Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2022, 10:29   #81
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Seelah podziękowała za podarunek. Z otrzymanym kamieniem służącym do usprawnienia broni postanowiła udać się do kowala trochę później w wolnej chwili. Choć miała wrażenie, że już nie pamięta co to znaczy wolna chwila. Ostatnio byli jakby w ciągłym biegu. Nie narzekała jednak. Na tym przecież głównie polegała praca najemników, a paladynka była człowiekiem czynu także tym bardziej odpowiadała jej taki stan rzeczy.

W świetle świeżo pozyskanych nowych informacji postanowiła jak najszybciej spotkać się z towarzyszami. Mieli wiele do omówienia i decyzje do podjęcia. Decyzje tym trudniejsze, że ilość problemów się mnożyła i jak to zazwyczaj trudno z góry stwierdzić, która z podjętych decyzji będzie w toku rozwoju wydarzeń lepsza od pozostałych. Tego nigdy nie można było być pewnym. Ważne, żeby działać. Tak przynajmniej powtarzał jej mentor.

- Sama jestem rozerwana w temacie co robić dalej. Chętnie bym poszukała i dorwała tego Beriga Hagena tym bardziej, że podobno można go spotkać całkiem niedaleko przy bagnach. Mam wrażenie, że osada ze swoim cokołem i strażnikami póki co powinna sobie poradzić z obroną własnych ludzi. Natomiast ci zaginieni potrzebują naszej pomocy bardziej. Nie wiem tylko czy udać się dalej na poszukiwanie efektów wydarzeń czyli samych zaginionych czy raczej próbować rozwiązać przyczynę tych zniknięć. Jeżeli to prawda czego się dowiedziała, to odnajdując Bergina zlikwidujemy przyczynę zniknięć, skoro to on podobno stoi za tym wszystkim. Potem będąc pewnym, że już nikt więcej nie powinien zniknąć poszukany reszt zaginionych. To jest moje zdanie, ale otwarta jestem na dyskusje. - Seelah wyłożyła swoje zdanie w jednej wypowiedzi. Była przekonana, że to póki co najlepsze rozwiązanie, ale potrafiła tez uszanować opinie współtowarzyszy.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 11-01-2022, 08:32   #82
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
22 Calistril 4721 - Amiri, Harry, Idir, Seelah - zmierzch - ruiny wieży

Po pospiesznym uradzeniu, co zrobić dalej, grupa podjęła decyzję: kolejne wyjście w głuszę, aby dojść do znanego miejsca, gdzie ponoć miał być Berig Hagen.

Skąd uczennica wiedźmy o tym wszystkim wiedziała i jak się dowiedziała, tego wiadomo nie było i po części wyprawiali się tak, jak wcześniej - z raczej wątpliwym tropem, który mógł zostać podany przez wariatkę zamkniętą w celi.

Z drugiej strony, uczennica wiedźmy raczej nie miała powodu, aby kłamać, a przywrócenie jej dobrego imienia zapewne miało uratować jej życie, bowiem - jak zdołali się o tym przekonać awanturnicy - w karczmie od paru dni już otwarcie mówiono, żeby wywieźć ją na szafot. Strach i paranoja, dotychczas ukrywane przez mieszkańców Dziupli, powoli wychodziły na jaw.

Zanim jednak poszli, Seelah poszła do maga-kowala, który zaklął energię kamienia runicznego w jej broń. Po zabiegu, paladynka odczuła w swoim mieczu różnicę: teraz jej miecz był nieco lżejszy i jej dłoń wprawniej leżała na rękojeści.

Załatwiwszy swoje sprawy, odeszli, tak jak zawsze, bramą północną.

~

Czterech awanturników - Amiri, Harrym, Idir i Seelah - podróżowało z powrotem w stronę bagien pod Lasem Nowiu.

Pogoda na szlaku była taka sama, jak zwykle: zimno i plucha, które zagościły od początku Calistril w Dolinie Nowiu utrzymywały się od dobrych paru tygodni. Słońce czasem tylko wychylało się zza zachmurzonego nieba, z którego padał śnieg i deszcz.

Po drodze słyszeli wilki, ale nauczeni już wcześniejszym doświadczeniem, byli w stanie podążać szlakiem tak, aby je ominąć. Ostatecznie, trafili tam, gdzie wskazała im uczennica wiedźmy.

~

Kawał ruin, o którym mówiła uczennica wiedźmy okazał się być czymś w rodzaju jakiejś wieży wartowniczej albo baszty. Ciężko było się domyślić, czym ta budowla była wcześniej, bowiem gruz był rozsypany wszędzie. Skruszone mury formowały okrąg, a wewnątrz znajdowały się murszejące pozostałości kondygnacji. Obok niego były pozostałości muru.

Podeszli nieco bliżej.

Na murze oplątanym zaschniętymi pnączami były jakieś znaki wypisane, zdaje się, węglem, jednak nikt nie potrafił zrozumieć, co tam było napisane. Idir wypatrzył, że runy na szponach sowodźwiedzia i znaki na zdobytych nożach nosiły bardzo podobne inskrypcje.

W kolistych fundamentach i pozostałościach wieży, wewnątrz tego, co kiedyś było budowlą, znajdowały się schody, które prowadziły w dół, do lochu, który - o dziwo - nie był zalany wodą i mułem z bagien wokół, a w każdym razie, nie cały.

Dla wszystkich poza Harrym, zejście schodami ziało po prostu czernią. Wyostrzone zmysły półelfa jednak były w stanie zobaczyć już pod ziemią małe pomieszczenie z paroma zniszczonymi sprzętami wewnątrz i pojedyncze dźwierze wychodzące na południe.

~

22 Calistril 4721 - Merisiel - zmierzch - bagna pod Lasem Nowiu

Merisiel przeszukiwała ruiny przez dłuższy czas. Szło nieco wolniej, bowiem byłą sama: nie była niepokojona przez nikogo. Jej towarzysze postanowili zrobić opodal mały obóz, który miał posłużyć do ewentualnych wypadów.

Wiele wejść było po prostu chybionych: elfka parę razy zeszła na dół w coś, co zdawało się być schodami, aby zaraz potem stwierdzić, że wnętrze było zalane błotem i bagiennym szlamem, który na dodatek był zamarznięty. Tak spędziła parę godzin na poszukiwaniach.

Wreszcie, Merisiel natknęła się na pęknięty fundament. Szczelina w zamarzniętym gruncie była długa na paręnaście kroków i otwierała się w ciemną czeluść, oświetlaną tylko zachodzącym zimowym słońcem. Elfka jednak dojrzała wewnątrz, że - o dziwo! - była to w miarę sucha piwniczka, jeśli nie liczyć paru większych kałuż, powszechnej wilgoci i zmarzniętych grzybów.

Odległość do podłogi na dole była - jak liczyła Merisiel - jakieś dziesięć, może dwanaście metrów. Wzrok elfki przebił półmrok i stwierdziła, że na dole znajdowały się jakieś resztki - jakiś złamany miecz i parę rozbitych skrzyń, a także chyba coś, co kiedyś było szkieletem schodów, teraz jednak żelazne schody leżały na podłodze, roztrzaskane i zardzewiałe. Na dole znajdowało się dwoje drzwi, jedno na południe, drugie na północ, które były lekko uchylone.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 15-01-2022 o 10:31.
Santorine jest offline  
Stary 14-01-2022, 17:41   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przed wyruszeniem w drogę Idir uzupełnił swe zapasy, zaopatrując się w dwie mikstury leczące i nieco jedzenia. Nic więcej nie było mu do szczęścia potrzebne.
No może nie w ogóle, ale w tym momencie to wystarczało.

* * *

Do miejsca wskazanego przez uczennicę wiedźmy trafili bez większych problemów. Zapewne po prostu dopisało im szczęście, a Idir miał nadzieję, że się ono od nich nie odwróci.

- Zapalamy pochodnie i wchodzimy tam - spytał zaklinacz, spoglądając w dół schodów - czy - przeniósł wzrok na Harry'ego - chcesz najpierw sam sprawdzić, czy warto tam schodzić?
- A, jeszcze jedno... - dodał. - Może się rozejrzymy po okolicy i sprawdzimy, czy ktoś się tu ostatnio kręcił?
 
Kerm jest offline  
Stary 15-01-2022, 06:15   #84
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Zanim ruszyli Seelah odwiedziła kowala który zaklął runiczny kamień w jej miecz. Równica była wyczuwalna od razu jednak ostateczny test chciała przeprowadzić w walce

Do ruin wskazanych przez przesłuchana przez nią więźniarkę dotarli bez problemów i nie napotykając nikogo.
Postanowili zejść od razy na dół choć pomysł Idira był również dobry i przede wszystkim zasadny. Najgorsze co można było zrobić to zlekceważyć zwiad i pozostawić sobie ewentualnych wrogów za plecami.

- W sumie masz rację. Chyba lepiej najpierw zrobić zwiad. - Paladynka przychyliła się do opinii towarzysza.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 15-01-2022, 10:34   #85
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Elfka pozostawiła grupę jej nowej bądź tymczasowej drużyny i poszła szukać wejścia. Była już na tyle daleko, że nie słyszała Ludwiga mogła zebrać myśli.

