-
Pomocy nie potrzebuję, ona już jest tam, gdzie trzeba. Niechaj las ją zabierze w swoje ramiona - wysyczał Shintiss. Powinien być smutny, albo co. Może i był? Otto niestety nie potrafił odczytać emocji ni z tonu ni z głosu jaszczura. -
Za broń dziękuję.
Achaz zakręcił młynka włócznią, sprawdzając jej wyważenie. Dotknął czubka rozdwojonym językiem, a potem wbił broń w ziemię, mówiąc jakieś słowo, którego Otto nie zrozumiał.
-
Boli jak cholera, ale chyba utrzymam. Mogę iść z tym ciepłokrwistym. - Achaz wskazał Hassa.
Człowiek z Fountlandii także się zgodził. Z pomocą Otta wypracowali prosty system znaków, żeby móc się porozumiewać jako tako. A potem poszli przed siebie.
Zwiad był krótki. Dwieście metrów od miejsca, w którym znaleźli przybitych do drzew, achaz wskazał Hassowi pierwszy posterunek. Dwójka jaszczurów, jeden zajmujący się jedzeniem surowego królika, drugi układał kamienie na wyrysowanym na ziemi schemacie. Pokazał Hassowi, że za nimi będzie jeszcze jeden posterunek, a potem obóz. Hasso pokiwał głową i kazał Shintissowi wracać do reszty.
-
Nic się nie zmieniło. Dwa pierścienie strażników, odległy od obozu rzadki, bliski gęsty. Co w obozie - nie wiem.