28-09-2009, 16:43 | #61 |
Reputacja: 1 | Karanic widząc całą sytuację z oprychami gnębiącymi kobietę wiedział, że nie obejdzie się bez konfrontacji. W końcu o ile nie dziwił się solidarności kobiecej o tyle był pewien iż rycerska brać drużyny nie puści płazem takiej rozrywki. Z jednej strony niepotrzebne narażanie misji, z drugiej jakże potrzebny trening współpracy przed niebezpieczniejszymi wyzwaniami. Jego uwagę jednak nie przykuwały bezsensowne przemyślenia nad oczywistością działania drużyny tylko ruch w okolicach potencjalnych przeciwników. Kiedy tropicielka zaczęła dyskusję z oprychami Karanic już był na tyłach przeciwnika dokładnie lustrując otoczenie. Przyglądał się oknom drewnianych chat, pustym ulicom, okolicznym zaroślom. Cicho niczym cień przemykał poza zasięgiem wzroku potencjalnych ofiar. Kiedy zauważył iż zza budynków wyłania się kilku nowych oprychów obszedł ich od tyłu tak by znajdować się za ostatnim po czym wślizgnął się między budynki. W tym momencie do jego uszu dobiegł krzyk barbarzyńcy, a jego wzrok odnotował jego szarżę jak i szarżę wojownika. Karanic jak najszybciej przemieścił się tak by zza budynków mieć jak najlepszy obraz na pole walki, a jego reką powędrowała do pasa odpinając lekką kuszę. Odruchowo założył bełt na jej łożysko po czym czekał na rozwój wydarzeń obserwując czujnie i starając się być poza polem widzenia ofiar kompanii.
__________________ Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny. |
28-09-2009, 17:00 | #62 |
Reputacja: 1 | Mikhail na początku obserwował sytuację. Na szczęście zostawili dziewczynę, doszedł do wniosku, z drugiej strony ich skupienie na nas nie wróży nic dobrego. Wiedział, że takie zaczepki nie konczą się na słowach. Zoi najwyraźniej nie miała zamiaru stać biernie i obrzuciła bandytów przekleństwami. Ciekawe czy kapłan nie będzie miał tego za złe, pomyślał rozbawiony. Był już w zbyt wielu tawernach i barach. Zawsze, kiedy ludzie sobie za dużo wypili, wszczynali bójki. Banda która stała naprzeciwko drużyny nie wyglądała na pijaną, ale za to bard mógł odnieść wrażenie, że walka im jest dokładnie znana. Białowłosy prezentował się dosyć śmiesznie, chociaż reszta szajki traktowała go z widocznym szacunkiem. Tygrys doszedł do wniosku, że jest to herszt, lub, jak nazywano takich w jego stronach, wisielec. Wisielec, gdyż tacy zawsze kończyli śmiercią publiczną w środku miasta. Ten, jak sie wydawało, padnie tu i teraz. Drużyna barda przygotowywała się do walki, powoli chwytali za bronie. Mikhail sprawdził, czy jego drewniany kij wzmocniony stalowym obiciem, jest na swoim miejscu. Zdjął kaptur z głowy i dołączył do reszty zespołu, mimo że dzisiaj nie miał ochoty na walkę. Wymagała tego jedynie sytuacja. Tamtych było niemało, a bard i tak musiał pokazać, że na coś może się przydać. Wiedział chociaż, że bandy jak ta, z którą prawdopodobnie będą musieli walczyć, stosują taktykę okrążania. Wątpił jednak żeby udało im się to, biorąc pod uwagę, że podróżował z wyszkolonymi i doświadczonymi w walce wojownikami. Ostatnio edytowane przez Nerchio : 28-09-2009 o 17:03. Powód: potwórka ;p lepiej żeby było ładniej |
28-09-2009, 19:51 | #63 |
