Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2007, 11:30   #141
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Dziękuję za twoją troskę nieznajomy, ale nie będzie to potrzebne. Wybacz, powinienem się przedstawić. – paldyn podszedł do towarzysza - Jestem Gideon – kapłan i paladyn Ilmatera z zakonu Świętych Rycerzy Męczenników. – skłonił lekko głowę – W każdej chwili mogę skorzystać z magii leczącej. Jednak my - w służbie Płaczącego Boga – nauczyliśmy się z pokorą znosić ból i cierpienie. Przyjęty w słusznej sprawie, uszlachetnia duszę i hartuje siłę woli. – to powiedziawszy, zamilkł na moment po czym podjął ponownie – Czy pamiętasz może jak się tu znalazłeś, przyjacielu? Albo wiesz przypadkiem gdzie jesteśmy? Cokolwiek? Ja, obawiam się, zapadłem na chwilową amnezję.
Półelf potarł brodę w zamyśleniu i rzekł.- I jeszcze muszę się ogolić.
Następnie odparł spokojnym głosem.- Jestem Finnegan Amantur z Sembii, tajny agent jej Ognistowłosej wysokości, Pani wszystkiego co piękne i dobre...Sune. A tak z ciekawości, to wy paladyni Płaczącego Boga, macie ten...no...celibat?
Po usłyszeniu odpowiedzi półelf rozsiadł się wygodnie w kącie i rzekł..- Ostatnie co pamiętam to zagajnik w którym chyba usnąłem po popijawie, przedtem było weselisko i flirtowanie z pannami. Błogosławienie nowożeńcom i takie tam sprawy... Chyba za dużo wypiłem, ale mimo to nie pamiętam bym flirtował z jakąś mężatką. Ostatnio pomagałem miejscowej kapłance mej bogini. Na imię ma Melipena...A jakie ma kształty! Można było całymi dniami gapić na to jak się ruszała w tych swoich zwiewnych szatkach. Właściwie to miałem nieco dłużej zabawić...I poznać Melipenę dogłębnie. Ale w sąsiedniej wiosce trzeba było zaślubić młoda parę. A Melipena była zajęta, wiec ochoczo podjąłem się tego zadania. No i wyswatałem nowożeńców, przy okazji uspokoiłem jednego ducha... Biedaczek, nie miał łatwego życia za życia, a i po śmierci źle mu się powodziło.
Tu przerwał i wstał.- No, ale dość wspominek. Jak przyjdzie strażnik to go przekonam, żeby nas wypuścił.
Finnegan podszedł do krat i spróbował potrząsnąć nimi by sprawdzić ich wytrzymałość.- A jak nie przyjdzie, to cóż.. będę musiał skorzystać z brzydkiej strony mej natury.
Wyglądało na to, że półelf w ogóle nie przejmuje się tą sytuacją i nawet specjalnie nie obchodzi go, gdzie, w jaki sposób i czemu tu się znalazł.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-11-2007 o 11:35.
abishai jest offline  
Stary 04-11-2007, 20:53   #142
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
"- Jestem Finnegan Amantur z Sembii, tajny agent jej Ognistowłosej wysokości, Pani wszystkiego co piękne i dobre...Sune. A tak z ciekawości, to wy paladyni Płaczącego Boga, macie ten...no...celibat?"

- Służysz Sune, Finneganie? – zapytał retorycznie – To wiele wyjaśnia. Zaiste, to miejsce i odzienie muszą być dla ciebie prawdziwą udręką. A co do celibatu, to owszem... jest wskazane, aby nie zawierać związków. Wstępując na ścieżkę Tego Który Cierpi, decydujemy się całkowicie poświęcić dla innych. – nastąpiła chwila ciszy – Są jednak... wyjątki.
Na twarzy aasimara pojawił się grymas bólu. Jakby ostatnie zdanie przywołało jakieś bolesne wspomnienia. Nie wydawało się, aby zamierzał rozwinąć myśl. Spojrzał na towarzysza, który w tym czasie rozsiadł się wygodnie w kącie. Wysłuchał cierpliwie opowieści o jego ostatnich "dokonaniach". Niestety, jak stwierdził Gideon, nie rzuciły one więcej światła na ich obecną sytuację. Nadal pozostawało zagadką, kto stoi za ich pojmaniem. Póki co, mogli tylko czekać.
 
Astaroth jest offline  
Stary 07-11-2007, 19:58   #143
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po sprawdzeniu ich wytrzymałości Finnegan rozejrzał się po celi stwierdzając, że nudno tu. Nie ma nawet strażnika do którego można by zagadać. Jakby ci którzy ich więzili, uznali, że nie mogą się wydostać. Gdyby znalazł się w tej celi sam, to mógłby przypuszczać, kto i czemu go złapał...Jakiś zazdrosny chłopak bądź mąż, lub ktoś kto mści się za jego dawne sprawki...Za te smutne zdarzenia jakie były jego udziałem, zanim ponownie wrócił na łono cywilizacji. Ale owe pobudki nie pasowały do ich obojga...Chyba że i paladyn przeskrobał coś zanim wstąpił do Świętych Rycerzy Męczenników.
Półelf zwrócił uwagę na aasimara i rzekł.- No to jakie się tobie podobają? Niskie ? Wysokie? Przy Kości? Chude? Gorącokrwiste? Trzpiotki? Jakie?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-11-2007 o 11:07.
abishai jest offline  
Stary 09-11-2007, 15:21   #144
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Gideon obserwował jak Finnegan zmaga się z kratą. Wyglądała na solidną. Ktoś się bardzo postarał, żeby uniemożliwić im ucieczkę. Wrogów mu nie brakowało, ale co łączyło jego pojmanie z uwięzieniem Finnegana? Czy był jakiś wspólny mianownik?

Rozmyślania nagle przerwał kapłan, mówiąc:
"- No to jakie się tobie podobają? Niskie ? Wysokie? Przy Kości? Chude? Gorącokrwiste? Trzpiotki? Jakie?"