W co ty się pakujesz co? Chyba nie myślisz, że o ot tak zaprowadzisz go pod Olfden i puści cię wolno? Chyba nie znasz ludzi aż tak bardzo - kłóciła się ze sobą w myślach. Lustrując kolejną część lasu mogła polegać na swoim słuchu. Na szczęście nikt jej nie przeszkadzał. Tak minęło ładnych parę godzin, gdyż Merisiel chyba i to nie raz nie dwa.

Gdyby był tu Harry poszłoby znacznie szybciej - pomyślała dziewczyna i spojrzała na ruiny, które zdecydowanie różniły się od pozostałych. Wypuściła z ulgą powietrze, gdy zobaczyła dwie kolumny z wejściem w ciemność. Jej wzrok był na tyle dobry, że przebijał się przez mrok. Żelazne pęknięte schody leżały na podłodze. Roztrzaskane skrzynie, które i tak znając życie były puste. Szkielet, pęknięty miecz. Coś tu się wydarzyło. Zeszła parę kroków, tak cicho jak się da by znaleźć się na ziemi. Chciała podejść do drzwi, które były uchylone na północ. Jak się uda, otworzy je.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 17-01-2022, 16:59   #86
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Kolejna wyprawa poza Dziuplę tym razem zwiastowała nieco większe szanse powodzenia. Wiedzieli, kogo szukają i wiedzieli, że tajemnicza Pani Lasu może grać w całym tym ambarasie jakąś rolę. Harry więc przezornie zaopatrzył się u alchemika w ziele Erastila, gdyby postanowili ubiegać się o audiencję u leśnej monarchini. Pół-elf był ciekaw, kto zacz, ale nie miał zamiaru sam wyrywać się do rytuału. Leśne stworzenia i dziwne, mityczne istoty nie były towarzystwem, którego szukało się samopas.

- Tam w dole jest jakaś klitka z zepsutym osprzętowaniem - oznajmił towarzyszom, wytężając wzrok. - Idzie to dalej, są jakieś drzwi.

Harry stał u szczytu schodów ze swoim wiernym łukiem w dłoniach i rozejrzał się po okolicy. Może i szybki zwiad był roztropną decyzją? Pokiwał głową na słowa towarzyszy i postąpił krok, dwa od stopni.

- Sprawdzę okolicę - oznajmił. - Możecie zejść i zobaczyć konkretnie, co tam w dole leży, ale nie idźcie dalej beze mnie.
 
Aro jest offline  
Stary 17-01-2022, 18:30   #87
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
22 Calistril 4721 - Amiri, Harry, Idir, Seelah - zmierzch - ruiny wieży

Zwiad wokół, na który wybrał się Harry, nie trwał zbyt długo: w okolicy wokół nie było na pewno nikogo, kto mógł im zagrażać. Drzewa i ruiny wszędzie wokół wyglądały podejrzanie, ale Tropiciel nie doszukał się żadnego niebezpieczeństwa.

Znalazł jednak ślady. Całkiem sporo śladów. Były to ślady małych humanoidów, ale był całkiem pewien, że tym razem nie były to gobliny Ludwiga.

Wreszcie, po dłuższym czasie rekonesansu w bagnistej głuszy, znalazł trupa.

Mężczyzna - niziołek - miał w swoich rękach siekierę, a przy sobie plecak z bukłakiem i wodą. Wyglądał zupełnie, jakby spał, gdyby tylko nie wielka szrama na jego szyi od ucha do ucha, która wyglądała jak ugryzienie czegoś całkiem sporego. Zapewne był to niziołek, o którym usłyszeli w Hultaju.

~

Kiedy tylko Harry skończył zwiad, ludzka część drużyny zapaliła pochodnie. Amiri, Seelah i Idir odpalili od krzesiwa łuczywo, którego blask przebił ciemność.

Barbarzynka także przeszukała pobieżnie okolicę, odkrywszy ślady. Parę z nich było świeże, które wyglądały na ludzkie i które prowadziły w głąb zrujnowanego przejścia.

Harry także mógł stwierdzić, że były tutaj ślady, które nie należały do ludzi. Parę odcisków w bagiennym szlamie wyglądało, jakby ktoś tarzał się w błocie albo ciągnął spore gałęzie przez bagno.

Amiri, schylona nad zabrudzonym śladem, rzekła wreszcie, rozpoznawszy, czym były:

- Leszy - rzekła, a jej twarz spochmurniała. - No, panowie… Robota druidów, ani chybi. Wiecie, co to jest? Takie małe draństwo, co przywołują na rozkazy. Jak goblin. Wicie, rozumicie? Pomocnicy druida? Małe, zielone tałatajstwo.

Barbarzynka podniosła nieco wyżej jakiś kawał badyla.

- Będzie ich tutaj więcej. Czuj duch!

Załatwiwszy sprawy na powierzchni, towarzystwo załadowało się do lochu na dole.

~

Na dole panował rozgardiasz i zimno. Śmieci leżące na podłodze okazały się zbutwiałym drewnem - parę wyłamanych nóg stołu, gdzieś indziej leżący jego blat. Znalazło się także parę desek z rozbitych skrzyń i parę innych śmieci, jak zardzewiałych rondli i powyginanego metalu.

Jak się okazało, na północy także znajdowało się wyjście, jednak wyłamane z zawiasów drzwi pokazywały zawalony korytarz i popękane ściany.

Przy zachodniej ścianie klęczała mała sylwetka, a pod nią leżała kolejna.

Kiedy podeszło się bliżej, sylwetka ta okazała się… Dziwnym stworem, który bardziej przypominał lalkę zrobioną z patyków i wiechci słomy

Trup kobiety, który był zaraz pod nim - zaraz było poznać, że trup, jako że było to bezgłowe truchło - leżał, a stwór gmerał we wnętrznościach zwłok swoimi długimi, badylowatymi palcami długimi niczym odnóża pająka. Wydawał się być całkowicie pochłonięty trupem i nie zauważył podróżników.

~

22 Calistril 4721 - Merisiel - zmierzch - bagienne ruiny

Elfka, zdawszy sobie sprawę z tego, że zejście na dół to upadek przynajmniej dziesięć metrów w dół, wyciągnęła sznur z plecaka i przywiązała go do omszałego głazu przy szczelinie w fundamencie. Następnie, ześlizgnęła się w dół i bez dźwięku upadła na posadzkę.

Pomieszczenie było puste, nie licząc paru rupieci, które wydawały się tutaj być od paru stuleci. Zawalone schody leżały w poprzek, a w kącie był jakiś regał, który przewrócił się. Stosy zamokniętych wilgocią ksiąg i zwojów leżały w nieładzie w kącie. Zmarznięty grunt wydzielał z siebie chłód, a nad posadzką unosiła się lekka mgła.

Merisiel, chcąc podejść bliżej, zastygła nagle bez ruchu.

Zza uchylonych drzwi dobiegały od czasu do czasu odgłosy - coś, jakby szuranie albo kapiąca woda. Było to pierwsze, co wychwyciły zmysły elfki.

Drugim - i to było znacznie poważniejsze - był szczegół podłogi, który Łotrzyca wypatrzyła. Obok wyjścia z pomieszczenia podłoga zdawała się być niższa, a jeden z brzegów wgłębienia sugerował, że był tam zawias.

Zapraszam na doca na odpisy w tej rundzie
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 17-01-2022 o 18:41.
Santorine jest offline  
Stary 27-01-2022, 10:27   #88
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Elfka, zdawszy sobie sprawę z tego, że zejście na dół to upadek przynajmniej dziesięć metrów w dół, wyciągnęła sznur z plecaka i przywiązała go do omszałego głazu przy szczelinie w fundamencie. Następnie, ześlizgnęła się w dół i bez dźwięku upadła na posadzkę.

Pomieszczenie było puste, nie licząc paru rupieci, które wydawały się tutaj być od paru stuleci. Zawalone schody leżały w poprzek, a w kącie był jakiś regał, który przewrócił się. Stosy zamokniętych wilgocią ksiąg i zwojów leżały w nieładzie w kącie. Zmarznięty grunt wydzielał z siebie chłód, a nad posadzką unosiła się lekka mgła.

Merisiel, chcąc podejść bliżej, zastygła nagle bez ruchu.

Zza uchylonych drzwi dobiegały od czasu do czasu odgłosy - coś, jakby szuranie albo kapiąca woda. Było to pierwsze, co wychwyciły zmysły elfki.

Drugim - i to było znacznie poważniejsze - był szczegół podłogi, który Łotrzyca wypatrzyła. Obok wyjścia z pomieszczenia podłoga zdawała się być niższa, a jeden z brzegów wgłębienia sugerował, że był tam zawias.

Zeszła po linie na sam dół, aż jej stopy zetknęły się z podłożem. Zbliżała się do drzwi i je pchnęła. Pomieszczenie było duże i miało kształt sześcioboku, było puste nie licząc paru rupieci walających się tu i ówdzie. Nie była dobra we zwojach czy księgach, więc sobie je odpuściła. Natomiast jeden szczegół nie dawał jej spokoju. Mianowicie na podłodze, idą w kierunku wyjścia, podłoga zapadała się. Podeszła nieco bliżej by się przyjrzeć.

