Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2010, 15:37   #81
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Alexa starała się nie myśleć o tym co może pójść źle. Jej nadmiernie wybujała wyobraźnia potrafiła ją zadręczać wizjami tego, co może się stać na każdym kroku, za każdym zakrętem. O dziwo przez większość zamku udało im się przejść bez żadnych przeszkód. To miejsce najwyraźniej nie było zbyt pilnie strzeżone. Zresztą kraść nie było za bardzo co, a legenda jaką otaczana była twierdza, skutecznie pewnie odstraszała potencjalnych „poszukiwaczy skarbów”.
Sam zamek był ciemny i ponury, niczym wielka trumna, ale w sumie nic dziwnego, skoro mieszkały w nim osoby „uczulone” na słońce i dzienne światło.
Pusty, wymarłym, kamienny gmach. Myśl o stałym mieszkaniu w takim miejscu i byciu skazanym na wieczysta ciemność, przyprawiła ją o ciarki. Może nawet perspektywa wiecznego życia i młodości nie była wcale taka kusząca? Mogła teraz lepiej zrozumieć Alissę, taką jaką opisał ją Albert. Kogoś, to za wszelką cenę czepiał się resztek prawdziwego życia i pragnął do niego powrócić. Czy było to możliwe?

Puste pomieszczenia skończyły się na piętrze opisanym przez Ninę, jako zamieszkałe przez Jaśnie Państwo. Najwyraźniej mieszkali tu także goście i to tacy o sporych i niecierpiących zwłoki wymaganiach. Na szczęście tymi ostatnimi szybko zajęła się paladynka. Przynajmniej na jakiś czas mieli ich z głowy, tak jak jednego ze strażników, z tym że ten ostatni, według słów Katriny powróci jednak zdecydowanie szybciej. Do tego na górze pozostał jeszcze drugi i Alexa czuła, że teraz chyba na nią przyszła kolej działania.
Nie było czasu na rozważania co zrobić. Dała reszcie znak, by poczekali i wychyliła się zza zakrętu. Skupiła swoją uwagę na stojącym na górze schodów mężczyźnie. Już w momencie gdy jej mentalna moc odbiła się od tarczy jego woli, wiedziała, że nie będzie łatwym przeciwnikiem.
Strażnik rozejrzał się podejrzliwie po otoczeniu, ale chyba jej nie zauważył, bo po chwili wrócił na swój posterunek na schodach.
Westchnęła i wycofała się z powrotem do reszty:
- Niełatwo go zauroczyć, ale mam inną propozycję: Zaczekajmy na powrót pierwszego strażnika musimy go obezwładnić szybko i w miarę cicho. Związać, zakneblować i schować do jakiegoś pustego pokoju. Potem Lilla, bo ona chyba ma najmocniejszą pięść w tym towarzystwie – Psioniczka mrugnęła do towarzyszki, czasami trochę rozluźnienia było potrzebne, zwłaszcza w stresowych sytuacjach – Weźmie pierścień przemiany i zamieni się w tego mężczyznę. Podejdzie do drzwi i walnie tamtego twardziela.
Alexandra czuła, że wszystko co robią jest szalone, spontaniczne i całkowicie na żywioł, ale najwyraźniej nie mieli innej możliwości.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 24-01-2010 o 15:43.
Eleanor jest offline  
Stary 24-01-2010, 18:33   #82
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
- W takim razie przekazywanie listu nie ma sensu, wiadomość musi dotrzeć do Alissy jak najszybciej – Albert powiedział do Niny, pokładając całą nadzieję w pierścieniu – Lepiej mi go oddaj, nie będę cię narażał.
Gdy kobieta podeszła bliżej, kapłan spojrzał w jej oczy i zamarł w bezruchu. Siostra? Siostra Alissy tutaj? Zaraz zobaczył jak mlecznobiała poświata zaczyna oplatać postać służącej. Spuścił tylko oczy, nie miał na to siły. Zresztą co mógł zrobić? Powstrzymać śmierć? Mógł się tylko łudzić, że kapryśny dar Kelemvora znów się odmieni, jak przy wizji Bethy. Zabrał list, dopilnuje w miarę możliwości by ubrania wróciły na miejsce – nie może się sprzeciwiać woli Pana Zmarłych.

Szedł ostrożnie za kompanami i rozglądał się pilnie. Zamczysko robiła na nim przygnębiające wrażenie. Wszystko podporządkowane istotom, które tu mieszkały. Oaza bluźnierstwa przeciwko jego bóstwu. Ponura determinacja doprowadzenia ich zamysłów do końca coraz bardziej opanowywała kapłana. Gdy Lilla pozbyła się czasowo ciemnoskórych wojaków, a Katrina rzuciła swoje zaklęcie, Albert spojrzał na Lillę i powiedział:
- Musimy go przechwycić. Gdy będzie wracał zwabię go w ten korytarz, dasz radę go ogłuszyć?
Paladynka skinęła głową i wyciągnęła miecz, wskazując na jego głowicę.
Albert odczekał na schodach, aż usłyszy ponownie kroki Ostrza, po czym wyciągnął swój miecz i pobiegł w dół kilkanaście stopni.
- Za mną! Tam – powiedział gdy tylko sylwetka strażnika pojawiła się w dole i wskazał na korytarz gdzie ukryła się Lilla – taki mały kamienny stwór. Widziałeś go?
Poczym ruszył szybkim krokiem do góry, tak by być zwróconym do Ostrza plecami na których miał oryginalny płaszcz mundurowy. Z ledwo skrywaną ulgą zauważył że mężczyzna zaczyna wspinać się po schodach szybko za nim. Albert wbiegł w korytarz, skręcił błyskawicznie w prawo i zatrzymał się gwałtownie, zmuszając do tego samego strażnika. W lewej odnodze przyklejona do ściany paladynka wzniosła broń do ciosu i jednym susem doskoczyła do Ostrza. Kierowany jakimś szóstym zmysłem wojownik ugiął jednak nogi i próbował się zastawić mieczem. Cios spadł na jego kark, jednakże nieco z boku, unik wykonany z kocią zwinnością zaskutkował jednak strąceniem mu hełmu z głowy. Metalowa część zbroi upadła jednak na dywan i odturlała się na bok nie robiąc za dużo hałasu. W tej samej chwili Albert zamierzył się i gruchnął go z całej siły głowicą miecza w głowę. Cios spadł precyzyjnie, bo wojak odczuł wcześniejszy raz Lilli. Padł z zakrwawionym czołem na ziemię. Przez chwilę, która dłużyła się w nieskończoność kapłan zamarł w bezruchu wytężając słuch, łowiąc odgłosy jakiejkolwiek reakcji na jego i Lilli poczynania.

