Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2012, 23:49   #191
 
Punyan's Avatar
 
Reputacja: 1 Punyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znany
Cherak, Pałac Rady, 17-go Zstępującej Wody

Jin, jak łatwo można było przewidzieć, zachwycony nie był. Jeszcze nie zdążył się w pełni wdrożyć w nowe obowiązki, gdy Nieskalane Smoki - po raz kolejny - postanowiły, że dzień bez wydarzeń to dzień stracony. Patrząc pod tym kątem, dzień daimyo był wyjątkowo wręcz udany.

Zaczęło się od spotkania z delegacją Lookshy. Jin nadal nie mógł się zdecydować, czy ktoś, kto do roli ambasadora, zwykle wymagającej taktu i dyplomacji, zatrudnił Karal Houkę, bardziej nie lubił Cheraku czy jej. W legionach Cesarskich nawet najbardziej apolityczni oficerowie musieli posiąść pewną dozę umiejętności socjalnych, jeśli chcieli mieć szansę na awans na wyższe stanowiska - najwyraźniej w Lookshy nie było to konieczne. W efekcie należało się cieszyć, że spotkanie przebiegło w zasadzie poprawnie.

Następnym punktem programu była wizyta Ledaala Fenga. O ile spotkanie to samo w sobie miało potencjał na podniesienie ciśnienia Liao, tak informacje które ten ze sobą przyniósł, były znacznie bardziej wybuchowe. Choć brzmiały z pozoru dość absurdalnie, jeśli zestawiło się je z całą resztą ostatnich zdarzeń, w sumie układał się z nich wzór w przerażający sposób prawdopodobny.

Jin domyślał się, że zielona anatema może nadal ukrywać się w mieście, ale podejrzewał ją raczej o podszywanie się pod średniej rangi urzędnika lub asystenta - kogoś, kto pomimo relatywnie niskiej pozycji ma dostęp do dużej ilości informacji. W życiu by nie przypuścił, że może ona być tak bezczelna, by chować się na widoku, w miejscu w którym będzie nastawiona na wzrok całego miasta.

Powinien był taką możliwość uwzględnić.

Na dodatek, bez poważnych dowodów - których przecież nie było - niewiele można było w tej sprawie zrobić. Co prawda pozwalało to na poinformowanie o sprawie większej ilości osób - Jin oceniał szanse na to że anatema podszywa się pod więcej niż jedną osobę na na tyle niskie, że warto było podjąć ryzyko - ale bez uzasadnienia lepszego niż słowa ducha (na dodatek przesłuchiwanego przez maga, który nie cieszył się w mieście zbyt dobrą reputacją) wszelka bezpośrednia akcja przeciw fałszywemu satrapie nie wchodziła w grę. W efekcie dyskusja, jak poradzić sobie ze sprawą, by jednocześnie nie wywołać skandalu, który uderzy w rody miejscowe, a z drugiej by nie spłoszyć anatemy i nie pozwolić jej na ucieczkę i ponowne ukrycie się trwała w najlepsze i nic nie wskazywało by szybko miała się zakończyć.

Ale nie były to wszystkie wydarzenia tego dnia, o nie. To właśnie ten dzień Smoczy Gon wybrał sobie na rozstrzygnięcie wewnętrznych problemów organizacyjnych. Rozstrzygnięcie to przybrało formę Mistrza Spokoja, którego Jin pamiętał głównie jako małomównego i nieprzystępnego kwatermistrza Szczytu Oka Łowów. Konkretniej, formę bójki z użyciem esencji w środku miasta pomiędzy Spokojem Grzmiącej Lawiny a Deledem i jego zwolennikami. O ile wszystko, co szkodziło mistrzowi Deledowi, wywoływało przyjemne ciepło w sercu Liao, tak metoda podejścia do sprawy mistrza Spokoja - i wieści, jakoby miał on pozostać w mieście na dłużej - zapowiadały możłiwości kolejnych kłopotów.

Dlatego, gdy dozorca gmachu Rady przysłał do gabinetu informacje o tym, że na spotkanie z Daimyo liczy panna Stella (z opisu w stanie na tyle niestosownym, iż tylko jej szlachetne pochodzenie uchroniło ją od odprawienia z kwitkiem), daimyo wiedział, że nie wróży to nic dobrego.

Nie miał co prawda w obecnej sytuacji ochoty na spotkanie z anatemą - nawet jeśli teoretycznie nie była ona wroga - ale skoro zdecydowała się ona dobijać do pałacu rady w nocy, nie czekając na następny dzień (czy nawet nie poświęcając chwili czasu na doprowadzenie się do porządku), to prawdopodobnie miała do powiedzenia coś naprawdę istotnego.

W rezultacie zostawił w swoim gabinecie dyskutujące nadal towarzystwo, polecając by Stellę wpuszczono i zaprowadzono do pokoju szefa Komisji, który ciągle stał pusty (a nadal miał odpowiednie zabezpieczenia).

Służący odebrali od dziewczyny przemoczony płaszcz, ale pod nim wcale nie była bardziej sucha. Gwiazdka zupełnie zignorowała krytyczne spojrzenia, którymi obrzucały są służące, przekonane, że arystokratka tego nie zauważa. Zastanawiała się za to przez chwilę, czy nie mogłyby skombinować jej jakiegoś ubrania na zmianę, ale uznała, że o tej porze szanse na zdobycie go były raczej marne - a nawet, gdyby się udało, to cała akcja zabrałaby więcej czasu, niż to warte. Daimyo powinien jakoś przełknąć obrazę majestatu przy użyciu dużej ilości deszczówki.

Nie wiedziała, do której godziny normalnie funkcjonuje siedziba rady miasta, ale fakt, że służba wciąż była w pogotowiu, a Jin najwyraźniej nadal pracował, wskazywał na podwyższony stan gotowości. To dobrze - istniało spore prawdopodobieństwo, że Feng nie zawrócił spod drzwi urzędu i rzeczywiście poinformował go o śmierci satrapy i jej konsekwencjach. Rozglądając się po drodze do znanego już sobie gabinetu, zarejestrowała, że poza służbą nikt się jednak po pałacu nie kręcił. Albo więc Jin nie zaczął jeszcze działać na większą skalę, albo robił to bardzo dyskretnie - i to również była dobra informacja.

Czekając na przybycie Daimyo, z ciekawością rozglądała się po pomieszczeniu, do którego ją zaprowadzono. Gabinet szefa Komisji znacząco się zmienił, od czasu, gdy Gwiazdka widziała go po raz ostatni. Nie ulegało wątpliwości, że właśnie zmieniał właściciela - znikły wszystkie teczki z dokumentami, podobnie jak porozstawiane na meblach i biurku drobiazgi, pozostawiając ziające przestrzenie pustych półek. Stosunkowo nieduże pomieszczenie wydawało się przez to nagle znacznie większe, ale też zimniejsze i mniej przyjazne. Gwiazdka mogła zgadywać, że większość rzeczy trafiła zapewne do bardziej reprezentacyjnego pokoju - i że zapewne coś się w nim odbywało, skoro Jin zdecydował się na spotkanie w opustoszałym gabinecie. I tak miło z jego strony, że zdecydował się poświęcić jej chwilę czasu w takich okolicznościach.

Nie musiała długo czekać. Nadal zastanawiała się, gdzie usiąść by wyrządzić jak najmniej szkód, gdy odgłos kroków w korytarzu oznajmił nadejście Daimyo.

Jin otworzył drzwi, spojrzał na Stellę, na kałużę tworzącą się na podłodze wokół jej stóp, po czym westchnął ciężko. Wygląd anatemy potwierdzał wcześniejsze przypuszczenia - sprawa musiała być pilna.

Przez chwilę zastanawiał się nad wezwaniem służącego, ale, choć plotki i tak się pojawią, nie było powodu by w tym im pomagać. Na szczęście kominek w gabinecie był porządnie zaopatrzony w opał - wystarczyło tylko rozpalić ogień.

Gwiazdka patrzyła przez chwilę na Jina z najczystszym zdumieniem wypisanym na twarzy. Spodziewała się irytacji, jakieś pogardliwego prychnięcia, ale raczej nie tego, że szlachetny daimyo rozpocznie spotkanie od napalenia w kominku. Nie musiał tego robić. Owszem, przywykła, że ślicznej Stelli z Cathaków panowie chętnie wyświadczali przysługi, ale Jin wiedział, że nie była Stellą. Smoki raczej nie zwykły wyświadczać przysług Anatemom - zapewne nawet wtedy, kiedy chwilowo zmuszone były z nimi pracować.

Zapanowała nad mimiką, jednocześnie karcąc się w duchu za roztkliwianie się nad sobą. To zaskakujące, jak bardzo stała się łasa na takie drobne, życzliwe gesty, nawet jeśi wynikały tylko z dobrego wychowania.

- Dziękuję - powiedziała cicho, nie mogąc się zdecydować, czy chciała, żeby Daimyo to w ogóle usłyszał.

- Znajdź sobie jakieś krzesło, nie ma sensu byś stała - stwierdził tymczasem Jin, zajmując miejsce za biurkiem. - o, tamtemu stołkowi pod ścianą - wskazał na taboret używany przy dostępie do wyższych półek - nie powinno to zaszkodzić.

W kominku płomienie zaczęły powoli się rozpalać, przynosząc z sobą uczucie ciepła.

Gwiazdka ustawiła stołek w pobliżu ognia. Naprawdę doceniała jego obecność - wprawdzie o tej porze roku woda na dworze już nie zamarzała, ale tego wieczoru chyba niewiele jej do tego brakowało. Nie chciała się przyznawać nawet przed sobą, jak bardzo zmarzła w drodze do pałacu rady.

- Rozumiem, że chodzi o coś pilnego? - zapytał sucho Daimyo, zanim zdążyła zacząć pierwsza.

- Tak sądzę - skinęła głową. - Podejrzewam, że Ledaal Feng przekazał już panu informacje odnośnie tożsamości osoby, pod którą prawdopodobnie podszywa się teraz Tiass?

Jin skrzywił się nieznacznie. Skoro Anatema Wcześniej Znana Jako Stella wiedziała o wizycie Ledaala, oznaczało to, że nie niesie ze sobą tych samych wiadomości - a Liao wcale nie był pewien czy będzie w stanie znieść kolejną dawkę kłopotów.

- Przekazał, owszem... nie by się z tym bardzo spieszył - wiedza jej była też potwierdzeniem dla jednego z podejrzeń Jina - zastanawiałem się nawet, co go do przyjścia w ogóle skłoniło, bo nie wydawał się traktować tej informacji jako bardzo ważnej.

- On sam zamierzał, trzeba było tylko mu zasugerować, że nie należy zwlekać - wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty zagłębiać się w tej chwili w kwestię młodego maga. - Ale do rzeczy. Uznałam, że skoro jest się na czym oprzeć, warto spróbować znaleźć jakieś bardziej pewne dowody, niż zeznania jednego świadka - powedziała, obserwując rekację Jina. Daimyo był wyraźnie zaaferowany informacjami o satrapie i mocno zaniepokojony tym, co Gwiazdka mogła do nich dołożyć. Dziewczyna uznała, że nie będzie go dłużej męczyć. - Znalazłam ciało - wyjaśniła krótko.