To prowokacyjne pytanie nieco zaskoczyło paladyna. Przecież wyraźnie dał kapłanowi do zrozumienia, że obowiązują go pewne zasady. Musiał jednak przyznać przed samym sobą, że pytanie było kłopotliwe. Tak na prawdę to nie wiedział co odpowiedzieć. W jego życiu wydarzyło się tak wiele rzeczy, że nie miał nawet czasu się nad tym zastanawiać. Był tak zaabsorbowany swoją posługą i myślami o ojcu, że kompletnie się w tym zatracił. Sprawy doczesne zupełnie zeszły na dalszy plan. Czuł jednak, że pólelf nie da za wygraną i nie spocznie póki nie usłyszy jakiejś odpowiedzi. Po krótkim namyśle aasimar postanowił skierować niewygodny temat na inne tory.
- Przykładasz za dużą wagę do wyglądu zewnętrznego, Finneganie. – powiedział wymijająco – Dla mnie liczy się dobre serce, odwaga i poświęcenie. Zajrzyj w głąb ludzkiej duszy a odkryjesz nowe pokłady piękna, przyjacielu. Ciało, choćby najdoskonalsze, zmarnieje po śmierci, a dusza pozostanie nietknięta. – tu przerwał na chwilę, po czym podjął ponownie – Chcesz usłyszeć o prawdziwym pięknie, Finneganie? O tych, którzy dobro innych przedkładali nad swoje własne? Chcesz usłyszeć historię Św. Sollara Podwójnie Umęczonego, Św Jaspera, lub... – zawahał się na chwilę, a głos mu zadrżał – Św. Morgana Milczącego?
Nie można było oprzeć się wrażeniu, że dla paladyna każda sposobność, aby głosić chwałę Ilmatera była dobra.
 

Ostatnio edytowane przez Astaroth : 10-11-2007 o 23:09. Powód: literówka
Astaroth jest offline  
Stary 14-11-2007, 18:04   #145
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Przykładasz za dużą wagę do wyglądu zewnętrznego, Finneganie.powiedział wymijająco Gideon Dla mnie liczy się dobre serce, odwaga i poświęcenie. Zajrzyj w głąb ludzkiej duszy a odkryjesz nowe pokłady piękna, przyjacielu. Ciało, choćby najdoskonalsze, zmarnieje po śmierci, a dusza pozostanie nietknięta. – tu przerwał na chwilę, po czym podjął ponownie – Chcesz usłyszeć o prawdziwym pięknie, Finneganie? O tych, którzy dobro innych przedkładali nad swoje własne? Chcesz usłyszeć historię Św. Sollara Podwójnie Umęczonego, Św Jaspera, lub... – zawahał się na chwilę, a głos mu zadrżał – Św. Morgana Milczącego?
- Niewątpliwie były to dobre istoty i święci mężowie. -odparł żartobliwym tonem półelf.- Ale chyba nie chciałbym za żonę osoby o imieniu Jasper.
Po czym kapłan Sune uparcie kontynuował.- Tak więc twe serce przykuwa kobieta niekoniecznie piękna...To dobrze, łatwiej znaleźć taką i łatwiej skłonić serce tej której uroda nie powala na kolana. O dobrym sercu...Ładna cecha, niestety widoczna dopiero przy bliższym poznaniu. Odważna, wiele kobiet na północy jest odważnych...Jakiś konkretny typ odwagi przyciąga twą duszę? Czy też ogólnie, powinna być odważna? Z tym poświęceniem najtrudniej, macie jakieś testy na wykrywanie tej cechy czy może o chodzi o zwykła wolontariuszkę pomagającą innym z dobroci serca?
Na moment Finnegan zmienił temat mówiąc.- Strasznie się ci strażnicy grzebią.
Po czym zwrócił się ponownie.- Taaa.. a świętych kobiet to u was nie ma?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-11-2007, 20:11   #146
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Dwa ciała z głuchym łoskotem zwaliły się na ziemie. Ostatnie, słabe wyładowania przemknęły po martwych drowach, wprawiając trupy w dziwne, makabryczne konwulsje. Cztery widma powoli wycofywały się w kierunku lasu, przez cały czas obserwując nowego napastnika. Żadne z nich nie przejawiało ochoty na walkę z upadłym aniołem.

Astaroth odprowadził widma spojrzeniem, aż te znikł pośród gęsto rosnących drzew. Dopiero wtedy mag wetknął różdżkę za pas i spojrzał na dwójkę drowów, które przed chwilą zabił. Oczy mrocznych elfów wpatrywały się w czyste niebo i chmury leniwie przepływające ponad Cormanthorem. I pomyśleć, że gdyby wykazali się odrobiną rozsądku i szczęścia, teraz jeszcze by żyli. Choć tu w starożytnej kniei elfów, nie przetrwaliby zbyt długo. Upadłemu żal było tylko tego, że oba drowy zdecydowały się walczyć do ostatniego tchu. Gdyby się poddali zamiast próbować rzucić czar, Astaroth nie musiałby ich zabijać i później być może zdołałby uzyskać od nich jakieś informacje. Teraz jednak było już za późno na zadawanie pytań.

Pięciu czarodziejów ustawiło się w jednym szeregu. Cała grupa ze spokojem obserwowała rozwój zdarzeń. W czasie gdy Astaroth był zajęty krótką utarczką z drowimi magami, sytuacja na polu bitwy diametralnie się zmieniła. Chmura kurzu utworzona przez Upadłego już prawie się rozwiała. Teraz w centrum pola walki, na wypalonej przez ogień ziemi, stał już tylko Coeln. Widok towarzysza, wciąż żywego i nawet utrzymującego się na nogach o własnych siłach, zaskoczył Astarotha. Tylko wypalona ziemia świadczyła o niedawnej walce pomiędzy potężnym demonem, a wojownikiem.