Merisiel przez parę chwil przyglądała się pułapce i wreszcie dostrzegła mechanizm, który odpowiadał za zapadnię. Spędziła nad nim około dwudziestu minut - pierwszy raz rozbrojenie się nie udało i dopiero za drugim razem elfce udało zablokować mechanizm. Pułapka została rozbrojona, a przejście było bezpieczne.

<Merisiel przeszukuje pomieszczenie, bardzo dokładnie. Skoro rozbroiła pułapkę>

Elfka zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. W poprzek sześciokątnego pomieszczenia leżały pozostałości po schodach, które zapewne kiedyś prowadziły na sam szczyt. Teraz jednak żelazny słup leżał bez ładu, a skorodowane resztki metalu leżały na kamiennej podłodze razem ze zbutwiałym drewnem. Drewno zapewne było kiedyś stopniami spiralnych schodów.

Na południowym zachodzie leżał stos zgniłych papierzysk. Był to przewrócony regał, pod którym znajdowały się opasłe tomiszcza i zwoje. Elfka niewiele rozumiała z tych zapisów, ale na pierwszy rzut oka te księgi i zwoje były zapisane krasnoludzkimi runami.

Parę ksiąg było zapisane we wspólnym. Ich tytuły brzmiały: “Historia Południowego Wybrzeża”, “Ostatni Zachód”, “Historia Turni Droskara”.

Sporo ksiąg było po prostu zniszczonych, a z resztek niewiele dało się odczytać.

Wielkie wrota na południu pomieszczenia, gdzie była elfka, zdawały się być zamknięte.

~

Drzwi, który były uprzednio zabezpieczone pułapką prowadziły do wąskiego korytarza.

Korytarz był słabo oświetlany jakimiś fosforyzującymi grzybami. Elfka zauważyła, że pomimo hulającego wichru na powierzchni i zimna, tutaj temperatura była nieco wyższa.

Korytarz zakręcał na północ. Tam wiódł jeszcze parę metrów i w końcu otwierał się na większą salę.

~

Sala była wspierana przez cztery wielkie filary, a mrok był rozświetlony fosforyzującymi naroślami.

Kamienna posadzka była uwalana mieszanką błota, gałęzi, mchu. Z tych gałęzi, na środku pomieszczenia, elfka wypatrzyła małe klatki, jakby kosze, wewnątrz których chyba były jakieś istoty.

Na samym środku Merisiel zauważyła sporych rozmiarów sylwetkę.


Stwór przechadzał się wolno między stosami gałęzi. Zdawało się, że nie zauważył Merisiel - elfka skradała się zbyt dobrze, by zostać odkryta.

Było tu jeszcze coś - na zachodzie pomieszczenia z filarami, elfka dojrzała małą dziurę, nie większą niż nora borsuka.

W sali, do której dotarła elfica, było ciemno jednak jej wzrok był na tyle wyostrzony, że widziała tak dobrze jak za dnia. Nie przeszkadzały jej nawet świecące grzyby. Pomieszczenie było podtrzymywane przez cztery duże filary. Było zdecydowanie większe niż, to w którym była. Mimo panującego chłodu, w sali zrobiło się jakby cieplej. Przekroczyła próg i spojrzawszy w lewo dostrzegła klatki zrobione z gałęzi, zauważyła, że ktoś mógł tam być. Natomiast na środku ujrzała sporych rozmiarów sylwetkę. Zdawało się, że ono jej nie widzi. Podeszła, więc wzdłuż ściany wyglądając dziury.

Merisiel skradała się między filarami. Na szczęście, tutaj poszło łatwo: ciche kroki elfki nie zostały usłyszane przez nikogo.

Wgramoliła się do tunelu, ten zaś prowadził dalej na północ i w końcu ponownie wychodził w pomieszczeniu z filarami, tym razem jednak bliżej drzwi na północnym zachodzie. Przejście przez zasłany pajęczynami tunel nieco zajęło, jednak ostatecznie się udało.

Zaraz obok tunelu było kolejne przejście.

Przynajmniej ominęła to dziwne stworzenie i nie narobiła niepotrzebnie hałasu. Mogła na spokojnie przejść obok niego. Niedaleko ujrzała kolejne przejście, postanowiła i tam zaryzykować. Jak się o będzie kolejna ślepa uliczka to stawi czoło temu stworzeniu.

Elfka odczekała parę chwil, sprawdzając, czy tamten przypadkiem jej nie szuka. Jednak nie: stwór niemalże nie poruszał się, będąc w jakimś stuporze.

Merisiel nie była pewna, czy będzie mogła dać radę jemu w pojedynkę. Ostatecznie, stwór był całkiem pokaźnych rozmiarów. Być może była to dobra okazja na sprowadzenie sojuszników?

Wreszcie, kiedy upewniła się, że przeskradanie się pod drzwi nie zostanie wykryte, podeszła pod nie i wolnym krokiem szła krótkim korytarzem.

Ten zaś skończył się po parunastu krokach elfki. Merisiel ujrzała wielką salę. Ujrzała dziwny widok:

Na samym środku sali stało wielkie drzewo, które zdawało się uschnięte. Drzewo to - zdaje się, dąb - wrastało w popękaną podłogę, a jego korzenie czasem wystawały z kamiennego gruntu.

U stóp wielkiego drzwa sali stał mężczyzna ubrany w kościaną maskę jelenia. Mruczał on zaklęcia, a z jego palców co parę chwil błyskały wiązki energii.


Obok niego, w jednej z klatek znajdował się nieprzytomny mężczyzna. To nad nim zamaskowany mruczał zaklęcia.

Podczas, gdy Merisiel weszła do jeszcze większego pomieszczenia i ujrzała wielkie drzewo, które przykuło jej wzrok stwierdziła w myślach, że może by się tak cofnąć i zawołać resztę? Nie był to głupi pomysł, i tak za dużo już się dowiedziała o tym miejscu. Ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Była już na tyle daleko, że postanowiła zawrócić po swoich śladach.

Skradając się tak cicho, jak mógł to zrobić tylko elf, Merisiel powoli wycofała się z podziemi. Najpierw podeszła do progu drzwi, potem z powrotem tunelem w pomieszczeniu z filarami i wreszcie liną z powrotem w górę. Oczywiście, nikt nie mógł zagwarantować, że jeśli wrócą tutaj, to wszyscy będą mogli poruszać się tak cicho, jak ona.

Kiedy wyszła i poszła parędziesiąt minut w stronę obozu Ludwiga, zastała swoich kompanów zajętych ustawianiem obozu. Obóz ten był mały i w zasadzie niezauważalny z dalszej odległości: ot, parę rozłożonych śpiworów, zamaskowany szałas i dziwne urządzenie Ludwiga, które wydawało z siebie ciepło bez dymu.

- Ach, wróciłaś - pokiwał z zadowoleniem głową Ludwig. - Widzicie? - zwrócił się do krasnoluda i kapłana. - Elfka zna się na robocie, nie opuści nas. Rzeknij no, co ci się udało dowiedzieć!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 30-01-2022, 09:21   #89
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Na dole panował rozgardiasz i zimno. Śmieci leżące na podłodze okazały się zbutwiałym drewnem - parę wyłamanych nóg stołu, gdzieś indziej leżący jego blat. Znalazło się także parę desek z rozbitych skrzyń i parę innych śmieci, jak zardzewiałych rondli i powyginanego metalu.

Jak się okazało, na północy także znajdowało się wyjście, jednak wyłamane z zawiasów drzwi pokazywały zawalony korytarz i popękane ściany.

Przy zachodniej ścianie klęczała mała sylwetka, a pod nią leżała kolejna.

Kiedy podeszło się bliżej, sylwetka ta okazała się… Dziwnym stworem, który bardziej przypominał lalkę zrobioną z patyków i wiechci słomy

Trup kobiety, który był zaraz pod nim - zaraz było poznać, że trup, jako że było to bezgłowe truchło - leżał, a stwór gmerał we wnętrznościach zwłok swoimi długimi, badylowatymi palcami długimi niczym odnóża pająka. Wydawał się być całkowicie pochłonięty trupem i nie zauważył podróżników.

Idir nie wahał się nawet przez ułamek sekundy - posłał w potwora potwora garść magicznych pocisków.

Pociski pomknęły z dłoni Idira i niezawodnie trafiły dziwaczną kreaturę, która w momencie uderzenia natychmiast rozpadła się na parę części: magiczna eksplozja błysnęła, a po potworze pozostały jedynie spalone resztki.
Seelah nie zdążyła nawet wyjąć miecza gdy było już po walce. Chyba jedynie przydała by się miotła, żeby posprzątać resztki.

Po krótkim starciu zapadła ponownie cisza.
- Może dało się to inaczej załatwić - powiedział cicho Idir - ale nie chciałem ryzykować - dodał.

Amiri podeszła do resztek leszego i kopnęła je w kąt.

Jak się okazało, trup kobiety miał w środku dziwną narośl, która powoli pulsowała - coś, jakby roślina, która wolno rosła wewnątrz zwłok. Na twarzy Barbarzynki odmalował się grymas obrzydzenia.

- Idziemy dalej? - spytała Amiri, wskazując brodą na drzwi na południu.
- A co będziemy tu stali. - powiedziała paladynka ruszając pomału dalej.
- A co z tym...? - Idir wskazał na narośl w ciele kobiety. - Macie pojęcie, co to może być? Może wyrośnie z tego kolejny taki stworek?
- Przypalcie to może pochodnią - zaproponował Harry, trącając zwłoki czubkiem buta z grymasem na twarzy.

