Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2009, 15:22   #201
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Walka skończyła się szybciej niż się zaczęła i to w dość nieprzewidziany sposób, ukazując całą sytuację w zupełnie nowym świetle.
Jej rana, niezbyt głęboka i w sumie niegroźna, dzięki interwencji kapłana zagoiła się całkowicie.
Uśmiechnęła się do klęczącego mężczyzny. Jego dłonie, dotykające jej nagiego ciała były duże i ciepłe i dawały ukojenie w bólu. To był bardzo przyjemy dotyk...

- Dziękuję za pomoc. Szkoda tylko że ja za pomocą magii nie potrafię tak samo załatać odzienia – Chwyciła rozcięte poły koszuli próbując je dociągnąć do siebie i by zachować choć odrobinę przyzwoitości.

Wyglądało na to, że wszystko było tylko głupim żartem dotkniętego klątwą człowieka. Chyba klątwa musiała dotknąć tej części jego mózgu, która odpowiedzialna była za poczucie humoru - zrobiło się najwyraźniej całkiem czarne.
Inni nie odpowiadali jednak do końca za jego poczynania, zwłaszcza Danyell, przeciw któremu, pewnie z powodu szpetoty fizjonomii, zwrócili się prawie wszyscy. Cała grupa była jednak wyjątkowo intrygująca, zwłaszcza dlatego, że byli w stanie odkryć jej działania. Chciała się dowiedzieć w jaki sposób...

Podniosła się. Ubranie mimo wysiłków rozchodziło się dość mocno, ukazując nagie ciało dziewczyny. Podeszła do kapłanki i ukłoniła jej się:
- Witaj pani – następnie skierowała się w stronę kapłana, schylając lekko głowę – panie, dziękuje za waszą interwencję. Myślę, że przyda się pomoc. Sami nie jesteśmy bez winy. Trochę za szybko przeszliśmy do ataku. Fakt, że słowa pana Metra nie były zbyt przyjemne, ale w zasadzie po za nimi nie uczynił nic więcej. Nie zapominajmy, że to my zaatakowaliśmy pierwsi. Chodźmy więc do chaty i spróbujmy z tego spotkania wyciągnąć naukę na przyszłość. Może czasami najpierw lepiej pomyśleć, zanim zacznie się działać... - Przy ostatnich słowach spojrzała wymownie na czarodziejkę. Sama równocześnie też czuła się winna. Gdyby była mniej zmęczona, mniej zaskoczona. Gdyby działała szybciej! Może udałoby się uniknąć tej nieprzyjemnej sytuacji.
 
Eleanor jest offline  
Stary 28-01-2009, 16:26   #202
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Uśmiech Alexy, wywołał na twarzy kapłana uśmiech. Żyła...I to wprawiało Aldyma w pewną euforię. Dłonie kapłana nadal dotykały czegoś okrągłego miękkiego i sprężystego.
- Dziękuję za pomoc. Szkoda tylko że ja za pomocą magii nie potrafię tak samo załatać odzienia – słowa Alexandry, przypomniały Aldymowi w jak niefortunnej, bo dwuznacznej sytuacji się znalazł. Trzymając dłonie na jej lekko odsłoniętym biuście czarodziejki. Dobrze, że dziewczyna poprawnie odczytała jego intencje...
- Mam...cóż...w swym plecaku zapasowa koszulę, co prawda jest spora, ale mogę ci pożyczyć. – odparł kapłan.- W końcu to rozdarcie, to trochę moja wina.
-Dziękuję, zabrałam ze sobą drugą koszulę, ale wolałabym ją zakładać w jakimś bardziej osłoniętym miejscu.- odpowiedziaa dziewczyna. Kapłan zapewne by odparł, gdyby był na to czas, ale...bitwa ciągle trwała. I nie zanosiło się na zwycięstwo Aldymowej drużyny.
Teraz jeszcze pozostało wkroczyć do boju...Aldym chwycił za walkę, która zakończyła całkiem inaczej, niż się spodziewał. Pojawienie się dwojga kapłanów i użyta przez ich magia zakończyła tą, jak się okazało, pozbawioną sensu walkę.
Spojrzał na pokryte krwią dłonie...zarówno jego własną jak i Alexy.
Jens wykrzyczał wobec przybyłej dwójki kapłanów swoje pretensje. A Aldym się z nim zgadzał...Jak tamci mogli do tego dopuścić? Gdyby trafili na słabszych? Gdyby trafili na rodzinę podróżującą drogą? Przepraszam, że kolega was zgwałcił i pozabijał, ale to wina klątwy ?
Aldym był wściekły, za sprowokowanie jego i jego przyjaciół do walki. Za sprowokowanie do tego, że przez nich był gotów zabijać...Był wściekły, gdyż omal nie umarła Alexa i Jorg. Przecież ledwo odratował życie czarodziejki...Gdyby spóźnił się kilka minut. Co wtedy?!
-Ect’ neru seph na’chte - przez moment coś wyrwało się z ust rozwścieczonego kapłana, czego nawet nie był w pełni świadomy.
Co innego Alexa, która ze spokojem przeanalizowała sytuację. Kapłan mógł tylko podziwiać jej zimną krew. W końcu, ostatnie wydarzenia największą szkodę wyrządziły jej.
- Taa...to ja poszukam Elizabethy, a potem wody do obmycia. –rzekł Aldym, pokazując ręce pokryte aż do łokci zaschniętą krwią. Bardziej w tej chwili przypominał rzeźnika, niż kapłana Sune. A choć nie zgadzał się z Alexą, uważając, że postąpili słusznie. To jednak był ciekaw, co ta czwórka robiła na bagnach, po co tu przybyli, gdzie zmierzali...I czy mają może jakieś wieści na temat celu ich podróży.
Ale to sprawy na później...Najpierw Aldym wyruszył, by szukać Elizabethy. Minął więc całą czwórkę przybyszy, zostawiając dogadanie się z byłymi wrogami w rekach Alexy, Silli i Lilly. Szczególnie ta ostania powinna się prozumieć z kapłanką Lathandera. O rannych się nie martwił. Ów sługa Ilmatera wydawał się być biegłym w leczeniu, lepszym od niego, w każdym razie. Chciał tylko upewnić się iż Elizabetha jest bezpieczna...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-03-2009 o 19:55.
abishai jest offline  
Stary 28-01-2009, 20:17   #203
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- O rany, jak mnie głowa boli – rzucił sam do siebie Elev, który ogólnie zaczynał popadać z nałóg mówienia do siebie, jako, że nie za bardzo potrafił rozmawiać z innymi członkami drużyny. Zresztą całkiem sensownie, bo odwrotnie zachodziło identyczne zjawisko. Zupełnie inaczej działo się z obcymi. Cóż, pewnie dlatego, że jako posłaniec długi okres czasu spędzał sam. Potem wręczając lub odbierając przesyłkę spędzał chwilę z obcymi, z którymi świetnie zazwyczaj się dogadywał. Cóż po nieudanych próbach drużynowych, uznał ten fakt, odsuwając się na bok wszelkich decyzji w porównaniu z początkiem przygód. Widocznie tak to już powinno być. Ot, obiecał Silii, że z nią pójdzie i pomoże, więc szedł i był to chyba jedyny powód, dla którego jeszcze nie skierował się swoją drogą.