Kapłan łypnął okiem na paladynkę i jak na sygnał rzucili się oboje zacierać ślady. Lilla podniosła szybko hełm i położyła strażnikowi na piersi, a kapłan starł chustką ślady krwi z posadzki. Podnieśli szybko bezwładne ciało i wynieśli je na schody. Teraz można było przyjrzeć mu się dokładnie i skopiować jego wygląd przy użyciu pierścienia aby podejść tego drugiego, sterczącego ciągle pod drzwiami.
 
Harard jest offline  
Stary 24-01-2010, 23:09   #83
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
~Podłość ludzka nie zna granic... Tyle trudu włożyłam przecież w stworzenie swojego nowego niepokojącego wizerunku! I co? I co, się pytam? I nic! Jak grochem o ścianę.~
Zniechęcenie Silię ogarnęło. W zasadzie to się nie wystraszyła. Ciężko jej było tylko ukryć rozczarowanie.
Schlani na umór najemni żołdacy nie docenili jej usilnych starań stylizacyjnych skupiając się jedynie na jej cyckach. No fakt, sama sobie była winna. Rzucały się w oczy bo i ładnie były wyeksponowane przez rozcięcie dekoltu. A później docenili nawet wielkodusznie jej urodę, choć buzię miała skrzętnie skrytą przez kaptur opadający po sam niemal czubek nosa. Choć może mówiąc o urodzie wcale nie mieli twarzy na myśli. Kto ich tam wie. W armii, czy to regularnej czy najemnej, nie ma się chyba zbyt dużo okazji by sobie z babami pofolgować, więc po pijaku do zaspokojenia chuci równie dobrze nadać by się mogła dziewka jak i koza w stodole. Miała jedynie nadzieję, że do stodoły będą mieli bliżej niż do jej pokoju.
W pewnym momencie zrobiło się całkiem nieprzyjemnie a i atmosfera alarmująco zgęstniała. Szubrawcy cuchnący gorzałą otoczyli ją ciasnym wianuszkiem a jeden demonstracyjnie położył łapę na jej kobiecych krągłościach. Nie odepchnęła jego ręki. Dała mu trochę czasu żeby sobie pomacał, a nuż dojdzie do wniosku, że za koścista jest i rozmiar także nie mieści się w granicach jego upodobań. Płonne nadzieje. Najemnicy mało cholera wybredni są. Dotarła właśnie do miejsca, gdzie głupia dziwka w zielonej sukience o imieniu Nadzieja tonie w kloace. A Elev... ten cholerny zniewieściały gówniarz nic nie zrobił żeby stanąć w obronie jej cnoty. Miała mu za złe, co wyrażało doskonale jej jadowite spojrzenie utkwione w jego wymalowanej facjacie.
Obyś przy śniadaniu skaleczył się w oko widelcem a w ranę wdała ci się gangrena” – zdawało mówić jej spojrzenie. Co mogło wydawać się dziwne, zważając, że Elev jako jedyny w tym pomieszczeniu nie miał ochoty jej przelecieć.
Jeszcze raz zerknęła na nachalną rękę na swoim staniku. Oczami wyobraźni widziała już ciąg dalszy. Ona mu będzie ubliżać, on ją w pysk walnie żeby w oczach kolegów zachować twarz surowego skurwiela, ona go przypiecze, może nawet zabije, reszta pobiegnie łachudrze z pomocą, wywiąże się jatka i w końcu wezmą ją gwałtem, dwudziestu chłopa po kolei... Może lepiej się jednak nie odzywać i nie rozpoczynać tego niewdzięcznego łańcucha przyczynowo skutkowego? Zdecydowanie lepiej siedzieć cicho.

Zagryzła wargi ale zaraz wydęła je jak zblazowana hrabianka.
- Cofnij rękę kundlu.
No tak. Po co nic nie gadać jak można coś powiedzieć? Jej mistrz zawsze twierdził „Moja droga, jeśli coś cię dręczy lepiej wyrzuć to z siebie”. Hm... Chyba odrobinę nagięła kontekst. Nieważne.
Sytuację niespodziewanie uratował szynkarz, wpadając między tłumek jak rozjuszony byk. Korzystając na zamieszaniu oddalili się w pośpiechu. Zarośnięty chudzielec zapewnił ją o swojej niedalekiej wizycie, na co czarodziejka prychnęła jak wściekły kocur
- Tylko przyjdź sam kochasiu – szepnęła pod nosem, bardziej do siebie niż do samego zainteresowanego. - Rozpalę cię jak szczapę w kominku... Dosłownie gnido... Całkiem dosłownie.
Elev chyba ją usłyszał bo skrzywił się z niesmakiem. Odpowiedziała mu podobną miną.
W wynajętej izbie zabarykadowali się najlepiej jak się dało. Silia usaidała przed drzwiami i tkała nieśpiesznie nici magii zamykając drzwi na cztery spusty. Bardziej dowierzała zaklęciu niż drewnianemu skoblowi. Dla pewności przesunęła drewniany regał pod próg, bo drzwi szczęśliwie zamykały się do środka. Jeżeli zechcą złożyć jej nocną wizytę może przeszkody ostudzą ich zapał.
Pomyślała o jej niedawnym spotkaniu pod karczmą. Cała tamta sytuacja wydawała się teraz jak sen, wyssana z palca. Czy jej się przewidziało? Czy to naprawdę jakaś złośliwa iluzja? Najpewniej.
I wtedy w oddali, na skraju drogi, dojrzała znajomy kontur, pośrodku mroku rysowała się smukła sylwetka.
~Poszedł za mną psia mać.~

