brutalnie jej ciało. Jego usta wodziły po jej szyi równie dziko. Był chyba bardzo… wygłodzony. Biedaczek.

Dziewczęcy śmiech w końcu przycichł i przeszedł w coraz bardziej rozpalone westchnienia. Tancerka odchyliła głowę do tyłu rozkoszując się chwilą, zanim cicho się nie odezwała.
- Jak mogłeś choć przez moment… pomyśleć, że chcę patrzeć na czyjeś kamienne ptaki… - Kaszlnęła, starając się nie poddać kolejnej fali głupawki.
- Jeden męski akt mnie interesuje… jeden… którego potem mogę wykorzystać do swoich celów… - Skończywszy tymi słowy, sięgnęła ostrożnie palcami do głowy czarownika, by zrzucić mu cylinder i zatopić rękę w jego bujnych włosach.
- Sztuka… a może… chciałaś… porównać? - zapytał przywoływacz, wodząc ustami po szyi, a potem po barku w niecnym celu zrzucenia ramiączka sukni z jej ramienia.
Smukłe palce kochanka sięgnęły głębiej pod bieliznę, wodząc po bramie kobiecości Kamali.
Ona sama zresztą czuła jak bardzo jej adorator jest napięty… poniżej pasa.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 24-03-2018, 18:49   #10
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


„Stary, durny kutas! Przysyła takie guano za posłańca a teraz winkiem i ciasteczkami częstuje?! Pieprzony niedojebca!” Laboni zgrzytała zębami w rozjuszeniu, aż sam Pradawny wyczuł, jak Chaaya i nawet Deewani podświadomie kuli się przed gniewem dawnej protektorki.
W szale babki odbijało się echo dawnej kobiety. Kobiety tyranki i despotki, o potężnych koneksjach, niewyobrażalnej wiedzy i umiejętnościach, oraz nieskończonej kiesie. Ktoś… kto nie znosi gdy otoczenie zachowuje się irracjonalnie i wbrew zasadom - jego zasadom.
~ Może to tylko pozory… ~ Bardka spróbowała ułaskawić wspomnienie, lecz z mizernym skutkiem.
„Pierdolę pozory! A co z własnym honorem? Co z poziomem, klasą, tradycją?!”
~ Chcę ci tylko przypomnieć, że to ty bluźnisz teraz jak niejeden pijany najmita ze slumsów… A nawet jeśli on nie trzyma się swojej roli, ja nie zamierzam porzucać swojej, nie musimy się tak pieklić… Drugi raz nie zostaniemy oszukane. Możemy być tymi kim chce byśmy były… Możemy znieść lata jego towarzystwa, ale gdy przyjdzie moment, nie zawahamy się i nie stracimy czujności. Będziemy gotowe.
Ochłoń więc… ochłońcie wszystkie. Ochłońmy razem.

Tawaif rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu i bynajmniej nie kryła się z tym co robiła. Najpierw przyjrzała się dokładniej lewej części sali, później prawej, po czym skupiła się na otoczeniu bliżej „gospodarza”. Wyraz jej miny był nieprzenikniony. Nieco dumny, acz zdawkowy i wyjątkowo neutralny. W oczach czaiło się coś pokroju nudy ze zdegustowaniem, a cała postawa ciała była rozluźniona.
- Nie dziękuję - odparła na zdziecinniałe pytanie dziewczyna, spokojnym i grzecznym, lecz mało zainteresowanym tonem głosu, świadczącym o tym, że nie przyszła tu na wymianę ploteczek przy słodkich procentach. Jeśli staruszek próbował wywrzeć na niej pozytywne wrażenie, to z tej krótkiej, wystudiowanej wypowiedzi, nie potrafił wyłuskać nawet ziarnka informacji, czy mu się udało.
Kamala cierpliwie czekała, aż mężczyzna wyjdzie z inicjatywą rozmowy. To po jego stronie należało przedstawienie się, wyjaśnienie sytuacji i kurtuazyjne przeproszenie, ona nie czuła się w obowiązku go z tego wyręczać. Wszak jeśli „Archiwista” faktycznie był tym na jakiego się kreował, powinien znać podstawy dyplomacji.
Nawet wiecznie pijany Marcello, były pirat i aktualnie gondolier, potrafił się zachować na tej ścieżce.
- Nie przyszliśmy tu na przekąski - rzekł Jarvis spokojnie, acz chłodno.
- No tak... siadajcie. - Nieznajomy wskazał dłonią pobliskie fotele i nie czekając, aż siądną kontynuował.
- Ja… nazywany jestem Archiwistą, wasze imiona znam. Od lat kolekcjonuję wiedzę i historię i pilnuję istnienia tego miasta. Miasta… nie cywilizacji jej zamieszkującej. Tak… wiem o problemach z wampirami, ale nie jestem tu od rozwiązywania problemów za innych. Jak pewnie się domyślacie… ostatnio żyjemy w ciekawych czasach. Nadchodzi kres ery człowieka. Tak jak nadszedł kres ery krasnoludów, a potem elfów. Czy wszystko co powiedziałem jest zrozumiałe? Czy coś muszę wyjaśnić? - Przerwał wypowiedź bacznie “obserwując” oboje pomimo przepaski na oczach. Bardziej jednak skupiał uwagę na tancerce niż na czarowniku.

