|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-07-2012, 10:38 | #11 |
Reputacja: 1 | Kuchnia w domu BrooksaNikt nie zauważył futrzastego Frankensteina przycupniętego przy kratce wentylacyjnej kuchni. Koroner patrzył na panią detektyw z lekko rozchylonymi ustami ukazując tym samym królicze jedynki. Natomiast Davisowi najprawdopodobniej nie spodobało się spoufalające macanie po wątrobie toteż nie tylko odtrącił dłoń ze swojego brzucha, ale także złapał dłoń wędrującą w stronę specjalisty. - Chcę wiedzieć o tym więcej - stwierdził koncentrując spojrzenie Rady na sobie. Koroner tymczasem powstał i także z zainteresowaniem przyglądał się kobiecie. Niewątpliwie jej wątroba fascynowała go nie mniej jak ta przedziurawiona Charlesa. Salon w domu BrooksaPrzyglądając się zdjęciom Carl zmuszony był stwierdzić, że ta postać nie mogła należeć do kobiety, która nie byłaby przepakowaną kulturystką, a najpewniej przedstawiała sylwetkę mężczyzny. Jednak teraz miał ciekawsze zagadnienie jakim niewątpliwie był zielnik. Z powodu jego opasłości znalezienie żółtych kwiatów zajęło troszkę czasu, ale nie mniej były tam. Zaschnięte kwiaty z zastygłym zdziwieniem na zdeformowanych nibyustach. Ząbki widoczne na fotografii połyskiwały bordowym blaskiem, a liście nadszarpnięte zębem czasu zaczynały kruszyć się przy wertowaniu stron. Kwiat miał swoją nazwę i szczegółowy opis zarówno budowy, jak i (zapewne) właściwości i (możliwe) kilka uwag. Ciężko było stwierdzić nie znając ani języka, ani alfabetu, ani nawet znaków przestankowych. Nabożną ciszę jaka zapadła w okolicy zielnika przerwało krótkie chrząknięcie oficera policji. Blake znał gościa z widzenia. Nazywał go na swoje potrzeby skrupulatnym nerdem albowiem imię tego osobnika za łatwo wymykało się z pamięci. To on przyniósł Ethanowi raporty i to co Brown po sobie zostawił. - Ab... proszę pana? - wydał z siebie piskliwy skrzek kurcząc się w sobie i najwidoczniej z wrażenia zapominając o profesjonalnych zawodowych zwrotach - Mam tu raport, kilka zeznań... to poniekąd pańska sprawa i pomyślałem, że... - przemiętosił długaśnymi palcami kajecik pozostawiając na tekturowej oprawie wilgotne podłużne ślady - Znaczy, to bardzo pańska sprawa. I jeżeli... mogę dać jak skończymy... Mogę też je streścić... - nabrał tchu w płuca trochę jakby czekał na cios. Ulice Bronx’uWzrok blondynki nie padał akurat na tego jegomościa, lecz na młodzieńca stojącego obok. Tego o lekko kręconych włosach o nieokreślonej jasnej barwie. Gdy tylko ten ruszył do sąsiedniego domu, ona ruszyła za nim. Lekkim, dość dziecinnym krokiem splatając paluszki z tyłu. Natomiast na słowa “obcego” - znaczy mężczyzny spoza spółdzielni - tłum zafalował. Uwaga wszystkich przeniosła się na bladą kobietę i mężczyznę o bliznach na policzku. Nie było to pozytywne zainteresowanie, toteż propozycja czmychnięcia potępieńczym spojrzeniom wydała się bardzo rozsądna. Knajpka, a raczej bar mleczny, wyglądała zdecydowanie za czysto i zbyt porządnie jak na tę dzielnicę. Wogóle... jak się dobrze zastanowić to ta ulica wydawała się nietypowa. Była po pierwsze zupełnie czysta, drzewa zadbane, wszędzie stały doniczkowe kwiaty o wszystkich kolorach tęczy. No i ten ugrzeczniony bar. Zupełnie jakby ta ulica była nawiedzona... przez poltergeista pedanta. Barman o zadbanym wąsie powitał klientów machając doń dłonią. Zaraz też pojawiła się kelnerka, która była przeszczęśliwa mogąc nakarmić nowe twarze i czekała tylko na zamówienie. Co do filmiku - gdyby nie Helen, Nikolai nie zwróciłby uwagi na spojrzenie brunetki. Uważnie obserwowała ich i nawet podprowadziła kilkadziesiąt metrów w stronę baru. Marszcząc brwi, kalkulowała. Jednak chyba straciła zainteresowanie parką i skręciła w ścieżkę prowadzącą do drobnej, osiedlowej biblioteki publicznej. Unionport roadCzarnoskóra parka nie była groźna. Już wyciągając telefon Blizzer uświadomił sobie, że ta dwójka wisiała mu jakieś 5 paczek. Wezwanie “posiłków” mogło wzbudzić zainteresowanie policjantów. Jednak wiedza czy to “jego” morderca powinna zrekompensować potencjalne zagrożenie. Wybór należał do Blizzera. Mieszkanie TroyaSzczur pobiegł niemal nie zabijając się o własne flaki. Widok o tyle makabryczny co i zabawny. Pocieszne stworzonko. Oczekiwanie na “raport” gryzonia przerwało pukanie do drzwi. Krótkie rzucenie okiem przez judasza ukazało blondynkę, która napewno nie była jego sąsiadką, najprawdopodobniej była napalona i możliwe, że nie udawała. - Dzień dobry, przepraszam czy mogę zadać panu krótkie pytanie?