Amiri podeszła nieco bliżej i przypaliła pochodnią coś, co było wewnątrz zwłok. Zaśmierdziało, uniósł się dym… Zwłoki zadrżały i jakby próbowały powstać, jednak było już za późno. Bezgłowy trup został na swoim miejscu, a potężny kopniak Barbarzynki odwrócił go na drugą stronę. Wreszcie, znieruchomiał.

Seelah podeszła nieco bliżej południowego wyjścia z pomieszczenia.

Pochodnia oświetliła stary korytarz, który być może istniał tutaj od stuleci. Zaraz na jego początku były kolejne zwłoki, tym razem jakiegoś mężczyzny, niziołka. Mężczyzna leżał na wznak, a posadzka prześwitująca przez wielką dziurę w jego brzuchu i rozszarpana klatka zapewne były tym, co go zabiło. Trup nie był świeży: Harry ocenił, że leżał tutaj może dwa, trzy tygodnie.

To, co jednak przykuwało uwagę w wąskim tunelu były dwa kolejne ciała. Ściany były pokryte lepkim mchem, z którego wystawały badyle i korzenie. To właśnie w tych korzeniach zaplątane były kolejne ciała.

Po lewej i prawej stronie znajdowały się małe “kosze”, wiązanki z mchu, gałęzi, niczym klatki, trzymały w sobie ich ciała. Harry i Seelah zauważyli, że ich ciała były częściowo zrośnięte z drewnem: głowa jednego spoczywała w plątaninie mchu i błota, u drugiego korzenie, niczym igły, przenikały do nogi i do szyi. Obaj zdawali się być pogrążeni we śnie.

Idir zauważył, że nad posadzką unosiła się żółta mgiełka przypominająca zarodniki grzybów.

Harry wypatrzył, że korytarz u jego końca otwiera się na większe pomieszczenie. Z dala zdało się, że są tam jakieś filary i zwisające kawałki roślin.

- Trzeba to zniszczyć.... - powiedział z obrzydzeniem Idir. - Spróbuj ich odciąć. - Spojrzał na Seelah.
- Masz rację. Trzeba to zniszczyć. - Powiedziała paladynka i podjęła się próby odcinania wszystkiego co się dało i maksymalnie żeby usunąć całość. Szło ciężko, ale nie było to niewykonalne.

Odrąbanie więźnia z klatki zajęło parę minut. Seelah była silna i wprawna w mieczu, ale drewno zdawało się być twardsze niż zwykle. Po każdym z ciosów zaklętego miecza, korzenie ustępowały, a z odrąbanych kawałków sączyła się zielonkawa maź.

Z pierwszej z drewnianych klatek wypadła mała sylwetka. To, co wzięli z początku za niziołka, okazało się ludzkim dzieckiem. Chłopak wyglądał na może dwanaście lat. Jego skóra była także sina i zielona, a on sam był pogrążony w głębokim śnie, z którego nie wybudził się nawet wtedy, kiedy wyniesiono go z klatki.

~

W następnym pomieszczeniu znajdowały się cztery kolejne stwory, podobne do tego, który Idir zabił swoimi pociskami. Także w tym przypadku, pod każdym z nich znajdowały się zwłoki w różnym stadium rozkładu.

Pomimo całkiem głośnych odgłosów rąbania drewna poprzednio, żaden z nich nie wydawał się być w żaden sposób zainteresowany podróżnikami.

Było tutaj całkiem parno i cieplej niż na zewnątrz, gdzie hulał wiatr, jakby rośliny wszędzie wokół wydzielały ciepło.
- Nie podoba mi się to nic, a nic. Ciasno, parno... - Oznajmił Harry półszeptem, zerkając zza pleców Seelah w kierunku kolejnego pomieszczenia. - A tam kolejna ożywiona straż roślinna. Panie przodem?
- Powinniśmy zarżnąć ich wszystkich - warknęła Amiri.
- Nie chcę zużyć całej magii - powiedział cicho Idir. - Musicie wziąć sprawę w swoje ręce - dodał, biorąc w ręce kuszę. - Lepiej sobie poradzicie z tymi stworami, niż ja - przyznał. *

Postać - leszy - będąca na wschodniej stronie pomieszczenia zasyczała przeciągle i jak na zawołanie, pozostałe też zerwały się.


Chwiejnym krokiem, patykowata istota przebyła parę kroków. Wyciągnęła rękę i… Zaatakowała! Z jej długich rąk wytrysnęła seria ciernistych pocisków, dosięgając Seelah.

Paladynka dostała serią pocisków. Jeden z niej eksplodował przed jej twarzą i Seelah poczuła, że nie słyszy dobrze.

Harry skupił się na wrogu w najdalszym punkcie pomieszczenia. Następnie, wystrzelił parę strzał w tamtym kierunku.

Strzały dosięgnęły stwora… Ale tylko jedna zdawała się robić na nim jakieś wrażenie.

Leszy nagle zerwał się do biegu i podbiegł przed Amiri i zamachał gałęziastą łapą przed jej twarzą… Barbarzynka jednak uchyliła się.

Idir tymczasem dobył kuszy i wystrzelił… I trafił! Stwór zachwiał się lekko, ale dalej parł przed siebie.

Amiri zaczęła wrzeszczeć jak opętana. Mając swój wielki miecz już w łapach, zamachnęła się dwa razy na leszego obok niej. Chybiła jednak dwa razy

Seelah przestąpiła do leszego obok Amiri i wykonała dwa ataki.

Pierwszy przeciął tylko powietrze. Za drugi, razem, potężny atak magicznego miecza rozrąbał znaczną część drewnianego ciała. Gałęziasta bestia była poważnie ranna.

Tymczasem dwaj pozostali wrogowie biegli, zataczając się na nierównym podłożu.

Leszy, który wystrzelił wcześniej w Seelah ciernistymi pociskami, pokuśtykał bliżej niej i zaatakował swoimi wielkimi, gałęziastymi łapami… Ale te odbiły się od tarczy paladynki.*

Harry skupił się… I wystrzelił cztery strzały w kierunku swojego poprzediego przeciwnika.

Grad strzał odbił się od drewnianego pancerza, ale jedna ze strzał zagłębiła się w ciało stwora.

Stojący obok Amiri leszy zasyczał donośnie i przeciął powietrze pazurami, atakując Amiri. Barbarzynka jednak uchyliła się zręcznie przed ciosami.

Idir wystrzelił pocisk z kuszy, przeładował i ponownie wystrzelił. Pocisk pomknął przez powietrze i zagłębił się w ciele stwora, drugi zaś trafił, lecąc gdzieś w ciemność lochu.

Amiri zamachnęła się wreszcie swoim potężnym mieczem i rozpłatała stwora dwoje, rozbryzgując wszędzie zielonkawą substancję.

Następnie podbiegła do następnego i wzięła kolejny zamach, ale tamten uchylił się w ostatniej chwili.

Paladynka po raz kolejny wyprowadziła uderzenie swoim magicznym mieczem na przeciwnika obok niej. Pierwszy raz jej ostrze odbiło się od drewnianego pancerza, ale krzepka baba poprawiła dwoma kolejnymi i przeciwnik padł bez życia.

Obwinięty lianami stwór próbował chlasnąć Amiri swoimi mackami, ale ta uchylała się zręcznie.

Drugi, ten, do którego strzelał Harry, podreptał także do Barbarzynki. Ta uchyliła się prawie przed wszystkimi jego ciosami, ale jeden z ciosów trafił ją i rozorał boleśnie jej bok. Warcząca i prychająca kobieta ze strasznym wyrazem twarzy zdawała się tego nie zauważać.

Półelf rzucił łuk, podbiegł za plecy patykowatego, dobył zza pasa swój myśliwski nóż i chlasnął nim w plecy. Ten, flankowany, nie potrafił uchylić się przed ciosem Tropiciela. Potężny cios rozciął pancerz leszego, a ten padł i znieruchomiał.

Idir zaś przeładował i wystrzelił. Bełt odbił się jednak od pancerza i upadł na posadzkę.

Sprawę zakończyła Amiri. Kobieta, wyjąc dziko, pchnęła wielgachnym mieczem w patykowatego stwora. Potężna sztaba żelaza przebiła go, a on znieruchomiał.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 08-02-2022, 08:30   #90
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Po skończonej walce, Amiri splunęła i wyciągnęła ze swojej torby miksturę leczącą.

Paladynka tymczasem szeptała słowa modlitwy leczącej rany. Barbarzynka podała jej jeszcze dodatkowo jedną ze swoich mikstur leczących.

- Wszyscy cali? - zapytała Amiri. - Spalmy te trupy, tak jak tego poprzedniego. Co zrobimy z tamtym? - wskazała na uwolnionego z klatki.

- Spalmy, co się da. a tamtego będziemy musieli zabrać ze sobą - powiedział Idir. - Wszak nie zostawimy go na pastwę kolejnych stworów lub zwierząt.

Parę chwil później i kolejne ciała - lub też raczej, dziwne rośliny, które były w nich - zajęły się ogniem. Amiri i Seelah przypaliły pochodniami to, co trzeba. Amiri wreszcie wzięła w nieprzytomnego chłopca.