Centaury pod przywództwem Yriviana zaczęły zdobywać nad drowami przewagę. Być może mroczne elfy były świetnie wyszkolone, ale pozbawione wsparcia demona nie miały najmniejszych szans. Oddział centaurów błyskawicznie przegrupował się tworząc dwie kolumny. Oczy Upadłego uważnie śledziły jak centaury szarżują na wroga, niczym niepowstrzymana rzeka. Nawet na swoim stanowisku, mag czuł jak ziemia drży pod kopytami atakującego oddziału i prawie zrobiło mu się żal tych skazanych na śmierć drowów. Prawie...

Ostatni z drowich wojowników padł stratowany przez końskie kopyta. Centaury wzniosły tryumfalny okrzyk obwieszczając całej okolicy swoje zwycięstwo. W przeciwieństwie do nich Astaroth nie widział specjalnego powodu do radości. Owszem udało się odegnać zagrożenie, ale na jak długo? Zresztą, to nie był problem Upadłego, a mag miał dość własnych kłopotów, żeby nie zajmować się innymi.

Jeden delikatny ruch dłoni sprawił, że czterech iluzorycznych Astarothów eksplodowało, przemieniając się w deszcz małych, czarnych piór. Mag powoli wynurzył się z obłoku, a po jego czarnych skrzydłach nie pozostał żaden ślad i teraz zwyczajny, rudy człowiek spokojnie zmierzał w kierunku zwycięskich oddziałów. Spokojny krok i obojętny wyraz twarzy sprawiały, że Astaroth wyglądał jak zwykle na nie zainteresowanego wydarzeniami. Zupełnie jakby to wszystko w ogóle go nie dotyczyło. Dłonie splótł za plecami, a jego błękitne, głębokie oczy lustrowały pole walki w poszukiwaniu towarzyszy.

Astaroth dostrzegł prawie wszystkich... brakowało tylko Neela. Mag szedł dalej spokojnie, zastanawiając się, czy elf mógł zginąć w czasie bitwy. Z doświadczenia Upadły wiedział, że łucznik unika bezpośredniego starcia, wiec raczej nie był bezpośrednio zagrożony. Z drugiej jednak strony mógł dostać jakimś zabłąkanym zaklęciem... albo jeden z drowów uciekł do lasu, a Neel pognał za nim. Ta ostatnia możliwość wydawała się najbardziej prawdopodobna. W końcu mroczne elfy pomimo swoich wysokich morali też odczuwały strach.

Rozmyślania czarodzieja przerwało nagłe, niezbyt bolesne uderzenie w głowę. Do stóp maga spadła jakaś niewielka łupinka, zapewne strącona przez nieuważne zwierze... Zwierze? Tutaj? Coś tu było nie w porządku, w końcu Neel stwierdził, że wszystkie zwierzęta uciekają przed pochodem balora. Astaroth cofnął się o krok, ledwo unikając spadającej szyszki i spojrzał w górę. Spomiędzy grubych, rozłożystych konarów sączył się słaby blask.

- O nie...

Cichy komentarz, który samoistnie wymknął się z ust Upadłego okazał się za głośny. Łupinki przestały spadać z drzewa, zupełnie jakby zrzucająca je istota znieruchomiała nasłuchując. Astaroth wstrzymał oddech, wpatrując się w górę. Blask spływający z drzewa na moment rozjaśnił się, a po chwili gwałtownie zgasł. Mag odetchnął z ulga i ostrożnie ruszył w dalszą drogę, wciąż nieufnie patrząc na podejrzane drzewo.

- Astaroth!
- A jednak.


Mag błyskawicznie odwrócił się i spojrzał wprost na świecącą, małą kulkę lewitującą na poziomie jego twarzy. Upadły był pewien, że gdyby Acheont miał usta, to te byłyby teraz rozciągnięte w szerokim, radosnym uśmiechu.