__________________ Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper. |
31-07-2012, 15:43 | #12 |
Reputacja: 1 | Post we współpracy z Fiathem :) - Spokojnie. Przestanie Pan się tak jąkać, funkcjonariuszu. Myślę, że bardzo przydatne będą te materiały. Jak tylko skończycie z chęcią przygarnę je do analizy własnej. - powiedział pewnie Ethan. - Mogę o coś spytać? - powiedział patrząc na zielnik w rękach Carla agent. - Co Pan sądzi o tych wszystkich morderstwach? - Blake lubił pastwić się nad nerwowymi, ale inteligentnymi śledczymi. Z drugiej strony w emocjach wpadali na wiele ciekawych tropów... Śledczy zwrócił się do niego per Pan. Chucherko mógł z nadmiaru emocji dostać wylewu. Podejmując nieświadomą decyzję wyprostował się i ustawił nieco bokiem - zmniejszając optycznie swoją postać i tym samym stając się mniejszym zagrożeniem dla “drapieżnika”. - Ma rytualny sztylet. Tak sądzę. Gdy Carl znalazł w końcu kwiat uśmiechnął się, jakby radosny z osiągnięcia istotnego sukcesu, mimo że ten mógł okazać się całkiem zbędny i nieznaczny dla całej sprawy. Przybliżył do siebie zielnik i powąchał go zastanawiając się czy zwiędłe kwiaty mają w ogóle jakieś zapachy. Chyba powinny? Z zamyślenia wyrwał go Ethan. Chłopak spojrzał na niego zamyślony, jednak nie mógł skojarzyć z niczym praktycznym określenia morderstw w liczbie mnogiej. To było pierwsze, które mu pokazali. W odpowiedzi wzruszył ramionami. Wtedy zorientował się, że jest tutaj jeszcze jedna osoba i to najpewniej z nią zaczął rozmawiać. Nie przejął się tym zbytnio i pokazał mu zielnik uderzając palcem w szlaczki pod kwiatem. Mimo, że nie potrafił czytać miał świadomość, na czym to polega i zastanawiał się czy nie ma tam napisanego niczego istotnego. Zapewne znajomość języka mogłaby mu pomóc. - O... - zamrugał zaskoczony funkcjonariusz - Widziałem już kiedyś to... - nie skonkretyzował o co mu chodzi. - Co widziałeś? - zapytał Ethan zmieniając lekko ton i rezygnując z określenia “Per Pan”. - Pismo... - zaczął się zastanawiać na głos - Było w takim jednym... sklepie... - Podaj adres i poleć mi dobrego lingwistę. - polecił Ethan z uśmiechem. |
01-08-2012, 09:27 | #13 |
Reputacja: 1 | Rada Black, koroner i inspektor Davis Rada nie zdawała sobie sprawy z tego, że ktoś ją obserwuję. Nawet gdyby zauważyła to zainteresowanie, nie przejęłaby się nim specjalnie. Z pełnym skupieniem, nie zważając na nic podeszła do poddawanego oględzinom ciała i nachyliła się przez ramię nienagannie ubranego koronera, tak że mógł spokojnie usłyszeć morze, przytykając ucho do jej muszelek szczęścia. Przyglądała się uważnie ranie w boku ofiary. - Wątroba. - rzekła, marszcząc w zamyśleniu czoło. Niedobrze - Było więcej takich przypadków? Koroner odruchowo odwrócił głowę, by wylądować nosem w rowku utworzonym przez dwie miseczki F. Zamarł nie wiedząc jak zareagować. - Pani oficer... - skarcił ją dobiegający z góry głos inspektora Davisa, który nie przywykł do powtarzania ostrzeżeń. - Właściwie to już piąta - odpowiedział głosem stłumionym przez biust wielkozębny specjalista i odsunął głowę, by zaczerpnąć powietrza. Jednak