Dholianka przysiadła na podszytym miękkim materiałem miescu, składając dłonie na podołku. Nie oparła się, choć zdawała się rozluźniona w pozycji jaką przybrała.
Gniew babki, choć srogi, nie był zaraźliwy. Kurtyzana była spokojna i czujna niczym gladiator na arenie walki. Była stworzona do rozmówna wszystkich poziomach dyplomatycznych czy handlowych i nie łatwo traciła zimną krew, acz nie kryła oburzenia, przejawiającego się wulgarną tyradą wściekłego wspomnienia opiekunki.
- Tak… wypadałoby - odparła Sundari, znów grzecznie i spokojnie.
“Przecież ty durniu nawet nie zdążyłeś jeszcze nic powiedzieć, co wymagałoby od nas wysiłku intelektualnego! Co my idioci z rozumem półgobla? Za kogo ty nas bierzesz!”
- Dlaczego nas tu wezwałeś panie - dokończyła, wsłuchując się w krakanie Laboni.
- Obserwuję miasto… przez moje małe skrzydlate oczka. Niewiele mi umyka. - Zaczął powoli Archiwista. - Wasze przybycie do La Rasquelle również mi nie umknęło. Choć z początku nie zwróciłem na nie uwagi. Błąd z mojej strony. Owszem… objawienie się Vantu, tam gdzie wy przebywaliście mogło być przypadkiem, ale… wątpię, by wasza obecność w porcie, gdzie pojawili się opętani przez demony barbarzyńcy była nim również. Tym bardziej, że Synowie Plagi nie próbują spalić dżungli jak to czynią w innych miejscach. Ci czegoś szukają… kogoś… ciebie dziewuszko, czy… - Choć zakryte ciemnymi tasiemkami, oczy staruszka wydawały się przeszywać Chaayę na wylot. - ...czegoś w tobie… duszyczki… znajomej duszyczki. Ferragus, aleś się urządził.
Bardka poczuła zmieszanie, wstyd, gniew… uczucia buzujące w jej ciele niczym w gorącym tyglu. I żadne z tych uczuć nie należało do niej. Tylko do Starca.
Kobieta więc przez chwilę kurtuazyjnie milczała, być może czekając na reakcję swojego współlokatora i nagle jej oczy zabłysły, a świadomość smoka otoczyła jej własny umysł.
Nie było to tak dominujące uczucie jak zazwyczaj… może dzięki więzi łączącej poprzez Deewani, a może gad nauczył się czegoś na podstawie poprzednich opętań jej ciała.
- Kim jesteś ? - wysyczał jej głosem.
- Och… co by to była za zabawa gdybym ci powiedział. Zgadnij. - Zaśmiał się “niewidomy”. - Opowiecie może jak właściwie wpakowaliście się w tą sytuację. Noszenie w sobie drugiej duszy, należącej do istoty innej niż przybysz, nie trafia się codziennie.
Oczka tawaif zgasły, a obrażony na cały świat Czerwony ucichł... na razie.

- Jesteś za grzeczny na Xarassura, a na Axaumandyryx masz za dużo między nogami… - odparła tancerka, gdy ponownie odzyskała panowanie nad sobą. - Nie znam imienia złotego… ale to Miedzianogłowy lubił zagadki, więc osobiście stawiałabym na niego. - Skoro karty były na stole, orzechowooka nie czuła się w obowiązku trzymać gardy jako takiej. Tylko biedny magik mógł się czuć mocno niedoinformowany w dyskusji i jakby trochę z niej pominięty.
- Zważywszy na brak cierpliwości Ferragusa, zgaduję, że to sama wywnioskowałaś. - Skinął głową Miedzianogłowy.
- Staneliśmy w szranki z demonią hordą na pustyni, lecz w ostatniej chwili przyszłam po rozum do głowy i błagałam Pogromcę demonów i władcę ognistych równin o łaskę, którą otrzymałam, w zamian jednak muszę mu wiernie służyć, co też i czynię. To dla mnie zaszczyt poznać cię osobiście, wraz z Jarvisem byliśmy w twoim obserwatorium astrologicznym. - Kurtyzana uśmiechnęła się delikatnie, dumna sama z siebie.
- Istnieje jeszcze? Szkoda, że obecnie… niezbyt jest użyteczne. - Westchnął smutno skrzydlaty w przebraniu i dodał z uśmiechem. - Ale ty moja droga nie powinnaś umniejszać swej roli. Jesteś teraz naczyniem dla smoczej duszy i… są w tobie wątki inne, których nie mogę rozpoznać. I przykro mi… że trafiła ci się taka służba. Ferragus był bardzo temperamenty i obrażalski z tego co pamiętam. Nie radził sobie, ani z zagadkami, ani z żartami…
Gdzieś w duszy dziewczyna posłyszała obrażone fuknięcie Starca, a Archiwista pogłaskał się po brodzie. - Więc szukają jego duszy… no... to zrozumiałe. W tej sytuacji mają mały problem. Smok bez duszy… bez duszy zamieszkującej oryginalnie jego ciało się rozpada. Ciało nie żyje bez duszy… zaczyna gnić.
Dholianka sposępniała nieco, co objawiło się zmatowieniem jej spojrzenia.
~ Starcze… to od ciebie zależy ile mu wyjawię, jeśli nie chcesz bym mówiła o demonie i niewoli, to jakoś się wykręcę… ~ Kamala spróbowała wywabić nabzdyczoną ropuchę z odmętów jej umysłu. Była przy tym “dyskretna” i co najważniejsze za nic nie przyjmowała docinek na temat swojego kompana.
Mało tego, Deewani już rwała się bronić swojego ‘pupila’, bo nie tylko czerwonołuski rościł sobie prawa do niej, ale i ona do niego, a naigrywać się z ulubieńca chłopczycy mogła tylko ona sama!
~ On i tak już to wie… zarozumiały smoczek, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Spytaj się o Xarassura. Pewnie wie gdzie jest on lub jego grób… wolałbym grób… nasikałbym na szczątki Czarnego ~ burknął gniewnie jaszczur.

