Liam swoje pierwsze kroki skierował do apteki. Szukał benzedryny, ketanolu, antyseptyków i sulfonamidów. Na sen, na ból i na rany. Wyglądało na to, że na rynku usług medycznych podaż znacząco malała. Po namyśle dorzucił antytoksynę jadu żmij i calcium oraz dodatkowe bandaże i gazę jałową. Znalazł jeszcze zgrabny pakuneczek zestawu pierwszej pomocy i ruszył w poszukiwaniu torby na te wszystkie dobra, po drodze zabierając ze spożywczego butelkę wody.
W sklepie myśliwskim przez dłuższą chwilę rozważał zarówno kamizelkę rybacką, jak i różne cywilne wersje webbingu. Były imponujące, ale miały jedną wadę: cholernie łatwo o nie zaczepić, a nawet kieszenie mocowane na velcro bywają zbyt mocno przyczepione, by pozbyć się ich solidnym szarpnięciem. Znalazł przyborniki – jeden na zestaw pierwszej pomocy, drugi na dodatkowe leki – i przypiął je do pasa po lewej stronie. Za nożem po prawej umieścił manierkę, do której przelał wodę z butelki. Pomiędzy przybornikami na prawym boku przypiął wodo- i wstrząsoodporną latarkę, do kieszeni wrzucając dodatkowe baterie. Do sportowej torby załadował kilka puszek Coli i batonów z pobliskiego automatu, pęk flar LED paczkę flar, cztery cywilne magazynki do Beretty i pięć paczek po dwadzieścia naboi 9mm. Przeszedł do sklepu z narzędziami, skąd wziął multitool, klucz francuski i trzy rolki mocnej taśmy samoprzylepnej. Gdy zgasły światła, ważył właśnie w dłoniach całkiem porządnie wykonaną maczetę. Po zapadnięciu ciemności jakoś nie miał ochoty się z nią rozstawać. Przepiął nóż na łydkę, a na jego miejsce przytroczył kaburę maczety. Zarzucił torbę na ramię, uruchomił flarę LED, i pobiegł do pozostałych, myszkujących po sklepach. |