- Satrapy? - Jin też nie zamierzał zajmować się kwestią Ledaala - Gdzie? - zapytał czując jak coś w nim się wywraca na drugą stronę. Z jednej strony ciało satrapy byłoby wystarczającym uzasadnieniem do użycia przeciw udającej go anatemie dowolnych środków jakie tylko sobie można było wyobrazić - z drugiej, pomimo wszczęcia alarmu (i osobistej opinii o Mibu), nadal miał nadzieję, że wszystko to jest pomyłką.

- Satrapy. W piwnicy jego własnego domu. Nie będzie łatwo tego użyć jako dowodu - skrzywiła się. Oczywiście jako dowód byłoby niepodważalne - ale najpierw ktoś musiałby mieć możliwość zweryfikowania informacji i sprawdzenia zawartości piwnicy satrapy. A bez dowodów... Cholerne błędne koło.

- Włamałaś się do domostwa Satrapy? Czy to nie było zbyt... ryzykowne? Nie chcemy, by ta Tiass ponownie uciekła nam z widoku - pytanie zadane zostało spokojnym tonem, bez najmniejszej nuty oskarżenia. Liao nie wiedział nadal zbyt dobrze jakie są granice zdolności Gwiazdy - być może miała powody by czuć się pewnie.

- Liczyłam się z tą możliwością, ale skoro wszystko wskazywało na to, że coś ważnego znajduje się w jego rezydencji, uznałam, że warto zaryzykować. Zwłaszcza, że nietrudno było się tam dostać... - zaczęła, już po kilku słowach uznając, że bez streszczenia rozmów z duchami jej informacje będą mocno niepełne. Gwiazdka westchnęła ciężko. Nie liczyła na to, że uda jej się zachować dla siebie sposób pozyskiwania informacji, ale wciąż nie bardzo miała ochotę tłumaczyć się z niego Jinowi.

- Zacznijmy od tego, że nie planowałam włamywania się do jego domu, uznając, że ryzyko zaalarmowania jej będzie zbyt duże. Zrobiłam coś zupełnie innego - poszłam poszukać informacji w Zaświatach. Założyłam, że jeśli jeden duch widział satrapę i słyszał plotki o jego śmierci, z pewnością inne również go widziały i z nim rozmawiały.

W trakcie gdy mówiła, oczy Daimyo otwierały się coraz szerzej. Nigdy by mu nie przyszło do głowy, że można wizytę w Zaświatach potraktować jako mniej ryzykowną opcję, ale tym co naprawdę zmrozilo mu krew w żyłach był ton anatemy, gdy mówiła o pójściu by “porozmawiać z duchami”. Spokojny, konwersacyjny, jakby było to coś zupełnie normalnego. Jego rozmówczyni musiała zauważyć reakcję, ale nie przerwała opowieści. Siedząc jak najbliżej kominka i obejmując się rękami, wyraźnie starając się rozgrzać, spokojnie zreferowała Jinowi przebieg swojej wizyty w zaświatach, ze szczególnym uwzględnieniem rozmowy z Potężnym Dębem, potwierdzeń kilku innych duchów kręcących się w okolicy posiadłości Mibu oraz opisem piwnicy. Wraz z ołtarzykiem oraz oboma ciałami. Darowała sobie tylko wzmiankę na temat wąsików, uznając, że to może być zbyt wiele na nerwy Liao.
 
Punyan jest offline  
Stary 16-06-2012, 23:51   #192
 
Punyan's Avatar
 
Reputacja: 1 Punyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znany
Była to decyzja ze wszech miar słuszna - mnich był już wystarczająco zafrasowany treścią sprawozdania. Nie chodziło nawet o potwierdzenie jak bardzo ta zupełnie normalnie wyglądająca, siedząca przed nim Anatema była obca, ani co spokojne poruszanie się po Zaświatach świadczyło o jej sile. Same informacje przez nią dostarczone w zupełności wystarczyły by popsuć mu skutecznie humor.

Niby były one wysoce pomocne, ale każda z nich niosła ze sobą własne problemy. Podstawowy z nich był też najbardziej oczywisty - źródło z którego pochodziły musiało pozostać w tajemnicy. Oczywiście wywoływało to kolejne komplikacje - na przykład ciało, dowód idealny - nie mogło być wykorzystane przed znalezieniem innych dowodów, które same z siebie wystarczyłyby na uzasadnienie przeprowadzenia odpowiednio zdecydowanej akcji przeciw Satrapie (i które można by pokazać poza własnym Domem). Wiadomość o zbrodniach popełnionych przez satrapę - bo trudno było uwierzyć że Potężny Dąb był odosobnionym przypadkiem - brzmiała bardziej obiecująco. Tyle tylko, że wykorzystanie jej wymagało przeprowadzenia śledztwa, co nawet wiedząc co chce się wykryć zabierało cenny czas. Zwłaszcza jeśli chciałoby się - co należałoby zrobić - rozwinąć je na obszar poprzedniego zamieszkania Mibu. Dodatkowo śledztwo mogące doporowadzić do zatrzymania Satrapy wymagało obecnie akceptacji Deliberatywu (co było potwornie ryzykowne, nawet jeśli byłoby możliwe), albo przynajmniej znalezienia jakiegoś zainteresowanego sprawą Magistrata.

- Dobrze, że wykazałaś się inicjatywą - te wiadomości bardzo się w obecnej sytuacji przydadzą. - podziękował Gwieździe. Odpowiedziała skinięciem głowy i lekkim uśmiechem, dając Daimyo do zrozumienia, że zarejestrowała pochwałę. Jin mógł nie popierać metod z jakich skorzystała, ale przyniosły one użyteczne wyniki - a to że nie uległa pokusie i zdecydowała się nie ruszać dowodów dodatkowo świadczyło o dobrej ocenie sytuacji. - Co prawda większość nie nadaje się do bezpośredniego wykorzystania, ale jest potwierdzeniem informacji od Fenga. Nadal nie pozwoli na wciągnięcie do sprawy innych domów, ale pewność gdzie ta ...Tiass siedzi da nam możliwość zorganizowania czegoś we własnym zakresie. Informacja o Potężnym Dębie też się przyda - daimyo skrzywił się z wyraźnym niesmakiem - biorąc pod uwagę jego relację, można sądzić, że nie było to odosobnione wydarzenie

Dziewczyna spokojnie przeanalizowała jego słowa. Zwróciła uwagę zwłaszcza na wzmiankę o rodzie - zapewne nie Liao, a Enumów - który najwyraźniej Jin postanowił wtajemniczyć cała sprawę. Uznała, że później się będzie zastanawiać, czy po prostu czuł się z nimi na tyle związany przez długoletnia wspólpracę, czy może w Oku pracowało jakieś większe przedstawicielstwo Enumów. W tej chwili znacznie ważniejsze były plany na najbliższą przyszłość.

- Ja też bym się na tym oparła. Szybkie śledztwo, dowody, nawet sfingowane, jeśli nie uda się szybko znaleźć lepszych... Ale trzeba by było zaangażować od razu na tyle duże siły, żeby miała okazji uciec. Jest jeszcze druga możliwość, ale nie wiedząc, co ona dokładnie potrafi, nie jestem w stanie zagwarantować, czy mi nie ucieknie... A poza tym późniejsze wyjaśnianie, co się właściwie stało mogłoby wprowadzić mnóstwo dodatkowego chaosu. - A szkoda, bo zmierzenie się z Infernalką było szalenie kuszącą opcją.

Jin spojrzał na nią dziwnie.

- Pozostawmy może sobie tą opcję w odwodzie - tym bardziej skoro nie wiemy jak silny jest nasz przeciwnik. - Możliwość, że to Gwiazda zostałaby pokonana, zostawiając “Satrapę” krzyczącego o nasłanych na “niego” Anatemach byłaby zbyt niebezpieczna by rozważać taką opcję jako coś innego niż akt desperacji. Zwłaszcza, że nawet udany zamach mógł doprowadzić do zdemaskowania zamachowca i jej powiązań z Jinem.

- Proszę się nie obawiać, nie zrobię nic nieprzemyślanego - uspokoiła go szybko dziewczyna, widząc niepokój rozmówcy. W końcu w żadnym razie nie chodziło jej o to, żeby Daimyo do listy problemów dopisał jej głupie pomysły. - Rozumiem, że będzie pan nadzorował kwestię śledztwa i poszukiwania dowodów, i zajmą się nimi odpowiedni ludzie? - zapytała, przysuwając się jeszcze kilka centrymetrów bliżej kominka. Jej ubranie wciąż było mocno przemoczone, ale w pobliżu paleniska zrobiło się na tyle ciepło, że powoli przestawała to odczuwać. To oczywiście oznaczało, że nieubłaganie nadchodził czas, żeby zakończyć rozmowę i pożegnać sie z kominkiem.

Odpowiedź na pytanie była w zasadzie oczywista, ale Gwiazdka chętnie usłyszałaby, co dokładniej Jin planuje, ze szczególnym uwzględnieniem jej ewentualnej roli w przyszłych wydarzeniach. Udział młodej Cathaczki w oficjalnym śledztwie tej wagi mógłby nieco zbyt bardzo rzucać się w oczy, ale z drugiej strony zdecydowanie chciała mieć możliwość monitorowania sytuacji, dopóki sprawa nie zostanie ostatecznie rozwiązana. Nie chciała naciskać, ale miała nadzieję, że Daimyo doceni jej starania na tyle, by nie wykluczyć jej ze śledztwa w chwili, kiedy zagadka zdawała się być rozwikłana.

W odpowiedzi Liao roześmiał się nieprzyjemnie. Jak łatwo było zgadnąć, chętnych na przejęcie od niego odpowiedzialności za to śledztwo właściwie nie było. Nawet obecny na spotkaniu jeden z kandydatów na jego poprzednie stanowisko nie chciał “zakłócać ciągłości śledztwa” czy “powodować opóźnień związanych z wprowadzaniem się w sprawę od zera”. I bardzo dobrze, bo Jin nie zamierzał oddawać sprawy nikomu.

- Oczywiście. Choć obawiam się, że pannę Mnemon będziemy musieli ze sprawy na razie wykluczyć - chyba, że będziesz potrafiła jej wyjaśnić dlaczego dom Cathak jeszcze nie interweniuje na własną rękę. - skoro Anatema nic o tej opcji nie wspominała, można było założyć, że kontakty którymi tam dysponuje są zbyt słabe.

- Może dlatego, że nie było czasu, żeby kogokolwiek powiadomić - mruknęła. - Poza tym i tak nie mam tam bezpośrednich kontaktów nie licząc Avaku, więc nawet, jeśli ostatecznie dom zostanie zaangażowany w prowadzenie śledztwa na Wyspie, to potrwa. Podejrzewam, że zbyt długo.

- Twoja decyzja - jeśli uważasz, że dasz radę odpowiedzieć na pytania jakie pannie Mnemon mogą przyjść do głowy - a na pewno jakieś przyjdą - to możesz spróbować częściowo ją wprowadzić w nowe rewelacje od Fenga - o tym, że o późniejszej eskapadzie Gwiazdy lepiej nie mówić uznał że wspominać nie trzeba.