- I...istnieje… - odpowiedziała po pewnej chwili złotoskóra. - Dachu już nie ma, ale ściany z konstelacjami dalej stoją. Także ogród. Dziki, ale nadal piękny. Co do ciała… to ono ma aktualnie duszę, zastępczą. Szukamy sposobu, by się jej pozbyć, na przykład poprzez znalezienie lepszego naczynia dla tak potężnej duszy jaką jest Fff… - Sundari nie mogła się przełamać, by wypowiedzieć na głos imię Starca. Zacisnęła mocniej usta i zaczerpnęła powietrza.
- Pogromca demonów i władca ognistych równin - dokończyła jak gdyby nigdy nic.
- Nie do końca masz rację. Słyszałem, że na czele Synów Plagi walczących w Zerrikanie stał potężny, demoniczny, czerwony smok. Jeśli to było ciało Ferragusa, to… jest ono w tej chwili pozbawione duszy. Demon może nadal nim kierować, ale nie może zapobiec jego rozpadowi. Musi odzyskać oryginalną duszę, by zapobiec szybkiemu zużywaniu się jego naczynia - wyjaśnił Miedzianogłowy i zadumał się pytając - Toooo… jakie ciało chcecie pozyskać?
Kobieta zawstydziła się z powodu swojego braku doinformowania, popatrzyła nerwowo na ukochanego, ale dość szybko się pozbierała i dawna maska neutralności ponownie zawitała na jej lico.
- Tego dla którego służy Vantu… - Z całego zdenerwowania zapomniała jednak jak demon się nazywał, a im dłużej się nad tym zastanawiała tym w większy popłoch wpadała.
- Ambitny cel - rzekł zamyślony “ślepiec” głaszcząc po brodzie niczym stary wezyr. - Bardzo ambitny i trudny. Niełatwo dostać się do świata luster, tam gdzie kryje się Belphegor.
- Ale ty wiesz jak? - zapytał Jarvis ostrożnie.
- Obawiam się, że tej zagadki jeszcze nie rozwiązałem. - Wzruszył ramionami gospodarz.
- A Xarassur by wiedział? - spytała cicho Chaaya, chcąc wybadać teren co do potencjalnego żywota Czarnej Zarazy.
- Wątpię. Jeśli uda wam się go znaleźć możecie go spytać. Jeśli żyje… - Zadumał się gad w ciele staruszka. - Dawno nie słyszałem tego imienia.
Uśmiechnął się dodając - obawiam się, że o tym smoku nic nie wiem. O jego losach, siedzibie, nic.

“To dobrze wróży prawda? Prawda? To znaczy, że pewnie nie żyje…” odparła pocieszycielsko Nimfetka, a Deewani szybko podchwyciła wątek.
“A jakże! Trup jak siemasz! Na pewno szczają mu w oczodoły wiewióry i inne konury! HAHA!”
“No… nie wiem…” mruknęła Ada, ale szybko została uciszona.

Bardka czuła się w dziwnym rozdarciu, miała wiele pytań na które pragnęła odpowiedzi, a jednocześnie bała się pytać, tym bardziej, że nie chciała wiązać się kolejną umową z kolejnym antycznym drakonem. Zdecydowanie wystarczył jej jeden Starzec do wysłuchiwania, bo z dwoma by sobie pewnikiem nie poradziła.
- Więęęęc… - zaczął Archiwista po długim milczeniu całej trójki. - … co powinienem z wami zrobić. Wasza obecność tutaj przyciąga Synów Plagi jak świeca ćmy, ale… i tak to nie ma znaczenia. Nie przyjdą dziś to przyjdą jutro. Kolejna bitwa jest nie do uniknienia. A mając was na oku, przynajmniej mam pewność, że mają oni problemy z rozpadającym się przywódcą. Zamknąć was tutaj nie mogę i nie chcę, ale… wolę zachować jakichś kontakt z wami.
Gwizdnął cicho i melodyjnie i coś wyfrunęło spod sufitu. Malutki smok o owadzich skrzydełkach, który wylądował na ramieniu goszczącego ich brodacza i przyglądał się ciekawsko parce gości.
- To jest jedna z moich przyjaciół, obserwują miasto i wszystko w okolicy, także mych wrogów. Przynoszą mi informacje i kontaktują się z moimi sługami oraz sojusznikami. Pytanie… do jakiej kategorii mam zaliczyć was?