groźba inspektora nadal wisiała w powietrzu, co było bardzo widoczne po niby-dyskretnych spojrzeniach funkcjonariuszy. Pani oficer nie miała niestety pojęcia co oznacza ton głosu przełożonego, ani spojrzenia współpracowników, ani nawet nie czuła się niezręcznie z nosem koronera pomiędzy piersiami. - Bardzo niedobrze - westchnęła i nachyliła się jeszcze bardziej, zmuszając koronera do dziwnej gimnastyki, albo poddania się nieuniknionej kąpieli w cyckach - Wątroba to jeden z najważniejszych mistycznie narządów - mruknęła pod nosem. Czyżby ktoś kradł moc uzdolnionym magicznie jednostkom? To by mogło oznaczać, że potrzebuje ogromnych jej nakładów w celu przeprowadzenia jakiegoś potężnego rytuału. Potężne rytuały rzadko kiedy miały niestety na celu dobro ludzkości. Inspektor Davis wyciągnął z “opresji” najwidoczniej bezbronnego koronera. Dosłownie, ponieważ nagle Rada siłą dwóch ramion została postawiona do pionu i obrócona twarzą w twarz z niezadowolonym dowódcą. Skonsternowana dziwnym, według niej, zachowaniem Davisa Rada mrugnęła kilkakrotnie w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Chyba bardziej był zaskoczony on, nie widząc w spojrzeniu podkomendnej oczekiwanego strachu. Jednak to była chwila, widział już dziwniejsze rzeczy niż socjopatów w mundurach. Puścił więc biuściastą. - Imię, nazwisko i stopień? - Rada Black, detektyw - odpowiedziała po kolei, spokojnie wykonując polecenie. - A teraz skąd wiesz to o wątrobach? Co to właściwie za gusła? Detektyw Black mrugnęła jeszcze raz i odparła z marsową miną. - Myślałam, że wszyscy to wiedzą - położyła jedną dłoń na swoim boku, a drugą tam gdzie pod żebrami znajdowała się wątroba Davisa - Wątroba to narząd przechowujący ładunek magiczny - dla porządku sięgnęła jeszcze w stronę koronera, była zaskakująco zainteresowana jego wątrobą. [MEDIA]http://24.media.tumblr.com/tumblr_m81peu7b3H1qmkbkzo1_500.gif[/MEDIA]
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |
31-08-2012, 19:34 | #14 |
Reputacja: 1 | Troy “Myszka” nie wracała. Dobrze... Powinna tam zostać dopóki całe to policyjne zbiegowisko się nie rozejdzie... i jeszcze chwilę dłużej. Zarzuciwszy torbę na ramię, udał się w kierunku drzwi. Miał czas i powody, by zasięgąć języka wśród przybyłego tałatajstwa. Zatrzymało go pukanie do drzwi... Ciekawe. Zerknął przez judasza. Nietutejsza dziewczyna...Młoda, ładna i po cywilnemu. Zdecydowanie nie policjantka. Dziwne. Wyglądała na zaaferowaną... Jakby... napalona. W sumie powinien się ucieszyć... To mieszkanie nie widziało kobiecego tyłka z przerwami od tego krótkiego, walącego whiskey i trawą okresu, w którym Troy świętował zostawienia mu mieszkania przez rodziców... kiedy to było? W obecnej sytuacji jej podniecenie było conajmniej niepokojące... w sumie ładna i zaprosiłby do domu, ale cholera... może nekrofilka jakaś... może to ona zamordowała... Stop! Natłok głupich, nieskładnych myśli. Psychice Troya zdecydowanie nie służyła jakakolwiek akcja w pobliżu jego gniazdka. Za dużo tego... Uchylił drzwi, niepewny, po czym uśmiechnął się z zewnątrz serdecznie, wewnątrz - z ulgą.
