Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2009, 17:15   #71
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Słowa Randalla wywołały u kobiety lekki, lecz zauważalny uśmieszek, który z całą pewnością był ewidentnym znakiem dla długowłosego czarodzieja. Postanowili. Nekromantka wstała energicznie z miejsca i pstryknąwszy w palce przywołała do siebie swoje dwa strażnicze golemy. –Pójdę z wami. Na korytarzu mogą próbować was zatrzymać strażnicy, w mojej obecności nikt nic wam nie zrobi.- wyjaśniła. –Prowadź pani.- rzekł uprzejmym tonem król – licz –A Ty spróbuj się gdzieś stracić!- pogroził Ochłapowi krasnoludzki wojak. Towarzysze dopili wino, którym poczęstował ich sługa Świtu Ciemnego Słońca i opuścili pomieszczenie. Maszerowali butnie szarymi, monotonnymi korytarzami, mijając dziwaczne ożywione istoty, spoglądające tajemniczo wampiry i pałętające się przypadkowe zjawy i duchy. Z daleka widać było potężne drewniane wrota, na końcu korytarza, obok których stały dwa szkielety uzbrojone w ewidentnie magiczną broń. Wrota były skryte w cieniu olbrzymiej płaskorzeźby przypominającej twarz wampira. Kilka metrów dalej znajdowały się stalowe drzwi. Nikt nie musiał tłumaczyć, że tamte drugie drzwi prowadzą do magicznego więzienia, o którym wspominała białowłosa czarodziejka. Kilkuosobowy pochód z kobietą na czele doszedł pod drzwi. Nekromantka poleciła ożywionym strażnikom sprawdzić dolne partie zamku. Szkielety bez chwili wahania usłuchały rozkazu kobiety i z brzękiem kości ruszyły przed siebie w głąb korytarza, z którego przybyli kompani. –To tu. Nie wdawajcie się w żadne dyskusje. On jest inteligentną istotą wyczuje wasze intencje. Ja wraz z moimi sługami zakryjemy się zasłoną iluzji, by nas nikt nie widział w razie jeśli by wam się nie powiodło.- wyjaśniła, po czym wraz z dwoma golemami stanęła pod ścianą i rzuciła czar, który sprawił, że cała trójka zniknęła.


Energicznym ruchem ręki Bruno pchnął lewą część drzwi które otwarły się z okrutnym piskiem do środka, ukazując kompanii długą salę, na krańcu której spoczywał wielki tron, z setek kości, na którym siedział blady krasnolud, w złotej zbroi płytowej. Na środku komnaty stał długi stół, prawdopodobnie przygotowany na wielkie, królewskie bale z dawnej przeszłości. Po prawicy krasnoludzkiego wampira stała meduza. Kobieta o łuskowatej twarzy z wieloma wężowymi łbami, wyrastającymi z jej czaszki. Na lewo od tronu stał rosły mężczyzna, przypominający Potępieńca, o bladej skórze, przy którego pasie spoczywał długi miecz. Trójca debatowała głośno i burzliwie, kiedy jednak nieznane im twarze pojawiły się w komnacie zamilkli dziwiąc się niespodziewanej wizycie. –Zabijcie ich! Oni chcą was pomordować!- krzyknął nagle Oriserus. Być może śmierć Koryniona niosła z sobą jakąś klątwę, która nakazywała kompanom poszukiwaczy zabójcy mnicha odwracać się od pozostałych. Zdziwili się bardzo. Może nawet tak samo jak krasnolud wampir i jego świta. –No to element zaskoczenia poszedł się jebać...- warknął Bruno, dobywając swego topora. –Ja biorę krasnoluda!- krzyknął po czym rzucił się w szarżę. Zdradziecki licz, był szybszy od brodacza, podbiegł pod tron i stałą obok Hamezaara. –Walczcieże!- ponaglił nieumarłych krol licz. –To fałszywe ścierwo jest moje!- krzyknęła niespodziewanie milcząca od dłuższego czasu Aelie. Potępieniec błyskawicznie dobył swego miecza i rzucił się w stronę Aerona. Krasnoludy już się ścierały z sobą, meduza zaś puściła się w bieg przeciwko jasnowłosej elfce. Podczas gdy urodziwa niewiasta skupiała swoją umysłową moc, zdradziecki licz rzucał czar. Z jego palców wystrzelił czarny promień, który bezbłędnie trafił w niewielką pierś Aelie. Dziewczę od razu przerwało swą koncentrację. Potworny ból mocno ją zdekoncentrował. Nagle elfka stała się przezroczysta i po kilku chwilach zniknęła wszystkim z oczu. Po kilku chwilach do komnaty wbiegła kobieta o brązowej skórze. Genasi była jedną z nielicznych osób mieszkających na cmentarzysku, które jeszcze żyły. Zaraz za nią zrobiło się tłoczno za sprawą licznej grupy ghouli. –To moim dawni przyjaciele!- krzyknął przerażony Ochłap. Zapowiadało się ciekawe starcie.
 
Nefarius jest offline  
Stary 22-11-2009, 20:04   #72
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Dwóch poszukiwaczy przygód wymieniło spojrzenia, które wyraziły więcej niż tysiąc słów. Mieli plan działania. Teraz pozostało jedynie wcielić go w życie. Chaotyczny czarokleta strzepał niewidoczny pył z szaty, po czym zwrócił się w stronę podstępnego nieumarłego.
- Heh. Nawet nie wiesz ile na to czekałem, ty nadgniły sukinsynu. Teraz zobaczysz czym różni się prawdziwa magia od twojej amatorszczyzny…
Słowa Randalla sugerowały, że spodziewał się zdrady ze strony króla-licza. Być może potrzeba było jednego kłamcy aby rozpoznał drugiego. Tak czy inaczej, młodzian klasnął w dłonie ukazując iście demoniczny uśmiech. Symbole na jednym z jego pierścieni zafalowały i rozbłysły żywym ogniem. Mała, karmazynowa kula energii uformowała się między palcami, mknąc wprost na wypaczonego nekromancją pseudo-maga. Emanacja roztaczała sobą zapach siarki i starego mięsa. Zdecydowanie nie była kulą ognistą. Raczej czymś zupełnie innym. Kiedy tylko dotarła na miejsce, eksplodowała na szerokość kilkunastu metrów, jednak bez jakiejkolwiek szkody. Niezrozumienie podstępnego licza nie trwało zbyt długo. Pękło, niczym przekuta bańka mydlana. Żywy trup zauważył efekt arkanum gdy tylko uniósł głowę.