Mężczyzna uniósł w górę dłoń. Silia nie była pewna czy był to gest powitalny, czy może miał ją uświadomić, że on dostrzegł, że ona dostrzegła jego. Zebrało jej się na mdłości. Usiadła na twardym łóżku rozmasowując skronie.
A później Elev zabłysnął dowcipem o jej przyszłej nadwadze. Pozazdrościć poczucia humoru. Zerknęła na szkic tatuażu sporządzony na pergaminie.
- Ładny – stwierdziła kładąc się na posłaniu. Gołe ramię możliwie rozluźniła - Rób swoje w takim razie, kuj i zadawaj ból. I aha... jedno łóżko mamy. Lepiej żebyś od razu rozłożył się na podłodze. Ktoś mi obiecał, że odwiedzi mnie w nocy w łóżku, nie chcemy chyba żeby nas pomylił? Jak będziesz miał szczęście to cię nawet ze snu nie wyrwiemy. Bo rozumiem, że będę musiała poradzić sobie z tym problemem sama? Nie tryskasz entuzjazmem żeby się w to mieszać.
Nie kryła złośliwości. Elev ją prawdziwie rozsierdził swoją pasywnością, tam na dole. A jeśli się obrazi? Trudno. Wcześniej jak się pogniewał to po prostu odszedł. Teraz się okaże czy pobyt u Kallora czegoś go nauczył.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 24-01-2010 o 23:12.
liliel jest offline  
Stary 25-01-2010, 01:24   #84
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
To zadziwiające, ale wyższe kondygnacje wcale nie różniły się tak bardzo od podziemnego tunelu. Praktycznie żadnych okien, tylko niewielkie prześwity i otwory wentylacyjne. Wielki kamienny obłęd wzniesiony ludzka ręką. Myśliwy zaczął szybko żałować, że tu przybył. Że tak głośno krzyczał, by się tu wkraść samodzielnie i okraść, lub nawet zabić wampira. Głupota. Wybitnie w jego wydaniu. Ale jakoś gdyby mógł się cofnąć do tamtej dyskusji to by niczego nie zmienił. Znał już siebie całkiem nieźle. Po prostu pewne rzeczy nie mają prawa przejść. Nawet jeśli potem ma się ich żałować. Paradoksalnie krótkowzroczność w tym momencie staje się błogosławieństwem umożliwiającym podjęcie właściwej decyzji.
Zagryzł dolną wargę i zatrzymawszy się na chwilę pochylił się i odetchnął parę razy. To miejsce było przytłaczające. Klaustrofobiczne. Otarł drżącą lekko dłonią spocone czoło. W jaskiniach krasnoludów była jakaś naturalność. Pokora. A tu… Podniósł wzrok za znikającym za zakrętem płaszczem Alberta i podbiegł czym prędzej do reszty.

Radzili sobie świetnie. Lilla, Albert i jeszcze Katrina z tym dziwadłem, które wyczarowała z murów zamku. Tylko on ledwo umiał się skupić. Ciemne ciasne przejścia. Wysokie schodki o szerokości jednego mężczyzny w zbroi i oświetlone mdłym czerwono-pomarańczowym światłem korytarze skąpo zdobione nielicznymi malowidłami przedstawiającymi jakieś dostojne postaci, lub mroczne sceny batalistyczne i nieruchomymi paradnymi zbrojami płytowymi. Od tych ostatnich szczególnie Jens dostawał niezłego pietra. Można było odnieść wrażenie, że bezgłośnie obracały się za przechodzącymi intruzami, jakby obserwując poczynania. Nic dziwnego, że pracująca tu na co dzień Nina nadal była przerażona. Myśliwy z ulgą przywarł do jednego z wąskich wizjerów otwartych na morze. Rześkie powietrze i przestrzeń dostępna na wyciągnięcie ręki. Gdzieś tam była Silia… Przegonił natrętne myśli. Alexa proponowała nowy plan działania. Znów plan. Szczęśliwie wyjątkowo prosty i bezawaryjny.
Wymagał od myśliwego wyłącznie przekazania pierścienia paladynce. Tym lepiej. Czuł się tu jak najbardziej zawodny element. Lilla miała krzepę i przewagę w postaci zaskoczenia. Co mogło pójść źle? Wręczył magiczny przedmiot dziewczynie i zatrzymał się przed zakręcającymi, w stronę korytarza gdzie czekał podenerwowany strażnik, schodami. Paladynka ruszyła, a on drżącymi nadal rękoma zdjął z pleców łuk i założył jedną ze strzał. Trafić w wąskim korytarzu nie jest wielką filozofią. Gorzej, że ryzykuje trafienie Lilli w razie wdania się dziewczyny w walkę wręcz. Ale to była przecież ostateczność.
Szybki pewny krok paladynki rozbrzmiewał w korytarzu nieprzyjemnym metalicznym dźwiękiem. Nie mogło być ich wiele. Raptem sześć , może siedem metrów. Myśliwy zamknął oczy. Nie znosił zamków. Niczego tak nie znosił jak zamków. Nawet podziemia były lepsze. Słyszał jak walenie własnego serce przyśpiesza niemiłosiernie. Zagłuszało zgrzytanie zbroi gdy ktoś upadał na posadzkę w korytarzu. Wyjrzał za róg, by zobaczyć już tylko Lillę dmuchającą w swoją pięść nad nieprzytomnym gwardzistą. Odetchnął z ulgą. A paladynka uśmiechnęła się jakby chciała powiedzieć „bułka z masłem”. Zamarł jednak nagle gdy do niej doszedł. Ona zresztą tak samo. Zamek w drzwiach zatrzeszczał z charakterystycznym „klik” i ktoś pociągnął za klamkę. W drzwiach ukazał się młody chłopak płowowłosy chłopak o prostym i chyba zastraszonym spojrzeniu. Naręcze pościeli i ubrań, które trzymał na jednym ramieniu, oraz miednica dzierżona w drugim, jasno mówiły o jego celu tutaj. Tkaniny wypadły z jego rąk gdy zobaczył nieprzytomnego Ostrza, a dwoje innych niepewnie spoglądających na niego. Nie zdążył jednak zareagować. Zastrzyk adrenaliny wybudził myśliwego z trwożnego otępienia. Złapał chłopaka za ramię i siłą wyciągnął z odrzwi rzucając go na posadzkę i czym prędzej przygniatając i zatykając usta jakąś szmatą. Lilla upewniwszy się, że był sam, zamknęła drzwi.
- Siedź cicho – syknął Jens wyjmując sztylet mający na celu podkreślenie groźby. Chłopak jednak ani nie mruknął. Wcześniej zresztą kiedy myśliwy nim cisnął o twardą posadzkę też nie. Patrzył tylko przerażonym wzrokiem na napastnika i otworzył buzie. Myśliwy z bolesnym westchnieniem opuścił głowę i odwrócił się do Lilli.
- Ma wyrwany język – rzekł do dziewczyny i reszty, która też już była na miejscu. Teraz też rzucił mu się w oczy bandaż na szyi służącego, oraz co ciekawsze, pęk kluczy zawieszony na jego pasie. Było ich niewiele. Parę raptem, ale żaden nie wyglądał na prosty. Wymyślne kształty z pewnością były takie nie bez kozery.
Zdjął klucze z pasa okaleczonego służącego.
- Mam nadzieję, że to nie pracodawcy go tak urządzili – mruknął pod nosem trochę do siebie – Ale te klucze mogą się przydać, gdy Quinn zawiedzie. Jako niemowa chłopak ma pewnie dostęp do wielu miejsc, o których nie należy mówić.
Ponownie westchnął.
- Chyba trzeba go ogłuszyć.