__________________ Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper. |
04-09-2012, 11:37 | #15 |
Reputacja: 1 | Koroner patrzył na panią detektyw z lekko rozchylonymi ustami ukazując tym samym królicze jedynki. Natomiast Davisowi najprawdopodobniej nie spodobało się spoufalające macanie po wątrobie toteż nie tylko odtrącił dłoń ze swojego brzucha, ale także złapał dłoń wędrującą w stronę specjalisty. - Chcę wiedzieć o tym więcej - stwierdził koncentrując spojrzenie Rady na sobie. Koroner tymczasem powstał i także z zainteresowaniem przyglądał się kobiecie. Niewątpliwie jej wątroba fascynowała go nie mniej jak ta przedziurawiona Charlesa. Przez twarz kobiety przemknął cień irytacji. - Więc lepiej zacznij się doszkalać - wyłuskała spokojnie ręce z jego uścisku - Bo stoisz w samym środku mistycznego łajna. Miała ochotę splunąć, ale podobno to już wyszło z mody. Nikt nie żuł już tytoniu, nikt nawet nie palił papierosów, wszystko się zmieniało, plucie na ulicy było naganne. Ludzie, jak oni ją irytowali. Tępe małpoludy utrudniały jej zadanie jak tylko mogły. Inspektor Davis już dawno nie musiał udowadniać swojej pozycji, można by powiedzieć, że odwykł. W głowie walczyły dwie myśli - nawrzeszczeć na detektyw Black i zdobyć jak najwięcej informacji na wątrobiany temat. Powinien ją wywalić na zbity pysk. - Zdjęcia ciała już zrobione? - patrząc prosto w oczy Rady zwrócił się do reszty obecnych osób. Nawet, a właściwie - głównie, pani detektyw rozumiała przekaz tej jednoznacznie agresywnej postawy. Zaraz też dobiegły ich uszu zapewnienia, że “tak, obstrykano ciało ze wszystkich stron”. - Louis, zabierz Brooksa i detektyw Black do prosektorium. Może dowie się czegoś ciekawego, a ja chcę jutro rano twój raport na biurku - ta druga uwaga była skierowana do Rady. Po czym zostawił ich w kuchni, by nie rozszarpać niedojrzałej policjantki na strzępy. Tak, Rada rozumiała czystą agresję bardzo dobrze. Proste, intensywne uczucia jej nie umykały, zwłaszcza z tak bliska. Zwróciła się do koronera zwanego Louisem. - Zróbmy to - powiedziała odnosząc się do polecenia przełożonego, nie zwracając najmniejszej uwagi na dwuznaczość tej propozycji. Koroner Louis przemknął spojrzeniem po twarzy brunetki jakby sprawdzając czy to żart czy nie. I chyba doszedł do wniosku, że to pierwsze, choć Rada nie była specjalistką w tej sprawie. Nawet ciężko było powiedzieć czy była już na poziomie “nowicjuszki”. - No to chodźmy - zaprosił gestem kobietę by ta przeszła jako pierwsza przez próg. Wychodząc na korytarz Rada, a właściwie jej ciało, przypomniało sobie o tym, że byli też tutaj inni. Czuła, że korytarzem przeszło coś niepokojącego, na tyle na ile mogła skonkretyzować, doszło do pokoju na końcu korytarza, gdzie w drzwiach stał właśnie rachityczny policjant. Przypomniała sobie także, że ta ulica była czyjąś własnością, terenem, czy jak to inaczej nazwać. Instynkt kazał jej wybrać: konfrontacja lub zlekceważenie. Zatrzymała się w miejscu i odwróciła wzrok tam skąd dochodził nieprzyjemny swąd. Bez słowa ruszyła ku drzwiom, które przysłaniała szczupłą sylwetka policjanta. Była spięta i gotowa do skoku, jednak starała się panować nad swoimi odruchami. Chciała po prostu sprawdzić, co wydziela ten dziwny odór. Mogła to zignorować i pojechac od razu do prosektorium, ale wolała znowu nie ryzykować, że przeoczy coś niebezpiecznego. Rada weszła do pokoju. Przy drzwiach wyczuła dwie wonie: chmurę strachu wyprodukowaną porami ciała chucherka i dreszczotwórczy zapach niebezpieczeństwa unoszący się od ciemnoskórego młodziaka w płaszczu i czarnych okularach noszonych nawet w tym niedokońca oświetlonym pomieszczeniu. Po zmroku.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |
11-09-2012, 21:58 | #16 |