- Wygląda, jakby niemal nie żył - skomentowała rosła kobieta, nasłuchując oddechu. - Wszyscy cali? Świetnie. Idziemy!

Podróżnicy ostrożnie szli przez kolejne korytarze. Napotkali po drodze jeszcze parę pomieszczeń - pustych, jeśli nie licząc paru śmieci w postaci zbutwiałego drewna, rozbitych beczek i połamanych sprzętów. Harry ponownie przypomniał sobie o opowieściach o tym miejscu - jak to ruiny, które były pod Lasem Nowiu miały ongiś należeć do miasta, które przepadło razem z dawną erupcją Turni Droskara.

Wreszcie, pokonawszy parę ostatnich korytarzy, wyłonili się w wielkiej sali, na której środku znajdowało się uschnięte drzewo…

~

Skradając się tak cicho, jak mógł to zrobić tylko elf, Merisiel powoli wycofała się z podziemi. Najpierw podeszła do progu drzwi, potem z powrotem tunelem w pomieszczeniu z filarami i wreszcie liną z powrotem w górę. Oczywiście, nikt nie mógł zagwarantować, że jeśli wrócą tutaj, to wszyscy będą mogli poruszać się tak cicho, jak ona.

Kiedy wyszła i poszła parędziesiąt minut w stronę obozu Ludwiga, zastała swoich kompanów zajętych ustawianiem obozu. Obóz ten był mały i w zasadzie niezauważalny z dalszej odległości: ot, parę rozłożonych śpiworów, zamaskowany szałas i dziwne urządzenie Ludwiga, które wydawało z siebie ciepło bez dymu.

- Ach, wróciłaś - pokiwał z zadowoleniem głową Ludwig. - Widzicie? - zwrócił się do krasnoluda i kapłana. - Elfka zna się na robocie, nie opuści nas. Rzeknij no, co ci się udało dowiedzieć!

-Podczas, gdy wy rozstawialiście obóz, ja znalazłam wejście do podziemi- zaczęła elfka -trochę mi to zajęło, ale w końcu się udało. Najpierw musiałam zejść po linie, bo schody się zapadły, chyba wystarczająco długo to stoi. Zeszłam, więc i znalazłam drzwi, poszłam na północ otwierając je - tu zrobiła pauzę, po czym kontynuowała -Na pierwszy rzut oka nic nie mogłam zrozumieć. Było pusto, nie licząc przewróconych regałów ze zwojami. Później jak wzrok przywykł do ciemnicy dostrzegłam pułapkę, którą rozbroiłam. Pokażę wam, w którym miejscu - rzekła i usiadła na chwilę.
-Pominęłam ją i poszłam dalej korytarzem, który skręcał w lewo. Aż dotarłam do kwadratowego pomieszczenia, gdzie było już jakby cieplej. Na pewno też to poczujecie. Ok, ale kontynuując. Moje oczy widzą więcej, także wy będziecie zdatni na mnie najwyżej. Dobra. Weszłam tam i usłyszałam kroki, ktoś przechadzał się wszerz pomieszczenia. Ujrzałam go. Duża istota, albo mi się wydawało przez panujące tam warunki, lekka mgła. Na podłodze są fosforyzujące narośla dając nikłe światło. Klatki z gałęzi, w których coś było. Nie miałam odwagi sprawdzać tego sama - kontynuowała co widziała.
-Na szczęście obok był mały kanał, gdzie mogłam się prześlizgnąć. Kanał poprowadził mnie aż do końca sali wspartej na czterech filarach. Minęłam stwora i dotarłam do jeszcze większego pięciokątnego pomieszczenia z wielkim drzewem na środku. U stóp drzewa stał mężczyzna z kościaną maską jelenia. Coś inkantował, bo co chwila z jego palców przeskakiwały wiązki energii. Tam też, tylko w znacznej ilości, były klatki gałęzi z kimś w środku. Tam postanowiłam zawrócić do was - wypowiedziała się elfka.
-Sama nie dam rady, także chodźcie - rzekła Merisiel.

Ludwig spojrzał na swoim towarzyszy, którzy ponuro pokiwali głowami. Zdaje się, że zrozumieli coś.

- To on! - wykrzyknął wreszcie Ludwig. - To ten, który zabrał moją księgę! Zabieramy się, konfratrzy! Przygotujcie się na walkę, bowiem tamten drab tanio swojej skóry nie sprzeda!

Zawołanie Ludwiga zmobilizowało pozostałych członków drużyny. Gibremm, kapłan Asmodeusza dobył swojego półtoraka, a krasnolud, Gruggan Czarnomłot, zacisnął swoje wielkie jak bochny łapy na toporze.

Grupka pędem puściła się w stronę miejsca, które wskazała Merisiel. Jeden po drugim opuścili się na linie, która prowadziła do wejścia.

- Uważajcie - mruknął Ludwig. - To tutaj Merisiel gadała, że był ten stwór…

Jednak po wejściu okazało się, że stwór zniknął. Zostały tylko klatki z korzeni i gałęzi, które Gibremm trącił butem.

- Ktoś tu jest - mruknął.
- Ani chybi magia jednego z rozdziałów Liber Vermiculus - pokiwał głową Ludwig. - Niech go diabli!

Wreszcie, przeszli parę kolejnych korytarzy, podążając za przewodnictwem Merisiel. Aż ostatecznie doszli do wielkiej sali…

~

Wielka sala, na której środku znajdowało się uschnięte drzewo, była oświetlana fosforyzującymi grzybami. Mróz i zimny wiatr, które panowały na górze, nie miały tutaj dostępu. Przeciwnie, było tutaj cieplej i nieco parno, jakby nagle podróżnicy dostali się z lodowatych bagien do dżungli.

Posadzka, choć stabilna, była zapaćkana błotem i patykami, tu i ówdzie zaś przezierały z niej korzenie i małe rośliny. Zdaje się, że to z nich emanowało ciepło. Szlam i błoto formowało niekiedy małe kałuże. Idir i Harry zauważyli, że czasem w tych kawałkach grząskiej gleby poruszało się coś.

Było też coś jeszcze. Klatki. Więcej klatek uformowanych z gałęzi. Podróżnicy wiedzieli, co tam było - mieszkańcy Jastrzębiej Dziupli. Prości drwale, robotnicy Konsorcjum. Ale były także i zaginione dzieci. Dlaczego? Po co wszystko?

Dwie grupy - w pierwszej byli Amiri, Seelah, Harry i Idir, w drugiej zaś Merisiel, Ludwig, Gruggan Czarnomłot i Gibremm, akolita Asmodeusza - stanęły po przeciwnych stronach.

- To ona! - wykrzyknęła Amiri, wskazując na Merisiel. - Wróciła, żeby zebrać w mordę! - Barbarzynka strzeliła palcami.

Na samym środku jednak, dotychczas ignorowany, znajdował się zamaskowany mężczyzna, obok którego stał patykowaty stwór, którego wcześniej już zauważyła Merisiel. W lewej ręce miał księgę, w drugiej odcięty łeb barana.

Mężczyzna noszący maskę z kości jelenia zacmokał na widok podróżników.

- Więcej mięsa - spod kościanej maski wydobył się świszczący głos. - Królowa wynagrodzi nas sowicie, kiedy dostarczymy jej te kąski.

W rękach mężczyzny znajdował się strzęp księgi, w którym Ludwig natychmiast rozpoznał brakujący fragment.

- Nie wiem, kim jesteś, ale zapłacisz za to, żeś mi księgę ukradł! - wykrzyknął Ludwig, już dobywając wybuchowe mikstury z połów płaszcza.

Odpowiedzią na słowa Ludwiga był jednak ten sam, świszczący głos:

- Poddajcie się - rzekł zamaskowany mężczyzna. - A śmierć wasza lekką będzie…

- Poczekajmy... Może się wzajemnie pozabijają... - szepnął Idir.
- Lepiej nie zostawiać ich losu fortunie - ripostował Harry, wbijając wzrok w oddalonego Ludwiga i sięgając po strzałę.
Idir co prawda wolałby, by grupa Ludwiga oraz rogaty stwór nadwyrężyli najpierw swe siły, a potem Idir i jego kompani ruszyliby na tego, kto by przeżył, ale skoro Harry miał inne pomysły…

Tropiciel skoncentrował się na Ludwigu, napiął swój łuk i wystrzelił trzy strzały niczym błyskawica.

Strzały wzbiły się w powietrze wysokiej sali… Jednak nie trafiły. Ludwig był za daleko, żeby sięgnąć strzałą Tropiciela.

Słysząc strzały świszczące mu nad uchem, zamaskowany obejrzał się za siebie i wydał z siebie przeciągłe westchnienie.

- Wasz wybór! - zawołał, wznosząc do góry odcięty łeb barana, który rozjarzył się nagle zielonkawą energią. - Słudzy! Obrońcy tronu lasu, istoty zrodzone z bagien! Usłyszcie zew Maggarda Zdrajcy!

Na te słowa, z błotnistych kałuż powoli zaczęły podnosić się wpół ludzkie kształty stworów podobnych temu, który stał obok mężczyzny w centrum.