Wszyscy cali? Wydawało się, że jako tako, a nowi kapłani wydawali się całkiem kompetentnymi lekarzami. Pewnie niedługo przyjdzie kolej na niego, ale póki co, zrobiło mu się niedobrze. Dotknął czoła. Śliwka wielkości gruszki nabrzmiewała i dawała znać tępym bólem. Ale nie wyszedł ogólnie źle. Ten wojownik na D, którego imienia nie mógł zapamiętać, mógł ich zrobić na szaro, jak chciał, zabić wszystkich bez większego problemu. Ale tego nie zrobił. Czyli nie chciał zabić! Siniejąca śliwka była stosunkowo niewielką zaplatą za starcie z takim przeciwnikiem. Co innego ten durnowaty Mert. Klątwa? Możliwe, ale cham i dureń oczywisty! Już miał mu rzucić: „Chłopie, lecz się na nogi, bo na głowę za późno już!” Pomyślał jednak, że gdyby Mert był normalny, nigdy by czegoś takiego nie zrobił, dlatego takiego przytyku pewnie po prostu by nie zrozumiał, albo potraktował jako kolejny powód do bitki.

- Uf – uśmiechnął się głupio do jakiejś osoby stojącej obok, a potem z miną, jakby chciał właśnie zgwałcić kanarka sprężystym krokiem poszedł rzygać na skraj polany.
- Ughhhhh … - dobrze, że nic wieczorem nie jedli, bo wylatywała przede wszystkim przezroczystożółta flegma z kilkoma mniejszymi zaledwie kawałkami niestrawionych fragmentów suszonego mięsa. Tfu! Splunął nagle. Prawie wciągnąłby to świństwo do krtani, gdy próbował odetchnąć pomiędzy skurczami żołądka wyrzucającymi kolejne niewielkie porcje rozciapcianego płynu. Nie lubił zapachu wymiotów, ani owego pieczenia w gardle, ani … i jeszcze wkurzała go ta zasmarkana ruda wiewiórka, która właśnie przyglądała mu się z ciekawością akurat w tym kretyńskim momencie. Wyraźnie zwierzę się podśmiewało z jego sytuacji. Paskudnie! Zwłaszcza, że zarzygał sobie końcówki butów, szlag by to wszystko trafił.


Pozieleniałe oblicze po wymiotach wspaniale kontrastowało z czerwienia krwi z niewielkich, ale dokuczliwych pokaleczeń różnych części ciała. Wycierając obuwie słyszał wypowiedź Jensa, który wcześniej pomógł mu wstać, potem innych. Zachwycił się na umiejętnością Alexy dogadywania się z ludźmi. Takie argumenty „pamiętajmy, że pierwsi zaatakowaliśmy” etc. były niezłe. Przecież wszyscy wiedzieli, że tamci zachowali się jak bandyci. Talganie przecież nie mogli czekać pytając: czy panowie nie żartujecie? Czy aby na pewno? A w jakiej kolejności planujecie gwałcić dziewczyny? Według wzrostu, wagi, czy alfabetycznie? (Według kryterium 1 i 3 pierwszeństwo miałaby chyba Alexa, według 2 raczej Lilla) Czy sakiewki mamy rzucać na lewą stronę, czy na prawą? A może od razu zrobić zbiórkę i władować wszystko razem, żeby ułatwić panom sprawę? Czy przypadkiem nie macie gdzieś panowie ukrytych kolegów w krzakach?