Tawaif uznała, że to właśnie ten moment, gdzie powinna wtajemniczyć swojego partnera w sprawę jaka miała miejsce.
~ Wiem, że to co się tu wydarzyło może być dla ciebie kłopotliwe i niezręczne, postaram ci się wszystko wyjaśnić gdy już stąd wyjdziemy. Niemniej… dawnym La Rasquelle rządziły smoki. Cztery dorosłe i piąty… malutki i młodziutki pod pieczą jednego z nich. Przed nami siedzi antyczny, miedzianołuski, z tego co opowiadał mi Starzec i sam Nvery, to dobra istota… troszkę szalona i pokręcona, pasjonująca się astrologią i… zagadkami, sympatyzował z gnomami, kiedy pozostała trójka była zwierzchnikami elfów. Nie chciałabym mieć w nim wroga, choć nie jestem pewna, czy można mu ufać, jego dawne działania postrzegane były jako nielogiczne i siejące zamęt. Powinniśmy być ostrożni…

“Śmiecie, śmiecie, w koło śmiecie…” gderała wciąż wściekła babka, nastroszona jak stary gawron podczas mżawki. Niemniej świadomość z kim miała do czynienia, zmniejszyła jej zapał do wdeptania “ślepego” dziadygi w podłogę.
~ Starcze… uważam, że powinniśmy rozpatrzyć, przynajmniej tymczasowy sojusz z Miedzianogłowym… Może posiadać on przydatne dla nas informacje, na przykład o medalionie, kryjówce Vantu i ruchach naszego wroga. ~ Tancerka próbowała “ogarnąć” obu swoich kompanów, przy jednoczesnym zezowaniu na słodkiego smoczka o długich łapkach i skrzydełkach przypominających jej te u modliszki. Srocza natura dziewczyny od razu zapragnęła przytulić i posiąść takiego cudaczka na własność, kłócąc się z wpojoną wiedzą na temat poszanowania indywidualności każdej jednostki żyjącej.
~ Nie potrzebujemy nowych wrogów ~ ocenił czarownik wyraźnie się zamyślając. ~ A póki co, on od nas wiele nie żąda. Można by zaryzykować.
Także i Czerwony nie wydawał się szczególnie negatywnie nastawiony do ewentualnej współpracy.
~ Mój sojusz z nim kończy się jak tylko zdobędę godne mego majestatu ciało ~ burknął ostatecznie.

- Nie chcemy szkodzić, ani miastu, ani jego mieszkańcom - odparła więc dyplomatycznie na głos Chaaya, starannie ważąc każde słowo. Zielone łuski smoczka, przyciągały ją coraz bardziej, pobudzając co dziecinniejsze maski do tęsknych “ochów i achów”.
- Bylibyśmy radzi z pozostania z tobą w przyjaznych relacjach. Cała nasza piątka, zwłaszcza… mój “brat” Neron… - dodała po stoczonej walce z samą sobą, by nie wyciągnąć ręki do stworka, by go dotknąć palcem po łebku.
Laboni od razu przeszła do strofowania wnuczki, by ta przypadkiem nie zapomniała o swojej roli.
- To dobrze, bo ja też nie chcę byście zaszkodzili ludziom i miastu i… nie bez powodu zaprosiłem tylko waszą dwójkę. Wolałbym żeby ani Godiva, ani Neron nie dowiedzieli się o tym miejscu i spotkaniu. Smoki te nie są kwintesencją dyskrecji… a ja bardzo cenię swój czas, tym bardziej, że go niewiele mam - odpowiedział zadowolony z siebie “niewidomy” gospodarz.
- Raczej sojusznicy niż słudzy - doprecyzował Jarvis.
- Zgoda… niech będzie i tak - rzekł z uśmiechem gad i pogłaskał dziwaczną jaszczurkę po grzbiecie. - Będę się kontaktował z wami przez takie istotki, oraz co trzy dzień posyłał wam jednego do pokoju w waszej twarenie, w razie gdybyście wy potrzebowali się skontaktować ze mną.
- Czy mamy rozumieć, że Franczeska daruje sobie zaloty do mojego przyjaciela? - spytała Dholianka, szczypiąc się po udach, by uodpornić się na słodki urok stworzęcia.
- Dostanie propozycję nie do odrzucenia i przyciągnie to jej uwagę do innych spraw - wyjaśnił Archiwista. - Znam dobrze tą wampirzycę i jej słabości. Nie zaryzykuje własnej skóry dla jakiejś “zabawki”.

“Każdy dziad zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy… a tymczasem jest gorszy od dziecka” fuknęła wiekowa tawaif, pokazując na swoim przykładzie trafność tych słów.
Nikt jej jednak nie słuchał. Starzec udawał, że go nie ma, a jego nosicielka rozdarta była pomiędzy fanatycznym uwielbieniem do miniaturowego smoka, a pragnieniem zdobycia jak najszerszych informacji na jego temat. Czym był? Co potrafił? Co jadł? Gdzie występował? Jak długo żył? Jak się nazywał?
Rozpalona Ada żyła własnym życiem, porywając coraz większe połacie umysłu kurtyzany, by wykorzystać je do własnych celów.