Patykowate potwory wydały z siebie przeciągły pomruk i zawodzenie, wstając z błotnistego podłoża. Jeden wyglądał, jak jakieś dziwaczne połączenie spróchniałego drewna i gnijącego mięsa człowieka. Drugi miał łeb dyni i wielkie, gałęziaste szpony. Trzeci cały był oblepiony żywicą, czwarty był cały porośnięty trawą i ziołami łąk, piąty zaś porośnięty był w całości igłami i kolcami drzew i krzewów, jakie czasem widziało się na Turni Droskara.

- Zabijcie niewiernych! - zza maski dało się słyszeć podniecony głos. - Przynieście mi ich ciała…

Okazało się, że spotkała swoją byłą drużynę, nie sądziła, że tak szybko będzie jej dane się spotkać ponownie twarzą w twarz. Oczywiście nie zamierzałą oddać się im po dobroci skoro już taki kawałek drogi za nią.
[i]Jest czterech na czterech, nie licząc gościa w masce i patykowatych stworzeń, które zaroiły się nagle. Chyba mamy sytuację patową[i] - pomyślała białowłosa. Harry próbował zabić “jelenia”, ale nie udało mu się, natomiast świst strzały zmusił go do odwrócenia się w ich stronę. Grupa Merisiel miała przewagę.
Oszacowała, że mieli tymczasową przewagę, więc postanowiła nie wyciągać łuku, zaś wyciągnąć swój nowy nabytek od Ludwiga i zrobić z niego chrzest bojowy by sprawdzić go w walce.

Merisiel szybko dobyła swojego krótkiego łuku. Zupełnie jak Harry, błyskawicznie pochwyciła strzałę z kołczana, wymierzyła i wypuściła cięciwę z palców…

Strzała sięgnęła mężczyznę w kościanej masce. Jej grot zatopił się w jego ramieniu, a tamten stęknął z bólu.

Następnie, elfka pochyliła się i czmychnęła w stronę ściany. Zasłoniły ją klatki, walczący mężczyźni i zgiełk. Umknąwszy w mrok, dobyła swój sztylet.

Idir, mając już kuszę w rękach, wystrzelił najpierw pierwszy pocisk, przeładował i wystrzelił kolejny.

Pierwszy bełt z kuszy sięgnął Maggarda, ale ten odbił się. Wyglądało na to, że pod luźnymi szatami jest jakiś pancerz. Drugi zaś przeciął powietrze i drasnął jego szyję.

Ludwig wrzasnął:

- Oddasz mi tę księgę… Nawet, jeśli to ostatnia rzecz w moim życiu!

Alchemik wyciągnął z połów płaszcza miksturę, podbiegł kawałek i rzucił na porośniętego trawą miksturę. Ta minęła go, ale eksplodowała zaraz obok, a paląca substancja wypaliła parę dziur w pancerzu trawiastego stwora.

W międzyczasie, kiedy mikstura eksplodowała, stwór stojący obok zamaskowanego mężczyzny nagle zgiął się w pół i zaczął wyć… Przemieniał się i rozszerzał i… Po paru chwilach w jego miejsce stanęło coś, co wyglądało znacznie groźniej. Tam, gdzie stał przed chwilą patykowaty kształt został zastąpiony przez wielką bestię, której wielka paszcza byłaby w stanie połknąć w całości Idira.


Gruggan i Gibremm spojrzeli na siebie i skinęli głowami. Gruggan zaintonował zaklęcie w języku krasnoludow i… Krasnolud powiększył się i stał się wielki, niczym ogr.

Zaraz, kiedy powiększył się, poczłapał w stronę dyniogłowego.

Seelah podbiegła do przegniłego drzewołaka i uderzyła mieczem. Ostrze huknęło o drewniany pancerz, a ten pękł. Potężne uderzenie Paladynki rozpłatało pięknie pancerz stwora.

Kapłan Gibremm także zaczął wrzeszczeć jakie dziwne słowa. Po chwili, rosły mężczyzna stał się tak wielki, jak Gruggan. On także wysunął się do przodu.

Wreszcie, Amiri podbiegła do tego samego przeciwnika, co Seelah. Barbarzynka uniosła swój miecz… I potknęła się na śliskim mule, a wielki miecz uderzył tylko powietrze.

Harry zmienił swój cel: tym razem był to żywiczny drzewołak, którego miał na czystej linii strzału. Tropiciel błyskawicznie wypuścił trzy strzały ze swojego łuku. Dwie z nich ugrzązły w żółtawej mazi, którą był oblepiony drzewołak, ale jedna ugrzęzła głębiej i dało się słyszeć coś, jakby westchnienie bólu ze strony dziwnej istoty. Tropiciel wycelował tak dobrze, że tamten zachwiał się. Wyglądał na poważnie rannego.

Maggard wzniósł po raz kolejny odciętą czaszkę barana i zaintonował zaklęcie. Kiedy skończył, z łba barana spłynęła wiązka zielonkawej energii, która pomknęła do Gruggana i Gibremma. Wreszcie, eksplodowała czarnym szlamem, opryskując krasnoluda i złego kapłana.

Po udanej próbie strzału z łuku mimo odległej pozycji, postanowiła, że uniknie wzroku swojej byłej drużyny. Miała sztylet w ręce i podeszła do jednego z bliższych drzewołaków by zadać mu cios. Najpierw zajmie się nim, a potem człowiekiem rzucającym zaklęcia.

Merisiel, pochylona, przeskradała się za “plecy” trawiastego drzewołaka, biorąc stwora we flankę z Gibremmem. Chlasnęła sztyletem w plecy drzewołaka: zdało się, że jej ręka jest sama wiedziona zaklętym sztyletem, który przebił na wylot stwora. Po chwili, padł. A z jego ciała nagle w twarz Merisiel wybuchła chmura trucizny.

Po skutecznym, a zarazem krytycznym ciosie, zauważyła, że znajdowała się bliżej inkantującego człowieka. Podeszła, więc bliżej kucając by nikt jej nie słyszał starając zbliżyć się do położonego najwyżej w jej okolicy zbioru gałęzi by mieć ochronę i wyceluje w zakapturzonego z łuku.

Idir postanowił zlekceważyć 'wrogą' drużynę i skupił się na rogatym przeciwniu. Tym razem nie skorzystał z kuszy, tylko potraktował rogacza serią magicznych pocisków.

Zaklinacz zrobił parę gestów i wymówił magiczne słowa i wreszcie z jego dłoni wystrzeliły pociski, które bezbłędnie pomknęły do zamaskowanego mężczyzny. Jeden z nich uderzył w maskę, roztrzaskując ją. Podróżnikom ukazał się szpetne oblicze podobne do stworów wszędzie wokół.


Ludwig tymczasem wydobył z połów płaszcza fiolkę, którą podał gigantycznemu Gibremmowi. Zaklęcie natychmiast powiększyło fiolę, która stała się rozmiarów wiadra. Wyglądało na to, że jest to mikstura leczenia. Ludwig podbiegł także do Gruggana i zrobił to samo z krasnoludem.

Wielka kolcobestia zawyła ogłuszająco i przebiegła obok kosza z więźniem i rzuciła się na Amiri. Barbarzynka, zaskoczona nagłą szarżą, nie zdołała osłonić się przed wielkim potworem i solidnie oberwała ciernistymi szponami.

Nagle, tarcza Paladynki rozbłysła złotą energią, ta zaś oplotła Amiri. Magia Paladynki zamortyzowała uderzenie wielkiego potwora! Wrzeszcząc, opętana żądzą zemsty, przestąpiła obok Amiri i uderzyła mieczem w odwecie.

Ciernisty drzewołak, idąc za przykładem swojego wielgachnego przywódcy, także zaszarżował i zaatakował dwa razy. Pierwszy raz szpony odbiły się tylko od tarczy Paladynki, za drugim razem zaś szyja Seelah boleśnie spotkała się z drewnianymi pazurami.

Gruggan przyjął od Ludwiga leczącą miksturę i wzmocnił się nieco. Następnie, ciął swoim wielkim toporzyskiem w przeciwnika przed sobą i trafił. Z wielkiej dyni wylał się śmierdzący sok.

Gnijący drzewołak zaatakował Amiri. Oblane jednak bagiennym mułem szpony przeciąły tylko powietrze, Barbarzynka zbyt dobrze broniła się przed atakami.

Kapłan Gibremm także wychylił miksturę leczącą, którą podał mu Ludwig. Następnie, korzystając z wielkiego rozmiaru, zamachnął się dwa razy na dyniogłowego, który oberwał po łbie potężnym młotem kapłana. Wyglądało na to, że ledwie trzymał się na nogach.

Amiri nagle zaczęła wyć jak opętana i wyprowadziła dwa ataki. Za pierwszym razem, jakimś cudem tamten oparł się uderzeniu, jednak drugie jednak przecięło go na pół. Nie żył.

Dyniogłowy, który ledwo stał na nogach, wymachiwał chaotycznie patykowatymi łapami, próbując obronić się przed Grugganem i Gibremmem. Krasnolud, który niebacznie odsłonił się podczas tego ataku, zebrał biczem po policzku, który drasnął go.

Oblepiony żywicą stwór pobiegł chybotliwym krokiem i zamachnął się parę razy na Idira, ale Zaklinacz zręcznie uskoczył przed atakiem.