Z toksycznego dymu wydobyła się ogromna, gadzia sylwetka. Błękitne ślepia spotkały się z karmazynowymi a dinozaur wyzwolił z siebie ogłuszający ryk, który rozszedł się echem po całej sali tronowej. Ciało bestii było pokryte niewielkimi, czarnymi kolcami a wypełniona ostrymi elementami paszcza wciąż zawierała tkanki pożartych niedawno stworzeń. Jeśli tego rodzaju widok nie był już wystarczająco niepokojący, to pomruk zza pleców nieumarłego magika już zdecydowanie tak. Kiedy brodaty kościej się obrócił, stało nad nim niemal identyczne monstrum, jednak posiadające podłużną szramę na lewej części pyska. Obydwa zdawały się być idealnymi okazami swojego gatunku. Nad wyraz umięśnione, zwinne, wytrzymałe i krwiożercze. Jaszczury spojrzały pytająco na osobnika, który je przyzwał. Randall nie odezwał się słowem, miast tego otworzył usta na pełną szerokość i humorystycznie kłapnął zębami. Przyzwane istoty postąpiły podobnie rzucając się na Oriserusa. Choć w ich przypadku humor został zastąpiony przez pierwotny, dziki szał.
- Fajnie, nawet bardzo. Ale ja jeszcze nie skończyłem.
Władca Bestii dotknął klamry swojego nadzwyczajnego paska. Świat zwolnił i nieco stracił na kolorystyce. Długowłosy ujął garść prochu pozostałą po nieszczęsnej elfce.
- Wybacz Aelie, ale jest mi to potrzebne…
Drobiny zatańczyły na jego ręce formując się w niewielką emanację utkaną z pierwotnej ciemności. W miarę jak ta rosła, rozchodziły się po niej niewielkie, szare błyskawice. Gdy czar osiągnął pełnię swych rozmiarów, miał promień niemal dwóch stóp i uwalniał z siebie odgłos buczenia, który zdawał się wróżyć ostateczną śmierć. Twórca zamachnął się i westchnąwszy cicho, cisnął swoje najnowsze dzieło wprost w płomienną niewiastę.

Sługa Pustyni także nie próżnował. Widząc ruszającego w jego stronę oponenta wolał szybko go wyeliminować, by w razie czego móc udzielić pomocy potrzebującym sojusznikom.
- Przykro mi, jednak mam dość nonsensu na dziś.
Wyłączenie kogoś z walki niekoniecznie wiązało się z roztrzaskaniem mu głowy, o czym przekonał się już niejeden przeciwnik Aerona. Choć inkantację, którą kapłan obecnie recytował ciężko było uznać za wyjście humanitarne, czy chociażby litościwe. Ściskając w prawicy swój święty symbol, mężczyzna w bieli uniósł lewą dłoń do góry. Wskazując na oponenta, uwolnił mknący z zadziwiającą prędkością promień złotego światła. Zaklęcie zdawało się być podobne do dezintegracji, jednak tylko pozornie. Tak naprawdę było znacznie potężniejsze od czaru, którym zwykle posługiwali się mistycy arkanum.
 
Highlander jest offline  
Stary 23-11-2009, 09:15   #73
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
W tronowej Sali zapanował tak wielki chaos, jak chyba nigdy w historii tego miejsca. Po za dziesiątkami ghouli pchającymi się do wejścia do sali olbrzymie zamieszanie wprowadziły dwa dinozaury, przyzwane przez długowłosego czarodzieja. Pierwszy z tyranozaurów błyskawicznym ruchem paszczy pochłonął zdradzieckiego Oriserusa prawie do połowy, tak, że z jego ogromnego, gadziego pyska wystawały jedynie machające nogi licza. Drugi dinozaur, nie miał zamiaru oddać zdobyczy swojemu koledze i prędko złapał za wystające nogi. Oba piekielne gady pociągły w swoją stronę i po chwili dało się usłyszeć głośne plaśnięcie i trzask łamanych kości. Gdy ciało zdrajcy zostało w niefinezyjny sposób rozczłonkowane, każdy gad łyknął swoją część. Smak starego mięsa lekko nimi wstrząsnął, jednak nie wybrzydzały. Każdy kęs był ważny. Po chwili, gdy przeżuły i połknęły swoją część zaryczały tak głośno, w akcie triumfu, że chyba całe Cmentarzysko to słyszało. Ich spojrzenia skierowały się na kłębiące się ghoule, jednak to ich pan decydował, jaki będzie następny ruch. Drugi czar Randalla błyskawicznie pognał w kierunku genasi. Tamta nie spodziewała się tak destruktywnej magii, która dosłownie spowodowała jej eksplozję. Szczątki czarodziejki porozpadały się na około, zaś deszcz krwi zalał jedną trzecią tronowej sali. Aeron również nie próżnował. Jego pocisk popędził bezbłędnie w stronę Potępieńca. Potężny cios rozszczepił zbroję rozpędzonego truposza na miał, lecz mimo to nieumarły wciąż jakoś trzymał się na nogach. Ożywieniec błyskawicznie doskoczył do Sługi Pustyni tnąc swym długim mieczem. Ostrze niespodziewanie zahaczyło o tors kapłana w masce, lekko go raniąc. Potępieniec wydał z siebie złowrogi pomruk, jednak Aeron przeczuwał, że wiele nie brakuje by odesłać trupa w niebyt.

Nieopodal swój spektakl prowadził Bruno, walcząc w krasnoludzkim pojedynku z Hamezaarem. Ich ciosy były celne i mordercze, jednak to poszukiwacz zabójcy Koryniona miał lekką, lecz zauważalną przewagę w tym starciu. Jego dwuręczny topór miękko lawirował w powietrzu stwarzając coraz większe zagrożenie dla wampira. Tamten miał za to jeden wielki atut. Nie męczył się. Zapatrzony na Potępieńca Aeron nawet nie zauważył kilku ghouli w zakurzonych, lecz nie zardzewiałych zbrojach, które człapały do niego od tyłu. –Uważaj!- krzyknął głośno Ochłap, ostrzegając zamaskowanego kapłana. Ostre pazury agresywnego ghoula minęły szyję Sługi Pustyni o zaledwie milimetry. Ochłap prędko doskoczył do agresora i ranił go swoimi pazurami w żebra, odkrywając szereg żeber i dawno już nie funkcjonujące narządy wewnętrzne. Pozostałe ghoule widząc zdrajcę i wygnańca rzuciły się na Ochłapa. Ghouli było znacznie więcej.