- Bardzo dobrze. - Kamala była rada, że kłopot z natrętnym nieumarłym odejdzie w niepamięć. Wprawdzie gdzieś jakaś jej cząstka podawała w wątpliwość prawdomówność Miedzianego oraz jego konszachty, ale bądź co bądź sama wierzyła, że “wiedza” była najpotężniejszą z broni na świecie, a ta akurat była jak widać smykałką tego osobnika. Musiała tylko zawierzyć w finezję władania nią przez niego.
- Można wiedzieć, co wiesz o kulcie założonym przez Vantu? - zapytał czarownik.
- Aaaa ten temat. Niestety nie tak wiele jakbym chciał. Vantu i jego gromadka mają bardzo wielu wrogów, a to sprawia, że są skryci. Mogę mieć jakieś informacje tak… za dwa, trzy dni… ale nie wcześniej. Natomiast przypuszczam, że Vantu nie jest już wampirem - ocenił zamyślony Archiwista.
- Jedno jest jednak pewne, choć udaje pijawkę, Vantu nie jest już wampirem, już nie.
Mały smoczek poderwał się do lotu niczym duża ważka i zaczął okrążać dwójkę intruzów w komnacie swego pana, machając podejrzliwie czułkami.
- A… czym jest? - wtrąciła tylko w połowie zainteresowana odpowiedzią Sundari, przyglądając się ciekawsko istotce, gdy przelatywała koło niej. - Proszę mnie poprawić jeśli się mylę… ale podobno został zabity, spopielony i rozsypany… a jednak jego “nowe” ciało wygląda tak jak to “stare”? Nie znam takiej mocy nekromantycznej, ni kapłańskiej, by kogoś podnieść z… niczego.
- Jest czartem, demonem, diabłem albo qlippothem jakiegoś rodzaju… jeśli naprawdę mamy pecha. Jego dusza zyskała nową upiorną formę - wyjaśnił brodaty “ślepiec”. - Może wyglądać jak nosferatu, ale z pewnością nim nie jest.
~ Qlippothem? Już drugi raz słysze tą nazwę w ciągu doby… zaczyna mi się nie podobać dokąd to prowadzi… ~ mruknęła posępnie bardka do przywoływacza, zagłuszając kolejną “śmieciową” mantrę swojej opiekunki. Odchrząknęła nieco skrępowana.

- To… niespotykane... - dodała na głos, ze wszystkich sił starając się skupić na rozmowie, a nie na zielonym cudaku ze skrzydełkami, wesoło bzyczącymi jej koło ucha. - ...by tak szybko wspiąć się po drabinie ewolucji… czy jak to się tam zowie to zdobywanie nowych bytów pozagrobowych.
~ Qlippothy to rodzaj planarnych stworzeń… tylko potężniejszych i gorszych niż zwykłe demony. Ponoć powstały przed nimi i władały Otchłanią przed wiekami. Nienawidzą jednak śmiertelników równie mocno co swoich demonicznych następców… i chcą zniszczyć wszystko co żyje ~ wytłumaczył magik, a Pradawny odezwał się zamyślonym głosem.
- Zazwyczaj nie… samemu nigdy, ale jeśli jakiś potężny byt w tym pomoże, to bardzo szybko można po śmierci zyskać odpowiednią formę.
- Te… qlippothy… - Złotoskóra z pustyni przekręciła głowę na bok, zastanawiając się nad doborem słów. - Usłyszałam pierwszy raz o nich wczoraj… występowały w historii o Odłamkach Grzechu… ale jeśli dobrze rozumiem co powiedział mi o nich Jarvis to… jeśli Vantu byłby jednym z nich, musiałby dostać “wsparcie” także od jednego z qlippothów, a tymczasem Belhegor jest chyba… demonem… prawda? Nie powinni się “nie lubić” ze sobą? - Tematyka około otchłanna zdecydowanie nie należała do jej ulubionych, niemniej Chaaya starała się zrozumieć jak najwnikliwiej z czym przyszło jej się zmagać.
- Belphegor, czy Belhfegor, czy jak tam się lubi nazywać… W każdym razie Pan Krainy Luster z pewnością qlippothem nie jest. Te lubią niszczyć wszystko co napotkają na swej drodze. On zaś korumpuje i wypacza swoje otoczenie. Przypuszczam, że jest diabłem, bo do tego rodzaju czarta mu najbliżej - wyjaśnił uprzejmie mędrzec, gdy znudzony lotem ważko-smoczek przysiadł na ramieniu Chaai, by słuchać głosu swojego pana.

“Oto nastał dzień w którym zostałyśmy pobłogosławione dotykiem tego oto wpaniałego stworzenia! My naród wybrany cieszmy się i radujmy, ale broń boże się nie ruszajmy!”
Kilka masek zaczęło piszczeć w podnieceniu, gdy gadzinka na nich wylądowała. Dziewczyna bardzo starała się wyglądać na “profesjonalną” i nawet tak wielka gafa jak przekrzywienie imienia swojej potencjalnej ofiary, którą ściga wraz z Ferragusem, nie była w stanie przyćmić tej euforii.

- A...acha… - odparła bardzo elokwentnie, nie będąc w stanie wyłuskać nic lepszego. W głowie miała pustkę. Pustkę i prawdziwe, dziecięce oczarowanie pomieszane ze szczęściem.
- A co wiesz o Planie Luster, jeśli można spytać. - Czarownik był obecnie bardziej skupiony na sytuacji.
- Niewiele… to zdradliwe miejsce, a co gorsza… istnieje kilka wymiarów, które mienią się tym tytułem. Bez zdobycia dokładniejszych informacji, można by się zagubić w labiryncie odbić rzeczywistości, nawet nie docierając do samego Belphegora i jego twierdzy - wyłożył swoje argumenty Archiwista, a z sufitu zleciał na jego ramię kolejny smoczek, a potem następny, wynurzając się wpierw ze szczeliny nad tawaif i wylądował na stole obserwując całe otoczenie. Musiały lubić tembr głosu Miedzianogłowego i… musiało ich być tu więcej, znacznie więcej.