Widząc nacierającego na Idira drzewołaka broczącego żywicą, Harry ścisnął mocniej łuk, prawą dłonią siegając do noża przy pasie i skoczył na ratunek zaklinaczowi.

Harry czym prędzej wydobył nóż goblinów zza pasa. Poszedł, ciął porządnie i… Przeciwnik zachwiał się i padł! Kiedy jednak upadł, z jego ciała, niczym z purchawki, buchnęła chmura gazu, która ogarnęła Idira i Tropiciela. Harry poczuł nagle mdłości, Idir jednak w porę odsunął się od toksycznej chmury.

Maggard sięgnął do swoich luźnych szat i wyciągnął z nich trzy małe wojenne strzałki, następnie w ruchach, o których nie można by podejrzewać istotę ze zmęczonym, suchym głosem, rzucił trzy w podróżników. Dwie strzałki odbiły się od tarczy Seelah, ale trzecia wbiła się w Harry’ego, który poczuł ból. Zdawało się, że strzałka była nasączona trucizną.
Merisiel podbiega do Gruggana by pomóc mu w walce z dyniogłowym. Atakuijąc Podrzynaczem.
Jako że Harry załatwił drzewołaka, Idir ponownie zaatakował Rogacza - magicznymi pociskami.

Merisiel znowu użyła tej samej taktyki, podbiegając za plecy. Tam zamachnęła się i celnie odcięła dyniowy łeb, który potoczył się parę metrów dalej. Bezgłowy korpus stał przez chwilę, brocząc zielonkawą krwią, a potem padł.

Idir uczynił w powietrzu parę znaków i ponownie wykrzyczał słowa zaklęcia. pociski uderzały w Maggarda, ale ten ani myślał się poddać, choć był ranny.

Ludwig przebiegł parę metrów, mając kolejną miksturę wybuchową w rękach. Rzucił jednak na tyle niefortunnie, że zarówno mikstura z kwasem, jak i wybuchowa wylądowały obok Maggarda, a ten został tylko nieznacznie draśnięty.

Wielka kolcobestia zakłapała szczękami na Amiri. Barbarzynka zaś zalała się krwią, jej rany były znaczne i widać było, że pomimo szału Barbarzyńcy, ledwo stała na nogach. Zdawało się, że jedynie zaklęcia ochronne Seelah jeszcze sprawiały, że stała na nogach.

Seelah wrzeszczała coś w jej języku. Broniąc Amiri, jej miecz znowu rozbił pancerz wielkiego potwora. Kolcobestia jednak w ogóle nie wyglądała, jakby miała zamiar się poddać.


Nagle, Maggard wykrzyknął:

- Cierń! Do mnie! Zabij!

Ciernisty drzewołak odskoczył od Paladynki i w dwóch susach podbiegł do Merisiel, tnąc swoimi patykowatymi szponami. Niestety, skutecznie. Gałąź rozharatała ramię elfki, polała się krew. Merisiel zauważyła, że zupełnie jak już poległy, żywiczny drzewołak, także i ten był oblepiony jakąś mazią, której na szczęście udało się elfce uniknąć

Gruggan doskoczył do stwora obok Merisiel i ciął swoim toporem. Raz rozminął się, ale za drugim razem wielgachne toporzysko spotkało pancerz ciernistego stwora, który aż jęknął pod jego naporem.

Seelah krzyknęła i uderzyła z impetem w pancerz kolczastego stwora, poważnie go raniąc. Z rąk Paladynki trysnęła złota energia, która dodatkowo wzmocniła cios. Następnie, uniosła swoją tarczę, oczekując ataku bestii. Zdawało się, że atak Paladynki w jakiś sposób rozbroił wielkiego potwora, który stracił rezon.

- Ludwig! Na dół!

Gibremm przesadził Ludwiga, będąc dwa razy większy od niego. Kapłan przeskoczył przez alchemika i zamachnął się swoim młotem bojowym na Maggarda. Udało się: wielki młot trzasnął z impetem w drewnianą gębę nikczemnego Druida, a ten zachwiał się.

Zakrwawiona Amiri, która, zdaje się, już się żegnała z życiem, postanowiła dać z siebie, ile mogła. Jej ataki były jednak zbyt słabe, aby zrobić jakąkolwiek różnicę.

Harry rzucił gobliński nóż, dobył kolejne strzały z kołczana i wypuścił serię na krasnoluda powiększonego magią. Jedna po drugiej, strzały ześlizgnęły się po pancerzu najemnika.

- Te, młody, odwal się! - krzyknął krasnolud do półelfa. - Bo mordę wyklepię!

Maggard podbiegł bliżej Gibremma, wykrzyknął parę niezrozumiałych słów i uczynił parę dziwnych gestów. Wreszcie, nabrał potężny wdech i rzygnął chmurą zielonego gazu. Gruggan jakoś wytrzymał, ale Gibremm skrzywił się i zsiniał, a zaraz potem zakrztusił.

Chmura gazu także sięgnęła leszego, który był po stronie nikczemnego druida. Zdaje się, że ledwie się trzymał na nogach.

Merisiel wycofuje się poza zasięg działania trucizny idąc w stronę wielkiego drzewa z wyciągniętym łukiem. Następną akcją będzie strzał w Maggarda.

Merisiel odskoczyła od chmury, która spowiła Gruggana i Gibremma, a następnie podbiegła pod drzewo. Tym razem jednak elfka chybiła: strzała drasnęła szatę druida i pomknęła w mrok.

Idir stara się ocalić Amiri, więc posyła magiczne pociski w kolcobestię.

Zaklinacz wyszeptał sekretne słowa i zrobił gesty, a z jego palców eksplodowała energia, która pomknęła do kolcobestii. Nawet Idir nie spodziewał się siły swojego zaklęcia. Pociski z impetem rozbiły się o pancerz potwora, który był poważnie ranny.

Ludwig dobył z połów płaszcza coś, co wyglądało jak jakieś połączenie kastetu i naręcznego ostrza, a potem podszedł do Maggarda i uderzył. Pomimo raczej średniej postury, alchemik solidnie uderzył druida.

Kolcobestia tymczasem nie zamierzała odpuścić. Po wyjątkowo niszczącym ataku Zaklinacza, zaryczała i drapnęła łapą Amiri. Ta wypuściła z rąk wielki miecz i bezwładnie padła parę metrów dalej.

Seelah wrzeszczała i próbowała parę razy uderzyć mieczem, ale ten tym razem odbił się od pancerza bestii. Ta na cel obrała sobie tym razem Paladynkę, jednak dwa kolejne kłapnięcia wielką szczęką odbiły się od tarczy Paladynki.

- Może jakaś pomoc!? - krzyknęła Paladynka.

Ciernisty leszy odwrócił się w stronę Ludwiga i zaatakował alchemika, ale niewiele zdziałał. Wyglądał na osłabionego przez truciznę.

Krasnolud Gruggan zamachnął się toporzyskiem. Ostrze topora rozbiło pancerz leszego, który rozpadł się na małe gałązki. Podbiegł do druida, krztusząc się i plując. Wyglądało na, to że wyszło mu na dobre: krasnolud splunął i wziął się w garść.

Seelah zaatakowała kolcobestię z mocą. Pierwszy cios odbił się od pancerza bestii, ale drugie pchnięcie zanurzyło się głęboko w pancerz. Następnie uniosła tarczę wysoko, przygotowując się na ciężki kontratak.

Gibremm uderzył Maggarda, który już był flankowany przez Ludwiga. Potężny młot bojowy wbił się w klatę nikczemnego druida, aż zatrzeszczały żebra. Drugi zaś zaledwie drasnął go. Wreszcie, Gibremm krzyknął słowa zaklęcia i wolną ręką dotknął druida. Z ręki Gibremma spłynęła czarna energia, a Maggardem aż wstrząsnęło.

Zdewastowany atakami alchemika i kapłana, zły druid wyglądał na poważnie rannego: broczył zielonkawą posoką i ledwo się trzymał na nogach.

Wreszcie, kapłan Asmodeusza jęknął. Zdawało się, że trucizna druida nadal działa na niego.

Tropiciel wypuścił kolejną serię strzał, które pomknęły w powietrzu. Grad strzał zasypał krasnoluda i choć większość odbiła się od grubego pancerza, jedna weszła głęboko w nieosłonięty fragment przy lewej łapie. Krasnolud stęknął z bólu, ale trzymał się jeszcze na nogach.

Druid zamachnął się szponiastą łapą na Ludwiga i potężnym ciosem rozharatał alchemikowi klatę, trysnęła krew. Zaskoczony herszt łowców niewolników zrobił głupią minę.

Elfka wypuściła dwie strzały z łuku, ale ataki na niewiele się zdały. Słaniający się na nogach Gruggan i zakrwawiony Ludwig ukryli cel, a strzały chybiły. Ostatecznie, zdecydowała jeszcze raz ukryć się za drzewem i po dłuższej chwili upewniła się, że tamta drużyna jej nie widzi.

Zaklinacz wymamrotał parę słów i uczynił parę gestów, a w jego rękach uformowała się bryła lodu. Ten krzyknął jeszcze raz, a ta poszybowała w powietrzu do walczącej z Seelah kolcobestii. Udało się! Pocisk mroźnej energii rozprysnął się na pancerzu bestii, a ta zaryczała z bólu. Potwór wydawał się być poważnie ranny.