 
Nefarius jest offline  
Stary 24-11-2009, 22:51   #74
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Mogło się wydawać, że Aeron zignorował odniesioną ranę. Jednakże, niespodziewanie, temperatura wokół nieumarłego kapłana wzrosła diametralnie sprawiając, że warunki, które zaczęły panować w pomieszczeniu, przynosiły na myśl rozgrzane do czerwoności tereny pustynne. Co ciekawsze, wraz z tą zmianą, powołane przez oponenta obrażenia zaczęły się natychmiast zasklepiać. Sługa Pustyni uniósł swoją buławę, kontrując kolejny cios wroga w towarzystwie buchających dookoła iskier i zawirowań powietrza. Widać było, że w przeciwniku nie ostało się wiele sił. Zielone ogniki za maską spojrzały na sługę nekromantki, kotłującego się ze swymi pobratymcami.
- Trzeba mu pomóc. Randall, czy mógłbyś?
- Och daj spokój! Nie mogę uwierzyć jaki jesteś naiwny. Obaj wiemy, że nawet gdyby ten Ghoul trafił cię centralnie w krtań, jedyną rzeczą jaką pozbawiłby życia byłyby twoje i tak już wymierające poczucie humoru. Na mnie nie licz, mam ciekawsze cele.

Młody czarodziej miał najwyraźniej w głębokim poważaniu sytuację w jakiej znalazł się Ochłap. Co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę ich wcześniejsze interakcje. Dodatkowo, mimo, że jego korzenie sięgały do niższych planów, zdawał się zirytowany podniesieniem temperatury przez swojego sojusznika. Uniósł lewą dłoń do góry, wykonując gest palcem wskazującym. Zanim karmazynowa mgła, która powstała w wyniku zabicia ognistej niewiasty zdołała całkowicie opaść, czarna kula zniszczenia wyłoniła się z pomiędzy maluteńkich kropel. Tak, destrukcyjne zaklęcie nie było efektem jednorazowym i miało zagwarantować jeszcze sporo rozrywki wszystkim wokoło. Ruszyła, wystrzelona jak z gnomiego wynalazku. Minęła Aerona o centymetry, uderzając wprost w jego i tak już mocno pokiereszowanego rywala. Nie czekając na efekty tego procesu, Randall wydał z ust ostry gwizd, zwracając uwagę swoich dwóch, gadzich podopiecznych. Diaboliczny młodzik wskazał na władcę Cmentarzyska i porozumiewawczo kłapnął własną paszczęką. Potwory rzuciły się na wyznaczony cel, wstrząsając salą wraz z każdym krokiem.
- Nic się nie zmieniłeś. Uparty i niepoprawny jak zawsze.
Władca Bestii jedynie wzruszył ramionami, ignorując cały wywód. Biały Wędrowiec syknął z pod swojej metalowej maski, sięgając po kolejny komponent czaru i pośpiesznie sklecając modlitwę do swojego patrona. Wewnętrzna część dłoni wysunęła się do przodu a z jej środka wystrzeliło multum niewielkich, srebrnych nici. Te pomknęły przed siebie i zaczęły wbijać się kolejno w serca wszystkich Ghouli atakujących Ochłapa i wywracając ich klatki piersiowe na drugą stronę. Jeżeli pozytywnej energii nie starczy aby pozbyć się wszystkich, kleryk zawsze mógł inkantować zaklęcie ponownie.
 
Highlander jest offline  
Stary 25-11-2009, 10:37   #75
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ogromne wrota były zamknięte, jednak sprawujący straże zakonnicy już dawno dostrzegli przebijającą się ludzką sylwetkę na tle metrowej warstwy śniegu. Wędrowiec miał przed sobą jeszcze spory kawał drogi, lecz jedna z dwóch części wrót otwarła się do środka. Gdy w końcu przeszedł przez nią, ujrzał kilka wielkich budynków, oraz ćwiczebne place, na których mimo fatalnej pogody odbywały się intensywne ćwiczenia. Naprzeciw wyszedł mu półork w szarej koszuli i spodniach w podobnym odcieniu. –Nazywam się Kro’khask. Trochę się pan spóźnił. Proszę za mną.- burknął, po czym poprowadził tajemniczego osobnika do największego budynku, który był zbudowany na samym szczycie Góry Vtreu. Półork wszedł do holu i skierował się na szerokie, kamienne schody, prowadząc gościa na drugie piętro. –To izba brata Derryna. On Panu wszystko wyjaśni.- oznajmił mnich o szarej skórze. Kro’khask otwarł gościowi drzwi, wpuścił go i zamknął za nim. Przy biurku siedział starszy mnich o łysej czaszce. Człowiek miał białe oczy, od ślepoty, która towarzyszy mu od wielu lat. –Witaj, Spóźniłeś się. Ale to nic. Jeszcze ich dogonisz.-

***

Wszystko w komnacie się trzęsło gdy dwa diaboliczne tyranozaury pędziły w stronę walczących obok tronu krasnoludów. Pierwszy z nich niespodziewanie kłapnął wampira w rękę. Nim zdążył go pochłonąć, Bruno zadał błyskawiczny cios w odsłonięte ramię, odcinając je. Wampir zawył z uczucia przypominającego bólu, zaś zdziwiony tyranozaur przełknął jeno odciętą rękę. Sekundę później zza pleców Battlehammera wyłonił się drugi dinozaur, który okazał się odrobinę wolniejszy od wampira. Hamezaar nie zdążył się nacieszyć swoją zwinnością i gibkością, gdyż kolejną sekundę później wielki dwuręczny topór Brunona wbił mu się w głowę, docierając śmiertelnie ostrą głowicą aż po samą pierś, dzieląc wampirzy łeb na dwie części. Z ogromnej rany wyłoniła się zielona mgła, która błyskawicznie zniknęła za tronem.
Czarny pocisk Randalla obrócił walczącego z Sługą Pustyni Potępieńca w niebyt. Truposz padł na ziemię przemieniając się w gnijącego szkieleta. Srebrne nici Aerona były nadzwyczaj skuteczne. Ghoule popadały na ziemię w agonalnych jękach. Wciąż wielu wbiegało do komnaty i wielu jeszcze czekało na swoją kolej na korytarzu za komnatą…
 