- Witaj Acheoncie.- niechęć wręcz spływała ze słów Astarotha, ale świecąca kulka zdawała się tego nie zauważać.
- Czołem druhu! Niebywałą radość sprawia mi twój widok. Winszuje Upadły widzę, że jesteś cały, co do jednego zasmolonego piórka! Nie wszyscy mieli na tyle umiejętności jaki i szczęścia co ja i ty. Dzisiejszej nocy trup słaniał się gęsto. To, że przeżyliśmy daje świadectwo naszym niebywałym umiejętnością walki i męstwu! Nieprawdaż? Ach cóż to była za bitwa... – głos Acheonta znów nabrał dziwnego nostalgicznego tonu.
Będę ją długo wspominać w blasku wieczornego ogniska, gdy moje lico pokryje srebrna broda, a orli nos będą obrastać napuchnięte kurzajki. Tego starcia nigdy nie zapomnę! Może dlatego, że dziwnym trafem to jedyna bitwa, której obraz w mojej głowie nie pozacierały czarne plamy. Zazwyczaj pamiętałem jedynie, nieogarnięty motłoch szarżujących oddziałów i ich krzyk. Siebie stojącego w pierwszym rzędzie. Spiętego i przygotowanego na rzucenie się w kierunku lepszym pod względem taktycznym, niż ten wybrany przez resztę. Nie moja wina, że jestem indywidualistą... Jakoś dziwnym trafem, gdy nadzwyczajnie się staram i tak wszystko wychodzi jak zawsze. Nigdy nie mogłem się przedrzeć przez ten mur odzianych w zbroje postaci. Byli głusi na wszystkie moje rozkazy, prośby i błagania. Nigdy, też nie mogłem pojąć, dlaczego z całego rynsztunku dostawałem jedynie hełm, więc pewnego razu postanowiłem sam sobie dobrać pozostałą część uzbrojenia. Niestety mając tylko jedna dłoń byłem w stanie utrzymać jedynie kolczugę...
Ha! Właśnie przypomniała mi się jedna z moich wojennych wypraw podczas, której doznałem wiekopomnego wyróżnienia. Po jednej z bitew wraz ze swoim odziałem wróciełem do miasta. Wiwatom na naszą cześć nie było końca. Wraz ze zwycięstwem armia przywiodła ze sobą łupy i jeńców. Ci nierozgarnięci żołnierz nie umieli mnie przydzielić do żadnej z tych grup, więc leżałem po środku. Próbowałem im objaśnić, że powinienem zostać wwieziony do miasta na połaciach złota i kosztowności w pierwszym wozie tuż za wodzem, ale jak zwykle nikt nie chciał mnie słuchać!
Po udekorowaniu najmężniejszych, wyprowadzono i mnie na drewniane podium, gdzie oprócz masywnego mężczyzny z zasłonięta twarzą, dzierżącego topór i drewnianego piedestału, nie było nic. Położono mnie na wzniesieniu. Górowałem nad tłumem niczym dumny sokół. Wtem mężczyzna odziany w czerwoną szatę, wstąpił na piedestał. Zwróciwszy się w stronę tłumu, zaczął odwijać pieczołowicie zapieczętowany zwój. Nagle dumny, donośnym głosem obwieścił zebranemu tłumowi moją zasługę: dezercja.
Wtem zrzuciłem kolczugę, zdjąłem hełm a pośród mnie zapadła niezręczna cisza. Po jakimś czasie wyjaśniono mi, że odznaczenie nie zostanie nadane, bo nie mam szyi, i pan „czarny kapturek” nie jest w stanie uiścić nagrody. Tak w sumie „byłoby na tyle” i jestem wolny. Niesamowicie się wtedy oburzyłem. Podleciałem do mężczyzny ze zwojem i wygarnąłem mu prosto w twarz przy wszystkich:
- Hej ty! Owinięty zasłoną czerwoną jak dupa pawiana! No co taki zdziwiony? Do Ciebie mówię! Patrz mnie teraz uważnie na usta pędraku! Stanąłem ramię w ramię z waszymi oddziałami! Dzielnie walczyłem! Narażałem się! To nagroda mi się należy! Teraz! Zaraz! Jasne?! - Twarz jegomościa wykrzywiła się w oburzeniu. Po chwili kiwną dłonią i drewnianą konstrukcję otoczył pierścień kuszników. Zrozumiałem tą aluzję. Wystawiwszy język i odparłem dumnie. - Nie, to nie. Reszty nie trzeba!- I udałem się pędem na południe. Jak leciałem nad miastem coś świstało pode mną i nade mną. Pomyślałem, że to tłum żegna swojego bohatera tymi słynnymi „zimnymi ogniami”, ale to były tylko bełty...


- Doprawdy fascynująca historia.

Głębokie, ostentacyjne ziewnięcie Astarotha wyrwało świecącą kulkę z ciągłego rozpamiętywania dawno minionych czasów. Nie zamilknąwszy nawet na chwilę, Acheont zaczął nowy wątek.

- Ten Balor miał szczęście, że to wy pierwsi odnaleźliście miecz. Bo, gdybym to ja dzierżył ostrze, to nie chciałbym być ani na moment w skórze tej piekielnej poczwary. Los hebanowo- skórych magów był nie osiągalną pieszczotą, w porównaniu z tym co by go spotkało. Musisz przyznać czarnoksiężniku, że wybornie spisały się odział moich upiorów.- i tu Acheont parsknął śmiechem.

Przez krótką chwile w oczach Upadłego zabłysła iskierka ciekawości. Co prawda była to chwila bardzo krótka, ale jednak warta odnotowania.

- Twoje upiory Acheoncie? Znaczy się one za tobą goniły, a ty przypadkiem wpadłeś na polanę, na której właśnie toczyła się walka?

Po tych słowach Acheont skupił swój wzrok na oczach Astarotha. Wytężając swój malutki rozumek, lśniąca kula chciała przesłać Upadłem jak najwięcej jadu za pomocą swojego spojrzenia, wyobrażając sobie przy tym. jak jego towarzysza zamienia się w kamienny posąg. Gdy to nie zrobiło najmniejszego wrażenia na Astarothcie, lewitująca kula odparła wielce oburzona:

- Doprawdy Kruczo- skrzydły widzę, że moja osoba ma na ciebie zbawiany wpływ. Nie wiem czy zauważyłeś, ale robisz się dowcipny. Ten „żarty”, przy których nawet kamienie śmieją się do rozpuku, wymykają ci się z ust mimowolnie, czy jest to zamierzone? Musze cię pochwalić. Jeszcze dwa tysiąclecia i będziesz nawet umiał powiedzieć dowcip! Ćwicz, próbuj. Naprawdę warto. Co do moich upiorów, to wiec, że sam zgrupowałem ten odział. Moje nadnaturalne zdolności dowódcy sprawiły, że te bestie były na moich usługach.

- Nadnaturalne zdolności przywódcze... Rozumiem, że jesteś też wybitnym strategiem i geniuszem wojskowym. Czyli krycie się na drzewie było, zapewne, nową, genialną strategią, czyż nie? A tak naprawdę Acheoncie, skąd wytrzasnąłeś te upiory?

- Widzę, że nie dajesz wiary moim słowom przyjacielu, więc opowiem ci jak było.
- Gdy głos Acheonta znów przybrał ten sam znamienity ton, Astaroth zaczął żałować, że w ogóle zadał mu to pytanie.

- W pogardzie mając szpony kniei i złowróżbny mrok ruszyłem, naprzód by odnaleźć legendarny matecznik. Nie mogłem pozwolić na to byście wy, moi oddani towarzysze, ucierpieli w starciu z piekielną bestią. Postanowiłem sam dobyć miecza i skrócić ziemski żywot ognistej maszkary. Widziałem, że tak będzie najlepiej i dla was i dla puszczy.
Nie wiem dokładnie jak długo wędrowałem, minuty zlewały się z godzinami, a godziny z dniami. Moim jednymi towarzyszami był mrok i upierdliwe komary. Wiedząc, że chwila starcia z bestią zbliża się nieubłaganie, postanowiłem ułożyć podniosłą pieśń, by podnieść się na duchu i przygotować mentalnie do starcia.