Nie mniej, jeżeli ktoś jest winny, to przejęcie choćby kawałka jego odpowiedzialności zazwyczaj sprawia, że jest po prostu wdzięczny. Dlatego chwyt Alexy chyba mógł zadziałać, bo że mówi na poważnie, to nie wierzył. Ale jakaś zgoda mu pasowała. Tym bardziej, że tamci mieli wyruszyć tak czy siak, więc żreć się nie było sensu. Po co? Pewnie mieli się rozstać więcej nie widząc, więc po co się żreć? Wprawdzie Mertowi nie ufał, ale reszta, no cóż, ten dwumieczowy mógł ich zabić, a nie zabił, kapłan Ilmatera powinien być dobry, kapłanka zaś Lathandera w ciąży … raczej nie powinna być specjalnie niebezpieczna. Ludzie! Ona miała niedługo rodzić, przecież nie chciałaby teraz kłopotów. Nikt pewnie w jej stanie nie chciałby. Dlatego stał nieco z boku nic nie mówiąc i zgodnie z obranym postanowieniem planując robić to co reszta. Wołałby jednak spokój, łącznie z chatą, skoro tamci mieli niedługo i tak sobie pójść.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 28-01-2009 o 20:21.
Kelly jest offline  
Stary 30-01-2009, 16:51   #204
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Czekając na decyzję reszty, Alexandra przysłuchiwała się rozmowie stojącego obok Eleva i kapłanki, która podeszła do niego z zamiarem wyleczenia ran. Chłopak odsunął się i powiedział żeby raczej go nie dotykała, bo przynosi pecha i jeżeli chce zadbać o swoje dziecko, niech raczej trzyma się od niego z daleka, szczególnie w tak błogosławionym stanie. Alexa nie zdawała sobie jakoś sprawy, że ten, pamiętany jako sympatyczny i wesoły rozmówca z poprzedniego dnia, chłopak ma o sobie tak złe mniemanie.
Kapłanka najwyraźniej potraktowała tego co mówił poważnie bo odpowiedziała usmiechajac się lekko:
- Głupstwa mówisz. Ludzie nie przynoszą innym pecha. Wszyscy sami odpowiadamy za swój los i tylko od nas i naszych decyzji zależy jakie będzie nasze życie.
Rozmowa zaczęła rozwijać się w dość filozoficznym kierunku:
- Wobec tego ma pani większe zaufanie do łutu szczęścia, niżeli ja. Może przeżyła pani więcej i ma w tej sprawie większe doświadczenie, ale to musi każdy odkryć sam. Ja na razie odkryłem pecha.
- Nie chodzi o łut szczęścia, tylko o wiarę, którą pokładamy w naszych bogach, zaufanie do samego siebie i nadzieję, że podjęte przez nas decyzje to zawsze te, które w danym momencie były najlepsze
- Przez ładną twarz kobiety przebiegł cień smutku, jakby pod wpływem jakiegoś wspomnienia. Elisa dotknęła czule policzka chłopaka i dodała:
- Masz dobre i czułe serce, kieruj się nim, a na pewno odnajdziesz szczęście.
- Czule serce, szanowna pani, daje satysfakcję samemu sobie, to prawda, ale na pewno nie przynosi szczęścia.
- Wszystko zależy od tego co uważasz za szczęście. Dla mnie to przychylność mego boga, towarzystwo przyjaciół miłe spotkanie w podróży. Wszystko może być szczęściem musisz tylko nauczyć się cieszyć życiem
– Gdyby Alexa nie wiedziała, że kobieta jest kapłanką Lathandera, po ostatnich jej słowach nie miałaby już co do tego żadnych wątpliwości.
- Za mądre to dla mnie – Elev pokręcił głową. - Szczęście jest wtedy, gdy się skoczy do gwiazd i je osiągnie. Inaczej, to bryndza tak czy siak. Jak mawiał mój ojciec, zepsute koło rozwali się tak czy siak, nawet jeżeli jest trochę zepsute, a trochę dobre.
- Sięgnąć do gwiazd możesz tylko przez chwilę. To piękne przeżyć coś, co wzbudzi w tobie najwyższe emocje
- kobieta uśmiechnęła się ponownie - Mnie chodziło jednak o to, że możesz być zadowolony także z drobnych rzeczy. Wszystko zależy od spojrzenia jakie masz na to, co ci się przytrafia. Naczynie napełnione w połowie, dla jednych jest w połowie pełne, dla innych w połowie puste.
- Tak
- skinął - ale dla mnie jest zawsze puste, do kiedy nie będzie całkiem pełne. Może pani mądrość jest wielka, ale widocznie mam zbyt krótkie nogi, żeby do niej dotrzeć - machnął z rezygnacją ręką. - I dziękuję za wyleczenie. Mam nadzieję, że pomimo moich słów pani przyszłość i pani dziecka będą udane oraz bardzo szczęśliwe.
- Dziękuję za twoją troskę. Wierzę, że przyszłość, jakakolwiek nie będzie, przyniesie nam doświadczenia z których czerpać będziemy mogli, by wzmacniać siebie i nieść pomoc słabym i potrzebującym
– Kapłanka położyła dłonie na głowie Eleva i wzniosła modlitwę do swego boga.
- Jak spotkam gdzieś po drodze kaplice Lathandera będę o tobie pamiętał, pani. Może pomoże.
- Każdy dobry bóg zawsze ci pomoże jeśli z wiarą poprosisz go o pomoc.


