Młot na erpegowców | Rita patrzyła na nędzne oblicze Doru gdy opowiadał on, w jaki sposób doszło do jego przemiany. Tym bardziej poczuła wzbierający w niej gniew ukierunkowany na jego ojca. „Syn tego podłego tchórza wykazał się odwagą i męstwem, o którym on sam mógłby jeno pomarzyć” pomyślała wyraźnie poruszona „Sługa boga wrogiego wampirom, własnemu synowi, który to również w jego obronie skonał bohatersko w walce z tym plugawym rodzajem, odmówił łaski szlachetnej śmierci, miast tego pozwalając mu wegetować jako to paskudne monstrum. I to z powodu płytkiego sentymentalizmu! Jakże nisko potrafi upaść duch co poniektórych! Żadna z moich sióstr nawet by się nie zawahała oddać mnie taki honor”.
Szafirowooka zadumała się również nad relacją ze zbrojnego starcia z Zarovichem. Kilka tuzinów tutejszych mieszczuchów nie wydawało się jej godną podziwu siłą militarną, ale i tak łatwość, z jaką Strahd powalił tę zgraję, pozwalała jej z grubsza wyrobić sobie opinię o potędze nieprzyjaciela. Bez wątpienia należało przedsięwziąć odpowiednie, daleko idące przygotowania, przed podjęciem szturmu na jego zamek. Wpierw, jak już wcześniej ustaliła, trzeba było, z błogosławieństwem Stwórcy, uciąć pozostałe, śmiertelne łby hydry, czyli osłabić pozycję potwora na tych ziemiach. Oczyścić terytorium z jego agentów i nieumarłego pomiotu. Do tego podnieść lud na duchu, przysposobić do buntu i zorganizować silny zbrojny opór. Na samym początku jednak umocnić autorytet Ismarka jako burmistrza i zapewnić bezpieczeństwo Irinie.
Po wysłuchaniu relacji krwiopijcy białowłosa zadała swe własne pytanie. Według słów Doru wampir na włościach zdawał się być dobrze odzianym szatynem, mniej więcej jej wzrostu. Informacje te mogły się przydać, o ile bestia niczego nie przekręciła w swym zeznaniu po dekadzie przebywania w izolacji. W zasadzie nie bardzo do Marvelli przemawiała deklaracja, że dziewkom miękły kolana na widok potwora. Nawet jakby potrafiła dojrzeć w Strahdzie coś więcej niźli monstrum, na przykład kogoś na kształt zwykłego męża, to takie stwierdzenie wciąż wydawałoby się jej wielce osobliwe. A może po prostu nie rozumiała, co to znaczy odczuwać do kogoś fizyczny pociąg? Przypuszczalnie mogła być naturalnie aseksualna, albo inaczej, normalnie nieświadoma przyziemnych potrzeb swego ciała, wysyłanych przezeń sygnałów oraz głębszych pokładów własnych emocji. Najprawdopodobniej jednak (nie)zwyczajnie je z niej wyrugowano w trakcie jej szkolenia w zakonie. W każdym razie po uzyskaniu odpowiedzi w postaci oględnego rysopisu Zarovicha nie było już więcej okazji, by indagować bestię. Zresztą, wojenna kapłanka i tak by nie miała więcej pytań. Radowała się przeto, że wreszcie nadeszła uprawniona chwila dokonania sądu nad nieszczęsną istotą. Doru bowiem uległ swej żądzy krwi i rzucił się drapieżnie w jej kierunku.— Dobrze więc, skoro czas przesłuchań minął... — rzekła w międzyczasie unikając błyskawicznego ataku. — Zatem w imię prawa – rozpocznę procedurę egzekucji. Gotuj się na śmierć!
Potem rozległ się jej głęboki, sakralny śpiew. Jak zwykle walczyła z chorałem na ustach. Święte głoski rozbrzmiały w ciemnej piwnicy, zaś wielki miecz świętej wojowniczki zakręcił szeroki łuk, raniąc przy tym dotkliwie wampira. Potem w sukurs siostrze zakonnej poszli wszyscy zgromadzeni pod ziemią kompani. Każde z nich dołożyło cegiełkę do wyniku starcia, jednak to Ricie przypadło w udziale zdjęcie plugawej głowy potwora z karku, niedługo przed tym jak próbowała ona przejąć nad nią kontrolę i poszczuć ją na Nicodemusa. Wtedy to umysł kobiety na moment zamroczyła czarnoksięska chmura, lecz już wkrótce poczuła w swym sercu nadnaturalny żar wzniecony niechybnie przez nikogo innego a jej boga, dzięki czemu błyskawicznie odparła wpływ nieczystej mocy. Po błyskawicznej, bo trwającej nie dłużej niż tuzin sekund potyczce, czempionka wiary jeszcze dla pewności chciała przebić plugawe serce stwora swym ostrzem, lecz ostatecznie poniechała tego zapobiegawczego zamiaru. Pewnym było, że cielesna powłoka wampira pozbawiona głowy i skropiona wcześniej przez Samwise'a święconą wodą nie miała prawa się więcej podnieść.— Wyrok wykonano. Rozprawę uważam za zamkniętą. — orzekła podniośle Marvella, utwierdziwszy się w tym przypuszczeniu.
Niedługo potem, wciąż umazana posoką zgładzonego wampira, udała się w ślad za Algernonem na górę. Po drodze zaś napotkała idącego z naprzeciwka Couryna.— Z woli Stwórcy i wyrokiem prawa zlikwidowaliśmy zagrożenie — ogłosiła towarzyszowi. — Czy to przeklęty kapłan narobił zamieszania? Zadała pytanie, lecz raczej retorycznie, bowiem nie zatrzymała się, by usłyszeć pełną odpowiedź, tylko ruszyła dalej. Dojrzawszy wkrótce Sheerę przyciskającą do poniszczonej posadzki Danovicha, oraz leżący kawałek dalej sztylet, utwierdziła się w swym przypuszczeniu. Jednocześnie poczuła respekt do dzikiego kota, ale i zarazem żal, wciąż widząc wrogiego jej mężczyznę w pełni zdrowia i przy duchu.— Ismarku, sprawiedliwość odroczona, to sprawiedliwość zaniechana. Może czas wreszcie podjąć decyzję w sprawie tego niereformowalnego i podłego robaka? — wskazała pancernym obcasem leżącego przeniewiercę. Następnie przykucnęła, by zwrócić się do leżącego ojca.— Odprawiliśmy z tego świata nieszczęsną powłokę twego syna. Ciężko było patrzeć na nędzny stan tego biednego młodziana, zwłaszcza że okazał się być za swego żywota bardziej prawy i mężny, niż ty byłeś i będziesz kiedykolwiek. Z ponurej konieczności, zwykłej przyzwoitości, a przede wszystkim, by dać zadość prawu oraz porządkowi, uczyniliśmy dzisiaj coś, na co nie było cię stać przez tyle lat. Biedny głupcze, jak się na to zapatrujesz? — zapytała sardonicznie. — Jeśli jednak ostatecznie odnajdziesz w sobie cień godności i odwagi, jeśli zechcesz do niego dołączyć, to wiedz, że wystarczy tylko słowo... Zawiesiła wymownie głos, dając okazję do przemyśleń kapłanowi Pana Poranka. Czekając na odpowiedź Danovicha i ewentualny sąd Ismarka jeszcze coś ją tknęło. Czujnej strażniczce ewidentnie czegoś brakowało.— A tak w ogóle, to gdzie podziała się Enola? — zaindagowała rodzeństwo Kolyanovichów.
Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 14-06-2021 o 15:33.
|