“O szczęęęście niepojęteee…” śpiewały chórem panny, gdy sama Dholianka uśmiechała się coraz szerzej, znajdująć się teraz w owiele przyjemniejszym i lepszym od realnego świecie, kiwając się nieznacznie na boki, co by nie spłoszyć jaszczurki.
~ Wszystko w porządku? ~ zapytał telepatycznie Jeździec trochę się niepokojąc jej zachowaniem, podczas gdy ich gospodarz dalej opowiadał.
- Tak jak w dwóch lustrach naprzeciw siebie może się odbić nieskończenie wiele odbić, tak plany luster są ponoć nieskończone. To labirynt przecinających się odbić. Jeśli chcecie się tam dostać, to trzeba mieć odpowiedni zwój… niezbyt potężny, ale rzadki czar. Jeśli jednak nie chcecie się tam zgubić, to… trzeba więcej przygotowań.
- Albo wiedzy Vantu - ocenił Jarvis, co drugi z mężczyzn skwitował potwierdzeniem.
- Albo… wiedzy Vantu.
- Ale Vantu się ukrywa… możemy go zwabić obietnicą odłamka… tylko co z tego, jak nas pewnie szybko zniszczy… albo jego słudzy - odparła nagle i beztrosko Chaaya, uśmiechnięta jak słoneczko i to mocno pijane szczęściem.

“CO TY WYPRAWIASZ??!! Trzymajcie mnie! Nie, to ją trzymajcie! Ogłaszam stan wyjątkowy! Trzeba spacyfikować Nimfetkę, Adę, Sheeshę, Umrao, Jodhę, Madhuri, Selimę, Afsur….” zaczęła wymieniać imiona masek babka, wzbudzając tym wyraźną wesołość Deewani, która się na niej nie znajdowała. “Patrz Starcze! HAHA! Ale numer! Taka wpadka, wtopa jak siemasz HAHA super zabawa!”
~ Małe ważko-smoki… czym tu się podniecać ~ burknął skrzydlaty niezbyt zainteresowany tym całym rabanem.

- Odłamek… raczej nie skusi Vantu, zresztą co mu po jednym. Tylko wszystkie siedem stworzy gwiazdę grzechu i to ona... ma w sobie prawdziwą potęgę, której odłamki są tylko bladym odbiciem. - Zaśmiał się ciepło Miedzianogłowy ściągając na dół kolejne stworzonka lądujące w różnych miejscach. - Gwiazda miała być bronią przeciw qlippothom. Przecenianą… jeśli ktoś by pytał mnie o zdanie. Zresztą, nigdy nie sprawdzoną w boju, bo nie została złożona do kupy. Elfy w La Rasquelle rzuciły się sobie do gardeł.
Chłopczyca jeszcze długo naśmiewała się z “dziecinności” swojej tworzycielki, która, aż zagotowała się na widok kolejnych owadopodobnych pyszczków, niuchających ciekawsko w powietrzu za nowymi zapachami. Resztkami chyba własnej świadomości nie poderwała się z piskiem, by złapać jakiegoś nieboraka, by go wyściskać i wymacać dokładnie przeźroczyste skrzydełka.
Kamala była wyraźnie uradowana i rozkojarzona z coraz liczniejszej widowni, rozglądała się dziarsko na boki, podziwiając różne odcienie łusek oraz wzory żyłek na błonach skrzydeł.
- To skoro nie odłamek… to co mogłoby go skusić do wyściubienia nosa? Nie może się tak kryć przez wieczność, diabły lubią dużo i często krwawych ofiar… w końcu musi wyjść.
- I wychodzi ze swojej norki. Ostatnio parę potężnych wampirów zginęło śmiercią ostateczną. Oczywiście na ulicy się tego nie dowiesz. Wampirze klany niechętnie przyznają się do strat pośród swojej starszyzny. W tej chwili w La Rasquelle toczy się niewidoczna wojna - wyjaśnił “niewidomy” wyraźnie zamyślony, nie zważając na kolejne smoczki lądujące to tu, to tam. Jedna nawet usiadła na ramieniu Jarvisa, na co bardka zacmokała do kompana swojego kochanka.