***

Miszka wpatrywał się w tętniący hałasem i ludzkim smrodem przydrożny budynek. Może pół wiorsty przed nim. Bardzo nie chciał się do niego zbliżać. Coś krzyczało do niego, by tego nie robił. Coś stłumionego przez te parę ostatnich miesięcy. Pobiegł na przód.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 25-01-2010, 14:10   #85
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Grube kamienne ściany fortecy odbijały każdy nierozważnie postawiony krok i to echo było denerwujące. Po prostu denerwujące. Quinn szybko przyzwyczaił się do ciemności, rozpraszanej tylko przez gdzieniegdzie umieszczone lampy, których zapewne nie gaszono nawet na dzień... Światła wpadało niewiele do twierdzy, przez wąskie okienka bardziej przypominające strzelnice dla łuczników...


Zdławił w sobie wszystkie uczucia. Może i szli jak stado słoni, ale – twierdza faktycznie była praktycznie pusta – nie miało to więc żadnego znaczenia. Nie miało do czasu, aż kogoś nie spotkają …

Szczęście skończyło w – jak zwykle – najbardziej nieodpowiednim momencie. I to jeszcze w jaki sposób... Na szczęście w jego wywód włączyła się Lilia i czarnoskórzy goście zniknęli w labiryncie korytarzy Twierdzy. Przy odrobinie szczęścia – wrócą kiedy drużyny już tu nie będzie. Dalej wypadki potoczyły się równie szybko co zaskakująco...
O ile usunięcie Ostrzy było planowane i przebiegło nawet sprawnie – biorąc pod uwagę okoliczności; o tyle pojawienie się chłopaka było już niezaplanowanym akcentem...

Cholera. Jak tak dalej pójdzie to w pokoju zrobi się pełno. Wepchnęli już tam dwa Ostrza, w dwa różne kąty pomieszczenia, aby mieli za prosto jakby się ocknęli... Oczywiście zakneblowanych, związanych i bez broni... Bo nic tak nie wkurza jak związany ze sztyletem schowanym w bucie... teraz wyglądało, zę w trzecim rogu wyląduje chłopak i jego pościele... Broni Ostrzy nie było sensu taszczyć ze sobą; podmienili tylko jeden miecz z podobnego na „regulaminowy” i całą niepotrzebną broń położyli na szafie. Związani jej nie dosięgną, a czy ktoś ją kiedykolwiek znajdzie – było mało istotne. Pęk kluczy był miłym znaleziskiem – Quinn miał tylko cichą nadzieję, że te klucze będą pasowały do zamków, które napotkają... Zawsze szybciej otwiera się kluczem niż wytrychem... Zresztą – mogli skrócić czas, a to było już dużo... Jedna osoba mogła próbować kluczami, a w wazie czego on mógł próbować wytrychem...

Teraz tylko trzeba było zobaczyć co jest za drzwiami...

- Zaraz, czekajcie. Czy nie uważacie, że powinniśmy kogoś tutaj zostawić? Każdemu podpadnie, że przed komnatami nie ma straży, a widać, że oni tu stoją cały dzień... Mogą wrócić ci goście, których wysłaliśmy na wycieczkę po zamku, a nawet ktoś może przyjść szukać chłopaka, jeżeli go ogłuszymy i zamkniemy w pokoju z tamtymi... Nina też była bardzo zlękniona tym, że jest z nami za długo; służba pewnie jest tu trzymana na bardzo krótkim łańcuchu... Możemy wykorzystać jego pościele jako pretekst do poruszania się po prywatnej części Henrych... Albo otulinę dla następnego ogłuszonego... Zaraz paski mi się skończą... Mam tylko nadzieję, że jest już po kąpieli - wskazał wzrokiem na miednicę...
 
