Cofając się machał skrzydłami, jak oszalały, aby ścieki i wiatr zatrzymały napastników. -Mhy ich pokhonać!! -Nie zadowolony z ucieczki, ale bardzo zadowolony z odciętych łap Luthera. -Smhoku thy splhunać a ja szkhudłami powhiać tho na nich i mhy uciehkc szyhbko. |
Czas uciekał. Było coraz mniej czasu na ucieczkę. Pomysł diabła był ryzykowny. - To nie ma sensu ich jest zbyt wiele. - Rzucił i zaczął uciekać. "Jeśli ten głupiec ma zamiar tu zostać to jego sprawa." - pomyślał. Nie obchodziło go czy jego towarzysze podążą za nim, każdy ma przecież własną wolę. |
- Wiesz. Andoroth może ma rację. Jak to mawiał mój nauczyciel: "Lepiej uciec z hańbą niż głupio zginąć". Następnie szybko pobiegłem za Andorothem. Dogoniłem go i biegłem tuz przy nim. Mój wzrok jeszcze nie wrócił do normy więc Andoroth służył mi za oczy. |
-Cóż... Nie żebym tchórzyła, ale ja jakoś nie mam zamiaru umierać - powiedziała elfka i ruszyła biegem za Garrettem i Andorothem. |
-Why mnhe nieh rozhumic jah ich tyhm zrhanic i zathrzymac wthedy mhy miehć wieszkhasz sanhse na uciehczke... why. -Skrzydła miał przygotowane, tylko jedne dmuchniecie Smoka. Biegł do tyłu, nie pozostając w tyle, ale czekając na chuchniecie. |
Biegliście do tyłu, a oczekiwane przez Rethzenrta zatrucie powietrza nie nadeszło. W końcu doszliście do włazu, i wyszliście na zewnątrz. Tam stało dwóch strażników. Co wy tu robicie? Mieliście szukać Luthera? Wracajcie, bo... - wskazał na was końcem halabardy. |
- Głupcze jesteśmy ranni, a ich jesssst tam kilkudziesięciu - powiedział Andoroth, który wyszedł z kanałów pierwszy. Spojrzał na strażników, a następnie na rany, które zadał mu Luther. - Wrócimy tam gdy dojdziemy do ssssiebie. |
Spojrzała niepewnie na koniec halabardy. Jakoś nie miała ochoty wracać, do tych ohydnych i śmierdzących kanałów, lecz nie chciała też skończyć w tutejszych lochach, czy gdzieś... Tym razem postanowiła, że nie będzie się odzywać. Pójdzie tam gdzie reszta. Chociaż w głębi duszy popierała Andorotha. |
Nic nie powiedziałem tylko pokazałem im swoja ranę którą zadał mi Luther. - Jak widzicie koledzy to co mówi mój nieumarły kolega jest czystą prawdą. W tym stanie to moge się najwyżej na nich wykrwawić. A to chyba niewiele da. Jak znajdziemy jakiegoś kapłana czy akolitę wrócimy tam i przygwoździmy tę beczkę szumowin. |
Kilkudziesięciu? Pierdolisz pan! To kłamca, szumowina, parszywiec! Skończysz w lochach, jeżeli zaraz tam zejdę a nikogo nie będzie. A ty diable, może i jeszcze gorzej. Lochy dla takiego gówna jak ty to nic! Panowie, zbieramy ekipę i schodzimy! A ty, rycerzu - zwrócił się do Garretta - wraz ze swoim kolegą nieumarłym możecie udać się do świątyni po pomoc akolity. Tylko nie zabierajcie do tego świętego miejsca przeklętego diabła! Broń wszechojcze! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:14. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0