- Szczerze mówiąc jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. - Gwiazdka westchnęła ciężko. - To oczywiste, że powiedzenie jej całej prawdy nie wchodzi w grę, z drugiej jednak strony wydaje mi się, że odsuwanie jej od sprawy nie byłoby w porządku. Nie wiem, muszę pomyśleć... - potrząsnęła głową. Potrzebowała więcej czasu, żeby przetrawić zdobyte informacje i zastanowić się, co dalej - póki co jej działania odpowiadały potrzebom chwili i nie miała okazji, żeby spokojnie coś zaplanować. W tym momencie była głodna, zmarznięta i sfrustrowana tym, że dowody nijak nie dadzą się łatwo wykorzystać, naprawdę zdarzały się w jej życiu lepsze okoliczności na zastanawianie się nad przyszłymi działaniami. Za to fakt, że Jin zostawiał jej wolną rękę, był jak najbardziej godny odnotowania - najwyraźniej nie był aż tak nieufny, by wietrzyć spisek we wszystkim, co robiła.

- A co z Dzikim Gonem? To chyba najwyższy czas, żeby zaalarmować odpowiednie służby - dodała niechętnie. Miała nadzieję, że owe służby będą się trzymały jak najdalej od niej.

- A tak, prawda, skoro byłaś zajęta, to pewnie jeszcze nie słyszałaś - Daimyo westchnął, w odpowiedzi - Mamy w mieście reprezentację Gonu... rozpoczęli pobyt od wizyty u mistrza Deleda, co skończyło się dość widowiskowym starciem. Do poradzenia sobie z anatemą z pewnością się nadają, ale chwilowo mam wątpliwości co do ich subtelności

Kiedy Jin wspomniał o starciu, Gwiazdka nie zdołała powstrzymać stłumionego prychnięcia śmiechem. Wizja wielce oświeconych mnichów, walczących najwyraźniej w jakimś miejscu publicznym, była dość zabawna - zwłaszcza, jeśli zawierała byłego egzarchę.

- Dzisiaj? - Musiało być dzisiaj, skoro jeszcze o tym nie słyszała. - Rozumiem, że wygrali?... Cóż, trudno, żeby byli mniej subtelni od szlachetnego mistrza Deleda, chociaż rzeczywiście to może nie wystarczyć... Jeżeli przynajmniej można z nimi normalnie porozmawiać, to i tak byłby jakiś postęp.

- Tak, wygrali, ale nic konkretniejszego jeszcze nie wiem. Samego Deleda jak rozumiem odeślą stąd - choć nie wiem jeszcze czy do siedziby Gonu, czy na Wyspę - Liao miał nadzieję, że wybiorą tę drugą opcję - im dalej Deled się znajdzie, tym lepiej. - ale reszta ma podobno zostać. Na razie nie wiem jeszcze czy tylko chwilowo, czy na dłużej. O tym czy wciągać ich w sprawę od razu czy później zdecyduję pewnie jak się rozmówię z Mistrzem Spokojem, który im przewodzi. Przyznam, że znam go na tyle słabo, że nie zdążyłem sobie wyrobić o nim zdania.

- A to również potrwa - westchnęła Gwiazdka. - Niby przez te kilka dni satrapa nie zdziałał nic specjalnie widowiskowego, więc można mieć nadzieję, że przez jakiś czas infernalka będzie się ograniczała tylko do podważania jego autorytetu, ale przyznam, że mnie to niepokoi. Ma tyle możliwości, że naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę okazało się, że to cisza przed burzą - powiedziała ponuro.

- Tak, też mnie to niepokoi, ale ustawiła się tak dobrze, że nie możemy tam po prostu wpaść z odpowiednimi siłami jeśli nie upewnimy się wpierw, że nie zostanie to poczytane za kolejną rebelię. Muszę móc przekonać przynajmniej obecne w okolicy wojska Legionu - i to nie tylko Takumiego Aresa, ale i generała Etesa.

- Wiem. Generał Etes jest rozsądnym człowiekiem, ale to też potrwa... Ze swojej strony już wcześniej prosiłam o przekazanie starszyźnie rodu informacji, że Mibu działa na szkodę miasta. Myślę, że przynajmniej ród Cathak nie będzie robił specjalnych problemów, zwłaszcza, jeśli okaże się, że już wcześniej mordował ludzi. Ale dużo więcej chyba w tej chwili nie wymyślimy. - W zasadzie w chwili obecnej można było tylko siać defetyzm, a to nie był wymarzony sposób Gwiazdki na spędzanie wieczoru. Jina zapewne również nie - skoro do tej pory przebywał w pracy, na pewno miał jeszcze parę bardziej konstruktywnych rzeczy do zrobienia. - Skoro wszystko już ustaliliśmy, nie będę panu zabierać więcej czasu - powiedziała, podnosząc się z taboretu. - Dziękuję, że zechciał pan poświecić mi czas pomimo później pory. I proszę mi wybaczyć niezbyt reprezentacyjny wygląd, uznałam, że z dwojga złego zapewne wolałby pan kałużę na podłodze, niż brak informacji. - Powinna była przeprosić na samym początku spotkania, ale wtedy szybkie przekazanie wiadomości miało zdecydowany priorytet.

Jin również podniósł się z krzesła, kierując się powoli do drzwi

- Oczywiście - była to właściwa decyzja - odpowiedział, po czym spojrzał na schnące, ale nadal wilgotne szaty Anatemy - Zostań tu, dosusz się, i poślij kogoś do swojej posiadłości po powóz. Tylko nie zapomnij zgasić ognia przy wyjściu - dodał opuszczając pomieszczenie.
 
Punyan jest offline  
Stary 22-06-2012, 22:10   #193
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morze było pogodne i admirał był w pogodnym nastroju. Ci bardziej przesądni łączyli te dwa fakty ze sobą. Czyż Pelepsowie nie związali swego losu z morzem?
Czyż admirał nie był Pelepsem i to jednym z najpotężniejszych?
Nie był... Potęga Rashara nie przyćmiewała wielu członków rodu, ale nie widział powodu by wyprowadzać swoich podwładnych z błędu.

Morze było spokojne i żeglowanie po nim było łatwe i przyjemne. I nie wymagało ciągłej obecności admirała na mostku. Toteż on mógł się zająć przyjemnymi sprawami jak figle ze swymi kochankami.
Oraz tymi mniej przyjemnymi, a koniecznymi.

Kapitan i kadra oficerska zbuntowanego statku, związani i pilnowani siedzieli na podłodze sali zwanej audiencyjną. Nie bez powodu. Głównym jej ozdobnikiem był tron umieszczony na niskim podeście, przed którym zwykle stał stół narad i krzesła. Te jednak wynoszono i przynoszono w zależności od sytuacji. Obecnie zaś ich nie było. Sala więc robiła odpowiednie wrażenie, tym bardziej że sam admirał siedział już na tronie...a właściwie bardziej się na nim rozłożył, lewą nogę wykładając na jego poręcz.
Po jego lewej stronie stała młoda kobieta o imieniu Sarami skryta w cieniu tronu. Po prawej zaś stała kolejna ważna kobieta imieniem Soar-li. Osobisty ochroniarz admirała, bardziej trzymana jednak dla prestiżu niż dla konieczności.
Rashar umiał dbać o siebie.
Z miną kojarzącą się z zadowolonym kotem admirał spoglądał na więźniów. Był to dobry znak. Rashar był zapewne w dobrym humorze, a to oznaczało pewną pobłażliwość w osądach.
-No i...co masz na swoją obroną?- spytał kapitana, podczas gdy dziewczyna po lewej notowała coś.
- Admirale, ja niewinny jestem – odrzekł mocno kapitan – Żeglować w stronę bestii było niepodobna. Tylko bym statek stracił. To birema. O niskim pokładzie. Ludzi zmywało. Musiałem ich ratować! Przecież widzieliście, że po bitwie do was powróciłem. A przy bestii bym się nie przydał... – potrząsnął gwałtownie rudą głową, jakby chciał zadać kłam wszystkim oskarżeniom.
-Hmm.. Nie przypominam sobie, bym kazał szarżować wprost na bestię. Nie przypominam sobie też, by inne okręty rzuciły się do ucieczki. Tylko radziły sobie mimo trudności. Nie przypominam sobie też, byś... płynął w naszą stronę. Zawróciłeś dopiero wtedy, gdy byliśmy w zasięgu wzroku.- rzekł w odpowiedzi admirał spokojnym, wręcz obojętnym tonem.

Interrogowany uspokoił się trochę – a przynajmniej tak wyglądało. Mówił już spokojniej

- Admirale, widzieliście tą bestię. Grzbiet rozciągły na metrów kilkadziesiąt. A próżno dociekać, ile jej było pod wodą - prawie machnął ręką - mimo więzów, jakby demonstrując wielkość potwora - Łucznicy na moim okręcie nie trenowali długo. Jeśli mieli strzelać, to z bliska. Na tyle, by behemot mógł nas pożreć... - skrzywił się; najwyraźniej zupełnie po ludzku bał się behemota – Bo inni wytrwali. Prawda. Ale nie wszyscy: z Morskiego Węża nawet nikogo nie wyłowiono. A ostrzał nic by nie zrobił, więc nic tam było po nas. Rozkaz był, prawda. Ale to morze, admirale. Sytuacja się zmienia, a wy nie macie jak drugiego rozkazu wydać – powiedział. Spojrzał na admirała, zamilkł na sekundę i znów podjął: - I zawróciłem wtedy. Prawda. Ale dlatego, że wiedziałem, dokąd płyniecie. I że szybsi jesteście. Gdybym chciał uciekać, zmieniłbym przecież kurs.

To brzmiało... wiarygodnie, acz nie oznaczało że admirał został przekonany. Przez chwilę przyglądał się więźniom nim zawyrokował-Na razie przywracam ci dowodzenie jednostką, aczkolwiek z innymi podkomendnymi. Twoi oficerowie trafią na inne jednostki, a ty dostaniesz nowych. A i... zwolniony będziesz za … dwie godziny dobiero. Formalności, biurokracja i te sprawy zajmują trochę czasu. Nieprawdaż Sarami?
Odpowiedź kobiety była krótka i przewidywalna.-Tak panie.

- Byłbym wdzięczny, gdybyście nakazali nas rozwiązać, admirale – stwierdził z ulgą kapitan.
-Niewątpliwie byłbyś... -stwierdził admirał i skinął ręką do strażników. -Rozwiązać i zamknąć. A jak Sarami przyniesie papiery z rozkazami ,wypuścić.-
Gdy kapitana i jego oficerów wyprowadzono, Rashar skinął dłonią ku Sarami.-Wyposaż nowego pierwszego oficera oraz nawigatora w specjalne rozkazy i uprawnienia. Jeśli nasz kapitan okaże się znów nieposłuszny, bądź co gorsza, nielojalny wobec mnie... Jeśli zauważą cokolwiek takiego, niech mają prawo zdjąć kapitana ze stanowiska i przejąć dowodzenie na okręcie.
-Tak panie... wkrótce przyniosę ci papiery do podpisania, zgodnie z twą wolą.- rzekła Sarami, by po chwili milczenia dodać.-Jest jeszcze kwestia zamkniętej rakszy...
-Aaaa to... wkrótce się tym zajmę.-Rashar wstał ze swego tronu.-Ale najpierw każ podać jakieś wino. Mam ochotę na krótką drzemkę.
-Posłać po którąś?- spytała Soar-li.
-Nie...--Rashar przez chwilę rozważał sugestię kobiety, by ponownie ją odrzucić.-Wolę samotną drzemkę, tym razem.

A po niej...