Aschaar jest offline  
Stary 27-01-2010, 14:30   #86
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dziecko, z obciętym językiem i na pewno z brakiem umiejętności pisania. Widok, który mógłby zadziwić każdego. Czy posiadał odpowiednie umiejętności do sprzątania pokojów Jaśnie Państwa? Na pewno nie mógł przekazać żadnej tajemnicy, a służących uczono tu właśnie od młodości. Tylko to nic nie zmieniało. Chłopak legł niedaleko powalonych strażników. A oni wkroczyli do sanktuarium, najbardziej prywatnego miejsca władców Tsurlagol. Słowa Quinna przebrzmiały w ciszy, która zapadła.

Układ pomieszczeń oraz ogólny wygląd wnętrz zmieniał się po przekroczeniu strzeżonych drzwi. Kamienie wciąż pozostawały poczerniane, ale tutaj już na każdym skrawku podłogi leżały grube, miękkie dywany, najwyraźniej często czyszczone i utrzymywane w idealnym ładzie. Wojskowe buciory teraz deptały je bez litości, zostawiając kolejne ślady obcej bytności. Na ścianach wisiały bardzo dobre gobeliny, arrasy i obrazy, wszystkie, podobnie jak dywany, utrzymane w granatowo-czarno-czerwonej stylistyce. Ktoś, kto urządzał te miejsca musiał mieć gust, ale też zupełnie nie przejmował się pozostałymi miejscami na zamku, przytulność wprowadzając tylko do miejsc, w których przebywał najczęściej.
Pierwszym pomieszczeniem, w którym zresztą można było zamknąć ogłuszonych ludzi, był spory salonik, a może raczej biblioteczka - prócz wygodnych foteli i niskich stołów, każda ściana zastawiona była regałami z księgami wszelakich treści. Nie było jednak czasu na zgłębianie nawet tytułów woluminów, czas naglił. Jeszcze tylko jedno rzucało się w oczy - jeśli na dolnych piętrach pojawiały się jeszcze strzelnicze szczeliny i małe okienka, to tutaj nie było ich w ogóle. Tylko grube, kamienne ściany, zasłonięte meblami lub ozdobnymi tkaninami.

Zimne dreszcze krążyły po kręgosłupie, gdy ruszyli dalej, słabo oświetlonym korytarzem. Nie był długi, rozszerzał się kilkanaście metrów dalej, pozostawiając otwartą przestrzeń w kształcie koła, na którego środku stał granitowy pomnik mężczyzny z mieczem i nietoperzem na ramieniu - najpewniej Strigoriego. Panowała tu cisza, w której sześć postaci bacznie rozglądało się wokół, wypatrując jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa. To było realne, wyczuwalne. Należało użyć mocy, ale czy zadziałała? Katrina mogłaby wyczuć drgania splotu, Alexandra cienie umysłów, Albert zimno grobowców. Nie było tu bezpiecznie, a pozornie słabo strzeżony zamek nagle uświadamiał sobie obecność intruzów.

Było tu kilka par drzwi i dwa korytarze, ciągnące się jeszcze trochę wgłąb zamczyska. I małe, kręcone schody, wspinające się w górę, ku centralnej wieży, jak można było sądzić. Byli w sercu Cienistej Twierdzy. W sercu wrogiego terytorium, na które kroczyli licząc na to, że jakoś to będzie. Nie usłyszeli jak schodziła na dół, z gracją i bez pośpiechu pokonując kolejne schodki. Włosy miała zaplecione w gruby warkocz, zamiast sukni przywdziała opinające szczupłe ciało skóry. Vieshiesse Henry zeszła ze schodów, zauważona dopiero, gdy pokonała ostatnie stopnie. Jej przenikliwe oczy spoglądały na wylot, jej dłoń wykonała nieznaczny gest, który z hukiem domknął pozostawione z tyłu drzwi, a chrobot mechanizmów musiał zamknąć je na dobre. Wampirzyca uśmiechnęła się, ale takie uśmiechy nie docierały do oczu.

-Pycha. Paskudna cecha.
Stało się coś więcej. Drzwi, wszystkie wokół, otworzyły się, a z nich wyszli ubrani w czarne stroje zabójcy. To musieli być zabójcy, poruszający się z gracją, dzierżący w dłoniach sztylety i krótkie miecze. Nie mieli kusz, to miała być uczciwa walka. Pomijając fakt, że było ich co najmniej dwa razy więcej i wyszli również z biblioteczki, którą już zdążyli przecież zwiedzić! Nie zaatakowali, trwając czujnie zaraz za drzwiami.
-Moi uczniowie. Nie przeszli jeszcze ostatecznych testów, ale zdajecie się być do nich idealni. Daję wam jednak wybór: poddajcie się, a oszczędzicie sobie bólu.
Trwała w dość niedbałej pozycji, ale wątpliwe, by nie była przygotowana. Za to jej "uczniowie" rozpoczęli powolne zbliżanie się, gotowi w każdej chwili do natychmiastowego ataku. Musieli być dobrzy, nawet lepsi od tych z zaułka slumsów. Teraz z innym celem. Decyzji nie można było odkładać zbyt długo, a okrąg o średnicy kilkunastu metrów, mógł się okazać ostatnim, który widzieli w swoim życiu.


***

Wilk skradał się powoli do ludzkiej siedziby. Mieszanina zapachów była tu straszliwa, ludzie śmierdzieli, tak jak cały budynek, który znajdował się niedaleko przed nim. Robił to wbrew sobie, ale honor był ważniejszy. Wynurzył się z krzaków, czując tuż przed sobą złowieszczą woń. Tak, to byli oni! Warknął i rzucił się do przodu, a jego silne szczęki od razu dostały się do gardła zaskoczonego człowieka. Krew pociekła, ktoś z boku coś warknął. Zwierzę poczuło ukłucie na boku, ale tylko lekkie, niemal nieważne. Miszka rzucił się na kolejnego wroga, ale nagle poczuł się zmęczony. Bardzo zmęczony. Starał się, tak bardzo się starał. Zapiszczał cicho, gdy opuściła go resztka sił i wciąż nie rozumiejąc upadł na trawę. Ciemne sylwetki pomknęły dalej.