Alexa zastanawiała się co takiego złego spotkało Eleva, ze ma on o swoim życiu tak fatalne mniemanie.
 
Eleanor jest offline  
Stary 30-01-2009, 18:06   #205
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Jens za bardzo się uniósł, za to Aleksa przyjęła stanowisko diametralnie odmienne. Jak na gust Silii była aż za bardzo przymilna i służalcza. Brakowało tylko, żeby wprost przeprosiła tamtych za ich porywcze i bardzo nieodpowiednie zachowanie. Jej słowa były jawną kpiną, a spojrzenie, jakim przeszyła półelfkę, bardziej niż jednoznacznie sugerowało, że ma Silii za złe zbyt szybkie działanie. Lecz Silia nie miała sobie nic do zarzucenia. W takich sytuacjach lepiej przejąć inicjatywę. Gdyby tamci zaatakowali pierwsi ich drużyna byłaby definitywnie na przegranej pozycji. Kto wie, może nie zdążyliby nawet dobyć broni?

- „Sami nie jesteśmy bez winy”? - powtórzyła słowa Aleksy z lekkim niedowierzaniem – Nie pochwalasz tego, że wdaliśmy się w walkę? Chciałaś negocjować? Wdać się z nim w towarzyską pogawędkę? Mogłabyś mi na bogów wyjaśnić o czym? W jakiej pozycji ten typ ma cię brać żeby było ci najwygodniej? - mówiła spokojnie, bez śladu emocji na twarzy - Nie sądzę abyśmy przesadnie zareagowali. A ty Alekso bądź tak miła i w przyszłości nie wypowiadaj się w naszym wspólnym imieniu, tym bardziej, że podróżujesz z nami chwilowo, i niejako gościnnie.

Chłodne oczy półelfki i spokojny ton, sprawiły, że jej słowa zabrzmiały jak reprymenda. Za chwilę zwróciła się do nieznajomych:
- Wasze intencje były bardzo wymowne. Szczególnie po tym jak Mert rozważał na głos, którą z nas chcę „poruchać” w pierwszej kolejności. - Specjalnie użyła wulgaryzmu i zacytowała słowa mężczyzny chcąc dobitnie nakreślić ich niedawne położenie. Szczególnie kapłanom, którzy nie byli świadkami całego zajścia. - Jednoznacznie zadeklarowaliście swoje zamiary. Ciężko mi się było doszukać w waszych słowach podwójnego dna, prawdę powiedziawszy nawet się nie starałam i trudno chyba mi się dziwić. Zaatakowałam pierwsza i wiedzcie, że wcale tego nie żałuję. Nieporozumienie czy nie, nie pozostawiliście nam wyboru. Niemniej cieszę się, że obyło się bez ofiar i mogliśmy sobie wyjaśnić całą sytuację. I dziękujemy za leczenie. Oraz za to, że łagodnie się z nami obeszliście. Zdaję sobie sprawę, że mogliście nas zabić.

- Co do chaty to myślę, że miejsca wystarczy dla nas wszystkich. Nie jesteśmy na tyle bezduszni by wyganiać w drogę kobietę w zaawansowanej ciąży. Tym bardziej, że jest ciemno a zewsząd tylko bagna. Sugeruję, abyśmy tej nocy znieśli jakoś swoje wzajemne towarzystwo, jutro zaś pożegnamy się grzecznie i każdy ruszy w swoją stronę. Ale tego wściekłego psa – tu wbiła palec w kierunku Merta - trzymajcie od nas z daleka.

Zebrała z ziemi swój bagaż i drewniany kostur i skierowała się w stronę chaty przywołując gwizdnięciem Kołtuna. W jednej jedynej sprawie nękały ją wyrzuty sumienia. Podeszła do mężczyzny o imieniu Daynell i poczekała, aż reszta się ruszy i będą mogli porozmawiać na osobności. Przez chwilę chciała uknikać patrzenia na niego, a przy okazji na jego oszpeconą twarz. Przyglądanie się byłoby chyba nie na miejscu, ale może nie zerkanie wcale oznaczałoby, że jego oblicze odstręcza czarodziejkę, dlatego po chwili zdecydowała się jednak patrzeć mu w oczy.

- Wybacz panie moje ostre słowa. Skierowałam swój gniew przeciw tobie, kiedy winny był tylko twój kompan. Przykro mi z powodu twej fizjonomii, a to co ci rzekłam było z mojej strony niezwykle złośliwe i niesprawiedliwe. Wierz mi, zazwyczaj nie oceniam ludzi po wyglądzie ale po ich intencjach i charakterze. Niefortunnie pomyliłam się wnioskując, że jesteś bandytą i gwałcicielem, a że język mam cięty, to powiedziałam parę wstrętnych rzeczy. Nie żałowałabym ich gdybyś faktycznie okazał się złym zepsutym człowiekiem. Skoro jednak nim nie jesteś jest mi wstyd i poczuwam się w obowiązku aby cię przeprosić.