Nefarius jest offline  
Stary 25-11-2009, 14:28   #76
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Stojąc na obrzeżach miasta umarłych rosły na około 170 cm mężczyzna odziany w płaszcz czarny jak noc stał przyglądając się miastu. Po pewnej chwili w oddali ujrzał błyski i wyładowania magiczne. Stał tak chwile w bezruchu przyglądając się temu, jak by pragnął uchwycić wszystkie szczegóły tego zdarzenia. Zdarzenie to działo się praktycznie po drugiej stronie miasta, co nie napełniało go entuzjazmem. Praktycznie tylko jedna rzecz mogła ten stan w nim wywołać. Jego baczny wzrok skierował się na ulice szukając najszybszej i dość bezpiecznej drogi do ów budowli. Przyjrzał się chwile jeszcze miejscu w którym się znajdował, jak by chciał zapamiętać szczegółowość tego miejsca. Będzie ono przydatne do ucieczki. Po oględzinach miejsca pobytu skierował się szybkim, aczkolwiek zadziwiająco cichym krokiem w stronę upiornego zamczyska wznoszącego się z ściany urwiska. Droga była dość dostępna, co mogło wróżyć nie najlepiej. Wbiegłszy do środka zamku zamarł na chwile w bez ruchu. -Jak ja ich mam teraz odnaleźć w tych korytarzach…- pomyślał, lecz rozwiązanie przyszło nader szybko. Głosy walki były dosyć wyraźne z jednej z odnóg korytarza, więc tym razem polegając na słuchu kierował się za odgłosami. Na szczęście jego zmysł okazał się tym razem nieomylny. Wychodząc zza kolejnego rogu dostrzegł masę nieumarłych kłębiących się przed wejściem do większej komnaty. Oceniając szybko sytuację schował się za rogiem przypierając plecami do ściany.
–I co teraz –pomyślał- może jakaś mała dywersja dla odciągnięcia uwagi? A może przedostanę się nad nimi, i dołączę do pozostałych…- przemyślawszy to zaczął inkantować czar Pajęczej Wspinaczki. Gdy poczuł mrowienie w palcach, a potem na całej dłoni doszedł do wniosku, że zaklęcie zaczęło działać. Potarłszy dłonią o ścianę poczuł skutki zaklęcia. Wyjrzał jeszcze raz skrycie zza rogu po czy ponownie z chował głowę.

-Czas na wielkie wejście – powiedział pod nosem beznamiętnie po czym wyciągnął zwój z przybocznej kieszeni. Nie obawiał się dostrzeżenia go przez grupę ghuli, gdyż były one zajęte sytuacją wewnątrz wielkiego pomieszczenia do którego się właśnie przepychały. Po odczytaniu zaklęcia zapisanego na stronicy zwój zajął się ów zwój jaskrawym błękitnym płomieniem, po czym się ulotnił. Widząc już efekt zaklęcia wybiegł zza załomu pewnie biegnąc w stronę tyłów ghuli. Spostrzegając że nieumarli stoją w bezruchu i że nie ma między nimi drogi przejścia, pchnął jednym w resztę, po czym wskoczył na ścianę jak pająk i zaczął przepełzać nad framugą drzwi. Widząc już kilku z żywych broniących się wewnątrz komnaty uśmiechnął się pewnie. Odbił się niczym skoczek od ściany dostrzegając już mniejsze zagęszczenie wrogów, wylądował na posadzce w przyklęku.

-Zaklęcie podziała jeszcze jedną chwile- rzekł do siebie kiedy wyciągał miecz z pochwy przymocowanej nad pośladkami do pasa. Dopiero teraz , gdy odgarnął płaszcz okalający bez mała całe jego oblicz, dało się dostrzec uzbrojenie. Zbroja była dopasowana bez mała jak skóra zapewniając bezszelestne kroki, a kolor miała cienia. Już w oddali było widać, że jest magiczna. Nad pośladkami widniała nie jedna pochwa , lecz dwie. Drugi miecz, jak widać starszy i bardziej zasłużony spoczywał nietknięty przez właściciela. Miecz który właśnie dobył, był na pewno „inny” niż podobne mu. Zamiast zwykłego ostrza przymocowanego do rękojeści, była tam smuga czystego i ostrego pasma światła. Nie czekając ani chwili dłużej ,ruszył czym prędzej by zdążyć przez zaklęciem. Gdyby zaklęcie dopiero teraz przestało działać , mógłby stać się przekąską dla tych paskudztw. Biegnąc co tchu ciął przy okazji niczego niespodziewających się ghuli z różnym skutkiem, po czym stanął przy jednym z obrońców. Był nim mężczyzna wyższy od samego Kruga. Szata która okalała jego ciało była koloru piaskowca, a maska którą miał na twarzy była biała i zapewne magiczna. W niedalekiej odległości stał krasnolud dzierżąc w rękach masywny topór dwuręczny. Czując, że zaklęcie przestaje działać postanowił rzec kilka słów by nie przestraszyć tak nagłym pojawieniem się reszty walczących.

-Przybyła odsiecz- powiedział z trochę większym entuzjazmem rozglądając się we wszystkie strony, oceniając sytuacje, jak i szukając wrogów- Przysłali mnie tu nasi braciszkowie z klasztoru w sprawie śmierci starego Koryniona.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny

Ostatnio edytowane przez Whiter : 25-11-2009 o 18:51.
Whiter jest offline  
Stary 27-11-2009, 14:28   #77
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Srebrne oczy dosyć sceptycznie powitały nowego kompana na placu boju.
- Odsiecz, tak… jakbyśmy potrzebowali pomocy w miażdżeniu mrówek.
Skomentował Randall przewracając oczyma. Wyciągnął do przodu dłoń i pchnął widoczną tylko dla siebie przeszkodę. Czarny, destrukcyjny okrąg wynurzył się z przeszytego na wylot ciała Potępieńca, wchłaniając posokę i flaki do wciąż otwartego wiru w przestrzeni. Następnie pognał po linii prostej, bucząc jak wcześniej i wżynając się w szeregi pomniejszych nieumarłych i przechodząc przez nich jak rozgrzany nóż. Władca Bestii pstryknął palcem a dwa, gigantyczne gady posłusznie ruszyły w kierunku wciąż wylewających się Ghouli. Miał jedynie nadzieję, że jego podopieczni nie dostaną niestrawności po tak zepsutym mięsie.
- Zignoruj go przyjacielu. Mój towarzysz nigdy nie pozbył się dziecinnej arogancji. Zwę się Aeron i miło mi powitać cię w naszych… nieco uszczuplonych szeregach.
Zielonooki kapłan w metalowej masce przytaknął nowoprzybyłemu, uświadamiając go odnośnie swojego przychylnego, lub przynajmniej pozytywnego nastawienia.
- Mimo, że posiadamy siłę ognia wystarczającą by sobie na to pozwolić, perspektywa wybicia wszystkich piechurów Cmentarzyska nie jest dla mnie szczególnie kusząca.
Niezwykle trudno było piastować stanowisko władcy, nie posiadając pod sobą wojska. Sługa Pustyni liczył na to, że niewidzialna nekromantka jest tego świadoma i w jakiś sposób postara się zapobiec bezsensownej stracie potencjalnej siły militarnej w swojej warowni. Choć sam również miał ciekawy pomysł. Po krótkiej, modlitewnej formule, na podłodze pojawił się dziwny okrąg, świecący złotem i karmazynem. Zdawał się odstraszać od siebie pokracznych, zgniłych wojaków a sam kontakt z emanacją wywoływał w nich przemożne poczucie bólu. Magiczna zapora przeciw nieumarłym. Efektowne? Nie. Efektywne? Raczej tak.
 
Highlander jest offline  
Stary 28-11-2009, 12:39   #78
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Ciało Potępieńca trzasnęło niczym złamana gałązka, rozczłokowując się i znikając w materii czarnej kuli Randalla. Zaklęcie robiło wrażenie, tym bardziej, że równie destrukcyjny los spotkał kilkanaście ghouli, które stały na drodze pędzącej esencji czarnej energii. Ochłap również starał się jak mógł. Swymi pazurzastymi łapami rozorał już torsy trójki rasowych kuzynów, którzy lata temu wydalili go z swoich szeregów. Niezwykle liczny oddział nieumarłych w błyskawicznym tempie przerzedzał się, pozostawiając o sobie makabryczny dywan z trupów, które raz na zawsze odeszły w zaświaty. W tronowej sali wszystko zadrżało, gdy dwa tyranozaury rzuciły się do wyścigu, który pierwszy dopadnie ofiarę i który ich więcej zeżre. W tym czysto sportowym pojedynku nie było faworyta. Oba gady wtopiły się w szeregi nieumarłych gryząc, depcząc i wyrzucając w powietrze energicznymi ruchami swoich ogromnych łbów. Nagle za sprawą kapłańskiej magii Aerona ghoule pokrzywiły się z bólu i wycofały za drzwi, wracając na korytarz. -Od dziś służycie mi pokraki!- rozległ się krzyk Świtu Czarnego Słońca. Kobieta jakby na zawołanie Sługi Pustyni wyszła z iluzorycznej zasłony, nakazując nieumarłym zaprzestanie ataku. Ghoule posłuchały. Musiały kogoś słuchać, taki był ich los. Walka dobiegła końca. Dwa gady pod dowództwem długowłosego maga zajęły się oczyszczaniem podłoża z dywanu trupów. Nekromantka z symbolem boga – licza weszła do tronowej sali i stanęła przed Aeronem. -Dotrzymaliście umowy. Teraz chodźcie za mną.- rzekła.


Grupa w towarzystwie nowego kompana opuściła tronową salę i weszła w mniejszą bramę. Długim korytarzem doszli w końcu do potężnych wrót. Białowłosa nekromantka pchnęła wrota a te z niezwykłą lekkością otwarły się do środka. Kompanom ukazała się ogromna sala, w której wszelakie magiczne przedmioty przestały działać. Do tego wszyscy, posługujący się magią czuli się słabiej. Na ścianie, naprzeciwko wejścia do komnaty, znajdował się dziwny twór przypominający kryształowy kwiat róży o niebieskim kolorze. Białowłosa podeszła do kryształu, wyciągnęła z kieszeni kryształ w podobnym kolorze, w kształcie szpikulca. Niewiasta wsadziła ostry koniec swego kryształu centrum niebieskiej róży i po chwili w komnacie rozległ się trzask otwierających się zamków. Ciężkie stalowe wrota po bokach komnaty otwarły się samoistnie do środka ujawniając osłabionych więźniów, którzy byli przytwierdzeni do kamiennej ściany, krótkimi łańcuchami, trzymającymi ich za nadgarstki, kostki i szyje. Było ich troje. Pierwszy z nich najbliżej kryształu wyglądał niczym niewysoka jaszczurka. Przypominał kobolda. Był nieprzytomny. W komnacie naprzeciwko znajdowała się pobity człowiek, spoglądający niepewnym wzrokiem na wyzwolicieli. -Jo sem jo! Wy! Tyzyćcie! Jo sem! Jo!- rozległ się nagle krzyk w pierwszej celi, a po chwili rozległ się dźwięk łańcuchów.


-To on...- rzekł chłodno Bruno. Rozjuszony brodacz, któremu z złości toczyła się piana z ust, warczał i rzucał się, próbując wyrwać się z łańcuchów. Był dobrze zbudowany. Umięśniony i łysy. Miał długą zaniedbaną brodę i szare więzienne łachmany na sobie. -Tym kryształem otworzycie każde z kajdan.- rzekła, białowłosa nekromantka, wręczając kamień Randallowi. -Taaa... Uwolnijcie tamtych, a ja spróbuję uspokoić krasnoluda.- rzekł chłodno Bruno. -Aha, jestem Bruno Battlehammer.- rzekł do nowo poznanego kompana przybywającego wprost z Góry Vtreu.
 