Reputacja: 1 | Krasnolud puknął piętami boki kuca. Chyżo znalazł się na szczycie wzgórza. Wierzchowiec zwiesił łeb, a Thobius zmarszczył brwi. Miewał już kontakt z najemnikami i wiedział do czego takie szumowiny są zdolne. Rzucił okiem na dwa toporki przymocowane do pasa, pogładził drzewiec oburęcznego topora. Skrócił cugle i usiadł wygodnie w siodle. Natychmiast uważnie rozejrzał się po okolicy, jego wzrok przykuł krótko ostrzyżony, białowłosy mężczyzna. - Sukinsyny… coś tu nie gra… - pomyślał, lecz z rozważań wyrwał go szaleńczy wrzask Greya. Barbarzyńca z obnażoną bronią galopował na przeciwników. - Raz kozie śmierć… - szepnął pod nosem, poprawił hełm i strzelił rumaka nahajką. Karanic sunął między chatami. Niezauważony krył się w cieniu obliczając szansę powodzenia potyczki i szukając dogodnego miejsca do zajęcia pozycji. Wtem za oborą ujrzał skradającego się wieśniaka. Jego twarz posiekana była zmarszczkami, koszula ubrudzona błotem. W pokrytych żyłami dłoniach dzierżył siekierę. Na widok Karanica, w jego oczach dało się zobaczyć strach, szybko podkulił ogon i wbiegł między chaty. Czujny Karanic stanął za oborą, nie stracił z widoku chłopka, a przed nim rozpościerało się pole bitwy jakim niewątpliwie miał być plac ze studnią. Przerażeni wieśniacy wyglądali zza okien. Jakiś dzieciak wychylił głowę, lecz czujna matka chwyciła urwisa i skarciła trzepiąc rzemieniem po plecach. Najemnicy wpierw zdziwili się widząc szarżujących wojowników szybko jednak opanowali nerwy. Hess skoncentrował się i nie wypowiadając magicznych inkantacji spróbował zaczarować worki mosznowe nieprzyjaciół. Poczuł jak energia opuszcza jego ciało, jednak zaklęcie nie udało się w pełni. Wojownicy mieli silne głowy, a krótko przygotowywany czar Theodore’a ledwo przebił się przez bariery ochronne umysłu łysego wojownika. Wokół jego krocza zafalowało powietrze, a na twarzy mężczyzny pojawił się grymas. Natychmiast poczerwieniał Nie zdążył nawet dobyć miecza. Zawył i osunął się na kolana. Tymczasem otępiony gorzałą umysł Grubasa łatwo poddał się zaklęciu, a po chwili najemnik przypominający bardziej wieprza niż woja wił się w piachu, podobnie jak przed chwilą skrzywdzona dziewoja. - Carlo! – krzyknął przerażony wojak machający łańcuchem. Wrzasnął i uskoczył za studnię, tak aby zniwelować przewagę Blake’a związaną z tym, iż łowca był w siodle. Słusznie postąpił, rozpędzony koń łatwo by go stratował. Red odskoczył i wpadł między chałupy, pozostawiając wijącego się w piachu towarzysza. Grubas zalał się gorzałą, a Szczur nawet nie próbował mu pomóc. Dobył sztyletu i nie zauważając celującego doń Hasvida, cisnął nim w Maldreda. Na szczęście dzięki temu iż rumak kapłana poruszał się z niewiarygodną prędkością mężczyzna chybił. Hasvid jednak celował dokładniej. Bełt przeszył powietrze i ze świstem utkwił tuż nad klatką piersiową Szczura. Mężczyzna ze skowytem rzucił się na ziemię, a krew obryzgała okna chałupy, za którą się chował. Siwy zaklął siarczyście i wpadł za gospodę naprzeciwko obory. Wysunął rękę przed siebie, ostrze położył na nadgarstku. W bojowej pozycji, czekał. Oddychał powoli. Stoicki spokój. Drzwi gospody otwarły się z trzaskiem. Na zewnątrz wyszło dwóch mężczyzn. Jeden jasnowłosy, z obfitym wąsem, na którym wisiały resztki gulaszu i jajka. Na plecach miał dwuręczny miecz, o dziwo nie posiadał spodni, jeno wysokie, wytarte buty do jazdy konnej. Wygląd drugiego zadziwił prawie wszystkich was. Jego skóra czarna jak smoła, oczy jak u czorta. Murzyn uzbrojony był po zęby. Na plecach kilka