Admirał z hukiem otworzył drzwi do “celi” rakszy, choć pomieszczenie było nieco bardziej obszerniejsze i wygodniejsze od celi. No i raksza dostala poduszki ku swej wygodzie.Spojrzał na swą niewolnicę i zamknął drzwi za sobą, uśmiechając się i mówiąc.- I jak się czujesz morska rybeczko? Wygodnie ci tu?
- Usycham tu, panie... - niskim, żałości pełnym głosem oznajmiła raksza, pełznąc w stronę admirała.
-Wody ci brak? Morza?- admirał kucnął i pogłaskał rakszę po głowie, zamyślając się na moment.
Podpełzła jeszcze bardziej.
- Wody... – istota się zawahała, okrążając admirała. I próbując go trochę opleść ogonem – I snów. Nikt tu nie śni, nie marzy... – mówiła nieskładnie. Z nadzieją. A gdy spojrzała na niego, na dnie jej dziwnych oczu bez białek coś zamigotała, a twarz wykrzywił jej jakiś grymas... musiała być naprawdę głodna.
-Czuję się urażony. Nie czujesz moich marzeń, ślicznotko? Nie czujesz.. moich snów?- mruknął w odpowiedzi admirał ujmując dłoń szyje rakszy. Delikatnie co prawda, lecz w razie czego gotów był zacisnąć dloń.-Wodę... morską da się zorganizować.
- Ściany są grube. Nie da się przez nie nic poczuć – poskarżyła się raksza, patrząc żałośnie na jadeitowe ściany pomieszczenia, które oddzielały ją od reszty statku.
-Dostaniesz basen, pełen wody morskiej. Dostaniesz blisko moich komnat. I dostaniesz... sny. - mruknął w odpowiedzi admirał, nachylając się i muskając ustami czoło rakszy i czubek jej nosa.-Jeśli zaś... sprawisz, że usnę tutaj. Opowieścią i pieśnią. Czyż te nie powinno cię ukontentować moja rybko?
- Nie, panie – rakszy opanowanie się sprawiło wyraźną trudność, więc zaprotestowała jedynie słabo – Nie chciałabym ci zrobić krzywdy, panie. Nawet przypadkiem... ale na pewno czasami musisz ukarać niepokornego, prawda, panie? – znów spojrzała na niego z nadzieją w swoich dziwnych oczach i mocniej oplotła go ogonem – Mogę zjeść trochę z ich wątpliwości, panie. Tak, żebyś nie musiał ich wtedy zabijać.
I wtedy właśnie admirał skojarzył z jakim rodzajem przedstawicielki Pięknego Ludu ma do czynienia.
-Hmmm... myślę, że znalazłoby się paru takich.- odparł po namyśle admirał i pogłaskawszy rakszę po głowie rzekł.- Jak cię mam nazywać?
- Ja... jak chcesz, panie.
-Ningyo, będzie ci pasować.- rzekł w odpowiedzi admirał, planując łowy na piratów.-Wkrótce dostaniesz wodę a potem... posiłek z ludzkich marzeń.


Łowy na piratów, zakończyły się szybciej niż by się Peleps spodziewał. Nieskalane Smoki okazały się łaskawe dla admirała, albo co bardziej prawdopodobne... niepokoje w imperium rozzuchwaliły piratów, którzy poczuli się bezpieczniejsi na wodach, na których dotąd królowała marynarka imperium.
Rashara więc przestał dziwić fakt, że nagle marynarka wojenna przypomniała sobie o jego istnieniu i okrętach. Widać wszystkie były potrzebne w tak ciężkich czasach.
Peleps statek piratów zatopił, łupami i żywność wypełnił jedną z ładowni, a brańców przeznaczył na sługi Ningyo i jej pokarm zarazem.

WODY PRZYBRZEŻNE CHERAKU, Osiemnasty Dzień Miesiąca Zstępującej Wody


W końcu też dopłynął do Cheraku, by natknąć się na zamknięty na cztery spusty port wojenny miasta.
Zupełnie jakby Cherak odparł ostatnio morską napaść i jeszcze nie otrząsnął się z bitewnej gorączki.
Strażnica Wód nie nosiła jednak śladów ataku, więc co się stało...
Ano nic. Wkrótce na małej łódeczce przybył niejaki Utsuro Ashida, który chłodnym tonem zaczął wykładać warunki wejścia do portu. Haniebne i obraźliwe warunki.
Rashar wysłuchiwał go w swej sali audiencyjnej, więc siłą rzeczy patrzył na niego z góry, zarówno w przenośni jak i dosłownie. I nie było to spojrzenie łagodne. Wprost przeciwnie.
Posłaniec Ashida od kapitana twierdzy, pocił się jak mysz pod jego wzrokiem wypowiadając kolejne słowa. Zaczął zdawać sobie sprawę, że jest sam w sali wypełnionej wiernymi admirałowi żołnierzami. I spogląda na niego wysoko postawiony wyniesiony.
Próbował więc załagodzić sytuację, wspominając że jak tylko zostanie uznany przez prawowite władze Cheraku to on i jego flota zostanie wpuszczony z pełną pompą do twierdzy.
-Umiesz pływać Ashida?- spytał nagle admirał przerywając mu monolog.
- Nie, ale co to ma do rze...- rzekł nagle wytracony z równowagi Utsuro.
-Ale zawsze możesz się nauczyć, prawda? – rzekł ze złośliwym uśmiechem Rashar. I pstryknął palcami. Do zaskoczonego posłańca doskoczyli dwaj strażnicy i pochwyciwszy Utsuro w pachach, podnieśli tak że stopami nie dotykał ziemi. Rashar zaś wydał krótki rozkaz.- Za burtę z nim.
-Ale ja jestem tylko posłańcem! Ja niewinny niczemu, jestem tylko posłańcem!-
wrzeszczał spanikowany Utsuro gdy strażnicy wywlekali go z sali.
Rashar ignorując jego wrzaski, ruszył za nimi. A za admirałem niczym dwa cienie poruszały się kobiety. Spojrzenie jednej było współczujące, drugiej obojętne. W oczach żadnej z nich nie było zaskoczenia. Przywykły do podobnych sytuacji.
Nastąpił wrzask, potem plusk, a potem chlupot i kolejne wrzaski, kiedy to biedny Utsuro starał się za wszelką cenę utrzymać na powierzchni wody. Admirał przez chwilę przyglądał się temu z obojętnością, po czym wydał rozkaz.- Wyłowić mi tego topielca i sprowadzić ponownie do mnie.
I po chwili przerażony i przemoknięty nieszczęśnik znów znajdował się w tej samej sali tronowej... tyle, że tym razem stał na czworaka, nie mogąc jeszcze utrzymać się na dwóch nogach.
-Postawione warunki obraziły mnie. Obraziły mój ród i obraziły marynarkę imperium, którą reprezentuję. Możecie oczywiście nie uważać mnie za admirała, macie w pełni prawo do tego. Ale to nadal są statki floty imperium i ich nie wpuszczenie jest... cóż... może być poczytane jako przesłanka do buntu. Czyżby Cherak planował się buntować przeciw Imperium Szkarłatnej Cesarzowej?- zaczął zimnym tonem admirał, a gdy Utsuro próbował coś rzec, zgasił go niczym pochodnię.-Zamilcz jeśli nie chcesz następnej lekcji pływania.
Splótł dłonie razem.-Nie jestem z pośledniego rodu takiego jak Tahoku na przykład, by jak żebrak dobijać do portu w łódeczce. Reprezentuję flotę i jej interesy. A także jej prestiż, a twoja śmieszna propozycja jest dla mnie zniewagą. Ponieważ jesteś...tylko posłańcem, to przekażesz me słowa kapitanowi twierdzy, nieprawdaż?
Admirał machnął niedbale dłonią jakby leniwą muchę odganiał.-Nie jest to zresztą ważne. Wsiądziesz w swoją łódeczkę i popłyniesz do portu, a potem do miasta. I przekażesz im wszystkim, że... admirał Peleps pokornie czeka na załatwienie formalności związanych ze swoim awansem. Czeka na swoim okręcie, bo w łódeczkach i innych łupinkach nie pływa, by nie naruszyć prestiżu instytucji którą reprezentuje. I spraw się dobrze. Nie sądzę byś chciał mnie znów zobaczyć w podłym humorze, prawda?
Po czym wykonał energiczny gest dłonią.-No ruszże się człowieku, mam cię wysłać krótszą drogą przez burtę?
I Utsuro pognał tak prędko, że aż się za nim kurzyło.
-Sarami roześlij poprzez posłańców następujące rozkazy dla moich okrętów. Zarządzam blokadę portu, ale nie pełną. Nie wolno ostrzeliwać wypływających i wpływających jednostek. Należy ograniczyć się tylko do utrudnienia wydostania się z portu poprzez samą obecność. W razie jakichkolwiek uwag... Pokornie czekamy na wpuszczenie do portu, a przecież nie możemy czekać na pełnym morzu... prawda?- ostatnie słowa okrasił ironiczny uśmieszek Rashara, gdy posłaniec oddalił się już znacznie od sali tronowej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-06-2012 o 22:14.
abishai jest offline  
Stary 24-06-2012, 03:01   #194
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Cynis Juugo

CHERAK, mieszkanie Juugo, Piętnasty Dzień Miesiąca Zstępującej Wody

To był ze wszystkich miar wieczór nieudany. Kuzynka odczuła boleśnie nawrót kobiecych humorów, wycofując się na jeden wieczór z juugowego życia. Dziewczyna, z którą schadzkę planował, została zatrzymana przez sprawy rodzinne. Służba, zajęta jadłodalnią i przygotowaniami do następnych dni, nie mogła zabawiać młodego arystokraty. I tak Juugo został bez żadnych zajęć na cały wieczór, co skrzętnie wykorzystał jego guwener. Nim Juugo się obaczył, Dwadzieścia Gromów już stał przed nim przygarbiony wiekiem, z siwą brodą nastroszoną jak ogon bezdomnego kota, domagając się nieznoszącym sprzeciwu tonem się, by jaśnie panicz >w końcu< raczył wysłuchać informacji, które jego pokorny sługa z narażeniem zdrowia i życia zdobył o wzmiankowanych wcześniej indywiduach. I wyraźnie zależało mu na wysłuchaniu, bo ledwie złowił wzrokiem gest znamionujący pozwolenie, założył ręce na plecach i rozpoczął przygotowaną przemowę.

Jako pierwszego przywołał jednego z ludzi, których do rozwiązywania mniejszych spraw używał cyniski satrapa. Kanalię, ale drobną. Zwanego Warkotem. Niskiego, krępego szczurka o wiecznie rozbieganych ślepiach. Juugo widział go chyba raz – gdy przemykał pośród setek gości na przyjęciu. Śpiesznie, goniąc za jakąś drobną sprawką. Bo drobnicą był i żerował na tym, czym nie pożywiały się grubsze ryby podziemia. Sprzedawał małe sekreciki. Okazyjnie chwytał się zadań różnorakich – dyskretnie dostarczał naręcze miękkiego narkotyku młodemu arystokracie czy znajdywał kilku oprychów, którzy mogli rozwiązać sprawę niechcianego dziedzica.

Więcej nie robił. Nie chciał. Bał się – wolał gnieździć się w cząstce jednego z domów, prowadząc tam interes z trójką towarzyszy. I lawirować między większymi graczami. Jak dotąd - skutecznie.