A później spytała jeszcze, odsuwając od siebie wcześniejszy temat, który wprawiał ją niejako w zakłopotanie:
- A swoją drogą, jeśli to czarne ostrze ma na waszego kompana taki fatalny wpływ, to może powinniście spróbować jakoś się go pozbyć? Miecza, nie kompana ma się rozumieć - wysiliła się na dowcip, ale szybko zezygnowała - choć ta druga opcja byłaby może i bardziej rozsądna niż podróżowanie w jego towarzystwie. Ale rozumiem, że jeśli to bliski przyjaciel nie macie sumienia go odprawić i zostawić samemu sobie z jego problemem. Gdyby klątwa dotyczyła któregokolwiek z moich towarzyszy pewnie postępowalibyśmy podobnie do was. Jednakże pilnujcie go bardziej. W końcu traficie na kogoś mocniejszego od was i prowokacje Merta mogą odnieść fatalne w skutkach konsekwencje. Fatalne, dla odmiany, dla was.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-01-2009 o 18:11.
liliel jest offline  
Stary 31-01-2009, 15:15   #206
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Ratowanie towarzysza w opałach nie przekonało paladynki o dobrej naturze Danyella, wszak nawet dzikie zwierzęta bronią swych towarzyszy. Ale przeciwnik mógł ich pozabijać, a nie zrobił tego, zdecydował się tylko na uderzenia płazem. A potem wkroczyła ta dziwna para noszące symbole Lathandera i Ilmatera i ta straszna walka na szczęście się skończyła.
Lilla z wdzięcznością przyjęła pomoc łysego mężczyzny, mogła wreszcie wyraźnie zobaczyć świat, bez krwi zalewającej oko. Podziękowała mu skinieniem głowy w milczeniu przysłuchując się przyjaciołom. Zgadzała się z Silią, bronili się i tyle, nie mogli przecież wiedzieć o klątwie bo i skąd, a przecież całkiem wyraźnie m grożono i tyle. Alexa się myliła, wina nie leżała po ich stronie. Zresztą to już było nieważne: grunt, że wszystko dobrze się skończyło. Dziewczyna poczuła się strasznie zmęczona, powieki zaczęły jej ciążyć i wizja ciepłej chaty i kawałka suchej podłogi gdzie mogła by się położyć wydała się niezwykle kusząca. Pomogła wstać Jorgowi i razem z nim skierowała się w kierunku chaty. Mężczyzna ja pozytywnie zaskoczył, zakładała raczej pesymistycznie, że w razie kłopotów będzie uciekał na bagna, które przecież znał najlepiej, ale on został z nimi. Kelvarówna uśmiechnęła się do niego z sympatią. idąc do chaty z ciekawością przyjrzała się kobiecie. Ta kapłanka Lathandera nie wyglądała jak ktoś kogo by znała wcześniej: z twarzy całkiem młoda, włosy miała bielutkie niczym staruszka, a na jej twarzy widać była dużą mądrość. Musiała mieć z pewnością fascynujące, rzeczy do przekazania, Lilla była jednak już zbyt zmęczona by ich słuchać.
 
Nadiana jest offline  
Stary 31-01-2009, 17:32   #207
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Ruszyła w stronę walczących zaraz, gdy tylko kapłanka zaczęła mówić. Efekt czarów zapierał dech w piersiach, może dlatego, że jeszcze przed chwilą wszystko mogło się wydarzyć, może wrażenie potęgowało odludne i groźne miejsce w którym byli, w każdym bądź razie Elizabetha ulegała fascynacji magią i biegła zapatrzona w bariery utworzone przez kapłankę.
Wyprzedziła dwójkę nieoczekiwanych sojuszników. Miała wrażenie, że wszyscy jej towarzysze ledwo trzymają się na nogach i byli o krok od katastrofy. Myśl, że jest nieprzydatna natrętnie wierciła się w jej głowie i Elizabetha zamiast podbiec do rannych zatrzymała się niepewna, co ma robić. Kapłanka leczyła wszystkich po kolei. I wszystko przypominało jakiś sen. Łącznie ze straszną twarzą elfa.

Nic dziwnego, że chwilę trwało nim Elizabetha odzyskała zwykły rezon. I skojarzyła, że to, na co gapi się Aldym to nie rana tylko gołe cycki. To oczywiście drobiazg wobec tego, że wszyscy żyli. Ale słowa poparcia dla opinii Jensa zamarły rudowłosej w gardle. I nawet nie chciało jej się śmiać z przeprosin Alexy.

Odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę chaty.

Suche, oświetlone ogniem pomieszczenie przypomniało jej, że jest przemoczona. A ekwipunek dziwnej czwórki, że czas może się zdecydować, czy jest się złodziejem, czy tylko nieprzydatną łajzą. Gdyby tylko wiedziała, który plecak należy do Merta. Denerwowały ją własne skrupuły. I wtedy do chaty wszedł Aldym.

-Łap – rzuciła w niego jego własnym mieszkiem i zaczęła ściągać mokre buty – I co? Fajniejsze ma cycki niż ja?
 