Reputacja: 1 | W momencie, gdy kura wyleciała przez okno Ethan dziwnie spojrzał na leżące ciało nieprzytomnego funkcjonariusza. Gość nie wytrzymał presji. Nic dziwnego. A co do kury... Ta panienka zaczynała go na serio intrygować. Raz, że zamieniła się w kurę, dwa, wyleciała przez okno mimo iż kury raczej nie potrafią latać! Chyba, że spadać. To umiał każdy. Nie tracąc czasu Blake spojrzał na niemowę przekazując mu swoją walizkę. - Potrzymaj. Muszę zająć się naszym przewodnikiem. Agent specjalny nachylił się nad chuderlawym policjantem i zaczął go cucić. Normalnie wykonałby cały szereg czynności, ale teraz... On się zsikał a Blake nie miał zamiaru śmierdzieć moczem o krztę bardziej niż to konieczne. - Panie! Budź się Pan! Mamy robotę do wykonania! W sumie Blake liczył, że ktoś przyjdzie i go wyręczy w tej niebywałej sytuacji. Z drugiej strony funkcjonariusz mógłby zacząć bredzić o ich nowej koleżance czego Ethan wolał uniknąć. Agent musiał to w spokoju przemyśleć. Sprawdził puls, obrócił ciało do wygodniejszej pozycji. Gość musiał się obudzić i wydobrzeć, bo... W sumie nie dziwił mu się, że zemdlał. Nie jeden by to zrobił po tym co zobaczyli... Niewiele wysiłku potrzeba było. Już po pierwszym krzyknięciu Chucherko podskoczył jak rażony piorunem i szeroko otworzywszy oczy zaczął ze zdziwieniem obserwować otoczenie. Najprawdopodobniej zastanawiał się co się stało, dlaczego ma mokre spodnie, choć to jakże abstrakcyjne zagadnienie wolał zostawić sobie na potem, i dlaczego na niego znowu wrzeszczą? To ostatnie mogło być ściśle powiązane z faktem przyjmowanej horyzontalnej pozycji toteż chłopaczek poderwał się jak za pomocą sprężyny i stanął na równe nogi. - Tak jest?! - skrzeknął niczym chłopiec przechodzący mutację. Widząc podnoszącego się z niemałym zdziwieniem funkcjonariusza Ethan uśmiechnął się delikatnie. Wstał na równe nogi, wziął od Carla swoją walizkę. - Słuchaj. Idź i się nieco ogarnij. Za półtora godziny widzimy się na dole przy taśmie. Ja zbiorę co mogę, ty pozbierasz papierki od waszych śledczych i po przekazaniu mi całości zaprowadzisz nas do tego wspomnianego sklepu. Aha. I nie mów nikomu o tym co widziałeś w tym domu. To ważne... Ważne dla przebiegu śledztwa. - Blake czekał na odpowiedź oniemiałego mężczyzny. Oniemiali mężczyźni rzadko kiedy wydają z siebie więcej niż jedno słówko. I tak miało stać się tym razem. Funkcjonariusz potrząsł głową z taką prędkością, że powstało zagrożenie, że wybije sobie któryś z kręgów szyjnych. Natomiast młodzik, postąpił o krok, by przypomnieć o swojej obecności w pokoju. Wbił spojrzenie ukryte za przyciemnianymi szkiełkami okularów w profil Ethana. - Słyszałeś Carl. Widzimy się za półtora godziny. Jak możesz dopilnuj aby nasz kolega nie stracił ostatków godności i na pewno stawił się o umówionej porze. Ja za ten czas zbiorę dokumenty i dowiem się nieco na temat naszego zadania. Dopiero mi je przydzielili a już takie rewelacje. - powiedział Blake. Chwila jaką Ethan spędził na przemierzaniu mieszkania dała mu do myślenia. Musiał się śpieszyć o ile chciał zdążyć na czas... *** Jego biuro jak zawsze trwało w zdumiewającej czystości i ładzie. Żadnych fruwających papierków, plam po kawie na blacie biurka czy też innych nieprzyjemnych historii. Pomieszczenie było przestrzenne i jasne. Na stylowej szafce obok dużego okna stało parę zielonych roślin. Ethan nigdy nie zapominał ich podlewać. - Joseph za pięć minut chce tu mieć wszystkie dokumenty związane ze śledztwem Browna. Wiem, że poza aktami musicie coś tam mieć więc... masz pięć minut. - nagrał się na sekretarkę kumpla agent po czym znowu zaczął przeglądać akta swojego poprzednika. Na zdobywanie informacji, zebranie większej ilości materiałów w siedzibie federalnych miał jakieś pół godziny. Później musiał udać się na umówione spotkanie. Normalnie pojechałby autem gdyby nie... cholerna fobia. Cały czas nad nią pracował, ale myślał, że miną grube lata zanim wsiądzie chociaż do taksówki nie mówiąc o prowadzeniu… |