Silia przekonywała się właśnie, że tworzenie tatuażu boli. Elev operował igłą całkiem sprawnie, ze stoickim spokojem znosząc wszystkie jej złośliwości i spojrzenia, kwitując je tylko raz.
-Powinnaś radować się, że serce Jensa wciąż trwa przy tobie, gdyż innego takiego zdobyć będzie ci ciężko.
Potem tylko wrócił do pracy. Wzór powstawał bardzo powoli i mozolnie, a ból wcale się nie zmniejszał.
-I tak nie możemy spać oboje, nie wiadomo, kiedy wrócą.
Czas mijał powoli, ostatecznie powstało kilka centymetrów tatuażu, gdy zdecydowali, że czas spać, dla Silii, jako, że musiało być zawsze po jej myśli. I wtedy ilość alkoholu na dole właśnie przelała czarę. Żołdacy postanowili spełnić obietnicę, napotykając jednak barierę w postaci dość solidnych drzwi i prowizorycznej barykady. Najpierw łomotali, nie zważając na okrzyki z boku, należące najwyraźniej do właściciela przybytku.
-Otwórz, to będziemy łagodni! Inaczej potraktujemy cię tak samo, jak te drzwi!
Koledzy zarechotali, a Elev wstał, materializując w dłoniach krótkie miecze. Na odpowiedzi nie było czasu, gdy głuche łupnięcie zachwiało drewnianą przeszkodą. Tamci najwyraźniej nie dbali już o Ostrza, których akurat w pobliżu być nie mogło. Ale wraz z łupnięciem drzwi stało się coś gorszego. Okno z hukiem wpadło do środka pokoju, razem z ubranym w czarne skóry człowiekiem w masce. Sztylety błysnęły, stal zazgrzytała, gdy odbiła się od ostrzy Eleva. Ale za nim wchodzili kolejni zamaskowani wrogowie.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-01-2010, 16:35   #87
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Kiedy powalenie strażników, strzegących najtajniejszej części twierdzy, poszło z dziecinną wprost łatwością, Alexa poczuła jak zimny dreszcz wspina się w górę po jej kręgosłupie. Pusty zamek. Beznadziejni obrońcy. To nie mogło być takie proste. Coś zdecydowanie złego się działo. Kiedy solidnie zamknięte drzwi otworzył mały chłopiec z pękiem kluczy, to przypuszczenie stało się pewnością.
Przebadanie otoczenia zaniepokoiło ją jeszcze bardziej. Nie wyczuła umysłów, ale nie miała pewności że dlatego, że ich nie było w pobliżu. Miała raczej odczucie jakby ktoś ukrywał się za niewidzialna zasłoną. To były jednak tylko jej spekulacje. Miała się właśnie podzielić tym z resztą gdy po schodach zeszła, a raczej spłynęła Vieshiesse Henry.

Świat zatrzymał się dla psioniczki. Jakby zwolnił swój bieg. Może ktoś coś mówił, ale do niej nie docierały dźwięki. Jakby umysł odciął się od tego co działo się w pomieszczeniu. Widziała tylko oczy wampirzycy i zawartą w nich obietnicę śmierci. Ta kobieta nie da się zwieść gładkim słówkom. Nie uwierzy w tłumaczenia. Jej umysł był jak brzytwa. Czuła jego moc.
Są istoty dla których zabijanie staje się wysublimowaną sztuką. Sztuką, którą studiują i którą próbują na wyżyny największego kunsztu.
Patrzyła na jej twarz i wiedziała: Starsza córka Strigoriego była mistrzynią wyduszania z innych życia.
Alexa nie chciała bólu. Śmierć była i tak wystarczająco koszmarnym przeżyciem. Skoro mogła sobie zaoszczędzić cierpień... Chciała mieć wybór w jaki sposób odejdzie. Jej ciało było tylko skorupą dla umysłu. Lubiła je, ale już dawno przekonała się, że nic nie jest wieczne. Jednak ostatnie wspomnienie powinno być lepsze niż rozrywające na strzępy narzędzia tortur. Puszczające zwieracze. Cała hańba takiej śmierci.
Błaganie o litość.
Skamlanie o koniec.

Gdyby mogła wybierać wolałaby umrzeć w blasku dnia. By w ostatnich sekundach życia słońce pieściło jej skórę, a ciepła bryza morska obmywała stopy. Albo na zielonej łące w lesie. Patrząc na korony tańczących na wietrze starych drzew. Czując woń kwiatów i słuchając pogodnego śpiewu ptaków. Chciałaby móc wybrać moment swojej śmierci. Wzlecieć ku niebu.
Nie było wyborów, tylko tu i teraz. Sztucznie oświetlone pomieszczenie w ciemnej twierdzy.
Było coś co mogła jeszcze zrobić. Coś, co przewidziała idąc do zamku, ze świadomością jak szalona jest ta wyprawa. Z planem, który nie był nawet dziurawy. Coś, czego nie ma, nie posiada dziur. Samo w sobie jest wielką czarną dziurą, która pochłania wszystko i wszystkich w swym pobliżu, ale na jej krawędzi w horyzoncie zdarzeń, można było przetrwać przez wieki. Wystarczyło tylko powstrzymać swój pęd w stronę środka.
Ciało było jeszcze zbyt słabe by odlecieć, musiało pozostać na miejscu, ale umysł Alexy był wolny.
Całą swa moc włożyła w ten jeden cel. Połączenie, które trwało. Niewielka kotwica, która mogła oznaczać ocalenie.
Dziewczyna osunęła się na ziemię. To była już tylko martwa powłoka.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 30-01-2010 o 21:26.
Eleanor jest offline  
Stary 30-01-2010, 17:59   #88
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Za drzwiami kapłan odetchnął, byli już blisko celu. Mieli wiele szczęścia ze strażnikami i tymi ciemnoskórymi osobnikami, których pozbyła się Lilla. Teraz należało działać szybko, bo przecież muszą jeszcze wrócić tą samą drogą. Nie wiedzieli nic o rozkładzie prywatnych pomieszczeń, no bo i niby skąd, skoro nawet Nina pracująca tu pół życia sama niewiele wiedziała. Kapłan rozglądał się szybko, wystrój pomieszczeń zmienił się diametralnie. Nadal były czarne, klaustrofobiczne ściany i ciemność rozświetlana wobec braku okien pochodniami, lampionami i kagankami. Jednakże najwyraźniej dbano i to doskonale o to, aby wampiry żyły w wygodzie. Wnętrza nie biły po oczach wschodnim przepychem, ale dostojną elegancją. Albert rozglądnął się po saloniku, gdzie razem z Lillą ułożyli obezwładnionego strażnika. Kapłan założył mu improwizowany knebel z dwóch szmatek, z których jedna zniknęła w ustach Ostrza a druga dokładnie obwiązała mu głowę, wcinając się między szczękami, tak aby nie pozbył się jej łatwo. Wyszedł zaraz bo w biblioteczce nie było nic więcej, co było im potrzebne.