Hellian jest offline  
Stary 01-02-2009, 13:55   #208
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Post napisany z pomocą Hellian

Szukanie Elizabethy nie zajęło Aldymowi dużo czasu...Na szczęście Rudowłosa Beth była cała, bezpieczna i pełna energii...Na wstępie rzuciła w kierunku kapłana jego własną sakiewkę. Aldym domyślił się kiedy go obrabowała. Powinien jej przypomnieć, by jednak w kradzieżach bardziej polegała na swej zwinności, niż na oczywistej słabości Aldyma do niej. Ale kusząca wizja kolejnych takich „kradzieży”, przeważyła szalę...i nic nie powiedział.
Kolejne słowa zdziwiły go. Spojrzał na dziewczynę, na te drobne stopy, zazwyczaj ukryte w butach, na te energiczne ruchy...Po czym spojrzał na biust. Podszedł z lekkim uśmiechem do dziewczyny. Spojrzał na jej piersi wręcz bezczelnie, lekko pochylony, jakby je badał. Uśmiechnął się na widok ich widok: drobnych, ledwo zaznaczających się pod ubraniem. Potem spojrzał na Elizabethę, prosto w jej twarz.- Nie...ty masz bardziej kuszące, tak samo jak stópki, oczy, wargi...Cała jesteś kusząca.
Kiedy Aldym jej się przyglądał, zaczepność Elizabethy topniała. Za szybko zmieniały się jej myśli. Nie lubiła tego, że nie panuje nad ich biegiem. Odsunęła się od kapłana.
- I mokra. I brudna. Tak jak Ty.
- Dobrze, że nic Ci się nie stało.
– dodała jeszcze.
Aldym uśmiechnął się...czule. Cieszył się że z tego iż zależało jej na nim...choć trochę.
Spojrzał na swe pokryte krwią dłonie i rzekł.- To co powiedziałem w tej karczmie w Midd, ostatnim razem. Przepraszam. Mnie też czasem język wyrywa się przed rozum. I chcę powiedzieć, że nie mówiłem na serio, wtedy.
Nie chciała zaczynać poważnej rozmowy. Cieszyła się, że wszyscy żyją, że Aldym przyszedł tu za nią. Bała się, że ta wczorajsza kłótnia, przejdzie w następne, bo obydwoje wszystko widzą inaczej.
- Tamto jest już nieważne. Nie musisz przepraszać. Naprawdę nie jestem wcale dobra. –powiedziała w końcu.
-A ja niestety jestem naiwny...miałaś rację, naiwny wariat ze mnie. Ale przy nieustraszonej Lilly, zwinnym Jensie, sprytnej Elizabethcie, mądrej Silli i wojowniczym Elevie, znajdzie się chyba miejsce dla naiwnego Aldyma?- zażartował kapłan.- No i jest jeszcze Alexa, ale ją dopiero trza poznać. W każdym razie, lubię siebie... i swoją naiwność. I naprawdę nie potrafiłbym żyć inaczej. Chyba nie przeszkadza ci to, aż tak bardzo?
Nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i zaczęła zmieniać spodnie. Nie pesząc się przy tym...wygłodzonym wzrokiem kapłana wędrującym po jej zgrabnych nogach. Przywykła, czy może prowokowała?...Tak czy siak, kapłanowi zaschło w gardle na ten widok. Przełknął ślinę...
-Widzę, że ciekawią cię pakunki tamtej drużyny. Ano, warto je przejrzeć, bagaże potrafią powiedzieć więcej niż słowa. Ale lepiej, co by im nic zginęło. – dodał kapłan.- Bo mogą jeszcze nas posądzić o złe intencje i wrócić później. A skoro omal nie poszatkowali nas walcząc dla zabawy...To nie chcę się z nimi mierzyć w prawdziwej walce...No nic. Pójdę na dwór obmyć się, co bym mniej rzeźnika, a bardziej kapłana przypominał. A ty rób swoje...gwizdnę, gdy się zbliżać zaczną do chaty.
Roześmiała się cicho
- Dobrze, naiwny Aldymie.
Następnie kapłan ruszył do wyjścia z chaty. Podszedł do niedużego strumienia zaopatrującego zapewnie bywalców chaty w wodę...Zimna woda, chłodziła dłonie kapłana, z nich krew, i studziła, za bardzo rozgrzane doznaniami zmysły. Widział z daleka rozmowę Eleva z kapłanką Lathandera. Dochodziły do niego jedynie fragmenty rozmowy...z których wynikało, że Elev chyba nie mocno wierzącym w swe bóstwo. Aldym zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie, jakie bóstwa mają za patronów jego towarzysze. Poza Lillą oczywiście...Co do Silii i Alexy, zapewne Mystra...może Azuth, Jens i Elev zapewne Chaunteę albo Mielikki. Co do Elizabethy, Aldym modlił się by to było nie coś gorszego niż Maska, choć i ta opcja nie była zbyt optymistyczna. Krew już zmył, widział rany jakie zostawił na jego ramionach miecz przeciwnika...uznał, że zaleczy je przed snem.
Gdy zauważył jednak konkurencyjną grupę, zaczął głośno gwizdać jedną ze sprośnych przyśpiewek i powoli wszedł do chatynki, zdejmując w drzwiach mokrą koszulę i prezentując swoje ciało, przed Elizabethą. Zawiesił ją tak przeschła i rzekł.- Idę po resztę rzeczy.-
Aldym wyszedł, energicznym krokiem. Obnażony do pasa w górę kapłan ruszył w kierunku leżących bagaży, które porzucił podczas walki. Założył swój plecak oraz pakunki Alexy na plecy i powolnym krokiem skierował się do chatynki, by dysząc ze zmęczenia, położyć bagaże na ziemi. Na dalsze przebieranki, wolał poczekać na okres przed snem.
Póki co, gdy tylko była okazja, zapytał czwórkę ich byłych przeciwników o kilka nurtujących go spraw: O to jak się ich towarzysz nabawił klątwy, o niebezpieczeństwa i sytuację na bagnach i czy podczas wędrówki nie napotkali przypadkiem starego czarodzieja o imieniu Martus Kallor.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-02-2009 o 17:00.
abishai jest offline  
Stary 02-02-2009, 16:41   #209
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kapłanka spoglądała na każdego z osobna, z tym samym przepraszającym i szczerym wyrazem twarzy. Ona była najbardziej rozmowna z tej całej grupy. Mert chwilę potem wracał już do chaty, nie czekając na pozostałych. Elise tylko uśmiechnęła się do Alexy, kręcąc przecząco głową.