Byli też inni, którzy przyćmiewali go rozmachem. Wściekły Wół, który do niedawna kontrolował pół uliczki nieopodal cynisowego zamtuza i miał na tyle rozumu, żeby odłączyć się od Ferema Modiny Araia, nim było zbyt późno. Teraz, w pustce, poczynał sobie śmiało i prędko wyrastał na kacyka ruchliwej przecznicy. Wystrzegał się handlu narkotykami, szanując cynisowy i gildyjny monopol. Nie mieszał się w sprawy Dynastów. I podobno – choć trudno było stwierdzić, na ile wiadomość była wiarygodna – bez powodu nie tykał żebraków czy dziwek, szanując lud ulicy. Tyle można było rzec o jego kręgosłupie. Był okrutny. „Obcego”, który spróbował mu podebrać chłopca z gangu, pozbawiał wolno i dokładnie oczu, palców, przyrodzenia... a na końcu pozbawił i języka, aby nie mógł o tym opowiedzieć.

Jednak dla Cynisa liczyć się mógł jego wyjątkowy instynkt. Wiedział, co się dzieje blisko gruntu w całym mieście. Wiedział, jak „swoich” chronić. I szukał patrona – a najwyraźniej dobrze wspominał czas, gdy juugowy ród udzielał mu swej protekcji. A przynajmniej tyle twierdziły kobiety pracujące w cynisowym przybytku.

Na tym opcje się nie kończyły: był starszawy Harada, czarna owca Enumów. Chudy, mizerny śmiertelnik pod lat osiemdziesiąt. Charakterystyczny – na przyjęciu wyprawianym przez Juugo wyróżniał się surowością odzieży oraz długim wąsem, zwisającym daleko poza brodę cienkimi, siwymi kosmykami.

Wówczas kojarzył go tylko jako odległego kuzyna rodu panującego. Teraz dowiedział się więcej: Enuma przemieszkiwał pod miastem, u wyniesionego syna – i korzystając z jego ochrony, prowadził w najlepsze swoją działalność. Zajmował się szantażami, wymuszeniami, pobiciami oraz wieloma innymi pokątnymi sprawami. Miał paskudną sławę. Guwener Juugo kojarzył pogłoski, że gdy jeden z jego ludzi odczuł nawrót kręgosłupa moralnego i chciał wycofał się z obciążania swego krewniaka, Harada pochwycił jego maleńką córkę. I tak długo przesyłał mu oberżnięte cząsteczki palców, aż ów wznowił zeznania.

Wyróżniał się też tym, że posiadał własny kodeks moralny. Mógł być okrutny, mógł iść do celu po trupach, ale nigdy nie działał na rzecz chaosu w metropolii. Rebeliantom, zdrajcom, zwyczajnym mordercom nie pomagał. Nadto, wiele razy pomagał siłom porządkowym – acz dbał o to, aby zachować odpowiedni poziom dyskrecji.

A potem Dwadzieścia Gromów zaczął się rozdrabniać. Opisywał kolejne i kolejne indywidua, nie bacząc na to, że panicz już od dawna jedynie markował słuchanie...

***

OKOLICE CHERAKU, Osiemnasty Dzień Miesiąca Zstępującej Wody


Trzynaście gotowych do boju erymanthoi. Tyle zdołał przyzwać przez poprzednie dni, tyle kontrolował i mógł rzucić na dom Ledaala Fenga. Wedle jego rachub, powinno wystarczyć. A na wypadek, gdyby młody czarnoksiężnik bez większego trudu odparł atak, mógł jeszcze działać osobiście lub użyć większych środków... lecz takiej eskalacji walki bał się sam.

Zwłaszcza, że nie zamierzał ryzykować swego żywota dla takiej błahostki, jak dopilnowanie śmierci drugiego maga.

Postępowanie Fenga było dla niego zdradą... mag nie pokusił się nawet o stworzenie pozorów dyskrecji, o jaką prosił! A niewierność musiał odpowiednio ukarać. Tyle, że nawet jeśli jego sługom nie uda się zabić Ledaala, to cena wiarołomstwa zostanie zapłacona w zniszczonej aparaturze, zabitych służących, zdemolowanej posiadłości... i wreszcie - w ranach.

***

Ledaal Feng


POSIADŁOŚĆ LEDAAL, Osiemnasty Dzień Miesiąca Zstępującej Wody, popołudnie


Czuł, że prowadzone przez niego eksperymenty są naprawdę przełomowe. Nowy typ Anatemy, nowe właściwości... to było wszystko, o czym mógł zamarzyć Feng z Ledaalów. Włącznie z nieśmiertelną famą, która ani chybi okryje imię odkrywcy.

Z drugiej strony, gdy – wiedziony jakimś nagłym impulsem – ponownie przejrzał dawną korespondencję z Heptagramem, doczytał się, że magowie z Wyspy Głosów już jakiś czas temu przeczuwali taką możliwość. To oznaczało jedno: musiał się spieszyć. Inaczej któryś z akademickich gryzipiórków mógł ukraść mu należne odkrycie, a wtedy... Ledaal aż dostawał torsji, kiedy rozważał taką możliwość.

Musiał pracować szybciej. Musiał zrezygnować z nadwyżek snu i długich chwil, które wcześniej spędzał na błogim lenistwie.

I dlatego o wczesnej porze – jeszcze przed południem – młody Smok znajdował się w swoim ustronnym laboratorium, przepytując piekielnego niewolnika o Anatemy. Rozmawiali – amorficzny demon pośrodku wyrysowanego srebrem i krwią kręgu, a Feng wygodnie rozparty na hebanowym krześle – w języku Starej Mowy. Ich dywagacje właśnie zbaczały na temat potężnego Słonecznego Smoka (który, jak powoli przekonywał się czarownik, musiał mieć coś wspólnego z gnieżdżącymi się w malfeańskich czeluściach istotami), gdy Feng posłyszał jakiś hałas z góry.

Na górze posiadłości musiało być naprawdę głośno, bowiem służba zadbała o należyte wyciszenie murowanej piwnicy. Zrazu można było to wziąć za jakiś defekt domu – czyżby posiadłość była aż tak źle wykończona...? - lecz kiedy Ledaal posłyszał i krzyki, wątpliwości pierzchły.

To był atak.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 26-06-2012 o 17:02.
Velg jest offline  
Stary 27-06-2012, 20:39   #195
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
CHERAK, mieszkanie Juugo, 16 Dzień Miesiąca Zstępującej Wody

Po wszystkim Juugo wybrał kilku ludzi. Jest Cynisem. Nie zdziwił by się gdyby przyszła oficjalna nagana z domu, gdyby się odciął od półświatka. Wybrał kilku ludzi których postanowił przyjąć pod siebie. Robił to wedle własnego uznania i własnej moralności. Rozumiał, że półświatek nierozłącznie łączy się z okrucieństwem, ale w swej naiwności (w zasadzie ciężko to tak określać, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że jest zwyczajnie zbyt miękki dla tego świata) wierzył, że można znaleźć jakiś konsensus i gorąco wierzył, że w momencie gdy ktoś chce się wycofać to jego winy może nie zostają zapomniane, ale ma takie prawo. Tłumaczył to też sobie przysłowiem “z niewolnika nie będzie robotnika”, że ci co CHCĄ pracować robią to lepiej niż ci co MUSZĄ pracować. Więc powybierał pierw informatorów. Ludzi żyjących z poznawania i dzielenia się tajemnicami. Potem wszelcy handlarze kontrabandą, a na samym końcu, pod usilną namową Dwudzistu Gromów, również kilku pozbawionych kręgosłupa moralnego, “ot tak, na wszelki wypadek”, jak mówił guwener, choć obaj doskonale wiedzieli, że odrzucenie ich było by niesamowitą głupotą ze strony Juugo. AŻ TAK miękkim nie można być.

- Nowa zasada. Okrucieństwo i ból są narzędziem półświatka, ale oczekiwał bym ograniczenia niepotrzebnych mąk. Wydobywanie informacji, dobra. Dawanie przykładu, OSTATECZNIE przejdzie. Ale gardzę bezsensownym cierpieniem. Jeśli dojdzie do mnie, że ktoś wziął na długie tortury za krzywe spojrzenie, to się pogniewamy. Oczywiście rozumiem, że o szacunek trzeba dbać i za coś takiego należało by się spotkanie z kilkoma silnymi panami, ale to tyle. To jakiś problem?

- Dobra. Więc od dziś jesteście pod moimi skrzydłami. Rzecz pierwsza. Peleps Rashar Khan. Chcę się o nim dowiedzieć co się da. Z uwzględnieniem co robił przez ostatnie dni. Gdzie był. Poza tym chciał bym dostać profil psychologiczny i raporty na temat jego innych pojedynków, choćby czy często mu się zdarza ignorować fakt, że się na jakiś umówił. Dalej jego sposób walki. Brudne sztuczki i niespodziewane taktyki zaobserwowane podczas starć. Na całość macie tydzień, ale jeśli uda wam się dobrać do wiedzy o sposobie walki w ciągu trzech dni możecie spodziewać się premii. Zajmiecie się tym obaj. Nie wykracza to ponad wasze umiejętności?
- Dostojny Cynisie. Informacja daje nam chleb. Za kilka dni będziecie wiedzieć wszystko czego oczekujecie.
- Doskonale. Możecie odejść. Polny Kwiecie. - zwrócił się do jedynej kobiety w tym gronie - Dla ciebie też mam zadanie. Dom publiczny niejakiego Dandysa Sztylecika. Dowiedz się co i jak. Chcę wiedzieć czy to chwilowa fanaberia jakiegoś szlachciątka czy realna konkurencja dla Cyniskiego monopolu.
 
Arvelus jest offline  
Stary 27-06-2012, 20:43   #196
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Cynis Juugo


CHERAK, Siedemnasty Dzień Miesiąca Zstępującej Wody
przedpołudnie

To był zły dzień. Już od samego początku, czyli od momentu, w którym na polecenie Dwudziestu Gromów służący – Głaz i Kamyczek – przywieźli coś na wozie. Z okien rezydencji trudno było dostrzec coś prócz płótna, którym przysłonięty był ładunek. Ale najwyraźniej sprawa była ważka, bo wnet przed paniczem Cynis zjawiła się Sokolica z prośbą o inspekcję wozu.

***

Pakunek strasznie, obrzydliwie cuchnął.

Juugo miał przeczucie, że wie co jest na wozie pod płachtą. Zacisnął zęby, skinął głową...

Ledwo poznał twarz Polnego Kwiatu. Płowe włosy zlepiała w kołtuny skrzepła krew, nadając im rdzawą barwę. Niżej nie było lepiej. Gdy szarpnięcie płótna ukazało twarz, Cynis aż syknął z obrzydzenia. Skóra była potwornie opuchnięta, a gdzieniegdzie – obok plam pośmiertnych – widać było sine ślady po biciu. Prawego oczodołu prawie nie było widać spod nabrzmiałej opuchlizny. A tuż przy oku część skóry była czarna, zwęglona. Najwyraźniej oko na koniec wykapano. Podobnie było z drugim.

Reszta twarzy – od oberżniętego ucha po bezzębne, rozcięte w wielu miejscach usta – również nosiła znamiona katorgi... a oprawca miał najwyraźniej poczucie humoru, bowiem jakimś nożem poszerzył jej uśmiech.

Więcej już wiedzieć nie trzeba było. Oglądanie swędzącego śmierdzącego spalenizną, krwią i uryną trupa nic już pomóc nie mogło.

- Znaleźli ją tak. Rankiem, na targowisku mięsnym – szepnął jego guwener, podczas oględzin zdążył zająć miejsce za plecami Juugo - Pracowała dla kogoś wcześniej. To musi być jakaś zemsta – prawie że wysyczał. Widać było, że starzec ledwo tłumi wstrząsający nim gniew.
 