Głos Vieshiessy rozpoznał momentalnie. Miał wrażenie że lodowatego tonu nie zapomni do końca życia. Drzwi wokół pootwierały się, czarne postaci zaczęły ich otaczać ze wszystkich stron. Nie dali im żadnej szansy, tylko dwa wyjścia – walka lub poddanie się. Śmierć… lub śmierć. Albert nie zastanawiał się jak do tego doszło. To już nie było ważne. Czas przystopował, ale tylko na chwilę. Padające bez czucia na ziemię ciało psioniczki oznaczało tylko jedno. Albert sięgnął do sakiewki i wyjął fiolkę z lapis infernalis oraz pierścień od Alissy. Szkło rzucił paladynce, która złapała je zwinnie.
- Pokryj ostrze! – krzyknął do niej, po czym ujął mocniej kostur i skupił się na doskonale znanej mu modlitwie.
Powietrze poruszyło się, drgnęło mocą Pana Zmarłych. Korytarz wypełnił się znienawidzoną tutaj mocą. Jasny, niewielki punkcik w mroku wampirzej twierdzy. Kapłan popatrzył wokół, ale żadna z postaci nie rozbłysła srebrnym światłem. Żadna prócz Vieshiessy. Ludzie, więc to koniec. Kapłan spojrzał na atakującego go asasyna, który zareagował już na rzut fiolką. Spiął się do skoku i jego ostrze rozpruwając kolczugę na barku minęło cudem cel, jakim było serce kapłana.
Albert miał jedną przewagę nad swoimi towarzyszami. Nie umiał walczyć, niewiele znał ofensywnych modlitw, mogących zaszkodzić ludziom. Nie był odważny. Nie bał się jednak śmierci. Smutny uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy zobaczył jak mlecznobiała poświata zaczyna opasać jego sylwetkę. Teraz wreszcie miał pewność, że jego dar się nie myli. Runął do przodu dobywając miecza, który pierwszy raz trzymał w ręce kilka godzin temu, podczas jego zakupu u zbrojmistrza. Instynktownie parł do wampira, pomimo asasyńskich ostrz zagłębiających się w jego ciele. Zamachnął się ostatni raz, czarne postaci odskoczyły zwinnie przed zamaszystym, sygnalizowanym cięciem. Chwycił ręką za medalion zrywając go z szyi. Upadając na kolana, podniósł go w zaciśniętej pięści i uwolnił moc Kelemvora. Ostatni raz.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 30-01-2010 o 23:10.
Harard jest offline  
Stary 30-01-2010, 19:10   #89
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Muzyka
Pułapka. Tyle starań, tyle trudów, to wszystko by mieli pomrzeć tutaj? W tej opuszczonej przez bogów ponurej twierdzy? Dłoń paladynki sama odnalazła ukryty pod odzieniem medalion Lathandera. Siła Pana Poranka, jego blask, był jej teraz znacznie bardziej potrzebny niż wiara w surowe prawa Tyra.
Krąg coraz bardziej się zawężał, a zimne oczy wampirzycy coraz bardziej przypominały kawałki stali. Kalvarówna spojrzała w nie i poczuła dziwny paraliż; strach pełznący powoli, wzdłuż kręgosłupa i blokujący wszelkie myśli. Zdawało się, że przestała być zdolna do jakiegokolwiek ruchu, decyzji. Miecze nieomal opierały się o jej ciało, kiedy rozbłysk świadomości powrócił.

Upadająca wolno, niczym w koszmarze sennym Alexandra i jej coraz bardziej puste fiołkowe oczy – jaźń Lilli powróciła na swoje miejsce krzycząc z całych sił. Dziewczyna rzuciła się do przyjaciółki klękając przy bezwładnym ciele, mocne dłonie nie odnalazły już pulsu.
Strach minął, bolesna pustka zajęła jego miejsce wypełniając całą duszę paladynki. Instynktownie pochwyciła fiolkę rzuconą przez Alberta i rozbiła ją na mieczu by pokryć ostrze.
- Lathandrze! Pomóż mi!

Ta najkrótsza z modlitw przyniosła efekt, broń zalśniła nie tylko płynnym srebrem. Podniosła ją i ruszyła. Niczym grom, promień światła, prosto na wampirzycę. Mimo, że kapłan wziął na siebie większość wrogów i na nią rzuciło się kilku. Nie mieli szans; cięcia wyprowadzone prosto w ich punkty witalne kładły ich jeden po drugim. To nie była mała Lilla Kalvar z Talgi, nie. To był Lilla Kalcar obrończyni krasnoludzkiej twierdzy. To była Lilla pogromczyni goblinów, to była Lilla, która rozbiła mroczny kult Shar, to była Lilla oczyszczająca świątynie boga słońca. W końcu to była Lilla gotowa na wszystko by zabić wampirzycę. Jej miecz nieubłaganie zagłębiał się w miękkie ludzkie ciała, lecz to nie oni byli celem. Stopniowo, krok po kroku przedzierała ku Veshiese.