-Nie powinnaś przepraszać. Nasz towarzysz zrobił to co zrobił z pewną premedytacją i taka reakcja była czymś normalnym. Co innego, gdybyście zaatakowali nie prowokowani. Nie ma tu waszej winy, moje dzieci. Moi towarzysze też nie dążyli za bardzo do tego, by potyczki uniknąć.

Spojrzała ze smutkiem na odchodzącego Merta i spiorunowała wzrokiem Danyella, który tylko wzruszył ramionami, niezbyt chyba przejęty tym wszystkim. Saris już kończył uzdrawianie, wypowiadając kolejną modlitwę w nieznanym wam języku. Niestety nie można było w ten sposób naprawić waszych ubrań, a niektóre blizny mogły pozostać na zawsze, nawet mimo wprawności w uzdrawianiu jaką prezentował łysy kapłan. Elise nagle jednak wyciągnęła sakiewkę, otwierając ją i wyciągając pięć monet. Złoto zalśniło w magicznym świetle. Odwróciła się nagle ku Silii i wcisnęła je jej w dłoń.

-To na pokrycie strat materialnych, gdyż tylko te jestem w stanie naprawić. Moje szczere przeprosiny zaś muszą starczyć za resztę. Mam nadzieję, że chociaż trochę ukoją twoje nerwy, czarodziejko. Nie wiem bowiem, czy zechcesz przyjąć błogosławieństwo.

Skinęła głową lekko zdziwionej jeszcze dziewczynie, po czym udała się do chaty. Ruszyliście zresztą wszyscy, nawet Jens, który wolał nie zostawać sam, gdy sprawa została mniej więcej wyjaśniona. Silia zaś otrzymała swoją odpowiedź od elfa z paskudną twarzą.
-Nic nie wiesz o klątwach, prawda?
Może i nie było widać zbytnio jego prawdziwego dziedzictwa, lecz wyniosłość swojej rasy musiał mieć we krwi.
-Wyrzucenie miecza, albo by go zabiło, albo miecz wróciłby samoistnie. To tak zwana "myśląca broń", została w niej zaklęta jakaś przeklęta dusza, która wije się w mózgu Merta. Nie możemy go kontrolować, chyba, że magicznie. Nie spodziewałem się także i ja, że spotkamy na tych bagnach osoby o czystych sercach. Niewielu tu ponoć bywa z własnej woli.
Dalsze wyjaśnienie ucięło dotarcie do ciepłej, chociaż prosto wykonanej chaty.

Elizabetha tymczasem miała niezbyt wiele czasu na przeszukiwanie pomieszczenia. Rozmowa z Aldymem chwilę trwała, a potem ten cały Mert nie miał najwyraźniej zamiaru czekać na zakończenie dyskusji. Ale zdążyła zajrzeć do ich plecaków i torem. Nie mieli wiele. Jakieś jedzenie, niewielkie ilości. Ubrania na zmianę. Jakaś księga, zapewne któregoś z kapłanów. I kilka buteleczek z różnokolorowym płynem. Niewiele więcej zobaczyła, gdy już musiała zaprzestać poszukiwań. Czarnowłosy mężczyzna wkroczył do izby, zdejmując kaptur. Nie był brzydki, ale twarz miał surową, prawie okrutną. Nie był również stary, ale na pewno też nie młody. Nie powiedział nawet słowa, obrzucając rudowłosą nieprzyjaznym spojrzeniem.

Sama chata nie była duża. Parter tworzyła duża izba z sześcioma posłaniami przy ścianach, prostym stołem i stołkami, a także kominkiem, w którym teraz wesoło trzaskały drwa. Było tu sucho i dość przytulnie, mimo, że okna były zamknięte tylko na okiennice, nie miały błon, czy tym bardziej szyb. Na strychu zaś, na który prowadziła drabina, leżały kolejne sienniki, ale tu już nie było tak ciepło, chociaż dach był szczelny i padający na zewnątrz deszcz nie przesiąkał do środka.
Czwórka nieznajomych zaczęła się prawie od razu pakować. Zresztą już wcześniej mieli schowane większość swoich rzeczy, dzięki czemu po kilku chwilach byli już gotowi do wyjścia, chociaż zostali jeszcze by odpowiedzieć na kilka pytań. W zasadzie to kapłanka odpowiadała, pozostali nie wydawali się zbyt towarzyskimi osobami.