“No dobrze… sytuacja została na chwil… CO TY WYPRAWIASZ?! Odwróć się do rozmówcy! Do rozmówcy mówię! No! I gap się na niego… zostaw tego smoka, gap się na tego pomarszczonego, starego jak skamieniała rodzynka dziada!”
Laboni przejęła pałeczkę, uprzykrzając swojej wnuczce radosne spotkanie do maksimum. Dholianka w końcu przestała się wiercić w fotelu, a jej uśmiech został zastąpiony bardziej nieco posępną maską naburmuszenia, niż neutralności.
~ Patrzę się… zadowolona? Po co mam się patrzeć jak on i tak jest ślepy i nie widzi co ja robię? Zresztą po co mamy jeszcze z nim rozmawiać… on nic nie wie, my nic nie wiemy i tylko tak się przerzucamy gdybaniem. Nie chce już… ~ burknęła nachmurzona właścicielka wszystkich emanacji, zlatując do Starca w nadziei, że tam babka nie będzie jej szukać.
Płonne nadzieje.
“Jesteś tawaif do czorta! W twoich żyłach płynie błękitna krew… a poza tym… jesteś za stara na takie fascynacje! Ile razy mam ci powtarzać, by dotarło do tego twojego durnego łebka! Czas twojego dzieciństwa bezpowrotnie minął! Zachowuj się więc jak przystoi na twój wiek i status!”
~ Jarvis mówi, że już nie jest…
“Gówno mnie Jarvis i jego mądrości!”
“HAHA Starcze kłócą się, kłócą!” Deewani zawołała radośnie, tyle, że owa kłótnia szybko wygasła, bo Sundari zamknęła się w sobie poddając się woli tyranicznego wspomnienia.
~ Jak zwykle zresztą ~ burknął smok ziewając szeroko i zwrócił się prosto do Chaai.
~ Złap po prostu jedną z tych gadzin. Tyle ich lata. I przestań się tak ekscytować… to tylko małe, słabiutkie wersje pseudosmoków i jest ich tu pełno.
“O ty w pieruny…” Zapowietrzyła się babka.
“HAHA! Starzec ma przekichane HAHA!” Krnąbrna maska zaśmiewała się do rozpuku, jakby karmiła się negatywnymi emocjami.
“Czyś ty rozum już doszczętnie postradał?! Jakie złap? Jesteśmy tu gośćmi, na oficjalnej rozmowie dyplomatycznej, naszym gospodarzem jest antyczny drakon! Starszy nawet od ciebie! Złapanie jednego z popleczników to jak…” Wiekowa kurtyzana peorowała jak najęta, wytykając głupotę i nietakt Pradawnego. Krakała i krakała w takt śmiechu dziewczynki.
Sama tancerka była nawet kontent, że to nie ona teraz obrywa i nawet próbowała się cichem wymknąć, ale nie było to takie łatwe.
“Gdzie mi tu!” zawołała groźnie matrona. “Stój na dupie w miejscu ty mała, niewyparzona łachudrzyco!” Zgromiwszy władczym spojrzeniem wnuczkę, wróciła do ujadania czerwonołuskiemu.
~ Jesteście moimi służkami. Mnie! Potężnego antycznego smoka. Czerwonego smoka. My stoimy wyżej niż miedziane gadziny ~ huknął dumnie Ferragus mając za nic pokrzykiwania Laboni. ~ Moje naczynie nie musi się zachować jak królik pod miedzą, tylko z powodu przebywania w okolicy jakiegoś metalicznego smoka. Tym bardziej, że nie chcesz zjeść tych… popleczników.
“Nie pyskuj mi tu mała, ognista fretko! Bo to ty jesteś teraz w ciele człowieka… ba! Kobiety! Co ja gadam! Dziwki. Kurwy! Bogatej… ale KURWY!” Rozochociła się stara kurtyzana, biorąc pod boki i zadzierając dumnie głowę, kontynuując.
“A co za tym idzie, JESTEŚ istotą niższą! I musisz się zachowywać odpowiednio do danej sytuacji. Jesteśmy na obcym i nieznanym nam terenie, jesteśmy gośćmi i współudziałowcami na ścieżce dyplomatycznej, jesteśmy…”
“O rety, ale ona gada… bla, bla, bla… i ja tak miałam przez całe życie. Nie zabijaj pająka - był tu przed tobą, kłaniaj się skorpionowi - to prawowity władca pustyni, chyl czoło i idź w cieniu mężczyzn tobą władających. Nuda, nuda, nuda! Starcze chodźmy coś rozwalić!” Deewani próbowała się wyrwać z ciała nosicielki, ale dostała w łepetyknę i schowała się na swoje miejsce.
“Nie to nie… to siedźmy i słuchajmy jak ta ględzi…” burknęła rozgniewana.
Tymczasem babka dalej piłowała, recytując dziesięć odwiecznych zasad rządzonymi Rozgrzanymi Piaskami, które nie zostały zmienione przez stulecia wieków i jako tawaif, Kamala była ich strażniczką.

~ Nie jestem żadną istotą niższą. J E S T E M S M O K I E M. Prawdziwym smokiem, a nie jakimś smoczkiem jak Nveryioth. Jestem potężnym smokiem, mogącym strącać powietrzne okręty z nieboskłonu nawet w tym cherlawym ciele Kamali i jak każdy prawdziwy smok, nie dbam o zasady, grzeczności i inne duperele dwunożnych istot. Jedyne zasady jakie mnie obchodzą to te… które ustalam sam ~ stwierdził dumnie czerwonołuski za nic mając gadaninę Laboni. ~ Jedyną istotą niższą to jesteś tu ty. I w przenośni i dosłownie, więc zamilcz i uszanuj potęgę, która łaskawie okazuje ci cierpliwość.
“Srutututu pęczek wełny!” wykpiła go na to matrona. “Jesteś co najwyżej duszą smoka, bo SMOK to ja ci powiem… lata sobie gdzieś za miastem i powoli gnije! Niedługo będzie z niego kupka kości, a wtedy to też będziesz co najwyżej SZKIELETEM.”
Maska chłopczycy musiała przyznać jej rację. No bo nie ważne z której strony by nie patrzyła, to Starzec faktycznie był tylko duszą, a skoro był duszą, to nie mógł być tym, czym było jego ciało.
Swoją drogą maska była bardzo ciekawa, czy ten latający “Starzec” strasznie śmierdzi i, czy już jedzą go robaki, czy jeszcze nie. Myśl ta była dla niej tak fascynująca, że Chaayę, aż zemdliło od przejaskrawionych wyobrażeń.
“No i proszę pochwal się jakie to obmyśliłeś zasady co? No? No proszę oświeć nas wszystkie. Ktoś kto sam sobie wymyśla reguły, które może w każdej chwili zmienić, nie może być nazywany SILNYM! Bo silny to ten, kto nie idzie na łatwiznę. Silny się nie poddaje, a ty co? Jednego dnia stwierdzisz, że jesteś władcą świata, a drugiego się zmęczysz i wszystko odkręcisz!” Piersiasta “wrona” potrząsnęła głową o długich i grubych jak druciki włosach.
~ Tamto ciało nie ma już znaczenia, a co do moich zasad. Toooo obwieszczam, że jesteś… smaczna. ~ Po tej deklaracji gad wysunął błyskawicznie paszczę i pochwycił wspomnienie, “pożerając” je żywcem. Tak jak to zrobił z Deewani.
~ Posiedź trochę w jaju. Może to cię odmłodzi ~ mruknął wysyłając matronę do wspomnień z czasów sprzed wyklucia... i wtedy też jaszczur zauważył, że wraz ze zniknięciem babki… dzieje się coś niedobrego.
Mianowicie… zgasło światło, a cisza jaka nastąpiła w środku, kojarzyła mu się, o zgrozo, z zamknięciem, jak na przykład w jaju… choć chłód jaki zaczął wiać po “nogach” kojarzył się tylko z jednym - lochy.