Ludwig chlasnął Maggarda, ale raczej od niechcenia. Naręczne ostrze alchemika odbiło się od drewnianego pancerza. Następnie, Ludwig wycofał się nieco i skoncentrował na walczących Gibremmie, Grugganie i Maggardzie, bacznie obserwując ich.

Oszalała kolcobestia raz po raz uderzała w Seelah i każde z kłapnięć spotkało się ze stalową tarczą paladynki. Wreszcie, kolczasty potwór smagnął łapą, a Seelah ledwie zasłoniła się swoją tarczą. Wyglądało na to, że Paladynka była ledwie w stanie się utrzymać przed atakami wielkiego stwora.

<Kolcobestia, Atak 1 na Seelah: 1d20+13=24, trafienie. Atak 2: 1d20+13-5, w sumie 13: Pudło. Atak 3: 1d20+13-10= Pudło. Obrażenia, które odnosi Seelah: 1d8+10-6=9 (-6 redukcja obrażeń z tarczy. Seelah odnosi 9 obrażeń.)

- Skończmy to! - wrzasnął Gruggan, wiedząc, że za chwilę Harry znowu załaduje salwę strzał.

Wziął zamach toporem i uderzył w nikczemnego Druida

Kiedy ostrze topora krasnoluda sięgnęło drzewiastego czerepu Maggarda, ten skurczył się w sobie i zaczął rozpadać. Szczelina po szczelinie, pęknięcia prześwitywały przez ciało umierającego druida. Po paru chwilach, wreszcie, rozpadł się niczym drewniana lalka, a zielonkawa energia, która emanowała wcześniej z jego ciała, wygasła.

Spod luźnych szat, które należały do niego, wypadł strzęp księgi… Był to zaginiony fragment Liber Vermiculus! Ludwig, kiedy tylko to ujrzał, podskoczył i zagarnął strzęp księgi.

- Mamy to! - krzyknął Ludwig. Wynosimy się!

- Co z nimi? - krzyknął wściekły Gruggan. Dzieciak strzelał we mnie!
- Zostawiamy. Wynocha!
- Ale…
- WYNOCHA! - krzyknął alchemik, a Gruggan skinął głową i pospieszył w stronę wyjścia.

Tymczasem Seelah nadal walczyła z kolcobestią. Uderzyła dwa razy, jednak za każdym razem miecz odskakiwał od pancerza bestii. Paladynka, choć nie była ciężko ranna, także była u kresu swych sił.

Za przykładem Gruggana poszedł Gibremm, który osłaniał wycofującego się druha. Kapłan Asmodeusza splunął i odchrząknął parę razy. Tak jak wcześniej krasnolud, kapłan wziął się w garść po ataku trucizną druida.

Wyglądało na to, że drużyna Ludwiga dostała to, po co tutaj przyszła.

- Merisiel! - krzyknął jeszcze Ludwig. - Idziesz, czy zostajesz?

Harry na słowa krasnoluda odpowiedział jedynie wulgarnym gestem popularnym wśród ludzkiej młodzieży i sięgnął po kolejne strzały, szykując następną salwę w stronę Gruggana.

Elfka, gdy tylko spostrzegła, że jej strzały mijały się z celem, schowała się za drzewem. Widząc jak Gruggan obrywa, podbiegła by go ratować. Próbowała chwycić go za ubranie i wyprowadzić go siłą.
- Widzę, że wszystko macie. Lecę z wami - rzekła w stronę ludwiga. Trzeba było opatrzyć rany i zregenerować trochę siły. Księga zgarnięta można było wychodzić.
Zyskaliśmy to co chcieliśmy - pomyślała Merisiel na odchodne.

Tropiciciel złapał za swój łuk i wypuścił salwę strzał. Cztery pociski zaświszczały w powietrzu, jednak jeden po drugim spadły na ziemię obok Gibremma i Gruggana, który chyba niemal dostał zawału, słysząc świst strzał. Niestety, żadna ze strzał nie trafiła uciekającego krasnoluda.

Merisiel, na zawołanie Ludwiga, także wzięła nogi za pas. Zwinna elfka pomknęła niczym strzała przez zapaćkaną bagiennym błotem podłogę, wyprzedzając wszystkich.

Idir podbiegł krótki dystans, mrucząc słowa zaklęcia, a w międzyczasie energia zbierała się między palcami Zaklinacza. Wreszcie, wypuścił ją z ręki, a kula lodu pomknęła w stronę krasnoluda, trafiając go w nogę. Ten upadł i znieruchomiał.

- Zostaw - rzekł Ludwig, odpowiadając na pytający wzrok Gibremma, a kapłan Asmodeusza skwitował trupa krasnoluda wzruszeniem ramion.

Wreszcie, alchemik odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę wyjścia.

Kolcobestia zaryczała, rozsierdzona po stracie swojego dawnego pana. Na pierwszy ogień poszła Seelah, której do tej pory ledwie udawało się obronić. Pierwsze smagnięcie potężnym pazurem wreszcie roztrzaskało tarczę paladynki, drugie cięcie zaś sprawiło, że padła na ziemię bez świadomości.

Wielki potwór przestąpił ciało paladynki i podbiegł do Zaklinacza, który poczuł śmierdzący odór wielkiej paszczy nad nim.

Gibremm przestąpił trupa krasnoluda i także pobiegł do wyjścia, nie oglądając się za siebie.

- Tamci ubili ci pana, bierz ich - Harry warknął pod nosem w stronę kolcobestii, śląc strzałę w kierunku uciekinierów w ramach pożegnania. Wizja bliskiego spotkania z potworem była jednak nie po drodze Tropicielowi, bo skoczył w kierunku korytarza z którego przyszli w ramach strategicznego odwrotu, w biegu sięgając do kołczana.

Zaklinacz, widząc wielkie zęby, natychmiast rzucił się biegiem od wielkiego potwora. W międzyczasie, Tropiciel sprzedał jeszcze jedną strzałę Ludwigowi, ten jednak był zbyt daleko, aby strzały Harry’ego mogły go dosięgnąć. Podbiegł do północnego wyjścia i posłał parę strzał na kolcobestię. Udało się, kolcobestia została draśnięta.

Kolcobestia ścigała Idira i wyglądało na to, że wielki potwór po prostu był zbyt wielki, aby mógł mu dać radę Zaklinacz. Idir uciekł parę metrów, kiedy zawisł nad nim wielki kształt. Bestia kłapnęła zębami, dotkliwie raniąc Zaklinacza. Trysnęła krew, sytuacja zaczęła robić się poważna…

W międzyczasie, Gibremm, Ludwig i Merisiel wybiegli z pomieszczenia. Kapłan Asmodeusza, wielki niczym ogr, ledwie przecisnął się przez ciasne przejście

Harry skupił się na kolcobestii i wreszcie wypuścił parę strzał… Jedna z nich, zabłąkana strzała, przecięła powietrze i zagnieździła się głęboko w czaszce wielkiego potwora. Ten zawył z bólu, wierzgnął pazurami i wreszcie padł na ziemię. Impet wielkiego cielska uderzającego o podłogę wgniótł ziemię, a ze sklepienia posypało się parę odłamków.

~

Walka zakończyła się. Wyglądało na to, że w istocie, to zły druid, którego resztki leżały na podłodze, był sprawcą porwań w Jastrzębiej Dziupli. Kim był? Z jakiego ramienia wcielał swoje niecne plany? O jakiej królowej mówił i cóż zamierzał zrobić z więźniami, którzy, pogrążeni we śnie, spoczywali w drewnianych klatkach na podłodze?

Cena, którą ponieśli awanturnicy, była wysoka: zakrwawiona Amiri leżała obok swojego miecza zbrukanego zieloną posoką leszych, zaś nieprzytomna Seelah broczyła krwią, obok której leżała jej roztrzaskana tarcza.

Harry i Idir także nie obyli się bez ran: Idir miał dużo, dużo szczęścia, że na jednym tylko ciosie kolcobestii się skończyło. Zaklinacz miał wrażenie, że jeszcze jedno takie uderzenie wielkiego potwora, a podzieliłby los Gruggana. Harry, tak jak Idir, także odniósł rany po feralnym ataku strzałek nikczemnego druida.

~

Tymczasem Merisiel uchodziła razem z Ludwigiem i Gibremmem. Alchemik i kapłan wydawali się przyjmować z zupełną obojętnością śmierć Gruggana. Ludwig nawet chichotał od czasu do czasu, sięgając za pazuchę i macając odzyskany fragment księgi.

Trójka przebiegła przez zrujnowane tunele i wreszcie wyszła na powierzchnię liną. Pozostawał marsz do obozu niewolników.

- Wspaniale - uśmiech nie schodził z ust Ludwiga. - Wspaniale! Wkrótce odbijemy z powrotem do Olfden, czeka tam na ciebie twoja nagroda! I ty też się dobrze spisałeś, Gibremm! Szkoda nieco Gruggana, ale nikt mu nie kazał zbierać zaklęcia w gębę, ha!

Łotrzyca umknęła razem ze swoimi kompanami w lasy. Pomimo późnej pory, nie szczędzili wysiłku i marszerowali ciągle przez lasy i bagna, aby wreszcie zniknąć w leśnych ostępach.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 08-02-2022 o 08:37.
Santorine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172