-Klątwa przyszła wraz z mieczem. Wystarczyło, by Mert wyjął go z pochwy. A zwykłe czary teraz nie skutkują. A co do bagien, to nie znamy ich, pierwszy raz jesteśmy w tych lasach. Ostrzegano nas tylko przed zdradzieckimi ścieżkami, zwierzętami, głównie jadowitymi żmijami i stworzeniami zwanymi gibberingami. Są małe, ale chodzą w wielkich stadach. No i boją się światła. A o czarodzieju Kallorze nie słyszeliśmy.
Uśmiechnęła się pocieszająco, zaś Danyell wtrącił kilka słów swoim cichym, ochrypłym głosem.
-To ostatnie nie jest do końca prawdą. Poznałem Kallora swojego czasu, ale jak nie ma go w jego własnej wieży, to obawiam się, że nie wiem, gdzie się udał.
Opuścili chatę, jedni bez słowa, tak jak Mert, niektórzy jak Saris i Danyell - żegnając się w prosty, krótki sposób. Elise tylko zatrzymała się, obdarzając wszystkich swoim uśmiechem i proponując błogosławieństwo Lathandera. potem również wyszła.
-Niech dobrzy bogowie czuwają nad wami i tym, czego poszukujecie w tym miejscu

Kolacja. Potem odpoczynek, chociaż dzięki kapłanowi tak na prawdę nic was nie bolało. Potężne czary wyleczyły również zmęczenie, chociaż mięśnie wciąż jeszcze były nieco sztywne. Potem ułożyliście się do snu. Zsunięte dwa sienniki mieściły już spokojnie trzy osoby, pozostałe mogły rozłożyć na pozostałych. Wartownik mógł zaś siedzieć w cieple i pilnować by nie zasnąć i nie zgasł ogień w palenisku. Drwa było dość na kilkanaście godzin, więc to też nie stanowiło problemu. Sen was zmorzył, może to też była sprawa tych czarów?

Jorg wziął ostatnią wartę. Obudził was tuż po świcie, z niespokojną miną i palcem przy ustach, nakazującym ciszę. Wskazał na okno, przez które szybko wyjrzeliście, po kolei zaglądając w szparę między okiennicami. Kilkanaście metrów od chaty, w szarówce i strugach deszczu, stało kilkanaście, może kilkadziesiąt małych, porównywalnych do goblinów wielkością, humanoidalnych stworzeń. Były szare, albo tylko tak się wydawało, gdyż widoczność nie była duża. Mgła wisiała nad ziemią, a ciemne chmury prawie nie przepuszczały słońca. Na górze miały jakieś włochate, chude ciała. Pysków dojrzeć nie szło, ale każdy z tych stworów miał w dłoniach jakąś bron - od małych mieczy, po proste kije, które chyba przeważały w całym uzbrojeniu. Jorg odezwał się szeptem.

-Nie powinno być ich tutaj o świcie. Pewnie zara polezą, bo nigdy nie siedzą w miejscu, ale to, że tu są, to zły znak. Jest za ciemno na dworzu, nie uciekają przed tym światłem, chociaż pewnie ich razi. Możem iść, ale one będą blisko, cały czas. I mogo zaatakować, jak światła nam zabraknie. A bagniska ciemne. Możem też poczekać, ale kto wie jaka jutro pogoda będzie?
 
Sekal jest offline  
Stary 04-02-2009, 19:15   #210
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Spał.
Wstał.
Wartował.
Wysikał się.
Znowu spał.
Wreszcie nadszedł ranek.
Zaproponował żeby niezwłocznie wyruszyć po śniadaniu.

Przeciągając obudził się radosny, niczym skowronek po przepiciu, czyli mniej więcej tak jak wieczorem, jak wczoraj, jak kilka dni temu. Od jakiegoś czasu odpowiedni nastrój wypełniał go całkowicie, bezdennie i beznamiętnie, niczym stara deszczówka beczkę. Było mu obojętne gdzie i jak śpi, dlatego poczekał aż wszyscy się zdecydują na jakieś miejsce i zajął to pozostawione. A potem coś przekąsił i spał, dopóki nie przyszła jego warta.

Po wczorajszej walce cicho poszedł do chałupy. Nie był ranny, to bowiem uleczyli kapłani, ale trochę zmęczenia czuł. Rzecz jasna, pewnie najgorzej czuli się członkowie drużyny władający magią. Taka Silia padała wprost na twarz. Nie mniej, dzisiaj rano było niebo lepiej. Przypuszczał, że nie będzie mógł ruszyć nogą po całym tym chodzeniu, ale widocznie czary kapłańskie poradziły sobie również z tym. Doskonale. Zawsze lepiej powrócić do zwyczajowej sprawności, niż mieć problemy z podniesieniem miecza. A potem pojawiły się te paskudne glimber … coś tam. Miał problemy z poprawnym wymówieniem tak barbarzyńskiej nazwy. Przewodnik coś tam pogadał dając drużynie dwie możliwości. Elev był, pomimo czajacych się goblinopodobnych istot, za wyruszeniem, ale nie wypowiadał się poza ewentualnymi niewiele znaczącymi ogólnikami, a i to tylko w przypadku, gdy czuł sie naprawde zobligowany. Czekał na to, co postanowią ważniejsi od niego członkowie drużyny i planował się zwyczajnie dostosować.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172