Nefarius jest offline  
Stary 28-11-2009, 22:49   #79
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Waterdeep – karczma „Po zdechłym psem”



Theodor Hess siedział w wynajętej przez siebie nawie. Miał Ciemno granatowy płaszcza z srebrnym obszyciami, brązowe skórzane buty, czarne spodnie i kamizelkę, a przy boku katanę w czarnej pochwie, z białą rękojeścią. Włosy nosił krótkie, stojące i zaczesane lekko w tył, w lewym uchu miał malutki kolczyk z osadzonym czarnym brylantem, w półmroku karczmy zdawał się lekko lśnić srebrnym blaskiem. Swoje stalowe orle oczy utkwił w człowieku siedzącym naprzeciw.
- Więc chcesz mi powiedzieć, że za marne dziesięć tysięcy zdradzisz mi miejsce ukrycia skarbu wartego setki tysięcy? Masz mnie za idiotę – Zaśmiał się, i sięgnął po kielich, cały czas pilnie obserwował rozmówcę, który teraz ewidentnie się denerwował. -
- Tak, bo widzisz kapitanie, wiem o twoim pragnieniu posiadania potężnych artefaktów, a to jeden z potężniejszych. - ściszył głos – słyszałeś może kiedyś o Talii wielu rzeczy. O przedmiocie dającym potęgę lub śmierć. -
- Czy słyszałem? Każdy kto szuka potęgi słyszał –
zrobił aktorska pauzę i dodał – o tej bajce dla dzieci. Masz jakiś dowód? Poza tym talia jest zbyt niebezpieczna. - choć starał się zniechęcić rozmówcę, to był bardzo zainteresowany talią, nawet jeśli nie po to by z niej skorzystać, to sam fakt posiadania takiego przedmiotu, budził w nim rządzę.
- To nie bajka, a za dowód, mam teksty badań, tutejszego maga, pracował nad tym przez trzydzieści lat, zanim odkrył gdzie jest ukryta talia, cóż zmarło mu się niedawno, a jego gabinet jakby to powiedzieć, miał słabe zamki. -
dodał ze szczerym uśmiechem mało wytrawnego złodzieja.
- Za teksty nie zapłacę więcej niż dwa tysiące, jak potwierdzą twoje słowa, dostaniesz resztę. -

- To nie negocjacje, zapoznasz się z teksami, a potem nie zapłacisz.-

- Czy wiesz z kim rozmawiasz psie –
powiedział tonem jaki wzbudzał strach w całej jego załodze, - Jestem Theodor Hess, jestem Recco d'Aglo, jestem kapitanem „Pięknej Anny”, pierwszym magiem we flocie Admirała Natanela Visquero – może ta przemowa była patetyczna i śmieszna, ale takim miejscu jak to, Hess był znany, i to cholernie dobrze. Zresztą zobaczył to na twarzy, swego rozmówcy. Ten szczur wiedział, że na jego skinienie kilkunastu ludzi może go zabić na kilkadziesiąt sposobów, a jeśli bardzo rozzłości maga to umrze dopiero przy piątym może szóstym sposobie. Zresztą, samemu Theodorowi w bezpośrednim starciu też nie mógłby zaszkodzić. Hess był wybitnym magiem, o czym świadczyła jego ranga w pirackiej flocie Visquero, słynął też z tego, że w walce mieczem, rapierem czy inną białą bronią krótką nie odstawał od reszty swojej załogi, a ta ponoć przewyższyła swoimi umiejętnościami załogę Natanela. Ci co znali fakty pobieżnie, ale wiedzieli ich w akcji, zastanawiali się, czemu Hess nie przejmie dowództwa we flocie. Ci co znali prawdę, i obu kapitanów, wiedzieli, że prędzej piekło zamarznie niż, Theodor zdradzi kapitana Visquero. Sam Theodor jako kapitan był surowy i wymagający, miał też tendencję, do oczekiwania cudów od swojej załogi, i o dziwo zazwyczaj je otrzymywał. Wymagał od nich wierności i oddania reszcie kompanów, nawet za cenę życia. Tu też o dziwo, każdy kto ich poznał, wiedział, że załoga Pięknej Anny oddała by bez wahania życie tak za swego kapitana, jak i za każdego z członków załogi. Jak to się stało, że bezwzględni piraci byli takimi altruistami? W większości była to zasługa Hess'a, bo to czego wymaga sam daje w o wiele większym stopniu. Słynna była opowieść, o tym, jakby to Hess, stanął bez zbroi, bez miecza i poprzysięgając nie używać czarów, do walki z dziesięcioma rycerzami barona Cewella, po to by ocalić od kary za kradzież jednego z swoich chłopców pokładowych. Mówili potem, że rycerze byli w zbrojach, z tarczami i mieczami, a Hess miał związane ręce, że pokonał ich celnymi i ostrymi argumentami, inni mówili, że oszukiwał i korzystał z magii, jeszcze inni, że owy baron widząc jego odwagę i poświęcenie, unieważnił wyrok, a jeszcze inni powiadali, że Hess po prostu przekupił owych dziesięciu, aby po jego spektakularnych unikach, nadziali się na własne miecze. Jakby nie było, załoga Anny kochała swego kapitana i wiedzieli o tym wszyscy w tym barze, bo to jeden z tych lokali, do których Theodor zaglądał dość często, jako do jednego z punktów kontaktowych. Wiedział o tym i owy szczur, dlatego może powiedział.
- Proszę się nie gniewać panie Hess, wiem kim pan jest i nie chciałem obrazić. Po prostu tyle teraz w świecie nieuczciwości, że sam pan rozumie -
- Porównałeś mnie do sprzedajnej portowej dziwki, co cię okradnie jak tylko zaśniesz w łożu, a teraz mówisz bez obrazy? Czekam tu na ważną wiadomość, do jutra rano, przynieś dokumenty, Sam wyda ci dwa tysiące jak wrócisz, a jak ja uznam papiery za cokolwiek warte, dostaniesz resztę. -
Skinął ręką, co oznaczało koniec rozmowy.