Boję się, ale w przód ruszę
Przez matecznik wypada mi droga
Przybędę ją, bo muszę
Za ogon pociągnąć Balora

Po drodze są gałęzie łobuzy
Po uszach przyłożą mi nieraz
Na rany moje i guzy
Przydałby się Athelas

Boję się, ale w przód ruszę
Przez matecznik wypada mi droga
Przybędę ją bo muszę
Za ogon pociągnąć Balora

W mej dłoni święty miecz
Drużyna ma również gotowa
Tnij, rznij i siecz
By powstał wędzonka balorowa


Z pieśnią na ustach podążałem wciąż w głąb kniei. Ku mojemu zdziwieniu, gdzieś tam przede mną, w mrokach antycznych drzew tliło się słabnę światło. Wnet dobyłem miecza. Ten jednak swym chrapaniem zagłuszyłby nawet skradającego się smoka. Natomiast, gdybym go obudził, nie byłoby mowy o podkradnięciu się. Jak ja tego nie znoszę. Mówisz do takiego „Cisza!”, a o nic. „Gadaj zdrów”! Można prosić, grozić, obiecywać, ale i tak nie zamilknie. Tylko będzie paplał ciągle i ciągle o tym samym. Doprawdy żenujące. Ani go zakneblować, ani ogłuszyć. Jedyne rozwiązanie jakie widzę, to wsadzenie do ciasnej skrzynki i spuszczenie w dół rzeki. Niestety z powodu braku skrzynki i rzeki musiałem ruszyć wraz z nim.
Z każdy krokiem blask zdawał się być coraz jaśniejszy. Gdy dzieliło mnie od niego tylko parę kroków, zgasł. Na jego miejscu próżno było szukać jakiegokolwiek paleniska. Do tego wszędzie wokoło bagna. Charakterystyczny zapach i odgłos bulgocącej mazi przyprawiał mnie o ciarki. Wtem ponownie dostrzegłem, w pewnej odległości od siebie, to samo zjawisko.

- Hej wy tam! Nie mam najmniejszej ochoty fatygowania się w waszym kierunku. Taka sama droga! Więc zdecydujcie się, gdzie rozpalacie to ognisko, bo ja za wami łazić nie będę.

Wtem płomyk w oddali zgasł. Chwilę później po moim ciele przeszedł prąd, uczucie którego już gdzieś doznałem. Obróciłem się na pięcie i zobaczyłem lewitujące kulę błękitnego blasku, która traktowała mnie swoimi parzydełkami. Nie zdążyłem skomentować tego fakty, a ze strony swoich pleców poczułem znów to samo uczucie. Po krótkiej chwili wyładowywał się na mnie cztery lewitujące kulki. Okazałem wyrozumiałość, gdyż były jeszcze młode i niedoświadczone. Po chwili zrobiło mi się ich żal, widząc z jakim zaangażowanie i niezłomnością próbują zadać mi ból. To było takie słodkie.

- Dobra maluch starczy tego cackania się. Nie mam czasu was niańczyć. Znajdźcie sobie inny worek treningowy... Nie róbcie takich smutnych min. Wcale nie chcę się z wami rozstawać, ale muszę. Czekam mnie wielka misja. Jestem epickim herosem, którego los opiewa nie jedna pieśń. Moje mężne serce jest odporne na waszą magię, a zahartowane ciało przeżyło nie jedno zionięcie błękitnego smoka, więc na nic tu wasz trud.

Wtem do moich nozdrzy dotarł znamienny zapach siarki. Wzleciałem ponad korony drzew i w oddali dostrzegłem łunę ognia.

- Na pałkę św. Curthberta! On już tu jest. Czas mi ruszać moi mili. A zresztą, jak kocha to poczeka... Umiecie grać w berka?
Ojj... słyszę, że nie tylko mi burczy w brzuchu. Niemała gromadka do wykarmienia. Myśl Świetlisty... myśl. Co wy jecie?... Dajcie mi chwile... Nie podpowiadajcie... Zaraz sobie przypomnę... Dobra pamiętam. Jesteście cukrzykami...
Nie? Asz mać. Hmn... Mam bomba pomysł. Chodźcie za mną. Będzie taka wyżerka, że będą wam się uszy trzęsły z zachwytu. Tylko musicie zrobić wszystko tak jak wam powiem. Ja się zajmę Balorem. A teraz chórkiem drużyna:

Boję się, ale w przód ruszę...

I tym sposobem, po kradzieży paru koców z osady konio- ludzi i małym treningu dykcji wycia i ujadania wielkiego mistrza Acheonta, stworzyłem odział małoletnich upiorów, które pokonały drowich magów. Nieprawdaż, ze jestem genialny?


Astarotha na moment zamurowało. Historia opowiedziana przez Acheonata była tak idiotyczna, że musiała być prawdziwa. Świecąca kulka nigdy by na coś takiego nie wpadła, bez pomocy sił wyższych. I być może te same siły wyższe uchroniły Acheonat przed jakimś nieszczęściem.

Przez chwile Astaroth zastanawiał się co powiedzieć. Był dziwnie pewien, że jeżeli odpowie na pytanie niebianina zgodnie z prawdą, Acheont za wszelką cenę będzie się starał udowodnić swój geniusz. Z drugiej strony, jeżeli Upadły skłamałby, świecąca kulka prześladowałaby go swoimi opowieściami o heroicznych czynach. Jednak z każdej sytuacji było jakieś wyjście.

- Rzeczywiście Acheoncie, twój geniusz czasem zdumiewa nawet mnie. Podejrzewam, że niewielu na twoim miejscu poradziłoby sobie tak jak ty. Doprawdy jesteś pełen niespodzianek, Acheoncie. Jednak niestety, ale spóźniłeś się ze swoim heroicznym czynem. Obawiam się, że Neel ruszył za uciekającymi drowami i zaginął pośród tych licznych drzew. Pomimo moich magicznych mocy nie zdołałem go odnaleźć... i obawiam się, że poległ, albo właśnie kona w samotność. Niestety, ale nie zdołamy nawet odnaleźć jego ciała i pochować go z należnymi bohaterom honorami... Ech... Szkoda naszego towarzysz... Wielka szkoda, że w całej osadzie nie ma nikogo dość sprytnego, szybkiego i mężnego, żeby go odnaleźć.