oszczepów z wiszącymi sznurkami zaplecionymi w dziwne supły, olbrzymi topór pokryty kolorowymi napisami, w rękach obnażone, zakrzywione szable. Nosił misiurkę, do której przyczepione były ludzkie palce. Kiedy pojawił się u progu drzwi cisnął w Greya oszczepem, który świsnął tuż przed twarzą barbarzyńcy i wylądował w stogu siana. Wąsacz poruszał się dostojnym, oficerskim krokiem. Z zażenowaniem spojrzał na barbarzyńcę i z dłonią spoczywającą na rękojeści miecza krzyknął: - Czy wśród was jest ktokolwiek kto opanował ciężką sztukę konwersacji? W jego głosie dało się usłyszeć nutkę złośliwości. Od tego człowieka biła charyzma. Już wiedzieliście kto tu dowodzi. |
28-09-2009, 20:46 | #64 |
Reputacja: 1 | "Znowu dałem się ponieść emocjom i pobiegłem jak skończony kretyn. Tyle lat ćwiczeń i ciągle zdarza mi się zapominać o spokoju i rozumie." - rozmyślał wojownik - "Dobra... Teraz się zabawimy ch*je". Blake sunął na swym rumaku i był już niedaleko przeciwnika. Ten skrył się za studnią. "Co on kombinuje" - pomyślał wojownik i jechał dalej. Nagle gnój z łańcuchem zrobił coś, czego Blake by się nie spodziewał. Postawił na szali własne życie i wyskoczył zza studni, zamachnął sie łańcuchem i ciął mieczem. Jednak jeździec był szybszy i zdecydowanym ruchem przeciął tętnice szyjną oprycha. W powietrze buchnęła krew i kilka kropel spadło na twarz wojownika. I co powiesz teraz szumowino? - wycharczał Blake. Ostatnio edytowane przez Joppcio : 28-09-2009 o 21:18. |
28-09-2009, 21:56 | #65 |
Reputacja: 1 | Barbarzyńca zeskoczył z rumaka i całym ciężarem swojego ciała runął na najbliższego przeciwnika. Pierwszy cios został jakimś cudem sparowany. Czuł jednak jak rani drugim toporem oprycha w ramię. Podczas ataku coś ukuło go lekko w klatkę piersiową. Greya nie zdziwiło że przeciwnik go trafił, ten cios i tak dla ogromnego mężczyzny nie był poważny, bardziej zdziwiło go iż przeciwnik nie złamał się w pół po jego natarciu. Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 29-09-2009 o 19:33. |
29-09-2009, 17:03 | #66 |
Reputacja: 1 | Thobius kątem oka zauważył jak barbarzyńca dopada wojownika między chatami, a Blake rusza na owego męża zabawiającego się łańcuchem. Szarpnął wierzchowca za cugle i skręcił w stronę Białowłosego. - Aaaaaaaaargh! - wrzasnął. Ochrypły głos krasnala zapewne dosłyszalny był w całej okolicy. W jego oczach dało się zobaczyc furię jaka towarzyszy dzikim szałom. Kiedy był blisko zeskoczył. Rumak pognał przed siebie wzbijając w powietrze tumany kurzu. Wtem z ziemi podniósł się krasnolud. Dzierżył topór oburącz. Mocno stanął na ugiętych nogach i doskoczył do przeciwnika. Rąbnął z góry, lecz chyży wojak uniknął oraz wykonał z boku półpiruet i tnąc z lewej strony. Krasnal był przygotowany na szybki cios, zbił ostrze nieprzyjaciela i raz jeszcze rąbnął go toporem. Tym razem z góry. - Aaaaaaaaargh! - znów wrzasnął Thobius. Białowłosy po raz kolejny umknął jego ostrzu. |
29-09-2009, 17:41 | #67 |