Kiedy Theodor zapoznał się, z dokumentami bez słowa skinął na Sama, swego pierwszego oficera, a ten podniósł szczura za kołnierz i wyniósł za drzwi. Złodziej próbował protestować, ale Sam zakneblował go ręką. Sam Glovers to potężny człowiek, a w jego uścisku, wiotczeli o wiele więksi i silniejsi mężczyźni niż szczur.
Za drzwiami, Sam poniósł szczura, do karczmy i usadził przy stoliku.
- Milcz i czekaj tu - powiedział grubym twardym głosem. Wyszedł, a po chwili wrócił, i rzucił na stolik przed szczura woreczek.
- To powinno ci wystarczyć, masz nawet naddatek, ale jeśli zrobiłeś kopie tych dokumentów, i zamierzasz je jeszcze raz sprzedać, to będziesz trupem. I żadne pieniądze tego świata cię nie ocalą. - Odszedł na piętro. Szczur rozwiązał woreczek i o mało co nie stracił przytomności. W woreczku było pełno diamentów i szafirów, na oko grubo ponad dwadzieścia tysięcy. Po chwilowej euforii doszło do niego, ze dokumenty były warte o wiele więcej, niż zażądał.







Theodor przebadał dokładnie zwoje, i wszystko wskazywało, na to iż „Talia wielu rzeczy” faktycznie spoczywa w miejscu wskazanym przez owego nieznanego mu maga. Cmentarzysko pod Thesk, no cóż najwyższa pora na kolejną wyprawę po legendarny artefakt. Hess nie wyruszył jednak natychmiast, a poczekał na umówione spotkanie. Następnie zebrał swoich ludzi na statku, i przekazał im, że wyrusza na ląd, do Thesk. Prawdziwy cel swojej wyprawy zdradził tylko Natanelowi i Samowi. Visquero zgodził się, bez słowa, wszak im potężniejsze magiczne przedmioty miał jego główny mag, tym potężniejsza była, jego flota. Sam natomiast nalegał, że wyruszy z Theodorem i choć była, to miła propozycja, bo i towarzystwo i pomoc Sama byłby nie ocenione, to jednak i tak musiałby go zostawić w Thesk, bo na Cmentarzysku miał o wiele większe szanse poradzić sobie sam. Więc skoro nie mógł korzystać z pomocy Sama w najtrudniejszym etapie poszukiwań, to w najłatwiejszym też da sobie radę samemu, no i poza tym ktoś musiał dowodzić statkiem pod jego nie obecność.


Tak więc Dwa dni po uzyskaniu dokumentów, „Piękna Anna” wyruszyła do Wrót Baldura, gdzie Hess przemienił się w krzepkiego trzydziestoletniego mężczyznę i wynajął się jako ochroniarz karawany do Suzali.


Tam po przemianie w elfiego kupca, wynajął statek i ruszył na jego pokładzie do Thesk, a przynajmniej na tamto wybrzeże. Wysiadłszy z łodzi na opuszczonej plaży, poczekał aż statek odpłynie, przemienił się olbrzymiego wilka, i pognał w stronę miasta.


Będąc już niedaleko, przybrał swoją normalną postać, i wkroczył do miasta. Tam po kilku dniach i kilku tysiącach złotych monet udało mu się znaleźć wejście do Podmroku.




Samo cmentarzysko nie było, najgorszym miejscem jakie Hess widział, było jednak najnudniejszym. Theodor, przemienił się w ghula, i tak, przystąpił do poszukiwań.


Zanim wszedł do cmentarzyska, wypytywał i badał sytuację. Wiedział kto tam rządzi i kto, z jego ludzi czego pragnie, wiedział o wielu charakterystycznych miejscach. W końcu kiedy sprawdził, wszystkie możliwe miejsca ukrycia tali, pozostało tylko jedno rozwiązanie. Hamezaar musiał, znaleźć Talię i ukryć ją w swoim skarbcu. Tu najmądrzejszym rozwiązaniem było by, się wycofać, zebrać odpowiednich ludzi i najpierw pozbyć się wampira, a potem przeszukać skarbiec.


Theodor jednak, miał inny pomysł. Nocą przemykając wśród cieni pod postacią ghula, zakradł się do skarbca, wykorzystując naiwność i głupotę strażnika, udało mu się odszukać i zdobyć jego drogi nowy artefakt, jak tylko ukrył go wewnątrz swego ciał, usłyszał Hamezaara.
To była kwesta chwili zanim wampir by wyczuł, że nie jest on ghulem a żywym, dlatego Theodor postanowił zagrać o wszystko. Przemienił się w młodego mężczyznę, wyszedł na spotkanie z wampirem, zakładając, że szok, zbije go na tyle z tropu, iż sam nie zaatakuje, a z tego co wiedział Hamezaar miał tendencję do tego, aby swych wrogów zmieniać w sługi, a nie zabijać.
- Strasznie słabe masz tu zabezpieczenia. - powiedział śmiałym tonem – mógłbym to zmienić, gdybyś, że tak powiem, zechciał rozważyć, pomysł zatrudnienia kogoś inteligentniejszego niż ghule, czy ten pajac. Nazywam się Pasco d'Bonno. Zawodowy człowiek do wszystkiego. - Nie doczekał się odpowiedzi, zamiast tego uderzyło w niego zaklęcie, które rzuciło go do tyłu, na ścianę. Zaklęcia ochronne wytrzymał bez problemu, a szybka przemiana w posiniaczoną wersję, człowieka sprzed chwili i dobra symulacja utraty przytomności, zapewniły mu usłyszenie słów, „O tak, rozważę uczynienie z ciebie sługi” i wylądowanie w celi.


Tu Hess rozważał swoje położenie, okazało się, ze kajdan może uwolnić się całkiem łatwo, wystarczy usunąć sobie ręce, głowę i stopy. Zastanawiał się co dalej, więzienie wydawało się czaro odporne, a zatem jego magia, i magiczne przedmioty nie zadziałają. Nagle dobiegły go hałasy i wybuchy, jakieś okrzyki. Nie trwało to długo, jak się domyślił, albo będzie miał towarzystwo, albo Hamezaar ma kłopoty. Uznał, że najlepiej przybrać taka postać jaka miał w momencie schwytania go przez wampira, i wrócić do kajdan.


Po krótkim czasie do więzienia weszło trzech ludzi, krasnolud, jedna ze służących wampira. Zabezpieczenia więzienia zostały wyłączone, i Hess szybko zorientował się, że już po wampirze. Zresztą drużyna miała chyba cel, ocalenie hałaśliwego krasnoluda z celi obok.