- Co takiego?! Wybacz przyjacielu, ale zapomniałeś, że towarzyszy wam mistyczna istota, o lwim sercu, szybkości grotostrzęba i zawziętości komara! Ja, Acheont, klnę się na twój honor, że odnajdę długoucha zanim zdążysz policzyć wszystkie tarapaty, z których was wybawiłem.

Nie zwlekając ani chwili dłużej Acheont wpadł do najbliższych krzaków krzycząc na cały głos:

- Neel cip, cip! Taś, taś! Nie pozwolę ci skonać samotnie w spokoju! Trzeba cię pochować jak należy! Jestem za młody, żebyś umierał! Więc przestań się wygłupiać i choć tu do mnie! Ale już! Bo jak nie...!

Krzyki Acheonta zanikły gdzieś w oddali. Nareszcie Astaroth zdołał się pozbyć upierdliwej, świecącej kuli. Prawdopodobnie wysłanie jej na poszukiwanie Neela było jednym z najlepszych pomysłów, na jakie w swoim długim życiu wpadł Upadły. Zapewne łucznik później będzie się o to czepiał, ale kto by się tym przejmował?

Mag wznowił swój marsz, w duchu uśmiechając się do siebie. Niestety dobry humor Astarotha niemal od razu prysnął, ponieważ z niedalekiej chatki, podtrzymywany przez Yriviana wyszedł Wielki Druid Cormanthoru.

„Człowiek?! Do licha, nie mieli kogo mianować Wielkim Druidem?”

Wielki Druid nie wywarł na Upadłym zbyt dobrego wrażenia. Zasuszony staruszek, ledwo trzymający się na nogach i to jeszcze człowiek. Najmniej doskonała rasa, jaką tylko wydał świat. No może nie najmniej, ale z całą pewnością jedna z najpodlejszych i najsłabszych. Gdyby nie to, że mnożą się prawie tak szybko jak gobliny, to nigdy nie zdołaliby podbić tylu terenów.

Astaroth z dość kwaśną miną ruszył w kierunku staruszka. Szedł nieśpiesznie, rozważając w myślach jak potoczy się rozmowa z druidem. Dopiero gdy znalazł się na wprost Vergasta, rozejrzał się szukając wzrokiem towarzyszy. Poczekał aż wszyscy się zbliżą, poczym delikatnie skłonił się przed mężczyzną.

- Witaj Wielki Druidzie, nazywam się Astaroth i wraz z moimi towarzyszami zostałem przysłany tutaj przez Elminstera. Z opowieści Yrviana dowiedziałem się, że mamy wspólnych wrogów, w postaci drowów i być może moglibyśmy wzajemnie sobie pomóc. Wiemy już o Karusie i jego sojuszu z Alouruną. Podejrzewam również, że Yrivian powiedział ci już o naszej misji. Tak wiec... czy jesteś wstanie udzielić nam informacji i wskazówek, gdzie możemy znaleźć dziecko Thama?

Słowa były aż nazbyt bezpośrednie, ale Upadły nie miał zamiaru bawić się w wymianę uprzejmości. Nie po to on i reszta drużyny uganiała się za artefaktem i walczyła z drowami, żeby teraz wysłuchiwać opowieści wiekowego staruszka. Tym bardziej, że zapewne tematem tych historii byłyby „dobre, stare czasy, kiedy to byłem jeszcze młody”.

Dopiero teraz, oczekując na odpowiedź Wielkiego Druida, Astaroth zaczął się zastanawiać, co dalej. Oczywiście musieli odzyskać dziecko, ale drowy z całą pewnością nie będą chciały go oddać. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze Czarna Sieć i pewnie cała masa innych, prywatnych osób chcących zdobyć dziecko boga. Z niezbyt optymistycznymi myślami, oscylującymi wokoło wojny z prawie całym światem, czarodziej wysłuchał odpowiedzi Vergasta.
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 14-11-2007 o 20:16.
g_o_l_d jest offline  
Stary 15-11-2007, 19:52   #147
 
Michalius's Avatar
 
Reputacja: 1 Michalius jest na bardzo dobrej drodzeMichalius jest na bardzo dobrej drodzeMichalius jest na bardzo dobrej drodzeMichalius jest na bardzo dobrej drodzeMichalius jest na bardzo dobrej drodzeMichalius jest na bardzo dobrej drodzeMichalius jest na bardzo dobrej drodzeMichalius jest na bardzo dobrej drodze
Świat składa się z tysięcy wyborów dokonywanych przez odpowiednich ludzi w odpowiednich miejscach. Teraz wydawało się że wielu z tych ludzi znalazło się w tym samym miejscu. Gith i Avenal ograniczali być może tragiczną w skutkach rzeź centaurów, Astaroth uwalniając swą mroczną magię razem z nowymi przybyszami, być może upiorami walczyli z Drowimi magami, a Coeln mając wsparcie bogów tej krainy walczył z demonem. I tym razem świat okazał się łaskawy dla mających-być-herosami postaci. Gdy Balor jednym wprawnym pchnięciem został odesłany do otchłani walka stała się już jedynie powinnością. Drowy były świetnie wyszkolone, ich ciosy zawsze chybiały tylko o kilka zbawiennych centymetrów. Widać jednak było, że nie zostały wyszkolone aby walczyć z mnichem... Z tego co Arstimis zdążył zaobserwować podczas pobytu w tych krainach, większość istot tu żyjących za jedyny naprawdę słaby punkt ciała uważają głowę. Drowy sądząc że istota bez broni nie będzie w stanie ich zranić koncentrowały się na parowaniu centaurzych włóczni. Arstimis zaś mógł czekać - wykonywał niewiele ciosów, głównie uniki i podskoki mające na celu uniknięcie nadlatujących mieczów. Gdy jednak nadarzyła się okazja... Dzięki swemu szczupłemu ciału Arstimis był w stanie prześlizgnąć się pomiędzy szeroko rozstawionymi dla równowagi nogami Mrocznego elfa, po czym koncentrując swą wewnętrzną energię zadać precyzyjny cios w kręgosłup - wystarczająco precyzyjny aby na kilka sekund obezwładnić przeciwnika. Co zwiększonej liczbie zorganizowanych centaurów po śmierci demona wystarczało w zupełności.