Velg jest offline  
Stary 27-06-2012, 22:34   #197
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
CHERAK, mieszkanie Juugo, 17 Dzień Miesiąca Zstępującej Wody

Juugo nie ukrywał złości w swojej mimice, ale pięści zaciskał za plecami.
- Weźcie ją do domu. Dwadzieście Gromów, jesteś w stanie znaleźć zaufanego chirurga który doprowadzi ją do ładu?
- Próżny trud – ze zniechęceniem pokręcił głową mężczyzna – Stygnie już.
- Nie o tym mówię. Chcę by w wyglądała jak człowiek w ostatniej drodze. Jesteś w stanie?
- Mogę spróbować – guwener ani trochę nie wyglądał na przekonanego o wadze wyglądu podczas kremacji, lecz ostatecznie przełknął wątpliwości.
- Gdyby okazało się zbyt czasochłonne zleć to komuś innemu. Sokolica! - warkną wściekle wchodząc do domu.
- Tak panie?
- Sprowadź mi Wściekłego Woła. Ma się stawić najszybciej jak to jest możliwe, nie rezygnując z dyskrecji. Znajdź Wiewióra i niech poinformuje resztę moich podopiecznych z półświatka co się stało. Niech uważają i będą gotowi na wezwanie.
- Rozkaz - pokłoniła się i ruszyła do piwnicy, gdzie Wiewór czyścił beczki z winami.


- Sokolica coś powiedziała?
- Nie, dziewka krzyczała i machała, jakby się co paliło – odburknął zbir, wyraźnie czując się nieswój w prezencji młodego panicza.
- Tak jej rozkazałem. Kojarzysz Polny Kwiat?
Skołtunione włosy opadły na czoło, gdy Wściekły Wół przechylił głowę w namyśle...
- Ta, co ją zarżnęli? - spytał się, łącząc wreszcie fakty.
- Tak. Wczoraj wziąłem ją pod swoją protekcję razem z tobą i kilkoma innymi. Nic mnie nie obchodzi czy zabójcy zdawali sobie z tego sprawę czy nie. Zginęła wykonując moje zlecenie i nie zamierzam tego traktować z dystansem. Masz się tym zająć. Znaleźć kto, z czyjego rozkazu i dlaczego. Otrzymasz środki i ludzi do pomocy. Dasz radę?
- Wi się, że tak. Skurwiela znajdę – odparł z jakimś diabelskim błyskiem w oku. Widać było, że z taką sytuacją jest familiarny dużo bardziej niż z cyniskim salonem. Nawet – po raz pierwszy od początku rozmowy - wyprostował się, tak, że wreszcie można było ocenić jego niską i masywną sylwetkę.
– Trzeba byndzie go potem porżnąć na zajebanego? - zadał jeszcze pytanie. Trochę z nadzieją, a trochę oceniająco.
- Tak. Jak ktoś zadaje ból musi się spodziewać, że role się odwrócą. - odpowiedział zimno Juugo.
- Wyciągnąć co się da, a potem odpłacić pięknym za nadobne. - mówiąc to rzucił mu sakiewkę pełną oboli. - Na niespodziewane wydatki i łapówki, oraz opłaty. W razie potrzeby dostaniesz więcej. Jak mówiłem, traktuję tę sprawę bardzo osobiście, więc bardzo dobrze wyjdziesz na tym jeśli ci się uda.
- Ehe - przytaknął krótko rozmówca, patrząc, czy Cynis chce coś jeszcze dodać.
- Jeszcze jedno. Wyślij kogoś by się rozeznał w kwestii familii Polnego Kwiata, aczkolwiek, oczywiście, nie jest to priorytetem. - Juugo odczekał chwilę upewniając się, że Wściekły Wół rozumie. - To już wszystko. Bierz się do roboty.
- Jak znajdę, to kiego człeka poślę – potwierdził, zabierając się z juugowego pokoju.
 
Arvelus jest offline  
Stary 29-06-2012, 01:04   #198
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Cynis Juugo

CHERAK, mieszkanie Juugo, Siedemnasty Dzień Miesiąca Zstępującej Wody
godziny popołudniowe

Wściekły Wół był w swoim, bandyckim, żywiole. Stał – podpierając się pod boki łapami niczym bochny, zadzierając zdeformowaną od starych ciosów brodę i strasząc służbę dziurą w miejscu nosa – referując sytuację Juugo, ale wyglądało to, jakby komandorował oprychami na ulicach. Sekret mógł pewnie tkwić w zuchwałość postawy lub wyszczerbionego, paskudnego uśmiechu...

- I sprawa tak si ma– kończył raportowanie sytuacji, dla lepszego efektu uderzając dłonią w bok – Przednio z tym konsrocju... Gildią, znaczy... trzymała. I widziała za dużo, to zarżnęli. Tych, co rżnęli... – splunął machinalnie. Nie baczył przy tym, że plwocina leciała na wspaniałej jakości posadzkę – Naleźć mogę, ale oni z miasta nie spieprzą. I kurewsko pewien żem, że nic nie wiedzą. Ale ja wim, że pod Małym Niedźwiedziem robiła. I to on być musi.

Dał mu czas, aby – na miękkim fotelu – przypomniał sobie czy słyszał może o północnym kupcu. Młody arystokrata wiele tego czasu nie potrzebował. Mały Niedźwiedź przewinął się w raportach Dwudziestu Gromów. Chorobliwie ambitny, bogaty kupiec. Cyklicznie – z bykową kontrabandą – odwiedzający Cherak, a raz nawet zaopatrzył cyniskiego satrapę w mamucie kły. Chciał być faktorem, więc szarakiem nie był... tyle że w konkurach o stanowisko poniósł sromotną klęskę, więc raczej potęgą nie grzeszył. I Cynis nie miał pojęcia, jaka wiedza mogłaby być dla niego ważniejsza nad życie. Prognozy ekonomiczne może...?

- Ja żem tak konceptuje – zaczął znów Wół. Powoli, delektując się słowem – i patrząc z ukosa na sylwetkę Juugo – Że pies hula dziś pono, przeto układa mi się, że odezwu nie widzi. To wykorzystajmy. By łapcać kundla, jak wracać będzie – wyszczerzył się, a światło z kandelabrów zatańczyło na jego nadpsutych zębach.

Juugo zamknał oczy analizując sytuację. Gniew zdążył nico w nim przystygnąć, ale wciąż chciał krwi.
- Dobrze. Ale upewnijcie się, że ślady nie zostaną. Nie chcę by mnie skojarzono. Rozeznaj się wśród tych których przyjąłem razem z tobą. Wieść się jeszcze nie zdążyła, chyba, rozejść, że była pode mną, więc nie pomagajmy plotkom. Im mniej nici łączących ją ze mną tym lepiej.
- Tak miru wam ni przybędzie... – burknął bandyta, ale nie protestował już dłużej. Był całkiem kontent.

***

CHERAK, noc z 17. na 18. dnia miesiąca Zstępującej Wody

Biesiada się powoli kończyła, a biesiadnicy – jeden za drugim – rozjeżdżali się ku swym posiadłością. Gdzieś z mroku obserwowało ich kilku ludzi, wypatrując wśród oświetlonych lampionami odrzwi posiadłości Małego Niedźwiedzia. Czekali długo.

Wreszcie, około czterech godzin w noc, z posiadłości wytoczył się kupiec. Jego sylwetkę można było łatwo rozpoznać nawet przy skąpym świetle – sadło miał iście niedźwiedzie. Popychał przodem towarzyszkę w jedwabiach, siląc się, aby jak najszybciej wsiąść do wehikułu. Wyprzedzili go dwaj strażnicy i sekretarz. Gdy wreszcie handlarz doczłapał do wozu, musiał się wesprzeć na osobniku, robiącego też za woźnicę, by wreszcie z głośnym sapnięciem wejść do wnętrza. I ruszyli.

Nie ujechali dużo. Już trzydzieści metrów za bramą musieli się zatrzymać. Podobno koń kulał. Woźnica zeskoczył z kozła, aby sprawdzić. I wtedy zaczął się atak.

Wściekły Wół i jego ludzie spadli na powóz. Starcie trwało ledwo kilkanaście sekund. Nie dość długo, aby zareagowali strażnicy z posiadłości. Dwa krzyki i kilka chwil później, duży powóz mknął już ulicami Cheraku.

***

CHERAK, mieszkanie Juugo, Osiemnasty Dzien Miesiąca Zstępującej Wody
brzask

Tym razem wizyta przecznicowego zbira wypadła na godzinę bardzo wczesną. Nawet nie ranek – końcówkę nocy, kiedy Juugo jeszcze spał. Zazwyczaj Dynasta odprawiłby człowieka, wyznaczając spotkanie na późniejszą porę, ale ten raz był inny. Gniew po śmierci Polnego Kwiatu nadal był świeży.

- Udało się kurewsko. – Z miejsca powitał przecierającego oczy Smoka Wściekły Wół. Niemal śmiał się na swój ordynarny sposób – Capliśmy go w powozie, jak wracał. Obstawę wyrżnęliśmy, martwić się nie trzeba. – Widząc, że Juugo reaguje cokolwiek gwałtownie, pospieszył z wyjaśnieniem – Bez cykorów, wimy, jak się i ciał, i powozu pozbyć. A świadków ni byndzie.

Chwilę milczał, czekając, aby Cynis ochłonął.

- A Niedźwiedź... Tak mi stanęło, że pewno chcecie sami sprawę sukisynowi wyłożyć – mruknął, przechodząc do następnego wątku – To mamy skurwionego handlarza. Uszkodzony lekko, nadal możecie z nim zrobić, co chcecie. Ale nie tu, bo psy by do transportu się jak do suki zleciały – spojrzał bacznie na Juugo
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 29-06-2012 o 02:48.
Velg jest offline  
Stary 29-06-2012, 20:07   #199
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
CHERAK, Siedemnasty Dzień Zstępującej Wody


Nadciągające z południa chmury zaległy ponad horyzontem jak sine cielsko gigantycznego węża - pozornie nieruchome, pozornie ociężałe; jak skłębione odbicie morza, dodatkowa granica między wodą a niebem, niezwyczajna płaszczyzna cienia.

Houka nie poświęciła jej nawet spojrzenia. Milczała od kiedy opuścili krwawiące przepychem odrzwia Pałacu Rady. Przewijała w głowie rozmowę z daimyo, obracała ją w myślach jak fasetowany kamień.

Mogła nie być dyplomatką, mogła nie być politykiem, ale potrafiła sprawić, by setki żołnierzy działały jak jeden, precyzyjny mechanizm i z całą pewnością potrafiła dostrzec hierarchię władzy, strukturę zbudowaną na respekcie, złocie i strachu. Zouken był jej centralnym elementem. Daimyo okazywał mu szacunek wykraczający poza zwyczajowe poważanie starszego rodu. Czy udawał? Mało prawdopodobne. Czy wiązał go dług wdzięczności? Możliwe. Co ważniejsze jednak - poza potencjalnym wpływem na decyzje Liao Jina - odpowiadając za finanse miasta posiadał wpływy i realną władzę. Fakt, że spojrzeniem potrafił usadzić nieprzychylnego Lookshy Hana Jiugonga był tego tylko dodatkowym potwierdzeniem.

