| No to wrzucam. Cytat:
Dziewczyna siedziała rozwalona na obrotowym krześle bokiem do biurka. Trochę znudzona bawiła się co rusz długopisem, albo stalowym spinaczem, na blacie. Robiła to przez dobre kilka minut. W końcu plasnęła dłonią, przerywając, wygięła głowę w tył z mocnym westchnięciem.
- Dave, rusz się. Ekipa nie będzie tyle czekać - odezwała się na tyle głośno, by usłyszano ją z drugiego końca niewielkiego mieszkania - Dave! - dodała wyraźniej nie otrzymując odpowiedzi - ...słyszysz?!
- Ta! Już skończyłem! - odezwał się zza ściany mocny męski głos.
- Trzeba było powiedzieć, że zajmie Tobie to rok, to bym się tu nie telepała… - skomentowała jakby do siebie wciąż ze znudzeniem.
Wzrok dziewczyny z ponownym westchnięciem wrócił na biurko szukając czegoś, czym mogła się zająć przez najbliższe sekundy, minuty a wreszcie kolejne lata czekania. Ogólny bałagan jaki panował na blacie nie był niczym dziwnym dla jego właściciela. Parę pudełek po żarciu powtykanych jedno w drugie, parę puszek, gazety, książki, luźne kartki papieru, te zapisane i te czyste, wraz z całą masą innych mniejszych pierdół. Dłuższą chwilę jej wzrok analizował naturalne środowisko zamieszkującego je samca. Prawdopodobnie dziewczyna siedziała by tak dalej, gdyby jej oczy nie wychwyciły przefaksowanej kartki z dość kluczowym słowem “zlecenie” które zauważyła jako pierwsze. Wyprostowała głowę wpatrując się podmiot zainteresowania, chwyciła go i zaczęła czytać.
- Nic nie mówiłeś, że dostałeś zlecenie - skomentowała po chwili czytania.
- Ano, nie mówiłem - odpowiedział mężczyzna wchodząc do pokoju z gołą klatą i ręcznikiem na głowie. Wycierając energicznie włosy przeszedł przez pokój kontynując - Też nawet nie mówię o innych zleceniach, które do mnie trafiają a które olewam, bo i po co?
- Gość jest w śpiączce… - odpowiedziała ponuro lekko kwaśnawą miną.
- Wiem. Czytałem przecież. Nie pasuje nam termin, więc nie ma się czym przejmować
- Serio? Przecież to jest pięć kafli.
- Jud, pięć, czy nie pięć, mamy koncert. Z głodu nikt nie umrze, będą następne zlecenia.
- Co Ty pieprzysz, to kupa forsy jak na jeden raz - odrzuciła z lekkim skrzywieniem. Patrząc jeszcze na kartkę dodała po chwili - Dobra, ja czekam na zewnątrz. Uwijaj się.
Zginając niedbale telefoniczny wydruk wcisnęła go sobie między zęby. Wolne ręce napięły się i jednym sprawnym susem zsiadła z biurowego krzesła. Po wylądowaniu sięgnęła z blatu rękawiczki i założyła je na dłonie. Paroma ruchami ciała zaczęła kołowanie w stronę drzwi. W tym czasie Dave stanął, prawie już ubrany przy futrynie swojej sypialni. Zarzucając na siebie koszulę i zapiął guziki. Widział, że dziewczyna porwała ze sobą kartkę. Nie powiedział nic więcej, szukając kolejnych elementów garderoby.
Judith będąc za drzwiami skierowała się do wind. Z nimi nie było tyle zachodu co ze schodami. Zawsze wybierała windy. Po naciśnięciu przycisku przywołania, zaczęła ponownie zajmować swój czas, balansując ciałem w przód i tył, tak jakby miała przechylać się z pięt na palce i z powrotem. Minęła dłuższa chwila zanim mogła znaleźć się w kabinie a będąc już w środku nie musiała czekać na mężczyznę. Ten szybszym ruchem wleciał do środka i nacisnął przycisk parteru. Obrócił się do kumpeli i patrzył na nią chwilę.
- Ty tak na serio?
- Na serio z czym? - rzuciła wyciagając kartę z ust.
- No z tym - wskazał wzrokiem nie rozumiejąc idei pytania o rzecz oczywistą.
- I tak na koncercie nie jestem wam potrzebna. Kasę skądś muszę brać - odpowiedziała w sposób dla niej nienaturalny, co zostało zauważone.
- Jud, na prawdę, nie jesteś w formie - dziwił się wielce na zupełnie abstrakcyjny pomysł. Raz, że zawsze robili to w duecie, dwa, nigdy nie opuszczała ich koncertów. Musiało być z nią na prawdę źle, gorzej niż przypuszczał - Natalie by tego nie chciała - skomentował nieśmiało nawrót jej użalania nad sobą.
- Dave, daruj mi - odpowiedziała zapowiadając swoje niezadowolenie przy nie wysłuchaniu prośby.
- Nie no, po prostu~
- ~dam radę, ok? - odrzuciła stanowczo, ostro i niechętnie, nie dając dokończyć swojemu rozmówcy. * * * Dwa dni później
- Dajcie czadu chłopaki - rzuciła ze skromnym uśmiechem w stronę tylnych siedzeń samochodu - Na bis zagrajcie koniecznie mój ulubiony numer, ok?
- Spoooko mała - odrzuciła radośnie trójka gości cisnących się na tyle samochodu - Damy tak popalić, że do końca miesiąca będziesz żałowała, że Ciebie nie było!
- Taa… Na razie! - odpowiedziała raz jeszcze niemrawym uśmiechem.
Drzwi pasażera otworzyły się szeroko, zaraz po tym pojawiła się pomocna dłoń Dave’a, którą Judith złapała by jednym pociągnięciem i szybkim susem wyskoczyć z auta. By ruszyć do swojego mieszkania musiała chwilę się ogarnąć. W tym czasie Dave zamknął za nią drzwi, bagażnik i wsiadając za kierownicę uniósł rękę w geście pożegnania. Wiedział, że żadna rozmowa nie będzie się kleić - dał więc od razu za wygraną. W końcu dziewczyna udała się do swojego budynku i zniknęła za jego drzwiami, rozentuzjazmowana ekipa pod nazwą “Natalie” od razu po tym ruszyła na swój koncert.
Tego dnia nie była w sosie. Markotna, przejęta czymś i bez energii. Wybrana winda sprawnie dostarczyła ją na odpowiednie piętro. Parę przekręceń klucza w zamku i mogła wjechać do swojej samotni. Pomimo, że nic wielkiego nie działo się tego dnia, była zmęczona. Przy swojej najwygodniejszej sofie na świecie, wygodniejszej niż jej łóżko, mogła nareszcie porozpinać się z pasków. Jednym susem znalałba się na miękkim obiciu sofy. Była w końcu wolna od tej klatki na dwóch większych kołach. Siedząc pchnęła wózek jakby chcąc wyrzucić razem z nim wszystkie negatywne emocje, które powodował. Przesunęła się na rękach na drugi koniec sofy otwierając pudełko i chwytając jeden z ostatnich kawałków pizzy z wczorajszego wieczora. Po paru gryzach, mieląc napakowane do pełna usta, chwyciła leżącą gdzieś przefaksowaną kartkę.
Czas na pierwsze zadanie bez pomocy Dave’a.
| Więcej szczegółów do wyciągnięcia dla chętnych podczas sesji |