Ostatni dwaj mężczyźni stanęli jej na drodze. Wyćwiczeni, zdolni i obyci w walce; zabrzęczała stal o stal. Atakowali równo przyzwyczajeni nawzajem do krycia swoich pleców. Nieobciążona ciężką zbroją dziewczyna zaatakowała od dołu, wygięła ciało w łuk i cięła szeroko. Krew czerwoną wstęga buchnęła z trzewi jednego z nich, upadł powoli plamiąc miękkie dywany. Drugi nie czekał, wyprowadził cios, którego uniknęła chyba tylko dzięki refleksowi gnomie bardki. Uderzenie, które miało uciąć jej głowę rozorało policzek. Ból i ciemno karminowa posoka nie mogły jej zatrzymać, Kolejne pchnięcie było precyzyjne, w pachwinę, zabójstwo w kilka sekund.

I nie było już nikogo. Nikogo pomiędzy świętą wojowniczką a dzieckiem ciemności. Lilla poczuła tylko stalowe oczy wdzierające się w jej umysł.
- Nie! – pod ciemną zbroją jasno zalśnił medalion w kształcie słońca, a na stalowoszare oczy nałożyły się fiołkowe. Śmiercionośne srebro zaatakowało upiora. Cichy syk i swąd palonego ciała znamionowały dosięgnięcie celu.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 30-01-2010 o 19:52.
Nadiana jest offline  
Stary 30-01-2010, 20:51   #90
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
To dziwne uczucie, strach... Paraliżuje, otumania i odbiera wolę. Silia siedziała na łóżku, nie do końca jeszcze wybudzona, i obserwowała bezwolnie bieg wydarzeń. Jej stopy zdążyły ledwie zetknąć się z podłogą kiedy zawiasy od drzwi puściły ze zgrzytem ukazując przez szparę wyszczerzone w uśmiechach gęby najemników.
Czas zwolnił, serce przestało na moment pompować krew, strach wpełzł do jej umysłu podsuwając kasandryczne obrazy.
Gdyby to miało się okazać dawką złych wieści zbyt małą los zadbał o kolejną. Chyba bogowie postanowili tej nocy pokazać jej swoje surowe wszechmocne oblicze i wbić w ziemię jak robaka. Przez okno wdarł się właśnie zamaskowany napastnik i związał z Elevem walką. Szczęk broni mieszał się z okrzykami najemników. A Silia siedziała.
Po wielokroć wykręcała się z kłopotów obronną ręką ale nie mogła się pozbyć wrażenia, że tym razem będzie inaczej. Jeśli nie zabiją jej zamaskowani zabójcy to zgwałcą pijani najemnicy. Cudowne alternatywy doprawdy.
Dłoń pomknęła do paska zaciskając się na szklanej fiolce. Wszystko potoczyło się prędko, może nawet bez udziału woli. Ciało działa czasem instynktownie kiedy czuje ostrze napierające na gardło. Wola życia napędza nas bardziej niż zdrowy rozsądek.
Buteleczka poszybowała w kierunku powiększającej się szczeliny w drzwiach i jednej z roześmianych gąb. Ogień wybuchł z całą mocą tegoż niepokornego żywiołu, płomienie uczepiły się łapczywie desek drzwi i drewnianego regału.
W tym momencie przez okno wdarł się kolejny zamaskowany osobnik. Ominął łukiem walczącego Eleva i swojego kompana i zbliżał się teraz do półelfki. Czarodziejka wyciągnęła przed siebie dłoń, zupełnie jakby chciała dotknąć twarzy mężczyzny, który zada jej śmierć. Ale wtedy spomiędzy jej rozczapierzonych palców wystrzelił pomarańczowy ognisty jęzor sięgając twarzy zabójcy. Nie było gestów ani śpiewnych słów. Nie było w tym akcie finezji artysty, który prowadzi pędzel po płótnie. Przypominało to raczej wylanie na papier pełnego kałamarza atramentu. Czuła tylko strach, walkę o życie i potężne uderzenie magii. Materiał maski zajął się ogniem i przykleił do twarzy napastnika. Silia słyszała jego ryk, czuła swąd palonego mięsa i włosów. I nie wiedzieć czemu czuła żal i współczucie dla swojego wroga. Zachciało jej się płakać.
- Elev, musimy uciekać!
Regał w całości zajął się ogniem i ten zaczął przenosić się na ścianę. Wnętrze małej izby wypełniły siwe dławiące kłęby dymu. Najemników to jednak nie zniechęciło. Ktoś kopnął w drzwi wyważając je do szczętu. Silia dopadła do przeciwległego okienka.
- Elev, szybciej!
Elev zdążył odparować cios swojego przeciwnika i poprawił mu kopniakiem posyłając na podłogę. Wypracował sobie kilka sekund na odwrót.
Pierwsza za okno wyskoczyła Silia. Znów nie było czasu, ani na znaki ani inkanty. Przez moment myślała, że runie w dół i połamie sobie wszystkie kości, ale miękki całun magii otoczył ją jak ochronną watą. Spadała lekko i wolno jak piórko.
Nie zdołała nawet opaść na ziemię. Już w powietrzu zaczerpnęła haust powietrza i poczęła się wydzierać na całe gardło.
- Straaaaże! Raaaatunku! Niech ktoś wezwie Ostrza!
Najemnicy nie chcieli wpierw wszczynać rozróby właśnie przez wzgląd na Ostrza. Najpewniej więc jakiś patrol krąży w okolicy. Może ją usłyszą? Może pomogą? Może jak narobi hałasu to zbiegną się tu ludzie? Może jawnie, na ulicy, nie zechcą ich mordować i gwałcić?
Może, może... Zbyt wilele "może". A może ludzie zamkną szczelniej okiennice i będą udawać, że nic się nie dzieje? Półelfka wiedziała jedno. W dwójkę nie poradzą sobie z dwudziestoma przeciwnikami. Jeśli ktoś im nie pomoże będą zgubieni, albo co bardziej prawdopodobne, martwi.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 30-01-2010 o 20:55.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172