W końcu zaś walka się skończyła, ostatni z drowów otoczony ze wszystkich stron zmarł w ciszy. Wtedy zaś nadszedł czas przemyśleń.
- "Ile krwi jeszcze będzie musiało zostać przelanej... W ciągu ostatnich dni walczyłem już z dwoma grupami, każda zdeterminowana by zabić. I, sądząc po determinacji nowych przyjaciół w dotarciu do celu, jeszcze wiele takich może się pojawić. Dlaczego dziecko - choćby miało w sobie esencję jakiegośtam boga - jest takie ważne?

Widząc Astarotha podchodzącego do druida który właśnie wyszedł z budynku Arstimis stwierdził że również powinien znaleźć się blisko. Może będzie okazja aby dowiedzieć się czegoś nowego o tajemniczym dziecku Thama, oraz prawdziwym powodzie całej walki - kimkolwiek nie był Elminster nie mógł przecież tak zróżnicowanej grupy przekonać do narażania własnego życia tylko z powodu "służby dobru"...
 
__________________
if (Youre_Happy && You_Know_It)
{
Clap_Your_Hands;
}
Michalius jest offline  
Stary 17-11-2007, 23:07   #148
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Coeln

Elf wpatrywał się przez chwilę w miejsce, gdzie niedawno stał balor. Patrzył na okrąg wypalonej ziemi i nadal czuł na sobie podmuch otchłannego gorąca, które na szczęście go nie zraniło. Dzięki mieczowi.

Coeln ledwie zdążył zauważyć, że ponownie zwarte oddziały centaurów szarżowały na drowy. Musiał szybko wzbić się w powietrze, ale jakimś cudem centaury rozdzieliły się na dwa szyki. "Cóż, lepiej zapobiegać, niż się potem leczyć" - pomyślał i zaśmiał się w duchu.

Wkrótce potem wylądował. Zauważył jeszcze, jak umierają drowi magowie. Popatrzyła na Obrońcę Lasu i stwierdził, że klinga jest całkowicie czysta... Mimo to otarł ją o trawę, aby zetrzeć z niej cały brud balora. Wkrótce udał się na spotkanie Wielkiego Druida Cormanthoru. Kątem oka zauważył dyskusję Acheonta i Astarotha. Ponownie zaśmiał się, gdzy dosłyszał przechwałki lampiona. Wkrótce stał wraz z innymi przed Yrivianem i Druidem.

Wysłuchał w spokoju słów Astarotha. "Nieuprzejme twe słowa, Astarothcie, nie nie nie. Ale myślę, że on ci wybaczy." - pomyślał Coeln i chwilę potem zreflektował się. Skąd mu to mogło przyjść do głowy? Może to zmęczenie bitwą. Albo coś innego.

Elf czekał dalej w milczeniu na słowa Druida. Miał nadzieję, że ten udzieli odpowiedzi na paręp ytań - szczególnie tych o ich misję i i Obrońcę Lasu. Sądził tylko, że druid zachowa się nieco uprzejmiej...
 
__________________
"Gdzie pojawiła się pierwsza pierwotna komórka, tam i ja się pojawiłem. Kiedy ostatnie życie czołgać się będzie pod stygnącymi gwiazdami, tam i ja będę."
Aegon jest offline  
Stary 18-11-2007, 01:12   #149
 
Legion's Avatar
 
Reputacja: 1 Legion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znany
Drow gnał przez leśną gęstwinę za Neelem. Niestety dziecko puszczy było szybsze od Dintalatha który w zwyczaju miał biegać tylko wtedy gdy kapłanki Lolth przypominały mu o sobie w dość… radykalnym stylu. Przeklinając w duchu to ,że inni gdzieś się nawzajem mordują a on nie może, mroczny przyśpieszył.
Nagły świst wybił drowa z jego joggingowego rytmu. Dzięki pewnej dawce szczęścia i swojemu niezwykłemu refleksowi Dintalath uskoczył przed strzałą która wbiła się w stojący za nim pień.

- Dintalath?! – przemówił krzak lekko zdziwionym głosem Neela
- Co do… - wyrzucił z siebie drow komentując jednocześnie pochodzenie leśnego do 5 pokolenia wstecz
- A ty co dezerterujesz? Wracaj tam i nawracaj swoich kuzynów na prawdziwą wiarę poprzez ścinanie im głowy.
- Ja dezer… a zresztą… właśnie miałem wracać tylko potrzebuję ciebie byś mi coś pokazał, a mianowicie gdzie tu jest jakieś mrowisko lub domek tym podobnego robactwa?

Wyraz twarzy Neela potwierdzał jedynie plotki jakoby niektóre elfy mieszkające na powierzchni krzyżowały się z ogrami. Drow cierpliwie poczekał aż Neel przetworzy tak przytłaczającą dla siebie ilość informacji . Na szczęście po pewnym czasie Dintalath uzyskał odpowiedź.
- Och, całkiem niedaleko, jakieś dwa dni drogi w dowolnym kierunku, nie licząc tego, w którym porusza się ten wielgachny demon.
- Co?
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale od dwóch dni nawet Astaroth przestał marudzić na temat męczących owadów, co oznacza, że żadnych owadów tutaj nie ma. I póki nie zadźgasz takiego wielkiego płonącego stworka z sześćdziesiątej szóstej warstwy otchłani, żadnego zwierzaka tutaj nie uświadczysz.