Theodor widząc, że tu może zadziałać jego urok, uwolnił się z więzów, przybrał swoją normalną postać, nadal był w łachmanach, jednak wyprostował się dumnie, liczył na to że jego płynna przemiana i sposób uwolnienia z kajdan zrobi wrażenie. Wychodząc z celi w pełnym godności kroku powiedział.
- Witam, nazywam się Theodor Hess, badacz i poszukiwacz, zakładam, że skoro tu jesteście, to nie ma już Hamezaara i nie będzie tu już ciekawego do badania. -


 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 29-11-2009 o 13:07.
deMaus jest offline  
Stary 29-11-2009, 11:57   #80
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Walka i ocieranie się o śmierć było jego całym życiem, lecz to, czego doświadczył w tej sali było czymś, z czym się jego instynkty niegodziły. -Jak można zabić kogoś, kto już od dawien dawna nie żyje. Jaką mizerną przyjemnością jest zabić kogoś, kto jest martwy. Jucha z trupa nie wypłynie, ociekając powoli broń a potem rękę…- Chwilową zadumę przerwał mu niespodziewany ryk dwóch gadów szarżujących przez sale w stronę nieumarłych. Nowi „ kompani” najwidoczniej nie mieli wrogich intencji, ani nie potraktowali go jak wroga, wiec był to dobry znak na to, że dzisiaj ma dobry dzień. Mało kto ufa tak szybko osobie ubranej na czarno od stup do głów, lecz sytuacja, można powiedzieć była dość nietypowa. – A może oni tylko się ze mną zgrywają-i obrócił się po raz kolejny.– Najwidoczniej nie-Jego częste myślenie pomagało uśpić mu pewne instynkty, które po prostu, warto było uśpić. Bynajmniej na pewien czas. Mag koło którego stał Krug, dość niemiło powitał go na placu boju. Nie było to na tyle nie miłe, by wrazić mu miecz w plecy, ale godne zapamiętania. Bynajmniej na pewien czas. Tą swoistą ujmę na szczęście naprawił to ten, który zwie się Aeron. Na jego słowa skrytobójca ukłonił się płytko – I ciebie też miło przywitać Aeronie- odparł już milszym tonem głosu. Na jego dalsze wyjaśnienia, co do wybicia wszystkich wojaków tego miasta odparł skinięciem głowy. Dalsze stanie w miejscu i nic nie robienie w tej sytuacji jest bezsensowne. W końcu po coś tu przybył, i pragnął tego dostać. Upatrzywszy sobie jednego z ghuli który odłączył od pozostałych na kilka kroków, przemógł się i ruszył w jego stronę. Po dokładnym przyjrzeniu się jego postawie, sposobie poruszania się i ustawieniu, śmiało mógł wyprowadzić precyzyjny atak. Lśniący kieł, bo tak zwał własny oręż musnął przez szyje ghula praktycznie jak przez masło. Efekt był widoczny dopiero po odskoku Kruga, by uniknąć ewentualnego zagrożenia. Nie wiedział jak zareaguje trup, kiedy zostanie zdekapitowany. Efekt był standardowy. Głowa spadła z szyi prosto na posadzkę, a bezwładne ciało poszło w jej ślady. Niespodziewanie dla niego, nagle na posadzce pojawiła się jaśniejąca złotem aura, która zmusiła nieumarłych do wycofania się po za jej działanie. Obrócił się szukając sprawcy czaru, bo przypuszczał jaki jest to rodzaj magii. Dostrzegł uprzejmego Aerona kończącego inkantacje –A więc jeżeli to jest to, co myślę, czyli pewien rodzaj konsekracji, to on sam prawdopodobnie jest kapłanem, lecz to się jeszcze zobaczy potem.-pomyślał. Nie wiedząc co dalej zrobić, ruszył powrotem do pozostałych, kiedy nagle w komnacie rozległ się donośny głos, prawdopodobnie kobiecy -Od dziś służycie mi pokraki!- powiedział, po czym w komnacie pojawia się kobieta ubrana w charakterystyczne ubrania wskazujące na to, że jest nekromantką.- Co ona miała na myśli mówiąc że od dziś jej służymy- spojrzał na nią podejrzliwie, nadal nie chowając kła do pochwy. Kobieta o białych włosach skierowała się w stronę, jakże miłego Aerona.
-Dotrzymaliście umowy. Teraz chodźcie za mną.- wycedziła.
Cóż począć, drużyna ruszyła za nią. W końcu miała wywiązać się z owej umowy. Kobieta doprowadziła kompanie do sali, w której poczuł się jakby z deczka osłabiony. Jego mięśnie były w początku, lecz jego umysł nie mógł się skoncentrować na żadnej inkantacji. Proforma wyciągnął kieł z pochwy na długość zaledwie kilku centymetrów, by sprawdzić czy bije od niego blask. Miecz był matowy, co mogło świadczyć o antymagicznych właściwościach komnaty.-Oby to nie było stałe, bo jak tak, to cię dopadnę kobieto.- Nekromantka ruszyła w stronę dziwnego tworu widniejącego z ściany nieopodal. Kształtem przypominał niebieski kwiat. Kiedy już znalazła się od niego na wyciągnięcie ręki, wyciągnęła z kieszeni kryształ, o podobnym kolorze co ów kwiat. Wraziła jego ostry koniec w centrum tworu, po czym w sali dało się usłyszeć donośny głos otwierających się zamków. Za wrotami które właśnie się otwarły, byli przykuci więźniowie. Jeden z nich był może goblinoidem, drugi natomiast człowiekiem. Trzeci był hałaśliwy. Krasnolud z toporem najwyraźniej go rozpoznał. Kobieta najwyraźniej zniechęcona dała kryształ magowi. Ponoć tym cacuszkiem można uwolnić tych oto tu z łańcuchów.
-Taaa... Uwolnijcie tamtych, a ja spróbuję uspokoić krasnoluda- rzekł ten, co po chwili przedstawił się jako Bruno Battlehammer.
-Miło cię poznać Bruno. Możesz mnie zwać po prostu Keug- Powiedział to głośniej, by cała reszta drużyny to usłyszała-Jak i cała reszta tu zgromadzonych. Poznałem imiona wszystkich z naszej kompani, prócz naszego maga, który właśnie dzieży kryształ wyswobodzenia tych oto więźniów.-powiedziawszy to przelotnie spojrzał na dziecinnego maga, po czym jego wzrok utkwił w więźniach. Jaki pożytek będzie z tego, kiedy zostaną uwolnieni.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny

Ostatnio edytowane przez Whiter : 29-11-2009 o 12:00.
Whiter jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172