Był jednym z zawęźleń w Cherackiej sieci wpływów.
Obiecał delegacji wszelkie możliwe wsparcie.
I z tej obietnicy Popielna miała zamiar go rozliczyć co do słowa.

Wciąż jednak miała zbyt mało, zbyt niepewnych danych.

- Potrzebuję informacji na temat jego bezpośrednich doradców - rzuciła cicho głosem suchym jak rozprażony słońcem piasek. - Jeśli istnieją punkty nacisku - chcę je znać. Także personalne.

Koyasu potwierdził skinieniem głowy, Yushoto w milczeniu obserwował kontrast ciemniejącego nieba i wciąż rozjaśnionego słońcem miasta. Karal wbijała rozżarzone oczy w mijanych ludzi. Schodzili jej z drogi.

- Kapitan Takumi? Co wiesz, shonai?

- Raporty są akuratne. Brakuje mu wyczucia politycznego i dyplomatycznego
- wzrok Horine nie pozostawiał wątpliwości, że ta uwaga odnosi się nie tylko do Aresa. - Przejawia pewną niechęć wobec Lookshy, ale to właśnie bardziej kwestia maniery i braku wyczucia, niż złego nastawienia.

- Recepcja obecności Lookshy w mieście?
- spytała, odpychając ręką jeden z niżej rozpiętych sznurów obciążonych woskowanymi lampionami.

- Nie ma wrogości, jeśli o to pytasz, kazei. Jest obawa, oczywiście. Przejawy konsolidacji politycznej i militarnej na terenie Konfederacji budzą niepokój. Ale i on niedługo powinien minąć.

- Wydarzenia i incydenty warte wspomnienia?

- Poczynając dwa tygodnie temu...


Gochei Teresu Ageha zwięźle uzupełniał informacje przedstawiane przez Koyasu. Mówili o rozdawaniu kapusty przez jakiegoś Cynisa, o wyprawionym przez niego balu, pojedynku, flocie i admirale. Mówili o innych pomniejszych inicjatywach: oczyszczaniu i odgruzowywaniu miasta, przyjęciach wyprawianych przez Chaleków czy też o inicjatyw wszelkim braku. Choćby ze strony satrapy, który ręki do poprawy sytuacji w mieście jeszcze nie przyłożył. Mówili też o tym, co ma się wydarzyć: jak choćby kolejnym balu - tym razem ku czci nowego satrapy, który mógł stać się sceną dla ostatecznego rozłamu pomiędzy satrapą a daimyo Cheraku.

Zmarszczyła brwi i przerwała im po raz pierwszy:

- Sprecyzuj.

- W ciągu ostatnich kilku dni satrapa nie zechciał przyjąć ani jednego z lokalnych urzędników. Znalazł jednak czas, by przemawiać na rynku. Hasłami o jedności, populistycznymi frazesami. Nic interesującego, kazei.

- Jeśli na balu satrapy ma być rozłam - chcę to widzieć.


Wyniesiony Meli sapnął głośno.

- Poczekajmy, kazei. Zobaczmy czy i kto nas zaprosi. Nie bądźmy pochopni.

- Nie jestem, shonai
- odpowiedziała ze spokojnym chłodem na jego pouczenie. - Ale jeśli ma być rozłam, musimy zobaczyć jak i jakie wybory zostaną dokonane. I musimy mieć możliwość szybkiej reakcji. - Przeliczyła szybko pozostałe do zmierzchu godziny. - Shonai, na szósty dzwon przynieść szkice i raporty, które masz. Wtedy porozmawiamy. Chuzei - nawet nie popatrzyła na Yushoto - ty swoją robotę znasz.


CHERAK, Koszary XVIII Legionu, Siedemnasty Dzień Zstępującej Wody


Użytkową część koszar wyznaczały cztery duże budynki ustawione wkoło centralnego placu. Gdy przekraczali bramę strażniczą, pierwsze, grube krople zaczęły wbijać się w pokrywający go piach z jakąś ciężką, bezwładną brutalnością. Porywisty wiatr gnał po niebie kłęby chmur jak oszalały pasterz poganiający batem swoje stado - okrutnie, bez żadnej litości, aż do momentu, w którym skóra na ich bokach otwiera się i zaczna krwawić zimnym deszczem. Powietrze pachniało wilgocią, kurzem, rybami i morską solą. Cheracką ulewą.

Dojo, którego część została przeznaczona na kwatery justykariuszy - czy jak ich z pobłażliwą czułością nazywał zastępca Popielnej “Białych Chłopców” - nie różniło się niczym od trzech pozostałych. Symetryczny dach kryty czerwonawym gontem, jasne drewno i proste lampiony podwieszone na krużgankach. Jedyną różnicą był uśmiechnięty Nozara Ogyu Onoe trzymający wartę przy wpół rozsuniętych drzwiach. Zlustrowała go wzrokiem.

- Dobrze - powiedziała tak, aby usłyszał a uśmiech na jego twarzy poszerzył się jeszcze bardziej.

Ze środka dobiegał dźwięk ożywionych rozmów przeskakujących płynnie pomiędzy Mową Rzek i Niską oraz strojonego przez Ushita Sone instrumentu. To też było dobre. Niska Mowa brzmiała nienachalnym przypomnieniem o możliwości komunikacji a niedomknięte odrzwia ukazywały fragment czystego wnętrza, ukazywały zwykłych żołnierzy zajmujących się zwykłymi rzeczami. Ukazując - nie nawarstwiały podejrzeń i uprzedzeń, nie podkreślały faktycznej izolacji. Zapach jedzenia przygotowanego przez kwatermistrza nakładał się na aromat niewielkich, wonnych trociczek rozstawionych jak zwykle w kątach pomieszczenia i po raz pierwszy Cherak zapachniał domem.

Gdy weszła, rozmowy przycichły jedynie, choć oczy odruchowo skierowały się ku niej. Nie było w nich trwogi, która rozlewała się lepką ciszą i gnieździła w najciemniejszych cieniach. Nie było bladego strachu, który pęta język w obawie, że jedno niebaczne słowo i przyjdzie płacić za omyłkę, za cudzy kaprys. Nie było nienawiści do okrutnej ręki. Znali ją. I to, co dla Cesarskich Smoków jawiło się wadą i niedoskonałością - jej chłód, jej brak emocji i czasem przerażająca bezpośredniość - tu było zaletą. Kazei nie miewała babskich kaprysów, nie wpadała w furię, nie sądziła kierowana ognistymi porywami uczuć, nie goniła za personalną sławą. Wszyscy to wiedzieli. Kazei bezlitośnie trzymała się zimnej litery regulaminu, kalkulowała straty w ludziach, zawsze mówiła co myśli...

...i widziała niepokojąco dużo.

Widziała jak czarnowłosa justykariuszka trzyma miskę z gęstą zupą, jak nieświadomie dociska łokieć do boku.

- Tokko - zwróciła się do niej prawie od progu - gdzie medyk?
- Poszedł obejrzeć łaźnie dla rannych, kazei.
- Gdy wróci dasz mu obejrzeć swoje ramię. Potem przyślesz go do mnie.


Widziała niewielką, rybią łyskę, która wraz z ciemną smugą przylgnęła do ubrania jasnowłosego mężczyzny o sześciu palcach u prawej dłoni.

- Derya, jak port?
- Jak każdy inny, kazei. Śmierdzi szczalnią i zepsutą rybą. Żebraków i bezdomnych tam mnóstwo, rebelia zrobiła swoje. Gnieżdżą się tam jak szczury na śmietniku
- sarknął ni to z obrzydzeniem, ni cyniczną rezygnacją kogoś całkowicie pozbawionego złudzeń. - Za błysk chalku połowa zgodzi się sypać informacjami. Nawet dla nas, kazei. Zresztą, nasłuchałem się już dzisiaj. Że miejscy zdzierają z ludzi skórę, że Modina Arai to kanalia i nikczemnik, że Dandys Sztylecik poczyna sobie śmiało z burdelem. - Za jego plecami ktoś parsknął zduszonym śmiechem. - Nie śmiej sie Onoe, to ich słowa. Ale to informacje bez większej wartości. Osad jedynie, odprysk. Spróbować pozyskać kogoś lepszego?
- Tak. Ale najpierw raport. Shonai
- zwróciła się do Horine - chciałabym, żebyś przy tym był.

Widziała wyraz twarzy starego Maheki, gdy swoim jedynym okiem przyglądał się skromnie urządzonemu wnętrzu. Matowe światło lampionów odbijało się refleksami od czarnego kamienia tkwiącego w pobrużdżonym kraterze jego lewego oczodołu. Nie musiała pytać.

- Skonsultuj koszta z kwatermistrzem, haichei. Przyjdź z listą.

Przesunęła raz jeszcze po nich wzrokiem, skinęła głową Yushoto i skierowała się do swojej kwatery, zostawiając za sobą wpół otwarte drzwi.


* * *


Kulawiec zrzędził.

Zrzędził prowadząc ją do łaźni. Zrzędził pomagając przemyć rany, do których sama nie była w stanie wygodnie sięgnąć. Zrzędził wracając z nią do dojo. Gdy - już w czystym mundurze - klęczała na tatami, poddając mu twarz, by mógł nałożyć czyste opatrunki - z jego ust ciągle dobywała się nieprzerwana litania utyskiwań, której nie przerwał nawet, gdy w wejściu pojawiła się barczysta sylwetka Koyasu.

- Wejdź, shonai – powiedziała cicho, prawie nie rozchylając warg. - Twoja ewaluacja i wnioski? - spytała, gdy zasuwał za sobą drzwi.

Nachylony nad nią Suen Ru zaklął, rzucił Wyniesionemu Meli zbolałe spojrzenie.

- Mógłbyś wnioskować i ewaluować długo, Horine? - zaburczał, ponownie rozchylając brzegi szarmy na policzku Karal. - Zrób przyjemność staremu człowiekowi...

- Muszę wątpić w akta daimyo – zaczął Koyasu, z doświadczenia ignorując burkliwy komentarz Suena. – Nie sądzę, aby miał styczność z niższymi warstwami i plebsem. Ani trochę. O jego dowódcach ciężko coś powiedzieć. Jiugong jest przeciwny, lecz jego kompetencje nie są nam potrzebne. Ale i tak spróbuję się wywiedzieć, skąd wzięła się jego uraza do Siódmego Legionu...

- … z kazei zawsze baba wyłazi podczas czyszczenia tych pamiątek - wszedł mu w oddech medyk. - Usta jej się wtedy nie zamykają... Na spotkania się umawia. Gości sprasza. Jak młódka szczebiocze. Robotę mi utrudnia, niemal jak mojej świętej pamięci małżonka...

- Daimyo jest czuły – powiedział shonai, traktując słowa Ru jak mrukliwe tło dla swoich własnych. Podniósł na Karal wzrok, mimo widocznej odrazy, spojrzał jej w oczy. – To źle. Ale też oznacza, że musisz mówić tak, by do niego dotrzeć, kazei. Niekiedy naokoło. Łagodniej. I bardziej stonowanie. Czasami możesz spróbować się uśmiechnąć – zawahał się lekko. – Czaru to nie przyda, ale wpłynie na instynktowną modulację głosu. Bardziej miękką. I bardziej odpowiednią do urzędników. Bo mogę dbać o humory Liao, ale niekiedy potrzebne będzie wasze stanowisko, kazei. Bezpośrednie.