- Dobra, nieważne... a ty co tutaj robisz? Przecież reszta drużyny tam walczy?
- Co oznacza, że skoro już ktoś to robi to ja nie muszę..
- To jest argument... aczkolwiek ciekawy jestem jak zareagowaliby na niego pozostali, gdyby go usłyszeli?
- Pewnie w ogóle, sądzisz, że ktoś ci uwierzy?

- To jest argument... - Stwierdził drow, dając ostatecznie za wygraną i jednocześnie spokój leśnemu elfowi. Dintalath wyciągnął z drzewa strzałę która chwile wcześniej omal nie skróciła jego życia ruszył powrotem na pole bitwy.

Gdy drow wbiegał na polane Astaroth majestatycznie zamieniał dwójek pozostałych magów z czerwoną papkę. Z miną dziecka któremu ktoś ukradł wszystkie zabawki drow powoli schował miecze i ruszył ku towarzyszom smętnie wymachując elfią strzałą.


Wielki Druid był człowiekiem… i to bynajmniej nie była jego jedyna wada. Był też stary a jego oblicze emanowało wiedzą. Drow nie lubił takich osób. Zazwyczaj uraczały one Dintalatha jakąś niemiłą przepowiednią i swoimi teoriami spiskowymi na temat zagłady świata. Starając się nie przypominać innym, że jeden drow jeszcze na polu bitwy żyje Dintalath zaczął oglądać ciała martwych mrocznych elfów licząc na to, że uda mu sie ustalić co to za jedni i skąd się tu do cholery wzieli.
 
__________________
Nothing else

Ostatnio edytowane przez Legion : 18-11-2007 o 02:22.
Legion jest offline  
Stary 18-11-2007, 19:25   #150
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Neel był gdzieś w połowie drogi na czubek drzewa, gdy las ogarnęło przeraźliwe wycie wyganianego demonka. Skowyt był na tyle niespodziewany i zaskakujący, że elf odruchowo się skulił. Cóż, nie był to najlepszy pomysł, gdyż miejsce, w którym się znajdował, jak i pozycja, którą przyjmował, wymagała dość sporego nakładu równowagi, a tej właśnie zabrakło…

Duchowi elfa powrót do ciała zajął trochę czasu, gdyż musiał pokonać całą drogę na dół bez pomocy grawitacji. Neel pozbierał obolały tyłek z ziemi i zaczął zastanawiać się co przed chwilą i dlaczego tak zaryczało. Pierwsze co mu się nasunęło na myśl to, to że demon przed chwilą beknął po obiadku złożonym z pieczeni z jego dzielnych kompanów oraz z surówki z centaurów. Ta wersja, choć bardzo prawdopodobna i racjonalna, miała jeden słaby punkt. Mianowicie stad konioludzi zawyło radośnie, nim elf zdołał postawić się na nogi, co mogło sugerować sytuację odwrotną. Ciekawość, która z wersji jest prawdziwa, zwyciężyła nad instynktem przeżycia Neela i tropiciel postanowił zbliżyć się przez zarośla do polanki, na której trwała zażarta walka (a w każdym razie taka była, gdy elf ją opuszczał).

Gdy bystre zielone oczka wreszcie dosięgły wzrokiem pola bitwy, sytuacja była zdecydowanie inna niż początkowo wyobrażał ją sobie tropiciel. Nieliczne pozostałe przy życiu centaury radośnie dobijały nieliczne pozostałe przy życiu drowy przy drobnej pomocy licznie pozostałych przy życiu członków drużyny. Na tyłach czaiło się jeszcze dwóch czarodziejów, ale Upadły szybko pomógł im zsolidaryzować się z pozostałymi wojownikami z ich oddziału.

Neel zastanawiał się przez chwilę, czy aby przypadkiem nie wybiec i pogratulować sobie oraz pozostałym żywym dobrej walki, ale stwierdził że byłoby to chyba zbyt bezczelne i postanowił jednak zostać na skraju lasu. Elf siadł pod drzewem obserwując z ciekawością jak ważne osobistość społeczeństwa centaurów wchodziły do chatki, której (a raczej jej zawartości) tak zażarcie broniło całe stado.

Kiedy na osobności proszono Wielkiego Druida, by przestał się wygłupiać i wrócił z zaświatów na ziemię, Neel usłyszał troskliwe wołania Acheonta. Nie chcąc nawet wiedzieć czego ta durna kulka może od niego chcieć, elf profilaktycznie schował się za drzewo przy, którym siedział, złapał się za gardło, aby zmienić swój głos i krzyknął w kierunku kulki, iż leśny elf pobiegł w stronę przeciwną do kierunku w jakim znajduje się wioska centaurów.

Yrivian wylazł z chatki wyprowadzając wielkiego ogrodnika. Druidzi na ogół ubierają się w materiały bardziej związane z ziemią, niż reszta społeczeństwa, z którego się wywodzą. Elf był ciekawy jaka będzie różnica w wyglądzie pomiędzy centaurzym druidem, a pozostałą częścią stada, którego stosunek do cywilizacji jest mniej więcej taki sam jak barbarzyńców z północy. Jednak to i tym podobne rozważania szybko opuściły umysł Neela, gdy ten zobaczył cóż też wychodzi z chatki podtrzymywane przez przywódcę centaurów?

„Więc po to żeśmy narażali życie?! Aby wskrzeszać jakiegoś dziadka cierpiącego na uwiąd starczy, który i tak do jutra się rozsypie?!”

Elf wielce niezadowolonym oraz obrażonym krokiem ruszył w kierunku przywódcy centaurów. Z tego co zauważyć podczas przechadzki, drowy nie zdołały powalić żadnego z jego kompanów. Gdy był już w wiosce podszedł do druida, by mu się lepiej przyjrzeć i mruknął, może nawet trochę zagłośno .

- O, to on doszedł tutaj i jeszcze żyje?
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...

Ostatnio edytowane przez Mettalium : 25-11-2007 o 07:07. Powód: test
Mettalium jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172