Sundari zaczęła nerwowo kaszleć, łapiąc się za brzeg stołu za którym siedział gaworzący z czarownikiem Miedzianogłowy. Drżała i pobladła jak podczas napadu paniki przed którym nie mogła się bronić.
“Starcze ty głupku wypuść ją! Ona trzyma klucz! KLUCZ DO LOCHÓW!!!!” Zaczęła krzyczeć chłopczyca, czując jak misterna konstrukcja wszystkich masek zaczyna się chwiać i wybrzuszać.
~ Niech wam będzie. Znajcie moją łaskawość. ~ Pradawny wypluł więc małego, wrzeszczącego bobaska, zdolnego co najwyżej do raczkowania, bo w takiej to “postaci” uwięził Laboni.

“Tęfy jak psescot!” wysepleniła gniewnie matrona-osesek, siedząc w idealnie malutkiej kurcie z dopasowanymi pieluszkomajteczkami. Teraz jednak Antyczny zobaczył, że na szyi miała cieniuteńki, złoty łańcuszek, jedyna ozdoba, która teraz nie ginęła w setce innych, kiedy była w dorosłej postaci.
Klucza oczywiście nie widział, ale domyślił się, że musiał kryć się pod materiałem.
“HAHAHAHAHAHAHA!!! Ja pierdylę ale odlot!” Deewani ryknęła śmiechem, który zaraził nawet samą jej stworzycielkę, która zdobyła się na cień uśmiechu.
“Kupie psciąkfy!” mruknęła obrażona babcia, odwracając okrągłą, pyzatą buźkę w bok i zadzierając idealnie skrojony nosek do góry. Szczęściem dumnego wsponienia, gdy była miała posiadała włosy, nie to co jej wnuczka.
Śliczne jasne blond paciorki kręcące się każdy w innym kierunku.

Tancerka zapadła się w fotelu, oddychając nieco spokojniej, wyglądała jednak na potwornie zmęczoną i nawet łaskoczące ją czujki smoko-ważek nie były w stanie jej podnieść na duchu.
~ Wszystko w porządku? Bo myślę, że możemy skończyć to spotkanie ~ zapytał telepatycznie przywoływacz, a smok z sadystycznym uśmiechem przyglądał się nowej wersji Laboni.
~ Teraz wreszcie wyglądasz odpowiednio. Rozwrzeszczany bobas powinien być niemowlakiem ~ stwierdził zadowolony.
“A fy sa fo nic się nie smieniłeś… natal jefffsteś dufnym piflafem z jaja!” Rozzłościła się dziewczynka, że nie może wymówić ostatniego słowa i wyciągnęła ręce do swojej wnuczki, by ta ją stąd czym prędzej zabrała.
~ Tak… chciałabym już wracać ~ odparła kurtyzana, spoglądając zbolale na kochanka i nie zważając na obecność staruszka, wyciągnęła do maga rękę.
“Kisnę! Kisnę jak rzodkiewka w beczce pełnej soli! HAHAHAHA! Taki numer, stara baba dziecko!” Deewani jako jedyna z nielicznej ocalałej grupki masek przed pogromem, dokazywała na całego. “Mogę ci nawet wybaczyć, że zachowałeś się jak palant!” odparła nader szczodrze w kierunku ogoniastego.
Starzec uśmiechnął się zadowolony ze swoich działań i okazji do utarcia matronie nosa. Co prawda nie zdołał naznaczyć “staruszki” swoim wpływem, tak jak to uczynił z krnąbrną maską, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Położył się i zaczął medytować.
~ Starzec daje się we znaki? ~ spytał czule Jarvis wstając i dziękując Archiwiście za rozmowę. I zapewniając o chęci współpracy na różnych polach. Wszak obaj mieli interes w zniszczeniu Synów Plagi i uratowaniu miasta jak i całego świata przed demoniczną inwazją.
Dziewczyna nie zapomniała o kurtuazji i również grzecznie podziękowała, ale jej głos przepełniony był jakąś trudną do określenia melancholią. Następnie uparcie dążyła ku wyjściu, jakby się bojąc, że coś nagle któryś z mężczyzn coś sobie przypomni i dyskusja rozgorzeje na nowo.
~ Wszystkiego po trochu… tak myślę ~ odparła gdy zostawili komnatę za sobą.
Dom. Dom… Chaaya chciała czym prędzej znaleźć się w bezpiecznym pokoju.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172