Popielna milczała przez chwilę, całkowicie nieruchoma pod szorstkim, bezceremonialnym dotykiem medyka.

- Shonai, popatrz na mnie – rozkazała, wbijając w Koyasu nieruchome spojrzenie.

Zdjęła opatrunek i odtrąciła rękę Kulawca, który od razu posłał Horine ponure spojrzenie. Rozciągnęła usta w grymasie, którego nie dało się nazwać uśmiechem. Zmarszczyła się skóra na jej policzkach, napięła upiornie. Powoli, prawie mlaszcząco rozchyliła się pajęczyna niezaleczonych cięć, ukazując żywą tkankę - pulsujące, różowawe mięso odbarwione medykamentami Suena, fragment szarej kości. I rozchyliwszy się, nabrzmiała osoczem, nabrzmiała - czarną w świetle lampionów - gęstą krwią, która po dwóch uderzeniach serca, spłynęła w dół, ku szyi jak obżarte ciepłym ciałem gnilne węże.

- Nie sądzę, żeby taką twarz Legionu daimyo chciał zobaczyć – stwierdziła głosem, którego modulacja wciąż była równie miękka jak granitowa skała.

- Nie. Ale nie uśmiechasz się, kazei. Nawet nie próbujesz. Nie dopuszczasz do siebie emocji – shonai zmuszał się, aby nie opuścić wzroku. Twarz Popielnej naprawdę wbijała się jak paskudne ostrze w jego estetyczną wrażliwość. – To poprawia osąd. Ale nie zjedna wam ludzi.

- Kazeeei
- jęknął na tą demonstrację Kulawiec, wielkimi paluchami dociskając kawałek białego płótna do jej policzków. - Co to ma być? Toż to nie inserat moich umiejętności, ale jakaś zgroza straszna. Apetyt stracę. Za delikatny jestem na to... - zamarudził człowiek, który bez mrugnięcia okiem potrafił zanurzyć rękę niemal po łokieć w ludzkich wnętrznościach.

Karal nawet nie drgnęła.

- To o czym mówisz, shonai, te wszelkie formy manipulacji emocjami mają sens tylko, gdy manewry maskujące są wiarygodne dla przeciwnika. Nie potrafię ich przeprowadzić w sposób, którego oczekujesz – przyznała, zimno oceniając swoje ograniczenia.

- Nie potrafisz – potwierdził sucho – I nie przeciwnika. Pamiętaj o rozkazach, kazei. I w tym rzecz: żeby spełnić rozkazy, musisz się tego nauczyć.

- Jak? Mamy półtora dnia. Jak wiele z niego możemy bez szkody poświęcić?

- Wiem
– skrzywił się. – I niewiele. Ale nie tylko o Cherak chodzi – rozejrzał się, zniżył głos.

- A jak już apetyt stracę i wrzodów się dorobię, to ubiją mnie jeszcze - wywróżył sobie przyszłość Kulawiec, a każde słowo brzmiało pogłosem ciemnego grobowca opatrzonego jego imieniem. - Bo przymusem cudzych sekretów słuchać muszę.

– Znam kilku kancelistów
- shonai rzucił w jego stronę ostre spojrzenie, nachylił się lekko ku kobiecie. - Nikogo ważnego. Ale słyszą różne rzeczy. A że pion administracyjny trzyma się razem... i ja słyszę różne rzeczy – mówił cicho. - Że Maheka z Trzecich lada chwila wyda ostatnie tchnienie. Że zastąpić go musi ktoś młody. Plotki tylko. Ale myślę, że was ewaluują. Sprawdzają zdolności. Bo innego wyjaśnienia nie widzę. Jesteś doskonałą oficer, kazei. Masz akta implikujące pełne zaufanie. Ale żaden z was dyplomata. Sam byłem przeciwny temu, żeby was tu wysłano. I to myślę: że ważniejsze od waszego zadania jest to, co z niego wyniesiecie.

- Myślisz jak dyplomata - pozwoliła, żeby Suen przechylił jej głowę, by na nowo oczyścić szramę przechodzącą przez żuchwę i schodzącą na szyję, pod ucho. - Alternatywa: wysłali mnie, bo dopiero wróciłam z frontu a mój smok potrzebuje odpoczynku. Pamiętaj o rozkazach, shonai - powtórzyła jego słowa. - Priorytetem jest ocena zagrożeń i zabezpieczenie militarne terenu. Stworzenie bazy pod przyszłe działania operacyjne.

- Prawda. To jest alternatywa. Tyle, że i wtedy, aby nią operować, będzie potrzebna ogłada. To nie są obywatele Lookshy. Tych dowódców będziesz musiała sobie zjednać. I to nie wojenną tresurą – bo jej się poddadzą dopiero wtedy, kiedy będą już zjednani
.

- To żołnierze, będę w stanie do nich dotrzeć. Admirał Peleps jest już w mieście?

- Był. Podobno. Ale wypłynął.

- Trudno
- skwitowała informację, bez żadnego żalu w głosie, przerzucając przyniesione przez niego raporty. - Dowiedz się czego da się dowiedzieć. Wakai zaniesie jutro generał Enumie prośbę o spotkanie. Yushoto uda się do Teiko. Justykariusze dostali pozwolenie na opuszczanie koszar. W grupach nie większych niż trzy osoby. Dyrektywy, które otrzymali już znasz. Ty, niezależnie od spotkania z satrapą, umów, shonai, spotkanie z jego doradcą, Tepetem.

- Zrobię tak
- skinął głową, wycofując się ku drzwiom.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 30-06-2012 o 11:57.
obce jest offline  
Stary 11-07-2012, 22:38   #200
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
CHERAK, podziemia gdzies na obrzeżach, 18 Dzień Miesiąca Zstępującej Wody

Mały Niedźwiedź leżał zakneblowany i związany na wilgotnej, nierównej glinie. Cień, skrywający znaczną część speluny, uniemożliwiał ocenę jego stanu. Równie dobrze mógł być zdrowy, jak i mieć spuchniętą od ciosów twarz. Cień wszystko krył.

- My tylko palce mu łamali – mruknął z tyłu jego zastępca, wycofując się, aby zostawić przywódcę samego z więźniem.

Wszystko wskazywało na to, że kupiec pogrążony był w półśnie. A przynajmniej nie zareagował na wejście Cynisa.

- Ma zawiązane oczy.

- Jasnem sprawa, jak żeście kazali.

Juugo zawiesił sobie maskę na szyi. Na razie nie musiał jej zakładać, ale wolał ją mieć przy sobie. Podszedł do Niedźwiedzia i zdzielił go w twarz.

- Obudź się, kundlu! - warknął Juugo zupełnie niejuugowym głosem, ale takim który zdecydowanie bardziej pasował do podziemnego światka niż do aktorzyny o hedonistycznych zapędach.

- Mhmp! – zdołał tylko wymruczeć przez knebel ów osobnik, zwijając się w pozycję embrionalną.

Młody Cynis wyciągnął z kieszeni skórzane rękawiczki, złożył je i odkneblował Niedźwiedzia.

- Witom misiaczka. Jak sje chrypało?
- Kim jesteś....? Monet chcesz?, mam ich dużo... – nerwowo syknął przez zęby. Oddychał płytko, szybko.

- Monet? Myś tesz mamy ich mnogo. Chcem abyś wystękał... znasz kobitkę zwaną Polny Kwiat? - zapytał Juugo ściskając w pięści klejnot.
- Co? Jaka...? – przeszło mu przez usta równie szybko, jak wcześniej. Ruszył się trochę i stęknął z bólu, gdy przypadkowo nacisnął ciałem na – najwyraźniej złamany – palec.
- Polny Kwiat. Dzieweczka taka jedna... mówi ci to cosik, misiaczku?
- Dziewczyna...? – spytał się szybko, próbując się poruszyć. Juugo mógł już mocno poczuć woniejący od niego pot – Mam ja ci wiele dziewczyn, jeśli tego chcecie...
- Pracowała dla ciebie, durniu - warknął i szybko ją opisał, z czasów gdy wciąż była ładna.
- Ja rzadko w Cheraku – wymamrotał mniej żwawo już – Nie ja się tu sprawami zajmuję...
- Ta? A kto tu, w Cheraku, zarządza chłopyma... i kobitkami - dodał po chwili, jak by musiał sobie przypomnieć, że płeć piękna też tam występuje - w twoim imieniu?
- No, z niewolników to pośrednik. Chyba Borsukiem się zowie... Jak to jedna z tych, którzy wysłani zostali i chcecie ją odzyskać... no, uwolnijcie mnie, to wszystko zrobię – ton stał się wręcz płaczliwy

Juugo milczał przez chwilę, po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do Wściekłego Wołu, poza zasięg słuchu więźnia.
- Borsuk. Mówi co coś to imię?.
- Nu, niewolnych woził – wzruszył ramionami Wół – Dla tego padalca.
- Polny Kwiat była niewolnicą?
- Żem wszystkiego nie wiem, jego nie – odburknął zbir.
- Rozumiem. Niedźwiadek zrzuca winę na Rosomaka, sam nie kojarzy kim była Polny Kwiat...
- Czy ja żem twierdził, że kojarzy? Mówiłem, że wyrok dał - burknął mu, przerywając – A opisywaliście dziwkę, jakby waszą dziwką była – dał znak, że słyszał przesłuchanie – To i naturalne.
- Po pierwsze. Zdziebko krzywo patrzę na przerywanie mi, ale spisałeś się więc przemilczę to. Po drugie.
Każ go opatrzyć, nie chce by wdała się infekcja, bo chyba jeszcze trochę go przetrzymamy. Potem znajdź bezpieczniejsze miejsce, koniecznie z alternatywną drogą ucieczki, albo i dwiema i przenieś go tam. Następnie dowiedz się więcej o samym Borsuku i pokombinuj jak go dorwać. Jemu chyba też połamiemy paluszki.
- Tylko nie pieprzcie, że ma być miałko i niewinnie, że o was łajno nie wyrżnie – skrzywił się potężnie Wściekły Wół – Skurwiel już pewno cykora ma. Nosa nie wystawi, bo oberżną. Brzydko być może. Ślady być mogą.
- Dla tego każe go opatrzyć. Abyś mógł na spokojnie działać, nie ryzykując, że pajac zemrze z jakiegoś zakażenia. Nie musisz go porywać już jutro. Zbierz informacje, przygotuj się, zminimalizuj ryzyko. To nie chodzi tylko o mnie, ale też o ciebie. Jednego człowieka już straciłem. Nie chce więcej. - odpowiedział młody Cynis. - Misiaczek balował tej nocy jeszcze - dodał patrząc przez okiennicę, na wstający dzień - A nie jest niczym dziwnym spędzać noc, po uczcie, z jakąś kurewką i wracać do siebie przed południem. Borsuk może nie wiedzieć, że mamy jego pana, a jeśli nikt się ni wygadał, że Polny Kwiat znalazła protektora to nie spodziewa się odwetu. Spróbuj.
- Sama się eskorta pozarzynała - mruknął tylko w odpowiedzi zbir.
- Albo wciąż czeka na niego. Mówię, że jest MOŻLIWOŚĆ, że jeszcze nie wie. Gdybym był pewny to bym kazał natychmiast ruszać, ale niemal na pewno jest teraz wyczulony na takie sprawy. Po prostu dowiedz się o nim ile możesz, przyjdź złożyć raport a potem pomyślimy.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 11-07-2012 o 22:43.
Arvelus jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172