Reputacja: 1 | Nie, jednak nie poradzą sobie sami. Zoi wybrała cel, ta siwa szmatława kupa glutów nie będzie jej się odszczekiwać. Jej ręka ścisnęła porządnie majdan, dziewczyna zastygła w bezruchu na swojej klaczy i wycelowała w starego. Mięśni pleców, klatki piersiowej i obu rąk silnie się naprężyły, kiedy naciągała cięciwę a łuk typowo dla siebie zatrzeszczał, ona wiedziała ze jest to jego normalny odgłos, ale osobą przy niej mógł się wydawać iż broń ma zamiar się złamać w tej konkretnej chwili z drugiej strony ktoś mógł by powiedzieć, łuk krzyczy i ponagla by zlikwidowała jej przeciwników. Jakby jej towarzysze mieli czas się przyjrzeć jej broni pewnie dostrzegli by, że nie był to żaden standardowy łuk jakie robili mistrzowie w miastach. Po pierwsze był większy i grubszy niż, tak jakby zrobiony dla osoby o znacznie większych rozmiarach niż posiadała łuczniczka. Po drugie zdecydowanie nie był cisowy drewno było ciemne, bardzo ciemne, z wyciętymi dziwnymi wzorkami nie przypominającymi nic konkretnego. Po trzecie strzały również musiały być inne, cięższe i grubsze. Zoi wiedziała, że strzała wystrzelona z jej łuku z takiej odległości przebije czaszkę tego fagasa na wylot. Niestety, białas był albo tak dobry albo miał wielkie szczęście, bo uchylił się i strzała go nie dosięgła, a wbiła się dość głęboko w ścianę budynku. - Ssssc – wymknęło się dziewczynie jak pomyślała że po wszystkim będzie musiała ją wydłubywać z tej ściany. |
29-09-2009, 22:10 | #68 |
Reputacja: 1 | Cholera jasna, przeklną siebie Theodor, powinien się spodziewać, jakichś blokad, choć dwóch o i tak dobry wynik, a przecież nie zużył za wiele energii. Teraz jednak pora pokazać trochę więcej z mocy, najlepiej nie palić chat, trzęsienie ziemi też odpada, więc najlepszy będzie lód. - Osłaniaj mnie przez chwilę - powiedział do Zoi. Sam skupił energię i począł nadawać jej w umyśle kształt lodowych włóczni, znał ten czar dobrze, bo nieraz go stosował, zazwyczaj kanonada dwudziestu wystarczała. Mniej więcej po minucie był gotów, ale by nie chybić, nie rzucał zaklęcia od razu. Zapamiętał jego formę, a sam ustawił się z koniem, tak, żeby mieć wolny strzał i nie zasłaniać strzału Zoi. Przyjrzał się jak wygląda sytuacja, i szukał samotnego przeciwnika, miał ochotę uderzyć w dowódcę i tego czarnoskórego wojownika, ale bał się o Gray'a , czekał więc na okazję. |
29-09-2009, 23:16 | #69 |
Reputacja: 1 | Maldred wstrzymał konia. Szafir parskając zrobił kilka kroków w tył i zatrzymał się rzucając głową. Kapłan wzniósł wysoko rękę z otwartą dłonią. - Stać! - krzyknął. - Mów czego chcesz, byle szybko! - dodał w stronę dowódcy oddziału. Prawa ręka wciąż trzymała morgenstern na takiej wysokości, żeby mógł szybko zadać cios, jeśli ktoś się zbliży, lewa znów chwyciła wodze.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution. Because I must not allow anyone to stand in my way. -DN Dyżurny Purysta Językowy |
30-09-2009, 07:09 | #70 |
Reputacja: 1 | Karanic obserwował pole walki zza zabudowań, był pewien, że drużyna poradzi sobie z kilkoma oprychami jednakże obawiał się zasadzki. Zbyt dużo było tutaj budynków i zbyt wielu przestraszonych wieśniaków. - Czy wśród was jest ktokolwiek kto opanował ciężką sztukę konwersacji?- A więc jednak nie byli sami, Karanic nie widział człowieka który chciał rozmawiać i co najgorsze, przemieszczenie się do dobrego punktu obserwacyjnego równało się dalekim wycofaniem, w przeciwnym wypadku mógł zostać zauważony przez przeciwników. Czekał więc na rozwój wypadków wyczekując na dogodną okazję do tego by móc przyjrzeć się człowiekowi który wyszedł z karczmy. Karanic usłyszał, iż
__________________ Dziewięć kroków przed siebie obrót i strzał nie najlepszy moment na błąd matematyczny. |